ROZDZIAŁ
9
Tradycyjnie zagrali Vivaldiego, do którego
Witek miał ogromny sentyment, bo to na jego utworach szlifował swoje
umiejętności. Do tego doszedł jeszcze Schubert i Lutosławski. Poszło wszystko
zgodnie z planem a licznie zgromadzona publiczność dziękowała za te koncerty
rzęsistymi brawami. Po załatwieniu wszystkich formalności wyjechali z Łańcuta trzeciego
dnia późnym popołudniem. Po pięciu godzinach Witek parkował pod swoim blokiem
na Ursynowie. Był zmęczony. Z powodu późnej godziny nie chciał dzwonić do
Hamrzyska, bo pomyślał, że być może Bożenka już śpi i postanowił wykonać
telefon zaraz z rana.
Tak też zrobił. Poinformował ją, że chyba
znalazł kupca i za chwilę rusza zorganizować jakieś kartony i worki.
-
Mówiłem o tym mieszkaniu chłopakom z zespołu i jeden z nich - Piotrek byłby
chętny. Dzisiaj ma mi dać konkretną odpowiedź, bo musi to obgadać ze swoją
dziewczyną. Wszyscy też zadeklarowali się do pomocy w pakowaniu moich gratów.
Jak dobrze pójdzie to przyjadę trzydziestego z całym moim dobytkiem.
-
Byłoby wspaniale, bo ja ostatniego rano chciałabym jechać do Poznania do ojca a
przy okazji zajrzę do wydawnictwa. Nie chciałabym w ostatniej chwili
organizować jakiejś opieki dla wujka.
- Ja
bardzo się postaram Bożenko, żeby on nie został sam. Ty tylko trzymaj mocno
kciuki za powodzenie całego przedsięwzięcia. Kocham cię i strasznie tęsknię.
Odezwę się jeszcze. Na razie.
Z domu wyszedł w pośpiechu. Nie chciał
tracić cennego czasu. Poza tym lodówka świeciła pustkami a on był głodny.
W pobliskim dyskoncie nabył kilka rolek
wielkich worków na śmieci i dostał sporo dużych kartonów. Zaczął od opróżniania
mebli. O szesnastej usłyszał dźwięk dzwonka i poszedł otworzyć drzwi. Na progu
stał uśmiechnięty od ucha do ucha Piotrek wraz z Agnieszką, a za nimi Jacek i
Paweł.
-
Mamy dobre wieści bracie – huknął Piotrek. – Oglądałeś dzisiaj swoje konto?
-
Nie… Nie miałem czasu nawet odpalić komputera. Cały czas układam ciuchy w
workach.
- No
to oświadczam ci, że przelaliśmy całą kwotę za mieszkanie. Trochę nam brakowało,
ale rodzice Agnieszki i moi pomogli. Jutro trzeba by się ruszyć do notariusza.
- To
wspaniałe wiadomości – Witek był pod wrażeniem. - Jak tylko się ogarnę, to
zaraz zadzwonię do Bożenki. Ucieszy się. A jutro możemy się umówić rano o
dziesiątej. Tu niedaleko na Ghandiego jest kancelaria notarialna niejakiej
Kaliny Gołębiewskiej. Znam ją z widzenia, bo mieszka w bloku obok. Nawet zaraz
mogę tam zadzwonić i umówić się. Pomożecie w pakowaniu…?
- No
po to żeśmy przyszli – Jacek z Pawłem ruszyli w głąb mieszkania. – Powiedz nam
tylko, które meble opróżniać.
Robota szła bardzo sprawnie. Witek umówił
się z notariuszką tak jak planował, na dziesiątą. Potem zadzwonił jeszcze do
Hamrzyska, przekazując najświeższe nowiny i upewniając się, że tam wszystko w porządku.
Potem zabrał kartony chcąc opróżnić kuchenne meble.
-
Tak naprawdę to nie wiem, co zrobić z kuchnią. Tam mamy już urządzoną i bez
sensu byłoby zabierać stąd te meble. Może chcecie je wziąć? – spojrzał na
Agnieszkę z nadzieją. – Są robione na wymiar. Ja zabrałbym jedynie lodówkę, bo
jest wielka, pojemna i bardzo nam się przyda a także zmywarkę do naczyń. Natomiast
z łazienki tylko pralkę.
- Ja
jestem chętna. Meble są bardzo ładne i chyba całkiem nowe.
-
Mają jakieś dwa lata i na pewno posłużą wam wiele następnych.
Ja zabiorę tylko komody, kanapę, stolik i
te dwa fotele. Może jeszcze dywan, bo to oryginalny turecki. Moja pamiątka z
pobytu w Stambule.
Następnego dnia Witek, Piotrek i Agnieszka
podpisali akt notarialny. Teraz zostało zamówić jedynie samochód z jakiejś
firmy transportowej, który mógłby przewieźć to wszystko. Poszukał w internecie
i znalazł firmę Altrans, która oferowała tanie przewozy. Zadzwonił tam
natychmiast i wypytał o wszystkie szczegóły. Umówił się na trzydziestego o godzinie
ósmej rano. Kalkulował, że zanim wszystko zniosą i zabezpieczą miną jakieś dwie
godziny. Jak dobrze pójdzie będzie w Hamrzysku koło piętnastej. Na ten dzień
umówił się też z Piotrkiem, który miał przyjść już tylko po klucze od
mieszkania. Jednak dwudziestego ósmego mieli dać jeszcze koncert na szczęście w
Otrębusach pod Warszawą. Cieszył się, że to na przykład nie Szczecin, z którego
miałby jeszcze wracać do stolicy.
Piotr pojawił się punktualnie i to nie sam.
Towarzysząca mu Agnieszka zadeklarowała się do posprzątania wszystkiego po
wyniesieniu mebli.
-
Nie będziesz sobie tym zawracał głowy – mówiła – a my chcemy się jak
najszybciej wprowadzić i też nam zależy, żeby urządzić się po swojemu.
Podziękował jej a Piotrowi powiedział, że
widzą się za tydzień we Wrocławiu. Oddał mu klucze i zasiadłszy za kierownicą
wolno wyjechał z parkingu. Za nim jak cień ruszyła bagażówka.
Było kilka minut po piętnastej, gdy ostry
dźwięk klaksonu poderwał Bożenkę na równe nogi.
-
Witek przyjechał! – krzyknęła do drzemiącego w fotelu Karola i pędem wybiegła
na podwórze. Zobaczyła jak wolno wtacza się na nie samochód Witka a za nim
bagażowe taxi. Witek podjechał pod garaż i wyskoczył z auta wskazując miejsce
do zaparkowania kierowcy bagażówki. Szybkim krokiem podszedł do Bożenki i
zamknął ją w swoich ramionach.
-
Strasznie się stęskniłem. Już nie mogłem się doczekać przyjazdu tutaj. Wszystko
załatwiłem i do Warszawy będę jeździł wyłącznie na koncerty. Zaraz wszystko
wyładujemy. Dzień dobry wujku! – krzyknął do wychodzącego z domu Karola.
Staruszek pomachał mu ręką i poczłapał w stronę kierowcy, który otwierał
szeroko drzwi od ciężarówki. Dwóch innych mężczyzn dołączyło do niego
wypakowując te największe gabarytowo rzeczy.
-
Kanapa, pralka, fotele i stolik idą na piętro. Zaraz panom pokażę – Witek
podszedł do nich wskazując na wejściowe drzwi. – Lodówka i zmywarka do kuchni a
cała reszta na razie do saloniku. Bożenka zabrała kilka worków z ubraniami i
zajęła się przygotowaniem obiadu, na który zaprosiła także przyjezdnych. Przy
nim Witek uiścił zapłatę i dorzucił jeszcze coś extra za to, że pomogli wnosić
meble i ustawić je tam, gdzie chciał. Po ich odjeździe już na spokojnie wraz z
Bożenką poukładali jego rzeczy w pokoju, który zajmował i ustawili lodówkę i
zmywarkę w kuchni.
-
Zmywarkę i pralkę podłączę jutro. Będziesz miała wyrękę przy większej ilości
naczyń. Chodźmy jeszcze na górę. Rozłożymy dywan. Całkiem nieźle wygląda teraz
ten pokoik. Przynajmniej posłuży twojemu ojcu i jego dziewczynie jak przyjadą w
odwiedziny.
Kiedy zasiedli w saloniku przy parującej
kawie Witek z rozkoszą wyciągnął nogi i rozparł się na kanapie.
-
Strasznie intensywne miałem te dni i bardzo się cieszę, że to już za mną. Nawet
nie myślałem, że wszystko pójdzie tak sprawnie. Najbardziej jestem zadowolony
ze sprzedaży mieszkania, bo sądziłem, że będę musiał nieźle się natrudzić, żeby
się go pozbyć. Teraz mamy tydzień dla siebie. Potem wyjeżdżam na dwa dni.
Najpierw Wrocław potem Poznań, ale stamtąd już blisko. Ty jutro wyjeżdżasz z
rana?
-
Tak… Tak chyba będzie najlepiej. Skończyłam tłumaczyć i przygotowałam sobie ten
raport. Na jego podstawie będą robić mi przelewy wypłaty ponoć do dziesiątego
każdego miesiąca. Odwiedzę też tatę. Już do niego dzwoniłam. Chcę pogadać na
temat świąt. Wezmę im trochę grzybów, skrzynkę jabłek i może kilka słoików
kompotów. Pomyślałam też sobie, że moglibyśmy w tygodniu pojechać na targ.
Poczytałam trochę w internecie o robieniu kiełbasy, salcesonu i pasztetu
takiego do smarowania, w słoikach. Może udałoby się nam kupić ze dwie półtusze
wieprzowe i zrobiłabym trochę tego na święta? Wiem już jak zapeklować boczek i
przygotować szynkę do wędzenia. Państwo Jeziorscy ci, co mieszkają za sklepem,
mają własną wędzarnię i może uwędziliby nam trochę mięs. Te wędliny ze sklepu
wszystkie smakują tak samo. Sama chemia a co swojskie to swojskie. Może udałoby
nam się dostać trochę naturalnych trzewi? A nawet jeśli nie, to mogę kiełbasę
zrobić w słoikach. Co o tym myślisz?
Witek roześmiał się na całe gardło i
przygarnął ją do siebie.
- Oj
ty mój niepoprawny pracusiu. Naprawdę tak lubisz się narobić?
- No
trochę się narobię, ale jaką będziemy mieli satysfakcję, że wszystko zrobiliśmy
sami. Bezcenne.
- W
takim razie pojedziemy. Trzeba będzie też poszperać w internecie za jakimś
dostawczakiem. Może ktoś chce sprzedać w okolicy? Dobrze by było, bo raczej nie
chciałbym wozić martwych świń w bagażniku swojego autka.
Poznań przywitał ją deszczem. Podjechała
najpierw pod wydawnictwo chcąc tam oddać raport. Naczelny był zadowolony i
zlecił kolejne książki do przekładu. Wychodząc już z budynku zadzwoniła do ojca
prosząc go o pomoc w wypakowywaniu bagażnika.
-
Sama nie dam rady tego unieść, bo są dwie skrzynki owoców i słoiki z kompotami.
Czekaj na mnie przed bramą. Będę za piętnaście minut.
Czekali na nią oboje kuląc się pod
parasolem. Zaparkowała najbliżej wejścia i przywitała się z nimi.
-
Weź tato jedną skrzynkę, a my z Bogusią zabierzemy tę drugą i obie torby. Jakoś
poradzimy sobie.
Na kuchenny stół wyciągała zawartość toreb
a Bogusia tylko wzdychała.
-
Rany boskie ile tego…
-
Nie tak wiele, a przynajmniej na jakiś czas wam starczy. Tu trochę słoików z
ogórkami kiszonymi i kapustą, a tu kompoty. Jest też trochę marynowanych i
suszonych grzybów. Zrobicie mi kawy? Muszę koniecznie pogadać z wami o
świętach.
Rozsiadła się wygodnie na kanapie z
filiżanką parującej kawy i omiotła wzrokiem mieszkanie. Uśmiechnęła się.
Wyglądało o wiele lepiej bez tych staroci, które zalegały w nim od dziesiątków
lat. Ojciec pozabierał z jej mieszkania wszystko co tylko mogło mu się przydać.
-
Naprawdę nieźle to wygląda. Mieszkanko nabrało nowoczesnego charakteru. Nie
takie złe te moje meble.
- I
w dodatku nie zniszczone. Jesteśmy bardzo zadowoleni i dziękujemy za nie –
ojciec poklepał ją po dłoni. – To co z tymi świętami? – powrócił do głównego
tematu, który już wcześniej poruszyła jego córka.
- No
właśnie. Przed wigilią będę chciała przyjechać i zabrać was do Hamrzyska. Po co
macie tłuc się pociągiem? Spakujecie trochę osobistych rzeczy i zabierzecie się
ze mną. Byłoby idealnie, gdybyście zostali aż do nowego roku, chyba że macie
jakieś plany związane z Sylwestrem?
-
Nie żartuj. Gdzie my na starość będziemy chodzić po zabawach? – obruszyła się
Bogusia. – Bardzo chętnie zostaniemy. Zawsze to dla nas jakaś odmiana a z tego,
co słyszałam i okolica bardzo ładna, i zdrowa.
- No
to załatwione. Ja oczywiście będę dzwonić. Jest jeszcze coś o czym chcę wam
powiedzieć. To może się wydać dziwne zwłaszcza tobie tato, ale od jakiegoś
czasu stanowimy z Witkiem parę. Oboje doszliśmy do wniosku, że jesteśmy sobie
pisani. Zresztą do podobnych konkluzji doszła babcia Emilia, co wyczytaliśmy w
jej zapiskach. Witek przez te wszystkie lata nie potrafił zbudować związku z
żadną kobietą, bo jak twierdzi od zawsze kochał mnie. Ja miałam podobnie.
Dobrze się rozumiemy i dogadujemy. Budujemy w Hamrzysku swoją przyszłość. On niedawno
sprzedał mieszkanie w Warszawie i już na dobre tam się przeniósł. Zobaczycie
jak wiele zdziałaliśmy. Wujek Karol zostaje z nami. Jest schorowany, ale
jeszcze lubi czasem pomóc w gospodarstwie. Nie mielibyśmy sumienia zostawiać go
samego w Białej. Jego synowie nie interesują się nim zupełnie, nie
przyjeżdżają. U nas będzie miał dobrą starość, bo na nią zasłużył. No i to tyle
nowin kochani.
- A
ja wcale nie jestem zaskoczony. Przecież pamiętam jak byliście dziećmi i jak
bardzo lgnęliście do siebie. Witek, to dobry chłopak i zawsze się tobą
opiekował. Bardzo się cieszę, że sprawy przybrały taki szczęśliwy obrót. Uściskaj
go od nas i powiedz, że ma nasze błogosławieństwo.
Wracała. Na szczęście wypogodziło się, choć
asfalt był wciąż mokry od deszczu. Zanim skręciła do domu z głównej drogi
zatrzymała się jeszcze przy posesji Jeziorskich. Chciała zapytać o ewentualne
wędzenie mięs. Pan Jeziorski, który kręcił się po obejściu podszedł do
drewnianej furtki i przywitał się z nią. Wyłuszczyła mu cel swojej wizyty.
-
Nie ma sprawy Bożenko. My będziemy wędzić dla siebie to i wasze uwędzimy. Za
parę dni będę bił świnkę, to dam znać. A wy skąd weźmiecie mięso?
-
Mamy zamiar jutro lub pojutrze pojechać do Czarnkowa na tamtejszy targ i kupić
dwie półtusze.
- A
może zamiast tam jechać kupicie ode mnie świnkę? Ja chętnie wam sprzedam i nie
policzę drogo. W dodatku sam ją oprawię. Jeśli chcesz, to ci pokażę.
Weszła na podwórze i pozwoliła się
zaprowadzić Jeziorskiemu do wielkiego chlewa. Było tam z dziesięć świń i dwie
maciory z licznym przychówkiem.
-
Spójrz na tę. Ma jakieś sto dwadzieścia kilo. Ja dla siebie będę bił tę
większą, bo rodzina się zjedzie a jest dość liczna.
-
Byłoby wspaniale. Szynki i boczki chcielibyśmy zapeklować sami. Znalazłam
świetne przepisy na pasztety, kiełbasy i na salcesony. Mamy zamiar spróbować
swoich sił i jeśli się uda, będziemy to powtarzać co roku.
- Wobec
tego po świniobiciu przywiozę tuszki do was i wtedy się rozliczymy.
-
Bardzo dziękuję panie Jeziorski. Zaoszczędził nam pan drogi. W takim razie
czekamy.
W domu podzieliła się z Witkiem dobrymi
nowinami i uspokoiła go, że nie będzie musiał poświęcać swojego nowego
samochodu do przewożenia świń. Wieczorem oboje usiedli do laptopa i
przetrząsali ogłoszenia dotyczące sprzedaży niewielkich samochodów dostawczych
wynotowując adresy i numery telefonów.