ROZDZIAŁ
7
Czas uciekał. Trochę się obawiała, czy
zdąży przetłumaczyć te trzy pozycje, które zleciło jej wydawnictwo. Jak do tej
pory niewiele mogła wykroić czasu dla siebie, bo wciąż miała mnóstwo pracy.
Witek będąc w Rosku kupił sto słoików, w które zaprawiała teraz grzyby i owoce.
Na grzyby chodziła każdego dnia o świcie. Było ich coraz więcej. Teraz też
wracała z dwoma wielkimi koszami wypełnionymi po brzegi prawdziwkami i
podgrzybkami. Już nie zapuszczała się w las, ale zwyczajnie szła wzdłuż drogi,
bo tam prawdziwków rosło najwięcej. Dzisiaj zawędrowała aż pod Białą. Jutro
była sobota i zamierzali pojechać do Wronek na targ. W ciągu tygodnia
postawiono płot i odremontowano budynki gospodarcze. Serce jej rosło, gdy
ogarniała wzrokiem całe gospodarstwo. Już nie przypominało tej ruiny jaką
zastali po przyjeździe. Miała wiele planów. Zamierzała powiększyć ogródek i
wysiać więcej warzyw, ale to dopiero na wiosnę. Sad domagał się też uwagi, bo
drzewa były stare i niektóre z nich po prostu trzeba było wyciąć, a pozostałym
przyciąć gałęzie, żeby mogły jeszcze rodzić owoce przez kilka lat. Teraz jednak
priorytetem było zabezpieczenie bytu na zimę, zapewnienie opału i zrobienie
zapasów.
Weszła do sieni z ulgą stawiając ciężkie
kosze z grzybami. Poczuła zapach kawy i zdziwiona weszła do kuchni. Tam krzątał
się już Witek szykując dla wszystkich śniadanie. Uśmiechnęła się. Zawsze był
bardzo pracowity i garnął się do każdej roboty. Usłyszał za sobą kroki i
odwrócił się.
-
Jesteś już… Jak poszło?
-
Dobrze… Bardzo dobrze… Przyniosłam dwa kosze. Wujek już wstał?
-
Słyszałem jak wchodził do łazienki. Siadaj. Już podaję.
Kiedy i Karol do nich dołączył Witek
poinformował ich, że na jutro umówił dwóch chłopaków od sąsiadów.
-
Chcieli zarobić parę groszy i pytali, czy nie znalazłaby się u nas jakaś
robota. Zaproponowałem, żeby porąbali trochę pniaków. Wujek ich dopilnuje.
Niech układają szczapy pod ścianą na lewo od drzwi. Te skrawki desek tak samo.
Przynajmniej zrobią trochę porządku w obejściu. My wyjedziemy rano i postaramy
się wrócić przed obiadem. Ja dzisiaj skoczę do Krucza, bo zamówiłem u stolarza
półki na przetwory i kojce na warzywa. Czuję, że będziemy mieć najlepiej
urządzoną komórkę w Hamrzysku – uśmiechnął się do Bożenki.
Po śniadaniu rozeszli się. Bożena uprzątnęła
naczynia i zabrała się za grzyby. Całe kapelusze nabijała na kolce gałązek
tarniny i opierała o ciepłe kafle pieca, by mogły dobrze schnąć. Część kroiła
układając na sitach a te całkiem małe przeznaczyła do marynaty. Przygotowała
też wszystko do obiadu. Wreszcie miała trochę wolnej chwili i mogła zasiąść do
tłumaczenia. Wyciągnęła wielki słownik Collinsa, który mógł się okazać pomocny
i usiadła przy kuchennym stole włączając laptopa.
Szło jej całkiem nieźle, bo tekst pierwszej
książki okazał się dość łatwy. Zawierał sporo dialogów i niezbyt rozbudowanych
opisów. Nawet nie musiała sięgać po słownik. Była zadowolona i pomyślała, że
jeśli i ta druga okaże się równie prosta, to będzie miała więcej czasu, by
pochylić się nad tomiskiem Willy’ego Brandta i rzetelnie przetłumaczyć go na
język polski.
Po godzinie wrócił Witek, ale zobaczywszy siedzącą
przy laptopie Bożenkę bąknął tylko, że nie będzie jej przeszkadzał i pójdzie
zamontować półki. Był pod wrażeniem jej pracowitości i tego jak wiele rzeczy ogarnia.
Nie oszczędzała się. Wiele wzięła na swoje barki i jeszcze te tłumaczenia…
Do godziny trzynastej zdołała przetłumaczyć
prawie trzydzieści stron. – Trzeba liczyć
około tygodnia na przetłumaczenie takiej ilości. Dam radę machnąć te dwie
pozycje w ciągu miesiąca. – Zamknęła laptop i zajęła się obieraniem
ziemniaków. Był piątek więc tradycyjnie postawiła na rybę. Wysuszyła
papierowymi ręcznikami rozmrożonego fileta z dorsza i opanierowawszy go ułożyła
na rozgrzanej patelni. Surówka z kiszonej kapusty dopełniła reszty.
Po obiedzie Witek zaciągnął ją do komórki
chcąc pochwalić się zamontowanymi półkami.
-
Spójrz ile masz tu teraz miejsca. Żeby ci tylko sił starczyło na zapełnienie
go. Mam wrażenie, że zbyt dużo bierzesz na swoje barki. Wciąż niedosypiasz,
latasz o świcie po lesie, a potem jak automat przechodzisz od jednego zajęcia
do drugiego. Boję się, że to odbije się na twoim zdrowiu – dokończył
zmartwiony. – Zmieniłaś się fizycznie. Schudłaś, co jest najlepszym dowodem, że
harujesz tu jak wół.
- A
ty nie? Oboje się nie oszczędzamy, ale to dlatego, że obojgu nam zależy, by
wreszcie doprowadzić to miejsce do ładu. Spójrz jak wiele dokonaliśmy w tak
krótkim czasie. To miejsce jest wyzwaniem. Rzeczywiście mieszkając w mieście
nie miałam aż tylu zajęć. Z pracy wracałam do domu i zbijałam bąki. Tu praca
nigdy się nie kończy, ale zdążyłam już przywyknąć. Nic mi nie będzie, więc nie
martw się. Komórka wygląda świetnie. Te kojce z piaskiem to kapitalny pomysł.
Warzywa na pewno wytrzymają do wiosny. Ciekawa jestem, czy uda nam się wszystko
jutro kupić. Mamy tylko jedną starą beczkę, a przydałaby się jeszcze jedna a
nawet dwie na ogórki. Nie muszą by takie duże jak ta.
-
Rozejrzymy się i kupimy to, co trzeba. Jednak dzisiaj resztę dnia wykorzystamy
na odpoczynek. Wszystkim się zajmę. Kupiłem grill w Kruczu. Przygotuję kilka
szaszłyków i hamburgerów. Rozpalę ognisko. Posiedzimy przy ogniu i trochę się
zrelaksujemy. Przynajmniej nie będziesz stała przy garach.
Witek był bardzo zorganizowany. Najpierw
przyprawił i dobrze rozklepał mięso na hamburgery. Ponabijał na zmoczone
wcześniej długie patyczki plastry boczku, kiełbasy, cebuli i kawałki papryki
Rozpalił pod grillem i ułożył to wszystko na nim. W tym samym czasie wujek
Karol zajął się ogniskiem, a Bożenka przyniosła na tacy talerze, pieczywo, dzbanek
z herbatą i pojemniki zawierające musztardę i keczup. Usiedli wokół ceglanego
kręgu zajadając się pysznościami. Wspominali czasy dzieciństwa, a wujek
opowiadał im historie ze swojej młodości. Witek sięgnął po skrzypce. Przytulił
je do podbródka i pociągnął smyczkiem po strunach.
https://www.youtube.com/watch?v=qweCeXMrO-0
Popłynęła melodia w żywym tempie i miła dla
ucha, w której Bożenka rozpoznała utwór Vivaldiego. Kiedy Witek skończył powiedziała
cicho.
- To
Vivaldi, prawda? Zawsze go lubiłeś.
-
Tak. To jego „Burza”. Będę grał ją w Łańcucie.
- To
było bardzo piękne synku - odezwał się Karol. – Pójdę już. Sen mnie morzy, ale
wy posiedźcie jeszcze, bo dopiero dziewiąta. Dobranoc kochani.
Witek schował skrzypce do futerału i
przysiadł obok Bożenki okrywając ją i siebie ciepłym kocem. Podrzucił jeszcze kilka
szczap do ogniska. Ciepło bijące od jego ciała rozluźniło Bożenę zupełnie.
Przyjemnie i miło było tak siedzieć w ciszy.
-
Chciałbym ci o czymś powiedzieć – usłyszała jego szept. – Wiesz, że ostatnio
dużo myślałem o słowach babci. Drażniły mój umysł i nie dawały mi spokoju.
Jednak wydaje mi się, że wreszcie zrozumiałem co miała na myśli i mam nadzieję,
że właściwie odczytałem jej intencje względem nas. Zastanawiałaś się czasem,
dlaczego żadne z nas nie ułożyło sobie do tej pory życia, nie spotkało na
swojej drodze tej właściwej osoby i nadal jesteśmy singlami?
-
Szczerze? Czasem myślałam o tym, ale też uważałam, że to ze mną jest coś nie
tak i że przyciągam wyłącznie niewłaściwych facetów. Nie do takiego typu ludzi
byłam przyzwyczajona.
-
Właśnie. Przyzwyczajona – powiedział z naciskiem. - To chyba odpowiednie słowo.
Przypomnij sobie nasze dzieciństwo od momentu, kiedy zmarła moja mama i
zostaliśmy tylko z babcią. Zawsze trzymaliśmy się razem i zawsze blisko niej.
Teraz myślę, że ona w jakiś sposób oswajała nas nie dla siebie, ale dla nas
nawzajem. Przyzwyczajała nas do tolerowania zachowań, naszych zalet i wad, do
bycia ze sobą. Tu nie wchodziły w grę żadne osoby trzecie, żadne osoby z
zewnątrz, bo to był tylko nasz i jej świat. Ona chciała dobrze. Nie
przewidziała tylko, że nasze drogi po jej śmierci tak bardzo się rozejdą. Nie
przewidziała, że żyjąc z dala od siebie w jakimś sensie staniemy się życiowymi
kalekami, bo bez tej drugiej osoby nie będziemy potrafili właściwie
funkcjonować. Ktoś, kto popatrzyłby na nasze życie z zewnątrz uznałby pewnie,
że wszystko jest w porządku. Pokończyliśmy nauki, zaczęliśmy dorosłe życie, a
jednak nie byliśmy tak do końca w pełni wartościowi. Trudno jest mi to ująć w
słowa, ale wierz mi, że ja czułem tę pustkę przez cały czas będąc z dala od
ciebie i od tego miejsca – ujął jej dłoń i przytulił do policzka. – Myślę
Bożenko, że ona zaplanowała nam życie i mimo, że wychowywaliśmy się jak
rodzeństwo, to ona przeznaczyła nas dla siebie. Obserwowała nas, widziała jak
bardzo jesteśmy do siebie przywiązani i wiedziała już, że w przyszłości pisany
jest nam wspólny los. Nie mogła i nie potrafiła nam tego wyjaśnić, bo byliśmy
za mali i nie zrozumielibyśmy. To dlatego mówiła, żebyśmy nie rozmieniali
naszej miłości na drobne, co tak naprawdę miało znaczyć, że powinniśmy skupić
się wyłącznie na sobie, bo chociaż jeszcze tego nie rozumiemy to w końcu
nadejdzie moment, że będziemy mieć pewność co do swoich uczuć względem siebie.
Ona miała rację Bożenko. Jak tu przyjechałaś i zapytałaś, czy kogoś mam
odpowiedziałem ci, że nie rozmieniłem mojej miłości na drobne i jest w moim
życiu kobieta, którą kocham od wielu lat. Ta kobieta, to ty. Nie wiem, czy
czujesz podobnie. Nie mam pewności, czy odwzajemnisz to uczucie. Ja bardzo
chciałbym. Ten dom upomniał się o nas. Nie rozumiałem tego, ale teraz już wiem,
że to taki rodzaj karmy, która do nas wróciła. To ona kazała nam tu przyjechać i
wspólnie odbudować ten dom, bo to w nim powinniśmy zamieszkać i w nim się
zestarzeć. To tu powinny się urodzić nasze dzieci. To co ci przed chwilą
powiedziałem, to co ci wyznałem, to wyłącznie moje własne przemyślenia, a tu –
wyciągnął z kieszeni jakiś stary brulion – znalazłem ich potwierdzenie. To
zapiski babci Emilii. Wpadły mi w ręce, kiedy uprzątałem strych. Przeczytaj
proszę.
Bożena była wstrząśnięta tym wyznaniem.
Wprawdzie od jakiegoś czasu patrzyła na Witka nieco inaczej niż wcześniej. Nie
traktowała go już jak swojego starszego brata, ale jak mężczyznę, z którym
rozumiała się bez słów, który odczytywał w lot jej myśli i z którym zawsze się
zgadzała w każdym aspekcie życia. Wychowała się z nim i doskonale znała jego
charakter. Pod tym względem byli niemal identyczni. Westchnęła głęboko i
popatrzyła Witkowi w oczy.
-
Nie potrafiłabym nigdy ująć w słowa tego co czułam przez te wszystkie lata. Z
całą pewnością odczuwałam pewną izolację. Źle się czułam mieszkając w mieście.
Wciąż miałam wrażenie, że kompletnie tam nie pasuję, że to nie jest mój świat.
Drażnił mnie i często ranił, a ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić.
Mężczyźni, z którymi umawiałam się na randki mówili wyłącznie o sobie, a ja
tylko słuchałam. Nie nadawałam się na dziewczynę. Bardziej na powiernicę ich
sekretów, bo traktowali mnie jak konfesjonał. Nigdy dwukrotnie nie spotkałam
się z żadnym z nich, to chyba o czymś świadczy. Próbowałam ułożyć sobie życie,
ale oni wszyscy byli jakby z innej bajki. To wstrząsające, co powiedziałeś, ale
myślę, że masz rację. Nawet nie mogę mieć o to pretensji do babci, bo wygląda
na to, że w niczym się nie pomyliła. Te ostatnie trzy dni, które spędziłam w
Poznaniu uświadomiły mi, że to w Hamrzysku jest moje miejsce na ziemi, że to
tutaj przynależę i nigdzie indziej nie będę mogła być szczęśliwa.
- Ja
czuję zupełnie podobnie. To dlatego wkładam tyle serca, żeby stworzyć tu
warunki do życia najlepsze z możliwych. Już jest nieźle, a będzie jeszcze
lepiej, bo ja zrobię absolutnie wszystko, żeby tak się stało – przekartkował
brulion i trafił na właściwą stronę.
- To
ten fragment – postukał palcem w pożółkłą kartkę. – To nam wystarczy. Nie
powinniśmy czytać wszystkiego, bo te zapiski są bardzo intymne i niech
pozostaną babci tajemnicą.
A ja myślałam, że wieś, to sama sielskość i anielskość. Po przeczytaniu dotychczasowych rozdziałów widać jak bardzo się myliłam. Oni harują tam od rana do wieczora. Godne podziwu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŻycie na wsi wygląda zupełnie inaczej niż życie w mieście i każdy z nas ma o tym jakieś wyobrażenia, które jednak mocno odbiegają od rzeczywistości. Poza tą sielskością i anielskością jest nie kończąca się praca zwłaszcza dla tych, którzy oprócz obejścia posiadają jeszcze hektary gruntów.
UsuńBardzo dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Podziwiam Bożenę i Witka. Niby wychowywali się na wsi, ale dorosłe życie spędzili w dużych miastach. Wrócili na wieś i świetnie sobie radzą. Jestem pewna, że ja nie dałabym rady mieszkać na wsi. Nie mam pojęcia o zaprawach, paleniu w piecu itp. Pewnie w zimie umarłabym z głodu, hahaha;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńNa pewno nie byłoby tak źle. Ja mieszkam w mieście, ale zaprawy robiłam każdego roku. Teraz po kilkuletniej przerwie znowu mnie naszło i wróciłam do starych przyzwyczajeń. Ta dwójka miała niezłą szkołę przetrwania w dzieciństwie, bo Emilia nauczyła ich bardzo wielu rzeczy, które teraz starają się wykorzystać. Też nie wiedzą wszystkiego i czasem muszą się dokształcać, ale dzięki temu nabywają nowych umiejętności.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
No i objawił nam się facet, który jest bardziej kumaty w sprawach sercowych od dziewczyny. Pierwszy krok zrobiony. Ciekawe właściwie co myśli o tym wyznaniu Bożena? Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńWitek miał przeczucia a odnalezienie pamiętnika Emilii utwierdziło go tylko, że one były słuszne. Więcej w następnej części.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Witek wyłożył kawę na ławę. Teraz kolej Bożeny. Ciekawe czy ona też coś do niego czuje, czy też jeszcze nie wie i Witek będzie musiał się bardziej postarać? W końcu planuje z nią dzieci;) Cieszę się, że Witek zdecydował się na to wyznanie. Czekam na czwartek. Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńWyznanie Witka było dla Bożeny lekkim wstrząsem, ale też uświadomiło jej kilka rzeczy w tym tę, że na pewno Witek nie jest jej obojętny. Treść pamiętnika Emilii postawi przysłowiową kropkę nad "i".
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Miło mieć obok siebie kogoś, kto potrafi zauważyć i docenić nasze starania. Dotyczy to Bożeny i Witka. Mam nadzieję, że już zawsze tak będzie między nimi. Witka troska o Bożenę jest rozczulająca. I teraz już wiemy skąd ona wynika. Bożena chyba musi mieć jeszcze chwilkę, aby przekonać się, że Witek jest tym jedynym i wyśnionym partnerem;) Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńSłowa Witka były dla Bożeny dużym zaskoczeniem, ale to nie trwało długo, bo jednak zgodziła się z nim. Jeszcze bardziej sugestywna będzie treść pamiętnika i przekona ją całkowicie. Rozwieje też wszystkie wątpliwości.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam najpiękniej. :)
Bożena chyba powinna podziękować Witkowi za to, że właściwie dzięki niemu zdecydowała się zamieszkać na stałe w Hamrzysku. Owszem, ciężko pracuje od świtu do późnej nocy, ale ta praca jej nie męczy. Osiągnęła spokój, nie szarpie się już. I chyba znalazła miłość? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńBożena bardzo szybko zrozumiała, że nie może sprzedać tej schedy po babci. Mimo upływu lat i oderwania od wioski doskonale pamiętała przecież swoje szczęśliwe dzieciństwo. Wróciwszy tu poczuła się od dłuższego czasu dobrze, o wiele lepiej niż w mieście. Zrozumiała, że przynależy do tego miejsca tak jak Witek. Plany sprzedaży odeszły więc w niebyt.
Bardzo dziękuję Ci za wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Okazuje się, że dla chcącego nie ma nic trudnego. Bożena znajduje czas i na ogarnięcie gospodarstwa i na pracę, która chyba przynosi jej zadowolenie. Dość szybko udaje jej się tłumaczyć. Pewnie gdyby dostała coś trudniejszego, mogłaby się zniechęcić. Witka odbieram bardzo pozytywnie. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńBożena ma jedną trudniejszą książkę Williego Brandta, ale tę zostawiła sobie na deser, bo musi jej poświęcić znacznie więcej czasu, ale poradzi sobie. Zarówno ona jak i Witek nie oszczędzają się, bo chcą jak najszybciej skończyć remont domu. Dodatkowym dopingiem są tutaj zbliżające się święta.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Szukał, szperał, myślał i wreszcie znalazł odpowiedź na nurtujące go pytanie. Bożenę mogło to zaskoczyć, bo przecież wychowywali się jak rodzeństwo. Niemniej jednak od dawna się nie widzieli i jak ponownie się spotkali, to z tych siostrzano-brayerskich stosunków niewiele zostało. Witek widział w Bożenie kobietę, a i Bożena zaczęła traktować Witka jak mężczyznę, a nie jak brata. Znają swoje słabe i mocne strony. Powinni zdecydować się na bycie parą. Jak nie spróbują, to mogą żałować. Może coś z tego być;) Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńRemont strychu odkrył długo skrywaną tajemnice Emilii. To szczęśliwy traf, że Witek natknął się na jej pamiętnik. Dzięki niemu wszystko stało się jasne i zrozumiałe. On już wie, że są sobie pisani.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Ognisko, wieczór, muzyka na żywo. Coś wspaniałego i niezwykle romantycznego. Świetny pomysł na odpoczynek. Wujek jest bardzo taktowny i domyślny, bo chyba nie był aż tak śpiący? Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńOgnisko jest bardzo przyjemne, ale też stanowi pretekst do bardzo osobistej rozmowy. Witek już zrozumiał, co chciała im przekazać babcia Emilia. Teraz musi to zrozumieć Bożena.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Praca, praca i jeszcze raz praca. Dobrze, że chociaż Witek wykazuje odrobinę rozsądku i zarządził odpoczynek;) Trzeba przyznać, że się bardzo postarał. Gra na skrzypcach, to cudowna niespodzianka. Powinien częściej tak zaskakiwać Bożenę. Może wówczas ich zbliżenie byłoby szybciej;) Gorąco pozdrawiam. Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńNie samą pracą człowiek żyje a ta dwójka pracuje bardzo intensywnie. Jakiś oddech im się należy a ognisko to prawdziwa przyjemność i okazja do zwierzeń.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Z tymi zapasami mogliby przeżyć nawet zimę stulecia. Czyżby wiedzieli coś więcej niż my? Niech nas nie straszą, bo na razie pogoda cudowna;) Nie chce się nawet myśleć o zimie. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńHamrzysko to wieś, którą dość dobrze znam i znam jej mieszkańców. Są bardzo pracowici i zapobiegliwi. Zimowe zapasy są zawsze imponujące, bo uprawia się tam na większą skalę głównie kapustę i ziemniaki. Są zbiory z przydomowych ogródków i wyroby własne z wieprzowiny. Do tego dochodzą przetwory z grzybów, w które obfituje Puszcza Nadnotecka. Można więc powiedzieć, że bez względu na to, czy będzie to zwyczajna zima, czy zima stulecia, mieszkańcy nie umrą z głodu.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Nareszcie Witek wyznał co czuje do Bożeny, oby i ona wreszcie zrozumiała, że to co ona czuje do niego jest również miłością.
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie bardzo co też takiego wyczytał Witek w pamiętniku babci.
Dziękuję za dzisiaj.
Gorąco pozdrawiam
Julita
Julita
UsuńKolejny rozdział zacznie się właśnie od treści pamiętnika, która rozwieje już wszystkie wątpliwości Bożeny. W końcu i ona zrozumie to, co chciała im przekazać Emilia kiedy byli dziećmi.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńBożena musiała być mocno zdziwiona tym wyznaniem miłości. Brak jednoznacznej odpowiedzi nie powinien dziwić Witka. Pewnie dla niego to niezbyt przyjemne doświadczenie, zazwyczaj w takich momentach oczekuje się co najmniej takiej samej odpowiedzi, a przynajmniej oznak radości i zadowolenia. No cóż, on po prostu szybciej zrozumiał swoje uczucia. Dodatkowo pomogła mu babcia. Ciekawe swoją drogą cóż zawierają te zapiski? Co takiego ważnego napisała babcia? Czy po przeczytaniu tych zapisków Bożenie też tak szybko otworzą się oczy? Czytanie cudzych pamiętników niesie za sobą pewne ryzyko. Ktoś, kogo stawialiśmy za wzór, kogo uważaliśmy za ideał, może ukazać się z zupełnie innej strony, która może się nam niezbyt podobać. Może dlatego Witek mówi żeby nie czytać całości tego pamiętnika? Same zagadki:) Do tego Witek na dniach wyjeżdża. Może ten czas rozłąki pozwoli Bożenie zastanowić się nad uczuciami wobec Witka? Fajnie gdyby doszła do tych samych wniosków, że są dla siebie stworzeni:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńPrzypadek zrządził, że Witek natknął się na ten fragment w pamiętniku, który dotyczy relacji między nim a Bożeną. Nie sądzi, by zachodziła konieczność czytania całości, bo uważa, że to, co on sam przeczytał wystarczająco jasno wyjaśnia słowa Emilii, które zapamiętali z dzieciństwa. Tym fragmentem zaczynam kolejną część więc i Wy będziecie mieli jasność.
Wielkie dzięki za wpis. Pozdrawiam Cię cieplutko. :)
Decyzja dotycząca zmiany miejsca zamieszkania, jak na razie okazuje się strzałem w dziesiątkę dla wszystkich. Każdy znalazł swoje miejsce i zajęcie w domu w Hamrzysku. Bez wyjątku wszyscy są mocno zapracowani i zabiegani, ale znajdują czas na bardzo miły odpoczynek. Bardzo miło, że dla wszystkich to miejsce i wzajemne towarzystwo jest lekiem na całe zło otaczającego świata. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńDom w Hamrzysku wymagał sporo pracy i pieniędzy, ale widać już światełko w tunelu. Witek i Bożena bardzo się napracowali, ale też mają sporo satysfakcji z widocznych efektów tej ciężkiej pracy. To ich mały azyl, jedyne miejsce na ziemi, w którym czują się dobrze i z którym wiąże się mnóstwo wspomnień. Tu oboje rozwinęli skrzydła, są kreatywni i twórczy. Miasto żadnemu z nich nie zapewniłoby takiego komfortowego samopoczucia i to już oboje zrozumieli.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu, trochę romantycznie się zrobiło przy ognisku.Już myślałam,że oboje wpadną sobie w ramiona ale było by to zbyt proste. To dobrze,że oboje zrozumieli, że to w Hamrzysku jest ich miejsce na ziemi i to, że nigdzie indziej nie będą do końca szczęśliwi. Oboje nie tylko Witek wkładają dużo serca aby stworzyć warunki do spokojnego życia, Witek zaangażowany w remont, Bożena robienie zapasów. Sama po sobie wiem jak to fajnie zejść parę schodków do spiżarki po jakieś przetwory a nie pedałować 4 piętra w dół do piwnicy po słoik korniszonów. A wiadomo, że po jeden nie opłaca się schodzić.Nie zanudzając wiem jak zmienia się podejście do życia kiedy zamieniasz kilkunastoletnie mieszkanie w blokowisku na domek na wsi.
OdpowiedzUsuńBożena i Witek są już na etapie, gdzie świadomość miejsca do życia rozwinęła się bardzo mocno. Hamrzysko stało się dla nich taką małą ojczyzną, miejscem, które kochają najbardziej na świecie, bo dostarcza im błogiego spokoju, potrzebnej do przemyśleń ciszy i powodów do refleksji. Jeszcze ciężko pracują, ale remont niedługo się skończy a oni wreszcie będą czerpać radość z tego, co udało im się zrobić. Praca w gospodarstwie nigdy się nie kończy, ale przynajmniej nie będzie już taka ciężka jak przez ostatnie kilka miesięcy.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Oby tak dalej, bo świetnie im się układa. Wszyscy czują się potrzebni i może dzięki temu mają taki spokój. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńDziękuję Ci za odwiedziny bloga i za to, że przeczytałaś. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Moja mama i babcia też wiecznie mówią, że nigdy więcej przetworów na zimę, ale im to nie wychodzi;) Dzięki temu i ja coś tam potrafię zrobić. Muszę przyznać, że jest z tym trochę roboty i zamieszania, ale smak wynagradza wszystko. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńJa odpuściłam na kilka lat a w tym roku znowu mnie naszło i to z powodu czystej ekonomii. Jak pomyślałam sobie, że za to samo w zimie zapłacę o wiele więcej, to zaraz zabrałam się do roboty.
Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Zastanawiam się czy wujek Karol był wtajemniczony w tajemnicze odkrycie swojej mamy? Czy dlatego jest taki taktowny? Czy może rzeczywiście jest już zmęczonym człowiekiem i dlatego się szybko usuwa do swojego pokoju? Mam tylko nadzieję, że będzie im kibicować tak samo jak ja;) Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńKarol wie co w trawie piszczy, ale zupełnie nie ingeruje i przez to nic im nie ułatwia. Doskonale wie, że oni muszą to wszystko sami zrozumieć i do sedna słów Emilii dojść sami. Oczywiście jest człowiekiem taktownym a przy tym bardzo kocha wnuki Emilii.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Patrząc na tą dwójeczkę, a nawet trójeczkę, babcia Emilka byłaby zachwycona. Wychowała ich wspaniale. Jak już coś robią, to z wielkim rozmachem i bardzo skrupulatnie. Całe gospodarstwo zupełnie się zmieniło i wreszcie zaczyna wyglądać, tak jak powinno. A sąsiedzi nie będą wrogo nastawieni? Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńEmilia była bardzo szanowaną kobietą w tym wiejskim środowisku. Posiadała ogromną wiedzę z zakresu zielarstwa, którą przekazywała dzieciom, doskonale znała las i zawsze pomagała innym. Tego też uczyła swoje wnuki. Nie ma więc powodu, żeby ktoś był do nich wrogo nastawiony.
UsuńNajserdeczniej pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Nie tylko sobie wzajemnie pomogli, nie tylko zaopiekowali się wujkiem, ale również dbają o dobre kontakty z sąsiadami. Witek wybrał dobry sposób pomocy dał wędkę a nie rybę. Młodym chłopakom nic się nie stanie jak trochę popracują i dzięki temu wpadną im pieniądze. A oni będą mogli zająć się czymś innym. Wujek awansował na kierownika lub co najmniej na brygadzistę;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHamrzysko to mała wioska zagubiona w Puszczy Nadnoteckiej. Nie ma tam przemysłu, a najbliższe większe miasto to Wronki, gdzie niewielka część mieszkańców dojeżdża do tamtejszych zakładów pracy. Reszta zajmuje się zbieraniem runa leśnego w postaci jagód i grzybów w sezonie ich wysypu, które oddaje do jedynego skupu za co otrzymuje oczywiście pieniądze. Praca na miejscu jest zawsze dorywcza, nie ma nic na stałe. Można trochę zarobić w szkółce leśnej, lub przy odławianiu ryb w tamtejszych stawach hodowlanych. Często więc ludzie pomagają sobie nawzajem i wynajmują się do zbioru ziemniaków, czy kapusty lub właśnie do rąbania drewna na zimę. To właśnie są te wędki, które pomagają mieszkańcom przetrwać okresy kryzysu.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Cała trójka świetnie sobie radzi na gospodarstwie. Karol co prawda nauczony był to wiejskiego życia, ale Bożenka i Witek musieli mieć te przestawienie się z życia w mieście na wieś. Zazwyczaj jest odwrotnie i ludzie uciekają z wsi do dużego miasta. Chociaż oni tak całkiem nie odcięli się od dużego miasta, bo z racji zawodów jeżdżą regularnie.
OdpowiedzUsuńW końcu jest ten przysłowiowy krok do przodu w ich relacjach. Nawet łatwo im poszło. Teraz czekam na to co było napisane w pamiętniku babci.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńU nich powrót na wieś jest powrotem do korzeni, powrotem do środowiska, w którym wyrośli i powrotem do tradycji. Okazuje się, że to wiejskie środowisko jest dla nich czymś zupełnie naturalnym, bo w konfrontacji z życiem w mieście to ostatnie przegrywa o kilka długości.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)