ROZDZIAŁ
6
Następnego dnia obudziła się tuż przed
siódmą. Wzięła przyjemny prysznic i zrobiwszy sobie aromatycznej kawy zasiadła
z telefonem na kanapie. Przy szóstej rozmowie poczuła zniechęcenie. Okazało
się, że oferty pracy są już nieaktualne. W końcu wybrała numer do sekretariatu
Wydawnictwa Poznańskiego mieszczącego się na ulicy Fredry i poprosiła o rozmowę
z redaktorem naczelnym panem Falewiczem. Połączono ją i po kilku sygnałach
odezwał się męski, niski, przyjemny głos. Przedstawiła się mówiąc, że jest
zainteresowana pracą tłumacza w wydawnictwie i zapytała, czy ta oferta pracy
jest nadal aktualna. Mężczyzna potwierdził i wyraził chęć spotkania się z nią.
Ucieszyła się, gdy zaproponował spotkanie za godzinę w siedzibie wydawnictwa.
Już na miejscu zapytała o jego gabinet i
poinstruowana przez młodą kobietę siedzącą w recepcji weszła na drugie piętro
bez trudu odnajdując właściwe drzwi. Redaktor naczelny uścisnął jej dłoń i
wskazał fotel, na którym usiadła. Opowiedziała mu trochę o sobie o skończonych
przez nią studiach, również tych podyplomowych z zakresu translatoryki. Na
poparcie swoich słów pokazała mu CV i pozostałe dokumenty. Wyjaśniła, że nie
mieszka w Poznaniu ale teksty może przesyłać mailem.
-
Posiada pani oprogramowanie?
-
Tak. Zainwestowałam w nie niedawno, bo natknęłam się na korzystną promocję SDL
Trados Studio.
Naczelny uśmiechnął się szeroko i wyciągnął
do niej dłoń.
- W
takim razie witamy na pokładzie. Naszych tłumaczy zatrudniamy głównie na umowę
o dzieło i tak są rozliczani. Jaką stawkę zaproponowałaby pani za stronę A-4?
Nie ukrywam, że i tu panuje konkurencja a my wybieramy te najkorzystniejsze dla
nas propozycje.
-
Myślałam o dwudziestu złotych za stronę. Uważam, że to nie jest wygórowana cena
zważywszy, że większość tłumaczy liczy sobie za taki format trzydzieści a nawet
czterdzieści złotych.
- To
prawda i myślę, że na pewno się dogadamy. Czy jest jakiś zakres, w którym pani
konkretnie się specjalizuje?
- Mogę
tłumaczyć większość tekstów z beletrystyki, e-booki, jakieś wspomnienia,
biografie, eseje, czy literaturę sensacyjną, kryminalną lub science-fiction.
Nie podjęłabym się tłumaczenia specjalistycznych podręczników, poradników, czy
publikacji naukowych.
- To
świetnie się składa, bo tych ostatnich tłumaczymy naprawdę niewiele, za to
literatury pięknej, powieści i innych mamy całkiem sporo. Jeśli pani zależy na
tej pracy już dzisiaj możemy zawrzeć stosowną umowę. Zaraz przejdziemy do
działu kadr. Umawiamy się na te dwadzieścia złotych za stronę. W kadrach poda
pani swój adres mailowy i numer konta, na które będziemy przesyłać
wynagrodzenie. Pod koniec każdego miesiąca prześle pani raport zawierający
ilość przetłumaczonych stron rozpisany tabelarycznie według tytułów. Za chwilę
pokażę pani jak to ma mniej więcej wyglądać. Gdyby pani miała jakieś pytania
czy wątpliwości, to proszę dzwonić. Na brak pracy raczej nie będzie pani
narzekać, bo mamy jej całkiem sporo. I to chyba wszystko. Reszta wyjdzie już w
trakcie.
Nie minęła godzina, kiedy podpisała umowę o
dzieło. Zostawiła w kadrach wszystkie swoje namiary i odebrała pierwsze
zlecenie: dwie książki o tematyce obyczajowej i jedną z dziedziny literatury
faktu. Uradowana podziękowała naczelnemu za zaufanie obiecując jak najlepiej
wywiązać się z powierzonego zadania.
Wyszła stamtąd uskrzydlona. Nie sądziła, że
uda jej się zatrudnić w dość znanym na rynku polskim wydawnictwie. Pomyślała,
że mimo wszystko ma szczęście. Jak dobrze pójdzie to przetłumaczy te książki w
ciągu miesiąca lub dwóch. Nie liczyły zbyt wielu stron, ale każda z nich miała
ich około stu pięćdziesięciu. Najgrubsza była ta z dziedziny historii
powszechnej napisana przez Willy’ego Brandta, który w swoich wspomnieniach odsłaniał
kulisy zimnowojennych rozgrywek, tajnych układów Kennedy’ego czy dyplomatycznej
wojny o Berlin. Tę musiała przetłumaczyć na polski.
Wróciwszy do domu zadzwoniła do Witka.
Koniecznie musiała się z nim podzielić tymi dobrymi wieściami. Podekscytowana
opowiedziała mu przebieg rozmowy z naczelnym Falewiczem i pochwaliła się
zawartą z nim umową.
-
Tak się cieszę Wituś, bo w sześciu innych wydawnictwach spotkałam się z odmową.
Już wszystko mam ustalone i będę teksty wysyłać mailem. Wspaniale, prawda?
- I
ja bardzo się cieszę Bożenko i gratuluję ci. Czekamy tu na ciebie niecierpliwie
i obaj cię pozdrawiamy. Wracaj szybko. Do zobaczenia.
Popołudnie spędziła na układaniu
spakowanych osobistych rzeczy w bagażniku. Pościel zapakowaną w wielkie worki
upchała na tylnym siedzeniu. Drobiazgi powędrowały na podłogę między fotelami.
Kilka razy obracała na śmietnik pozbywając się rzeczy według niej kompletnie
nieprzydatnych ani jej, ani ojcu. Samochód był nieźle obciążony, ale nie
zamierzała ryzykować szybkiej jazdy i bezpiecznie dotrzeć na miejsce.
Następnego dnia rano zamknęła mieszkanie na cztery spusty i podjechała pod
budynek administracji. Tam wymeldowała się. W Urzędzie Miasta zgłosiła
wymeldowanie i zmianę adresu. To samo zrobiła w Urzędzie Skarbowym. Przez to
załatwianie trochę krążyła po całym mieście, ale w końcu dotarła do ojca
zostawiając mu klucze.
-
Mam miesiąc na opróżnienie mieszkania. Jak już zabierzecie wszystko, to dasz mi
znać. Wtedy przyjadę i zgłoszę wymeldowanie w gazowni i zakładzie
energetycznym. Meblościanka jest opróżniona. Jak chcesz, to weź ją sobie.
Kanapa, fotele, dywan i stolik są twoje. Meble kuchenne także, jeśli je chcesz
oczywiście. Telewizor zabieram, bo tam nie ma. Załatwicie to tak?
- O
nic się nie martw Bożenko – Bogusia podeszła do niej i poklepała ją po
ramieniu. - Pojadę razem z tatą i wysprzątam mieszkanie na błysk, a potem
oddamy je do spółdzielni.
-
Bardzo wam obojgu dziękuję. Jadę w takim razie. Chcę się jeszcze zatrzymać we
Wronkach i zrobić jakieś zakupy. Ostatnio na targu kupiłam pyszne pieczywo i
mam nadzieję, że uda mi się je dostać i tym razem. Trzymajcie się i bądźcie
zdrowi. Gdyby coś się działo, to dzwońcie. Do zobaczenia. Będę za miesiąc.
-
Szczęśliwej drogi dziecko. Uważaj na siebie.
Dojechała na miejsce bez żadnych niemiłych
przygód. Z radością skonstatowała, że kończono wymieniać okna. Nacisnęła
klakson i po chwili na podwórku pojawił się Witek a za nim dreptał wujek Karol.
Wysiadła z samochodu i uściskała obu serdecznie.
-
Tak się cieszę kochani, że już jestem z powrotem. Miasto jest nie do
zniesienia. Pomożecie mi się wypakować? Trochę tego zabrałam. Ty wujku weź
zakupy. Kupiłam nam chrupiące bułki i ciepły chleb we Wronkach. Wituś dla
ciebie cięższe zadanie. Na siedzeniach jest pościel i trochę sprzętów
gospodarstwa domowego, ja wezmę walizy z ciuchami. Garnki, express do kawy i
talerze połóż na razie na kuchennym blacie. Jest tam jeszcze deska do
prasowania, żelazko i odkurzacz więc jeśli możesz, wsadź to wszystko do
schowka. Jak opróżnię samochód i wprowadzę go do garażu, zrobię wam ciepłą
kolację. Obiad zjedliście?
- A
jakże – wujek Karol uśmiechnął się. – Nawet nie masz pojęcia jak ludziom
smakowały twoje kotlety mielone. Niektórzy brali dokładki. Kapustę zjedliśmy
całą podobnie jak zupę ogórkową. Wituś zadbał o nas wszystkich. Ja też trochę
pomogłem. Zauważyłaś nowe okna? Pięknie się prezentują, prawda? Koniecznie
musisz zobaczyć łazienkę, bo ją skończyli. Idą jak burza.
Bożenka objęła wuja ramieniem.
- Ja
też bardzo się cieszę, że wszystko robią w takim szybkim tempie. Dzisiaj
wieczorem muszę z tobą porozmawiać, bo mam dla ciebie pewną propozycję i liczę
na to, że się zgodzisz. Teraz jednak wjadę do garażu.
- Ja
to zrobię – zadeklarował się Witek. – Daj mi tylko kluczyki, a ty rozpakuj
spokojnie rzeczy.
Wyjęła z piekarnika zapiekankę z
ziemniaków, kiełbasy i żółtego sera. Wzbogacona świeżymi ziołami pachniała
bosko. Zaprosiła na kolację trzech pracowników, którzy wstawiali okna.
Skończyli pracę i zasłużyli na solidny posiłek.
-
Proszę bardzo, częstujcie się panowie. Witek za chwilę się z wami rozliczy.
Bardzo dziękujemy, że tak solidnie wykonaliście swoją pracę. Naprawdę to
doceniamy.
Po kolacji Witek uiścił zapłatę i kiedy już
opuścili dom Bożenka usiadła przy Karolu stawiając przed nim kubek z kawą.
-
Chciałam ci zaproponować wujku, żebyś zamieszkał z nami na stałe. Witek też
jest zdania, że tu będzie ci lepiej, bo zajmiemy się tobą i zadbamy o ciebie.
Nie możesz na zimę wrócić do Białej, bo nie poradzisz sobie sam, a przecież
trzeba rąbać drewno, palić w piecu i coś jeść. Nie możemy liczyć na to, że pani
Kozłowska będzie zaglądać do ciebie codziennie, bo przecież ona ma swoją
rodzinę. Poza tym ktoś musi pilnować, żebyś brał leki, które przepisał ci
lekarz. Sam mówiłeś, że często o tym zapominałeś…
- To
prawda dziecko. Byłbym szczęśliwy zostając tutaj, ale miałbym wyrzuty sumienia,
że siedzę wam na karku i jestem dla was ciężarem.
Bożenka obruszyła się. Witek również.
- No
co też wujek opowiada!? – wykrzyknęli niemal równocześnie. – Przez całe lata
dbałeś o ten dom i starałeś się go zachować dla nas. Jesteśmy ci za to bardzo
wdzięczni i bylibyśmy szczęśliwi, gdybyśmy mogli przynajmniej w taki sposób ci
podziękować. Prosimy cię, żebyś z nami został. Jesteś nam potrzebny, bo musimy
się jeszcze wiele od ciebie nauczyć. Zgódź się, proszę…
Twarz Karola wypogodziła się. Otarł z
twarzy łzy i uśmiechnął się do obojga.
-
Dziękuję wam dzieci i naprawdę to doceniam. Dzięki wam będę miał spokojną
starość, bo moje własne dzieci wypięły się na mnie. Będę wam pomagał ile tylko
sił starczy. Na wiosnę kupimy ze dwie świnki i trochę drobiu. Ja zajmę się
zwierzętami. To sama przyjemność. Będzie nam tu jak w raju. Bardzo was kocham.
- My
też cię kochamy wujku i nie wyobrażamy już sobie, że miałoby cię tutaj nie być.
Z twoją pomocą poradzimy sobie. Wituś – zwróciła się do „brata” – co mamy jutro
w planach?
-
Przyjdą stolarze. Wzmocnią belki w stodole a te spróchniałe wymienią. To samo
trzeba będzie zrobić w chlewiku i kurniku skoro mamy zamiar hodować drób i
świnie. Trzeba też pomyśleć o zaopatrzeniu na zimę. Komórka ocieplona. Można
śmiało przechowywać w niej wszystko, co tylko chcemy. Wyniosłem już tam
powidła. Pomyślałem, żeby któregoś dnia wybrać się na targ do Wronek i zakupić
większą ilość jarzyn na zimę a przede wszystkim ziemniaków i może kapusty…
Znalazłem w stodole wielką beczkę. Na pewno ją pamiętasz Bożenko, bo babcia
kisiła w niej kapustę. Szatkownicę też znalazłem. Odczyściłem ją trochę i
naoliwiłem. Może zrobilibyśmy trochę ogórków kiszonych? Chciałbym to załatwić
jeszcze przed moim wyjazdem. Muszę ruszyć się stąd najpóźniej dwudziestego, bo
następnego dnia mam koncert w Łańcucie i potem pod koniec miesiąca będę miał
jazdę do Wrocławia i Poznania. Trochę się martwię jak wy sobie tu poradzicie,
dlatego postaram się załatwić najpilniejsze sprawy. Umówiłem też ludzi do postawienia
ogrodzenia. Będą pojutrze rano. W sobotę wybralibyśmy do tych Wronek, co?
Pojedziemy we dwa samochody, to więcej uda nam się przywieźć. Co o tym myślisz?
Bożenka wyszczerzyła się do niego.
-
Myślę mój drogi, że jesteś świetnie zorganizowany. Ja nie mam do tego planu
żadnych zastrzeżeń. Jutro znowu pójdziemy z wujkiem do sadu pozbierać trochę
owoców. Zaprawię ile się da.
Następnego dnia wstała skoro świt. O piątej
ubrana w kalosze, długie spodnie i flanelową koszulę, na którą narzuciła
przeciwdeszczową kurtkę wyszła z domu z wielkim wiklinowym koszem. Wiedziała,
że zaczął się wysyp grzybów i koniecznie chciała uzbierać też coś dla nich,
żeby mieli na święta. Doskonale znała miejsca i ścieżki do nich prowadzące.
Pewnie zanurzyła się w las i po chwili natknęła się na pierwsze kapelusze.
Systematycznie przetrząsała las pilnując czasu, bo koniecznie chciała wrócić i
naszykować chłopakom śniadanie. Kosz zaczął wypełniać się dorodnymi
podgrzybkami, prawdziwkami i kozakami. Natknęła się na wielkie połacie miodówek
idealnie nadających się do marynaty i o wiele lepszych w smaku niż maślaki, a
przynajmniej ona tak uważała. Trafiło się też kilka kań, które postanowiła
przygotować na obiad. Kosz zaczął jej ciążyć i uznała, że na dzisiaj wystarczy.
Jeśli codziennie będzie chodzić chociaż na godzinkę, to na pewno uzbiera
wystarczającą ilość na święta.
Wróciła do domu i przebrała się szybko.
Domownicy najwyraźniej jeszcze spali. Zakrzątnęła się koło śniadania. Zaparzyła
herbatę w dzbanku i zagotowała mleko, które wujek tak lubił. Ugotowała kilka
jaj na twardo. Ułożyła wszystko na stole dodając miseczkę powideł, świeże
masło, pokrojony, pachnący chleb i twaróg z rzodkiewką. Wysypała grzyby na
starą gazetę i zaczęła je obierać. Wyciągnąwszy ze spiżarni dwa ogromne sita
kroiła wielkie kapelusze w paski i układała je na nich. Tu miały się suszyć.
Panowie pojawili się w kuchni niemal
równocześnie. Widok grzybów zaskoczył ich całkowicie.
-
Bożenko! Kiedy ty zdążyłaś uzbierać ich aż tyle? – Witek był pod wrażeniem. – Jakie
dorodne! Po śniadaniu rozpalę w kaflowym piecu, żeby szybciej wyschły. Jesteś
naprawdę niesamowita.
-
Nie przesadzaj – zarumieniła się. – Nalej wujkowi mleka i sobie herbaty.
Obsłużcie się sami, a ja już tu dokończę.
Stawka 20 zł jest uwłaczająca dla tłumacza w dzisiejszych czasach. Żaden profesjonalista nie zgodzi się żeby za takie pieniądze pracować. Po drugie większość tłumaczy nie rozlicza się na strony A4. Tylko na strony rozliczeniowe. Ewentualnie na liczbę znaków ze spacjami lub bez.
OdpowiedzUsuńLena
Lena
UsuńNie posiadam aż tak szczegółowej wiedzy na temat zatrudniania tłumaczy i tak naprawdę to nie była mi ona tu potrzebna. Oczywiście mogłabym wgryźć się w temat, trochę pogrzebać i opisać wszystko bardzo drobiazgowo, ale uznałam, że to nie na tym czytelnik ma się skupić, bo sens tej historii jest zupełnie inny. Temat pracy Bożeny jest niejako uboczny i został potraktowany nie jako coś z czego ma się utrzymać, ale jak coś, co pozwoli jej czasem oderwać się od spraw gospodarstwa, zapobiec nudzie w zimowe, długie wieczory i stanowić dodatkowy zastrzyk gotówki.
Pozdrawiam i dziękuję za pouczający komentarz. :)
Dla chcącego nie ma nic trudnego. Bożena się uwinęła i wszystko załatwiła. Teraz już spokojnie może żyć na wsi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBożena nie znosi miasta. Sentyment do wsi a zwłaszcza miejsca, w którym się wychowała jest coraz większy i nic dziwnego, że najchętniej nie ruszałaby się stamtąd. Najpilniejszą rzeczą, jaką miała do załatwienia, to likwidacja mieszkania a przy okazji znalezienie sobie jakiegoś zatrudnienia. Teraz na pewno długo jej w Poznaniu nie zobaczą.
UsuńBardzo dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)
Karol bardzo chce się czuć potrzebny. Aż dziw bierze, że będzie im się chciało chodzić wokół świń. Teraz takie czasy, że nikomu nic się nie opłaci i się nie chce. Najłatwiej kupić w sklepie. Fajnie, że oni nie są leniwi i wygodni. Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTo prawda, co piszesz, ale trzeba też wziąć pod uwagę, że utrzymać się na wsi jest jednak łatwiej niż w mieście, chociaż praca w gospodarstwie nigdy się nie kończy. Hodowla dla samego siebie zawsze się opłaca, bo znamy źródło pochodzenia mięsa i mamy pewność, że nie wstrzyknięto w nie tony konserwantów.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Widać, że ich życie zaczyna wkraczać na właściwe tory. Witek koncertuje, Bożenka znalazła pracę, z której najwyraźniej jest zadowolona. Dobrze postąpili podejmując wspólnie decyzję co do pomocy wujowi.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dzisiaj.
Gorąco pozdrawiam
Julita
Julita
UsuńZarówno dla Bożeny jak i Witka Karol jest bardzo ważny. Nigdy nie zgodziliby się, by odesłać go z powrotem do Białej, gdzie jego los byłby niepewny. Jest schorowany i ma swoje lata, w Białej nie dożyłby następnego roku. Przez lata starał się jak mógł, by zachować dla nich to dziedzictwo Emilii, teraz jej wnuki pragną mu odpłacić podobną monetą.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Coś im ciężko to idzie. Myślałam, że po rozstaniu, może niezbyt długim, ale zawsze, padną sobie w ramiona. A przynajmniej Bożena przestanie myśleć o Witku, jak o bracie. Czekam na czwartek. Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńTu nie ma mowy o jakiejś spontaniczności. Trzeba pamiętać o tym, że chociaż Witek wykonuje wobec Bożeny czasem bardzo intymne gesty, ona ma tylko niejasne przeczucia, dlaczego to robi. Nawet nie potrafi tego nazwać, chociaż już zaczyna myśleć o Witku jak o mężczyźnie właśnie a nie jak o bracie. Wszystko to będzie, jeszcze trochę cierpliwości.
Serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Przy Bożenie można nabawić się kompleksów. Ona jest niesamowicie pracowita. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńNo jest dziewczę pracowite, ale raczej wynika to ze względów ambicjonalnych, bo zależy jej, żeby też wnieść znaczący wkład w remont domu i w zaopatrzenie na zimowe miesiące. Poza tym teraz ma okazję wykazać się umiejętnościami, których nauczyła się od Emilii.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Pracy mieli mnóstwo, ale dzięki solidności fachowców jakoś im się udało. Bożena już ma pracę, teraz czas na wyjazd Witka. Ciekawe czy będzie tęsknić? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńNawet jeśli ona będzie tęsknić, to przecież są telefony i zawsze można pogadać. Witek też będzie chciał wiedzieć, co się dzieje z nią i Karolem. Są już na takim etapie, że każdy za każdym może tęsknić i każdy o każdego może się martwić.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Rozczulająca scena z rozmową Bożeny i Witka z Karolem. Szkoda człowieka. Starał się jak mógł, a dzieci mają go gdzieś. Z jednej strony musiało być mu przykro, ale z drugiej mógł poczuć szczęście, że kogoś obchodzi jego los. Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńMnie zawsze rozczula los takich bezradnych staruszków i gdybym miała takie możliwości każdemu z nich zapewniłabym spokojną starość. Swoim dzieciom Karol zapewnił wszystko, co najlepsze, oni dali mu czarną niewdzięczność. Mimo to ma szansę na szczęśliwe dożycie i dobrą opiekę dzięki Witkowi i Bożenie. Oni na szczęście nie są tacy jak jego synowie.
Serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Fajnie, że im się wszystko dobrze układa. Może dotychczas nie mieli zbyt wiele szczęścia, ale teraz chyba to się powoli zmienia. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńJak to mówią do szczęścia niewiele potrzeba. Dla Bożeny i Witka tym szczęściem okazał się powrót do korzeni i wspólna praca nad odbudową domu. To szczęście jeszcze bardziej się dopełni w następnym rozdziale, który sporo wyjaśni.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Rodzinne gniazdko coraz bardziej dopieszczane i nie widać żadnych czarnych chmura nad ich rodziną. Sama sielanka jak do tej pory. Nie licząc początku historii.
OdpowiedzUsuńBożena to zaradna, pracowita dziewczyna a to na wsi przyda się. Zwłaszcza, że Witek musi szanować dłonie, wujek Karol młodszy nie będzie, a pracy w obejściu pewnie będzie sporo. Świnie, drób, sad , ogródek i praca to dużo.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńBożena wiele umiejętności zawdzięcza Emilii i teraz, kiedy postanowiła osiąść na stałe w Hamrzysku stara się je maksymalnie wykorzystać. Oboje i ona i Witek nie boją się pracy, bo Emilia już od dziecka oswajała ich z nią. Są młodzi, pełni energii, więc praca na gospodarstwie, mimo że niełatwa na razie nie sprawi im większych trudności. Z Karolem bywa różnie, ale jak zdrowie mu pozwala, lubi się czuć potrzebny i też pomaga. Jednak na pierwszy plan wybija się tu niezwykła pracowitość i zapobiegliwość Bożeny w robieniu zapasów na zimę. Dzięki niej nie będą musieli się martwić, co włożyć do garnka.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Przeczytałam ,ale nie bardzo wiem ,co napisać. Karol nie zasłużył na takie traktowanie ze strony swoich dzieci, szkoda ,że zachowali się egoistycznie i pozostawili go samemu sobie. jak tak można? Zaś Bożena i Witek to najlepsze co mogło spotkać staruszka. Nie zostawią go w potrzebie. Bożena jest zaradna , ambitna i bardzo uczynna ,a przede wszystkim ma dobre serce czego nie da się nie zauważyć i Witek to doceni.,poza tym on zna ,ale po latach odkrywa ją jakby na nowo. W przyszłości stworzą udany związek. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuń