ROZDZIAŁ
8
Mirka umarła. Mimo, że bardzo się starałam, nie potrafiłam jej
uratować. Zioła nie są lekarstwem na raka z przerzutami. Wituś ogromnie
rozpacza. Co gorsza Bożenka również. Nie może zrozumieć, dlaczego Mirka się nie
rusza. Jak można coś takiego wytłumaczyć dzieciom? Witek nieco lepiej to pojmuje,
a może przeczuwa, że już zawsze będzie bez mamy? Tuli się do mnie i martwi, co
dalej z nim będzie. Jakie to szczęście, że obie pomyślałyśmy o adopcji. Staram
się uspokoić ich oboje. Obiecuję, że zawsze już będą razem i że nikt i nic ich
nie rozdzieli.
Po pogrzebie próbuję zająć ich uwagę czymś innym. Zabieram do
lasu, choć on jeszcze martwy po zimie. Wieczorami męczę Witusia grą na
skrzypcach. Każę ćwiczyć i nie odpuszczam. On nie narzeka. To takie dobre i
wrażliwe dziecko. Bożenka też przeżyła tę śmierć. Kiedy Witek ćwiczy ona sporo
rysuje, chociaż talentu ma mało w tym kierunku. Wciąż trzymają się razem. Nie
zawierają przyjaźni w szkole i raczej nie szukają towarzystwa. Wystarcza im ich
własne. Mają podobną wrażliwość i na wiele rzeczy reagują identycznie.
Zadziwiające jak bardzo są zgodni. Nie kłócą się jak to zwykle bywa wśród
dzieciaków. Witek jest bardzo opiekuńczy. Wydaje się rozumieć, że Bożenka jako
dziewczynka jest słabsza od niego. Broni jej i nie pozwala skrzywdzić. To jej
mały rycerz szlachetny i prawy.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam pod jednym
dachem dwie idealnie pasujące do siebie połówki jabłka. Są jeszcze za mali,
żeby rozumieć świat uczuć dorosłych. Mimo to lgną do siebie zupełnie
instynktownie. Stali się nierozłączni i jedno bez drugiego nie potrafi
funkcjonować. Zadziwiające jak bardzo potrzebują siebie nawzajem, jak idealnie
się uzupełniają. Jedno zaczyna zdanie a drugie je kończy. Uprzedzają swoje
myśli jakby nadawali na jednej fali. Trochę się obawiam tego momentu, gdy będą
musieli się rozdzielić. Jak poradzi sobie jedno bez drugiego? Witek musi
rozwijać swój talent a to wiąże się z wyjazdem i zamieszkaniem w internacie.
Bożenka zostanie ze mną aż do matury.
No i stało się. Bożenka jeszcze w podstawówce a Witek już w
szkole muzycznej. Bardzo tęskni. Jak przyjeżdża nie mogą się z Bożenką nagadać.
Rozstania zawsze są bolesne i oboje przeżywają to bardzo. Ja już wiem, że oni
są sobie przeznaczeni. Jeśli ulokują uczucia w kimś innym zawsze będą już
nieszczęśliwi. Wciąż im powtarzam, żeby nie rozmieniali miłości na drobne, żeby
dziesięć razy się zastanowili zanim podejmą ważne, życiowe decyzje. Mam
nadzieję, że kiedyś zrozumieją, że tylko razem mogą zbudować zgodne i szczęśliwe
życie.
Dużo z nimi rozmawiam. Uświadamiam im najoczywistsze prawdy.
Chcę, żeby z rozmysłem wkroczyli w dorosłość. Wciąż im powtarzam, że to tu jest
ich miejsce, że przynależą do niego i jeśli tego nie pojmą to i tak ten dom się
o nich upomni. Chyba niewiele do nich dociera. Uważają, że to przecież normalne
i gdzie niby mieliby mieszkać jak nie tutaj. Trochę się zżymam i mam dziwne
przeczucie, że oni wyjadą, a dom będzie stał pusty. Jednak staram się odgonić
te myśli. Mimo to niepokój wraca.
Bożenka zamknęła brulion. Miała mokre od
łez policzki. Witek delikatnie wytarł je i przytulił ją mocno.
-
Nie płacz – szepnął. – To wielkie szczęście, że natknąłem się na ten zeszyt. On
tylko potwierdził moje przypuszczenia. Jakby na to nie patrzeć babcia Emilia
była niezwykle mądrą i przewidującą kobietą. Chyba też niezłym psychologiem.
Niewiarygodne jak wcześnie odkryła, że jesteśmy sobie przeznaczeni, jak
dostrzegła to w nas? Przecież byliśmy dziećmi. Potem w miarę jak dorastaliśmy swoim
zachowaniem tylko upewnialiśmy ją, że nie pomyliła się ani trochę i że ma
rację.
-
Nie pomyliła się… To ja się myliłam sądząc, że potrafię ułożyć sobie życie z
kimś innym. Nie potrafiłam… I co teraz będzie…? – ponownie się rozpłakała.
Witek uśmiechnął się szeroko.
- No
jak to co? Będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ja bardzo tego pragnę. Bez ciebie
tylko bym coraz bardziej zamykał się w sobie i gorzkniał. Mam jednak nadzieję,
że to mi nie grozi?
-
Nie… Na pewno nie… - Bożenka podniosła głowę i uśmiechnęła się przez łzy.
Następnego dnia rano po solidnym śniadaniu
oboje wsiedli w swoje samochody i pojechali do Wronek. Zaparkowali nieopodal
targu i ruszyli po sprawunki. Mieli zamiar kupić sporo główek kapusty, żeby ją
posiekać, ale natknęli się na już pociętą, zapakowaną w dziesięciokilogramowe,
foliowe worki.
-
Weźmiemy tę. Przynajmniej oszczędzimy sobie pracy – zadecydował Witek. Potem
przyszła kolej na cebulę, marchew, buraki i pietruszkę, a także na
sześćdziesiąt kilo ogórków. Beczki dostali bez problemu. Wzięli dwie trzydziestolitrowe.
-
Ziemniaków kupimy tylko metr na bieżące potrzeby. Więcej wolałabym kupić od
jakiegoś gospodarza u nas. I tak będziemy jechać mocno obciążeni. Dokupię
jeszcze słoików. Spójrz jaka ładna papryka. Zaprawiłabym trochę.
Faktycznie wracali wypakowanymi po dach
samochodami, bo oprócz jarzyn na zimę nakupili całą furę mięsa, wędlin, jaj i
przypraw. Już na miejscu Witek pownosił wszystkie warzywa do komórki zasypując
je piachem. Bożenka zajęła się porcjowaniem mięsa. Przy obiedzie Witek stwierdził,
że przydałby im się jakiś samochód dostawczy.
-
Trzeba coś wykombinować, bo jeśli czegoś nie zrobimy, to zajedziemy nasze autka
na amen.
-
Mój to jest już stary, – powiedziała Bożena – ale twój wygląda na całkiem nowy.
- No
bo jest nowy. Dlatego trzeba pomyśleć o czymś używanym i większym do
przewożenia różnych ciężkich rzeczy. Pamiętasz, że wyjeżdżam w piątek? Jadę
prosto do Łańcuta, bo koncert jest w sobotę. Potem ruszę do Warszawy i spróbuję
coś zdziałać z mieszkaniem. Chciałbym przywieźć trochę mebli. Mam niezłą
kanapę. Pasowałaby idealnie do tego pokoju dla gości. Tak, czy siak, będę
próbował załatwić przewóz. Wracam pod koniec miesiąca, a potem będę wyjeżdżał
praktycznie co drugi tydzień aż do świąt. Mam nadzieję, że jakoś poradzicie
sobie beze mnie…
- A
przynajmniej spróbujemy – Bożenka uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. – Tego
co było najważniejsze do zrobienia dopilnowałeś w najdrobniejszym szczególe.
Będzie dobrze.
Dopóki Witek nie wyjechał załatwił jeszcze
przywóz drewna z nadleśnictwa. Dostarczyli je pocięte w zgrabne klocki, do
rąbania których ponownie zatrudnił synów sąsiadów. Miał nadzieję, że starczy
tego na całą zimę. Bożenka pracowicie marynowała w słoikach wszystko, co tylko
się dało. Wraz z Witkiem zakisili kapustę i ogórki. Półki w komórce wkrótce
zapełniły się jabłeczną i pigwową pulpą, kompotami z gruszek, śliwek i
skrzętnie wyzbieranymi jabłkami zimowych odmian ułożonymi w drewnianych
skrzynkach. Na hakach wkręconych w ścianę zwieszały się warkocze czosnku,
cebuli i ostrej papryki chili.
Wujek Karol zaglądał do komórki i kręcił
głową z podziwu.
-
Kiedy my to pozjadamy dzieci? Strasznie dużo tego.
Witek i Bożenka tylko uśmiechali się
łagodnie.
-
Nawet się nie obejrzysz i trzeba będzie robić nowe zapasy. Poza tym w święta będziemy
mieć gości i mam nadzieję, że zostaną do nowego roku. Mówiłam ci, że przyjeżdża
tata z Bogusią.
- No
tak, tak…, rzeczywiście.
W piątek rano Witek wyprowadził samochód z
garażu. Wpakował do niego walizkę i pokrowiec zawierający elegancki garnitur. Futerał
ze skrzypcami powędrował na tylne siedzenie. To nadal były te same, zabytkowe
skrzypce babci Emilii, na których uczyła go grać. Witek bardzo dbał o nie, bo
nie wyobrażał sobie gry na innych. Wrócił jeszcze do domu, żeby zjeść śniadanie
i pożegnać się z Bożenką i Karolem. Bożenka wyszła wraz z nim na podwórko
wręczając mu woreczek z kilkoma kanapkami i termos z gorzką, mocną kawą taką
jak lubił.
- To
na wypadek, gdybyś zgłodniał po drodze, bo to nie tak blisko a kawa doda ci
energii.
Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-
Dziękuję, że tak o mnie dbasz. Najchętniej nie ruszałbym się stąd wcale, ale
niestety mam zobowiązania. Postaram się załatwić wszystko jak najlepiej i będę
często dzwonił. Dbaj o siebie i nie przemęczaj się tak. Roboty jeszcze nikt nie
przerobił – pochylił się i przylgnął do jej ust całując namiętnie. Oddała ten
żarliwy pocałunek chociaż tak naprawdę to wciąż przyzwyczajała się do tych
całusów i do tego, że on już nie jest jej „bratem”, ale chłopakiem.
-
Szczęśliwej drogi - wyszeptała odrywając się od niego. – Wracaj cały i zdrowy.
-
Tak właśnie zamierzam.
To pożegnanie obserwował zza firanek Karol
i tylko uśmiechnął się pod nosem widząc czułości tych dwojga. – A jednak twoje na wierzchu mamo –
pomyślał.
Witek zasiadł za kierownicą, pomachał
jeszcze Bożence na pożegnanie i ostrożnie wyjechał z obejścia. Ona z ciężkim
sercem wróciła do domu. Przywykła już do jego obecności, bo było tak jak
dawniej. Rozstawali się najwyżej na parę godzin i większość czasu spędzali razem.
Pomyślała, że na pewno będzie tęsknić i na każdym kroku odczuwać jego brak.
Wujka zastała w saloniku przylegającym do
kuchni. Siedział sobie w bujanym fotelu i grzał nogi przy kominku czytając
jakąś gazetę. Pomyślała, że i ona popracuje trochę nad tłumaczeniami. Niewiele
czasu jej już zostało do końca miesiąca i musiała się sprężać. Dwa tłumaczenia
już wysłała, a teraz biedziła się nad książką Willy’ego Brandta. Zamierzała
ostatniego dnia miesiąca pojechać do Poznania, żeby odwiedzić ojca i przy
okazji osobiście dostarczyć do wydawnictwa miesięczny raport. Miała nadzieję,
że do tego czasu Witek wróci, bo nie chciała zostawiać wujka samego.
Po ośmiu godzinach morderczej jazdy Witek
wreszcie dotarł do Łańcuta. Zameldował się w hotelu i zapytał o swoich kolegów
z kwartetu. Oświadczono mu, że jest już na miejscu cała trójka i mają pokoje obok.
Ucieszył się. Musiał jeszcze z nimi przegadać repertuar. Wprawdzie ustalali to
już wcześniej z organizatorami tego trzydniowego festiwalu, ale zawsze mogło
się coś zmienić. W pokoju pobieżnie rozpakował rzeczy i ruszył do łazienki.
Musiał zmyć z siebie trudy tej długiej podróży. Odświeżony złapał za telefon i
wybrał numer Bożenki.
-
Witaj kochanie – powiedział usłyszawszy w słuchawce jej głos. – U was wszystko
w porządku?
-
Jak najbardziej. Wujek odpoczywa a ja tłumaczę. Jesteś już na miejscu?
-
Właśnie dojechałem przed godziną. Za chwilę idę spotkać się z chłopakami. Ponoć
już są. Potem pójdę coś zjeść, bo w brzuchu mi burczy a wszystkie twoje kanapki
pochłonąłem po drodze. Muszę się dowiedzieć, o której gramy w poszczególne dni.
Zadzwonię jutro. Pozdrów wujka. Całuję cię mocno. Do usłyszenia.
Okazało się, że te trzy zaplanowane koncerty
zagrają w jednej z sal łańcuckiego zamku i wszystkie zaczną się o godzinie siedemnastej.
Witkowi bardzo to odpowiadało, bo miał
czas, żeby pogadać z dawno niewidzianymi kumplami i zadzwonić do Bożenki.
Opowiedział kolegom o swoich planach sprzedaży warszawskiego mieszkania.
-
Całe lato harowałem starając się doprowadzić mój rodzinny dom do stanu
używalności. Efekty są świetne, chociaż jest jeszcze trochę rzeczy do
zrobienia. To tam mam zamiar osiąść na stałe z kobietą, którą kocham. Już
możecie się czuć zaproszeni na ślub, chociaż tak naprawdę to jeszcze nic nie
ustaliliśmy.
-
Nooo…, gratulacje stary – odezwał się Piotrek wiolonczelista. - Nic nie
mówiłeś, że masz dziewczynę. Cicha woda z ciebie. A jeśli chodzi o mieszkanie,
to ja bym je chętnie od ciebie kupił. Już od jakiegoś czasu chcemy zamieszkać razem
z Agnieszką, ale ceny mieszkań zwalają z nóg. Mam nadzieję, że nie zedrzesz z
nas skóry?
- Nie
obawiaj się. Byłeś u mnie i widziałeś jego rozkład. Całość ma pięćdziesiąt dwa
metry kwadratowe i wyceniono je na czterysta dwadzieścia tysięcy. Ja byłbym
skłonny opuścić jakieś dwadzieścia tysięcy. Taniej nie dostaniesz. Jeśli się
zdecydujesz, to nawet nie będę dawał ogłoszenia. Tobie zależy, żeby kupić tanio
a mnie zależy, żeby sprzedać szybko i równie szybko wynieść się z Warszawy.
Chcę też wynająć samochód do przewiezienia mebli i mam nadzieję, że pomożecie
mi w pakowaniu.
-
Nie ma sprawy – odezwała się pozostała dwójka. – A ty Piotrek dzwoń do swojej
dziewczyny i załatwiaj kasę. To naprawdę ładne lokum i ma dobrą lokalizację.
Zresztą twoja Agnieszka przecież była u Witka więc wie jak to wygląda. Nie trać
czasu chłopie.
Bardzo ładnie wyrośli, hahaha;) Piękna z nich para;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCzas nie stoi w miejscu, a oni wreszcie dojrzeli do miłości.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizytę na blogu. :)
No i robi się coraz cieplej między nimi. Jeszcze są trochę skołowaceni, ale widać już, że coś drgnęło Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńWitek jest pewien swoich uczuć, w Bożenie one dość szybko dojrzewają. Teraz po przeczytaniu fragmentu pamiętnika Emilii pójdzie już z górki.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Również zastanawiam kiedy oni to zjedzą. A te ogórki kiszone to dobre na ciążowe zachcianki.
OdpowiedzUsuńPamiętnik babci bardzo wzruszający i potwierdził to co zaczęło dziać się między nimi i to co czuli. Poza tym piękna pamiątka. A babcia patrząc na nich z góry musi być szczęśliwa.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńNa wsi ludzie są bardziej zapobiegliwi niż w mieście a zwłaszcza na takiej, która oddalona jest od dyskontów, gdzie można kupić wszystko, co się chce. Od przybytku głowa nie boli więc Bożena zaprawia co tylko się da.
Uczucie między nią a Witkiem dojrzewa i na pewno zgodnie z tym, co wywróżyła babcia Emilia oni będą razem.
Dziękuję bardzo za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Ja też mam równie piękną spiżarenkę. Nie jest tak obszerna, bo ma służyć tylko naszej trójeczce, ale jestem z niej niesamowicie dumna. W tym roku nawet udało mi się przekonać męża do pomocy i nie protestował. Stwierdził, że w przyszłym roku jeszcze coś zrobimy;) Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńGratuluję spiżarni, na którą w moim niewielkim mieszkaniu miejsca brak, ale upycham słoiki, gdzie tylko mogę. Człowiek się narobi, ale w zimie jest wszystko pod ręką, a to bardzo wygodne i ekonomiczne.
UsuńSerdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Dawno temu miałam okazję być w Łańcucie na Festiwalu Muzyki organizowanym przez nieodżałowanego św. p. Bogusława Kaczyńskiego. Rozkosz dla duszy i dla ciała. Chętnie bym tam wróciła, ale to dość daleko ode mnie. Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńPrzynajmniej wróciłaś do wspomnień po przeczytaniu rozdziału. W przeciwieństwie do Ciebie ja nigdy tam nie byłam i tak naprawdę niewiele mogę o tym miejscu powiedzieć. Wiem tylko, że odbywają się tam koncerty i to dlatego postanowiłam właśnie tam wysłać Witka.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Emilia jak widać była bardzo dobrym obserwatorem. Potrafiła dostrzec to co miało wydarzyć się w przyszłości. Swoje spostrzeżenia zdradziła jak widać również jednemu ze swoich synów.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dzisiaj.
Pozdrawiam gorąco
Julita
Julita
UsuńRzadko się zdarzy w człowieku taka przenikliwość, ale Emilia była dobrym obserwatorem i potrafiła wyciągać wnioski. Akurat w przypadku swoich wnuków miała stuprocentową rację.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńno i jak tu nie wierzyć w opiekę naszych najbliższych? Wujek Karol najlepiej to ujął, że z Bożeną i Witkiem wyszło tak, jak chciała babcia Emilka. Była nie tylko chodzącą dobrocią, ale też niezwykle mądrą i spostrzegawczą osobą. Ciekawe w kogo bardziej wierzyła, w Witka czy Bożenę? Byłaby szczęśliwa. Jej podopieczni jednak słuchali jej słów. Może nie bardzo rozumieli ich znaczenia, ale z biegiem lat coś tam do nich dotarło. Taką przysłowiową kropką nad i stał się jej pamiętnik, jej zapiski. Wychodzi na to, że w starych domach warto jednak czasem poszperać, bo można znaleźć ważne i ciekawe rzeczy. Myślę, że nawet dobrze, że jednak dopiero teraz się spotkali. Przynajmniej przekonali się, że z innymi osobami nie wychodzą im udane związki. Może dzięki temu bardziej będą się starać i naprawdę docenią siłę swoich uczuć. Wydaje się, że Witek jest już pewny. Bożena jeszcze nie może uwierzyć. Zapewne potrzebuje trochę czasu. Mam nadzieję, że żadne z nich nie będzie tego żałowało. Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńCzasem warto słuchać starszych i mądrzejszych od siebie, bo może się okazać, że to oni mają rację a nie my. Emilia była kobietą pełną życiowych doświadczeń, z których potrafiła wyciągać mądre wnioski. Znała się na wielu rzeczach i jak się okazuje na psychologii też. Miała absolutną rację jeśli chodzi o Bożenę i Witka, była wizjonerką i przewidziała w zasadzie wszystko, co dotyczyło tych dwoje.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i przesyłam mnóstwo uścisków. :)
Chyba najważniejsze zdanie tego rozdziału to te, które mówi, że zioła nie są lekarstwem na raka z przerzutami! Święta prawda, o której dość dużo osób zapomina. Co byśmy nie myśleli i nie mówili o stanie medycyny, to tylko lekarze mogą coś zaradzić w tej kwestii. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńMam identyczne zdanie na temat leczenia chorób onkologicznych ziołami. Są równie skuteczne, co placebo. Najsmutniejsze jest jednak to, że sporo ludzi obciążonych potencjalnie śmiertelną chorobą ufa ślepo zielarzom, hochsztaplerom i pozbawionym moralności naciągaczom. To skutkuje fatalnie i najczęściej kończy się zgonem. Smutne, ale prawdziwe.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Witek już wie, że Bożenie też na nim zależy. Musiał mu spaść kamień z sera. Są wobec siebie jeszcze bardzo ostrożni, ale mam nadzieję, że szybko to się zmieni;) Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńPamiętnik Emilii bardzo tu pomógł, bo pozwolił rozjaśnić im w głowach i odpowiedział na dręczące pytania. Nagle wszystko stało się jasne i zrozumiałe dla obojga. Bożena nawet jeśli wciąż ma jakiś dystans, to musi przyznać sama przed sobą, że babcia miała po stokroć rację i nie ma innej opcji tylko taka, że ona i Witek zostaną małżeństwem.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Zapiski babci Emilii są wzruszające. Nie dziwię się, że wywarły na nich takie wrażenie. Może warto jeszcze coś tam poczytać? Mogliby dowiedzieć się czegoś więcej o historii rodziny i sąsiadów. Teraz może co nieco pamiętać tylko wujek i tata Bożeny, ale to nie to samo. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńPamiętnik Emilii na pewno jest ciekawy, ale ten fragment jest najważniejszy dla Bożeny i Witka. Nie chcą czytać więcej, bo uważają, że może zawierać bardzo osobiste zapiski. może jeszcze kiedyś do niego wrócą, ale na teraz to co dla nich najważniejsze już wiedzą.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Witek ma szczęście. Zdobył wieloletnią ukochaną i bardzo szybko znalazł potencjalnego nabywcę swojego mieszkania. Sprzedaż mieszkania na wtórnym rynku jest nie lada wyczynem. W większości przypadków trzeba się nastawić na długie czekanie, a opłaty należy ciągle ponosić. Witek wykazał się dużym rozsądkiem obniżając cenę mieszkania. Jakby policzył dokładnie, to mogłoby się okazać, że nawet na tym zarobił. Pośrednicy też nie są najtańsi. O spokoju ducha już nie wspomnę. A tak może się uda i obie strony będą zadowolone;) Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńGdyby Witek załatwiał sprzedaż mieszkania przez pośrednika z całą pewnością jego przenosiny do Hamrzyska nie poszłyby tak sprawnie. Na szczęście jego kolega był chętny i wszystko załatwiono bardzo szybko i o to głównie chodziło.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Pieniądze im się przydadzą. Mimo tego, że Witek jest dobrze sytuowany, to już trochę wydał na remont. A chcą jeszcze kupić dodatkowy samochód dostawczy. Więc niech sprzedaje mieszkanie bez żadnego zastanowienia. Co prawda miałby gdzie się zatrzymać w drodze powrotnej z koncertów, ale przecież chyba teraz będzie mu spieszno do Bożeny;) Więc mieszkanie i tak stałoby ciągle puste. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńWitek wtopił w dom w Hamrzysku ogromne pieniądze. Dzięki koncertom w Polsce i za granicą dorobił się przez te parę lat sporego majątku. Do tej pory był singlem, nie wydawał na siebie zbyt dużo, poza tym jest bardzo pracowity i oszczędny. Pieniądze rzecz nabyta a on wciąż koncertuje i zarabia. Na pewno nie będą wraz z Bożeną klepać przysłowiowej biedy.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Z Poznania do Łańcuta, to rzeczywiście niezły kawałek drogi. Jakoś prędzej nie pomyślałam, że Witek sam dojeżdża na koncerty. Przy tylu koncertach musi pokonywać mnóstwo drogi, ale mam nadzieję, że korzysta też z transportu zbiorowego? W przeciwnym wypadku szybko padłby ze zmęczenia i stresu. Nasze drogi i kochani kierowcy nie napawają optymizmem, a on musi być wypoczęty i skupiony na grze. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńWitek zainwestował w dobrej klasy samochód, aby nim dojeżdżać na koncerty. Podobnie zrobili jego trzej koledzy z kwartetu. Jeśli chce się szybko i na czas dojechać na taką imprezę raczej nie należy liczyć na transport zbiorowy, bo można nim nie dojechać na ustaloną godzinę.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Małgosiu,pięknie ujęłaś zapiski babci Emilii. Oboje są może jak dwie połówki jabłka i z czasem w nich dojrzeje ta prawdziwa prawdziwa miłość ale ciekawa jestem bardziej intymnej strony. Na razie jet to wzajemna praca, pomoc troska przytulanie, pocałunki ale czy łatwo będzie im zbliżyć się cieleśnie? Przecież dorastali jako przybrane rodzeństwo.Może myślę na wyrost, zobaczymy. Za ten rozdział dziękuję i pozdrawiam, Agata
OdpowiedzUsuńAgata
UsuńW ostatnim rozdziale opisuję też intymną stronę ich związku. Na pewno łatwo nie będzie. Raczej wstydliwie i żenująco, ale do przezwyciężenia. Rzeczywiście znają się jak łyse konie, ale nie znają swoich ciał. To wszystko przed nimi. Kiedyś musi być ten pierwszy raz skoro mają zamiar mieć dzieci i wychować je w Hamrzysku. Sama ocenisz, bo nie bardzo chcę wychodzić przed szereg.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za miły komentarz. :)
Czy chciałbyś dołączyć do bractwa iluminatów, aby stać się bogatym i sławnym oraz zarabiać 1 milion dolarów jako nowy członek i 500 000 dolarów miesięcznie? jeśli tak, wyślij wiadomość do naszego czcigodnego Wielkiego Mistrza (Lorda Christophera) poprzez inicjację online.
OdpowiedzUsuńWszyscy dzwonią, ale niewielu lub skontaktuj się z e-mailem! Johnmark4074@gmail.com lub whatsapp us +2340933667873