ROZDZIAŁ
3
Tuż przed ósmą Ula i Violetta pojawiły się
na piątym piętrze. Podeszły do recepcji prosząc o wskazanie im gabinetu
dyrektora do spraw promocji.
-
Jesteście panie umówione? – zapytała ładna brunetka.
-
Jak najbardziej. My w sprawie pracy…
- Rozumiem…To
ten sekretariat po prawej stronie, w głębi jest gabinet dyrektora.
Gdy weszły do sekretariatu zauważyły, że
drzwi od pokoju Marka są otwarte na oścież, a on sam siedzi przy komputerze.
Przywitały się z nim i usiadły na kanapie.
-
Widzę, że nie próżnował pan wczoraj – Ula wskazała na stojące pod przeszkloną
ścianą tomy akt.
-
Ściągnąłem wszystko, co tylko było możliwe, żeby ułatwić paniom pracę. Za
chwilę przyjdzie tu Sebastian Olszański. Jest dyrektorem HR i moim serdecznym
przyjacielem. Zna całą sytuację i bardzo mnie wspiera. Przyniesie umowy –
sięgnął po słuchawkę i wybrał numer wewnętrzny. – Seba przyjdź do mnie. Obie
panie już są.
Po minucie Olszański wszedł do gabinetu, a
Marek dokonał prezentacji. Na widok Kubasińskiej zaświeciły mu się z zachwytu
oczy. Ucałował z atencją dłonie obu pań wręczając im umowy i prosząc o podpis,
po czym przycupnął na fotelu.
-
Skoro jesteśmy już wszyscy to powiem, że sekretariat jest do dyspozycji obu
pań. Akurat stoją tam dwa biurka. Kazałem też przynieść komputery, które
zalogują panie własnymi hasłami. Ponieważ sekretariat nie jest zbyt duży
sugeruję, żeby brać do przeglądania segregatory bezpośrednio stąd, a potem
odkładać je na miejsce. Starałem się, je ustawić chronologicznie, żeby nie było
kłopotu. Pierwsze trzy zawierają billingi tak jak pani prosiła z ostatnich
trzech lat.
-
Przepraszam, że wejdę panu w słowo – odezwała się Ula. – Czy firma posiada
własne archiwum, a jeśli tak, to gdzie się znajduje? Pytam dlatego, że Violetta
tym by się dzisiaj zajęła. Niewykluczone, że znajdzie tam coś kompromitującego
pana prezesa.
- Ja
pokażę pani Violetcie, gdzie to jest – zadeklarował się Olszański. – Znajduje
się w piwnicach budynku zaadaptowanych do przechowywania akt.
-
Dziękuję Seba. Ja mam jeszcze tylko prośbę, a właściwie dwie. Chciałbym, żeby
pod koniec dnia informowała mnie pani o poczynionych, ewentualnych postępach,
jeśli to oczywiście nie kłopot. Te informacje są nie tylko dla mnie, ale i dla
mojego ojca, który siedzi w domu i gryzie palce z nerwów. Druga prośba dotyczy
mówienia sobie po imieniu. W tej firmie wszyscy tak się do siebie zwracają bez
względu na zajmowane stanowisko. Zgadzają się panie?
-
Nie ma najmniejszego problemu. A teraz pozwólcie nam działać. Ty Viola idź od
razu do archiwum i przejrzyj dokładnie jego zawartość. Ja zabieram się za billingi.
Powiedz mi jeszcze Marek jakiego rodzaju są to billingi? Podstawowe, czy
szczegółowe?
-
Wydaje mi się, że szczegółowe, bo jest tam czas połączenia, data, numer
telefonu i cena oczywiście.
- To
super. I jeszcze chcę wiedzieć, kiedy mniej więcej zatrzymano wam materiały na
granicy.
- To
było jakoś jesienią, pod koniec września, mniej więcej dwa i pół roku temu. Ja
gdzieś tu mam telefon do La Prezenzy, – podszedł do biurka i sięgnął po opasły
notes – będzie ci łatwiej szukać.
Numer znalazł bez trudu i podał go Uli.
Zabrała pierwszy z segregatorów i ruszyła na swoje stanowisko pracy. Violetta
wraz z Olszańskim zjechała do piwnicy. Trzeba było działać szybko, bo czas
naglił. Marek nie zamykał drzwi od gabinetu tak na wszelki wypadek, gdyby Ula
chciała o coś zapytać.
Pracowała systematycznie i szybko. Zaczęła
od tego nieszczęsnego września. Nie zwracała uwagi na numery szeregowych
pracowników. Szukała tylko dwóch. Prezesa i głównego księgowego. W połowie
września natknęła się na połączenie z dość dziwnym numerem. To nie był numer
polski, ale rosyjski. Szybko ustaliła do kogo należał. To była mała, rosyjska
firma tekstylna, w której prawdopodobnie zostały zakupione materiały. Marek nie
mógł mieć o niej pojęcia, bo jak mówił, działał przez pośredników. To jednak
był ważny ślad, bo do firmy osobiście dzwonił Febo. Pewnie upewniał się, czy
materiały mają patenty… Ani chybi dowiedział się, że nie, a materiały
produkowane są na licencji La Prezenzy. Jak znała życie, to licencja była
lipna, o ile w ogóle ta firma ją posiadała.
Kolejny telefon. Tym razem Turek. Pewnie na
polecenie Alexa dzwonił na granicę. To księgowy im doniósł, że materiały nie
mają patentów i są przez to nielegalne. Była pewna, że to właśnie tak
wyglądało. I jeszcze jedna rozmowa prezesa tym razem z przedstawicielem samej
La Prezenzy. To był właśnie ten donos, bo już Febo wiedział, jak uszczuplić
majątek Dobrzańskich. Patenty kosztowały krocie. Przypomniała sobie jak Marek
mówił, że nie dość, że się zapożyczył u rodziców, to jeszcze musiał wziąć
kredyt.
Następne połączenie Febo tym razem na numer
polski. Szybko ustaliła do kogo należy. To firma Fox Fashion, a więc
konkurencja. Marek miał nosa, że Febo działał w porozumieniu z nimi. Najpierw
dał im znać, że guru mody F&D Pshemko jest do wzięcia, gdy Marek
nieopatrznie pokłócił się z projektantem, a później utrzymywał jakieś sekretne konszachty
z ich panią dyrektor do spraw finansowych.
Nagle zaświtało jej coś w głowie. Podniosła
się od biurka i weszła do gabinetu Marka.
-
Marek jak nazywała się ta dyrektorka Fox Fashion, do której wydzwaniał Alex?
- Lange. Beata Lange. A co?
-
Macie tu jakąś książkę wejść i wyjść? – zadała kolejne pytanie.
-
Jest, ale na dole, na portierni.
- Musisz
mi ściągnąć wszystkie te książki od tego pamiętnego września. Możesz to zrobić?
-
Pewnie. Zaraz zadzwonię do Władka, naszego ochroniarza i zapytam.
Wróciła do sprawdzania. Początek grudnia
wykazał sporą aktywność na kierunkowy do Włoch a konkretnie do Turynu.
Przypomniała sobie jak Marek mówił, że oboje Febo mają dom w Mediolanie
odziedziczony po rodzicach. Sprawdziła na mapie. To tylko sto czterdzieści
kilometrów od Turynu. Blisko. Podejrzanie blisko… Natomiast numer polski nie
należał do Alexa. Spisała go i kolejny raz poszła do Marka.
-
Znasz ten numer? – podsunęła mu kartkę pod nos. Jego oczy zrobiły się ogromne.
-
Znam Ula. Bardzo dobrze go znam. To telefon Pauliny. Do kogo dzwoniła?
- Do
„Modeny” braci Scacci, w dodatku wielokrotnie. To może sugerować, że i ona jest
zamieszana w całą sprawę.
-
Ojciec też to podejrzewał. Miał wątpliwości, ale nie wykluczał takiej
możliwości. Mówił, że i ona może się mścić za zerwane zaręczyny i odwołany
ślub.
- No
dobrze. W takim razie sprawdzam trzy numery nie dwa.
Znowu wgryzła się w zestawienie. Tuż przed
świętami uaktywnił się Febo. Tylko do nowego roku dzwonił do Scaccich
dwadzieścia siedem razy. Bez wątpienia coś z nimi uzgadniał, bo rozmowy były
długie. Rekordowa trwała prawie półtorej godziny. Pewnie dobijał targu i
obiecywał Włochom złote góry w zamian za pomoc w szybkim upadku firmy.
Na numer Turka natknęła się jeszcze, ale
były to głównie połączenia z bankiem i prywatne rozmowy. Rzeczy dla niej mało
istotne. O dwunastej zadzwoniła do Maćka. Wczoraj po wyjściu Marka długo
rozmawiali i zastanawiali się jak podźwignąć tego kolosa na glinianych nogach.
Maciek mówił o magazynach. Miał pomysł na nie, a właściwie to tylko zarys
pomysłu.
-
Muszę to najpierw zobaczyć a potem będę myślał.
Pierwsze o co go zapytała, czy był w tych
magazynach i czy już coś w zawiązku z nimi zaświtało mu w głowie.
- No
coś mi tam się zarysowuje. Myślę, że przede wszystkim należy jak najprędzej
opróżnić te magazyny. Nawet wymyśliłem w jaki sposób. Teraz nic ci nie powiem.
Przekaż Markowi, że zjawię się tam u was koło szesnastej i wtedy wszystko mu wyłuszczę.
Mam tylko nadzieję, że nie uzna mojej propozycji za szaloną.
-
Dobrze Maciuś. Ja mam jeszcze do ciebie jedną prośbę. Zadzwoń na granicę do
Terespola i zapytaj, czy mają jakąś książkę, w której rejestrują zatrzymane
ładunki. Jeśli tak, to zapytaj, czy mogliby nam przesłać faxem kopię strony, na
której wpisany jest ładunek tekstyliów dla firmy Febo&Dobrzański. Możesz im
nałgać, że wobec tej firmy toczy się postępowanie wyjaśniające i potrzebny jest
taki dowód do sprawy. Może się nabiorą, a jeśli nie, to spróbujemy załatwić
oficjalnie. Zapisz sobie numer – przedyktowała i pożegnała się z nim. Miała
zasiąść do przeglądania książki wejść i wyjść, kiedy pojawił się człowiek z
górą styropianowych pudełek. Marek na jego widok wyszedł z gabinetu i zaprosił
go do środka.
-
Proszę położyć na stole. Tu należność za wszystko. Bardzo panu dziękuję. Ula,
pozwól do mnie. Zamówiłem dla nas catering, bo pomyślałem, że przyda nam się trochę
paliwa do dalszej pracy. Już dzwoniłem do Sebastiana. Przyjdzie z Violettą.
Siadaj proszę i wybierz sobie coś. Jest mięso i ryba.
- Za
rybę dziękuję. Jestem uczulona, ale chętnie zjem kurczaka. Pięknie pachnie.
Violetta skusiła się na rybę a chłopaki
wzięli po kotlecie schabowym.
- I
co Viola, dokopałaś się do czegoś ciekawego? – zapytała Ula.
-
Coś tam wygrzebałam, ale przyniosę pod koniec dniówki. Najważniejsze, że odnalazłam
umowę z tymi Scacci. To, na czym najbardziej ci zależało. Myślę jednak, że
znalazła się tam przez nieuwagę. Spisano ją dwa lata temu, więc nie aż tak
dawno, żeby musiała trafić do archiwum. W rozdzielniku wymieniono trzy
egzemplarze i ten który znalazłam jest ad acta. Jestem pewna, że oryginały ma
Febo i Scacci. Spisana jest po włosku. Niestety ja nie znam tego języka i nie
wiem co zawiera.
- Przetłumaczymy
ją, ale już chyba nie dzisiaj. Ja muszę jeszcze coś sprawdzić, a ty przeglądaj
dalej archiwum. O szesnastej przyjdź tutaj, bo będzie Maciek i ma nam coś do
powiedzenia.
Skończyli jeść i rozeszli się do swoich
zajęć. Ula pilnie śledziła pozycję po pozycji w książce wejść i wyjść.
Nadzwyczaj często pan Febo spotykał się z panią Lange i to w godzinach zupełnie
absurdalnych. Najczęściej była to pora późno wieczorna a spotkania trwały około
trzech kwadransów. – Co może łączyć
dyrektorów dwóch różnych firm stanowiących dla siebie konkurencję? Co jest tak
atrakcyjnego, że przedstawiciele dwóch rywalizujących ze sobą spółek spotykają
się właściwie potajemnie? - Była pewna, że nie chodziło o interesy ani
jednej, ani drugiej. To mogły być spotkania czysto biznesowe, ale na gruncie
prywatnym, czyli takie, które pozwalają nieźle zarobić przy minimalnym wysiłku
i ze sprytnym wykorzystaniem potencjału obu przedsiębiorstw. Tylko co jest tym
łakomym kąskiem? Nagle doznała olśnienia. Już wiedziała i dałaby sobie rękę
uciąć, że ma rację. Już po raz drugi spotkała się z takim przekrętem. Dlaczego
od razu nie wpadło jej to do głowy? Poderwała się z krzesła i szybkim krokiem
trzymając książkę wejść i wyjść pod pachą udała się do gabinetu Marka. Usiadła
na kanapie i rozłożyła książkę na szklanym stoliku.
-
Możesz tu przyjść Marek? Muszę ci coś pokazać. - Usiadł obok niej. Blisko.
Poczuła zapach jego perfum i zakręciło jej się w głowie. Zapach zniewalał.
Przełknęła ślinę i zagaiła. – Spójrz. Spotkania pani Lange z panem Febo są
regularne i wcale nieprzypadkowe. Oboje reprezentują dwie konkurencyjne spółki
i to dość dziwne, że się spotykają. A jeśli już, to musi być jakiś nadrzędny
cel tych spotkań. Coś, co opłaca się im obojgu. Ja wiem Marek co to jest. - –Spojrzał
na nią zdumiony.
-
Ale skąd możesz o tym wiedzieć? Przecież nie wyczytałaś tego z książki wejść i
wyjść.
-
Poniekąd wyczytałam, a tak na poważnie, to nawet nie tak dawno temu miałam podobny
przypadek i to stąd to skojarzenie. Jestem więcej niż pewna, że oboje prowadzą
w firmach podwójną księgowość. A wiesz na czym trzepią kasę? Na podatku VAT.
Jeśli dobrze zna się prawo podatkowe, to wie się również, że istnieją sposoby,
żeby odprowadzać mniejszy VAT i rzeczywiście firmy z tego korzystają, bo dzięki
temu generują oszczędności. Ta firma też mogłaby tak mieć, ale jestem pewna, że
faktury, które są ewidencjonowane mają odprowadzaną wyższą stawkę tego podatku.
To znaczy nie do końca. Te faktury są jakby podwójne. Jeden komplet zawiera
podatek w normalnej wysokości, a drugi komplet ten zaniżony.
- A
różnicę Alex bierze do swojej kieszeni – Marek wszedł jej w słowo. - A to
parszywa świnia. W życiu bym na to nie wpadł. Naprawdę jestem pełen podziwu i
uznania dla ciebie Ula. Dzień się jeszcze nie skończył, a ty pozyskałaś już
tyle informacji. Ciekawy jestem, czy te faktury z zaniżonym podatkiem trzyma tu
w biurze. Teraz przynajmniej wiemy czego szukać – ujął dłoń Uli i przycisnął do
ust. Przeszedł ją dreszcz. Jego usta były takie zmysłowe i miękkie. – Jeszcze
dzisiaj rano rzeczywiście sądziłem, że robimy krok w przepaść. Teraz zaczynam
widzieć światełko w tunelu dzięki tobie. Życia mi braknie, żebym mógł ci się
należycie odwdzięczyć. To co dzisiaj odkryłaś, to naprawdę coś.