ROZDZIAŁ
3
Dzisiaj
świętowała swoje trzydzieste drugie urodziny. Od odejścia Kacpra minęło kilka
miesięcy i przestała wierzyć, że doczeka dnia jego powrotu. Z trudem, ale
pogodziła się z tym. Rzuciła się w wir pracy i żyła życiem firmy, i swojego
syna. Chciała, żeby te urodziny były wyjątkowe, dlatego przygotowywała się do
nich solidnie. Zamówiła wspaniały catering z dobrej restauracji, wielki tort i
różne rodzaje ciast.
Kupiła
dobre gatunki alkoholi. Zaprosiła ludzi z firmy i kilku znajomych ze studiów.
Zabawa trwała w najlepsze a ona brylowała w towarzystwie. Pięcioletni Piotruś
wytrzymał do dwudziestej trzeciej i padł. Przyciszyła muzykę i wniosła ciepłe
dania. Towarzystwo bawiło się do białego rana. Kiedy zamknęła drzwi za ostatnim
gościem usłyszała dźwięk swojej komórki. W skrzynce miała mnóstwo sms-ów z
życzeniami urodzinowymi. Był także ten od Neli, który nie czytając skasowała od
razu. Telefon zadzwonił raz jeszcze. Tym razem był to sygnał połączenia. Numer
nie był jej znany więc pomyślała, że znowu Nela usiłuje się do niej dodzwonić.
Odrzuciła połączenie i zabrała się za sprzątanie. Po relaksującej kąpieli
wskoczyła do łóżka, żeby załapać choć kilka godzin snu. Spała niecałe dwie
godziny, gdy tym razem zadzwoniono na domofon. Wściekła zerwała się z łóżka.
- Kto tam? – warknęła.
- Pani Anetko to ja Kwaśniewska, sąsiadka
mamy. Nie odbiera pani telefonów, a stało się nieszczęście.
Natychmiast
nacisnęła guzik domofonu i otworzyła drzwi wpuszczając kobietę do środka.
- Co się stało pani Kwaśniewska?
- Musiałam przyjechać, bo pani nie odbierała
telefonu a do siostry nie znam. Mama umarła dziś w nocy. Powiadomiono mnie, bo
podała mój numer telefonu. Odwiedzałam ją przez ostatni miesiąc, ale nikła w
oczach. Okazało się, że miała zaawansowanego raka piersi i liczne przerzuty.
Nie było już dla niej ratunku – dokończyła z wyraźną przykrością. – Któraś z
was musi zająć się pogrzebem.
Aneta
była w szoku. Od tej pamiętnej, telefonicznej rozmowy nie miała kontaktu z
matką. Odcięła się od niej tak jak od siostry. Nie miała pojęcia, że matka jest
tak poważnie chora. Zalśniły jej w oczach łzy.
- Oczywiście, zajmę się wszystkim. Bardzo
dziękuję, że się pani fatygowała. Jeśli zaczeka pani chwilkę, to ogarnę się i
odwiozę panią do domu, a potem pojadę do szpitala. Który to?
- Centrum Onkologii przy Wawelskiej piętnaście
„B”. W rejestracji panią pokierują.
Obudziła
Piotrusia i ubrała go szybko. Potem zajęła się sobą. Po niespełna pół godzinie
wyjechały z domu. Po odwiezieniu Kwaśniewskiej pomyślała, żeby może zadzwonić
do Jacka, ale uzmysłowiła sobie, że przecież i on obchodził hucznie jej
urodziny i pewnie miał jeszcze w sobie trochę promili alkoholu. Zrezygnowała
więc z tego pomysłu i postanowiła załatwić wszystko sama. Na szczęście była
sobota i liczyła na to, że być może uda jej się załatwić akt zgonu i
formalności związane z pogrzebem.
Poszło
lepiej niż się spodziewała. Tu też natknęła się na zakład pogrzebowy
funkcjonujący w pobliżu szpitala i pomyślała, że to chyba teraz standard.
Obiecali zająć się wszystkim łącznie z trumną, którą wybrała na miejscu i
kwiatami. Proboszcza parafii, do której należała mama dopadła, kiedy wychodził
z kościoła po mszy i pośpiesznie wyjaśniła mu w czym rzecz.
- Rodzinny grobowiec mamy na tutejszym
cmentarzu i spoczywa w nim mój ojciec. Chodzi o to, żeby otworzyli płytę i
wsunęli trumnę.
- Chodźmy do kancelarii i tam załatwimy
wszystko.
Do domu
wróciła skonana niosąc śpiącego Piotrusia na rękach. Zrobiła sobie kawy i
zadzwoniła do Jacka informując go o śmierci mamy i dacie pogrzebu. Do Neli nie
chciała dzwonić. Napisała jej tylko krótkiego sms-a. Oczywiście siostra nie
byłaby sobą, gdyby natychmiast nie oddzwoniła i to z nieznanego numeru.
- Halo…
- Aneta nie odkładaj słuchaw… - rozłączyła
rozmowę. W dalszym ciągu miała zamiar ignorować kontakty z Nelą. Po pogrzebie
ta ostatnia próbowała do niej podejść i porozmawiać, ale Aneta odwróciła się od
niej z pogardą. Podziękowała sąsiadom mamy za udział w jej ostatniej drodze i
zabrawszy Piotrka odjechała pośpiesznie do domu.
Dwa
lata później, pierwszego września odprowadzała swoje dziecko do szkoły. Nawet
nie zauważyła, kiedy minęło te siedem lat. Patrzyła na synka pełnym miłości
wzrokiem i wzdychała, że umknęło jej tyle rzeczy z nim związanych. Był taki
podobny do Sławka… Z biegiem lat pogodziła się z tą bolesną stratą, także z
jego zdradą. Może nie wybaczyła mu, ale znacznie spokojniej podchodziła do
przeszłości.
Część
oficjalna i organizacyjna skończyła się. Dzieci uzbrojone w plany lekcji wraz z
rodzicami wyszły ze szkoły. Aneta zabrała syna na lody a potem na spacer do
parku. Przyjemnie spędzili ten dzień tylko we dwoje. Od jutra miało się dla
niego zacząć wczesne wstawanie, pakowanie plecaka i odrabianie lekcji.
Wieczorem
weszła pod prysznic. Namydlając ciało dotarła do pachy. Między nią a lewą
piersią wyraźnie wyczuła spory guz. Przeraziła się. Potem z dziesięć razy
dotykała tego miejsca chcąc się upewnić, czy nie ma jakichś omamów. Guz jednak
był i nie chciał zniknąć.
Następnego
dnia odprowadziła Piotrka do szkoły i pojechała do przychodni onkologicznej.
Była zdenerwowana. Od kobiety w rejestracji dowiedziała się, że na konsultacje
trzeba czekać trzy tygodnie. Nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała wiedzieć
jak najszybciej, czy to jest zwykły tłuszczak, włókniak, czy coś złośliwego.
Niewykluczone, że po mamie odziedziczyła skłonność do takich chorób. Zapisano
ją, ale wychodząc z przychodni postanowiła dotrzeć na prywatną wizytę. W
internecie znalazła nawet kilku lekarzy, o których internauci wypowiadali się w
samych superlatywach. Wybrała jednego z nich zaznaczając pod dzisiejszą datą
godzinę wizyty.
Szła na
tę wizytę jak na ścięcie. Bała się tego, co może usłyszeć. Lekarz okazał się
bardzo miły i dzięki niemu odprężyła się trochę. Powiedziała mu, że odkryła ten
guz wczoraj i jest śmiertelnie przerażona. Lekarz zbadał ją. Wyczuł wielkość i
twardość guza. Zauważył zmieniony kolor brodawki i słabą, podbarwioną krwią
wydzielinę z niej. Od razu wykonał jej USG. Trochę się zmartwił tym, co ujrzał
na ekranie.
- Zaraz zrobię biopsję. Wtedy będę miał
stuprocentową pewność.
Bolało,
ale zacisnęła zęby i jakoś wytrzymała to nieprzyjemne badanie. Lekarz kazał jej
się ubrać i usiąść naprzeciwko siebie.
Spojrzał
Anecie w oczy. Były przerażone i patrzyły na niego z wyczekiwaniem.
- Nie będę owijał w bawełnę. Podejrzewam, że
to złośliwa zmiana w dodatku bardzo duża. Trzeba działać szybko. Z całą
pewnością nie jest to tłuszczak ani włókniak. Guz umiejscowił się w pobliżu
węzłów chłonnych i sądzę, że już je zaatakował. Jutro będę znał wynik biopsji i
wtedy zadzwonię do pani, żeby umówić się na kolejną wizytę. Niestety trzeba
będzie operować. Pracuje pani? – Kiwnęła twierdząco głową. – W takim razie
koniecznie musi pani porozmawiać ze swoim szefem o dłuższej absencji w pracy.
Najpierw wykonamy zabieg a potem będziemy musieli wprowadzić chemio i
radioterapię.
- Ale ja mam małe dziecko… - wykrztusiła z
dezaprobatą jakby miał to być argument przed uniknięciem operacji.
- W takim razie ma pani dla kogo żyć i musi
walczyć. Postaram się zadzwonić do pani jutro do południa.
Wyszła
od lekarza zdruzgotana. Nie sądziła, że to jest aż tak poważne. Miała mętlik w
głowie, bo nie wiedziała co robić. W firmie na pewno zrozumieją jej sytuację,
ale z kim zostawi Piotrusia? Jest jeszcze za mały, żeby samodzielnie chodzić do
szkoły. Ktoś musi go zaprowadzać i przyprowadzać. Nie miała w pobliżu nikogo z
rodziny a raczej miała tylko Nelę. Przez trzy dni biła się z myślami nie
wiedząc co zrobić. Znała już wynik biopsji, która potwierdziła podejrzenia
lekarza. Miała też skierowanie na oddział szpitalny z wyznaczonym terminem
zabiegu. W końcu zdawszy sobie sprawę z dramatyzmu całej sytuacji wybrała numer
Neli. Nie mogła dopuścić, żeby siostra po raz nie wiadomo który zarzucała ją
błaganiami o wybaczenie, bezsensownym kajaniem się i biciem w piersi. Ta
rozmowa miała być bardzo konkretna i przeraźliwie rzeczowa. Jak tylko usłyszała
jej zdziwiony głos od razu przejęła inicjatywę.
- Dzwonię do ciebie, bo jestem pod ścianą i
nie bardzo wiem jak z tego wybrnąć.
- A coś się stało?
- Nie chodzi tu właściwie o mnie, ale o
Piotrka.
- A co z nim? – najwyraźniej mocno się
przejęła a w jej głosie brzmiało zaniepokojenie.
- Nic mu się nie stało… Chodzi o to, czy
mogłabyś go zabrać do siebie na kilka dni. Muszę iść na jakiś czas do szpitala
i nie mam go z kim zostawić – zadrżał jej głos. Już wiedziała, że ta rozmowa
nie będzie ani chłodna, ani rzeczowa. Nie panowała nad emocjami i rozpłakała
się. – Muszę się poddać całkowitej mastektomii. Mam ogromnego guza, którego
muszą wyciąć, a potem jeszcze czeka mnie chemia.
Nela
nie wypytywała już o nic więcej. Zadała tylko jedno pytanie.
- Mogę do ciebie przyjechać? – słyszała ciężki
oddech siostry i pociąganie nosem. Aneta była tak oszołomiona tym pytaniem, że
nie miała siły jej odmówić. Była przerażona tym, co miało ją czekać.
- Tak…
Nela
rozłączyła się. Pół godziny później naciskała guzik domofonu. Aneta wpuściła ją
ale wciąż trzymała się na dystans. Nie chciała żadnego rzucania się na szyję,
obściskiwania i przeprosin. Nela przywitała się tylko krótkim „cześć”, zdjęła
buty i weszła do salonu.
- Zaparzę nam melisy. To nas trochę uspokoi. A
gdzie Piotruś?
- W swoim pokoju. Zaraz go zawołam.
Piotr
szarmancko przywitał się z Nelą uświadomiony, że to jego ciocia, siostra mamy.
Był zbyt mały, żeby ją zapamiętać.
- Od jutra Piotruś ciocia będzie cię
zaprowadzać i przyprowadzać ze szkoły. Ja muszę na kilka dni pójść do szpitala
na badania i nie mogę cię zostawić samego. Bądź grzeczny i słuchaj się cioci
Neli. Możesz zostać na noc?
- Zostanę i jutro zawiozę cię do szpitala. Teraz
może odpocznij a ja tu trochę ogarnę.
Aneta
ułożyła się na kanapie i nakryła kocem. Była zestresowana i czuła się słabo.
Spod przymrużonych powiek obserwowała myjącą górę brudnych naczyń Nelę. Robiła
to szybko i sprawnie. Wytarła blaty i stół, by za chwilę zmyć podłogę. Ostatni
raz Aneta widziała ją na pogrzebie mamy. Od tego czasu bardzo się zmieniła i to
na gorsze. Była dwa lata młodsza, ale przez to, że jej twarz pokrywała teraz
siateczka zmarszczek, ciężkie powieki zmniejszyły znacznie jej ładne kiedyś
oczy i sporo przybrała na wadze, wydawała się o co najmniej dziesięć lat
starsza. Jej skromny ubiór i zaniedbane, dłuższe niż zwykle włosy świadczyły o
tym, że nie przelewa jej się zbytnio.
Przeszła
z kuchni do łazienki i nastawiła pranie. Potem przysiadła w fotelu upijając łyk
przestygłej już melisy.
- Pracujesz gdzieś? Jeśli tak, to chyba nie
było dobrym pomysłem obarczanie cię opieką nad Piotrusiem.
- Nie pracuję niestety. Od jakiegoś czasu
jestem na zasiłku dla bezrobotnych. Wciąż szukam i rozsyłam CV. Nie mam
szczęścia. Rynek nasycił się już informatykami.
- Jeśli z tego wyjdę… - głos uwiązł Anecie w gardle
a w oczach pokazały się łzy. – Jeśli z tego wyjdę, na pewno będę mogła ci
pomóc. Zatrudnię cię we własnej firmie. Dobry informatyk zawsze się przyda.
- Nie musisz tego robić. Nie musisz mi się za
nic odwdzięczać. Jestem pewna, że leczenie przyniesie pozytywne skutki. Ty
tylko musisz chcieć żyć i walczyć.