ROZDZIAŁ 13
ostatni
Od rozprawy i osadzenia Febo w więzieniu
minęło sześć miesięcy. Sporo się działo w tym czasie zarówno w firmie jak i w
życiu osobistym bohaterów. Powoli, ale sukcesywnie Marek wyprowadzał firmowe
sprawy na prostą. Po zwrocie przez Febo pieniędzy przede wszystkim wymówił
dzierżawę obu szwalni, zakupił nowe maszyny i zatrudnił z powrotem ludzi,
którzy wcześniej w nich pracowali. Sporo pracowników powróciło także do
siedziby głównej. Zgodnie z tym, co kiedyś obiecał, wszystkim podniósł pensje.
Zarówno on jak i ojciec uważali, że to najlepsza motywacja do pracy. Znowu
zaczął funkcjonować firmowy bufet, a Pshemko był dopieszczany codziennymi
dostawami gorącej czekolady. Pojawiła się darmowa kawa dla pracowników w
pomieszczeniach socjalnych i woda mineralna. Można było powiedzieć, że firma
znowu zaczęła tętnić życiem.
Marek był bardzo zdeterminowany. Kontakty
pozyskane na praskich targach mody zaowocowały sześcioma korzystnymi kontraktami
i już wysłano pierwsze dostawy najnowszej kolekcji. Pshemko był wniebowzięty,
bo wyjście z kreacjami jego autorstwa na rynki zagraniczne było aż do teraz
jego niespełnionym marzeniem.
Marek po perypetiach z Febo miał uraz do
włoskich powiązań i skupił uwagę na hiszpańskim rynku. Kilka tamtejszych firm
miało rzetelne opinie. Wybrał według siebie najlepszą i sfinalizował z nią
umowę. Pomógł tu też Pshemko, a jego zdanie było przecież najważniejsze. Poza
tym przez te ostatnie pół roku mistrz wznosił się na wyżyny swojej wielkiej
kreatywności. Zakończył szycie kostiumów dla obu teatrów, zaczął projektować
nową kolekcję dla elegantek a oprócz tego kolekcje dla młodzieży i mężczyzn.
Dla tych ostatnich pozyskali zlecenie z Bytomskich Zakładów Odzieżowych.
Chodziło o nowoczesne kroje marynarek i całych garniturów. Pracy było mnóstwo,
ale Marek nie wydawał się tym zmartwiony ani trochę. Wręcz przeciwnie. Tryskał
energią jak nigdy i wszędzie było go pełno. Zatrudnił asystentkę i asystenta,
co pozwoliło mu nieco zwolnić i rozsądniej rozdzielać zadania. To było ważne,
bo przez nadmiar pracy nie chciał zaniedbywać swojego prywatnego szczęścia.
Szczęście to traktował nadzwyczaj poważnie i miał już konkretne plany na
przyszłość swoją i Uli. Jego uczucie do niej rozkwitało z każdym dniem i z
każdym dniem było coraz silniejsze. Doprowadził do spotkania obu rodzin. Józef
i Krzysztof nie mogli się nagadać. Józef bardzo chwalił Marka. Mówił, że gdyby
tylko mógł zaadoptowałby go, bo chłopak jest niezwykle pracowity, bardzo dobrze
wychowany, ma kawał solidnego charakteru i jest po prostu dobrym człowiekiem.
Krzysztof gloryfikował Ulę i jej ogromny talent do ekonomii.
-
Ani trochę nie przesadziłeś Józefie. Gdyby nie twoja piękna i mądra córka,
dzisiaj być może bylibyśmy ludźmi bez przyszłości.
Odbyła się też rewizyta i państwo Dobrzańscy
odwiedzili gościnny dom Cieplaków.
Marek działał metodycznie i pomyślał, że
skoro obie rodziny poznały się już dość dobrze, to czas na następny krok. Któregoś
dnia wraz z Sebastianem wybrali się do salonu jubilerskiego i obaj zakupili
pierścionki zaręczynowe. Ula była skromna i nie obwieszała się złotem więc
Marek wybrał dla niej pierścionek z małym diamencikiem. Violetta kochała
świecidełka i to głównie dlatego Olszański zakupił dla niej bardziej okazały
pierścionek. On czekał z zaręczynami jak to mówił „na odpowiedni moment”, ale
Marek nie zamierzał zwlekać. Kochał Ulę bardziej niż własne życie, dlatego w
jeden z ciepłych, lipcowych weekendów zabrał ją do Konstancina, gdzie w
pięknych okolicznościach przyrody, na środku kładki na rzece Małej, w Parku Zdrojowym
runął przed swoim kochaniem na kolana i wyjąwszy pierścionek prosił ją, by
została jego żoną.
-
Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. Kocham cię każdą myślą, każdym
słowem, całym sercem. Jeśli się zgodzisz, uczynisz mnie najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Tylko z tobą chcę iść przez życie i tylko z tobą się
zestarzeć.
W jego szare oczy wpatrywały się jej dwa
wielkie błękity. Była wzruszona. Wzięła głęboki oddech i wyszeptała:
-
Zgadzam się, bo kocham cię równie mocno.
Wsunął jej pierścionek na palec i poruszony
do głębi przylgnął do jej ust.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy… Nadałaś mojemu życiu sens.
Bardzo, bardzo cię kocham.
Firma złapała rytm i pracowała jak dobrze
naoliwiona maszyna sprawnie i szybko. Teraz Marek mógł poświęcić więcej czasu
na prywatne sprawy i skupić się na organizacji ślubu. Ostatnie, ciężkie dla
niego miesiące nauczyły go logistyki i sprawnego planowania. Wiedział już, że
ślub i wesele będą skromne. Ula nie chciała nic z rozmachem i tabunem gości.
Rysiowski kościółek był świetnym wyborem i spełniał ich wymagania. Ula miała do
niego sentyment i jeśli już miała wychodzić za mąż to w miejscu, w którym
pobierali się jej rodzice.
Ślub miał być konkordatowy i to oszczędziło
Markowi czasu, bo nie musiał załatwiać już zaślubin w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Salę załatwił w jednym z warszawskich hoteli. Jego rodzice przy tym obstawali
mówiąc, że poniosą wszelkie koszty z tym związane. Sebastian też był pomocny.
To on załatwił zaproszenia i zespół muzyczny. Już wiedział, że on i Violetta
będą Marka i Uli drużbami.
Z uwagi na to, że Pshemko był bardzo zajęty
i nie mógł zaprojektować ślubnej sukni Uli, ona sama zaciągnąwszy Violettę do
dużego salonu wybrała idealną dla siebie kreację. Nie chciała welonu a we
włosach miała mieć jedynie skromny stroik.
Ten dzień był wyjątkowy dla nich obojga.
Biała limuzyna podwiozła ich pod kościół, a Marek podał pannie młodej dłoń
pomagając jej wysiąść. Roziskrzonym szczęściem wzrokiem omiatał twarz swojej
wybranki, która wyglądała jak oblicze anioła. Podał jej ramię i szepnął do ucha
-
Jesteś najpiękniejszym stworzeniem na ziemi. Prawdziwy szczęściarz ze mnie.
Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie patrząc
z miłością w jego oczy.
-
Mogę o tobie powiedzieć to samo kochanie. Mam pewność, że będziesz najlepszym
mężem na świecie.
Sunęli wolno w kierunku ołtarza a za nimi
Violetta z Sebastianem, Maciek z Anią i Jasiek ze swoją dziewczyną. Jako
pierwsza kroczyła mała Betti sypiąc płatkami czerwonych róż.
Kiedy mieli składać sobie przysięgę
małżeńską oboje mieli w oczach łzy. Marek pomyślał, że ona jest nagrodą za te
trudne, ciężkie miesiące, gdy musiał walczyć o przetrwanie firmy, a potem
podźwignięcie jej z kolan. To wszystko nie udałoby się, gdyby nie ta cudna,
niezwykle mądra i nieprzeciętna istota.
Ula patrzyła w lśniące od łez oczy Marka i
pomyślała, że gdyby nie te wszystkie zbiegi okoliczności, ona nigdy nie
poznałaby tego przystojnego, urodziwego mężczyzny i wspaniałego, wrażliwego
człowieka. I pomyśleć, że wszystko się zaczęło od przypadkowego spotkania jej
ojca z seniorem Dobrzańskim i wręczenia mu wizytówki.
EPILOG
Ostre promienie lipcowego słońca wdzierały
się do sypialni przez tiulowe firanki i łaskotały policzki śpiącej kobiety.
Skrzywiła się lekko i ziewnęła przecierając jednocześnie oczy. Rozejrzała się
dokoła i w końcu jej wzrok spoczął na śpiącym obok mężczyźnie. Uśmiechnęła się
z czułością. Znowu tej nocy dał jej dowody swojej wielkiej miłości. Kochał ją
tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy odważył się jej wyznać tę miłość. Nie
do wiary, że to już pięć lat odkąd są małżeństwem. Dzisiaj były jego urodziny i
spodziewali się gości. Ona już wczoraj szykowała smakołyki na ten dzisiejszy
dzień i bardzo jej zależało, żeby się udał. Mieli go spędzić w rodzinnym gronie
i wśród grupki przyjaciół. Westchnęła cicho. Tyle rzeczy wydarzyło się przez te
pięć lat. Ona zdążyła urodzić córkę podobnie jak Violetta, chociaż jej Justysia
była młodsza od Michaliny Dobrzańskiej o cały rok.
Ania, żona Maćka niemal w tym samym czasie
co Violetta powiła syna Marcina. W zeszłym roku ożenił się Jasiek a Kinga, jego
żona była właśnie przy nadziei.
Seniorzy Dobrzańscy i jej ojciec trzymali
się krzepko. Krzysztofowi znacznie poprawił się stan zdrowia dzięki corocznym
wyjazdom do szwajcarskich uzdrowisk. Józef Cieplak niezmiennie jeździł do
Ciechocinka, bo jak mawiał, tam czuł się najlepiej. Rzeczywiście cała trójka
wyglądała zdrowo, co cieszyło i Marka, i Ulę. Przyjście na świat Michaliny
spowodowało zadziwiający wzrost energii u nich wszystkich. Kochali swoją jedyną
wnuczkę nieprzytomnie i to dzięki nim Ula dość szybko mogła wrócić do pracy. W
międzyczasie kupili dom i pozbyli się mieszkania na Siennej. Dom dawał większe
możliwości i im, i ich dziecku. Był ładnie położony a wraz z nim w pakiecie
dostał im się kawałek lasu. Marek urządził tu małej spory plac zabaw a dla
dorosłych powstała długa wiata z ławami i stołem. Na jej końcu pysznił się
murowany grill. W ciepłe i wolne od pracy dni wielokrotnie organizowali tu
plenerowe imprezy. Dzisiejsza także miała być na świeżym powietrzu.
Marek odwrócił się w jej kierunku i
zamruczał. Powoli uchylił powieki i napotkał te dwa błękitne diamenty, które
tak ukochał. Na jego twarz wypełzł szczęśliwy uśmiech.
-
Dzień dobry moje szczęście – wyszeptał. – Wyspałaś się już?
Przylgnęła do jego ust całując go
namiętnie.
-
Wszystkiego najlepszego kochanie. Dzisiaj ważny dzień. Poleż jeszcze chwilkę, a
ja… - Nie dokończyła, bo drzwi od ich sypialni otworzyły się i wbiegła przez
nie ich latorośl odziana w piżamkę w kolorowe słonie i trzymająca w ręku jakąś
kartkę. Wskoczyła na łóżko, usiadła okrakiem na Marku i przytuliła się do
niego.
-
Wszystkiego najlepszego tatusiu. Mam coś dla ciebie – podała mu kartkę. –
Ładna? Bardzo się starałam.
Marek spojrzał na kartkę, na której
wymalowane były kolorowe kwiatki i uśmiechnął się. Ucałował córkę w oba
policzki.
- To
bardzo piękny prezent kochanie. Oprawimy laurkę w ramki, bo jest śliczna.
Dziękuję. Kocham cię bardzo, bardzo, bardzo… - przytulił mocno dziecko do
siebie.
- A
dla mnie też masz buziaka? – upomniała się Ula. Mała oderwała się od ojca, objęła
Ulę za szyję i uściskała mocno całując jej policzek. – Ależ to był słodki
całus. Poleżcie sobie, a ja idę przygotować wam pyszne śniadanko.
Pierwsi przyjechali Cieplakowie. Wysypali
się wszyscy z nowiutkiego opla combi z bukietami kwiatów i kolorowymi torbami.
Wyściskali Michalinę, która pierwsza podbiegła do tej wesołej gromady, a potem
niemal chórem składali życzenia Markowi i witali się z Ulą. Kinga i Betti od
razu zaoferowały swoją pomoc w kuchni.
Nie minęło dziesięć minut, gdy na podjazd
niemal równocześnie wjechali seniorzy Dobrzańscy i Maciek z Anią. Po nich
pojawili się Olszańscy. Na końcu zjawił się Pshemko, bo jego nie mogło zabraknąć
i traktowany był jak członek rodziny, która wiele mu zawdzięczała.
Dzieci zgodnie bawiły się w piaskownicy a
dorośli delektowali się smaczną kuchnią Uli. Marek dbał o alkohole a Maciek z
Jaśkiem pilnowali grilla. Były toasty, śpiewy i nocne Polaków rozmowy, bo impreza
skończyła się nad ranem. Wszyscy zostawali do niedzieli. Dom był ogromny i mógł
spokojnie pomieścić wszystkich gości.
Zmęczona, ale szczęśliwa Ula narzuciła na
ramiona dużą chustę i wyszła przed dom. Zadarła do góry głowę i wpatrzyła się w
usiane gwiazdami niebo. Powietrze pachniało trawą, maciejką i czymś wilgotnym.
Poczuła dłonie, które objęły ją jak obręczą. Uśmiechnęła się i ufnie przylgnęła
do Marka.
-
Piękna noc – wyszeptała jakby bała się, że zmąci tę ciszę.
-
Piękna – potwierdził - i bardzo udana impreza. Dziękuję ci skarbie.
Napracowałaś się i bardzo to doceniam.
- A
ja mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Chciałam z nim trochę zaczekać, ale to
chyba najbardziej odpowiedni moment.
- A
co to jest? – zapytał zaciekawiony.
-
Nie co, ale kto. Byłam kilka dni temu u ginekologa. Będziemy mieli dziecko.
Jestem w dziewiątym tygodniu ciąży.
- O
mój Boże…, o mój Boże… Nawet nie wiesz jak o tym marzyłem – wzruszony spojrzał
jej w oczy. – Może Michasia będzie miała braciszka? Ależ rodzice się ucieszą –
przytulił ją mocno i przylgnął ustami do jej czoła. – Jesteś najlepszym, co
przytrafiło mi się w życiu. Odwzajemniłaś moją miłość i dałaś mi piękną córkę.
Stworzyłaś mi ciepły, przytulny dom a teraz jeszcze ta ciąża. Boję się, żebym
nie zwariował z nadmiaru szczęścia. – Rozchichotała się.
-
Lepiej nie wariuj, bo jesteś potrzebny nam wszystkim zdrowy na ciele i umyśle.
Bardzo cię kocham panie Dobrzański.
- Ja
ciebie bardziej pani Dobrzańska. Chodźmy spać, bo za chwilę zacznie świtać a nasz
żywiołek lubi wcześnie wstawać. Jutro obwieścimy wszystkim dobrą nowinę – objął
żonę ramieniem i wolno skierował się do wnętrza domu.
K O N I E C
Wreszcie w życiu Marka i jego rodziny zapanował od tak dawna wyczekiwany spokój. Rodzeństwo Febo odeszło w niepamięć i dobrze. Po tak wielu złych chwilach u boku Pauliny również jego prywatne życie wkroczyło na właściwe tory. A Szczęście, Miłość i Spokój to to czego on zawsze pragnął i tylko przy Uli było to możliwe.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Gorąco pozdrawiam w czwartkową noc.
Julita
Julita
UsuńCieszę się, że dotrwałaś do końca. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Miło się czyta takie zakończenia,pozdrawiam Karolina
OdpowiedzUsuńKarolina
UsuńBardzo dziękuję. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Romantyczne i piękne zakończenie. Firma prosperuje znakomicie,Ula i Marek wiodą spokojne życie,spodziewają się narodzin kolejnego dziecka,czy do szczęścia potrzeba więcej?
OdpowiedzUsuńDziękuję za to kolejne wspaniałe opowiadanie, pozdrawiam Agata
Agata
UsuńA ja dziękuję za wszystkie Twoje komentarze i pięknie Cię pozdrawiam. :)
Piękne aż się wzrusZylam
OdpowiedzUsuńRenia
UsuńDziękuję. Serdecznie pozdrawiam. :)
Cudowne zakończenie tej historii. Miłość rozlała się na wszystkich. Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się podobało. Najserdeczniej pozdrawiam.:)
UsuńTaka wielka miłość, to dopiero ma moc sprawczą. Ile nowych obywateli się pojawiło. Świetnie, że nie pozostali przy jakimś zwierzaku lub jedynaku;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńBardzo dziękuję Ci za wszystkie komentarze. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Marek tak mocno się napracował, nadenerwował, ale było warto. Wiedzie teraz szczęśliwe życie u boku ukochanej kobiety;) Dziękuję i zapytuję, co będzie następne? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńCiężka praca i zaangażowanie musiało w końcu zostać nagrodzone. Teraz tylko cud, miód i orzeszki. Co do następnej publikacji, to jeszcze się zastanawiam i z całą pewnością dam informację na ten temat. Zbliża się okres wakacyjny i też chciałabym mieć trochę wolnego.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Oj jak bardzo jestem zadowolona! Nawet mimo nieznośnego upału potrafię, to docenić;) Każdy dostał to, na co zasłużył. Najbardziej skorzystali Marek i Ula, ale najważniejsze, że wszyscy pozytywni bohaterowie żyją szczęśliwie, a zakały dostały krateczki, hihihi;) Z niecierpliwością czekam na kolejny czwartek i na kolejną opowieść. Co to będzie? Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńKażdemu według zasług jak to mówią. Sprawiedliwości musiało stać się zadość.
Co będzie następne, trudno powiedzieć. Jak pisałam wyżej na pewno będzie przerwa wakacyjna i chyba w sierpniu. To jeszcze kwestia do ustalenia. Prawdopodobnie będą publikowane short story.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
To ci dopiero. Pshemko został pominięty przy szyciu strojów ślubnych!? Co prawda był bardzo zajęty, ale dla mistrza to chyba był prawdziwy policzek. Chociaż cały czas pracuje w firmie i jest przyjacielem domu, więc może nie było tak źle. Do następnego razu, ciekawe co to będzie? Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńMistrz i tak miał za dużo pracy i nie mógł się zająć strojami ślubnymi.
Przeczytaj dwie odpowiedzi na komentarze powyżej. Tam piszę o kolejnych publikacjach.
Serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Przepiękne słowa miłości – nadałaś mojemu życiu sens;) Chyba nie ma kobiety, która by nie chciała czegoś takiego usłyszeć. Dziękuję za tę opowieść. Czekam na kolejną historię. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńUla nie tylko nadała sens życiu Marka, ale myślę, że nadała mu właściwy kierunek. Jest jak kompas, który wskazuje słuszną drogę. Ktoś taki był mu właśnie potrzebny jak drogowskaz.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Po każdej burzy wychodzi słońce! Może i Dobrzańskim przybyło trochę siwych włosów ze zmartwień, ale za to jaki piękny finał tej opowieści. Miłość rządzi niepodzielnie;) Czekam na kolejny post. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńJestem Ci wdzięczna za każdy zostawiony przez Ciebie komentarz. Najserdeczniej Cię pozdrawiam i już zapraszam na kolejny czwartek. :)
Już zupełnie na koniec powtórzę, że z Marka to fajny i odpowiedzialny gość! Ula i jego dzieci będą mieć w nim wsparcie;) Nawet pracownicy mają przy nim jak pączek w maśle. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńWłaśnie taki miał być. Na początku trochę pogubiony, nie mający pojęcia jak zabrać się za ratowanie firmy, ale w końcu dzięki pomocy Uli, zupełnie zmieniający podejście, konsekwentny w działaniu i mocno zdeterminowany. Lubię pisać o Marku jako o zdecydowanym,konkretnym facecie, który wie, czego chce.
UsuńNajserdeczniej pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Chyba nie ma większego powodu do dumy ze swojego dziecka, jak posłuchanie pochwał na jego temat z ust obcej osoby. Dobrzańscy i Cieplak chyba dobrze o tym wiedzą i dlatego wychwalają nawzajem i Ulę i Marka. Z drugiej strony nie są czcze słowa. Oni naprawdę są dobrymi ludźmi. I za swoje dobro mają odpłacane również dobrem. Gorąco pozdrawiam i czekam na kolejny czwartek Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńPięknie dziękuję Ci za coczwartkową obecność na tym blogu i za każdy komentarz. Wiesz, że u mnie zawsze wszystko kończy się pozytywnie a bohaterowie dostają od losu to, co najlepsze. To chyba nigdy się nie zmieni.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Jest tak, jak obiecałaś – pięknie, słodko i miłośnie;) Dzięki. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńKocham szczęśliwe zakończenia więc i to nie mogło być inne.
UsuńPozdrawiam najserdeczniej i dziękuję za wpis. :)
Szkoda, że jest tak mało prywatnych firm, których właściciele potrafiliby wdrożyć taką samą zasadę jak w Dobrzańscy, że najlepszą motywacją jest dobra płaca. Większość nabija swoje fortuny kosztem okrajania płacy pracowników. Żal, że nie dociera do nich, że bez ciężkiej pracy zwykłych pracowników ich firma by tak dobrze nie prosperowała. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńNo niestety takie firmy to tylko w bajkach. Rzeczywistość jest przytłaczająca i zniechęcająca zwłaszcza młodych. Może kiedyś to się zmieni, kto wie...?
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję Ci za komentarz. :)
Marek działa metodycznie. Najpierw wyznanie miłości, później zapoznanie się rodzin, później oświadczyny i wreszcie ślub. Wszystko zaplanowane. Dzięki temu ma spokój i szczęście. Nie zaniedbuje ani żony i córeczki, ani rodziców, ani przyjaciół. W ten sposób mają zapewnione zgodne i szczęśliwe życie;) Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńMarek dostał szkołę życia i dzięki temu jest taki sprawny logistycznie. Nie traci czasu ale wciąż planuje. Zależy mu na szybkim ślubie, bo kocha Ulę, dlatego robi wszystko, żeby pojąć ją za żonę jak najszybciej. Potem już tylko szczęśliwość wielka.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Przesyłam serdeczności. :)
Piękne i bardzo romantyczne miejsce na oświadczyny. Marek się i w tym temacie spisał;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńCieszę się, że dotrwałaś do końca opowiadania. Bardzo dziękuję za komentarze pod każdym rozdziałem. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńMarek bardzo dobrze odrobił ciężką lekcję życia. Potrafi docenić, to co ma. Wszystko go cieszy, nie marudzi i nie narzeka. Pojawiające się problemy czy wyzwania szybko rozwiązuje i nie czeka aż one same się wyjaśnią. Poznał wartość pieniądza i zdaje sobie sprawę, jak szybko i bezpowrotnie można je stracić, a odzyskuje się je bardzo mozolnie i długo. Może właśnie dlatego nie zachłysnął się odzyskanymi pieniędzmi, nie trwoni ich na głupoty. Mądrze inwestuje je w firmę i w ludzi tam pracujących. Zdaje sobie sprawę, że dzięki tej firmie wygodnie żyje jego rodzina i pracownicy w niej zatrudnieni. Stał się doskonale zorganizowanym człowiekiem. Na wszystko znajduje czas, na swoją miłość również. Nie ma co się dziwić, że Ula czuje się przy nim bezpieczna. Stworzyli bardzo ciepły i rodzinny dom. Mała Michasia jest po prostu słodziutka. Kolejne dziecko jest wspaniałym prezentem. Może spełni się Markowi marzenie o posiadaniu syna. Skoro ziściło się marzenie o kochającej rodzinie, to kto wie:) Ula za swoją dobroć również dostała od losu to, co najlepsze zresztą tak samo jak pozostali bohaterowie tej historii. Dziękuję za interesującą historię i czekam na kolejne opowiadanie. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńUpał mnie wykończył więc na pewno wybaczysz, że odpisuję strasznie lakonicznie. Podziwiam Cię, że zdobyłaś się na tak długi komentarz. Nie będę się do niego odnosić,bo zawarłaś w nim kwintesencję całej tej historii. Bardzo Ci za to dziękuję i przesyłam serdeczności. :)
Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Słowo klucz – jakieś. Nie zawsze jest tak pięknie jak tutaj. Ciężko zwyciężyć na takiej wojnie. Nieraz potrzebna jest pomoc, ale jeśli nie spróbujemy, to z całą pewnością przegramy, a tak jest zawsze jakaś nadzieja;) Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTe moje historie są często bardzo wyidealizowane i sielankowe. Rzadko mają pokrycie w rzeczywistości, która nas otacza. To takie bajki ze szczęśliwym zakończeniem i tak należy je traktować. Oczywiście w podejmowaniu wyzwań nie ma nic złego, raczej wręcz przeciwnie, bo sukces zawsze motywuje i jeśli przyszedł z trudem, to także hartuje na przyszłość. Moi bohaterowie walczą, by w końcowym efekcie osiągnąć zamierzony cel. Ponieważ lubię szczęśliwe zakończenia z reguły zawsze im się udaje. W realu nie zawsze jest to takie oczywiste.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Świetne opowiadanie ze szczęśliwym zakończeniem. Wszyscy się ciężko napracowali, ale muszą przyznać, że nagroda jest cenna. Jak zwykle czekam na kolejną opowieść. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńBardzo Ci dziękuję za wszystkie komentarze i za bardzo pozytywny stosunek do moich opowiadań. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Firma osiągnęła ogromny sukces. Mistrz będzie znany za granicami kraju. To dla niego osobisty sukces. Miał mnóstwo pracy i to bardzo różnorodnej, ale skoro ma tyle pomysłów, to mógł się wyżyć artystycznie. Czekam na kolejną opowieść. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńO to właśnie chodziło, żeby po paru latach dewastującej firmę polityki rodzeństwa Febo czekała nagroda na tych, którzy bez reszty poświęcili swoje siły na jej ratowanie.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Moja babcia ma specjalną szufladę, w której przechowuje najładniejsze prace trójki swoich dzieci i szóstki wnuków. Z sentymentem sama lubię tam zaglądać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię. Dla babć takie rzeczy są jak najcenniejsze pamiątki, bo pozwalają pamiętać, rozczulać się i przypominać najpiękniejsze momenty z życia ich wnuków. To naprawdę bardzo piękne i wyciska z oczu łzy wzruszenia zwłaszcza wtedy, gdy wnuki są już dorosłe.
UsuńBardzo dziękuję za piękny komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło albo szczęście w nieszczęściu. Tak mogę podsumować opowiadanie, bo gdyby nie Febo i ich przekręty Marek i Ula być może nie mieliby okazji poznać się i stworzyć kochająca się rodzinę. Tak jak i pozostałe pary. Marek ma chyba więc mały dług wdzięczności wobec Febo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTylko mi nie pisz, że gdyby nie Febo to Marka ominęłoby wiele rzeczy, bo to brzmi tak jakby Paulina i Alex robili te wszystkie przekręty dla dobra Marka a tak przecież nie było. Oni dążyli do upadku firmy i praktycznie zrobili wszystko, żeby tak się stało. On wychodził ze skóry, żeby uratować i ją i ludzi w niej pracujących, a że po drodze poznał grupę wspaniałych osób i zakochał się, to tylko splot szczęśliwych okoliczności, które z działalnością Febo nie mają nic wspólnego. Marek nic nie jest rodzeństwu winien i absolutnie nie ma wobec nich żadnego długu wdzięczności.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Koniec, kropka i już. A tak mi się fajnie czytało. Koncowka taka słodka, wszyscy szczęśliwi. Dziękuję za te chwile wzruszeń i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńJeśli nadal będziesz tu zaglądać to mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie się wzruszysz. Ja bardzo Ci dziękuję, że dołączyłaś do grona komentujących i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Zaglądam i czytam, no i oczywiście się wzruszam. Ale komentować to mogę odoniedawna, bo odkąd weszło w życie RODO to co chwile mam problemy z moją pocztą. Mam nadzieje, że teraz już będzie OK. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńHalina
UsuńJa też mam taką nadzieję, że będziesz tu mogła zaglądać bez problemów. Szczerze przyznam, że ja nawet nie odczułam wejścia RODO, ale jak widać inni mogą mieć z tym kłopot.
Pozdrawiam. :)
Bajkowe zakończenie.Wreszcie jest tak jak ma być. Marek i Ula wiodą udane, szczęśliwe życie wychowując córeczkę, a niedługo doczekają się narodzin drugiego dziecka. Innym też życie się ułożyło.A Febo mają na co zasłużyli. Czekam na kolejną historię.Ps.Bo ja nie wiem, kiedy wrócę na swojego bloga. Nie obraziłam się tylko po takiej przerwie chyba nie najlepiej mi pisanie, a w życiu ostatnio bywało różnie.Ale może uda mi się jeszcze wrócę do pisania. Nawet jeśli nie to o twoim blogu nie zapomnę i nadal będę tu zaglądać. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńJuż zaczęłam tracić nadzieję, że się odezwiesz. Dodaj ten rozdział "Singielki", który usunęłaś, bo był naprawdę dobry a miał jedynie trochę drobiazgów do poprawienia. Nie wiem, co mam zrobić i jak Cię przekonać, że Twoje teksty są znakomite. Myślę jednak, że im dłuższe robisz przerwy, tym bardziej cierpi na tym Twój blog. Ty musisz wrócić do pisania, bo czekają na Twoje opowiadania setki czytelników a w tym moja skromna osoba. Tylko trochę mobilizacji i zobaczysz, że będzie wszystko OK.
Serdecznie Cię pozdrawiam z nadzieją, że moje słowa trafią do Ciebie i przekonają, że nie warto rezygnować z czegoś, co nieźle Ci wychodzi. :)