ROZDZIAŁ 2
Rodzeństwo pozostało w szpitalu tydzień. W tym czasie wykonano im szczegółowe badania, były jeszcze rozmowy z psychologiem i panią z opieki. Dwójka młodszego rodzeństwa większość dnia spędzała w świetlicy urządzonej dla dzieci. Tu mogły pooglądać bajki w telewizorze, pobawić się zabawkami lub zająć się rysowaniem kolorowymi kredkami. Przez ten czas Kasia powoli dochodziła do siebie. Rany po biciu z każdym dniem bolały coraz mniej a wsmarowywana w jej ciało przez pielęgniarki maść skutecznie usuwała zasinienia. Nie miała pojęcia, że w dniu, w którym zabrano ich do szpitala rodzice wylądowali w izbie wytrzeźwień.
Doszli
do świadomości dość szybko, bo część wypitego alkoholu wyparowała z nich w nocy,
a resztę załatwił lodowaty, silny prysznic. Nikt się tu z nimi nie patyczkował.
Kobiety zajmujące się pijanymi już przy przyjęciu małżeństwa Małków,
dowiedziały się, że jak wytrzeźwieją, to trafią do aresztu za znęcanie się nad
dziećmi. Obie posiadające potomstwo nie miały litości nad tą patologią i mimo
ich krzyków, i wyzwisk robiły swoje. Rozdzielono ich. Każde trafiło do innego
pokoju. Rano dwóch policjantów przewiozło ich do aresztu. Tam czekali na
rozprawę.
Dzień
przed wypisem ze szpitala na sali, gdzie leżały dzieci pojawiła się ponownie pani
z opieki w towarzystwie ordynatora oddziału i psychologa. Przysiedli wszyscy
przy niewielkim stoliku, a kobieta wręczyła Kasi sporą reklamówkę.
- Jutro wychodzicie. Przyniosłam wam trochę
ubrań i bielizny. Znaleźliśmy wam nowy dom. Prosto ze szpitala samochód
przewiezie was do Domu Dziecka na ulicy Międzyparkowej. Czeka już na was
przytulny pokój i trzy czyste łóżka. Na razie nie będziemy was rozdzielać, bo
Wojtek jest mały, ale za rok będzie musiał przenieść się do pokoju dla
chłopców. Mam nadzieję, że tam odzyskacie spokój. Ty Kasiu pójdziesz do nowej
szkoły a młodsi będą korzystać z pokoju zabaw w ośrodku.
- Nie wie pani, co z naszymi rodzicami? –
zapytała dziewczynka. W jej oczach czaił się lęk.
- Są w areszcie. Czekają na rozprawę. Reszta
należy do sądu. Ja mam nadzieję, że odbiorą im prawa rodzicielskie. Już dość
wycierpieliście przez nich.
Następnego
dnia po śniadaniu zabrano całą trójkę i przewieziono do ośrodka opiekuńczego.
Dla każdego z nich zaczynał się nowy etap w życiu, etap, który trochę napawał
ich lękiem, bo nie mieli pojęcia czego się spodziewać. Kasia, która rozumiała
więcej niż rodzeństwo, uspokajała je i pocieszała.
- Na pewno będzie nam tam lepiej niż w
rodzinnym domu. Będzie czysta pościel, regularne posiłki, a przede wszystkim
spokój, którego tak bardzo brakowało nam każdego dnia. Nie będzie pijaństwa i
bicia. Będzie dobrze, zobaczycie.
Nie
rozczarowała się. Pokój, który im przydzielono bardzo różnił się od tego w
mieszkaniu rodziców. Był czysty i pachniał jakimś środkiem chemicznym. Stały tu
trzy równo zasłane łóżka, dwa niewielkie biurka i pojemna szafa.
- To od dzisiaj wasz dom – powiedziała
dyrektorka ośrodka. – Rozgośćcie się i wypakujcie rzeczy. Za chwilę przyjdzie
tu wychowawczyni i ona oprowadzi was po budynku i wszystko wyjaśni. – Po tych
słowach opuściła pomieszczenie a oni nieśmiało usiedli na jednym z łóżek.
- Miło tu, prawda? – powiedziała cicho Mirka
rozglądając się uważnie.
- Prawda. Zajrzyjmy do szafy i zajmijmy półki
– Kasia wstała i otworzyła na oścież drzwi od sporego mebla. – Ta najniższa
będzie dla Wojtusia. Środkowa dla ciebie a najwyższą zajmę ja – mówiła
wypakowując reklamówkę.
Do
pokoju weszła tęga kobieta o dobrotliwym wyrazie twarzy i przedstawiła się.
Dzieci po kolei wymieniły swoje imiona.
- Od
środy zaczniesz ponownie chodzić do szkoły. Przez pierwsze dni będzie cię ktoś
do niej odprowadzał – poinformowała Kasię. – Tu masz plecak a w nim potrzebne
ci książki i zeszyty, a przybory do pisania są w piórniku. Za chwilę zabiorę
was do magazynku, gdzie dobierzecie sobie trochę rzeczy. Spodnie, kurtki i
takie tam. Chodźmy.
Magazynek
pękał w szwach. Kasia nigdy nie widziała takiej ilości odzieży a może tylko jej
się wydawało, bo pomieszczenie było niewielkie wyposażone w półki od podłogi aż
po sufit.
Do
pokoju wrócili obładowani, bogatsi w rajtuzy, bieliznę, ciepłe kapcie i
porządne buty. Nie zabrakło spodni, spódnic i bluzeczek. Cała trójka pękała ze
szczęścia. Mama nigdy nie kupowała im ubrań. Czasem ktoś przynosił jakieś już
znoszone a one wydzierały je do końca. Te były nowe i śliczne.
Przy
okazji wizyty w magazynku wychowawczyni pokazała im pokój zabaw i jadalnię.
- Tu będziecie schodzić na posiłki. Śniadanie
jest o siódmej. Tam stoi kosz, z którego codziennie będziesz zabierać sobie
Kasiu kanapki do szkoły. Obiady wydawane są do szesnastej, bo dzieci o różnych
porach wracają ze szkoły. Kolacja o osiemnastej. Obok pokoju macie łazienkę.
Tam trzeba się dokładnie i codziennie myć. Mam nadzieję, że ty Kasiu, jako
najstarsza, dopilnujesz rodzeństwa. Na łóżkach macie po dwa ręczniki, a na
półce nad biurkiem stoją kubeczki z pastą i szczoteczkami do zębów. Każde z was
ma swoją mydelniczkę. I to chyba wszystko. Rozpakujcie teraz torby i urządźcie
się tu po swojemu.
Kobieta
wyszła, a dzieci nieco oszołomione nadmiarem wrażeń, siedziały przez dłuższy
czas w milczeniu.
O
trzynastej przyszła ponownie wychowawczyni, żeby zabrać je na obiad i przy
okazji przyniosła jakiś stary budzik.
- Znasz się na zegarku, Kasiu? – zapytała.
- Tak, nauczyłam się kiedyś.
- W takim razie wiesz jak ustawić właściwą
godzinę? - Kasia twierdząco kiwnęła głową. – Będziesz musiała to robić zawsze
wieczorem, żeby zdążyć na śniadanie i nie spóźnić się do szkoły. A teraz obiad.
Zupa
ogórkowa smakowała bosko i choć inne dzieci krzywiły się z niesmakiem to
rodzeństwo Małków zjadło ją z wielkim apetytem a makaron z białym serem i
cynamonem był wspaniały.
- Mama nigdy nie gotowała nam takich obiadków
– mały Wojtek odstawił wymieciony do czysta talerz. – To było pyszne. Nie mogę
się doczekać jutrzejszego obiadu.
Nie
zdawali sobie sprawy, że przez cały czas trwania posiłku są bacznie obserwowani
przez dyrektorkę ośrodka i wychowawczynię. Obie cicho wymieniały uwagi na temat
dzieci.
- Są bardzo nieśmiałe i lękliwe – mówiła
wychowawczyni. – Mało się odzywają. Jedynie najstarsza odpowiada na pytania,
reszta milczy.
- No nic dziwnego. Po takiej traumie jaką
zafundowali im rodzice byłoby dziwne, gdyby zachowywały się normalnie. Są
znerwicowane i wystraszone. Mają też sporą niedowagę. Musiały często być
głodne. Widziała pani z jakim smakiem pochłonęły obiad? Chciałabym bardzo
znaleźć im prawdziwy dom, ale wiem, że adopcja całej trójki jest prawie
niemożliwa. Jestem niemal pewna, że nawet adopcja jednego z nich może się nie
udać. Mają zwichniętą psychikę i na pewno byłyby problemy emocjonalne z
przystosowaniem się. Są ze sobą bardzo zżyte, a rozdzielenie ich zaowocowałoby
kolejną traumą. Ciężki przypadek. Na razie trzeba je obserwować i traktować
łagodnie. Mam nadzieję, że potraktują to miejsce jak własny dom.
Następny
dzień rodzeństwo spędziło dość leniwie, głównie na powietrzu. Ośrodek
dysponował dużym placem zabaw i tam młodsze rodzeństwo Kasi miało prawdziwą
frajdę. Ona sama do południa zeszła do biblioteki i wypożyczyła książkę z
bajkami. Postanowiła, że wieczorem poczyta rodzeństwu przed zaśnięciem. Mama
nigdy tego nie robiła. Nie zajmowała się nimi zupełnie. Gdy na świecie pojawiła
się Mirka, a potem Wojtek, to na Kasi głównie spoczywał obowiązek zadbania o maluchy.
Sama niewiele starsza uważała, że w ten sposób chroni je przed pijaną matką i
biciem, jakie często uskuteczniała. To zawsze jej obrywało się najwięcej, bo
zasłaniała dzieci własnym, mizernym ciałem. Często miała wrażenie, że matka
urodziła ich tylko po to, żeby móc się wyżywać i dawać upust swoim frustracjom.
Ojciec ich nie bił, ale też rzadko stawał w ich obronie. Matka mogłaby je
zatłuc na śmierć a on nie kiwnąłby palcem.
Następnego
dnia obudziła rodzeństwo przed siódmą. W pośpiechu umyli się i ubrali. Kasia
zabrała plecak i wraz z rodzeństwem zeszła na śniadanie. Po nim wychowawczyni
zabrała Mirkę i Wojtka. Kasia dołączyła do grupy dzieci w jej wieku i nieco
starszych. Pojawiła się młoda kobieta i przedstawiła się.
- Nazywam się Teresa Kotecka. Niektórzy mnie
już znają inni teraz mają okazję. Dzisiaj to ja was zaprowadzę do szkoły.
Ruszamy.
Okazało
się, że szkoła nie jest tak blisko. Mieściła się niecały kilometr od ośrodka, przy
ulicy Ciasnej. Niezbyt śpiesznym krokiem grupka po osiemnastu minutach przeszła
przez jej bramę. Większość dzieci ruszyła do swoich klas. Kasię i jeszcze dwie
dziewczynki pani Teresa zaprowadziła do gabinetu dyrektora. Po niespełna
dwudziestu minutach dziewczynki prowadzone przez dyrektora szkoły weszły do
jednej z klas. Pedagog przedstawił je nauczycielce i uczniom, a także wskazał
miejsce, gdzie mogą usiąść. Kasia jak zwykle usiadła sama. Nie potrzebowała
towarzystwa i tak, jak w poprzedniej szkole, tak i w tej, postanowiła od niego
stronić. Nauczycielka po wyjściu dyrektora wręczyła nowym uczennicom plany
lekcji. Trwała lekcja języka polskiego. Dzieci po kolei czytały fragmenty
jakiegoś opowiadania. Przyszła kolej i na Kasię. Okazało się, że czyta dość
płynnie, nie sylabizuje i w głowie składa litery. Jak na kogoś tak mocno
zaniedbanego pod każdym względem radziła sobie całkiem nieźle głównie dlatego,
że lubiła się uczyć i starała się zawsze na lekcjach uważać, i słuchać, co mówi
nauczyciel.
Życzę tym dzieciakom dobrego życia, żeby uwolniły się od swojej patologicznej matki, jakim trzeba być potworem, żeby bić takie bezbronne maleństwa? Życzę tej wrednej wiedź,ie ( czyli tej biologicznej matce) długiej odsiatki... nie wolno bić dzieci. Zgodnie z zasadą przemoc rodzi przemoc... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPs. Oglądałam ten rozwód w Brzyduli i wciąż nie mogę tego przeboleć...
Renia
UsuńDzieci generalnie już uwolniły się od patologicznych rodziców i zamieszkają teraz w sierocińcu, gdzie będą miały spokój i warunki do nauki.
Pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz. :)
Rodzeństwo wreszcie mogą spać spokojnie. Mają ciepło i regularne posiłki.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z dyrektorką, że może być problem ze znalezieniem dla całej trójki rodziny adopcyjnej. Zazwyczaj potencjalni rodzice szukają jednego i jak najmłodszego dziecka. Okrutne to, ale prawdziwe. Dodatkowo nie wiadomo jak długo może toczyć się sprawa w sądzie.
Dziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
Julita
Julita
UsuńMogę zdradzić, że dla tej trójki nie znajdą się rodzice adopcyjni. Z czasem dzieci przywykną do warunków jakie panują w domu dziecka i docenią, że nie ma tam bicia, żadnych kar i rozstawiania po kątach.
Bardzo dziękujemy za wpis i serdecznie pozdrawiamy. :)
Aż żal, że pielęgniarki mogły potraktować rodziców dzieci tylko zimnym prysznicem! Tak naprawdę należy im się solidne lanie! Może w pace nie będą mieli tak lekko. Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńJuż tak daleko nie posuwałam się do opisywania realiów izby wytrzeźwień. Zimny prysznic a raczej lodowaty też był w jakimś sensie karą dla zamroczonych wódą głów, a już na pewno ich ciała przeżyły szok termiczny.
Bardzo dziękujemy za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiamy. :)
Rozumiem doskonale, ale najzwyczajniej w świecie należy im się nauczka, którą by zapamiętali do końca życia! Miśka;)
UsuńMiśka
UsuńMy też jesteśmy "za".Najlepsze byłyby kamieniołomy i totalny brak dostępu do wódeczki.
Pozdrawiamy raz jeszcze. :)
Brawo dla obsługi izby wytrzeźwień! Należało się zwłaszcza matce! Wreszcie powinni poczuć się chociaż w malutkim stopniu, tak jak ich dzieci, gdy były katowane. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńTo tylko mała zemsta ze strony personelu, która w dodatku przyczyniła się do higieny osobistej delikwentów, którzy po takiej kąpieli z pewnością nie dojdą do żadnych wniosków i raczej będą tęsknić za kolejną flaszką.
Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. :)
Biedne dzieciaczki. I tak wspaniale się trzymają. Przecież są malutkie i cała ta sytuacja musi budzić w nich sporo lęku? Wszystko jest dla nich nowe i zupełnie nieznane. Oby się nie pogubiły. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńOne dopiero teraz odżyją, bo będą czyste, zadbane, odpowiednio odziane i nie katowane przez nikogo. Dwójka młodszych jest trochę wycofana, ale najstarsza doskonale to rozumie i z pewnością docenia.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Żeby tylko inne dzieci z Domu Dziecka nie zrobiły im krzywdy. Dyrektorka i wychowawcy wydają się dobrymi ludźmi, ale przecież nie są w stanie upilnować wszystkich dzieci. A dzieci potrafią być okrutne. Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia
UsuńO krzywdzie ze strony innych dzieci nie ma mowy. Stosunki panujące w tym domu dziecka przedstawiam bardzo pozytywnie. Mądry i doświadczony personel raczej radzi sobie z takimi ewentualnymi przypadkami.
Bardzo dziękujemy za wpis i najserdeczniej Cię pozdrawiamy. :)
Nie wiem w jakich latach dzieje się akcja ale teraz raczej nie praktykuje się oblewania zimną wodą w Izbie Wytrzeźwień. Co do reszty to bez dwóch zdań zasługują tylko na więzienie. Oni podobnie jak dzieci będą się mieli lepiej {na ironię losu} niż w domu. Dają im jeść będą mieć czysto i ciepło. Tylko wódy będzie im brakować. Może trafią do sal gdzie ktoś nie lubi jak znęca się nad dziećmi i sami się przekonają się jak to jest być w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńOczywiście nie mam doświadczeń z izbą wytrzeźwień, ale założyłam, że zimny prysznic przyda się tym pijakom na otrzeźwienie. Rodzice karę odbębnią, ale czy się zresocjalizują, to raczej wątpliwe.
Najserdeczniej pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za wpis. :)
Pijak pijakowi nierówny. Jednego dowiozą, pójdzie spać, a rano zapłaci za nocleg, napije się kawy, herbaty bądź wody i pójdzie sobie. Niedawno było coś o tym w serialu paradokumentalnym. Jak jest z tymi awanturnikami, też nie wiem.
UsuńTo jakie czasy są opisywane?
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTo czasy współczesne, więc ta izba wytrzeźwień niech Cię nie zmyli.
Uściski. :)
Kasia. Niby dziecko, a musi myśleć jak osoba dorosła. Duży ciężar musi dźwigać. Całe szczęście, że rodzeństwo jej ufa i ją słucha. Z ogromną chęcią przeczytam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńKasia dla pozostałych to jak druga matka, ale taka, co skombinuje coś do jedzenia, przytuli, uspokoi i własnym ciałem obroni przed razami. To dziecko, które wcześnie musiało dorosnąć przez patologię swoich rodziców i przez to pozbawione dzieciństwa.
Cieszymy się, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Mam nadzieję, że sąd odbierze im władzę rodzicielską i dzieci nigdy ich nie zobaczą. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńZ całą pewnością sąd odbierze rodzicom prawa rodzicielskie, ale co do spotkania ich przez dzieci ponownie, nie możemy nic zagwarantować.
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś.:)
Szkoła też nowa. Trochę szkoda, że Kasia jest taka samotna. Może jednak znajdzie w klasie jakąś przyjaciółkę. Zawsze by jej było lżej i milej. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB,
Usuńprzyjaciółka zawsze na wagę złota, ale tylko taka prawdziwa:) Ale przecież przyjaciół możemy poszukać wszędzie, prawda? Nic na siłę. Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Wreszcie dzieci będą najedzone i będą mogły wreszcie spokojnie spać. To oczywiście niesprawiedliwe, że nie miały tego w domu rodzinnym. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta,
Usuńmasz absolutną rację, od tej chwili nikt nie będzie głodował:) Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)
Dom Dziecka?! Ale chyba lepszy taki, niż ten rodzinny. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńZapewniamy, że tam dzieci będą szczęśliwe:) Cieszymy się, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad.
UsuńNowe życie i należy wierzyć, że też nowe możliwości przed Kasią, Mirką i Wojtusiem. Mam nadzieję, że wychowawcy nie dopuszczą do tego aby się stoczyli tak, jak ich rodzice. Są na tyle mali, że może jeszcze nie przesiąkły tą patologią? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina,
Usuńwłaśnie tak należy na tę sytuację spojrzeć. Coś się kończy i jednocześnie coś innego zaczyna. Teraz dużo zależy od determinacji dzieci. To czy uda im się zapomnieć i uciec od „klątwy” patologicznej rodziny dowiemy się w kolejnych rozdziałach, na które serdecznie zapraszamy:) Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)
Wspaniałą opiekę miały dzieci w szpitalu. Trafili na cudownych lekarzy, Mam nadzieję, że tak samo dobrze trafili na opiekę w Domu Dziecka. Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa,
Usuńwidząc takie maluchy i słysząc o ich sytuacji rodzinnej większość osób zareagowało w podobny sposób. Wszyscy chcą je uchronić od nieszczęścia przebywania w taki domu. Dyrekcja oraz personel w Domu Dziecka są im również bardzo przychylni:) Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
Niestety ale chyba Panie z Domu Dziecka miały rację w tym, że z adopcją trójki dzieci może być duży problem. Szkoda tych maluchów, ale teraz powinny i tak mieć lepiej. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina,
UsuńPanie mają doświadczenie i raczej wiedzą, co mówią, ale przecież cuda się zdarzają nawet w normalnym życiu:) Więc zobaczymy jak to w ich przypadku będzie. Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:)
Pojawiła się nowa zapowiedź. Świetnie i gratuluję;) A rozdział jest już mniej dołujący od poprzedniego. Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNowa zapowiedź będzie publikowana już wkrótce, bo dzięki Wam licznik wejść na blog pracuje pełną parą.
UsuńPozdrawiamy serdecznie i dziękujemy za komentarz. :)
Cała trójka zaczyna nowe życie. Oby było lepsze. Liczę, że może jednak znajdzie się jakaś rodzina, która ich adoptuje? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira,
Usuńprzynajmniej na razie wydaje się, że każde miejsce będzie lepsze niż dom rodzinny. Przykre, ale prawdziwe. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Zabawki, bajki, kolorowanki. Dla Kasi, to chyba nie są już rzeczy, które dają jej szczęście. Jest mała, ale już musi być taka dorosła. Ale dla Mirki i Wojtka, to musiało być wielkie szczęście. To, co dla większości dzieci pewnie nie byłoby interesujące, a dla nich to pewnie jak magia. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńTrzeba pamiętać, że te biedne dzieci nigdy nie miały takich rzeczy, nie miały książeczek do czytania, nie miały zabawek, bo wszystkie pieniądze otrzymane z zasiłków szły na tzw. przelew a rodzice nigdy nie splamili się uczciwą pracą. Świat, do którego trafiła ta trójka wydaje im się dobry, bogaty i dostarczający wyłącznie pozytywnych wrażeń a co najważniejsze, pozwalający zapomnieć o tej dramatycznej przeszłości.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Najcenniejsze chyba teraz jest to, że Kasia nie ma zaległości w nauce. Do tego lubi się uczyć. Jestem pewna, że osiągnie więcej, niż jej rodzice. Żeby też Mirka i Wojtek wzięli z niej przykład, to sobie poradzą w życiu. Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńWszystko zależy od zainteresowań dzieci. Sierociniec niewiele może, ale jeśli ma dobrych wychowawców i pedagogów, to oni z pewnością popchną każde z tych dzieciaków w odpowiednim kierunku, a przynajmniej będą się starać te zainteresowania rozwijać.
Bardzo dziękujemy Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Kasia, Mirka i Wojtuś zaczynają nowy etap :) Od teraz może być już tylko lepiej chociaż wiadomo, że dom dziecka nie jest marzeniem. Jednak po traumie w "rodzinnym" domu dla tej trójki maluchów jest niemal rajem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was cieplutko i czekam na ciąg dalszy 💖
Dagmara
UsuńWydaje się jednak, że dla tych dzieci sierociniec, to wymarzone miejsce. Tu mają o wiele więcej niż w rodzinnym domu i nie chodzi tylko o rzeczy materialne, bo ktoś się nimi zajął, wykazał zainteresowanie i jest im życzliwy. W porównaniu z zachowaniem rodziców to jednak antypody a dzieci, chociaż małe, potrafią to docenić.
Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy uściski i serdecznie pozdrowienia. :)