ROZDZIAŁ 6
Dzieci
bardzo się zaprzyjaźniły i kiedy miały tylko okazję spędzały czas w swoim
towarzystwie. Te okazje nie były takie rzadkie, bo panie wychowawczynie
wyznawały zasadę integracyjności młodszych ze starszymi. Często organizowały
więc na wielkiej sali wspólne gry i zabawy. Dla Tosi Nikodem stał się
najważniejszy, a dla niego ona. Wciąż opowiadała Uli jaki on jest wspaniały, że
jej pomaga w rysunkach jak nie potrafi czegoś narysować, a ostatnio
zademonstrował jej jak robi się fikołki. Nikodemowi z kolei imię Tosi nie
schodziło z ust. Opowiadał ojcu, że ona jest jeszcze trochę nieporadna, bo jest
malutka i gorzej radzi sobie od niego.
- Staram się jej pomagać tatusiu, bo jestem od
niej silniejszy. To dobrze, prawda?
- To bardzo dobrze synku o tobie świadczy.
Chyba ją lubisz?
- Chyba ją kocham…
Marek
parsknął śmiechem, ale zaraz spoważniał.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Ona jest inna. Nie papla tak jak inne
dziewczynki, zawsze chętnie się ze mną bawi i zawsze się ze mną zgadza. Nawet
podobają się nam te same rzeczy, lubimy żółty i zielony kolor.
- No tak…, to poważne argumenty.
Któregoś
dnia Ula, jak zwykle pospiesznie, przekroczyła bramę przedszkola. Za nią wszedł
wysoki mężczyzna. Wyprzedził ją i uprzejmie otworzył jej drzwi przepuszczając
przodem.
- Dziękuję panu – uśmiechnęła się nieśmiało.
Na
korytarzu, jak zwykle popołudniu, dyżurowało dwóch starszaków.
- Możecie poprosić Tosię Cieplak?
- I Nikodema Dobrzańskiego – dorzucił
mężczyzna. Ula odwróciła się do niego obrzucając zaciekawionym spojrzeniem. On
patrzył na nią podobnie z błąkającym się na ustach uśmiechem.
- To pani jest mamą Tosi? Mój syn bardzo się z
nią zaprzyjaźnił. O nikim innym nie mówi tak często jak o niej.
- A pan jest tatą Nikodema. Czy pan wie, że
pański syn dokonał rzeczy niemożliwej? To dzięki niemu córka wreszcie
przekonała się, że w przedszkolu jest naprawdę fajnie. Przez pierwszy tydzień
każdego dnia miałam w domu fontannę łez, bo wcale nie chciała tu przychodzić.
Jak poznała Nikodema wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Obiecałam sobie, że któregoś dnia go poznam i szczerze podziękuję za jego
przyjaźń z Tosią.
- Jest nią zauroczony i mówi, że Tosia jest
inna niż jej koleżanki. Bardzo ją lubi i jest trochę takim jej rycerzem. Pomaga
jej i broni. Za to jestem z niego bardzo dumny. Marek Dobrzański – wyciągnął do
niej dłoń. – Skoro nasze dzieci tak dobrze się rozumieją, to i my powinniśmy się
lepiej poznać.
- Urszula Cieplak – podała mu swoją. – Chyba
idą nasze pociechy.
Tosia z
piskiem wpadła w objęcia mamy.
- Mamusiu, to jest właśnie Nikodem, mój
najlepszy przyjaciel.
- A to tatuś Tosia, najfajniejsza i
najładniejsza dziewczynka w przedszkolu.
Ula
przykucnęła przy Nikodemie i uścisnęła mu dłoń.
- Jesteś wspaniałym chłopcem. Marzyłam, żeby
cię poznać i bardzo ci podziękować, że tak pięknie troszczysz się o Tosię i
opiekujesz się nią. Jesteś prawdziwym dżentelmenem. Ona była trochę nieśmiała,
ale dzięki tobie już taka nie jest.
- To nic takiego proszę pani. Bardzo lubię
Tosię i mogę dla niej zrobić bardzo wiele.
Ula
stłumiła uśmiech zerkając na Marka, który też zasłaniał usta dłonią.
- A to, Tosiu, jest tata Nikodema, pan Marek
Dobrzański – przedstawiła córce Marka. Dziewczynka nieco nieśmiało podała mu
rękę.
- Słuchajcie drogie panie, skoro prezentację
mamy już za sobą, to może dacie się zaprosić do kawiarni na lody lub dobre
ciacho? To będzie świetna okazja, żeby porozmawiać i poznać się lepiej.
- To super pomysł tatuś! Zgodzi się pani?
Proszę…
- No, jeśli tak ładnie prosisz, to chyba nie
mamy innego wyjścia.
Marek
poprowadził całą gromadkę do samochodu i otworzył drzwi.
- Niestety mam tylko jeden fotelik i chyba
odstąpisz go Tosi, bo jest młodsza, no i jest małą kobietką. To wbrew
przepisom, – zwrócił się do Uli - ale kawiarenka jest niedaleko i będę jechał
ostrożnie.
Wsadził
małą do fotelika, a obok usiadł Nikodem, którego dobrze zapiął pasami. Ula
usadowiła się z przodu.
Po
pięciu minutach byli na miejscu i zajęli krzesła pod wielkim parasolem. Marek
pozbierał zamówienia. Ula chciała tylko kawę, a dzieci po pucharku lodów z bitą
śmietaną.
Marek
przyniósł tacę z lodami i kawą. Porozdzielał to wszystko i usiadł obok Uli.
- Czy byłoby dużym nietaktem, gdybym poprosił
o mówienie sobie po imieniu? Nie byłoby tak bardzo oficjalnie i sztywno.
Roześmiała
się pokazując dwa rzędy białych, równych zębów. Pomyślał, że ma naprawdę piękny
i wdzięczny uśmiech, tak jak Tosia.
- Nie, oczywiście, że nie. Będzie mi bardzo
miło. Wszyscy mówią do mnie Ula.
- A do mnie po prostu Marek. Mieszkacie gdzieś
w pobliżu?
- Mieszkamy na Miedzianej. Wynajmuję tam
mieszkanie. Mam umowę na dziesięć lat. Może z czasem dorobię się własnego –
rozmarzyła się. Marek zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- Na Miedzianej? Mój kolega miał tam mieszkanie
po swojej zmarłej babci. Chyba pod siódemką.
- Nie do wiary – zdziwiła się. – A jak się
nazywa?
- Olszański. Sebastian Olszański.
Pokręciła
głową zdumiona.
- Świat jest jednak mały. To właśnie z nim
podpisałam umowę. Mieszkanko jest maleńkie, ale nam w zupełności wystarcza.
Dobrze mi się tam mieszka zwłaszcza, że udało mi się też wynająć w sąsiedniej
kamienicy małe pomieszczenie na biuro. Mam więc blisko do pracy.
- A czym się zajmujesz?
- Głównie księgowością. Prowadzę ją dla kilku
firm. A ty? - Jego wypielęgnowane dłonie, elegancki garnitur, buty z prawdziwej
skóry świadczyły o tym, że nie pracuje fizycznie. – Pewnie w banku, albo jakimś
biurze maklerskim.
Roześmiał
się na całe gardło.
- Ja i biuro maklerskie? Nie…, to zupełnie nie
to. Mam firmę odzieżową na Lwowskiej. Szyjemy eleganckie kolekcje dla pań z
zasobniejszym portfelem. Firma posiada sieć butików w całej Polsce i tam
upłynniamy nasze kreacje. Są to głównie suknie, ale nie tylko, bo nasz
uzdolniony projektant szyje właściwie wszystko, od kostiumów, garniturów, spódnic
i bluzek, przez płaszcze, kurtki a nawet odzież sportową. Sporo tego. Sebastian
Olszański jest u mnie dyrektorem HR i moim najlepszym przyjacielem. Ta przyjaźń
trwa od wieków i zawsze mogę na niego liczyć. Bardzo mnie wspierał, gdy pięć
lat temu owdowiałem. Żona zmarła wydając na świat Nikodema.
- To bardzo przykre – powiedziała cicho. – Ja
o tym wiem, bo Nikodem wspominał Tosi, że nie ma mamy.
- A pan Cieplak czym się zajmuje?
- Pan Cieplak…?
- No tata Tosi.
- Wychowuję ją sama. Nie jestem zamężna.
Dzieci
kończyły jeść. Oni też dopili kawę. Nagle zrobiło się jakoś niezręcznie. Marek
zapłacił i zadeklarował, że odwiezie dziewczyny do domu.
- My mieszkamy na Siennej więc też blisko. To
prawie po drodze.
Mimo
tej małej niezręczności, na koniec spotkania Ula miała bardzo pozytywne
odczucia co do Marka. Jako mężczyzna podobał się jej. Był przystojny i
urodziwy. Na pewno robił wrażenie na płci pięknej. Od pięciu lat był wdowcem i
aż dziwne, że nie usidliła go żadna kobieta. To prawdziwa rzadkość, żeby
mężczyzna, młody mężczyzna, rezygnował z życia osobistego i poświęcał się
wyłącznie wychowaniu syna. A wychowywał go wspaniale, bo Nikodem był bardzo
dobrze ułożonym dzieckiem, uprzejmym i miłym. Ojciec na pewno wpoił mu szacunek
do płci przeciwnej. Gdyby było inaczej, nie troszczyłby się tak o Tosię.
Był pod
wrażeniem tej kobiety. Czy mógł się dziwić, kiedy jego syn opowiadał o Tosi, że
jest inna niż jej rówieśniczki, gdy sam miał podobne wrażenie rozmawiając z jej
matką? Była taka stonowana, kompletnie pozbawiona egzaltacji. Miał odczucie, że
ją całą wypełnia wyłącznie błogi spokój i opanowanie. Poza tym podobała mu się.
Prezentowała typ urody, który odpowiadał mu najbardziej. Bardzo lubił
kasztanowy odcień włosów, w którym igrały słoneczne refleksy i te przesycone
błękitem duże oczy, okolone gęstymi rzęsami. Najbardziej wdzięczne wydawały się
plamki piegów na nosie i policzkach. Mała też miała ich trochę. Oczy także
odziedziczyła po matce, tylko odcień włosów był zdecydowanie jaśniejszy. Teraz
rozumiał fascynację Nikodema Tosią. Oni przecież też byli do siebie podobni
więc i może gust posiadali ten sam?
Paulina
zdecydowanie nie była w jego typie, a i charakter miała paskudny. Jeśli wmawia
się komuś, że kobieta, z którą wychowywał się pod jednym dachem jest mu
przeznaczona, to w końcu zacznie w to wierzyć. Tak właśnie było z nim.
Uwierzył, choć powinien użyć wtedy własnego rozumu. Co się stało, to się nie odstanie
i choć zawsze będzie miał do niej żal, że przez własną głupotę niemal zabiła
Nikodema, to jednak docenił fakt, że wydała go na świat i to, że przeżył.
Pauliny nie ma, a jego coraz częściej nachodziły myśli, że może nie powinien
być już sam. Przecież był jeszcze młodym, zdrowym mężczyzną z potrzebami, a
Nikodemowi na pewno przydałaby się kobieta, która zastąpiłaby mu matkę.
Następnego
dnia tuż po przyjściu do pracy zadzwonił do Sebastiana proponując mu kawę i
trochę nowin. Zaintrygowany Olszański zjawił się błyskawicznie.
- Co to za nowiny? – zapytał już od progu.
- Wyobraź sobie, że wczoraj poznałem kobietę,
której wynajmujesz mieszkanie na Miedzianej, Ulę Cieplak.
- Coś ty! A jakim cudem? Ja właściwie nie
widziałem jej od momentu, gdy podpisałem z nią umowę. Płaci mi regularne
przelewy, więc nie mam potrzeby tam jeździć.
- Okazało się, że jej trzyletnia córka chodzi
do tego samego przedszkola co Nikodem. Na początku była bardzo nieśmiała i bez
przerwy płakała, co poruszyło serce Nikosia. Przylgnął do niej i pocieszył.
Zaopiekował się nią i stali się nierozłączni.
- Cholera…, ty wiesz, że jeśli chodzi o
kobiety, to on jest taki jak ty? Nie chcę przez to powiedzieć, że wyrośnie z
niego niepoprawny podrywacz, ale ciągoty ma.
- Nie przesadzaj. On ma dopiero pięć lat i
jest dzieckiem. Tak, czy siak wczoraj spotkaliśmy się. Ta kobieta zrobiła na
mnie ogromne wrażenie. Jest piękna i tak różna od kobiet, które znałem do tej
pory. Z zawodu jest ekonomistą i pod dziewiątką na Miedzianej otworzyła biuro
rachunkowe. I jeszcze jedna ważna rzecz. Jest wolna. Nie jest mężatką, a córkę
wychowuje sama. Powiem ci stary, że już dawno żadna kobieta nie zaintrygowała
mnie tak bardzo.
- Od dawna też żadnej nie miałeś. Mnich się z
ciebie zrobił. Może już czas ponownie ułożyć sobie życie? Do końca chcesz żyć w
samotności?
- Oczywiście, że nie, ale pamiętaj, że jest
jeszcze Nikodem i jeśli on nie zaakceptuje mojej wybranki, nic z tego nie
będzie. Nie poświęcę syna na rzecz mojego szczęścia.
- Marek, jeśli ona ci się podoba i widzisz
jakiekolwiek szanse na to, że moglibyście być razem, to niczego nie przyspieszaj,
ale oswajaj ją i oswajaj Nikodema z nią. Najważniejsze, żeby się polubili i
dogadali.
- Trochę wybiegliśmy do przodu z tymi planami.
Co ma być, to będzie. W sobotę może zaproszę ją wraz z córką na wycieczkę za
miasto. Dzieciaki poszaleją, a my będziemy mieli możliwość porozmawiać. W tym
miejscu chcę cię zapytać, czy masz do niej numer telefonu. Przychodzimy po
dzieci w różnych porach i moglibyśmy się minąć.
- Wyślę ci sms-em.
Ula
była mocno zdziwiona, kiedy odebrała telefon od Marka, a jeszcze bardziej
zdziwiła ją propozycja wspólnego, sobotniego wyjazdu za miasto. Nie upierała
się jednak. Niedługo przedszkole zamknie swoje podwoje na okres wakacyjny i
Tosia znowu będzie zmuszona chodzić z nią do biura. Niech przynajmniej zażyje
trochę swobody. Na pewno się ucieszy, że spędzi cały dzień z Nikodemem.