ROZDZIAŁ 5
Ulę
wraz z dzieckiem wypisano trzeciego dnia po porodzie. Razem z towarzyszącym jej
ojcem zapakowała małą do wózka i pieszo wróciła do domu, bo nie było daleko. Na
dobry start szpital ofiarował młodej matce wyprawkę dla dziecka, a w niej niezbędne
kosmetyki, paczkę pampersów i ciepły kocyk. Nie sprawdziły się obawy Uli, że
może znienawidzić to dziecko. Pokochała je już wtedy, gdy poczuła jego pierwsze
ruchy w brzuchu. Dodatkowo tę miłość wzmocnił fakt, że rzeczywiście Tosia z
Bartka nie miała nic. Wszystko wskazywało na to, że będzie podobna do niej.
Widok łóżeczka z baldachimem i urządzonego pokoiku rozczulił ją do łez.
- Zrobiłem córcia przewijak. Widziałem takie w
sklepie, ale były za drogie. Wyszedł całkiem nieźle, prawda? Pod spodem masz dwie
półeczki na pieluchy i ubranka, a w łazience jest wanienka do kąpieli.
- Dużo pracy włożyliście w to wszystko, aż
brak mi słów, żeby podziękować. Jak tylko stanę na nogi odwdzięczę się każdemu
z was z nawiązką. Przysięgam.
- Za nic nie musisz się odwdzięczać. Rodzina
jest wtedy silna, gdy trzyma się razem i wspiera. Dasz sobie radę? Pojechałbym
już, bo jest trochę roboty w domu. Ty na razie nie musisz wychodzić, bo
zaopatrzyliśmy ci lodówkę. Wpadniemy może w sobotę i przywieziemy ci jakiś
dobry obiad.
W domu
została zaledwie tydzień. Nie mogła sobie pozwolić na dłuższą nieobecność, bo
miała zobowiązania wobec klientów. Ubierała dziecko ciepło, ale nie przesadnie
i wsadziwszy je do wózeczka, zabierała do biura. Tam mogła popracować, a gdy
mała była głodna, karmiła ją i przewijała. Na razie radziła sobie całkiem
nieźle. Ta bliskość biura była prawdziwym zrządzeniem losu i niesamowitą
wygodą.
Tosia
była spokojnym dzieckiem i charakter odziedziczyła chyba po niej. Potrafiła
zająć się sama sobą. Wystarczyło kilka zabawek i to już zadowalało dziewczynkę.
Ula żałowała tylko, że nie może pojechać z nią do Rysiowa. Tam było na pewno
lepsze powietrze, dużo zieleni, a mała czułaby się świetnie w sadzie dziadka.
Na razie jednak musiała odłożyć to w czasie. Zamiast sadu musiały wystarczyć
spacery w parku, a gdy Tosia nauczyła się chodzić, plac zabaw.
Nikodem
Dobrzański rósł w oczach i przede wszystkim był zdrowy. Nie było śladu po
problemach z oddychaniem i sporej niedowadze. Był jak żywe srebro, pełen
energii, nieprawdopodobnie ruchliwy i zadający mnóstwo pytań.
Jako
żywo przypominał Marka i z usposobienia, i z urody. Tak jak on miał wielkie,
migdałowe, stalowo szare oczy, okolone długimi rzęsami i dwa słodkie dołeczki w
policzkach, a na głowie sterczały gęste, kruczoczarne włosy. Jak na trzylatka
był dość wygadany, choć z niektórymi wyrazami miał jeszcze trudności. Marek
kochał go nieprzytomnie, na wiele mu pozwalał, ale też starał się wpajać
najlepsze wartości. Dostrzegał podobieństwo w gestach i sposobie wypowiadanych
słów do siebie, ale nie chciał, by syn odziedziczył po nim te najgorsze
cechy.
Kiedy
Nikodem skończył pięć lat Marek uznał, że czas najwyższy na kontakt z innymi
dziećmi. Przekonał matkę, że tak będzie dla małego lepiej.
- Jeśli nie pójdzie do przedszkola, wyrośnie z
niego egoista, a tego bardzo bym nie chciał. Już i tak rozpieściliśmy go aż
nadto. W przedszkolu nauczy się interakcji z innymi dziećmi i zrozumie, że nie
on jest najważniejszy.
- Ja naprawdę myślę, że to nie jest dobry
pomysł. Tam dzieci częściej chorują i zarażają się jedne od drugich. Będzie z
tego tylko kłopot.
- Mamo, on musi wychorować swoje w
dzieciństwie, żeby później miał spokój. Na bieżąco przecież go szczepimy.
Naprawdę przesadzasz. Poza tym chyba już pora, żebym wrócił na własne śmieci.
Poradzę sobie, a do was będziemy przyjeżdżać na weekendy.
Helena
wiedziała, że Marek nie ustąpi. Taki już był, że jak sobie coś zamierzył, to
dążył do tego za wszelką cenę. Dużą rolę odgrywała tu jego ambicja i chęć
udowodnienia samemu sobie, że wszystkiemu jest w stanie podołać.
Następnego
dnia rano podjechał na Twardą pod budynek, w którym mieściło się przedszkole. Rozmówił
się z jego dyrektorką, która bez żadnych problemów zapisała małego do grupy
starszaków informując Marka, że dziecko może przyprowadzać choćby od jutra.
- Mamy trochę wolnych miejsc, bo tu niedaleko
otworzyły działalność dwa prywatne przedszkola i dzieci zamożniejszych rodziców
chodzą właśnie tam.
- A ja bardzo nie chciałem posłać syna do
prywatnej placówki, a właśnie do państwowej, w której będzie miał kontakt z
dziećmi o różnym statusie społecznym. To, że pochodzą z biedniejszych rodzin
wcale ich nie deprecjonuje, prawda?
- Najszczersza – kobieta uśmiechnęła się do
niego. – Miło to słyszeć. Zapraszam więc jutro rano. Mam nadzieję, że syn
dobrze zniesie ten pierwszy dzień rozłąki.
- Ja też
– pomyślał z obawą.
Tego
samego dnia po pracy spakował rzeczy swoje i syna, i wieczorem razem z nim
wrócił na Sienną. Przygotował dla nich obu kolację i przy niej opowiedział
Nikodemowi o jutrzejszych planach.
- Jesteś już duży i doszedłem do wniosku, że
czas najwyższy, żebyś znalazł sobie jakichś kolegów, czy nawet przyjaciół.
Siedząc u dziadków nie poznasz nikogo. Od jutra zaczniesz chodzić do
przedszkola. Rozmawiałem dzisiaj z panią dyrektor i zapisała cię do grupy
starszaków. To najstarsza grupa w przedszkolu, obejmująca dzieci w twoim wieku.
Jedno ci gwarantuję, że na pewno nie będziesz się nudził. Dzieci świetnie się
tam bawią, Panie wychowawczynie organizują różne gry, zabawy i konkursy. Jest
też mnóstwo zabawek i spory plac zabaw. Poza tym jesteś już na tyle dużym
chłopcem, że powinieneś potraktować to w kategoriach przygody. Wciąż o coś
pytasz, a tam dostaniesz odpowiedzi na większość pytań. Co ty na to?
- Myślę tatuś, że będzie mi się tam podobało.
Już dawno chciałem mieć prawdziwego przyjaciela, albo dobrego kolegę.
Ta
odpowiedź mile zaskoczyła Marka. Poczochrał syna po głowie.
- Mądry chłopak. Jestem z ciebie naprawdę
dumny. Będę cię odwoził rano koło siódmej piętnaście, a potem przyjeżdżał po
ciebie o szesnastej, jak skończę pracę. Na początku może będzie ci się czas
dłużył, ale przecież zawsze potrafisz się czymś zająć. Kupiłem dzisiaj wielką
torbę czekoladowych cukierków. Zabierzemy ją jutro i będziesz mógł poczęstować
koleżanki i kolegów. To dobra metoda na zawarcie znajomości.
Następnego
dnia ściągnął chłopca z łóżka dość wcześnie. Dopilnował, żeby mały umył zęby i
zjadł śniadanie.
- Tu masz worek z kapciami, kubeczek ze swoim
imieniem i szczoteczkę do zębów. O cukierkach też pamiętałem. Jedziemy.
W
przedszkolnej szatni było dość gwarno. Pomógł przebrać się synowi i przedstawił
jego i siebie wychowawczyni starszaków. Wyciągnęła do małego dłoń.
- Bardzo się cieszę Nikodemie, że dołączyłeś
do naszej wesołej gromadki. Pożegnaj się z tatusiem, a ja zaraz przedstawię cię
kolegom i koleżankom.
- Mam dla nich cukierki – pokazał kobiecie
sporą torbę słodkości.
- To bardzo miło z twojej strony. Dzieci na
pewno się ucieszą.
Marek
uściskał go mocno i ucałował jego policzki.
- Bądź grzeczny, synku. Bardzo cię kocham.
Wbrew
obawom Marka jego syn radził sobie świetnie. Zawarł znajomość z kilkoma
chłopcami, bawił się z nimi zgodnie w strażaków, bez sprzeciwu leżakował przez
godzinkę i zmiótł z talerzy cały obiad. Po nim grupa starszaków wyszła na plac
zabaw. Okazało się, że wszystkie grupy wiekowe korzystają z ładnej pogody.
Nikodem pokręcił się trochę na karuzeli i parę razy zjechał ze zjeżdżalni.
Zauważył przy siatce ogrodzeniowej małą dziewczynkę. Płakała, a jej buzia była
czerwona od łez. Zrobiło mu się jej żal. Podszedł do niej i przykucnął
przyglądając jej się ciekawie.
- Dlaczego płaczesz?
- Chcę do mamy… - chlipnęła.
- A ja nie mam mamy, wiesz? Umarła, kiedy ja
się urodziłem. Mam tylko tatę. Zobacz, co ci przyniosłem – wyciągnął z kieszeni
kilka cukierków i podał małej. Uśmiechnęła się przez łzy.
- Dziękuję. Jestem Antosia, a ty?
- Mam na imię Nikodem. Jesteś ładna Antosiu.
Nie płacz. Jeśli chcesz, to pobawimy się razem. Mogę pohuśtać cię na huśtawce
albo na karuzeli. To fajna zabawa – wyciągnął do niej dłoń. – Idziemy?
Dziewczynka
podniosła się i wytarła łzy.
- Idziemy – podała mu rękę i oboje pobiegli do
najbliższej huśtawki.
Marek
przyjechał po syna punktualnie. Na korytarzu prowadzącym do sal dyżurowała
dziewczynka i chłopiec. Podbiegli do niego pytając, po kogo przyszedł.
- Znacie Nikodema Dobrzańskiego? On dzisiaj
przyszedł pierwszy raz do przedszkola.
- To ten, co rozdawał cukierki. Zaraz go
zawołamy.
Faktycznie
nie minęły dwie minuty, gdy Nikodem wybiegł z sali rzucając się Markowi na
szyję.
- No i jak było synku?
- Tu jest super. Poznałem kolegów i bawiłem
się w strażaków. Poznałem też Antosię. Ona jest w grupie maluchów i jest
naprawdę ładna. Płakała za mamusią, ale dałem jej kilka cukierków, a potem
poszliśmy na huśtawki.
Marek
swoim zwyczajem poczochrał mu czuprynę.
- Zachowałeś się, jak prawdziwy dżentelmen.
Jestem z ciebie bardzo dumny. Wracajmy do domu.
Kiedy
Tosia skończyła trzy lata Ula postanowiła zapisać ją do przedszkola. Nie mogła
wiecznie ciągnąć jej ze sobą do biura, bo coraz częściej zachodzili do niej
petenci. Czasem przyjeżdżali tata z Beatką i siedzieli w domu z małą, a czasem
przychodził po zajęciach Jasiek i zabierał ją na plac zabaw.
Wiedziała,
że przedszkole jest na Twardej i pomyślała, że byłoby wspaniale, gdyby udało
się Tośkę do niego zapisać. Miedziana, przy której mieszkały znajdowała się od
Twardej dosłownie o rzut beretem. Któregoś dnia poszła tam razem z córką.
Chciała jej pokazać, ilu mogłaby mieć kolegów i jak fajnie jest w przedszkolu.
Dyrektorka oprowadziła Ulę po placówce, pokazała sale pełne różnych zabawek,
poinformowała o zajęciach z rytmiki, gimnastyki i plastyki, a na końcu o placu
zabaw.
- Mamy grupę naprawdę świetnych dzieciaków. Są
bardzo otwarte i grzeczne. Tosia na pewno będzie się tu dobrze czuła.
Niestety,
co do tego ostatniego, kobieta pomyliła się. Tosia każdego dnia odstawiała
istny cyrk. Wcale nie chciała chodzić do przedszkola i w ogóle nie ciągnęło jej
do innych dzieci. Odstawała od grupy i nie chciała się z nikim bawić. Ula
przechodziła piekło. Mała od chwili przebudzenia płakała wniebogłosy, nie chcąc
rozstawać się z matką. Błagała, żeby nie zostawiała jej w przedszkolu, a Uli
pękało serce.
- Przecież wiesz, że mama musi iść do pracy.
Trzeba ci kupić nowe ubranka na zimę, nowe buciki… Mamusia musi na to zarobić
pieniążki.
- Ja nie chcę nowych – płakała uczepiona jej
szyi.
- Musimy kupić, bo rośniesz i tamte są już za
małe. Spróbuj znaleźć sobie jakieś koleżanki. Na pewno chętnie się z tobą
pobawią i ani się obejrzysz, jak przyjdę po ciebie i zabiorę do domu.
Przez
tydzień było naprawdę kiepsko i Ula rozważała nawet rezygnację, ale po tygodniu
coś się jednak zmieniło. Jak zwykle przyszła odebrać córkę o piętnastej
trzydzieści i ze zdumieniem odnotowała szeroki uśmiech na jej twarzy. Mała
przylgnęła do niej podając jej cukierka.
- To dla ciebie. Dostałam od takiego Nikodema.
Jest naprawdę fajny. Powiedział mi, że jestem ładna i huśtał mnie na huśtawce.
- Naprawdę? To musi być bardzo dobrze
wychowany chłopczyk. Koniecznie musisz mi go przedstawić.
- Chyba nie mogę, bo on jest w starszakach,
ale obiecał mi, że codziennie będzie się ze mną bawił. Już nie będę płakać -
zadeklarowała.
Ula
przytuliła mocno córkę do siebie i ucałowała z miłością jej czółko.
- Wiedziałam, że wcześniej czy później
zaprzyjaźnisz się z kimś i chętniej będziesz tu przychodzić. Ten Nikodem dokonał cudu i odmienił mi dziecko
– pomyślała w duchu.
Muszę się pochwalić, ale trafiam z zapoznaniem Uli i Marka. Nie liczyłam na pracę, tylko przedszkole bądź szkołę. Nikoś dżentelmen od małego i znawca damskiej urody. Jak widać nie tylko urodę po ojcu odziedziczył, ale i charakter. Taki mały, a już zainteresował sobą dziewczynę.
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze długo czasu upłynie, zanim Ula się pojawi w Rysiowie. Pisałam tydzień temu i wiem od Gai, że tego zdradzić nie można. Ciekawa jestem tylko co sąsiedzi myślą, że się nie pokazuje w Rysiowie.
Pozdrawiam miło.
RanczUla,
Usuńbrawo TY:) Po prostu masz nosa:) Jeśli zaś chodzi o sąsiadów, to wygląda to jak zwykle - trochę pogadali i znaleźli zapewne inne tematy do plotek. Ula jest dorosłą osobą, wykształciła się i mogła znaleźć pracę gdziekolwiek w Polsce lub nawet za granicą. W Rysiowie nie ma takich możliwości. Serdecznie pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)
Mały Dobrzański to zuch chłopak i już rozsiewa swój urok. Dzieciaki to najszybciej się dogadują teraz tylko jeszcze rodzice.muszą się spotkać. Bardzo fajna część, liczę na to, że teraz to już będzie więcej radości i szczęśliwych chwil. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńHalina,
Usuńcieszymy się, że się podobało:) Smutek już był, teraz wszystko zmierza do ogólnej szczęśliwości:) Przesyłamy serdeczności i bardzo dziękujemy za komentarz:)
Słynny urok Dobrzańskich, odziedziczony po tatusiu zrobił wrażenie na Tosi wrażenie🙂 Nikodem od najmłodszych lat zachowuje się niczym prawdziwy dżentelmen.
OdpowiedzUsuńDzieci się zaprzyjaźnią, a co za tym idzie wcześniej lub później dojdzie do spotkania rodziców. Więc teraz będzie zapewne coraz bardziej intensywnie i pięknie💖
Pozdrawiam Was cieplutko 💖💖💖
Dagmara
UsuńRozpisywać się nie będę, bo w zasadzie przewidziałaś kolejność zdarzeń. Nikodem, to dla Tosi rycerz w srebrnej zbroi a przede wszystkim opiekun, któremu zaufała i polubiła. Ta przyjaźń pięknie się rozwinie. Między rodzicami będzie podobnie.
Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu. :)
Mały Dobrzański jak i tatuś, ale i dziadek dżentelmen cały sobą. Widać, że odziedziczył dobre geny.
OdpowiedzUsuńPomoc słabszym to dla tego malca nic nadzwyczajnego.
Marek dobrze zrobił nie słuchając matki posłał syna do przedszkola.
Dzieciaki już się polubili teraz czas na rodziców.
Dziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe przedpołudnie.
Julita
Julita,
Usuńgeny ważna sprawa, ale Nikodem mógł akurat to odziedziczyć po mamie, hihihi:) Całe szczęście nic takiego się nie stało. Helena chciała dobrze, ale Marek widział to inaczej i się udało. Pozdrawiamy Cię cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis
Mała pewnie cierpiała na lęk separacyjny, ważne jest też żeby dziecko poszło do przedszkola, żeby miało przyjaciół. Myślę, że Marek zrobił to co powinien, państwowe przedszkole jest lepsze niż prywatne... Szanuję dżentelmenów są dobrzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Renia,
Usuńmasz absolutną racje Przedszkole jest bardzo istotne w życiu maluchów. Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis:)
Fajnie, że Tosia z wyglądu niczym nie przypomina Bartka. Zastanawiam się tylko czy charakterku również nie odziedziczyła? Ciągoty do kradzieży może się ujawnić później. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga,
UsuńUla dość wycierpiała żeby fundować jej jeszcze takie trudności wychowawcze:) Tosia jest wspaniałym dzieckiem i zapewniamy, że niczego złego nie odziedziczyła z ojca. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
Biedna Ula. Serce się kraje gdy trzeba patrzeć na płacz i rozpacz dziecka. Może na stałe jednak Tosia polubi przedszkole. Chociaż z dziećmi to różnie potrafi być;) Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka,
Usuńniestety dość często tak się dzieje, że pierwsze chwile w przedszkolu są takie jak u Tosi. Ula nie ma wyjścia i wie dobrze, że jej córce nic złego nic się tam nie dzieje, ale Tosia była innego zdania. Nowy kolega wszystko zmienił:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Strzał w dziesiątkę z przedszkolem! Nikodem świetnie się zaaklimatyzował, gorzej z Tosią. Ciekawe czy Nikodem rzeczywiście ją przekona, że w przedszkolu jest fajnie? Czy może po pierwszym zauroczeniu Ula znowu będzie miała łzy? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola,
UsuńTosia jest pod wielkim wrażeniem nowego kolegi:) Nikodem kupił ją całą:) Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)
Marek jest dumny z syna i z tego, że tak doskonale radzi sobie w przedszkolu, ale Paulina chyba by była innego zdania? Ona miała jednak inny charakter. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta,
Usuńcałe szczęście, że Nikodem nie odziedziczył po mamie charakteru. Wówczas z całą pewnością nie pochyliłby się nad płaczącą małą dziewczynką. Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)
Józef jest niesamowity i ma złote ręce. Fajnie, że uczy też tego syna. Jasiek będzie pewnie cudownie radził sobie w życiu. A Ula naprawdę powinna być wdzięczna losowi za taką rodzinę. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira,
UsuńJózef w swoim zachowaniu nie widzi nic dziwnego. Kocha swoje dzieci i chce dla nich wszystkiego, co najlepsze. Stara się nie załamywać rąk, tylko szuka rozwiązań problemów. Najczęściej się udaje:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Ula musi być silna.. Nie może sobie pozwolić na słabości. Tosia jest najważniejsza, ale jej samopoczucie też powinno być ważne. Dobrze, że nie miała depresji poporodowej, a mogło się tak zapowiadać. Małą jest cicha i spokojna, to dobrze dla niej i mamy;) Z chęcią przeczytam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza,
UsuńUla nie bardzo ma wyjście. Wie, że mieszka sama i musi dać radę. Sama ma pogodne usposobienie i liczyła, że jej malutka córeczka też takie będzie miała. Pracy ma całą masę, ale też znajduje wolne chwile dla Tosi. Wspaniale się wzajemnie dogadują:) Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy na kolejny czwartek:)
To aż niesamowite jak Marek się zmienił;) Fajny z niego ojciec. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara,
UsuńMarkowi zmieniły się priorytety:) Bardzo kocha Nikodema i chce z nim spędzać każdą chwilę. Poza tym on już się trochę wyszumiał, prawda:) Pięknie dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
No i proszę, jak się chce to można. Nikodem chyba nawet nie tęskni za mamą? Musi być mu dobrze z tatą i dziadkami;) Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńTo nie do końca tak jest. Nikodem wie, że jego mama odeszła, jest szczęśliwy z tatą i dziadkami, ale mama, to mama. Zobaczymy, czy można coś z tym zrobić:) Cieszymy się, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczności:)
UsuńFantastyczny tata z Marka;) Świetny ma kontakt z synkiem. Mały wcale nie jest rozpieszczony, chociaż biorąc pod uwagę okoliczności, mógłby być. Nawet dziadkowie są stonowani i biorą pod uwagę zdanie Marka. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB,
Usuńsyn jest teraz najważniejszy, a Helena i Krzysztof już dawno zrozumieli, że Marek jest dorosły i bardzo odpowiedzialny. Wiedzą, że przy nim nic złego się nie stanie ich ukochanemu wnukowi:) Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej ozdrawiamy:)
Cwaniaczek;) Marek dobrze wiedział jak otworzyć serca dzieci w przedszkolu. Słodycze to był niezły pomysł;) Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia,
Usuńsłodycze nie są zdrową przekąską, ale przecież wszystko można, co nie można byle z wolna i ostrożna:) Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
Piękne słowa, Józefa o tym że rodzina jest wtedy silna, gdy trzyma się razem i się wspiera. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina,
Usuńteż tak uważamy, że w rodzinie siła:) Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)
Fajne maluchy;) Chłopczyk, to prawdziwy dżentelmen, a dziewczynka taka prawdziwa córeczka mamusi;) Ciekawe jak ich losy w dzieciństwie się potoczą, bo w dorosłym życiu, to już wiemy;) Zastanawiam się też kto kogo najpierw poderwie? Marek Ulę, czy Tosia Nikodema? Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa,
UsuńNikodem chyba już przepadł, hihihi:) Co do dwójki dorosłych już niedługo się okaże jak to będzie:) Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
Jak zwykle piękne zdjęcia dobrane do rozdziału;) Marek i Nikodem kropka w kropkę;) Z Ulą chyba nie było tal łatwo, bo w sieci nie ma chyba zdjęć Julki z dzieciństwa? Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy za miłe słowa:) Tajemnica jest prosta, należy trochę poszperać i zawsze można coś znaleźć. Dziękujemy za wpis i także przesyłamy pozdrowienia:)
UsuńNie wiemy czy Ula dużo zarabia, czy tylko tyle aby normalnie przeżyć, ale przynajmniej wiemy, że własna działalność i bliskość biura bardzo jej pomogła. Tak trzymać;) Teraz jak Tosia poszła do przedszkola Ula będzie mogła więcej czasu poświęcić na pracę. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina,
Usuńrzeczywiście dzięki bliskości biura Ula nie miała większych trudności z wykonywaniem pracy i opieką nad córką:) Dodatkowo jeszcze Tosia bardzo jej pomagała, bo była spokojnym dzieckiem. Nie zawsze tak jest. Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:)