ROZDZIAŁ 4
Dwadzieścia osiem lat wcześniej - Marek
Dzwoniący
na biurku telefon oderwał jego wzrok od monitora. Sięgnął po słuchawkę i
przyłożył ją do ucha.
- Marek? – rozpoznał głos swojej matki. –
Paulina rodzi. Właśnie jedziemy z ojcem na porodówkę. Dobrze byłoby, gdybyś i
ty tu był.
- No dobrze…, - przełknął nerwowo ślinę – ale
to przecież za wcześnie. Poród miał być za trzy tygodnie…
- Ale jest teraz. W domu odeszły jej wody.
Pośpiesz się. Miałeś być razem z nią na sali porodowej.
- Już jadę – zerwał się z fotela zarzuciwszy
na siebie marynarkę i w biegu porwawszy teczkę, wyleciał z gabinetu, jak
oparzony. Na holu minął się z Olszańskim, dyrektorem HR.
- Paulina rodzi. Zastąp mnie – wskoczył w
otwarte drzwi windy i już go nie było.
Trochę
niepokoił go ten przedwczesny poród. Ciąża Pauliny nie przebiegała typowo.
Właściwie od jej początku czuła się źle, wciąż narzekała, jak nie na bóle
brzucha, to dłuższe, niż zazwyczaj wymioty. Była osłabiona przez częste
krwotoki z nosa. Lekarz prowadzący tę trudną ciążę uspokajał mówiąc, że
niektóre kobiety tak właśnie reagują, że żona nie jest typem rumianej,
krzepkiej Słowianki, ale kobietą o delikatnej i wrażliwej naturze. Słysząc te
słowa często zastanawiał się, czy aby na pewno ten doktor wie, co mówi. Paulina
i delikatna natura, to brzmiało prawie jak oksymoron. Byli ze sobą od siedmiu
lat i przez te siedem lat dała mu nieźle popalić. Była kapryśna i roszczeniowa.
Zawsze stawiała na swoim, bo upór, to było jej drugie imię. Ustępował jej. Miał
naturę pacyfisty. Nie znosił awantur, choć tych niejednokrotnie nie dało się
uniknąć. Inny na jego miejscu dawno by odszedł, ale on nie mógł tego zrobić. Od
dziecka wmawiano mu, że jest mu pisana. Jest jego drugą połówką, jego
przeznaczeniem. Indoktrynacja trwała na tyle długo, że w końcu sam w to
uwierzył. I choć po drodze miał mnóstwo kochanek, to zawsze wracał do niej.
Ślub
był spełnieniem marzeń. Nie…, nie jego, raczej jego rodziców i samej Pauliny.
On nawet nie kiwnął palcem przy jego organizacji. Wszystkim zajęła się jego
narzeczona. Była bardzo zdeterminowana i w końcu dopięła swego. Uroczystość odbyła
się w Mediolanie, w katedrze przy Piazza del Duomo, głównie dlatego, że Paulina
i jej brat Alex mieli włoskie korzenie, a drugim powodem był fakt, że ich nieżyjący
rodzice pobierali się właśnie tutaj. Cała otoczka towarzysząca temu ślubowi,
jak i jego miejsce, wydawały się Markowi kuriozalne. Próbował nawet
protestować, ale został zakrzyczany przez przyszłą żonę i swoją matkę.
Życie
przez lata u boku nieobliczalnej momentami Pauli, było życiem na krawędzi i niejako
ostrzeżeniem dla niego, żeby zakończył ten związek, jednak jak się okazało miał
niewiele czasu na tego rodzaju wątpliwości, a że z natury był optymistą, to
wierzył, że jakoś to będzie. Było gorzej, bo jego żona stała się jeszcze
bardziej pewna siebie, jeszcze bardziej obrosła pychą i jeszcze bardziej
zadzierała z pogardą swój włoski nos.
Nie
żyli zgodnie. Paulina wiecznie się go czepiała o jakieś mało istotne rzeczy.
Dręczyła go permanentnym narzekaniem i niezadowoleniem, tak typowym dla
malkontentów. Jedyne, co ich godziło, to łóżko. Wiedział doskonale, że uwielbia
kochać się z nim, dlatego często uciekał się do zamykania jej ust pocałunkiem i
uprawianiem z nią ostrego, wyuzdanego seksu. Taki lubiła najbardziej. To na
chwilę pozwalało oderwać się jej od ciągłego zrzędzenia, a jemu dawało moment
złudnego spokoju.
Wpadł
jak burza na porodówkę i rozejrzał się nerwowo po korytarzu. Na jego końcu
dostrzegł swoich rodziców. Zasapany podbiegł do nich.
- I co z nią?
Helena
z dezaprobatą pokręciła głową.
- Ta dziewczyna jest kompletnie
nieodpowiedzialna. Zrobiła awanturę, gdy lekarz kazał jej przeć. Aż tu było
słychać. Wrzeszczała, że nie tak się z nim umawiała, że obiecał jej cesarkę, a
teraz wymusza na niej naturalny poród. On tłumaczył, że jest osłabiona, że ma
silną anemię, a to przy cesarskim cięciu nie wróży dobrze, ale nie chciała go
słuchać. W końcu wywieźli ją na blok operacyjny. Teraz nie możesz tam wejść. Za
dwadzieścia minut powinno być po wszystkim. Usiądź i odetchnij.
Czekali
już więcej niż dwadzieścia minut. Czekali około godziny zanim otworzyły się szklane
drzwi sali operacyjnej i wyszedł z nich znajomy ginekolog. Jego mina nie
wróżyła nic dobrego i wzbudziła w nich wszystkich niepokój. Podszedł do nich i
omiótł ich wzrokiem zatrzymując go na Marku.
- Bardzo mi przykro, panie Dobrzański.
Usiłowałem żonę odwieść od pomysłu cesarskiego cięcia, ale się uparła. Dziecko
wyjęliśmy owinięte pępowiną i przez to mocno niedotlenione. To chłopiec. Waga
urodzeniowa to zaledwie dwa i pół kilograma. Musi przez kilka dni zostać w
inkubatorze. Niestety żony nie udało nam się uratować. Nie mogliśmy powstrzymać
krwotoku. Stało się coś, czego chcieliśmy uniknąć. Nie chcę tu powiedzieć, że
śmierć żony nastąpiła z naszej winy. Gdyby urodziła normalnie myślę, że nie
doszłoby do aż takich powikłań. Niestety cesarskie cięcie i mocno zaawansowana
anemia wywołały stan atonii macicy. To ograniczenie zdolności macicy do
obkurczania się, w efekcie czego nie dochodzi do zamknięcia naczyń po porodzie.
Po prostu wykrwawiła się. Bardzo mi przykro. Nie sądziłem, że do tego dojdzie.
Z wielkim żalem muszę stwierdzić, że ten krwotok i ta niepotrzebna śmierć
nastąpiły na wyraźne życzenie pana żony i mam to na piśmie. Ja przed zabiegiem
próbowałem uzmysłowić jej, na jak wielkie ryzyko naraża siebie i dziecko, ale
nie chciała słuchać. Za chwilę ją wywiozą, a państwo otrzymają akt zgonu. Za
chwilę też wywiozą inkubator z pana synem. Będziecie mogli go państwo zobaczyć.
Jeszcze raz proszę przyjąć szczere wyrazy współczucia.
Lekarz
odszedł a Marek usiadł ciężko na krześle ukrywając w dłoniach twarz. Paulina
umarła i zostawiła mu maleńkie bezradne dziecko. Jak ma się nim zająć? Jak ma
przekazać te hiobowe wieści Alexowi?
Obok
usiadła zapłakana Helena. Ona też nie mogła jeszcze w to wszystko uwierzyć.
Wiedziała doskonale jak Paulina potrafiła być apodyktyczna i władcza, jak nie
pozwalała sobie nic powiedzieć i nic wytłumaczyć. Słyszała przecież, co mówiła
położnikowi i jak go potraktowała. Ostatnie tygodnie przed porodem spędziła w
domu seniorów. Marek nie chciał sytuacji, że dopadną ją bóle i będzie wtedy
sama w domu. Dla Dobrzańskich to nie było łatwe znosić jej kaprysy, fochy i
pretensje. Zaciskali jednak zęby i czekali cierpliwie szczęśliwych narodzin
wnuka. Tymczasem okazało się, że jego droga na świat była jedną z
trudniejszych. Właśnie zatrzymała się przed nimi pielęgniarka pchająca
inkubator. Zbliżyli się do niego. Chłopiec był bardzo maleńki z ogromną
niedowagą i pomarszczonym ciałkiem. Ewidentnie był niedożywiony, bo i Paulina
jadła niewiele lub w ogóle nic podczas całej ciąży. Skąd to dziecko miało
czerpać pokarm, jak jego matka świadomie się wyniszczała twierdząc, że nie ma
zamiaru po porodzie być gruba?
Marek
rozpłakał się na widok syna. Gdyby i jemu coś się stało, chyba pękłoby mu
serce. Nie był winien temu, że miał głupią matkę.
- Dokąd go zabieracie? – wyszeptał.
- Na drugie piętro na oddział noworodków. Jak
pan tu już załatwi wszystkie sprawy, proszę przyjść. Uważamy, że pierwszy
kontakt z rodzicem jest ogromnie ważny. Powiemy panu, co trzeba robić.
Pielęgniarka
odeszła, a piętnaście minut później zjawiła się kolejna, wręczając mu akt zgonu
Pauliny.
- Nie wiem, czy znajdę w sobie tyle siły, żeby
powiadomić Alexa…
- My mu powiemy – odezwał się milczący do tej
pory Krzysztof. – Pojedziemy do firmy. Najpierw powiadomimy Alexa, a potem
pozostałych. Ty zostajesz?
- Tak… - przetarł nerwowo zapłakaną twarz. –
Muszę być teraz ze swoim synem.
Stanął
przy przeszklonej ścianie. Za nią zobaczył kilka inkubatorów, a w nich
noworodki. Nie potrafił rozpoznać swojego synka, co wprawiło go w stan lekkiej
paniki. Zauważyła go pielęgniarka i wyszła z sali podając mu szpitalny uniform.
- Proszę to włożyć panie Dobrzański. Dopiero
wówczas będzie mógł pan wejść. Musimy zachować jak najbardziej sterylne
warunki, bo nie chcemy infekcji u naszych dzieciaczków. One już i tak mają pod
górkę. - Przebranego wprowadziła do sali i przystanęła przy jednym z urządzeń.
- To pana syn. Jego nazwisko jest tu, na wywieszce. Dzięki temu nie pomyli się
pan. Dzieci wyglądają bardzo podobnie – uśmiechnęła się z sympatią. Na jego
twarzy malowało się przerażenie. Zrozumiała, czego się tak przestraszył. Klatka
piersiowa chłopca unosiła się wysoko i zapadała dziwnie. – Proszę się nie bać.
Synowi nic nie grozi. Ma kłopoty z oddychaniem i pomaga mu maszyna. Wkrótce
jego płuca osiągną pożądaną sprawność i wtedy odłączymy go, żeby oddychał
samodzielnie. Dostał już środki wzmacniające i antybiotyki, które ochronią go
przed infekcją. Jeśli przyjdzie pan tu jutro koło godziny dziesiątej, będzie
mógł pan porozmawiać z lekarzem i dowiedzieć się więcej szczegółów.
- Dziękuję pani. I tak bardzo mi pani pomogła.
Czy mógłbym go dotknąć?
- Oczywiście. Otworzę to okienko. Proszę
wsunąć przez nie rękę.
Zrobił tak,
jak mówiła. Pogładził z miłością rączkę dziecka, a ono złapało go odruchowo za
mały palec. Uśmiechnął się przez łzy.
- Witaj synku – wyszeptał. – To ja, twój tata.
Jest taki maleńki. Boję się, że mogę zrobić mu krzywdę.
- To normalne – pocieszyła go pielęgniarka. –
Nawet matki mają z tym problem. Z czasem nabierze pan większej pewności. Teraz
jednak muszę pana przeprosić. Mały miał ciężką drogę na świat i musi odpocząć.
Proszę przyjść jutro rano. On będzie na pewno w lepszej formie.
- Dobrze. Nie będę go już męczył i bardzo pani
za wszystko dziękuję.
Mały
Nikodem przeleżał w inkubatorze jeszcze trzy tygodnie. Po trzech dniach odpięto
mu respirator, bo mógł już oddychać samodzielnie. Teraz musiał tylko jeść i
spać, by nabrać masy.
W
międzyczasie odbył się pogrzeb Pauliny. Stawili się wszyscy pracownicy
Febo&Dobrzański mimo, że nie bardzo była lubiana wśród nich. Marek płakał
jak bóbr. Nie dlatego, że stracił kogoś kochanego, ale dlatego, że coraz
bardziej docierała do niego świadomość, że od teraz będzie i ojcem, i matką dla
swojego dziecka. Jak miał to pogodzić z pracą? Zupełnie się w tym gubił. Płakał
z żalu, że Paulina w tak nieodpowiedzialny sposób po prostu ich zostawiła.
Mogła żyć, gdyby tylko zmieniła priorytety i dobro dziecka postawiła na
pierwszym miejscu, a nie ułomności swojej figury po ciąży. To lekarz mu uzmysłowił,
że cierpiała na anoreksję. Dlaczego on sam tego nie zauważył, że źle się
odżywia, a właściwie to wcale się nie odżywia? Teraz było już za późno. Teraz
musiał stawić czoła tej trudnej sytuacji i wziąć na siebie odpowiedzialność.
Po
pogrzebie przeniósł się do rodziców. Wspólnie z nimi urządził pokoik dla syna.
Umówił się z mamą, że to ona będzie się nim zajmować, jak on będzie w firmie, a
po pracy on przejmie opiekę.
Codzienne
wizyty w szpitalu uzbroiły go w wiedzę, jakiej potrzebował w tym momencie.
Pielęgniarki nauczyły go przewijać, karmić i kąpać. Nauczyły, jak trzymać
takiego brzdąca, żeby nie zrobić mu krzywdy. Z każdym dniem nabierał w tym
wprawy. Już nie bał się tak, jak na początku. Po dwóch tygodniach mógł wreszcie
wziąć syna na ręce. Usiadł w fotelu, a pielęgniarka podała mu go ostrożnie.
Poczuł wielkie szczęście. Tulił malca i szeptał – damy radę synku, damy radę.
Po
trzech tygodniach orzeczono, że chłopiec jest zdrowy i nic mu już nie dolega.
Przybrał pięćset gram i oddychał bez problemów. Marek sam ubierał go do
wyjścia. Śpioszki były jeszcze zbyt obszerne, ale to było bez znaczenia.
Założył małemu czapeczkę i kombinezon. Umieścił go w nosidełku i trzymając
wypis w dłoni, uszczęśliwiony wrócił do domu.
Od tej
pory stał się ojcem roku. Skończyły się wypady z Sebastianem do knajp. Pracę
organizował sobie tak, żeby nie musiał zostawać po godzinach. Syn bardzo go
zmienił. Sprawił, że stał się odpowiedzialnym ojcem, którego cieszyło każde
wyartykułowane przez maluszka słowo, każdy jego gest, każdy wyrzynający się
ząbek i jego wyciągające się rączki, gdy pochylał się nad łóżeczkiem. Wtedy
czuł się naprawdę szczęśliwy.
Paulina sama była sobie winna było rodzić jak lekarz mówił... szkoda mi Marka i jego rdozocow przez jedna głupią idiotkę sami muszą sobie radzić...
OdpowiedzUsuńRodziców *
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Renia
UsuńCo się stało, to się nie odstanie. Paulina nie żyje a przed Markiem wielkie wyzwania szczególnie takie jak pogodzić wychowanie takiego maluszka z pracą. To będzie trudne, ale nie niemożliwe.
Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Paulina, jak to ona zawsze musi postawić na swoim. Tym razem niestety skończyło się tragicznie. Żal tylko Marka i przede wszystkim malutkiego Nikodema. Na szczęście Marek, podobnie jak Ulka, ma wsparcie w rodzicach.
OdpowiedzUsuńCzekam kiedy losy tych dwojga skrzyżują się, bo że tak będzie to pewne.
Pozdrawiam Was cieplutko i do następnego czwartku 💖
Dagmara
UsuńPaulina przez swoją bezczelność, tupet, a przede wszystkim niewiedzę i niechęć do słuchania lekarza sama skazała się na śmierć. Może byłoby inaczej, gdyby podczas ciąży dbała o siebie a nie miała na uwadze wyłącznie swojej figury. Rodzice oczywiście pomogą, ale takiemu maluszkowi potrzebna jest matka. Nieodpowiedzialność Pauliny skazała to dziecko już na starcie na półsieroctwo.
Ula i Marek spotkają się rzecz jasna, ale najpierw dzieci muszą trochę podrosnąć.
Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ja też czekam dzieci są w podobnym wieku tylko chyba miesiąc ruznicy pozdrawiam Aga
OdpowiedzUsuńAga
UsuńRóżnica wieku między dziećmi wynosi ok. dwóch lat. Syn Marka jest starszy.
Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. :)
Mawiają, że o zmarłych źle się nie mówi. Ale Paulina sama sobie jest winna. Najwyraźniej nie zależało jej na tym dzieciątku. Dla niej liczyło się jej własne ja.
OdpowiedzUsuńŻal mi Marka, że to wszystko spadło teraz na jego głowę. Dzieciątko też nie będzie miało łatwego życia już na dzień dobry straciło matkę. I może to co teraz powiem wyda się okrutne, to z drugiej strony może to i lepiej. Z całą pewnością Paulina nie była by dobrą matką.
Dziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
Julita.
P.S Z dużymi problemami, ale udało mi się nastukać te kilka zdań. Pisanie lewą ręką to nie dla mnie.
Julita
UsuńPiszę "witaj w klubie", chociaż stosowniejszym by było: współczuję, bo mam tak samo. Pisanie lewą ręką, to prawdziwa męczarnia.
Co do Pauliny, to myślę, że gdyby nawet przeżyła ten poród, to to, co działoby się po nim i tak spadłoby na Marka. Przecież chyba nikt nie wyobraża sobie panny FE zmieniającej pieluchy?
Pozdrawiamy Cię serdecznie, dziękujemy za komentarz i życzymy duuużo zdrowia. :)
Można wieszać psy na Paulinie, ale… No właśnie jest zawsze jakieś ale. Faceci bardzo często myślą, że po porodzie każda dziewczyna będzie wyglądała tak jak przed porodem, a rzeczywistość często jest zgoła inna. I później szukają sobie nowej miłości. Więc trochę się nie dziwię Paulinie, że była tak bardzo uważna na swój wygląd. Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia,
Usuńjest dużo prawdy w tym co piszesz, ale ... Są sytuacje, taka jak tutaj, że należy bezwzględnie słuchać rad lekarza. Szkoda życia, a może wcale by nie było tak źle. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
Kurczaczki! Szok!. Paula zmarła przy porodzie?! Przecież to jest dwudziesty pierwszy wiek! Co ona najlepszego narobiła? Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta,
Usuńczasami wydaje nam się, że przechytrzymy system, a później okazuje się, że nic z tego. Paula zapłaciła za decyzję bardzo wysoką cenę. Pewnie nawet nie przewidziała, że to się tak zakończy, przecież zawsze stawiała na swoim i dobrze na tym wychodziła. Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)
Ogromna tragedia dotknęła Marka i jego rodzinę. Zmarła młoda mama, to i tak cud, że udało się uratować dziecko. Mam nadzieję, że Marek poradzi sobie z wychowaniem synka. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola,
Usuńśmierć Pauliny wstrząsnęła wszystkimi, tym bardziej, że nic na to nie wskazywało. Teraz muszą podnieść się z żałoby i zacząć żyć, bo mają dla kogo. Nikodem potrzebuje ogromu miłości:) Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)
Zastanawiam się jak Marek hulaka zmieni się w Marka tatę? Nie znudzi się mu? Chyba łatwo nie będzie? Trochę szkoda małego, gdyby ojciec nie poświęcał mu swojej uwagi. Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka,
Usuńsytuacja się mocno zmieniła i dlatego Marek nie ma innego wyjścia, jak dorosnąć. Poza tym Marek bardzo kocha synka i to się nie zmieni. On jest teraz najważniejszy:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
No i pojawił się długo wyczekiwany Mareczek. Szkoda, że jego też dotknęła taka duża tragedia. Żeby tylko nie chciał topić smutków w jakiś używkach. Synek będzie go bardzo potrzebował. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara,
UsuńMarek bardzo kocha synka. Będzie robił wszystko, aby on był szczęśliwy:) Pięknie dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Marek nie miał łatwo z Pauliną, ale mimo to i tak szkoda jej śmierci. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńPrzykra sprawa kiedy ktoś umiera, a co dopiero mówić, jak umiera młoda mama. Paulina wybrała i niestety okazało się, że ten wybór był bardzo zły i dla niej, i dla małego dziecka. Cieszymy się, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczności:)
UsuńPewnie na miejscu Marka też bym miała nadzieję, że po ślubie Paulina się zmieni na lepsze. Przecież osiągnęła, to o czym marzyła. A tu niespodzianka. Szkoda, bo mogli żyć w zgodzie przez długie lata. Z ogromną chęcią przeczytam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza,
UsuńMarek rozczarował się, bo Paulina jako żona stała się jeszcze gorsza, ale i tak by przy niej tkwił, bo myślał, że ona jest jemu przeznaczona. Los zadecydował inaczej. Przynajmniej z nią nie będzie się musiał męczyć. Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy na kolejny czwartek:)
Jejciu! Co tu się zadziało? Z tego lekarza to jednak kretyn. Pal lich idiotkę Paulinę, ale małe dziecko?! Przecież ono też mogło umrzeć! Pieniądze wszystkim rządzą. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina,
UsuńDobrzańscy wszystko słyszeli. Paulina żądała cesarki. Lekarz dla świętego spokoju się zgodził. Sytuacja była trudna, ale nie beznadziejna. Niestety podjęte ryzyko się nie opłaciło nikomu. Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)
Ciekawe czy Marek od razu będzie takim tato-mamą, czy raczej szybko mu się znudzi i wychowaniem Nikodemem zajmie się tak naprawdę Helena? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga,
Usuńzapewniamy, że Nikodem całkowicie i na trwałe zmienił Marka i jego podejście do życia. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
Brawo dla pielęgniarek. Umiały uspokoić młodego i przestraszonego tatę. Marek szybko się uczy opieki nad synkiem;) Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa,
Usuńpielęgniarki okazały się bardzo empatyczne. Ich spokój i opanowanie wiele dały Markowi. Spokojnie zaczął uczyć się być fajnym tatą:) Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
Serca się ściska kiedy słyszy się, że młodzi nie potrafią docenić tego, co mają. Paulina taka piękna i młoda kobieta. Ślub jak z bajki. Zdobyła męża takiego jak chciała. I co, jeszcze źle? Szalała i źle się dla niej to skończyło. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira,
UsuńPaulina miała ciężki charakter. Ciągle chciała więcej i więcej. Nauczyła się, że wszyscy skaczą wokół niej. Zawsze dostawała co chciała. I zapewne to ją zepsuło. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Ale się porobiło! Marek ojcem roku? A zabawy, a Olszański, a kobiety? Do następnego czwartku. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla,
UsuńMarek ma za sobą wiele zabaw i wiele kochanek. Teraz ma malutkiego synka, który go zmienił:) Niemniej jednak nie ma co się martwić, bo Marek sobie ze wszystkim poradzi:) Gorąco pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za komentarz:)
Z jednej strony wielka tragedia a z drugiej ogromne szczęście. Mały Nikodem pewnie zawojuje serca wszystkich? Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina,
Usuńmasz absolutną rację, Nikodem zawojuje wszystkich. Dobrzańscy marzyli o wnuku. Marek dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo kocha synka. Wszyscy zrobią absolutnie wszystko, aby Nikodem czuł się szczęśliwy:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:)
Nie lubię Pauli, ale szkoda mi jej, ale najbardziej żal mi Nikodema. Marek sobie poradzi, ale maluszek potrzebuje matczynej miłości. Czy Marek mu zapewni nowe i kolejne "mamusie"? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB,
UsuńMarek nie zamknął się w klasztorze i nie jest świętym, ale Nikodem nie będzie miał ciągle nowej cioci:) Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Marek martwi się o Alexa? Coś podobnego? To jest duże zaskoczenie. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda,
UsuńAlex i Paulina wcześnie stracili rodziców, mieli tylko siebie. Bardzo się kochali. Teraz Paulina odeszła i Alex został zupełnie sam. Marek stracił żonę, ale ma Nikodema i oczywiście swoich rodziców. Poza tym Alex nie zawsze musi być zły:) Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za wpis:)
Oboje dzieci są już na świecie i chociaż żyją w innych światach, mogą liczyć na miłość najbliższych. Na razie oboje są mali, ale z czasem zaczną pytać o mamę i ojca. Marek będzie miał łatwiej, ale z Antosią trudniejsza sprawa. Liczę, że Ula przez jakiś czas będzie mamą dla Nikosia a Marek ojcem dla Antosi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńZnowu wybiegasz myślami bardzo do przodu, dlatego o relacjach między dziećmi i rodzicami nie napiszę teraz nic. Ula w końcu stanie się mamą Nikodema a Marek ojcem Antosi i tutaj nic przecież nie zdradzam, bo początek tej historii zaczyna się co najmniej dwadzieścia sześć, dwadzieścia osiem lat później zaślubinami tej dwójki. Zastosowałam tu parabolę, jak w sporej ilości moich opowiadań polegającą na tym, że czytelnicy czytają niejako finał historii a potem dowiadują się, co było po drodze i jak do tego ślubu doszło. Tak więc uzbrój się w cierpliwość, bo powolutku sprawy będą się wyjaśniać.
Pozdrawiamy Cię pięknie i przesyłamy serdeczności. :)
Pominę komentarz na temat Pauliny, bo nie chcę wyjść na wredne, nieczułe babsko. Dobrzańscy mając Pauline pod swoim dachem to chyba zrewidowali swój stosunek do niej jako tej wspaniej synowej.
OdpowiedzUsuńPrzed Markiem teraz wiele obowiązków i trudny czas samotnego rodzicielstwa. Czekam teraz na spotkanie z Ulą i jej córeczką. Pozdrawiam serdecznie.
Halina
UsuńSeniorzy ledwie wytrzymywali z synową i jej fochami a raczej zmiennymi, pretensjonalnymi humorami i nieco przedwczesny poród nie był tu dla nich rozwiązaniem, bo przecież dobrze ją znali i wiedzieli, że jako matka, raczej się nie spisze i niańczenie dziecka może spaść na Helenę. Jej śmierć właśnie do takiej sytuacji doprowadza, ale postrzeganie jej jest zdecydowanie inne, ponieważ mamy samotnego ojca niemającego pojęcia o pielęgnacji noworodka. Co innego jest robić coś z przymusu a co innego z chęci pomocy.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ja też nie mogę się doczekać spotkania uli i marks
OdpowiedzUsuńJeszcze chwileczka i nastąpi bezpośrednie spotkanie tej dwójki:) Ale najpierw … Serdecznie zapraszamy na kolejne rozdziały:) Bardzo dziękujemy za wpis i przesyłamy pozdrowienia:)
Usuń