ROZDZIAŁ 9
ostatni
Tego
dnia czuł w sercu jakiś dziwny niepokój. Nie potrafił sprecyzować czym był
spowodowany, ale niejasne przeczucia, że stanie się dzisiaj coś złego, nie
odstępowały go aż do wieczora. Po kolacji wrócił do celi i zaległ na swojej
pryczy.
Jego
„kumple” usiedli po obu stronach małego stolika i rozłożyli talię kart. Grali
na zapałki odzywając się do siebie z rzadka. W pewnym momencie jeden z nich,
wielki i barczysty, ogolony na łyso, z licznymi tatuażami, podniósł się od
stolika i przysiadł na łóżku Bartka.
- To ciebie nazywali „Sprinter”, Dąbrowski?
Jak na biegacza wydajesz się dość powolny w ruchach – zarechotał. Zdziwiony
Bartek oparł się na łokciu i przełknął głośno ślinę.
- Nie dlatego mnie tak nazywali, że byłem
szybki na setkę. Zresztą, co tobie do tego? Czy ja pytam, jaką ty masz ksywę? W
ogóle mnie to nie obchodzi. Zajmij się swoimi sprawami.
- Sęk w tym, że ja zająłbym się nimi bardzo
chętnie, ale mam tu misję do wypełnienia. Poproszono mnie, żebym przekazał ci
pozdrowienia od Bossa. Znasz go, prawda? Na pewno znasz i w dodatku jesteś mu
coś winien. Boss jednak nie czuje urazy i prosił, żeby przekazać ci to –
mężczyzna wyjął zza pleców strzykawkę i z całej siły wbił Bartkowi igłę w ramię
naciskając tłok. Bartkowi oczy niemal wyszły z orbit, a w gardle uwiązł krzyk.
Zaczął się dusić, bo nie mógł złapać tchu. W krótkim czasie stracił przytomność
i przestał się ruszać. Mężczyzna starannie zabezpieczył igłę i wstał.
- Załatwione – mruknął ukrywając pod materacem
narzędzie zbrodni.
Od rana
oboje mieli mnóstwo roboty. W sobotę F&D przeżywała swoją chwilę tryumfu na
pokazie, a jej główny projektant płakał ze szczęścia. Długotrwałe owacje na
stojąco sprawiły, że niemal lewitował pół metra nad ziemią. Seniorzy Dobrzańscy
z dumą gratulowali Markowi i Uli tego sukcesu, a Pshemko wprost tonął w
ramionach Krzysztofa. Kolekcje mistrza zawsze cieszyły się popularnością i mimo
wysokich cen zawsze znajdowały nabywców, bo były unikatowe. Tym razem jednak
wszystko, co zostało pokazane, okazało się po prostu spektakularne. Zanim
zaczął się bankiet Marek przez ponad godzinę był oblegany przez potencjalnych
nabywców kolekcji i dziennikarzy. Towarzysząca mu Ula trwała wiernie u jego
boku, ale nadszedł moment, że poczuła się już znużona pytaniami reporterów. Doznała
ulgi, gdy ostatni z nich pożegnał się i odszedł, bo wreszcie mogła się
odstresować i coś zjeść.
Dzisiaj
mijał trzeci dzień od tego wydarzenia, a oni od rana redagowali umowy dla
licznie przybywających kooperantów. Pocieszające było jednak to, że umawiali
się z nimi w firmie, a nie na mieście i dzięki temu odpadała sprawa dojazdu.
Kilka
minut po szesnastej Ula miała serdecznie dość. Bolały ją plecy od ciągłego
pochylania się nad klawiaturą i piekły zmęczone oczy. Wydrukowała ostatnią
stronę umowy i wyłączyła komputer. Wstała od biurka i cicho uchyliła drzwi do
gabinetu Marka.
- Marek, pracujesz jeszcze? – oderwał wzrok od
monitora i popatrzył na nią z troską.
- Chyba masz dość na dzisiaj. Strasznie jesteś
blada. Jedziemy do domu. Ja też jestem już zmęczony. Po drodze zatrzymam się
koło naleśnikarni, to kupimy sobie coś na późny obiad.
Rozlała
gorący, wczorajszy krupnik na talerze i rozdzieliła naleśniki. Ich zapach
ponownie wywołał u niej skurcze żołądka. Nawet nie mieli czasu, żeby wyskoczyć
gdzieś na lunch. Marek też musiał być bardzo głodny, bo wręcz rzucił się na
jedzenie. Po nim pozbierał naczynia i wsadził do zmywarki. Rozlał do filiżanek
świeżo zaparzoną kawę i zaniósł do pokoju. Ula siedziała w pozycji półleżącej trąc
mocno powieki.
- Nie trzyj tak intensywnie, bo podrażnisz
oczy. Zaraz dam ci krople Na pewno pomogą – podał jej małą buteleczkę i
usadowił się obok. Siedzieli chwilę w milczeniu. Marek ustawił cicho telewizor.
– Wiesz – odezwał się po chwili – pomyślałem sobie, że jak już przewali nam się
ten nawał roboty, to powinniśmy pomyśleć o sobie.
- A w jakim sensie? – zapytała.
- Powinniśmy się pobrać Ula. Znamy się jak
łyse konie. Niejedno przeżyliśmy razem i dobrze nam ze sobą. Pasujemy do siebie
– wstał i sięgnął do szuflady niewielkiej komódki wyciągając z niej jakieś małe
pudełko. Ukląkł przed nią na podłodze i popatrzył w jej oczy. – Znasz mnie, jak
nikt, wiesz dobrze, że bardzo cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim,
najważniejszą osobą na ziemi. Chcę być szczęśliwy Ula i pragnę, żebyś i ty była
szczęśliwa. Mnie tylko z tobą może się to udać i mam nadzieję, że myślisz
podobnie. Po tych wszystkich traumatycznych przeżyciach czas pomyśleć o sobie –
otworzył pudełko. Na jego dnie spoczywał skromny pierścionek z błękitnym
oczkiem. – Zgodzisz się trwać u mego boku do końca naszych dni? Zostaniesz moją
żoną?
Wzruszyła
się. Podejrzanie zamigotały w jej oczach łzy. Z czasem pokochała go najmocniej
na świecie więc w takiej sytuacji nie mogła mu odmówić.
- Oczywiście, że zostanę – wyszeptała. – Kocham
cię…
Podniósł
się z klęczek i usiadł obok wsuwając jej na palec pierścionek. Pochylił się i
przylgnął do jej ust. To był ich pierwszy taki pocałunek. Namiętny, słodki i
długi. Oplotła jego szyję ramionami i przytuliła twarz do szorstkiego policzka.
- Jestem szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. Nic
mi więcej nie trzeba, bo mam ciebie i to mi wystarczy. - Ponownie wtulił się w
jej usta całując je pożądliwie. Ten pełen pasji i namiętności obrazek został
zakłócony przez natarczywie dzwoniący telefon. Ula oderwała się od Marka ciężko
dysząc. – To mój… Odbiorę, bo może to coś ważnego… - sięgnęła po komórkę i
zerknęła na ekran. – To tata. Halo, tato? Stało się coś, że dzwonisz w środku
tygodnia?
- Z nami wszystko w porządku, ale dzisiaj cały
Rysiów chodzi, jak nakręcony, bo przed południem gruchnęła wieść, że Bartek nie
żyje. Podobno miał rozległy zawał serca, ale wierzyć mi się nie chce, że to
prawda. Przecież to był zdrowy, silny facet i nigdy na serce nie narzekał.
Wiesz, co pomyślałem? Pomyślałem, że chyba ktoś mu pomógł przenieść się na
tamten świat. To na pewno była zemsta.
- To okropna wiadomość. On był złym
człowiekiem, ale ja nigdy nie życzyłam mu śmierci. Wiesz co? My przyjedziemy do
Rysiowa w piątek po pracy, to jeszcze pogadamy i przekażemy wam o wiele lepsze
nowiny niż ta. Do piątku w takim razie – rozłączyła telefon i przeciągle
spojrzała na wpatrującego się w nią z napięciem Marka.
- Bartek nie żyje. Ponoć miał rozległy zawał
serca, ale tata podejrzewa, że jego śmierć jest wynikiem jakichś gangsterskich
porachunków.
- To przykre, ale sam się o to prosił. Ja też
nie wierzę w ten zawał. Myślę, że ktoś się zemścił. Może za karciane długi, a
może za narkotyki? Tacy ludzie nigdy nie wybaczają…
- Moja była teściowa chyba rwie włosy z głowy.
Przecież był jej ukochanym synkiem, dobrym, szlachetnym i kryształowo czystym.
To tylko zawistni i źli ludzie oskarżali go o włamania, kradzieże i wyłudzenia.
Po rozprawie byliśmy rozczarowani tym niskim wyrokiem jaki dostał, a jednak los
się o niego upomniał. O zmarłych nie należy mówić źle, ale nic nie poradzę na
to, że nie potrafię powiedzieć o nim niczego dobrego. Cieszę się tylko, że to
nie jego śmierć rozwiązała wszystkie moje problemy, a sąd.
- Podejdź do tego w ten sposób, że śmierć
Bartka definitywnie zamyka tę dramatyczną przeszłość w twoim życiu. Teraz wraz
ze mną możesz budować inne, lepsze i szczęśliwsze, a ja dołożę wszelkich
starań, żeby takie właśnie było.
Od tego
dnia ich relacje weszły na wyższy, bardziej intymny poziom. Już nie sypiali
osobno, bo Marek wprowadził się do pokoju Uli. Powoli zaczęli myśleć o
przyszłości, o reorganizacji domu, a przede wszystkim o ślubie.
Kiedy w
piątek po pracy zjawili się w Rysiowie od razu pochwalili się zaręczynami.
Cieplak był wzruszony. Długo ściskał swoją córkę i przyszłego zięcia. Wiedział,
że przy nim Ula będzie miała dobre życie, bo jest porządnym człowiekiem.
Przy
popołudniowej kawie zdradził im trochę rysiowskich plotek.
- Dąbrowska nie może pogodzić się z tą
śmiercią. Pojechała do Białej Podlaskiej, do tego zakładu karnego. Ponoć
poruszyła niebo i ziemię żądając powtórnej autopsji. Znaleziono jakiś ślad po
igle na ramieniu. Nie mógł sam sobie podać tego zastrzyku, bo nie sięgnąłby.
Ktoś najwyraźniej mu w tym pomógł. Przesłuchiwali ponoć dwóch więźniów, którzy
siedzieli z nim w celi, ale nic nie ustalili. Nie wierzę, żeby kiedykolwiek
okoliczności tej śmierci zostały wyjaśnione, bo wszyscy nabrali wody w usta. Wygląda
to tak, jakby wstrzyknięto mu jakiś środek, który spowodował zawał. Igrał z
ogniem i się doigrał. Dąbrowska musiała sprzedać tę pustą parcelę pod lasem,
żeby opłacić sprowadzenie ciała do Rysiowa, ale pogrzeb będzie dopiero za parę
tygodni.
- Ja się nie wybieram i tobie też odradzam.
Musisz być twardy, bo jak tylko okażesz litość, to znowu będziesz miał ją na
głowie. Żal mi jej, ale nie mam zamiaru ponownie nawiązywać z nią kontaktów.
Zresztą jestem już teraz na zupełnie innym etapie. Przed nami remont domu. Po
nim chcemy urządzić go po swojemu, żeby zagospodarować wszystkie pomieszczenia,
a potem czeka nas ślub. Już ustaliliśmy z Markiem, że będzie skromny, bo
weźmiemy go tylko w urzędzie i niepotrzebny jest nam tłum gości, a przyjęcie
urządzimy już w odnowionym domu.
Marek
kuł żelazo póki gorące. Podzwonił po firmach wykonujących kompleksowe remonty
mieszkań i domów, i wynajął dwie ekipy, bo pracy było sporo. Dom miał przejść
całkowity lifting. Na czas remontu pomieszkiwali u Dobrzańskich, którzy na
wieść o zaręczynach zareagowali podobnie, jak Józef. Byli szczęśliwi i bardzo
im obojgu kibicowali.
W
międzyczasie Ula zatroszczyła się o ślubną kreację, bynajmniej nie białą, w
czym wydatnie pomógł jej mistrz Pshemko wybierając z jednej z wiosenno-letnich
kolekcji piękną suknię z koronkowymi wstawkami. Ula wyglądała w niej
olśniewająco. Marek wybrał jeden z eleganckich garniturów, których pod
dostatkiem miał w domu.
Ślub
był formalnością i trwał naprawdę krótko. Podpisali stosowne dokumenty i już
ogłoszono ich mężem i żoną. Wesele urządzili we własnym domu tak, jak wcześniej
zapowiadali. Duży, przestronny salon z powodzeniem pomieścił dwadzieścia sześć
osób. Dzięki Helenie mieli znakomity catering i wynajętych kelnerów, a do tańca
przygrywał naprawdę niezły zespół. Następnego dnia urządzono jeszcze poprawiny,
chociaż już tylko w rodzinnym gronie. Kilka dni później para młoda wyjeżdżała w
podróż poślubną do Hiszpanii. Czyste, błękitne morze, żółta plaża, znakomita
pogoda i upojne noce pozwoliły im odetchnąć. Marek, gdyby mógł, nosiłby żonę na
rękach. Tu w tym gorącym klimacie jego miłość do Uli jeszcze bardziej się
zintensyfikowała. Kochali się każdej nocy i każdej nocy spełniali się w tej
miłości do końca. Marek bezustannie pragnął jej ciała, a ona wciąż była pod
ogromnym wrażeniem jego delikatności i subtelności. Tak intensywne pożycie
musiało zakończyć się ciążą, choć o niej Ula dowiedziała się już po powrocie do
Polski. Od razu wiedziała, że jest w odmiennym stanie, bo czuła się zupełnie
inaczej niż zwykle. Kiedy pokazała Markowi pozytywny test ciążowy, po prostu
oszalał. Wieczorami gładził czule jej brzuch prosząc opatrzność o pięknego,
zdrowego bobasa.
Dziecko
urodziło się w terminie i było dziewczynką o czarnych sterczących włoskach i
błękitnych oczkach. Stojąc nad jej kołyską i tuląc do siebie Ulę Marek cichym
głosem mówił, że jest ogromnym szczęściarzem.
- To o tym marzyłem całe życie – wzruszał się.
– Marzyłem, żeby mieć kobietę, którą będę mógł kochać i która odwzajemni moją
miłość. Marzyłem o dzieciach zrodzonych z tej miłości. Mam nadzieję kochanie,
że to jeszcze nie koniec, że Emilka nie będzie jedynaczką. Mamy w sobie tak
ogromne pokłady miłości, że możemy obdzielić nią kolejne dzieci, które nam się
przydarzą. Ja bardzo bym tego chciał.
- To na pewno nie koniec. Będziemy mieć tyle
dzieci ile tylko zapragniemy i ile zdołam urodzić – objęła go w pasie
przytulając się do niego jeszcze mocniej. – Bardzo cię kocham i to już nigdy
się nie zmieni. Kiedyś myślałam, że gdy kocha się zbyt mocno, to miłość mści
się na człowieku w okrutny sposób, ale to nieprawda, bo przecież wszystko
zależy od człowieka, którego tą miłością obdarzamy. Ja już wiem, że nigdy nie
będę miała dość miłości do ciebie, bo na nią zasługujesz.
- Oboje na nią zasłużyliśmy – wyszeptał
zamyślony i pochylił się do jej ust.
K O N I
E C
"Każdemu według zasług".... Koniec tej historii jest taki, jak można było przypuszczać. Bartek, jak powiedział Marek, prosił się o kłopoty i skończył tragicznie. Żal tylko, mimo wszystko Dąbrowskiej, która miała tylko swojego jedynaka. Że kochała go ślepą miłością u była zawsze w stanie wszystko wytłumaczyć to już inna sprawa, ale to był jej jedyny syn. Zrobił wiele zła, ale dla matki to zawsze cios.
OdpowiedzUsuńZa to dla Uli i Marka rozpoczyna się wspólna droga. Droga, w której najważniejsza jest i będzie ich miłość, miłość której owocem jest mała Emilka. I cieszę się bardzo ich szczęściem, bo ma to szczęście oboje zasłużyli.
Gosiu i Gaju dziękuję Wam za kolejne cudne opowiadanie. Uwielbiam je czytać i cieszę się przede wszystkim z tego, że są cały czas dostępne, że można do nich wielokrotnie wracać. Uwielbiam Was💖💖💖 Pozdrawiam cieplutko 💖💖💖
Dagmara
UsuńMożemy żałować Dąbrowskiej i nawet jej współczuć jako matce i człowiekowi, choć jako matka nie sprawdziła się zupełnie. Tak czasem życie tworzy dramaty. Ślepa, bezkrytyczna i bezrefleksyjna matczyna miłość całkowicie potrafi zaburzyć obraz rzeczywistości, a zaślepienie nie pozwala dostrzec błędów, których autorem jest własne dziecko. Dąbrowska popełniła wszystkie możliwe błędy wychowawcze i za to dostała niejako rykoszetem, bo to nie ona za nie ukarała Bartka, ale ktoś inny. Ktoś, kto nigdy nie wybacza. Można powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość, choć okupiona została śmiercią Bartka i rozpaczą jego matki.
Ula mogła odetchnąć, choć tak naprawdę jest zbyt dobrym człowiekiem, by życzyć śmierci komukolwiek. Marek z pewnością też odczuł ulgę. Oboje bez obciążeń mogą budować swój związek i pielęgnować wzajemną miłość. Szczęście należy im się jak psu kość.
Bardzo dziękujemy za to, że zajrzałaś i skomentowałaś. Przesyłamy serdeczności. :)
PS.
Blog będzie istniał, bo nie zamierzamy go zamykać ani likwidować i nawet jeśli okaże się, że nie jestem w stanie pisać, a wszystko na to wskazuje, to zawsze będzie można tu wrócić i coś przeczytać dla rozrywki lub z sentymentu do serialu.
No i pięknie. Każdy dostał to na co zasłużył. Ula z Markiem szczęście i miłość, a Bartek niestety mogiłe co było raczej do przewidzenia. Żal tylko Dąbrowskiej. Pozdrawiam serdecznie i czekam na coś nowego. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńJak to mówią, każdemu według zasług. Jeśli ma się ciągoty do działań destrukcyjnych, wcześniej, czy później ponosi się tego konsekwencje. Szkoda tylko, że Bartuś był taki mało przewidujący.
Bardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Fajnie się czyta o tym, jak w związku wszystko układa się pomyślnie i powiem po staroświecku „po kolei”;) Ula z Markiem powoli się poznawali i pokochali, sprawdzili jak im się będzie razem mieszkało, później oświadczyny, ślub i ciąża. Teraz młodzi zazwyczaj się śmieją i twierdzą, że kolejność nie ma znaczenia, ale ja jednak z doświadczenia życiowego twierdzę, że jednak ta wyśmiewana kolejność i „papierek” ma ogromne znaczenie. Z niecierpliwością czekam na kolejną opowieść. Serdecznie dziękuję i cieplutko pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńCo do dzisiejszych młodych, to jestem podobnego zdania w przeciwieństwie do nich samych. Od bardzo wielu lat młodym zmieniły się priorytety a kolejność jest dokładnie odwrotna, co nie wychodzi im na dobre. Zawsze powtarzam, że skoro nie uważałeś, jak robisz, to rób, jak uważasz.
Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za wszystkie wpisy. :)
No to należy powiedzieć, że strażnicy więzienni się nie popisali. A miało być tak bezpiecznie. W końcu to więzienie, a tu taka sprawa! Bartek powinien stanowić przykład, jak nie należy żyć! Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńWięzienne środowisko często także bywa kryminogenne. Przekupni strażnicy podobnie jak więźniowie, nie mają żadnych skrupułów i przymykają oczy na wiele występków. Są za to sowicie wynagradzani. Kasa nie do pogardzenia przy obecnych pensjach więziennych funkcjonariuszy.
Pięknie dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Marzenia się spełniają! Ula i Marek marzyli o miłości, o dzieciach i rodzinie, no i proszę! Mówisz, masz! Bardzo się cieszę ich szczęściem;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńOboje w pełni zasłużyli na szczęście. Ula przeszła przez swoje prywatne piekiełko, a Marek okazał się wspaniałym, dającym wsparcie człowiekiem. Najpierw była przyjaźń, a potem piękna miłość i tak powinno być.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Biedna Dąbrowska. Nie dała się polubić, ale teraz to już zostanie zupełnie sama, nawet sąsiadów do siebie zraziła. A Bartkowi naprawdę się należało. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńDąbrowskiej ewidentnie zabrakło pokory. Myślę, że wynika to ze wścibstwa, oceniania innych i przy okazji oczerniania ich. Ta kobieta posiada wiele negatywnych cech i choć za zaletę możnaby uznać jej wielką miłość do jedynaka, to jednak wiemy, że wyrządzała mu tym krzywdę, wybielając go i gloryfikując. Przez to czuł wciąż nad głową parasol ochronny, który wielokrotnie ratował go z kłopotów. Jak to mówią: "nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka".
UsuńSerdecznie dziękujemy za komentarz i cieplutko pozdrawiamy. :)
No i Bartek dostał za swoje! A mogło być tak pięknie, miał wspaniałą żonę, która go kochała i nie za wiele wymagała, tylko trochę szacunku i miłości, a to przecież nic nie kosztuje. Tak po ludzku, to szkoda człowieka, ale on nie miał szans na resocjalizację. Czekam na kolejny post. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńBartek to typ grubo ciosany, kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek wrażliwości, więc nie ma mowy o tym, by mógł szanować kobiety, a zwłaszcza żonę, którą traktował dość przedmiotowo. On nawet własnej matki nie szanował, choć na pewno w stosunku do niej był zupełnie inny, niż w stosunku do Uli. Gdyby choć trochę zrozumiał, że warto być uczciwym, ta historia nie zakończyłaby się jego śmiercią.
Bardzo dziękujemy za wizytę na blogu i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Tak to jest, że bandziorami nikt się nie przejmuje! To całe śledztwo i tak było skazane na niepowodzenie, bo który więzień przyzna się do winy? Pozdrawiam i czekam na następną historię Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia
UsuńGdyby Bartka nie złapali z gorącym towarem, odpowiadałby tylko za znęcanie się nad żoną. Narkotyki to już grubsza sprawa i starzy policyjni wyjadacze doskonale wiedzą, że za nimi stoją tabuny przemytników i bezpośrednich handlarzy. Nie mają więc skrupułów, by proponować takim płotkom, jak Bartek pójście na współpracę wzamian za skrócenie wyroku. To intratna propozycja mimo, że często kończy się śmiercią takiego delikwenta a raczej wykonaniem wyroku.
Bardzo dziękujemy za obecność na blogu i za każdy komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Żadna matka nie powinna opłakiwać śmierci swojego dziecka jakie by ono nie było. Jednak w sytuacji Bartka sam się pchał w ręce śmierci. Podczas przesłuchania powinien domyślić się, że z takimi ludźmi się nie zadziera, sypiąc o nich na komendzie. Sama Dąbrowska też poczęści się do tego przyczyniła metodą wychowawczą. Nigdy nie widziała niczego złego w postępowaniu syna a jedynie chodzący ideał, przez to ten uważał iż zawsze wszystko ujdzie mu płazem. Nawet sam wyrok był jak dla mnie zbyt łagodny.
OdpowiedzUsuńUla wreszcie będzie miała całkowity spokój, a dzięki temu może być szczęśliwa u boku cudownego mężczyzny. Tak samo Marek nie zaznał dotychczas szczęścia w miłości, jednak będąc z Ulą to wszystko jest do nadrobienia.
Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
Julita
Julita
UsuńBartek nie posiadał za grosz instynktu samozachowawczego, choć zdawał sobie sprawę, że są marne szanse na to, żeby Boss mu wybaczył stratę czterdziestu tysięcy. Nie przewidział tylko tego, że macki szefa są długie i dosięgną go wcześniej, czy później, gdziekolwiek by nie był. A Dąbrowska, cóż... Całe życie płaciła frycowe za występki syna. Nawet po jego śmierci musiała sprzedać działkę, żeby opłacić transport zwłok i pochówek. W świetle tego wszystkiego można mieć mieszane uczucia. Można kobiecie współczuć, a można też pomyśleć, że właściwie zasłużyła sobie na to swoją głupią matczyną miłością, całkowicie bezkrytyczną.
Dla Uli to też przykra wiadomość o śmierci Bartka. Na pewno mu jej nie życzyła i to nie ona rozwiązała wszystkie jej dotychczasowe problemy, a sąd. Teraz może przestać już myśleć o przeszłości i skupić się na budowaniu szczęśliwszej przyszłości z Markiem.
Pięknie dziękujemy za długi komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Okropna śmierć! Najpierw Bartek dostał uspakajającą wiadomość, że boss nie ma pretensji, a później niespodzianka! Ciekawe czy ktokolwiek poza matką będzie się o niego upominał? Dziękuję za tę opowieść. Czekam na kolejną historię. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńZemsta niekoniecznie musi kończyć się rozlewem krwi, zwłaszcza w więzieniu. Tu musi być cicho i dyskretnie, żeby nikt się nie zorientował. Bartek miał zejść na zawał serca, a że był młody i zdrowy, trzeba było ten zawał sprowokować. Nikt o niego upominać się nie będzie, ani też szukać sprawiedliwości i winnego tej śmierci w więziennych murach. Jedynie matka dąży do poznania prawdy, choć jej wysiłki są daremne. Ślad po igle dowodzi tylko tego, że ktoś pomógł Bartkowi przenieść się na tamten świat, ale sprawcy nie ujawnia.
Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
No i było tak skakać? Dość szybko Bartkowi skończyło się rumakowanie. Nie pomogły nawet kraty ani "ochrona" Policji. Zemsta i tak się dokonała. Do następnego razu, ciekawe co to będzie? Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńBartek zawsze był dość pewny siebie. Talentu do pracy nie miał, ale do cwaniakowania, kradzieży i oszukiwania - owszem. Gdyby chociaż był odrobinę inteligentniejszy, być może uniknąłby wyroku za handel narkotykami. To jednak nie ten typ człowieka. Toporny i niezbyt lotny umysł, słabe kojarzenie faktów i marne rozeznanie rzeczywistości, doprowadziły go śmierci.
Od następnego czwartku publikowana będzie krótka historia pt. "Fetysz".
Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy za wpis. :)
No i fajnie, że chociaż na krótko, ale i tak Pshemko też się pojawił w tym opowiadaniu. Jak ktoś ma talent i potrafi ciężko pracować, to sukces prędzej, czy później osiągnie;) Dobrzańscy maja szczęście do niego, ale i on ma szczęście do nich, bo kto tak cierpliwie by znosił jego dziwactwa? Pozdrawiam, dziękuję i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńJeśli poruszam jakieś sprawy firmowe, to jest prawie pewne, że będę też pisać o Pshemko. On przecież jest ikoną F&D i nie sposób go pominąć.
Pozdrawiamy cieplutko i cieszymy się, że zajrzałaś, i skomentowałaś. :)
Przykra sprawa z Bartkiem, ale niestety Marek ma rację, że Bartek sam się o to prosił. Ale nawet po śmierci przysporzył mamie kłopotów. A gdyby nie miała czego spieniężyć, to co by było z jego ciałem? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńPodejrzewam, że jeśliby rodzicielki nie było stać na pochówek, pochowałoby go miasto i to wcale nie Rysiów, ale Biała Podlaska, co byłoby sporym utrudnieniem dla wiekowej Dąbrowskiej, bo miałaby trudności z odwiedzaniem jego grobu. Na szczęście mogła spieniężyć trochę gruntu i za to sprowadzić ciało syna do Rysiowa.
Bardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Taki kameralny ślub jest wspaniały, nic na pokaz, tylko rzeczywista radość wszystkich dzielona z nowożeńcami. Nie dość, że tanio, to jeszcze tak rodzinnie. Wspaniale, że swoją radość i szczęście nie wystawiają na ocenę innych. To tylko ich przeżycia. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńUla to skromna dziewczyna i nigdy nie pisałaby się na wielki ślub z pompą. Najważniejsi goście, to rzecz jasna, rodzina, w dodatku niezbyt liczna. Marek także nie jest fanem wielkich ślubów z tysiącem gości i o tym też wiemy.
Bardzo dziękujemy Ci za wizytę na blogu i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Bartek miał słuszne przeczucia, a podobno siódmy zmył posiadają tylko kobiety? Ale w sumie co on mógł zrobić i tak nie mógł opuścić celi. Może należało się poskarżyć strażnikom, ale właściwie na co? Jak do tej pory współwięźniowie nic mu nie zrobili. Aż do czasu! Boss będzie zadowolony! Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńOdkąd Bartek trafił do tego więzienia, nie miał w nim bratniej duszy. Koledzy z celi ignorowali go i traktowali jak popychadło. W takiej sytuacji można mieć wyłącznie czarne myśli i mroczne przeczucia. Mimo złagodzenia wyroku i osadzenia w więzieniu o podobnym rygorze przyszłośc Dąbrowskiego nie malowała się optymistycznie. Im więcej myślał o Bossie i niespłaconych narkotykach, tym bardziej się bał. Obawiał się zemsty, ale chyba nie do końca wierzył, że jej wynik będzie dla niego śmiertelny.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Odnosząc się trochę do tytułu, to wydaje się, że dotyczy on miłości własnej Bartka. Był tak zapatrzony w siebie, tak pewny swojej doskonałości i szczęścia, że pewnie uważał, że wszyscy tak na niego patrzą. Nie potrafił docenić żony ani mamy, bo uważał, że mu się to wszystko należy. Bardzo źle na tej miłości wyszedł! Czekam na kolejną opowieść. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńJa nadając tytuł tej historii miałam na myśli wyłącznie uczucia Uli, ale oczywiście każdy z Was może sobie interpretować dowolnie, jak mu pasuje. Gdybym miała na myśli Bartka i jego miłość własną, to z pewnością dałabym inny tytuł, bo ten aż tak bardzo z Dąbrowskim mi się nie kojarzy.
Bardzo dziękujemy za ciekawą opinię i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Przykro to powiedzieć, ale Ula ma rację z pogrzebem. To co prawda jest ostatnie pożegnanie, ale gdyby Dąbrowska zobaczyła kogoś z Cieplaków, to mogłaby być bardzo niemiła. Ona teraz będzie wszystkich obwiniać za całą tą sytuację. Nie ma co narażać się na nieprzyjemne komentarze. Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńOczywiście Dąbrowska mogłaby być niemiła w stosunku do Cieplaków i zacząć obwiniać ich za śmierć syna. Jest jednak też inna możliwośc. Trzeba pamiętać, że pani D. nie mogła żyć bez Cieplaków i nachodziła ich kilka razy w ciągu dnia. Gdyby okazali jej teraz współczucie, sytuacja mogłaby się powtórzyć i wtedy nie mieliby życia, zwłaszcza Józef.
Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy za wpis. :)
Bardzo miłe oświadczyny;) W domowych pieleszach bez zadęcia;) W spokoju można powiedzieć wszystko, co nam w duszy gra, a i narzeczona może bezkarnie sobie popłakać, jeśli oczywiście chce. Nie musi się martwić, że makijaż się rozmaże. A Marek też nie musiał się martwić, że się ośmieszy gdyby dla Uli było jeszcze zbyt wcześnie na taki krok;) Jak zwykle czekam na kolejną opowieść. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńTo prawda, że te oświadczyny były bardzo kameralne, ale myślę, że Ula nie chciałaby innych. Mogłaby poczuć się onieśmielona, gdyby Marek zdecydował się zdeklarować w miejscu publicznym np. w kawiarni. W domu bez skrępowania mogła dać upust emocjom a nawet łzom.
Bardzo dziękujemy za wizytę na blogu i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ojjojjoj! Trzeba przyznać, że układ z Policją wyszedł Bartkowi bokiem! Gdyby nie zdrada, to może Bartek miałby tylko obite co nieco a nie od razu wyrok śmierci? Ale on przecież dobrze wiedział, że szef jest mały, ale bardzo niebezpieczny! Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to śledczych los Bartka mało obchodził. Im chodziło o złapanie najważniejszych ludzi w tej szajce, a Bartek był zaledwie nic nie znaczącą płotką.
UsuńBardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Za co płacą służbie więziennej skoro najpierw pozwolili, aby zamordowano więźnia a później nie przeprowadzono porządnie śledztwa. Nie wiem, jak to jest, ale w pierwszej kolejności powinni celę przeszukać od sufitu poprzez materace do podłogi. Zabójstwo to zabójstwo.
OdpowiedzUsuńDla Uli i Marka szykuje się kolorowa przyszłość. Córeczka już jest kolejne dzieci w planach. Oboje chcieli mieć taką rodzinę, choć w przeszłości nie było im dane. Bartek nie nadawał się na ojca, bo mógłby tak samo traktować dzieci jak żonę, a Paulina na matkę, bo nie miała tego macierzyńskiego instynktu jak Ula.
Pozdrawiam milutko.
RanczUla
UsuńSłużba więzienna nie zarabia kokosów i część "klawiszy", to ludzie przekupni nie gardzący kasą pochodzącą z przestępstwa. Przymykają oczy na wiele nieprawidłowości i uchodzi im to na sucho, bo cięzko im cokolwiek udowodnić. Na pewno zrobiono za mało, żeby wyjaśnić okoliczności śmierci Dąbrowskiego.
Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że znalazłaś czas, żeby przeczytać i skomentować. :)
Dodasz nowe opowiadanie czy jednak rezygnujesz?? masz dużo tytułów i jestem ciekawa.
OdpowiedzUsuńSorry,że nie pisałam parę miesięcy, ale nie mogę znaleźć czasu, prowadzę kanał na Youtube live, maluję obrazki, teraz też przeżywam swoje kłopoty... 30.05 straciłam mamę, w wieku 62 lat...
Pozdrawiam i pamiętaj pisz nie poddawaj się to były twoje słowa żabko
Gram Renia
Renia
UsuńCo to za pytanie? Oczywiście, że opowiadania będą dodawane, a dokładnie te, których tytuły widnieją w zapowiedziach. Póki co, nie jestem w stanie dodać nic nowego, bo choroba uniemożliwia mi pisanie. Wyrazy współczucia z powodu śmierci mamy. Z czasem się otrząśniesz, ale myśleć będziesz o niej każdego dnia. Wiem po sobie.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Ja do dziś nie mogę tego pojąć dlaczego taka dobra osoba musiała umrzeć, a nie ten pieprzony Putin... Zabiłambym sukinkota, ale szkoda mi życia na takiego szmaciarza...
UsuńRenia
UsuńTo trochę taka przekorność losu, że te złe rzeczy dotykają naprawdę dobre osoby. Moja mama miała 57 lat, gdy odeszła i też ciężko było się z tym pogodzić. Z czasem zrobi się lżej.