ROZDZIAŁ 8
Niepewność
tego, czy Ula i Violetta wrócą do Warszawy obu panom rujnowała zdrowie
psychiczne. Żeby trochę rozładować stres krążyli obaj po parku mieszczącym się
naprzeciwko firmy chociaż pogoda nie nastrajała do takich spacerów.
Deszcz
i wiatr działał jednak na nich kojąco i w jakiś sposób oczyszczał ich myśli. Od
kiedy zostali sami nawet do głowy im nie przyszło odwiedzić ulubiony Klub 69,
czy wybrać się do jakiegoś pubu na drinka. Siedzieli na przemian raz u jednego,
raz u drugiego i raczyli się co najwyżej piwem, i to w dość skromnych
ilościach.
Było
piątkowe popołudnie. Marek wychodząc z pracy umawiał się z Sebą na jutrzejszy
dzień.
- Skoczę jeszcze po jakieś zakupy i zrobię
porządek w domu, bo za chwilę będę musiał odgruzowywać chałupę. Kupię jakiś
browar, a jutro zamówimy sobie chińszczyznę na obiad. Posiedzimy, może
obejrzymy jakiś mecz, żeby zabić czas. Bądź jutro około dziesiątej.
Olszański
przystał na to zaproszenie. Sto razy bardziej wolał spędzić czas z Markiem niż
w pustym domu bez Violki. Westchnął ciężko na samą myśl o niej. Czasem drażniło
go jej trajkotanie, ale teraz oddałby wszystko, żeby tylko wróciła do domu.
Marek
obleciał galerie handlowe i zrobił zaopatrzenie na cały tydzień. Kupił nawet
ciasto wiedząc, że Sebastian na pewno się na nie skusi. Do wieczora ogarniał
mieszkanie. Od wyjazdu Uli prawie nic w nim nie robił. Kurz zalegał wszędzie.
Nie przeraził się tym jednak. Gorliwie go ścierał i w ten sposób nie katował
się myśleniem o Uli i dziecku. Skończył przed dwunastą. Mieszkanie lśniło i
pachniało środkami czystości. Okna błyszczały przystrojone śnieżno białymi,
czystymi firankami. Wyjął z pralki pranie i rozwiesił je na suszarce. Podgrzał
sobie kilka kiełbasek i zjadł je ze smakiem. Kładł się spać późno i ledwie przyłożył
głowę do poduszki, myśli o Uli wróciły.
Sebastian
pojawił się punktualnie. Wtaszczył do przedpokoju zgrzewkę wody mineralnej i na
pytający wzrok przyjaciela wyjaśnił – kupiłem tak na wszelki wypadek.
- Na jaki wszelki wypadek? Przecież nie zamierzamy
się urżnąć. Wchodź. Zaraz zrobię nam kawy. Mam też ciasto.
- Sprawdzałem program. O jedenastej na
Eurosporcie zaczyna się mecz koszykówki Polska-Kanada. Może być ciekawie.
Siedzieli
rozwaleni w fotelach sącząc piwo i rzucając od czasu do czasu jakieś zdawkowe
uwagi na temat oglądanego meczu.
- Wiesz…, - odezwał się Sebastian – od czasu tej
rozmowy z moją niedoszłą teściową jedna rzecz nie daje mi spokoju. Ona
powiedziała coś bardzo dziwnego. Pamiętasz, jak wymieniała miasta, do których
mogły pojechać dziewczyny? Mówiła dokładnie, że: „One mogą być wszędzie. W
Krakowie, Gorzowie, Gdańsku czy Rzeszowie”. Po co wyliczała te miasta? To
przecież bez sensu. Ja wiem na pewno, że Violka nie ma żadnej rodziny ani w
Krakowie, ani w Gorzowie, ani w Rzeszowie. Za to z całą pewnością ma ciotkę w
Gdańsku. Byliśmy tam nawet na jakiś letni weekend, chociaż to już było dawno
temu. Pomyślałem sobie, czy to aby nie tam obie zwiały. Ta ciotka ma kamienicę
na ulicy Długiej i wynajmuje kwatery turystom. Łatwo zapamiętać, bo stoi
niedaleko fontanny Neptuna. Nie pamiętam adresu, ale trafiłbym tam z
zamkniętymi oczami. Mam jakieś dziwne przeczucie, że one tam właśnie są.
Marek
przypatrywał się z uwagą przyjacielowi. To, co mówił wcale nie było pozbawione
sensu.
- Myślę, że możesz mieć rację dlatego
zostaniesz dzisiaj na noc, a jutro ruszymy do Gdańska skoro świt.
Sebastian
uśmiechnął się szeroko słysząc słowa Marka. Wreszcie coś zaczynało się dziać.
Miał nadzieję, że przeczucie go nie myli i znajdą swoje dziewczyny właśnie tam.
A jak już znajdą, to na kolanach będą je błagać o powrót do domu.
Siedzieli
przy kuchennym stole zajadając chińszczyznę i omawiając jutrzejszą podróż.
- Przyjechałeś tu taksówką, czy swoim
samochodem? – Pytał Marek.
- Taksówką, a co?
- To dobrze. Jutro wyjedziemy koło piątej
rano. Podjedziemy do ciebie i spakujesz trochę swoich rzeczy. Jakąś bieliznę na
zmianę i kilka koszulek. Nie wiadomo, czy nie będziemy musieli zostać tam
trochę dłużej. Musimy przewidzieć i taką ewentualność. Ja jeszcze dzisiaj
zadzwonię do ojca i poproszę go o zastępstwo. Nie będę nic mataczył, tylko
powiem, że mam informację o miejscu pobytu Uli i chcę ją sprawdzić. Nadmienię,
że jedziesz ze mną. On na pewno się zgodzi. Uwielbia Ulkę, a jeszcze teraz, jak
dowiedział się o ciąży, to na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Od
ciebie już bez przeszkód ruszymy na Gdańsk. Po drodze zjemy jakieś śniadanie.
Mam nadzieję, że się nie mylisz i że tam właśnie znajdziemy nasze dziewczyny.
Marek
przebudził się kilka minut po czwartej. Nie ociągał się. Wziął szybki prysznic
i wyszedłszy z łazienki obudził Sebastiana. Nastawił expres i wszedł do
garderoby, żeby spakować kilka rzeczy. Pozwolił Olszańskiemu spokojnie dopić
kawę, a potem obaj wyszli z domu na parking. Sebastian też nie tracił czasu.
Spakowanie się zajęło mu dosłownie kilka minut. Sprawdził jeszcze czy ma
dokumenty i portfel, i już zbiegał do czekającego na niego w samochodzie Marka.
Dzień
nie zapowiadał się najlepiej. Całą noc mocno mżyło i nie zanosiło się na to, że
wreszcie przestanie. Marek prowadził ostrożnie. Nie chciał wpaść w niepotrzebny
poślizg i tym samym zniweczyć ich plany. Przejechał przez miasto i włączył się
do ruchu na trasie A1. Była najkrótsza. I tak liczył się z tym, że przy takiej
aurze pojadą ponad cztery godziny.
Koło
siódmej zatrzymał się przy jakimś McDonaldzie i zamówił dla nich po hot dogu i
porcji frytek. Nie obyło się tez bez kawy.
- W Gdańsku zjemy coś porządniejszego. Na
razie nam wystarczy.
Ruszyli
dalej. Na wysokości Torunia zaczęło się przejaśniać. Wiatr przeganiał ciężkie,
ołowiane chmury odsłaniając błękitne niebo. Jezdnia zdążyła przeschnąć na tyle,
że Marek mógł przyspieszyć.
Mieli
niezły czas. Zaparkował niedaleko Długiej i już spokojnie ruszyli w stronę
kamienicy ciotki Violetty. Po drodze mijali bar Mleczny „Neptun” i Olszański
przystanął.
- Wejdziemy? Mam ochotę na coś konkretnego.
- OK. Wchodzimy– ruszył za Sebastianem. W
pewnym momencie ten ostatni zatrzymał się nagle w szklanych drzwiach i Marek
wpadł mu na plecy.
- Co ty wyprawiasz? – syknął.
- Nie uwierzysz, chłopie – wyszeptał. – Spójrz
na prawo.
Marek
odwrócił głowę i zamarł. Przy jednym ze stolików stojących pod ścianą siedziały
ich dziewczyny racząc się śniadaniem. Podeszli do ich stolika.
- Dzień dobry, kochanie – wyrzucili z siebie
jednocześnie. Ula i Violetta podskoczyły jak piłki i spojrzały na nich
zaskoczone. Pierwsza ocknęła się Violetta.
- Co wy tu robicie? Jak nas znaleźliście?
- To długa historia – odezwał się Marek. –
Musieliśmy was odszukać, bo chcemy wam wszystko wyjaśnić. Od razu powiem, że
nie zdradziłem cię Ula podobnie jak Sebastian nie zdradził Violetty. Nie
oceniaj zbyt surowo swojego chłopaka Viola, bo to ja namówiłem go do złego –
przysiadł przy stoliku obok żony. Olszański przycupnął obok Violetty. –
Wszystko zaczęło się od tego, że zbyt dużo wzięliśmy na swoje barki, Ula.
Każdego dnia wracaliśmy tacy zmordowani, że nie mieliśmy siły już na nic
więcej. Monotonia codziennego dnia zaczęła mnie dobijać. Dusiłem się i zacząłem
tęsknić za tymi beztroskimi latami, gdzie nie miałem tak dużo obowiązków, a
popołudnia poświęcałem na szaleństwa w klubie. Chciałem powrotu tamtej klubowej
atmosfery, poczucia wolności i niezależności. Nigdy nie przyszło mi do głowy,
że miałbym cię zdradzić, kochanie. Chciałem tylko tam pojechać jak kiedyś z
Sebastianem, wypić po lampce koniaku i trochę wyluzować. Pomyślałem, że jeden
wypad do klubu nam nie zaszkodzi, ale niestety przeholowaliśmy z alkoholem. Potem
też popłynęliśmy. W dodatku znalazł się ktoś, kto zrobił nam tam zdjęcia…
- Nie ktoś, tylko ja – odezwała się Violetta.
– Od razu wydało mi się podejrzane to odtransportowanie mnie do Pomiechówka.
Nie umiesz udawać, Sebastian. Całkiem inaczej zachowujesz się jak kłamiesz, a
ja to wyczuwam jak pies gończy.
- Ale jakim cudem to ty robiłaś zdjęcia skoro
byłaś w Pomiechówku?
- W sobotę wzięłam taksówkę i pojechałam do
firmy, w której was nie było, a przecież mieliście pracować. Stamtąd do Klubu
69. To było kiedyś wasze ulubione miejsce. Trafiłam, jak widać, w dziesiątkę.
- Do SPA też jechałaś za nami?
- Wynajęłam detektywa. To on robił zdjęcia.
- Ula, źle zrobiliśmy, ale żadnej zdrady nie
było. Nigdy bym sobie na to nie pozwolił. Seba też pozostał Violce wierny, bo
kocha ją jak wariat. Ja ci przysięgam, że nigdy więcej nie ulegnę już tego
rodzaju pokusom. Nigdy więcej… Przecież zostanę wkrótce ojcem, prawda?
- Skąd wiesz? Tata ci powiedział?
- Nie kochanie, chociaż byłem w Rysiowie i
opowiedziałem tacie o wszystkim, bo chciałem wiedzieć, gdzie jesteś. Nic mi nie
powiedział. Nie puścił pary z ust. Dopiero w domu zauważyłem pudełko na stole,
a w nim niemowlęce buciki. Wtedy się domyśliłem.
- Jak wpadliście na to, że jesteśmy w Gdańsku?
– zapytała Viola.
- To nie było takie trudne, chociaż zajęło mi
trochę czasu. Byliśmy tu przecież u twojej ciotki, pamiętasz? I choć nie
mieliśmy stuprocentowej pewności, że was tu zastaniemy, musieliśmy zaryzykować.
Życie bez ciebie, Viola, to nie życie. Myślałem, że oszaleję w tym pustym domu,
dlatego jeśli zgodzisz się zostać moją żoną, będę najszczęśliwszym człowiekiem
na ziemi – Sebastian zsunął się z krzesła i klęknął przed Violettą wyciągając w
jej stronę aksamitne puzderko z pierścionkiem. Violetcie zalśniły łzy w oczach.
- I co ja mam zrobić w takiej sytuacji? – skierowała
pytanie do Uli. – Mówiłam ci, że życie z Sebastianem, to jazda bez trzymanki.
- Mówiłaś też, że go kochasz, a jeśli tak, to
wiesz co zrobić.
- Zanim się zgodzę, musimy sobie ustalić kilka
rzeczy, ale to już na osobności. Nie myśl sobie, że to co zrobiłeś spłynie po
mnie jak po kaczce.
- My chyba też musimy porozmawiać Marek.
Proponuję, żebyście najpierw coś zjedli, my dokończymy nasze śniadanie, a potem
pójdziemy na spacer. Wtedy wszystko sobie wyjaśnimy.