ROZDZIAŁ
14
ostatni
Ginekolog potwierdził ciążę.
Powiedział, że to dziewiąty tydzień. Marek jak urzeczony wpatrywał się w ekran
monitora. Lekarz wskazał na małą czarną plamkę.
- To państwa dziecko. Jest jeszcze maleńkie,
ale z każdym dniem będzie rosło. Proszę się oszczędzać i dbać o siebie. Widzimy
się za miesiąc. Gdyby coś się działo proszę dzwonić. Póki co wszystko w
najlepszym porządku. Tu jeszcze zdjęcie.
Wyszli z gabinetu na korytarz
i tam Marek mocno przytulił Ulę do siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem
szczęśliwy. Myślałem, że nie doczekam się już potomka. Od teraz jesteś pod moją
szczególną opieką. Nie pozwolę ci się przepracowywać i zadbam, żebyś odżywiała
się regularnie i zdrowo. Teraz zapraszam cię na lunch.
W restauracji poprosiła go,
żeby wiadomość o ciąży utrzymali jeszcze przez jakiś czas w tajemnicy.
- Ja wiem kochanie, że chciałbyś się wszystkim
pochwalić, ale myślę, że to jeszcze za wcześnie. Wciąż się obawiam, że może się
coś niedobrego stać. Lepiej nie zapeszać. Powiemy wszystkim na ślubie, dobrze?
- Będzie jak zechcesz, choć ja faktycznie
chciałbym wykrzyczeć to szczęście całemu światu.
- Dasz się namówić na jazdę do Poczdamu?
Ciągnie mnie tam i muszę się wygadać przy grobie Thomasa. Pojechalibyśmy w
sobotę rano i wrócili w niedzielę wieczorem. Hale targowe otwarte są w soboty.
Od razu kupilibyśmy kwiaty i znicze i podjechalibyśmy na cmentarz.
- Dobrze, ale ja prowadzę – wyszczerzył się do
niej.
Ustawił wazony z pięknymi
bukietami po obu stronach grobowca i sprawdził jeszcze, czy znicze się palą.
Odwrócił się w stronę siedzącej na ławeczce Uli.
- Zostawię cię teraz, ale nie siedź za długo.
Nie jest zbyt ciepło.
Pokiwała głową na znak zgody
i wbiła oczy w zdjęcie Thomasa.
- Właściwie to nie wiem od czego zacząć
kochany. Nie było mnie tu dość długo, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz, bo
wiele się wydarzyło. Mówiłam ci, że podjęłam się uratowania firmy należącej do
rodziców Marka i myślę, że to mi się udało. Zaczynają spływać pierwsze oferty
dotyczące współpracy, a to wiąże się z realnymi pieniędzmi. Pokaz udał się
nadzwyczajnie a nasz guru mody wzniósł się na wyżyny swojego talentu. Ciężko
się napracowałam, ale teraz powoli zaczniemy wychodzić na prostą.
Wiesz, że Marek mi się
oświadczył, bo mówiłam ci o tym. Pobieramy się dziesiątego czerwca. To będzie
skromny ślub bez pompy i zadęcia, choć nie tak skromny jak nasz. Kilka dni temu
dowiedziałam się, że jestem przy nadziei. Pragnęłam dziecka i gdybyś był
zdrowy, miałabym je z tobą. To takie niesprawiedliwe i takie przygnębiające. Po
twojej śmierci straciłam nadzieję na zostanie matką. Nadal się trochę obawiam,
bo już nie jestem taka młoda. Czuwaj nade mną kochany i nad moim maleństwem.
Postanowiliśmy, że jak urodzi się chłopczyk damy mu imię po tobie. Myślę, że to
będzie taki symboliczny gest z naszej strony mówiący, że zawsze pozostaniesz w
naszych myślach i sercach. Marek mówił coś o dziewczynce, ale tak naprawdę
chcemy, żeby urodziło się zdrowe.
Jutro niestety wracamy do
Polski i przyjedziemy tu już po ślubie, żeby zapalić ci światełko. Opiekuj się
nami wszystkimi Thomas tak jak do tej pory. Do jutra kochany…
Jak zwykle wyszła z cmentarza
z twarzą mokrą od łez. Te wizyty były dla niej niezwykle emocjonalne, bo
przypominały o cierpieniu i śmierci Thomasa. Za bramą czekały na nią bezpieczne
ramiona Marka, w których zawsze mogła się ukryć i wypłakać swój ból.
Dziesiątego czerwca
rozdzwoniły się dzwony w rysiowskim kościółku. Zaczęli napływać pierwsi goście.
W domu Józefa Cieplaka panował istny Armagedon. Fryzjer upinał Uli fryzurę,
makijażystka wyczarowywała delikatny makijaż, a Violetta pomagała włożyć jej
suknię. Jako dobra ciocia pomogła też nastolatce Betti.
Przyjechał Marek wraz z
rodzicami. Wyglądał bajecznie. Ula aż westchnęła na jego widok i pomyślała, że
to najpiękniejszy mężczyzna jaki stąpa po tej ziemi. Podobnie zresztą myślał
Marek patrząc na to zjawisko w pięknej, białej sukni seksownie przylegającej do
jej ciała. Niewielki jeszcze brzuszek ledwie odcinał się pod materiałem i
trudno było się domyślić, że to czwarty miesiąc ciąży. Jeszcze błogosławieństwo
rodziców, łzy wzruszenia i już wsiadali do białej limuzyny.
Przed kościołem oprócz
weselnych gości zgromadziło się sporo miejscowych gapiów. Takie wydarzenia
nieczęsto mieli okazję oglądać. Kościół wypełniał się. Oni stanęli przed
ołtarzem nieco spięci, ale bardzo szczęśliwi. Wkrótce pojawił się proboszcz i
zaczął ceremonię. Wymawiali słowa przysięgi z wielkim uczuciem patrząc sobie w
oczy. Oboje byli poruszeni. Oboje mieli świadomość, że są sobie przeznaczeni i choć
po drodze przeżyli mnóstwo złych momentów i podjęli kilka niefortunnych
decyzji, to teraz wydawało im się to bez znaczenia, bo będą już razem na
zawsze.
- Możesz pocałować pannę młodą – usłyszał
Marek. Z czułością przylgnął do jej ust.
- Bardzo cię kocham Ula. Kocham jak wariat i
to już nigdy się nie zmieni.
Patrzyła w jego szczęśliwe
oczy i uśmiechała się do niego promiennie. Wziął ją na ręce i przeparadował aż
do kościelnych wierzei. Obstąpiła ich gromada weselników. Składano im życzenia
i gratulacje. Sypano drobne monety.
Na dźwięk stukania łyżeczką w
kieliszek gwar rozmów ucichł. Zza weselnego stołu podniósł się Krzysztof, by
powiedzieć parę słów.
- To szczęśliwy dzień dla nas wszystkich. Dla
mnie i Heleny szczególnie, bo właśnie dzisiaj zyskaliśmy córkę, choć już dużo
wcześniej tak ją właśnie traktowaliśmy. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej
synowej. To anioł nie kobieta. Jest śliczna, mądra i niezwykle pracowita.
Dzięki niej oboje odżyliśmy. Uratowała nie tylko nas, ale i naszą firmę, za co
będziemy jej wdzięczni do końca życia. Nasz syn Marek kochał ją od dawna.
Popełnił kilka głupstw, przez które długo nie mieli ze sobą kontaktu.
Szczęśliwy traf sprawił, że po latach spotkali się ponownie i wrócili do
siebie. Czuję się winny, bo nieświadomy wielu rzeczy i ja popełniłem mnóstwo
gaf, za które teraz mi wstyd. Gdybym reagował inaczej, tych dwoje już dawno
byłoby razem. Wybacz synu staremu głupcowi, któremu klapki z oczu spadły za
późno. Piję za wasze zdrowie, szczęście i pomyślność. Kochamy was.
Po Krzysztofie wstał Józef.
Nieco onieśmielony wychwalał zalety swojego zięcia mówiąc, że jest dobrym,
wrażliwym człowiekiem, a jego córka kocha go nad życie.
Marek podziękował obu ojcom,
podziękował wszystkim, którzy zjawili się na weselu, by razem z nim i Ulą
świętować ten najszczęśliwszy dla nich dzień.
- Wiem kochani, że nadmiar szczęścia czasem
szkodzi, ale muszę podzielić się z wami jeszcze jedną szczęśliwą nowiną. Moja
kochana żona jest przy nadziei i uwaga, właśnie kilka tygodni temu dowiedzieliśmy
się, że to będą bliźnięta. Podwójne szczęście dla nas. Wypijmy za to.
Znowu im gratulowano
zwłaszcza najbliższa rodzina. Przypadła do Uli Violetta i ze łzami w oczach
mówiła jak bardzo jej zazdrości, ale i bardzo gratuluje.
- I wy się doczekacie Viola. Wyjedźcie gdzieś.
Odetnijcie się od tego kieratu, a wyniki przyjdą szybciej niż się spodziewasz.
Sama Ula jeszcze nie mogła w
to uwierzyć. Ponad miesiąc temu byli na USG i to wtedy lekarz stwierdził ciążę
mnogą. Wielkie zaskoczenie przerodziło się w wielką radość zwłaszcza, że lekarz
zapewnił ich, że ciąża rozwija się prawidłowo. Pomyślała wtedy, że to sprawka
Thomasa i jeśli urodzi się chłopiec i dziewczynka, to będzie to dla niej
stuprocentowe potwierdzenie, że maczał w tym palce. Wspominała mu wszak
ostatnio, że Marek chciałby dziewczynkę a tu proszę, taki podwójny prezent.
Wesele się udało. Po nim
najpierw pojechali do Poczdamu na kilka dni, a później do słonecznej Hiszpanii.
Marek okazał się niezwykle opiekuńczy. Dbał o swoje trzy szczęścia, pilnował,
żeby Ula zbytnio nie wystawiała się na słońce, poił ją świeżo wyciskanymi
sokami z egzotycznych owoców i karmił najlepszym jedzeniem.
Wrócili po dwóch tygodniach.
Ula nie mogła sobie teraz pozwolić na dłuższy urlop. Czekał na nią stos umów do
podpisania i spotkania z potencjalnymi kontrahentami. Często wyręczał ją Adam,
choć tylko w zakresie finansów. Na spotkania chodziła ze swoją asystentką.
Wreszcie życie i praca trochę
zwolniło. Kolekcja sprzedawała się bardzo dobrze i wkrótce zaczęli odnotowywać
pierwsze zyski. Pshemko już szykował się do projektowania jesienno zimowej.
Miesiąc przed rozwiązaniem Marek wymógł na Uli, żeby przestała pracować.
- Widzę, że jest ci już bardzo ciężko. Nie
chcę, żebyś się tak forsowała. To naprawdę dobry pomysł i powinnaś już do
porodu odpoczywać i nabierać sił. Ja przeniosę się do DF. Sebastian powiedział,
że na razie poradzi sobie, a nawet jakby nie, to będę tam zaglądał i w razie
czego pomogę. Będzie dobrze.
Zgodziła się. Sama czuła, że
te dwa żywiołki, które nosi pod sercem nieźle dają jej popalić. Na ostatniej
wizycie lekarz zaproponował jej cesarskie cięcie. Uzasadniał bezpieczeństwem
maluchów.
- Może być problem, bo one powinny się już
obrócić i przyjąć właściwą pozycję do porodu. Jeśli tak nie będzie, wtedy
zrobimy cesarkę. Najpierw spróbujemy, czy da pani radę urodzić siłami natury,
jednak tak jak mówię, nie będziemy narażać zdrowia i życia dzieci.
Za radą lekarza Marek zawiózł
Ulę do szpitala dzień przed rozwiązaniem. USG nadal nie zadowoliło położnika i
mocno wątpił, by Ula mogła urodzić bez cesarskiego cięcia. Wyjaśniał im obojgu
w czym tkwi problem.
- Ja wiem, że przygotowała się pani na to,
żeby urodzić samodzielnie, ale sytuacja nie jest najlepsza. Pani będzie się
męczyć i cierpieć, a my będziemy tracić cenny czas. Dla dobra dzieci powinniśmy
ciążę rozwiązać choćby dzisiaj. Są zdrowe i donoszone – przekonywał.
- Posłuchajmy pana doktora kochanie –prosił
Marek. – Ja nie chcę, żeby były jakieś komplikacje. Chcę, żeby z tobą i z
dziećmi było wszystko w porządku.
Nie protestowała. Przecież
jej też na tym zależało. Może gdyby była młodsza, to sytuacja wyglądałaby zgoła
inaczej, ale jest jak jest.
- Zgadzam się – powiedziała do doktora.
Poklepał ją pokrzepiająco po dłoni.
- Rozsądna decyzja. Zaraz każę przygotować
salę operacyjną.
Nie minęło pół godziny, gdy
zabierano ją na blok. Marek przebrany w strój ochronny towarzyszył Uli. Podano
jej znieczulenie i po kilku minutach rozpoczęto zabieg. Nic nie czuła i była
bardzo spokojna. Wyjęto pierwsze dziecko, które donośnym krzykiem oznajmiło
swoją obecność na świecie.
- Piękna dziewczynka. Zaraz ją wam pokażemy.
Pięć minut po niej
wyciągnięto drugie dziecko.
- No
proszę. Mamy i chłopaczka. Śliczny mały.
Ula uśmiechnęła się łagodnie.
- Wiedziałam, że to będzie parka. Byłam tego
pewna. Nie uwierzysz, ale wiem, że ta mała to prezent Thomasa dla ciebie.
Mówiłam mu, że wolałbyś dziewczynkę. Mówiłam, że jak urodzi się chłopiec, damy
mu imię po nim. Mocno wierzę, że Thomas czuwa nad nami. Nasze dzieci są tego
dowodem.
Umyte i opakowane jak dwa
kokonki maluchy ułożono na jej piersi. Ucałowała ich czółka. Marek pochylił się
nad nimi i zrobił to samo.
- Spójrz jakie ona ma czarne włoski. Myślę, że
będzie podobna do mnie. Za to Tomasz to chyba cała ty. Widzisz te kasztanowe
kosmyki?
Na chwilę Marka wyproszono.
Musiano Ulę oczyścić i pozszywać. Na sali poporodowej znowu byli razem. Marek
zrobił mnóstwo zdjęć maluchom, by móc pochwalić się rodzicom. Ula była
zmęczona.
- Jedź do domu, albo do biura. Muszę trochę
pospać. Taka jestem senna…
- Dobrze kochanie. Przyjadę jutro do południa.
Muszę się dowiedzieć jak długo mają zamiar was tu trzymać.
Wypisano ją wraz z dziećmi po
trzech dniach. Była trochę obolała, ale szczęśliwa, że wraca do domu. Tam
czekał już pokoik wyposażony we wszystko, co niezbędne takim maleństwom. Im
były starsze tym bardziej uwidaczniało się ich podobieństwo do rodziców. Mała
Michasia łudząco przypominała swojego ojca, natomiast Tomaszek był skórą żywcem
zdjętą z Uli.
Kiedy dzieci skończyły trzy
miesiące wybrali się z nimi do Poczdamu. Ula czuła potrzebę pokazania ich
Thomasowi. Nie była to łatwa wyprawa, bo zabierali za sobą podwójny głęboki
wózek, masę kosmetyków dla malców i tony pampersów. Tym razem miał to być
tygodniowy pobyt. Na miejscu jak zawsze zastali Tanię i Uwe, którzy zachwycili
się maleństwami.
- Umeblowaliśmy im pokój na dole tak jak
chciałaś. Tania pięknie go urządziła. Ja kupiłem łóżeczka i całe wyposażenie –
chwalił się Uwe. – Zrobiliśmy też niezbędne zaopatrzenie. Przysłałaś za dużo
pieniędzy Ula. Wystarczyła połowa.
- To bez znaczenia przyjacielu. Podziel się
resztą z Tanią i będzie dobrze. Spisaliście się na medal i dodatkowa premia was
nie ominie.
Rozpakowali wszystkie rzeczy
i ruszyli na cmentarz. Dzieci nakarmione posapywały w wózku cichutko. Marek jak
zwykle zmienił wodę w wazonach i włożył do nich kwiaty. Zapalił też dwa wielkie
znicze. Zmówił modlitwę za spokój wieczny Thomasa i odszedł do samochodu
zostawiając Ulę z dziećmi przy grobie. Odwróciła wózek w kierunku nagrobka.
- Spójrz kochanie. To dzieci, które urodziłam
trzy miesiące temu. Marzyłam tylko, żeby urodzić zdrowe dziecko, a tymczasem
urodziłam dwoje zdrowych, ślicznych dzieci i wierzę, że to dzięki tobie. Dałeś
mi kolejny prezent, za który będę ci wdzięczna do śmierci. Dziecko w niebieskim
kombinezonie to chłopczyk. Tomasz. Nazwany tak przez nas na twoją cześć. W
różowym kombinezonie śpi dziewczynka. Jest bardzo podobna do Marka. Tomasz – to
cała ja. Tak jak ja ma kasztanowe włosy i duże, błękitne oczy. Oboje
odziedziczyli po mnie piegi, a po Marku wdzięczne dołeczki w policzkach.
Najlepiej je widać, kiedy wykrzywiają buzie w grymasie lub się uśmiechają. Są
naszym wielkim szczęściem i wierzę, że to szczęście w dużej mierze zawdzięczamy
tobie.
Silny podmuch wiatru przerwał
ten monolog. Zawirowały suche liście wokół grobowca, a do jej uszu dotarły
słowa:
„ Kocham cię Ula. Zawsze będę
cię kochał i zawsze będę przy tobie. Masz dla kogo żyć, więc żyj pełną piersią
i bądź naprawdę szczęśliwa.”
Kompletnie zdezorientowana
rozejrzała się nieco trwożliwie.
- Thomas? To ty? – zapytała drżącym głosem,
ale nie usłyszała odpowiedzi. Tylko wiatr zerwał się po raz drugi zamiatając
liście z cmentarnych ścieżek. Nie miała pojęcia, czy naprawdę słyszała głos
Thomasa, czy to tylko jej umysł płatał figle. Podeszła do nagrobka i pogładziła
zdjęcie Thomasa. – Zawsze i na wieki masz miejsce w moim sercu. Kiedyś opowiem naszym
dzieciom jakim byłeś dobrym i wspaniałym człowiekiem mimo cierpienia, którego
doświadczałeś na każdym kroku. Dzięki tobie jestem inną osobą. Lepszą. Bardzo
ci za to dziękuję i nadal proszę o twoją opiekę nad nami i naszymi dziećmi –
wytarła mokrą od łez twarz i kolejny raz czule pogładziła zdjęcie. – Do
zobaczenia kochany. Do jutra.
Ujęła poręcz wózka i
skierowała go w stronę bramy.
K O N I E C
Tak jak chciałam są bliźnięta. Dziękuję Pani za tę piękne opowiadanie o mojej ukochanej serialowej parze. Tak jak pisałam wcześniej liczę że to nie będzie twoje ostatnie opowiadanie o nich. Będę czekać i może jeszcze się doczekam. ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo, prawda? Może znowu przyjdzie mi jakiś w miarę dobry pomysł do głowy i postanowię go rozwinąć? Już nie zarzekam się tak na amen, że nic więcej nie napiszę o Uli i Marku. Ten serial mocno zapadł w moje serce i chyba nie da się wyrwać z korzeniami.
UsuńBardzo dziękuję za miłe słowa i komentarze. Serdecznie pozdrawiam. :)
Ale piękne zakończenie;) Powtórzę się i powiem tylko - cud miód i orzeszki! I do tego wszystkiego spełniłaś moją zachciankę - z całego serca dziękuję;) Oj będą mieć duuuużo szczęścia i roboty przy tych bobaskach! Ale kto ma dać radę jak nie oni!? Trochę szkoda, że to już koniec tej historii, ale obiecuję zaglądać do Ciebie. Świetnie odpoczywam przy Twoich opowiadaniach. Serdecznie pozdrawiam Jolka
OdpowiedzUsuńJolu
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobało i że zaspokoiłam Twoją chęć na super szczęśliwe zakończenie. Historia skończona, ale zapraszam Cię na inne opowiadania z nadzieją, że również Ci się spodobają.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i dziękuję za wpisy. :)
Poprzednio mówiłam, że to Violka będzie ryczała jak bóbr, a muszę się przyznać, że chyba myślałam o sobie!? Nawet się nie spodziewałam, że mogę się tak wzruszyć. Mistrzowskie posunięcie z "mówiącym" Thomasem! Opowiadanie super!!! Thanks;) Oby więcej takich pomysłów! Czego Tobie i sobie życzę;) Do następnego. Pozdrowienia AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńJeśli zakręciły Ci się łezki w oczach to "Brawo Ja". To chyba największy komplement dla autora, gdy czytelnicy potrafią się wzruszyć czytając jego opowiadania. Za tydzień początek czegoś nowego i myślę, że jeśli lubisz się wzruszać, to to opowiadanie trochę wzruszeń na pewno Ci dostarczy.
Dziękuję za komentarze pod każdym rozdziałem i najpiękniej pozdrawiam. :)
Całość super ale dlaczego już koniec? Polubiłam je. Proszę o więcej. Ula i Marek chyba nigdy się nie znudzą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDlaczego już koniec? Ano dlatego, że raczej nie potrafiłabym ciągnąć tej historii przez kolejne 20 rozdziałów, bo wszystko, co miałam do powiedzenia zawarłam w czternastu. Poza tym jestem pewna, że ciągnięcie tej historii znudziłoby Was strasznie. Być może jeszcze kiedyś popełnię opowiadanie o Marku i Uli, ale gwarancji nie daję.
UsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Opowiadanie dowodzi temu, że można kochać prawdziwie dwóch facetów jednocześnie i że warto czekać na szczęście. Chociaż czasami droga do niego jest kręta. Szkoda, że już koniec.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i czekam na kolejne opowiadanie.Które z nich będzie?
PS Z imieniem trafiłam.
RanczUla
UsuńUtrafiłaś w sedno. Człowiek ma pojemne serce jak się okazuje i tyle miłości, że może nią obdzielić nawet dwoje ludzi. A co do imienia, to przecież nie mogło być inaczej, prawda? Mnie przynajmniej wydawało się to dość oczywiste.
Następne opowiadanie, to: "Sens życia". Zapraszam za tydzień.
Pozdrawiam Cię cieplutko i dzięki za wszystkie komentarze. :)
Fajny pomysł na opowiadanie. Bardzo mi się podobało. Końcówka to już w ogóle! Przyłączam się do utyskiwania - szkoda, że to już koniec. Ale koniec jednego zwiastuje początek czegoś nowego;) Na co mam się nastawić w kolejny czwartek? Pozdrowienia Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńJak pisałam wyżej zacznę publikować "Sens życia". Też taka trochę wzruszająca historia i być może Was zainteresuje.
Bardzo dziękuję za Twoją obecność na blogu i za komentarze pod każdą częścią. Serdecznie pozdrawiam. :)
Bardzo piękne opowiadanie. Smutne a zarazem radosne. Pełne szczęścia i radości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Julita
UsuńBardzo dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńzakończyło się kolejne znakomite opowiadanie:) Na mnie chyba największe wrażenie zrobiła przemiana Marka i Uli. Marek wreszcie zrozumiał, że nie jest pępkiem świata, że nie wszystko kręci się wokół niego, że nie wystarczy jego urok osobisty, aby kobieta, którą pokochał była jego. Zrozumiał, że dawanie czegoś z siebie a nie tylko branie może przynieść największe szczęście. Zrozumiał też, że Seba miał rację - prawda nas wyzwoli! Dzięki przemianie stał się niesamowicie wyrozumiałym, wrażliwym i dobrym facetem. Jestem pewna, że "w poprzednim życiu" Marek nie potrafiłby zrozumieć Uli i jej potrzeby "porozmawiania" z Thomasem. Byłby zapewne wściekły i zazdrosny, być może nawet z biegiem czasu naśmiewałby się z tego. Tym bardziej, że widać, że Ula na pewno nigdy nie zapomni o byłym mężu! Obecnie Marek jest podporą dla Uli we wszystkim co ona postanowi i robi. Bardzo ją kocha. Naprawdę szanuje i podziwia Thomasa. Niczego nie udaje żeby przypodobać się Uli. Nie widział problemu aby swojemu synkowi nadać imię po byłym mężu Uli:) Potrafił wybaczyć rodzicom, nie wypomina im ich podłego zachowania. I widać, że takie życie, takie postępowanie, taka zmiana przynosi mu szczęście. Uspokoił się i wyciszył. Dzięki temu wszystkiemu innym też się z nim dobrze żyje:) Natomiast Ula stała się bardzo, ale to bardzo pewna siebie. Nie jest już tą ciągle płaczącą w ukryciu Ulą. Jest świadoma tego czego chce, wierzy z swoje możliwości. Ale nie straciła wiary w drugiego człowieka, jest dobra i szczera tak jak kiedyś:) Potrafiła uwierzyć w zmianę Marka i dała im szansę na szczęśliwe życie:) Szkoda oczywiście, że tą swoją przemianę każde z nich okupiło dość dużym cierpieniem, ale widocznie tak musiało być. Za to teraz zostali nagrodzeni podwójnie!!! Będą wspaniałymi rodzicami i będą tworzyć kochającą się rodzinę. Kolejna rzecz, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to oczywiście jest choroba Thomasa. Jego samego i jego zmagania z chorobą opisałaś niesamowicie. Godne podziwu jest, to w jaki sposób potrafił żyć do końca swoich dni, jak w cierpieniu potrafił być podporą również dla Uli, jak pomimo swojej choroby potrafił dostrzec potrzeby innych osób. Bardzo go polubiłam i do tej pory żałuję, że musiał odejść. Ale gdyby mu się udało, to nie byłoby Uli i Marka. Życie jest okrutne:( Dziękuję za to opowiadanie - za chwile refleksji i radości. Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie Cię pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:)
Gaja
Gaju
UsuńI cóż ja mogę jeszcze dodać do tego wyczerpującego wpisu? Jedynie to, że serce mi skacze z radości, że jednak ta historia spodobała się większości czytelniczek, że przeżywały dramat Uli, a potem jej wielkie szczęście, że się potrafiły wzruszyć i uronić łezkę. Muszę Ci powiedzieć, że ja też czekam na kolejny czwartek i jeśli tylko będziesz dyspozycyjna i wygospodarujesz trochę czasu na swoją "próbę ogniową" to ja jestem gotowa. Koniecznie musisz dać mi znać.
Bardzo dziękuję Ci za długie i dopracowane komentarze pełne refleksji i przemyśleń. Bardzo to doceniam. Przesyłam uściski i czekam na wiadomość.:)
Małgosiu,
Usuńwysłałam e-maila. Uściski:)
Gaja
Świetne opowiadanie! Wszystko skończyło się tak jak lubię najbardziej;) Zwyciężyła miłość! Marek odnalazł Ulę, ona dała im szansę na szczęśliwe życie i dzięki temu pojawiły się słodkie maluchy! Marek pogodził się z Krzysztofem i Heleną. Józef otrzymał przyzwoitego zięcia a Betii i Jasiek fajnego szwagra! Ludzie z firmy Dobrzańskich też mogą spać spokojnie, mają zapewnioną pracę. Pshemko jest rozpieszczany tak jak na to zasługuje;) No i w końcu państwo Febo zostało skutecznie wykurzone z życia Dobrzańskich! Z tego bardzo się cieszę;) Szkoda tylko Thomasa, no ale cóż ... Żal mi też zwariowanej pary Seby i Violki. Biedni nie mogą doczekać się bobaska. Ale liczę na to, że słowa Uli się spełnią i oni też szybko doczekają się swojego małego szczęścia. Czekam na kolejne opowiadanie. Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńCo za pozytywny, entuzjastyczny i budujący komentarz, aż miło się czyta i serce rośnie. To świetne uczucie, gdy czytelnicy piszą, że autor spełnia ich oczekiwania. Mam nadzieję, że nadal będziesz tu wpadać i czytać inne historie. Ja bardzo gorąco Cię do tego zachęcam. Jednocześnie pięknie dziękuję za każdy komentarz, bo każdy jeden miał dla mnie ogromne znaczenie. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Opowiadanie było ciekawą historią, całkiem dobrze napisaną. Jednak jego odbiór zdecydowanie psuje ostatni rozdział. Ten 'głos Thomasa' - zaleciało tanim romansidłem. Szkoda,bo mogłaś to rozwiązać dużo lepiej i bardziej realnie- Ula na przykład w jakiejś książce mogła znaleźć list od Thomasa. Cóż,szkoda że na koniec zaleciało tandetą. OleOle
OdpowiedzUsuńOleOle
UsuńSęk w tym, że ja nie piszę realnych opowiadań. Często sytuacje są wręcz wyssane z palca, nie przekładają się na rzeczywistość i są według niektórych tandetne. Cóż mogę powiedzieć... Druga Rodziewiczówna z całą pewnością ze mnie nie jest. Ja osobiście ją uwielbiam, ale w czasach, w których żyła i pisała, jej historie też nazywano tanimi romansidłami. Nie da się zadowolić wszystkich i sprawić, by wszyscy jednym głosem śpiewali peany. Każdy odbiera opowiadanie indywidualnie i każdy ma prawo do słów krytyki, za którą ja bardzo dziękuję i pozdrawiam. :)
No i kolejny raz mnie rozwaliłaś! Wiara Uli w opiekę Thomas jest bardzo wzruszająca. Myślę, że ona go naprawdę kochała mimo, że nigdy nie byli blisko cieleśnie. I mimo tego, że ona sama chyba w to nie wierzyła. Ale jej zachowanie dobitnie świadczy o miłości. To nie jest zwykła wdzięczność dla dobrego człowieka za wszystko co dla niej zrobił. Wydaje mi się, że Thomas rzeczywiście będzie wiecznie "żył" w pamięci Uli i jej rodziny. Jestem wariatką, ale wierzę w to, że to Thomas w jakiś nadprzyrodzony sposób przekazał Uli słowa "Kocham cię Ula. Zawsze będę cię kochał i zawsze będę przy tobie. Masz dla kogo żyć, więc żyj pełną piersią i bądź naprawdę szczęśliwa". I wierzę w to, że on spełni prośbę Uli o opiekę nad jej rodziną. Będę tutaj zaglądać;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńThomas miał wzruszać nawet po śmierci. Miał być duchowym opiekunem Uli. Nie dał jej zbyt wiele dowodów na to, że nadal nad nią czuwa, ale ona bardzo chciała w to uwierzyć i wszystko to, co zdarzyło się już po jego śmierci, a co było dobre i piękne, podporządkowała tej wierze w jego moc sprawczą. Nie wiadomo, czy rzeczywiście usłyszała głos Thomasa, czy była to tylko jakaś projekcja w jej głowie, ale na tyle realna, że utwierdziła ją w przekonaniu o duchowej obecności przy niej Thomasa. Taka wiara jest bardzo pokrzepiająca i człowiek czuje się pewniej w swoich poczynaniach. Ula w to wierzy i prze do przodu jak taran.
UsuńBardzo się cieszę, że tu zaglądałaś i czytałaś. Nie ukrywam, że nadal liczę na kolejne wizyty na blogu. Dziękuję i najpiękniej Cię pozdrawiam. :)
Koniec? Jak to szybko zleciało!? Każda część była ciekawa. Polubiłam bohaterów i z niecierpliwością czekałam na to co ich spotka. Początek był bardzo smutny, były też chwile radości, ale za to końcówka rewelacyjna;) Cierpliwości i sprawiedliwości stało się zadość. Czekam na nową opowieść w czwartek? Pozdrawiam Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńJestem Ci bardzo wdzięczna za każdy komentarz jaki zostawiłaś pod rozdziałami. Historia dobiegła końca, ale przecież są następne, inne, może mniej porywające, a może jednak okażą się ciekawe. Oczywiście w czwartek pierwszy rozdział nowego opowiadania. Serdecznie Cię zapraszam i równie serdecznie pozdrawiam. :)
Przed scenę na cmentarzu zawiesiłam się na kilka sekund.Ula tak mocno wierzy ,że Thomas czuwa nad nią i jej dziećmi. W tych jej ,,rozmowach'' na cmentarzu widać jak silna łączyła ich więź. Tęskni za nim i jestem pewna ,gdyby dane było mu żyć dłużej byliby szczęśliwą rodziną i te dzieci nie były by Marka ,a Thomasa . Prawdą jest ,że kocha ich obu. Wciąż mi żal Thomasa ,że odszedł przedwcześnie.Zapadła mi ta postać w pamięć i Marek przy nim to blade tło. No ,ale gdyby żył to nie było by Marka i Uli czyli głównej pary= happy endu. Dzieci są zdrowe ,wszyscy szczęśliwi. Olszańscy z pewnością też doczekają się swojej kruszynki.Odnośnie jeszcze Marka. Zaskoczył mnie pozytywnie tym ,że wspiera Ulę i rozumie te jej wizyty przy grobie byłego męża i towarzyszy jej.Nie ma żalu ,że w jej sercu wciąż jest Thomas i ,że nazwała jego imieniem jedno z ich dzieci. Ta historia ukazuje jak kruche jest życie i trzeba doceniać ,każda chwilę.Jak człowiek jest bezradny wobec niektórych rzeczy jakie go spotykają. Bezsilny wobec zbliżającej się śmierci,choroby ,upływu czasu. Ile refrekcji nachodzi człowieka . Niby happy end ,a mnie przez to zakończenie ogarnął smutek . :(.Zamiast śmiać chciało mi się płakać. Czekam na kolejne opowiadanie. Ciekawa jestem czym znów zaskoczysz i czy to będzie równie pełna refrekcji i przemyśleń historia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Justyna
UsuńMarek w ogóle nie jest i nigdy nie był zazdrosny o Thomasa. Podziwiał go odkąd przeczytał książkę Uli. Nie mógł wobec niej zachowywać się inaczej niż w sposób bardzo opiekuńczy i współczujący. Każda jej wizyta na cmentarzu była niezwykle emocjonalna, chociaż dla niej samej miała w pewnym sensie wydźwięk terapeutyczny. Mimo to zawsze odchodziła od grobu pierwszego męża poruszona, zapłakana i rozbita. Za cmentarną bramą zaczynała się rola Marka, który miał ukoić jej cierpienie i tęsknotę za Thomasem. Człowiek zawsze cierpi, kiedy odchodzi ktoś bardzo bliski, ale życie nie stoi w miejscu. Ten, który odszedł i był dla nas ważny już na zawsze znajdzie miejsce w naszym sercu i w naszej pamięci, a my żyjemy dalej.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i pięknie Cię pozdrawiam. :)
Doskonałe opowiadanie! Po ciężkich czasach wyszło dla nich słońce;) Ula szczęśliwa ale też bardzo ostrożna i martwiąca się o zdrowie nienarodzonego maluszka. Marek taki kochany. Marzy o dziewczynce;) Ula niby mówi, że wszystko jedno byle było zdrowe, ale chyba tak naprawdę chciała chłopczyka;) Fajnie, że wszystko się dla nich dobrze skończyło i każde z nich ma swoje wymarzone dziecko. Może i dobrze, że ciąża wyszła tak niezbyt planowanie. W innym wypadku mogliby tak jak Sebastian i Violetta starać się dość długo i mogłoby z tego nic nie wyjść. Albo Ula stwierdziłaby, że jeszcze nie teraz bo firma lub bo jest za stara?! A tak pstryk i jest! Teraz tylko muszą zbierać dużo sił potrzebnych do wychowania tych pociech. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńWielkie podziękowanie za słowa pochwały i równie wielkie za każdy Twój komentarz pod rozdziałami. Mam nadzieję, że nadal będziesz tu zaglądać i komentować. Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję raz jeszcze. :)