ROZDZIAŁ
5
Siedzieli wszyscy przy kuchennym stole.
Babcia wciąż ocierała z oczu łzy. Tak strasznie było jej żal wnuczki. Nie mogła
pogodzić się z jej nieszczęściem. – Taka
śliczna dziewczyna, mądra, rozsądna i takie nieszczęście – ubolewała. – Jak
sobie radzisz moje dziecko. Na pewno jest ci bardzo trudno. Widzisz cokolwiek?
– zasypała Anię pytaniami.
-
Szczerze powiedziawszy myślałam, że będzie znacznie gorzej. Na lewe oko nie
będę już widzieć nigdy, ale prawe jest bardziej sprawne. Doktor ocenił, że zachowało
się jakieś trzydzieści procent widzenia. Dzięki okularom widzę trochę
wyraźniej, bo bez nich tylko same plamy. Poza tym Karolina jest moimi oczami –
spojrzała na przyjaciółkę z wdzięcznością. – Jest najlepszą osobą jaką znam i
najlepszą przyjaciółką. Opowiada o wszystkim z takimi detalami, że łatwo jest
mi sobie to wyobrazić i nie potrzebuję do tego wzroku. Mówią, że jak ktoś go
traci to wyostrzają mu się inne zmysły. Ja na razie nie mogę tak powiedzieć o
swoich, ale może z czasem…? – odszukała dłoń staruszki i pogładziła ją. – Nie
ma co rozpaczać i obrażać się na rzeczywistość babciu. Nie cofniemy czasu. Co
się stało to się już nie odstanie i nie pozostaje nic innego, jak tylko się z
tym pogodzić. Ja muszę otworzyć się na inne możliwości. Ostatnio rozmawiałyśmy
z Karoliną na temat studiów. Mimo wszystko postanowiłam je skończyć i obronić
się. Jednak chyba nie będę mogła pracować w wyuczonym zawodzie, bo on wymaga
ode mnie uwagi i spostrzegawczości, a tego już nie posiadam. Może tu znajdę
jakąś inspirację i pomysł na to, czym mogłabym zająć się w przyszłości i co
dało by mi możliwość zarobkowania? Na razie chcemy obie trochę odpocząć i
nacieszyć się pobytem u was.
- W
takim razie idźcie się teraz rozpakować. Pokój macie ten sam co zwykle. Nic tam
nie zmienialiśmy. Za jakieś dwie godzinki będzie obiad.
- A
co będzie? – zapytała ciekawska Karolina. Babcia roześmiała się.
- A
na co masz ochotę?
-
Zjadłabym ziemniaki okraszone boczkiem albo słoninką i do tego prawdziwe,
zsiadłe mleko – Karolina niemal oblizała się na samą myśl.
-
Wymagająca to ty nie jesteś i łatwa w utrzymaniu. Będziesz miała te swoje
ziemniaki, a teraz zmykajcie.
Powoli rozpakowywały się żartując przy tym
i chichotając. Karolina spoważniała nagle i zapytała
-
Nie jesteś ciekawa czasem, co słychać u Tomasza?
-
Szczerze? – Ania odgarnęła włosy z czoła. – Nie bardzo. Jego nie obszedł mój
los. Zachował się okropnie, a ja głupia myślałam, że to jest facet na całe moje
życie. Tyle lat byliśmy ze sobą, a jednak nie rozgryzłam go w ogóle. Teraz
zadaję sobie pytanie jak mogłam nie zauważać pewnych symptomów jego wielkiego
egoizmu. To uparte dążenie do tego, by mieć zawsze rację, lub ostatnie zdanie,
by uchodzić za wszechwiedzącego i znającego się na wszystkim, by imponować i
brylować w towarzystwie… Przecież ja na to wszystko patrzyłam i nie zauważałam
niczego. Mają rację ci, którzy twierdzą, że miłość jest ślepa. Podejrzewam
nawet, że to uczucie było tylko jednostronne, bo on nie odczuwał do mnie nic
podobnego. Byłam jego tłem, atrakcyjną maskotką, z którą przyjemnie było się
pokazać. Ależ ja byłam głupia… Cztery lata to szmat czasu, żeby poznać
człowieka, a ja nie znam go w ogóle.
-
Nie byłaś głupia. Byłaś zakochana, a to różnica. Pamiętasz Wojtka Baciora? Tego
pracownika taty? Jest hydrogeologiem. Pomagał nam przy piezometrach.
-
Pamiętam. Taki dość wysoki, szczupły z kręconymi włosami.
-
Ten sam. Chyba wpadłam mu w oko. Chciał się umówić, ale ty wtedy miałaś wypadek
i odłożyłam to na później. Wrócimy to będzie czas na randki.
Ania była zbulwersowana postawą
przyjaciółki. Nie rozumiała jak mogła poświęcić swoje szczęście dla niej.
Zrobiło jej się nieprzyjemnie i głupio.
-
Karolina, jak mogłaś tak postąpić? On na pewno poczuł się rozczarowany, a ja
mam teraz wyrzuty sumienia, bo poświęciłaś się dla mnie.
- W
ogóle się tym nie przejmuj. Chłopak kocha, to poczeka – ścisnęła Ani dłoń. –
Tego kwiatu jest pół światu, nie? Zawsze znajdzie się ktoś, kto do ciebie
przylgnie. Chodźmy na werandę. Słońce grzeje, ptaszki śpiewają, szkoda siedzieć
w czterech ścianach. A po obiedzie pójdziemy na spacer.
Ziemniaki wyglądały fantastycznie obsypane
szczodrze pachnącymi, przysmażonymi skwarkami boczku i zielonym koperkiem.
Mleko było zimne i tak gęste, że można było je kroić nożem. Dopiero w takim miejscu
uświadamiały sobie jak niezdrowo odżywiają się mieszkańcy miast i ile chemii
pochłaniają każdego dnia. Zajadały z apetytem a Karolina nie odmówiła sobie
dokładki.
Po obiedzie zostawiły dziadków i poszły
najpierw nad jezioro. Chyba zarosło bardziej szuwarami niż to, co zapamiętały
sprzed kilku lat. Jednak pomost tkwił tu nadal. Usiadły na nim i zamoczyły
stopy w ciepłej wodzie.
-
Pięknie tu. Moje wyobrażenie wsi tej sielskiej i anielskiej właśnie tak
wygląda. Myślę, że mogłabym żyć w takich warunkach, a ty? – zapytała Anię.
- Ja
chyba też. W końcu nie zawsze mieszkaliśmy w mieście. Kilka lat spędziłam
tutaj. Tu przecież przyszłam na świat i miałam naprawdę szczęśliwe dzieciństwo.
Pamiętam dziadka, jeszcze dość młodego, który zabierał mnie łódką na ryby.
Byłam wtedy małym berbeciem, ale uwielbiałam te wczesnoporanne połowy. Nawet
nie brzydziłam się zakładać dżdżownice na haczyki. Z babcią chodziłam na jagody
i maliny, czasem na poziomki. Miałyśmy swoje miejsca, gdzie dużo ich rosło.
Pamiętam też jarmarki w miasteczku. Ciekawe, czy jeszcze się odbywają. Ostatnio
nie miałyśmy szczęścia, może teraz nam się uda zaliczyć jakiś. Koniecznie
trzeba zapytać o to babcię - Ania podniosła się z podestu i włożyła trampki. –
Chodźmy sprawdzić, czy rosną jeszcze jagody. Może jutro wybrałybyśmy się na
nie? Pierogi z jagodami byłyby pyszne, nie uważasz?
Karolinie na ten pomysł tylko zabłysły
oczy.
Nie mogły spać długo. Słońce wdzierało się
w każdy kąt pokoju i lizało ich policzki. Ania przetarła oczy i sięgnęła po okulary.
Usiadła na łóżku podsuwając pod nos telefon komórkowy. Była piąta trzydzieści.
Pamiętała, że każdego ranka babcia swoje pierwsze kroki kierowała do kurnika,
żeby podebrać kurom jajka, a potem wypuszczała całe towarzystwo na podwórko.
Zaczęła się ubierać, gdy Karolina
przeciągnęła się leniwie i zerknęła na nią spod przymrużonych powiek.
- A
ty dokąd? – mruknęła.
- Do
kurnika. Zjadłabym dobrą jajecznicę.
- To
ja idę z tobą – Karolina błyskawicznie wyskoczyła z łóżka i ubrała się
pośpiesznie. Cicho na palcach wyszły z domu. Ania dzierżyła w rękach niewielki
koszyk. Przeszły za dom. Na jego tyłach mieścił się kurnik, w którym kury miały
swoje grzędy a także było wydzielone pomieszczenie dla gęsi i indyków. Obok
kurnika znajdowało się wejście do obory, którą zajmowały trzy krowy z cielakiem.
-
Mogłabym je wydoić. Jeszcze pamiętam jak się to robi – szepnęła Ania. – Wiem,
że matki cielaka babcia nie doiła do samego końca, żeby zostawić mu trochę
mleka. Najpierw jednak zobaczymy, czy kurki zniosły nam jajka na śniadanie.
Weszły cicho do środka i delikatnie
podnosiły nioski sprawdzając, czy coś wysiadują. Uzbierały osiemnaście jaj.
Karolina sięgnęła po szuflę i zaczerpnęła nią ziarno z worka. Wyszła na
zewnątrz i wsypała je do koryt. Wsadziła głowę w drzwi i powiedziała cicho.
-
Wypuszczamy je?
-
Wypuszczamy. Otwieraj na oścież.
Całe pierzaste bractwo z trzepotem skrzydeł
i kurzym jazgotem wyfruwało i wybiegało opuszczając grzędy. Za nimi majestatycznie
kroczyło stadko gęsi i indyków. Ania podała koszyk z jajkami Karolinie.
-
Zanieś je do kuchni i przynieś mi dwa wiadra. Jedno czyste, a drugie z ciepłą
wodą i gąbką. Łatwo znajdziesz, bo te rzeczy są w przedsionku. Trzeba krowom
przetrzeć wymiona.
Karolina uwinęła się błyskawicznie. Oprócz
rzeczy, które wymieniła Ania przyniosła jeszcze butelkę jakiegoś płynu
septycznego.
- Spójrz
Aniu, to chyba dla krów. Myślę, że służy do odkażania. Tak przynajmniej wynika
z ulotki. Można chyba to wlać do wiadra. Tu piszą o jednej nakrętce na pięć
litrów wody. W wiadrze jest może z dziesięć. Wleję dwie nakrętki. Tu jest jakiś
stołeczek i to chyba siedząc na nim babcia doi krowy.
- Na
pewno – Ania odebrała zydelek z rąk Karoliny i usiadła przy krowie myjąc jej
gąbką wymiona, a potem jakby nigdy nic, jakby nie robiła nic innego w życiu,
sprawnie zaczęła doić zwierzę. Stało spokojnie machając tylko od czasu do czasu
ogonem. Podobne czynności Ania wykonała z pozostałymi krowami nie zapominając o
cielęciu. Kiedy wtoczyły się do kuchni z pełnym wiadrem mleka zastały w niej
babcię, która na ich widok załamała ręce.
- To
tak odpoczywacie? Zrywacie się skoro świt i idziecie doić?
- To
była przyjemność babciu i możemy to robić codziennie. W zamian chcemy pyszną
jajecznicę na śniadanie.
Obie tryskały dobrym humorem. Z zapałem
wcinały jajecznicę na boczku popijając gorącym mlekiem. Właśnie Ania miała
zapytać dziadka, czy są jeszcze ryby w jeziorze i czy ktoś je łowi, gdy
usłyszały głośne pukanie do drzwi, a następnie kroki wprost do kuchni. W
drzwiach ukazał się młody mężczyzna z całą pewnością przed trzydziestką o
ogorzałej od słońca twarzy. Omiótł spojrzeniem siedzących przy stole i
uśmiechnął się szeroko.
-
Dzień dobry wszystkim. Ja po mleko i jaja jak zwykle.
-
Dobrze, że jesteś Kuba. A może zjesz z nami? – babcia wstała od stołu i
zakrzątnęła się przy piecu. – Mamy wprawdzie gości, ale jajecznicy mnóstwo.
Siadaj chłopcze i poznaj moją wnuczkę Anię, to ta blondynka i Karolinkę, jej przyjaciółkę
od najmłodszych lat.
Kuba szarmancko przywitał się z obiema i
uścisnął dłoń dziadka Kruka. Usiadł obok niego, a babcia już stawiała przed nim
kubek z mlekiem i pachnącą jajecznicę.
- To
jest dziewczyny Kuba Kostrzewa. Mieszka jakieś dwa kilometry stąd…
-
Kostrzewa? – Ania zrobiła minę, jakby zastanawiała się nad czymś. – Ja znam to
nazwisko. Czy nad jeziorem tam w stronę drugiej osady nie mieszkali państwo
Kostrzewa? Byli już wiekowi i chyba starsi od was. Doskonale ich pamiętam. Pani
Kostrzewa była mocno przygarbiona, ale pan Kostrzewa zawsze trzymał się prosto
jakby był wojskowym.
Kuba uśmiechnął się słysząc te słowa.
-
Wszystko się zgadza. To byli moi dziadkowie. Pomarli już niestety, a mnie w
spadku zostawili gospodarstwo. Skończyłem studia w Krakowie i jakieś trzy lata
temu wróciłem, żeby objąć spuściznę.
-
Kuba jest bardzo utalentowany. Skończył Akademię Sztuk Pięknych. To prawdziwy
artysta. I rzeźbi, i maluje, i wypala garnki. Taki człowiek renesansu. Nawet
wiersze pisze.
-
Pani Tereniu, zawstydza mnie pani.
-
Nie wstydź się chłopaku, bo nie masz czego. Talent bez wątpienia posiadasz.
Zresztą widać to nawet na jego podwórku – zwróciła się do dziewczyn. –
Powinnyście to zobaczyć, bo naprawdę robi wrażenie. – Teraz dopiero
zorientowała się, że popełniła faux pas i zakryła dłonią usta. – Przepraszam
cię Aniu. Ciągle zapominam, że ty…
-
Nic nie szkodzi babciu. Jak zbliżę twarz do czegoś to widzę to dość dobrze.
- Ma
pani problemy ze wzrokiem? – zaciekawił się Kuba.
-
Nawet poważne. Miałam ciężki wypadek. To stąd ta blizna na głowie, okulary na
nosie i nieodłączna biała laska, ale oczywiście bardzo chętnie obejrzymy pana
dzieła. Drogę pamiętam, więc na pewno trafimy. Proszę tylko powiedzieć, kiedy
możemy przyjść.
-
Zawsze można przyjść. To nie muzeum, chociaż chyba zaczyna tak właśnie
wyglądać. Nawet dzisiaj po południu. Serdecznie zapraszam – podniósł się z
krzesła. – Pójdę już. Mam trochę pracy…
- Tu
masz bańkę z mlekiem i dziesięć jaj. Jedź ostrożnie- babcia otworzyła szeroko
drzwi i wypuściła swojego gościa.
-
Ciekawy człowiek – usłyszała od wnuczki wchodząc do kuchni.
- A
żebyś wiedziała. Aż się wierzyć nie chce jak wiele zdziałał w gospodarstwie od
śmierci dziadków. Unowocześnił je, wyremontował dom, zajął się ogrodem, który
jest ogromny i to w nim stoją te wszystkie rzeźby. Idźcie tam po obiedzie. Na
pewno nie pożałujecie.
-
Pójdziemy babciu. Ja tylko chciałam jeszcze zapytać dziadka, czy łowi się w
jeziorze ryby. Pamiętasz dziadziu nasze wspólne wyprawy? Zatęskniłam za tym.
Może masz jeszcze wędki. Chętnie bym spróbowała coś złowić.
Pan Kruk rozchichotał się. Jak to możliwe,
żeby Ania pamiętała takie rzeczy. Była wtedy taka mała, że dwa razy obwiązywał
ją trokami od kapoka, bo był za duży.
-
Naprawdę to jeszcze pamiętasz? Wędki są a jakże. Sam czasem coś idę złowić,
chociaż już nie wypływam łódką. Jakieś dwa lata temu rozleciała się na dobre i
nie było już siły ani czasu, żeby ją połatać. Mam takie miejsce, moje ulubione,
gdzie idę i moczę kije. Pokażę wam je. Jeśli chcecie coś złowić, to tylko tam. Jest
tam nawet stary pomost, ale jeszcze mocny. Można usiąść i spokojnie czekać na
rybkę.
Zaglądałam, zaglądałam i wreszcie jest;) Bardzo spokojny i pogodny rozdział. Liczę na to, że tak miło będzie już do końca. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, bo żadnych przykrych niespodzianek już nie przewiduję.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Czyżby pojawił się na horyzoncie wielbiciel? Tylko czyich wdzięków Ani czy Karoliny? Ale Karolina chyba myśli o tym Wojtku, to może da sobie spokój z Kubą? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńPóki co przyjmijmy, że jest to przyjaciel domu seniorów Kruków. Teraz jak pojawiły się dziewczyny, on będzie im chętnie towarzyszył, bo cała trójka jest w podobnym wieku, no może Kuba jakieś pięć lat starszy.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Świetne dziewczyny. Radzą sobie, że tylko pozazdrościć. Ciekawe czy Ania była taka "robotna" jak była całkowicie zdrowa? Do tego jeszcze pociesza dziadków. Ona jest niemożliwa. Czekam na kolejny czwartek i serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńAnia jest jedynaczką, ale mocno odbiega od wizerunku rozpieszczonych jedynaków. Nigdy rodzice jej nie rozpieszczali i to dlatego ma w sobie kawał porządnego charakteru. Jest ambitna i bardzo pracowita i po wypadku tu nic się nie zmieniło.
Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Czekałam na facetów i są. I od razu dwaj. Bo wierzę, że na dłużej zagoszczą w opowiadaniu a znajomości pójdą we właściwym kierunku.Wakacje zapowiadają się ciekawie i pracowicie,a Ania jest bardzo gospodarna. Przecież mało kto umie krowę doić.Do tego ma pełno optymizmu.Sam Kuba wydaje się sympatyczny i chyba wieś uwielbia skoro przeniósł się Krakowa. Ale patrząc na to z innej strony to i na wsi można być artystą i wykazać się w rękodziele.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńAnia przez pierwsze lata swojego życia mieszkała właśnie u dziadków i tam przyzwyczajano ją do zwierząt i drobnych prac gospodarskich. Dojenie krów jest dla niej czymś zupełnie normalnym i może to robić z zamkniętymi oczami. Jeśli chodzi o Kubę, to on w Krakowie tylko studiował. Dom odziedziczył po dziadkach, u których również się wychowywał podobnie jak Ania u swoich. Uznał, że tu jest jego miejsce na ziemi i takim sposobem wrósł w krajobraz okolicy. :D
Pozdrawiam cieplutko i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Może i się powtarzam ale podziwiam Anię za jej hart ducha. Że mimo wszystko cieszy się dniem codziennym. Ja bym tak chyba nie umiała.
OdpowiedzUsuńBędę też zgadywać czyżby Kuba był potencjalnym kandydatem na partnera dla Ani. Bo jeśli chodzi o Karolinę to ta już ma swego adoratora.
Wielki szacunek dla tej drugiej. Mało jest takich osób, które potrafiły by bez zastanowienia wybrać pomoc dla przyjaciółki niż miłe spotkanie z kimś innym.
Czekam na kolejną część
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńNa razie trudno wyrokować, czy to Kuba będzie uderzał w konkury do którejś z dziewczyn. Dopiero się poznali. Mimo, że pierwsze lata życia i Kuba i Ania spędzili u swoich dziadków, to nie znają się, bo Kuba jest starszy i wcześniej wyprowadził się ze wsi do miasta. Ania natomiast doskonale pamięta starszych Kostrzewów, dziadków Kuby.
Co do Karoliny, to kreuję ją na taką przyjaciółkę z prawdziwego zdarzenia, która w imię tej przyjaźni jest gotowa zrezygnować z własnych planów.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Ania ma wspaniałych dziadków. Trochę jest im przykro z powodu stanu wnuczki, ale nie jęczą, nie biadolą zbyt wiele. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńAnia jest jedyną wnuczką jaką mają Krukowie. Oczywiście, że ubolewają nad jej nieszczęściem, ale widzą też jak ona wspaniale sobie z tym radzi i jakoś łatwiej jest im przejść nad tym do porządku dziennego.
Dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)
Na wakacjach wstawać tak wcześnie? Toż to zbrodnia;) Dziewczyny powinny się relaksować i wysypiać na zapas, bo czeka je jeszcze ostatni rok studiów i obrona. Pozdrowienia Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńPowinno być tak jak piszesz, ale z własnego doświadczenia wiem, że czasami nie można już dospać zwłaszcza wtedy, gdy koguty pieją, a słońce razi w oczy przez otwarte okno. Poza tym To tylko się tak mówi, że będzie się spało do południa, a w praktyce wychodzi całkiem inaczej.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)
O matko, jakiego mi smaka narobiłaś tymi pierogami z jagodami. Pychotka, a już nawet nie pamiętam kiedy takie cudo jadłam. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńHahaha. Można kupić ich erzac w postaci mrożonki, ale oczywiście to nie to samo, co świeże, pachnące lasem owoce.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńszkoda mi Ani i to nie tylko dlatego, że jest niepełnosprawna. Musi być jej przykro i ciężko ze świadomością, że zupełnie nie poznała się na miłości swojego życia. Ciężko pogodzić się z takim poczuciem. Z Tomaszem była cztery lata, łączyła z nim swoją przyszłość, a tu taka niespodzianka. Uczucie porażki może negatywnie wpłynąć na jej postrzeganie mężczyzn. Chyba potencjalny kandydat do jej serca będzie musiał nieźle się postarać aby przekonać ją do siebie? Zapewne wszystkim facetom będzie się bardzo dokładnie "przyglądać". Zastanawiam się, czy będzie jeszcze potrafiła zaufać, czy będzie potrafiła otworzyć się na nową miłość? A z innej beczki, bardzo się cieszę, że Ania jest taka pogodna, że rzeczywiście pogodziła się ze swoim stanem, że potrafi tak dobrze sobie radzić. Powtórzę się, ale uważam, że Ania ma wspaniałych rodziców, dziadków i przyjaciółkę. Oni wszyscy pozwalają jej normalnie żyć. Nie stresują jej, nie przestrzegają aby nie robiła tego, czy tamtego, bo może to się dla niej źle skończyć, bo może sobie nie poradzić. Swoją postawą dodają jej sił do dalszego życia. Fantastyczni ludzie. Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo cieplutkich uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńTomasz to już przeszłość. Ania stara się o niej zapomnieć podobnie jak o wypadku. Nie cierpi na żadne schizy, myśli i planuje rozsądnie, stara się żyć jak normalny, zdrowy człowiek. Oczywiście ma ograniczenia, ale uczy się z nimi żyć i wychodzi jej to coraz lepiej. Grunt, to pozytywne nastawienie.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Już takie stwierdzenie chyba padło, ale mimo wszystko chcę to napisać. Podejście Ani do jej choroby jest niesamowite. Ona szuka najlepszego wyjścia dla siebie w tej sytuacji. Nie załamuje się, nie grymasi, nie jest roszczeniowa, bo teraz po wypadku wszystko jej się należy ponieważ jest taka biedna i pokrzywdzona. Trzeba mieć kawał mocnego charakteru, aby być taką przebojową osobą. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńDokładnie tak jest jak piszesz. Ania stara się myśleć pozytywnie, nie użala się nad sobą i nie wypłakuje w rękaw Karoliny. Uważa, że nie ma co żyć przeszłością. Jest jak jest i to musi jej wystarczyć.
Najserdeczniej pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Jednak jestem małej wiary. To ja sądziłam, że Ania na razie jest w szoku i przez to patrzy na świat przez różowe okulary, a okazuje się, że ona po prostu taka jest. Jej radość życia nie jest chwilowa, tylko ona tak ma. Radzi sobie wręcz wspaniale. Oby tak dalej, to wszystko w życiu jej się uda. Serdecznie pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńAnia jest silna. Otrząsnęła się już po pierwszym szoku i zaczęła racjonalnie myśleć. Niewiele ma do dyspozycji, bo tylko słabe widzenie w jednym oku, ale i to postara się wykorzystać. To jedna z tych osób, które nawet w fatalnej sytuacji doszukują się dobrych stron.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Uśmiałam się z tego rannego podkradania kurom jajek i dojenia krów. Babcia musiał być w niezłym szoku. Przyjechały "letniczki" i zabierają jej pracę. Jeszcze się okaże, że babcia nie będzie miała co robić, hihihi;) Po namyśle stwierdzam, że chyba tak źle nie będzie, babcia wspaniale gotuje. Żeby tylko po takich wakacjach dziewczyny nie zrobiły się "baryłeczkami". Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńW gospodarstwie zawsze jest co robić więc babcia na pewno nie będzie narzekać na nudę a i obie dziewczyny znajda zajęcie dla siebie.
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz. :)
Fiu, fiu, fiu ASP w Krakowie, niezła uczelnia. Kuba musi być niezłym artystą skoro utrzymuje się ze sprzedaży swoich dzieł. Jak przeczytałam jaki ma zawód, to pomyślałam sobie, że być może mógłby czegoś nauczyć Anię. Dość dużo osób niepełnosprawnych utrzymuje się z takich prac. Nie wiem czy trafiłam w dziesiątkę, czy raczej jak kulą w płot? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńNie wybiegajmy myślami aż tak daleko. Ania musi wyzdrowieć już tak do końca i skończyć studia. Ma przed sobą rok z okładem, żeby móc zadecydować o swojej przyszłości.
Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Nie wiem czy obecnie można mówić o facetach "tego kwiatu jest pół światu". Mężczyźni to teraz słaba płeć i jest ich stosunkowo mało. Do tego jeszcze wśród nich są osobnicy, którzy za kobietami nie przepadają. Więc obecnie kobietom nie pozostało nic innego, jak brać co jest. No chyba, że któraś chce zaryzykować życie w samotności. Więc Karolina powinna szybciutko skontaktować się z Wojtkiem, póki jest jeszcze zainteresowany i wolny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy nie zastanawiałam się pisząc to opowiadanie nad małą liczebnością mężczyzn. Założyłam, że obie przyjaciółki w końcu trafią na tych właściwych. Na pewno ich wybór nie będzie polegał na tym, że wezmą to, co mają pod ręką.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Aż się chce powtórzyć za J.Kochanowskim - "Wsi spokojna, wsi wesoła. Który głos twej chwale zdoła?". Rzeczywiście stworzyłaś sielsko anielski widok miejscowości, w której mieszkają dziadkowie Ani. Nie ma takiej możliwości aby dziewczyny tam nie odpoczęły. Sama bym chętnie tam pojechała, ale na zamieszkanie na stałe w takiej głuszy nikt by mnie nie namówił. Podziwiam Kubę. Pozdr
OdpowiedzUsuńA ja mam tak dość miasta, że chętnie wyprowadziłabym się do takiego miejsca, a ponieważ to niemożliwe, więc rekompensując sobie tę niemożność przynajmniej je opisuję. To trochę takie moje tęsknoty za niemożliwym. Hahaha.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizytę na blogu. :)
Już w myślach dopisuję ciąg dalszy. Bardzo chciałabym aby Ania i Karolina znalazły odpowiedzialnych facetów. Obie na to zasługują, a ich partnerzy nie mogliby marzyć o lepszych kobietach. Wiem, że jest zdecydowanie za wcześnie na miłość, ale pomarzyć można, prawda? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo cóż... Czasami marzenia się spełniają. Teraz jest jeszcze za wcześnie, ale za kilka części, kto wie?
UsuńPozdrawiam pięknie i równie pięknie dziękuję za wpis. :)
Cieszę się, że dziewczyny będą miały towarzystwo. Zawsze to miło poprzebywać w innym towarzystwie niż swoje własne. Może coś dobrego z tej znajomości wyniknie? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńAnia i Karolina świetnie czują się we własnym towarzystwie, ale miło też jest poznać kogoś nowego tym bardziej, że ten ktoś ma artystyczną duszę i w przeciwieństwie do większości mężczyzn jest dobrze ułożony i stonowany. Taki towarzysz na pewno im się przyda.
Serdecznie Cię pozdrawiam Nina i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Ania jest konsekwentna i uparta więc myślę, że uda jej się skończyć te studia. Chociaż nie wiem czy to nie strata czasu? Powinna raczej zmienić kierunek lub ukończyć jakiś kurs, po którym miałby zawód w ręku. Za coś trzeba żyć, a w wyuczonym zawodzie i tak nie będzie mogła pracować. Sama nie wiem co by jej podpowiedzieć, bo zdecydowanej większości zawodów potrzebny jest niezły wzrok. Może nauka programowania skoro Ania ma ścisły umysł? Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńAnia jest osobą, która jak już coś zacznie, to konsekwentnie kończy. Ona jest na piątym roku i trudno byłoby zaczynać jej nowy kierunek od początku. Ukończenie studiów, obrona pracy i zdobycie dyplomu jest dla niej teraz sprawą ambicjonalną, a nie czymś, co pozwoli jej w życiu zarabiać jakieś pieniądze. Oczywiste jest, że musi znaleźć dla siebie jakąś alternatywę. Ona nie ustaje w poszukiwaniach i liczy na to, że pobyt na wsi podsunie jej jakieś rozwiązanie.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Mówi się "jaki ten świat jest mały". Ania i Kuba wychowywali się w tej samej miejscowości i dopiero po tylu latach poznali się u dziadków Ani. Ona musiała przyjechać z Warszawy, a on przeprowadził się z Krakowa. Gdyby nie przypadek pewnie nigdy by się nie spotkali i nie poznali, a może są sobie pisani? Czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńKuba jest od dawna zadomowiony w tym uroczym zakątku. Spadek po jego dziadkach okazał się wyzwaniem, któremu się poświęcił i na które przeznaczył mnóstwo zarobionych ze sprzedaży obrazów i rzeźb pieniędzy. Regularnie przyjeżdża do Kruków po mleko i jajka więc siłą rzeczy musiał natknąć się na dziewczyny. Ta znajomość da im wszystkim sporo radości i pozwoli dziewczynom poznać świat artysty. To będzie ciekawe doświadczenie.
Pięknie Cię pozdrawiam i serdecznie dziękuję za wpis. :)
Dołożę swoje pochwały dla głównej bohaterki i jej najbliższych. Z takim ludźmi wokół można wszystko. Tylko pozazdrościć. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńA ja mam nadzieję, że ludzie, którzy znaleźli się w podobnym położeniu jak Ania będą mogli czerpać siłę do walki o siebie wzorując się na niej.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Jak Kuba zareaguje na widoczne blizny Ani, nie przestraszy się? Czekam na odwiedziny dziewczyn u niego w domu. Ciekawe czy spodobają im się prace Kuby? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKuba już widział te blizny. One są przecież widoczne. Jedna, pionowa jest na środku brody, a druga prześwituje przez nie odrośnięte jeszcze włosy. Ania nie ukrywa ich, nie maskuje. Jedynie bejsbolówka na jej głowie maskuje jej nierówno odrastające włosy. Kuby to nie przeraża i nie zwraca na to uwagi. Odwiedziny u niego już w następnej części.
UsuńPozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Ten wyjazd do babci na pewno zrobił Ani i Karoliny. Dobrze, że Ania się nie martwi o Tomasza. Nie ma czym. Jestem ciekawa jak rozwinie się dalej akcja z Kubą. Czyżby będzie chłopakiem któreś dziewczyny?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marku,szefie,prezesie
Aneta
UsuńAnia odcięła się już definitywnie od Tomasza, kiedy leżała w szpitalu. Nie ma najmniejszego powodu, żeby się o niego martwić. Zdradził ją, nie wspierał, więc dlaczego ona teraz miałaby o nim myśleć. Dla niej to rozdział zamknięty. Ona teraz ma inne priorytety i na nich się skupia.
Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Ani nie straszne wiejskie klimaty,zapachy,ptactwo domowe, bydło( ja do dziś po ,,spotkaniu z krową w dzieciństwie mam niemiłą pamiątkę'' dobrze ,chociaż ,że z czasem stała się mało-widoczna.
OdpowiedzUsuńTa bohaterka niczego się nie boi,twardo stąpa po ziemi,no i na horyzoncie chyba ktoś się pojawił ,kto być może stanie się miłym kompanem,który stanie kimś kto zostanie w jej życiu na dłużej lub zawsze. Karolina też znajdzie swą miłość ,a może już znalazła.
Pozdrawiam serdecznie :).
Justyna
UsuńAnia wychowywała się na wsi. Do miasta przeniosła się w momencie, gdy szła do podstawówki. Jest przyzwyczajona do gospodarstwa i wie, co należy robić, więc akurat tego nie obawia się w ogóle. Kuba to miły facet więc dziewczyny na pewno się z nim dogadają.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)