ROZDZIAŁ
6
Po obiedzie faktycznie wybrały się do
Kostrzewy. Obie były bardzo ciekawe tych rzeźb. Obie też nie znały nikogo, kto
byłby tak wszechstronnym artystą.
-
Pamiętasz jak szłyśmy zobaczyć czy są jeszcze jagody? – zapytała Ania, gdy już
ruszyły z domu. Karolina mruknęła coś w rodzaju „noo…” i kiwnęła głową. –
Musimy dojść do tego rozwidlenia dróg. Myśmy szły na lewo, a do domu Kostrzewów
trzeba iść na prawo. Dojdziemy niemal do brzegu jeziora i pójdziemy jakieś
dwieście metrów wzdłuż niego. Dom stoi bardzo blisko wody. Pamiętam, że kiedy
były wielkie ulewy staruszkowie mieli nie lada kłopot, bo wciąż ich zalewało.
Ciekawe, czy młody jakoś to zabezpieczył. Z drugiej strony budynku rozciąga się
wielki ogród i sad. Aż mnie ciekawość pali jak to teraz wygląda. Chodźmy.
Przeszły do rozstaju dróg i skręciły w
prawo. Ścieżka zwęziła się tak, że musiały iść jedna za drugą. Prowadziła
oczywiście Karolina trzymając Anię za rękę. Doszła do sporej skarpy i stanęła
przed nią.
-
Myślę, że to robota Kuby. Zbudował wał przeciwpowodziowy. My chyba pójdziemy
wzdłuż tego wału.
Jakieś dwieście metrów dalej wał zaczął się
obniżać ukazując wolną przestrzeń. Karolina zatrzymała się. – No, no, jeśli to
ten dom to jestem pod wrażeniem.
-
Jak wygląda?
-
Jest cały z drewna, chociaż z daleka wygląda mi to na siding i chyba nim jest.
Piękny dach i dookoła balkony na piętrze. Pod spodem szeroka weranda i od
werandy długi pomost wsparty na drewnianych palach prowadzący wprost do wody.
Na końcu zacumowana łódka. Powiedziałabym, że ful wypas.
- W
takim razie on zmienił tu wszystko. O ile pamiętam, to jego dziadkowie
mieszkali w drewnianym domu, ale to drewno było aż czarne ze starości. Dach był
wysoki, szpiczasty, pokryty gontem a strych niezagospodarowany. Przy budynku
stał koślawy płotek z brzozowych, nieokorowanych desek, a za nim rosły wysokie
malwy i słoneczniki. Mimo, że chałupka była stara, to bardzo malownicza i miała
swój urok.
Podeszły bliżej i zostały zauważone. Z domu
wyszedł jego gospodarz i z szerokim uśmiechem przywitał dziewczyny.
-
Serdecznie witam w moich skromnych progach. Trafiły panie bez przeszkód?
-
Najmniejszych – odpowiedziała Ania. – Ja doskonale pamiętałam drogę. Nie
spodziewałam się tylko tego wału przeciwpowodziowego.
- No
tak… Musiałem się jakoś zabezpieczyć na wypadek zalania, chociaż odkąd tu
mieszkam, to jeszcze się nie zdarzyło, mimo że ulewy były. Zapraszam panie do
środka, jeśli oczywiście chcecie obejrzeć dom.
-
Bardzo chcemy – zapewniła gorliwie Karolina. – Ania twierdzi, że zmienił pan tu
wszystko.
Kuba poczochrał czuprynę i spojrzał na obie
zakłopotany.
- No
może nie wszystko, ale sporo. Dom zbudowano dawno temu, ale z drewna odpornego
na korniki. Dzięki temu mogłem śmiało położyć siding. Dach musiałem wymienić,
bo przeciekał, a wnętrze też już inne niż wtedy. Zapraszam.
Wnętrze domu oczarowało je obie choć Ani
znacznie dłużej zajęło poznanie rozkładu pomieszczeń i zobaczenie, co w nich
jest. Z przedpokoju wchodziło się wprost do dużego salonu, który posiadał
przeszklone, szerokie wyjście do ogrodu. Był też kominek, wygodna kanapa i dwa
ogromne skórzane fotele. Tuż obok był aneks kuchenny otwarty na salon bardzo
nowocześnie urządzony i łazienka. Na piętrze trzy przyzwoitej wielkości pokoje
a także pracownia. Wszędzie połaciowe okna dostarczające mnóstwo światła, a
oprócz nich w każdym z pokoi dwuskrzydłowe szklane drzwi wychodzące na taras. Pomieszczenia
były bardzo zadbane. Nigdzie nie panował bałagan, co było dziwne, bo artyści z
reguły nie dbają o porządek.
-
Napiją się panie kawy? Proponuję, żebyśmy wyszli na werandę. Ciepło dzisiaj a
parasol osłoni nas przed słońcem.
-
Bardzo chętnie napijemy się kawy, ale wcześniej chciałybyśmy obejrzeć te słynne
rzeźby.
- No
skoro tak, to zapraszam do ogrodu – Kuba przemierzył salon i otworzył szklane
drzwi. Przeszły przez nie i znalazły się zupełnie w innym świecie. Cześć ogrodu
pozostawiona była w stanie dzikim i to głównie tam ulokowane były rzeźby. Widać
było, że artysta najchętniej korzysta z naturalnego materiału, czyli drewna,
ale nie gardzi też kamieniem i metalem. Z tego ostatniego stworzył
majestatyczne żurawie i inne ptactwo zbite w grupki i rozsiane po całym
ogrodzie. Dziewczyny najbardziej urzekły jednak prace z drewna, a raczej ze
starych korzeni, które wtopiły się w naturalne tło.
Karolina chłonęła te obrazki jak oniemiała.
Podprowadzała Anię do każdej rzeźby, by ta mogła jej dotknąć i choć trochę
zobaczyć, by mieć pojęcie o jej pięknie.
-
One są wspaniałe – mówiła gorączkowo podekscytowana Ania. – W życiu nie
widziałam nic równie pięknego. Babcia miała rację, jest pan niezwykle
utalentowany.
-
Bardzo miło mi to słyszeć. Czy możemy sobie mówić po imieniu? Nie jestem o
wiele starszy i jakoś tak mi niezręcznie.
Dziewczyny chętnie przystały na tę
propozycję. Kuba oprowadził je po całym ogrodzie pokazując ukryte czasem w
gąszczu trawy prawdziwe perełki. Zaimponował im. W końcu usiadły obie przy
stoliku na werandzie czekając na kawę. Wkrótce Kuba ją wniósł, a do niej jakieś
drożdżowe ciasto.
-
Ciasto też potrafisz piec? – wyrwała się Karolina. Kuba roześmiał się na całe
gardło.
-
Taki świetny to już nie jestem. Ciasto drożdżowe uwielbiam, a z jagodami
szczególnie. Mam tu zaprzyjaźnioną sąsiadkę, która zawsze w soboty piecze dla
mnie blachę tego przysmaku. Z ludźmi trzeba żyć w zgodzie, a ja nie jestem
typem choleryka. U pani Tereni Kruk kupuję codziennie mleko i jaja. Raz na dwa
tygodnie masło, bo ona robi najlepsze. Jeśli ktoś robi świniobicie zawsze o
mnie pamięta. Nie wybrzydzam. Czasem jest to swojska kiełbasa mocno pachnąca
czosnkiem, czasem tylko słonina, lub kiszka, czy pasztetowa, ale jednak zawsze
coś. Z głodu to ja bym tu na pewno nie umarł. Oni wszyscy pamiętają moich
dziadków i pamiętają mnie jako dzieciaka. Myślę, że też doceniają to, że nie
zburzyłem tego starego domu, tylko solidnie wziąłem się za wyremontowanie go.
Długo to trwało, bo większość rzeczy robiłem sam, ale na szczęście doprowadziłem
wszystko do szczęśliwego końca.
-
Naprawdę cię podziwiamy, bo dom jest przepięknie urządzony i ma swój klimat.
- Bardzo
się starałem. Nie zawsze było kolorowo, bo jakoś musiałem zdobyć na to wszystko
fundusze. Na szczęście pomogli koledzy z Krakowa i to tam głównie wystawiałem
swoje prace. Mnóstwo rzeźb poszło za granicę podobnie jak obrazów zarówno
olejnych jak i akwarel. Dzięki temu mogłem inwestować w remont domu. Teraz to
mój mały azyl. Tak się do niego przyzwyczaiłem, że nigdy nie chciałbym
opuszczać tego miejsca. Zakochałem się w nim i tyle. Teraz jest czas na pracę,
na tworzenie nowych rzeczy. Nie opuszczam żadnej wystawy, bo to zawsze może
przynieść jakiś zysk, a żyć z czegoś trzeba. Wreszcie osiągnąłem spokój.
-
Godne podziwu, naprawdę. Rzadko się zdarza, żeby tak młody człowiek miał już takie
osiągnięcia na swoim koncie i tak poważnie podchodził do życia – Ania
uśmiechnęła się do własnych myśli.
- A
wy studiujecie, czy pracujecie?
-
Studiujemy – odezwała się milcząca dotąd Karolina. – Jesteśmy na ostatnim roku
geofizyki. Ania rozważa zmianę zawodu, bo ze względu na wzrok nie będzie mogła
go wykonywać. Jednak jest bardzo dzielna, bo postanowiła dokończyć studia. Ja
zostaję przy tym co mam. To już taka rodzinna tradycja, bo ojciec też jest
geofizykiem – odruchowo zerknęła na zegarek. – O rany, ale już późno!
Zasiedziałyśmy się.
-
Nie przesadzaj, dopiero szósta. Może zrobilibyśmy grilla? Odwiozę was potem do
domu. Nie ma problemu. Nie proponowałbym, gdybym nie był mobilny i
musiałybyście wędrować po ciemku przez las. Zgódźcie się. Tak rzadko miewam tu
towarzystwo.
- W
sumie dlaczego nie? – Ania sięgnęła po telefon. – Zadzwonię do dziadków, żeby
ich uspokoić, bo na pewno by się martwili.
Bardzo przyjemnie spędziły to popołudnie.
Przy okazji dowiedziały się, że w miasteczku nadal odbywają się jarmarki w
każdą środę i Kuba zaoferował im podwózkę na ten dzień. Zgodnie z tym, co
obiecał podwiózł je pod samą bramę i serdecznie pożegnał.
Następnego dnia wstały nieco później.
Babcia była już na nogach, podobnie dziadek. Po śniadaniu ruszyły na jagody.
Przez dwie godziny nazbierały ich dość, by móc zrobić z nich pierogi. W
doskonałych humorach wracały do domu.
Karolina już z daleka zauważyła dziadka jak
majstruje coś przy wędkach.
- To
chyba dla nas szykuje te wędki – mruknęła. – Ty wieczorem kopiesz robaki. Ja
się brzydzę.
-
Nie ma sprawy kochana. Mogę kopać. Nawet na wędkę ci nadzieję, żebyś mogła
łowić. Jutro próba generalna. Mam nadzieję, że wrócimy z tarczą nie na tarczy.
Jednak następnego dnia zanim wyszły z domu
pojawił się w nim Kuba jak zwykle po mleko i jaja. Kiedy dowiedział się, że
wybierają się na ryby od razu wyraził chęć uczestniczenia w tej przygodzie.
- Pomogę
wam. Może uda wam się złowić jakiegoś wielkiego suma lub szczupaka? Taka ryba
walczy, a wy nie wyglądacie na szczególnie silne. Podwiozę was. Wiem gdzie
dziadek łowi. A mleko i jaja zabiorę później.
Już na miejscu Kuba zapytał, czy mają
robaki. Ania wyciągnęła z torby blaszane pudełko i otworzyła wieczko.
-
Proszę bardzo. Osobiście przeze mnie nakopane wczoraj wieczorem.
-
Jak ty to zrobiłaś? Widziałaś cokolwiek?
-
Raczej niewiele. Bardziej wyczuwałam je jak wiły mi się pod palcami. Zaraz
nadzieję je na haczyk.
Po chwili pewnym ruchem zarzuciła wędkę.
Karolinie poszło nieco gorzej. Robiła to po raz pierwszy, ale Kuba jej pomógł.
Teraz pozostało tylko czekać. Jednak czekanie, to była ostatnia rzecz jakiej by
pragnęła niecierpliwa Karolina. Czas zaczął się jej dłużyć. Wstała z pomostu,
wzięła jakiś foliowy worek i oznajmiła, że to nie na jej nerwy i idzie na
maliny lub jagody. Po chwili zniknęła im z oczu.
-
Nie ma cierpliwości ta twoja przyjaciółka – odezwał się cicho Kuba. Ania
uśmiechnęła się pobłażliwie.
-
Ano nie ma, ale zapewniam cię, że to najlepsza osoba na świecie. Nie wiem jak
bym się pozbierała po wypadku, gdyby nie ona.
-
Właściwie to co to za wypadek? Pytam z ciekawości, ale jeśli to dla ciebie zbyt
trudne, nie musisz mi opowiadać.
- W
sumie pozbierałam się już, chociaż na początku przeżyłam szok zwłaszcza wtedy,
gdy dowiedziałam się, że na jedno oko nie będę widzieć w ogóle, bo został
przerwany nerw wzrokowy. Wracałam do domu autobusem. Kierowca, młody gówniarz
był na haju i udawał bohatera. Jechał bardzo szybko i miał świetną zabawę, gdy
musiał gwałtownie hamować. Ja jedna tylko stałam i kurczowo trzymałam się
rurki. Wszystkie miejsca były zajęte. Przed światłami był tak rozpędzony, że
hamował w ostatniej chwili. Wrąbał w tył wielkiego tira. Odrzuciło mnie a potem
przywaliłam twarzą w tę rurkę tak mocno, że złamałam nos, rozpłatałam brodę na
pół, złamałam żuchwę i kości czaszki. Utworzyły się dwa krwiaki, które
spowodowały obrzęk mózgu, a ten z kolei uciskał na nerwy wzrokowe. Operacja
trwała kilka godzin. Połatano mnie, ale jak widać nie wyszłam z tego bez
szwanku. Wzroku nie odzyskam nigdy. Prawym okiem trochę widzę, ale mam zawężone
pole widzenia. Szrama na brodzie zostanie już na zawsze tak jak blizna na
głowie. Nos ledwie złożyli do kupy, bo był po prostu pogruchotany. Lekarze
bardzo się starali, ale jego kształt nie jest taki jak przed wypadkiem. Podobno
będzie węższy, ale na taki efekt trzeba poczekać co najmniej rok. Blizna też ma
zblednąć i być mniej widoczna, ale na to wszystko trzeba czasu. I to tyle.
Wciąż czekam na rozprawę, bo nie tylko ja ucierpiałam w tym wypadku. Liczę na
jakieś odszkodowanie, bo leczenie jednak trochę kosztowało, a rodzicom się nie
przelewa. Głupio jest mi brać od nich pieniądze. Chciałabym robić coś
pożytecznego w życiu, coś co przyniosłoby mi satysfakcję i jakiś dochód. Nie
wiem, czy uda mi się znaleźć coś takiego, co odpowiadałoby moim warunkom. Wciąż
mam nadzieję, że tak. W końcu mam cały rok na myślenie.
-
Jesteś naprawdę bardzo dzielna. Podziwiam cię, że tak spokojnie podeszłaś do
swojej niepełnosprawności. Pogodziłaś się z nią i chcesz iść dalej. Jesteś
silną kobietą, bo wciąż walczysz. Rzadko zdarzają się tacy ludzie. Chciałbym
utrzymywać z tobą kontakt jak już stąd wyjedziesz. Może mógłbym zabrać cię
kiedyś na moją wystawę? Byłaś kiedykolwiek w Krakowie?
-
Chyba raz i to jako dziecko. Poza tym bardzo chętnie pojadę z tobą na wystawę.
Twoje prace są wyjątkowe. Nikt tak nie rzeźbi jak ty. Wprowadź sobie mój numer
telefonu, a ja zrobię dokładnie to samo, a raczej będę ciebie musiała poprosić
o pomoc – podała mu komórkę. – O rany! Bierze! Coś złapało przynętę! – rozwrzeszczała
się czując jak napina się żyłka. Gwałtownie zaczęła kręcić kołowrotkiem, ale
ryba była silna.
-
Spokojnie, spokojnie – usłyszała głos Kuby. Stanął tuż za nią obejmując ją
rękami i pomagając jej utrzymać wędkę. – Popuść trochę. Trzeba ją zmęczyć.
Te zmagania trwały ze dwadzieścia minut. W
końcu udało im się wyciągnąć sporego suma. Teraz Kuba trzymał go w podbieraku
przyglądając mu się.
-
Wielki, naprawdę wielki. Ależ miałaś szczęście.
Tego dnia udało im się złowić jeszcze dwa
liny. Kuba oczyścił je na miejscu z łusek i wnętrzności. Mogli wracać, bo i
Karolina pojawiła się zwabiona ich krzykami. Ona z kolej natrafiła na skarpę
porośniętą krzakami malin i uzbierała ich pełen worek. Oblizywała się na myśl o
koktajlu.
Po prostu fantastycznie dobierasz zdjęcia do tekstu;) One bardzo wzbogacają opowiadanie. Te rzeźby są przepiękne. Jestem pod ogromnym wrażeniem takiego talentu. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńTo podobnie jak ja. Mnie też urzekły te rzeźby i postanowiłam dodać je do opowiadania.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Dziewczyny bardzo miło spędzają czas. Aż się dziwię, że takie młode dziewczyny z wielkiego miasta tak dobrze czują się na maleńkiej wsi. Jak tak dalej pójdzie, to się rozleniwią na maksa. Po powrocie mogą mieć problem z hałasem i zgiełkiem Warszawy, a czeka je dużo nauki;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPisałam już wcześniej, że Ania urodziła się na wsi i do momentu pójścia do szkoły wychowywała się u dziadków. Z Karoliną znają się od podstawówki i razem przyjeżdżały tu na wakacje, chociaż Karolina znacznie rzadziej. Obie dobrze się tu czują, a powrót do miasta i codziennych obowiązków dla każdego z nas bywa bolesny.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Fajny ten Kuba. I jaki spryciarz, już miał w objęciach Anię;) Każdy powód jest dobry. Rozkręca się chłopak. Niech tylko nie odpuszcza;) A tak z innej beczki, to talent ma ogromny! Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejny czwartek;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńTe obejmowanie Ani nie było żadną premedytacją ze strony Kuby. Jakoś musiał chwycić tę wędkę, prawda? To naprawdę fajny, miły i w dodatku utalentowany młody człowiek. Trochę taki człowiek renesansu, bo i rzeźbi, i maluje, i nawet naczynia lepi z gliny. Prawdziwy artysta.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za dzisiaj. :)
Zaczarowany ogród. To właśnie przyszło mi pierwsze do głowy po przeczytaniu tego rozdziału. Zazdroszczę takich widoków. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoże nie cały zaczarowany, a zaczarowana jego połowa, w której Kuba nie ingeruje w przyrodę i wszystko rośnie dziko. Sama zakochałabym się w takim ogrodzie.
UsuńBardzo dziękuję za wizytę na blogu i serdecznie pozdrawiam. :)
Wcale się nie dziwię, że Kuba utrzymuje się ze swoich prac. Jeśli wszystkie są takie jak te rzeźby, to rewelacja. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńMa chłopak talent i to nieprzeciętny. Dzięki niemu zarobił dość, żeby doprowadzić dom dziadków do tzw. używalności. Nikt by się nie domyślił, że jego zewnętrze kryje takie nowoczesne i kosztowne rozwiązania.
Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Widzę, że nie tylko ja tak uważam, bo rzeczywiście te rzeźby pobiły wszystko. Nawet moje ukochane malinki;) One są takie tajemnicze, jak nie z tego świata. Przesyłam ciepłe pozdrowienia Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńNatura jest najlepszym rzeźbiarzem, ale jeśli ktoś posiada talent, to potrafi wydobyć jeszcze większe piękno nawet ze spróchniałych korzeni.
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz. :)
Artyści, szczególnie tacy młodzi najczęściej żyją tylko natchnieniem lub ewentualnie korzonkami hihihi;) Kuba się wyłamuje z tego stereotypu. Karolina ma rację, pełen wypas. Wspaniały, nowoczesny dom, cudowny ogród, jezioro, cisza, spokój, nie zapominajmy o świeżych jajeczkach czy masełku, czy mu nie za dobrze? Teraz dziewczyny powinny wnieść w jego świat trochę pozytywnego zamieszania. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńTrochę zamieszania wniosą, bo cała trójka już się świetnie rozumie i dogaduje. Zacznie się wspólne spędzanie czasu, przez co Kuba będzie miał go znacznie mniej na tworzenie, ale żałował nie będzie. Jajka, mleko, masło, czy wyroby ze świniobicia to tylko bonusy mieszkania na wsi. On przecież za to płaci, nie dostaje za darmo, ale z pewnością jest to o wiele zdrowsze niż żywność w mieście.
Pięknie dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Muszę przyznać, że mimo moich pierwszych obaw, opowiadanie jest bardzo przyjemne. Nie epatujesz ciągłym nieszczęściem. Wręcz odwrotnie. Historia jest przepełniona pozytywnymi doznaniami. To jak Ania i jej bliscy przyjmują skutki wypadku jest godne naśladowania. Czekam na cd. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOpisywanie udręki związanej ze ślepotą przez kilka rozdziałów mnie samą doprowadziłoby do rozpaczy. Historia zaczyna się źle, ale musi skończyć się w miarę pozytywnie, chociaż jak wiadomo cudu nie będzie. Najważniejsza jest właściwa motywacja i o tym właśnie chciałam w tym opowiadaniu napisać. Ludzie obarczeni kalectwem nie muszą kisić się przez całe życie w swojej własnej traumie, ale znaleźć sobie cel i konsekwentnie do niego dążyć. Tacy ludzie też mogą być szczęśliwi, jeśli tylko tego bardzo chcą.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Lato leśnych ludzi. Jest coś takiego. Książka albo film a tu pasuje jak ulał. Cieple morze jak widać do wypoczynku nie jest potrzebne Ani i Karolinie. Ania może nawet wśród natłoku turystów źle by się czuła. Dzieła Kuby piękne oczywiście.Ma talent chłopak, skoro po sprzedaniu obrazów było stać go na remont domu, a przecież młodzi artyści często biedę klepią. W ogóle jest z niego porządny gość. Rodzinny i romantyczny, bez nałogów jak mniemam. Oby sława mu do głowy nie uderzyła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło. I dzięki za notkę pod moim wpisem.
RanczUla
Usuń"Lato leśnych ludzi" to książka Rodziewiczówny i nakręcony na jej podstawie film, bądź serial, już nie pamiętam. Swojego czasu zaczytywałam się w tej autorce, bo pisała takie romantyczne historie. To opowiadanie w niczym nie przypomina książki, no może tylko tym, że dzieje się w lesie. Kuba jest zdolny i wiek nie ma tu znaczenia. Chłopak ma prawie trzydziestkę na karku więc od ładnych paru lat żyje ze sprzedaży swoich charakterystycznych prac. Ma swój styl i trudno jego prace pomylić z pracami kogoś innego. W światku artystów jest rozpoznawalny, a jeśli dojdzie do tego sława, to co w tym złego. Niech się chłopak nią cieszy.
PS.
Udało Ci się wejść w ten wykaz?
Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz. :)
Niestety, ale nie. Kiedyś Justynka coś mi tam pomogła to może jeśli przeczyta zna odpowiedź. Najdziwniejsze jest to,że tylko na moim laptopie to się dzieje. Mały problem, ale trochę denerwujące.
UsuńPozdrawiam miło.
Ania nadaje się do mieszkania na wsi, tego jestem pewna na sto procent. Dla mnie najbardziej przekonujące jest to, jak poradziła sobie z robalami na ryby. BRRRR!!!, wiły jej się pod palcami!? Ja bym tak nie potrafiła. Chyba zaimponowała Kubie, czy nie? Dobrze, że te kopanie i wicie na coś się przydały. Niezłego połowu dokonali;) Dziadek będzie dumny z wnuczki. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńAnia już jako dziecko robiła te wszystkie rzeczy tzn. kopała robaki i łowiła ryby. To dla niej żadna nowość. Teraz jest to trochę trudniejsze, bo jednak widzi niewiele, ale radzi sobie. W jakiś sposób imponuje Kubie, chociaż on nie mówi o tym głośno. Ona zadziwi go jeszcze nie raz.
Pozdrawiam Cię pięknie i serdecznie dziękuję za wpis. :)
Na razie na temat Kuby mogę pisać same achy i ochy. Jest bardzo zaradny i posiada ogromną wiedzę. Nie boi się ciężkiej fizycznej pracy skoro jak mówi, w większości sam dokonał remontu domu. A efekty jego pracy są spektakularne. Obie panie są pod wrażeniem. Jak to określiła Karolina, ful wypas! Do tego jest zdolnym artystą. Nie tak prosto utrzymać się z takiej pracy. To wszystko jak na razie nie przewróciło mu w głowie. Jest miły, sympatyczny, uczynny, gościnny i chyba bardzo rodzinny, skoro z takim ciepłem potrafi mówić o dziadkach. Wszystko to świadczy o tym, że mógłby być wspaniałym partnerem. Ciekawe czy się nie zmieni, czy rzeczywiście, któraś z dziewczyn zobaczy w nim kogoś więcej niż kolegę? I czy on zainteresuje się którąś z nich na poważnie? Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńTo, że Kuba jest taki zaradny i samodzielny wynika po części z faktu, że w dość młodym wieku został w Polsce sam, bo jego rodzice wyemigrowali za chlebem. Wychowywali go dziadkowie. On tylko przez okres studiów z nimi nie mieszkał. Jak je ukończył, to oni już nie żyli a on przejął po nich schedę. Miał co robić, bo wszystko było zaniedbane, za to teraz może się cieszyć efektami swojej pracy. Jest skromny, nie chełpi się osiągnięciami i nie jest zarozumiały. Być może dlatego tak świetnie dogaduje się z dziewczynami, które mają także te cechy. Jak będzie dalej i czy wybierze którąś z nich przekonasz się niebawem.
Pozdrawiam Cię serdecznie i pięknie dziękuję za komentarz. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńno to chyba od tego rozdziału mamy trzech muszkieterów? Młodzi świetnie się dogadują. Myślę, że cała trójka będzie zadowolona po wspólnie spędzonych chwilach. Dziewczyny będą miały rozrywkę, a Kuba towarzystwo, którego na co dzień trochę mu brakuje. Dobrze, że Karolina nie ma cierpliwości. Dzięki temu Ania i Kuba mogli spokojnie porozmawiać i trochę lepiej się poznać. Fajnie wypadła ta rozmowa o wypadku. Kuba nie kryguje się, nie udaje, że nie widzi w jakim stanie jest Ania. Najzwyczajniej w świecie i wprost zadaje jej pytanie o wypadek i nie dorabia do tego żadnych ideologii. Ania odpłaca mu się szczerością i opowiada co się stało. To co mówi, a przede wszystkim jak spokojnie o tym opowiada wywiera na Kubie ogromne wrażenie. Naprawdę ją podziwia. Chyba właśnie ta rozmowa przyczyniła się do tego, że Kuba się nią zainteresował. Powiedział jej przecież, że nie chce tracić z nią kontaktu, zaprosił ją na wspólny wyjazd do Krakowa na jego wystawę. Wierzę, że Kuba nie robi tego z litości, ale dlatego, że jest pod jej wrażeniem. Trzymam kciuki za nich znajomość. Zobaczymy czy i ewentualnie jak się rozwinie? Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńBędzie krótko, bo mam opuchnięte dłonie, a palce jak serdelki i to w kolorze sinym. Nawet klikanie sprawia mi ból.
Kuba to taka fajna wakacyjne znajomość, która ma szansę na to, żeby przetrwać. Czy tak się stanie i czy przemieni się w coś poważniejszego dla którejś z dziewczyn, zobaczymy.
Dzięki za wpis. Pozdrawiam i ściskam. :)
Kuba stworzył sobie raj na ziemi. Zakochał się w tym miejscu. Mam nadzieję, że przypomni sobie, że istnieje jeszcze inne zakochanie i będzie dążył aby w tym raju pojawiła się jeszcze jakaś przysłowiowa Ewa;) Pozdrowienia Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńKuba ma na razie dwie Ewy. Dopiero je poznał i nie wiadomo, czy wybierze jedną z nich, bo obie są fajne i zabawne. Czas pokaże.
Pozdrawiam i pięknie dziękuję za wpis. :)
Przepraszam, że tak późno wstawiam komentarz ale teraz dopiero mogłam przeczytać.
OdpowiedzUsuńTe rzeźby są przepiękne. Widać jak wielki talent ma chłopak.
Dziewczyny w świetnych nastrojach i do tego jeszcze Kuba.
Gdy czytałam fragment jak Kuba wymienia co dostaje od okolicznych mieszkańców to aż wspomnienia wróciły. A czas wakacji spędzany na wsi nie do zapomnienia.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńJa niestety nie mam takich wspomnień i takich doświadczeń, bo nie miałam nigdy rodziny mieszkającej na wsi. Wieś taką prawdziwą poznałam już w dorosłym życiu i to tylko dlatego, że rodzina męża stamtąd pochodzi i jej część tam mieszka. Gdybym była młodsza na pewno wyemigrowałabym na wieś. Teraz tylko patrzę na to, żeby mieć blisko do lekarzy. Smutne to, ale prawdziwe.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :)
Fantastyczne rzeźby. Kuba ma niesamowity talent,pasje ,rozwija się i dobrze ,że sodówka do głowy mu nie uderzyła, nie ma przerośniętych ambicji i nie jest zapatrzony w siebie.Dziewczyny są super i mam nadzieję ,iż nic złego je nie spotka. Czekam na cd.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :).
Justyna
UsuńKorzyści z tej znajomości wyniosą wszyscy. Dziewczyny będą miały dodatkową rozrywkę, a i Kuba nie będzie miał powodów do narzekań.
Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)