ROZDZIAŁ
7
Artur był wściekły na Anitę. Obwiniał ją o
to, że zmanipulowała jego rodziców, że zagrała im na emocjach i wywołała w nich
poczucie winy. Gdyby nie ich wieczna gadanina pewnie nigdy by się z nią nie
ożenił. Inna rzecz, że dziecko pokochał nad życie, a po dwóch latach doszedł do
wniosku, że Anita jest wspaniałą matką i mógłby się przy niej zestarzeć.
Decyzja wspólnego życia wydawała się oczywista. Teraz po latach pojawia się
Nina i odziera jego i Malwinę ze złudzeń. Moment, w którym poznał całą „prawdę”
uświadomił mu marność lat przeżytych u boku Anity. Przecież to Ninę kochał i
gdyby wszystko ułożyło się po jego myśli, mógłby być z nią bardzo szczęśliwy.
Jakoś nie przyszło mu do głowy zapytać, dlaczego ukryła przed nim fakt zajścia
w ciążę, podobnie jak nie przyszło mu do głowy, że istniała uzasadniona obawa,
że to nie on jest jej autorem. Nie przyszło mu do głowy mnóstwo innych bardzo
istotnych pytań. Zobaczył po latach Ninę i jego serce znowu niebezpiecznie
przyspieszyło. Kiedy zaproponowała wyjazd do Wrocławia i zamieszkanie u niej
przystał na to od razu upatrując szansę dla siebie i Malwiny na prawdziwe życie
bez matki zastępczej dla tej ostatniej. Zachłysnął się tym pomysłem. Mieszkanie
było duże i przestronne. On zagnieździł się w sypialni Niny, Malwina dostała
własny pokój. Przez pierwsze dni załatwiał sobie pracę a Malwinie szkołę. Robił
wszystko, żeby wrócić do normalności. Głównie chodziło mu o córkę, bo po tym co
zafundowała jej Anita, była rozchwiana emocjonalnie i konieczne było osiągnięcie
stabilizacji.
Przez
kilka miesięcy żyli jak w bajce. Noce były upojne a dni wypełnione szczęściem.
Różnica między Niną a Anitą była ogromna. Ta pierwsza nie gotowała. Zabierała
ich za to do drogich restauracji, bo jak mawiała gary są dobre dla gospodyń
domowych a ją stać na knajpy i znakomite jedzenie. Tu akurat mówiła prawdę.
Miała firmę i obrotnego wspólnika. Dzięki niemu prosperowali świetnie
zarabiając na sprzęcie rehabilitacyjnym, zaopatrzeniu medycznym i suplementach
diety. Nina na brak pieniędzy nie narzekała nigdy. Malwinę traktowała nie jak
córkę, ale jak koleżankę. Ciągała ją do drogich, ekskluzywnych sklepów i
ubierała w ciuchy, które nijak nie pasowały piętnastolatce mocno dodając jej
lat. Po mieście poruszały się taksówkami, na które Nina wydawała majątek. Mimo
smykałki do interesów nigdy nie zrobiła prawa jazdy. Przepisy ruchu drogowego
były zbyt skomplikowane i nie wchodziły jej do głowy.
Po
kilku miesiącach tej wspaniałej szczęśliwości coś jednak zaczynało zgrzytać.
Nina wracała coraz później i często czuć było od niej alkohol. Najzwyczajniej w
świecie imprezowała. Artur najczęściej już spał, kiedy starała się jak
najciszej przekręcić klucz w zamku. Tym razem to Malwina była czujna. Miała
sporo kartkówek i często siedziała do późnej nocy wkuwając materiał. Początkowo
nie chciała martwić ojca i nic mu nie mówiła. Od czasu, gdy przyjechali z Niną
do Wrocławia wydawał się być bardzo szczęśliwy i najwyraźniej odżył. Malwina
nie chciała tego psuć. Czara jednak się przelała, gdy Nina miała pojawić się w
szkole córki na zebraniu i na nie nie dotarła. Malwina była wściekła. Wieczorem
zrobiła jej awanturę przy ojcu.
- Prosiłam cię, żebyś poszła na to zebranie,
bo omawiano na nim ważne sprawy a ty wybrałaś znowu jakąś imprezę zamiast mnie!
Mama zawsze chodziła na zebrania i pilnowała terminów! – wykrzyczała jej prosto
w twarz. – Masz trzydzieści pięć lat a zachowujesz się jak głupia nastolatka!
Nie nadajesz się na matkę zupełnie.
- Nie pozwalaj sobie smarkulo! – warknęła
Nina. Ojciec przysłuchiwał się tej kłótni w milczeniu.
- Ty nic nie powiesz? – Malwina zwróciła się
do Artura. – Jesteś tak ślepy, że nie widzisz co ona wyprawia? Nie czujesz od
niej alkoholu? Nie widzisz, że wraca później niż zwykle i jest wstawiona?
Przejrzyj na oczy. Ta kobieta jest kompletnie nieodpowiedzialna – odwróciła się
na pięcie i zatrzasnęła drzwi od swojego pokoju. Nina zerwała się i pobiegła za
nią. Stanęła w drzwiach i wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Nie porównuj mnie do tej głupiej Anity.
- No jasne! Przepraszam! Już nie będę ci
mówić, że jest o niebo lepsza i mądrzejsza od ciebie a już na pewno bardziej
odpowiedzialna. Kochała nas. Stworzyła nam wspaniały dom. Ty traktujesz dom jak
hotel. Nie sprzątasz, nie gotujesz, nie robisz zakupów tylko wysługujesz się tatą.
Ty tylko leżysz i pachniesz. Jesteś zerem. Jak mam mieć taką matkę, to lepiej,
żebym jej nie miała w ogóle. A teraz zamknij drzwi z drugiej strony.
Artur
słuchał słów córki z wyraźną przykrością nie dlatego, że obrażały Ninę, ale
dlatego, że Malwina powiedziała prawdę. Prawdę o Anicie. Po raz pierwszy odkąd
tu przyjechali musiał przyznać, że nie tak wyobrażał sobie wspólne życie z
Niną. Seks z nią był wspaniały, ale sam seks nie jest w stanie utrzymać
związku. Ta awantura była dopiero początkiem tego, co miało wydarzyć się
później.
Wybierali
się na urodziny wspólnika Niny. To nie miało być zwykłe przyjęcie przy stole,
bo i okazja była niecodzienna. Wspólnik kończył czterdzieści lat i należało to
właściwie uczcić. Zostało zaproszonych mnóstwo gości a impreza miała mieć
charakter gardenparty.
Nina
stała przed dużym lustrem oglądając się ze wszystkich stron i sprawdzając, czy
suknia, w którą zainwestowała parę ładnych tysięcy dobrze leży. Artur stanął za
nią poprawiając muszkę. Z podziwem zlustrował sylwetkę Niny.
- Wyglądasz zjawiskowo – szepnął jej do ucha.
Rozchichotała się.
- Ty też niczego sobie. Malwina zostaje, czy
wybiera się gdzieś?
- Zostaje. To do niej mają przyjść jakieś dwie
koleżanki. Idziemy?
- Tak. Już czas.
Ogromny
ogród wspólnika oblegany był przez mnóstwo gości. Stały stoliki i bufety ze
smacznym jedzeniem. Gdzieś w tle słychać było spokojną muzykę. Z trudem
odnaleźli gospodarza i złożyli mu życzenia. Nina czuła się jak ryba w wodzie.
Znała tu niemal wszystkich, głównie mężczyzn. Artur pozostawał nieco z boku.
Czuł się przytłoczony i nikogo nie kojarzył. Nina brylowała w towarzystwie a on
przysiadł na ławeczce w pobliżu niewielkiej kaskady ułożonej ze sporych
otoczaków. Trzymając kieliszek z szampanem w dłoni omiatał wzrokiem ten kolorowy
tłum.
- Artur? – usłyszał za swoimi plecami i
odwrócił się gwałtownie. – Artur Kochański? A niech mnie diabli. Co ty tu
robisz chłopie? Prędzej ducha bym się spodziewał niż ciebie. Sądziłem, że
mieszkasz w Warszawie?
Przed
nim stał wysoki mężczyzna i uśmiechał się od ucha do ucha. Artur wstał i
uścisnął mu dłoń.
- Mój Boże… Piotrek Zwoliński… Nie widzieliśmy
się chyba od tej imprezy po maturze. Gdzie zniknąłeś?
- Nie zniknąłem. Po maturze studiowałem
architekturę krajobrazu w Warszawie, a potem los rzucił mnie do Wrocławia.
Solenizanta znam od kilku lat. To ja projektowałem mu ogród i stąd moja
obecność tu dzisiaj. Widziałem Ninę, ale nie miałem szans, żeby się do niej
dopchać. Jest oblegana jak zwykle zresztą. Nie sądziłem, że znowu jesteście
razem. Kiedyś będąc w Wałbrzychu dowiedziałem się, że wziąłeś ślub z Anitą. Z
nią samą miałem częstszy kontakt w Warszawie. One obie mieszkały wtedy razem.
Anita opiekowała się Niną, bo ta była w ciąży. Ściągnęła ją z Wrocławia. Potem
widywałem z dzieckiem wyłącznie Anitę. To wyglądało tak jakby to ona była matką
a nie Nina. Ninę spotykałem głównie na imprezach. Potem dowiedziałem się, że
wróciła z powrotem do Wrocławia.
- Tak… Mniej więcej tak było. Rzecz w tym, że
Anita to wszystko uknuła, żeby zaadoptować to dziecko a mnie wmówiła, że to z
nią je mam. Okłamała nas wszystkich a ja dopiero niedawno się o tym
dowiedziałem. – Piotrek pokręcił z niedowierzaniem głową.
- A od kogo?
- Nooo, od Niny. Przyjechała do Warszawy i
znalazła mnie. Opowiedziała mi o wszystkim. Także o tym, że przez tę adopcję
Anita chciała nas rozdzielić.
- To niemożliwe. To jakaś piramidalna bzdura. Znałem
Anitę lepiej niż Ninę i doskonale wiem, że nie byłaby zdolna do jakiegoś
knucia. To uczciwa i wrażliwa dziewczyna. Co można pomyśleć o matce, która bez
skrupułów oddaje dziecko przyjaciółce a sama wyjeżdża na stałe do Wrocławia,
żeby nie mieć problemów i żyć tak, jak była do tego przyzwyczajona? Nina to
rozrywkowa dziewczyna. Lubi dobrą i ostrą zabawę. Tak jest do tej pory. Ona
jedna a wokół niej wianuszek mężczyzn. Nawet nie przeszkadza jej fakt, że
przyszła tutaj z tobą. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Tu raczej należy
podziwiać Anitę, że zdecydowała się wychować dziecko i jednocześnie studiować.
Musiało być jej piekielnie trudno. Mam jedną głowę i dałbym sobie ją uciąć, że
to Nina wpadła na pomysł adopcji. Nie chciała tego dziecka, bo było dla niej
ciężarem. Nie powiedziała ci o ciąży, bo pewnie nie wiedziała czyje ono jest. Założę
się, że albo dziecko jest do ciebie bardzo podobne, albo ona zrobiła badania
DNA. Stawiam na to pierwsze. – Artur wpatrywał się nieruchomo w twarz Piotrka.
To co powiedział przestawiło jego świat do góry nogami.
- To dziecko to dziewczynka, Malwina. Jest
zdjętą ze mnie skórą. Nie musiała robić badań DNA – powiedział cicho. Piotrek
popatrzył na Artura ze współczuciem.
- Możesz mi nie wierzyć, ale ta kobieta miała
wielu mężczyzn nawet wtedy, gdy była z tobą. Zdradzała cię. Bywałem na tych
imprezach. Anita siedziała z dzieckiem w domu, a Nina uwieszona na ramieniu
jakiegoś osiłka, za każdym razem innego, wywijała na parkiecie do białego rana
i zalewała się drinkami. Ona nie nadaje się do stałych związków. To nie taki
typ kobiety. A co w takim razie z Anitą?
- Właściwie to nie wiem… – rzekł niepewnie. –
Prawie rok temu Nina pojawiła się u nas w domu i powiedziała, co powiedziała.
Wściekłem się. Malwina także. Spakowaliśmy walizki i wraz z Niną przyjechaliśmy
do Wrocławia.
- Źle zrobiłeś Artur. Ninie nie można wierzyć.
Konfabulację ma we krwi. Zmanipulowała cię. Wykorzystała to, że nadal nie jest
ci obojętna. Ona lubi zdobywać nawet to, co nie należy do niej. Po zwycięstwie
napawa się satysfakcją, ale to nigdy nie trwa długo, bo szybko się nudzi.
Potrzebuje nowych wyzwań. To przykre co powiem, ale oboje skrzywdziliście
Anitę.
Artur
czuł się tak jakby dostał obuchem w łeb. To, co mówił Piotrek, miało sens i
zaczynało się układać w logiczną całość. Ponownie uścisnął Piotrowi dłoń.
- Będę się zbierał. Dziękuję ci za wszystko,
ale mam dość tej imprezy i idę to powiedzieć Ninie.
Zastał
ją faktycznie otoczoną przez mężczyzn, śmiejącą się perliście z jakiegoś
dowcipu. Odciągnął ją od nich.
- Mam dosyć. Jadę do domu.
- Dlaczego tak wcześnie? Ja się świetnie
bawię, nie psuj mi tego – powiedziała z wyrzutem. – Wrócę wieczorem taksówką.
Jak chcesz, to jedź.
Nie
zwlekał. Szybkim krokiem udał się do wyjścia nie pomyślawszy nawet, żeby
pożegnać się z gospodarzem imprezy. Z postoju wziął taxi i kazał się wieźć do
domu. Podchodząc do drzwi trochę był zdziwiony, że nie słyszy śmiechu
nastolatek. Otworzył je i od progu zawołał Malwinę. Odpowiedziała mu jednak
cisza. Poszedł do jej pokoju i stanął jak wryty. Jego córka leżała na łóżku z
rozrzuconymi rękami i oddychała ciężko. Wyglądała na nieprzytomną. Podbiegł do
niej i zaczął nią potrząsać, ale nie zareagowała. Na biurku stojącym przy oknie
dostrzegł jakiś mały woreczek z brunatnym proszkiem. – Czyżby zażyła narkotyki? – Przerażony wyciągnął telefon i wezwał
pogotowie. Czekając na nie zdążył napisać kartkę do Niny, że jest z Malwiną w
szpitalu. Jechał karetką i modlił się o cud. Modlił się o to, żeby Malwina
przeżyła. Nie rozumiał dlaczego to zrobiła. Przecież nie miała żadnych kłopotów
w szkole. Nadal dobrze się uczyła i chętnie. Jaki był więc powód, że posunęła
się do czegoś takiego?
Już na
miejscu próbowano ocucić dziewczynę. Długo to trwało, ale wreszcie otworzyła
oczy. Podano jej tlen i zastosowano płukanie żołądka. Zbadano zawartość
foliowej torebki i stwierdzono, że to rodzaj wysokooczyszczonej heroiny pod
nazwą „brown sugar”. Podszedł do niego lekarz chcąc się dowiedzieć czegoś
więcej.
- Ona nie jest narkomanką – tłumaczył Artur. –
Jestem pewien, że wzięła to po raz pierwszy w życiu i od razu przedawkowała.
Nie mam pojęcia jak to zdobyła. Możecie sprawdzić. Głowę dam, że na ciele nie
ma żadnych śladów wkłuć. Ratujcie ją. To moje jedyne dziecko – zakończył
drżącym głosem.
- Jak dawno mogła zażyć narkotyk?
- Może jakieś dwie godziny temu. Wtedy właśnie
wyszedłem z domu.
- To dobra wiadomość. Jest szansa, że nie
ucierpiały jej narządy wewnętrzne. Będziemy to monitorować.