ROZDZIAŁ
7
- Możemy zrobić tak, że posiedzimy tu z tobą
do dwudziestej drugiej, a potem podjedziemy na Plac Bankowy. Widziałem jak
montowali tam estradę więc na pewno będą jakieś występy – zaproponował Tomasz.
– Miałabyś ochotę Lauro?
- Naprawdę sama nie wiem… Nie jestem
zwolenniczką takich spędów i chyba nie lubię tłumów. Boję się ich.
- To
najmniejszy problem – zbagatelizował sprawę Tomasz. – Staniemy gdzieś z boku, o
północy wypijemy szampana i przyjedziemy do domu.
- No dobrze…, - zgodziła się z trudem – ale
najwyżej na dwie godziny.
Wyjechali
z domu krótko po dziesiątej. Tomasz prowadził ostrożnie, bo zaczął sypać śnieg.
W centrum zaparkował w jakiejś bocznej uliczce. Musieli podejść. W reklamówce,
którą niósł spoczywał francuski szampan i dwa plastikowe kubki.
Już z
daleka słyszeli głośną muzykę i jakiś zespół produkujący się na scenie. Okazało
się, że to „IRA”. Tomasz zgodnie z tym co obiecał Laurze, nie ciągnął jej pod
estradę. Rozejrzał się wokół i ruszył na koniec skaczącego w rytm muzyki tłumu.
- Tu będzie całkiem dobrze. Jest luz i nikt
nam nie będzie leżał na plecach.
Trochę
jednak marzli. Padający śnieg osiadał na ich twarzach. Laura zarzuciła kaptur
na głowę tupiąc przy okazji nogami.
- Musimy zacząć się ruszać, – zawyrokował
Tomasz – bo wkrótce zamarzniemy. – Chodź, zatańczymy – odwrócił się do niej
obejmując ją wpół. Nawet nie zdążyła zaoponować, gdy jej nogi same ruszyły do
tańca. Przetańczyli tak do północy. Potem zaczęło się odliczanie. Tomasz
otworzył szampana i rozlał go do kubków.
- Wszystkiego najlepszego Lauro. Dużo
szczęścia w nowym roku.
- Wzajemnie – wyszeptała.
Wokół
wiwatowali ludzie, machali szalikami i wznosili toasty. Było strasznie głośno.
Spora grupa uczestników tej imprezy oderwała się od sceny i ruszyła poprzez
tłum. Laura w ostatniej chwili zauważyła tę kolumnę i zmartwiała. Na jej
przedzie szedł roztrącając wszystkich jak taran podpity Wiktor a obok niego
kilku znajomych ze studiów. Zauważyła też Tamarę uwieszoną na ramieniu jednego
z nich i inne znajome twarze. Początkowo wpatrywała się w tę grupę jak
zahipnotyzowana. Tomasz patrzył na nią i nie rozumiał, co się dzieje. Kilka
razy wymienił jej imię, ale nie zareagowała.
- O matko… - wyrwało się z jej ust. – Ukryj
mnie, proszę, ukryj – wyszeptała spanikowana. - Szybko.
Przygarnął
ją ramieniem i przytulił do siebie. Stała teraz tyłem do tej bandy czekając aż
przejdą. Słyszała pijackie okrzyki Wiktora. On szedł trzymając w ręku butelkę
szampana i popijając z niej od czasu do czasu. W pewnym momencie wrzasnął: – Twoje
zdrowie Laura! Znajdę cię, gdziekolwiek jesteś!
Stała w
objęciach Tomasza i dygotała na całym ciele. Nie mogła się ruszyć. Dość długo
trwało, nim oderwała się od niego. Jej twarz była mokra od łez, a on wpatrywał
się w nią przerażony.
- Na litość boską Laura, co to było? Kim był
ten człowiek i dlaczego wykrzykiwał twoje imię? Czy ty się ukrywasz przed nim?
On ci coś zrobił? Powiedz mi…
Nie
mogła przestać płakać i najwyraźniej była roztrzęsiona. Tomasz objął ją
ramieniem i ruszył do samochodu. Tam pomógł jej zapiąć pas i otulił kocem.
Widział, że jest w szoku i nie może wykrztusić słowa więc na razie o nic jej
nie pytał. Postanowił zawieźć ją do domu. Tam chyba czuła się bezpieczna.
Odebrał
od niej klucz i otworzył drzwi. Podtrzymując ją podprowadził do wersalki, a gdy
położyła się, troskliwie nakrył kołdrą. W kuchni znalazł melisę. Pomyślał, że
zaparzy jej, bo być może po tym trochę się uspokoi. Z kubkiem melisy i kubkiem
mocnej kawy wszedł do pokoju i postawił to wszystko na stoliku. Podsunął sobie
mały, klubowy fotelik i poprosił Laurę, by usiadła i napiła się ziół.
- To cię trochę uspokoi i wyciszy te emocje.
Piła
małymi łykami nie chcąc się poparzyć. Wciąż płakała nie mogąc się otrząsnąć i
mając przed oczami twarz pijanego Wiktora. Ku zaskoczeniu Tomasza zaczęła snuć
swoją opowieść drżącym głosem.
- Człowiek, którego widziałeś nazywa się
Wiktor Byczkowski. Znam go od bardzo wielu lat. Kiedyś byliśmy parą. Poznaliśmy
się w trzeciej klasie liceum i staliśmy się nierozłączni. Pochodzi z bogatej rodziny.
Ojciec ma znaną kancelarię prawniczą w Warszawie a matka jest lekarzem. Od
najmłodszych lat wychowywany był w bogactwie, w nieliczeniu się z pieniądzem i
opływał we wszystko.
Po
liceum poszliśmy na studia. On zgodnie z rodzinną tradycją skończył prawo, ja
ekonomię. Gdy był na czwartym roku jego rodzice kupili mu dom, w którym
zamieszkaliśmy razem. Jego prawdziwą twarz poznałam na imprezie z okazji
skończenia studiów. Wtedy po raz pierwszy mnie pobił. Był kompletnie pijany i
bardzo zazdrosny. Dostało się też chłopakowi mojej przyjaciółki, bo Wiktor
uważał, że on przystawia się do mnie. Ja oberwałam już w domu. Po prostu mnie
skatował. Złamał mi rękę i odbił nerki. Miałam rozerwaną wargę, łuk brwiowy i
opuchniętą od ciosów twarz. Kiedy moi rodzice przyszli do szpitala byli
przerażeni tym widokiem. Powiedziałam im wtedy, że zrywam z tym bandziorem i
nie chcę go znać. Wiesz jak zareagowali? Tłukli mi do głowy jaki to jest
wspaniały człowiek, że przy nim będę miała dobre życie, bo opływam we wszystko
i nie muszę pracować. Nie oszczędzał na mnie, to fakt. Miałam dobry samochód,
mnóstwo biżuterii i najlepsze ciuchy. Raz w miesiącu przelewał mi na konto od
dziesięciu do piętnastu tysięcy. Żyłam jak w raju i okazałam się według mojej
matki niewdzięcznicą a ojciec powtarzał, że jak się baby nie bije to jej
wątroba gnije. Nie rozumiałam skąd u niego takie podejście do przemocy, bo sam
nigdy matki nie uderzył.
Wiktor
przepraszał i błagał o jeszcze jedną szansę. Zaklinał się, że ktoś musiał mu
wsypać coś do kieliszka i przez to stał się agresywny. Uwierzyłam. To był mój
pierwszy błąd. Potem bił mnie już na trzeźwo, ale lekcję odrobił, bo tłukł mnie
tak, żeby nie zostawiać śladów. One były na plecach, nogach i brzuchu, ale na
twarzy nigdy. Obrywałam każdego dnia. Pojechałam do jego matki i pokazałam
siniaki. Przyznałam, że mnie bije a ona zamiast mi pomóc prosiła mnie o
dyskrecję obiecując, że z nim porozmawia. Po tej rozmowie dostałam takie baty,
że nie mogłam się ruszyć. Kiedy wyjechał na delegację spakowałam się i uciekłam
do Gdańska, do przyjaciółki. Opowiedziałam jej o wszystkim a ona w ramach
pomocy zadzwoniła do niego. W Gdańsku był już następnego dnia. Po tej ucieczce
trochę się uspokoił. Był miły. Znowu obsypywał mnie prezentami aż w końcu
zorganizował zaręczyny. Wtedy wierzyłam jeszcze, że on się zmienił i zgodziłam
się zostać jego żoną. Potem nie miał już żadnych hamulców. Którejś nocy pobił
mnie tak, że uciekłam tak jak stałam. Biegłam przez pół miasta do swoich
rodziców w potarganych ciuchach, które usiłował ze mnie zedrzeć. Rodzice
pozwolili mi zostać, ale jak się okazało tylko na jedną noc, bo rano Wiktor już
pukał do drzwi. Od tej pory nie widziałam rodziców i nie chcę ich znać. Kolejny
raz uciekłam. Pojechałam do Krakowa, znalazłam tam mieszkanie i pracę, ale po
kilku miesiącach znalazł mnie. Zanim mnie dopadł zdążyłam wyjechać z miasta.
Wylądowałam w Polkowicach. Tam siedziałam prawie rok. Któregoś dnia ukazał się
wywiad w lokalnej gazecie. Mój szef chwalił załogę i mnie. Wymienił moje
nazwisko. Na drugi dzień kolega siedzący na portierni powiedział mi, że pytał o
mnie jakiś osiłek. Nie czekałam na spotkanie z nim. Znowu uciekłam. Pomyślałam,
że pod latarnią najciemniej i wróciłam do Warszawy. Wybrałam Targówek, bo jest
kawałek od centrum. Resztę już znasz. Myślałam, że w końcu uwolniłam się od
niego, a tu taka niemiła niespodzianka. Znowu będę musiała uciekać, bo zapewne
mnie znajdzie – kolejny raz się rozpłakała.
Tomasz
siedział wbity w fotel. Był przerażony tym, co od niej usłyszał. Ileż ta
dziewczyna musiała przejść…
- Posłuchaj Laura, nigdzie nie będziesz
uciekać. Nie można uciekać całe życie. Ten łajdak powinien trafić do więzienia
i ja to załatwię. Nie pozwolę, żebyś każdego dnia trzęsła się ze strachu w
obawie, że on w każdej chwili może wtargnąć do twojego mieszkania. Zostaw to
mnie. Ja wiem, co należy zrobić.
- Mam nadzieję, że nie rzucisz się na niego z
pięściami. On jest bardzo silny. Zrobi ci krzywdę. Ćwiczy na siłowni. Moją rękę
złamał jak gałązkę.
- Laura, może byłoby lepiej, gdybyś nie znała
szczegółów. Są różne sposoby na załatwienie takich drani. Widziałem go. Przez
wódę jest czerwony na twarzy i nalany. Jest ociężały. Może być silny, ale mało
ruchliwy. Poza tym przyjrzę się jego działalności prawniczej. Skoro potrafi
podnieść rękę na kobietę, to może i interesy prowadzi nieczysto. Na pewno się
tego dowiem.
Odstawiła
kubek i spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego chcesz to wszystko zrobić, przecież
ty nie doznałeś od niego żadnej krzywdy? Nie bardzo rozumiem co tobą kieruje.
Tomasz
spuścił wzrok pod wpływem jej spojrzenia. Nie wiedział jak zareaguje, gdy
usłyszy prawdę.
- Chyba zakochałem się w tobie – powiedział
cicho. – Nie, nie „chyba”. Na pewno zakochałem się w tobie i nie pozwolę, żeby
ktoś cię krzywdził. Zasługujesz na znacznie więcej niż to, co do tej pory
dostałaś od losu.
Milczała
dłuższą chwilę. Nie miała pojęcia, co ma mu odpowiedzieć. Z jednej strony
pochlebiało jej jego uczucie a z drugiej bała się ponownie zaangażować. Poza
tym znała go bardzo krótko.
- Nic nie mów – poprosił Tomasz. – Ja wiem, że
to dla ciebie duże zaskoczenie i że nie możesz odwzajemnić mi się tym samym. Mam
jednak nadzieję, że wkrótce poznasz mnie lepiej i być może kiedyś pokochasz.
Nie oczekuję od ciebie żadnych deklaracji, więc spokojnie. Dobrze jest jak
jest.
- Dziękuję – odetchnęła z wyraźną ulgą - i mam
do ciebie wielką prośbę. Zatrzymaj dla siebie to, co tu usłyszałeś. Nie mów
babci. Ona jest zbyt wrażliwa i na pewno by się przejęła. Po co jej dostarczać
zmartwień?
- Nawet nie miałem takiego zamiaru. Bądź
spokojna – zerknął na okienną szybę. – Chyba zaczyna świtać. Musisz się trochę
przespać. Ja też powinienem. Zejdziesz na obiad?
- Tak… Chyba tak… Zamknę za tobą drzwi – odrzuciła
kołdrę i wstała z wersalki. – Bardzo ci za wszystko dziękuję także za to, że
mogłam się przy tobie wygadać. Zbyt długo tłumiłam to w sobie. Teraz czuję się
dużo lepiej.
Opowieść
Laury dała Tomaszowi sporo do myślenia. Wychowany w poszanowaniu dla kobiet nie
wyobrażał sobie, że mógłby którąś bić dla jakiejś chorej satysfakcji, żeby
pokazać jej, kto tu rządzi. Czuł wstręt i obrzydzenie dla takiej patologii.
Facet wyglądał jak szafa trzydrzwiowa i mógłby Laurę zabić jednym ciosem. Jeśli
tak lubił się bić dlaczego nie szukał przeciwnika w swojej kategorii wagowej?
To mogło oznaczać tylko jedno a mianowicie, że ta potężna sylwetka kryła w
środku tchórzliwe serce. Tak, miał zamiar dać mu nauczkę. Nie przyznał się
Laurze, że w Szwajcarii osiągnął mistrzowski pas w kick boxingu. Od dziecka
trenował sztuki walki. Zaczynał jeszcze tu w Polsce a potem kontynuował przez
wiele lat w Szwajcarii zdobywając coraz wyższe umiejętności. Nadal był aktywny
i trenował nie chcąc wyjść z wprawy.
Tuż po
nowym roku Tomasz zaczął działać. Pojawił się w najlepszej w Warszawie firmie
detektywistycznej, w której złożył zlecenie na inwigilację kancelarii prawnej
Byczkowskich.
- To może nie być łatwe – mówił do detektywa.
– Może trzeba będzie przeniknąć do ich struktur, może zatrudnić tam kogoś. Nie
liczcie się z kosztami. Pokryję wszystko co do grosza, ale znajdźcie coś. Mam
jakieś dziwne przeczucie, że oni nie grają uczciwie a wy pozyskajcie na to
mocne dowody.
Zostawiwszy
delikatesy w rękach zaufanego człowieka sam zaczął śledzić Byczkowskiego. Musiał
ustalić jego adres domowy. Nie mógł zapytać o to Laury, bo zaczęłaby zadawać
pytania, na które nie mógłby odpowiedzieć. Zlokalizowanie domu prawnika okazało
się zadaniem dość prostym. Każdego wieczora parkował w jego pobliżu i
obserwował. Okazja do kontaktu trafiła się po kilku dniach. Ulica, przy której
stał dom była jak wymarła. O tej porze roku szybko zapadał zmierzch i ludzie
siedzieli już w domach. Zobaczył jak Byczkowski zaparkował przed bramą, jednak
nie otworzył jej. Wysiadł z auta wyciągając z niego skórzaną teczkę. Tomasz
pojawił się przed nim jak duch. Szalik zasłaniał mu pół twarzy a na czoło miał
mocno naciągniętą wełnianą czapkę. Wyglądał jak ktoś, kto właśnie uprawia
jogging.
- Dobry wieczór. Pan Byczkowski? – Mężczyzna
odwrócił się i od razu otrzymał potężny cios w twarz. Upadł na chodnik plując
krwią i dwoma wybitymi jedynkami.
- Ty skurwysynu – wyjęczał niewyraźnie przez
szczerby w zębach i zaczął się dźwigać z chodnika.
- No panie Byczkowski walcz pan, bo pomyślę,
że tylko kobiety potrafisz pan lać. Czas spróbować z kimś równym sobie.
Prawnik
wrócił do pionu i zamachnął się pięścią w kierunku twarzy napastnika. Jednak
ten zatrzymał tę pięść w pół drogi. Wykręcił rękę mocno do tyłu prostując
łokieć w kierunku odwrotnym od naturalnego. Kości chrupnęły nieprzyjemnie.
Wiktor wrzasnął a ręka zawisła bezwładnie wzdłuż tułowia.
- Nadal nie domyślasz się, dlaczego tak cię
okładam? – wyszeptał Tomasz przybliżając twarz do ucha Wiktora. – To zemsta.
Przekazuję ci pozdrowienia od Laury. Już nie będzie przed tobą uciekać. Teraz
sprawą jej licznych pobić zajmą się prawnicy. Uczciwi prawnicy a nie takie
szuje jak ty. Na wszystko ma obdukcje - zablefował. - Pójdziesz siedzieć za
maltretowanie i nękanie. Obserwujemy cię od dłuższego czasu – celowo użył
liczby mnogiej. - Jeśli tylko stwierdzimy, że nadal rozsyłasz psy gończe za nią
nie będę miał nad tobą litości i załatwię cię tak, że rodzona matka cię nie
pozna i długo będziesz lizał się z ran – odsunął się na odległość metra i prawą
nogą wymierzył mu kopniaka w podbródek. Wiktor ponownie upadł na chodnik
otrzymując kolejny silny cios w plecy. – To na pożegnanie. Może zaznasz takiego
samego bólu jak Laura, kiedy odbiłeś jej nerki. Do zobaczenia gnojku i pilnuj
się.
Tomasz
szybko przemieścił się do samochodu zostawiając leżącego na chodniku, jęczącego
Wiktora. Nie zapalając świateł wyjechał z ciemnej uliczki.