ROZDZIAŁ
5
Szybko
przywykła do tej pracy. Siedziała cicho i robiła co jej kazano. Nie wdawała się
w żadne dyskusje, nie spoufalała z nikim. Z każdym była na stopie oficjalnej.
Nie pytana nie odzywała się. Koleżeństwo traktowało ją tak, jakby była niewidzialna.
O to jej właśnie chodziło.
Czasem
drwiono sobie z niej, ale nie reagowała. Żadne kpiny ani zaczepki nie były w
stanie wyprowadzić jej z równowagi. Jak ognia unikała miejsc publicznych. Nie
chodziła na zakupy do galerii handlowych, których kiedyś była stałą bywalczynią.
Zresztą teraz nie było jej na nie stać. Żyła bardzo skromnie. Nie jadała w
restauracjach, nie chodziła do kawiarni. Omijała szerokim łukiem imprezy
plenerowe, parki, dworce i baseny. Zaopatrywała się w żywność w pobliskich,
małych sklepikach. Jeśli chciała coś nabyć do domu korzystała z internetu.
Bardzo się starała, żeby nikt jej nie zapamiętał. Dbała o to, żeby posiadać jak
najmniej rzeczy, aby w każdej chwili móc się spakować i uciekać dalej. Do pracy
chodziła pieszo a po powrocie z niej starała się już nie wychodzić z domu.
Kontakty z ludźmi ograniczyła do niezbędnego minimum. Od swoich sąsiadów
trzymała się raczej z daleka. Traktowała ich uprzejmie, ale z dystansem nie
pozwalając się wciągnąć w jakieś pogaduszki. Pozostawała z nimi na etapie
mówienia sobie „dzień dobry” może poza jedną panią Zosią.
Poznały
się zupełnie prozaicznie. Laura wracała z pracy. Podchodząc do klatki schodowej
dostrzegła idącą starszą kobietę obładowaną zakupami. W pewnym momencie jedna z
reklamówek nie wytrzymała ciężaru i pękła a na chodnik rozsypały się ziemniaki.
Laura podbiegła i zaczęła je zbierać.
- Dziękuję dziecko. Słabe te siatki robią.
- Ja mam przy sobie jedną zupełnie zbędną.
Włożę do niej ziemniaki i odprowadzę panią. Daleko pani mieszka?
- Tu mieszkam na pierwszym piętrze – wskazała
drzwi.
- Ja też tu mieszkam – odpowiedziała trochę
zaskoczona Laura. Nigdy wcześniej nie widziała tej kobiety, ale od razu poczuła
do niej sympatię.
- A to ty wprowadziłaś się na poddasze?
- Tak. Całkiem nieźle mi się tam mieszka.
Wyremontowałam je a spady determinujące dach dodają mu tylko uroku –
odpowiedziała z dumą. Zosia pokiwała głową.
- Jesteś bardzo zaradna. O, tutaj mieszkam. A
może wejdziesz choć na chwilę? Pewnie wracasz z pracy i jesteś głodna. Mam
jarzynową zupę z warzyw z własnego ogródka. Skusisz się?
Wbrew
zasadom, które sobie narzuciła weszła z sąsiadką do jej mieszkania. Było duże.
Miało dwa pokoje, kuchnię i łazienkę. Stały tu masywne, dębowe meble, zapewne
stare jeszcze z początku ubiegłego wieku. Wszędzie serweteczki, witrynki,
ozdobne szkło i sterylna czystość.
- Jak masz na imię dziecko? Ja jestem Zofia.
- A ja Laura.
-
Usiądź kochanie. Ja podgrzeję zupę i zaraz będziemy jeść.
Zupa
okazała się pyszna a Zosia bardzo taktowna. Nie wypytywała jej o nic, za to
sama chętnie opowiadała o sobie.
- Coraz trudniej jest mi sobie radzić.
Starzeje się człowiek i niedołężnieje, choć staram się być jeszcze aktywna,
żeby nie zastać się zupełnie. Mam tu na końcu Bukowieckiej kawałek ogródka i
uprawiam go, bo to sama przyjemność, chociaż siły czasem brak.
- Nie ma pani żadnej rodziny?
- Owdowiałam bardzo wcześnie. Mąż chorował na
raka. Po jego śmierci zostałam sama z córką, ale i ona dorosła, wyszła za mąż,
urodziła dwóch synów i wyjechała ponad dwadzieścia pięć lat temu do Szwajcarii
na stałe. Nieczęsto przyjeżdżają. Pamiętają, przysyłają pieniądze, dzwonią, ale
to nie to samo, co odwiedziny. Częściej bywa tu starszy wnuk Tomasz. Parę lat
temu kupił budynek niedaleko centrum. Odremontował go i otworzył ekskluzywne
delikatesy. Sprowadza ze Szwajcarii artykuły spożywcze, głównie sery. Dzięki
niemu mam możliwość zjeść czasem coś dobrego, bo zawsze przywozi kosz
wiktuałów. Córka i zięć jeszcze pracują i nie bardzo mogą się wyrwać a młodszy
wnuk nadal studiuje. Jest na ostatnim roku archeologii śródziemnomorskiej. On z
kolei wyjeżdża często na praktyki, ale raczej na południe Europy. Polska nie
jest mu po drodze. A zmieniając temat, ty urządziłaś się już na dobre?
- No nie do końca… Brakuje mi trochę rzeczy,
ale z czasem docieplę wizerunek tego mieszkanka. Może jakiś dywanik, może
kwiatki…?
- Ja mam tu niepotrzebny dywan. Od kilku lat
stoi zwinięty w schowku i czeka na lepsze czasy. Jeśli chcesz, możesz go wziąć,
bo mnie nie będzie już potrzebny. Myślę, że pasowałby, bo nie jest duży.
Tego
dnia Laura wyszła od Zofii szczodrze obdarowana. Dywanik pasował idealnie i pod
względem wielkości i pod względem kolorystyki, bo był brązowo beżowy. Znalazła
się i stojąca lampa z ładnym abażurem a także trzypoziomowa półka na nóżkach do
łazienki, na której mogła ułożyć środki czystości i zapasowe ręczniki. Była
bardzo wdzięczna staruszce zobowiązując się do robienia jej cięższych zakupów.
- Mam też samochód więc jeśli chciałaby pani
gdzieś pojechać, to proszę dać znać. Ja chętnie zawiozę.
Nietypowa
stała się ta zażyłość między starszą kobietą i dziewczyną, która mogłaby być
jej wnuczką. Z biegiem czasu stały się sobie bardzo bliskie a Laura zaczęła
traktować Zofię jak przyszywaną babcię, która stanowiła dla niej namiastkę
rodziny. Jej własna potraktowała ją podle i nawet nie dążyła do tego, żeby się
cokolwiek dowiedzieć o ojcu i matce. Od dawna ich nie obchodziła. Od kiedy była
z Wiktorem traktowali ją instrumentalnie manipulując nią i upatrując w tym związku
korzyści dla siebie.
Zofia
niczego nie oczekiwała. Była wdzięczna Laurze za towarzystwo, za to, że ma do
kogo usta otworzyć. W soboty i niedziele jadały wspólnie obiady. Starsza pani
była świetną kucharką. Uczyła Laurę jak z prostych i tanich produktów
wyczarować coś naprawdę pysznego i zdrowego. Laura w zamian zawoziła Zofię do
lekarzy lub na badania. Cierpliwie czekała pod gabinetami aż staruszkę zbadają
i zaordynują leki. Zdarzało się, że wraz z nią wchodziła do gabinetu i to jej
lekarz tłumaczył jak dawkować tabletki, wyjaśniał co dolega Zofii i jak ważna
jest systematyczność zażywania medykamentów. Generalnie Zofia jak na swoje
siedemdziesiąt dwa lata trzymała się krzepko. Cierpiała już na jakieś
dolegliwości typowe dla wieku, ale nie było to nic, czym należałoby się
martwić.
Jednak
największą frajdę sprawiały Laurze wyjazdy z Zofią na jej działkę. Nie miały
daleko i spacerkiem można było tam dojść w dwadzieścia minut, mimo to jeździły
samochodem. Było to zdecydowanie wygodniejsze, bo nigdy nie wracały z pustymi
rękami.
Ogródek
Zofii wydawał się Laurze rajem. Był odgrodzony od reszty szpalerem owocowych
drzew, pomiędzy którymi panoszyły się krzaki dorodnego agrestu, porzeczek i
malin. Na równo wydzielonych grządkach dojrzewały warzywa. Było tu niemal
wszystko. Dynie, kabaczki, cukinie, z których przyrządzały pyszne kotleciki.
Rosła kapusta, brukselka, cebula i czosnek. W niewielkim tunelu foliowym
dojrzewały pomidory i ogórki a po ścianach altanki pięły się strąki fasoli i
groszku.
Laura
odkryła w sobie zamiłowanie do grzebania w ziemi. Całymi godzinami kucała przy
grządkach wyrywając z nich chwasty i grabiąc. Tak odpoczywała najlepiej.
Jesienią Zosia wszystko przerabiała na przetwory.
Kuchenne blaty zajęte były dziesiątkami wyparzonych słoików, które szybko
zapełniały ogórkami, kapustą, warzywnymi sałatkami, piklami i dynią w occie.
Laura uczyła się robić kompoty, dżemy, konfitury i powidła. Zaplatała długie
warkocze cebuli i czosnku. Tarła buraki i chrzan robiąc ćwikłę lub przyrządzając
całe buraczki w kwaśnej zalewie i była wdzięczna Zofii, że dzięki niej mogła
się tylu rzeczy nauczyć. Jej własna mała kuchenka na poddaszu też pękała w
szwach od dużej ilości zapraw. W szafce pod zlewem stały skrzynki z marchwią,
pietruszką i selerami, z których miał powstać susz do zupy. Obie bardzo się
napracowały, ale efekty ich pracy satysfakcjonowały i przynosiły radość.
Dyrektor
Transprojektu dotrzymał słowa. Któregoś ranka wezwał ją do siebie i oznajmił,
że przenosi ją do działu księgowości.
- Już najwyższy czas wykorzystać pani
umiejętności, a poza tym jestem przekonany, że poczuje się pani lepiej
wykonując pracę w wyuczonym przez siebie zawodzie.
Przyjęła
ten awans, ale od tej pory zrobiła się jeszcze bardziej czujna i uważna.
Unikała dziennikarzy i fotoreporterów, którzy często kręcili się po biurowcu. Firma
realizowała mnóstwo projektów rządowych dotyczących budowy dróg i autostrad a
także mostów i torowisk. Zawsze istniała obawa, że przez przypadek znajdzie się
w kadrze aparatu czy kamery i nieszczęście gotowe.
Na
początku grudnia pojawił się wnuk Zosi. Był wysokim, dobrze zbudowanym szatynem
o niebieskich oczach i uwodzicielskiej dziurce w brodzie. Wyściskał i wycałował
Zofię wręczając jej standardowo kosz smakowitości.
- Jadę do rodziców babciu, ale wrócę przed
wigilią. Nie chcę, żebyś samotnie spędzała święta. Za dużo ich miałaś.
Przynajmniej raz spędzisz je w moim towarzystwie.
- Naprawdę? – Zofii zalśniły w oczach łzy. Do
tej pory Tomasz zawsze spędzał świąteczny czas w Zurychu u rodziców.
- Naprawdę babciu. Pomyślałem, że ich tam jest
troje a tu jesteś sama jak palec.
- Nooo nie tak do końca. Jeszcze o tym nie
wiesz, ale niecały rok temu wprowadziła się na poddasze dziewczyna. To anioł w
ludzkiej skórze. Bardzo się polubiłyśmy i zżyłyśmy ze sobą. Jest niesamowicie
pomocna. Pomaga w zakupach, wozi do lekarzy, kopie ze mną w ogrodzie i robi
przetwory. Wspaniała istota. Bardzo bym chciała, żeby i ona spędziła ze mną te
święta. Chyba nie ma żadnej rodziny ani nikogo bliskiego. To trochę taki typ
samotniczki. Przy tym jest bardzo skromna i chyba nieśmiała. Tak naprawdę
niewiele o niej wiem. Może przeżyła jakąś tragedię w życiu, o której trudno jej
rozmawiać? Nie naciskam na nią i nie indaguję. Mówi o sobie tyle, ile chce.
Będziemy więc we trójkę. Nagotujemy z Laurą pyszności. Zobaczysz, to będą
wspaniałe święta.
Dwa dni
przed wigilią jej firma urządziła swoją własną dla pracowników. Zamówiono
świetny catering i szampana. Dyrektor powiedział kilka ciepłych słów dziękując
im za ten rok wytężonej pracy.
Dzień
wcześniej kasa wypłaciła Laurze świąteczną premię. Chyba tylko ona jedna nie
posiadała własnego konta, a raczej nie podała numeru tego, na którym wciąż
leżały dwa tysiące złotych. Od czasu ucieczki z Krakowa nigdy już nie użyła
swojej karty kredytowej i nie skorzystała z bankomatu, bo wiedziała, że jeśli
tylko to zrobi Wiktor natychmiast ją odnajdzie. Pensję dostawała więc do ręki.
Na
wigilii trzymała się z boku. Nikt z kolegów i koleżanek do niej nie podszedł,
nikt nie złożył życzeń jakby była niewidzialna. Jeden jedyny dyrektor i
kierownik Jarosz to zrobili ściskając jej dłoń. Zjadła jakąś apetycznie
wyglądającą kanapkę z łososiem i faszerowaną połówkę jajka, ale kiedy zaczęto
robić sobie wspólne zdjęcia czmychnęła z sali jak duch.
Po
wyjściu z pracy zrobiła jeszcze mały rekonesans po sklepach. Chciała kupić
Zofii jakiś użyteczny prezent. W końcu wybór padł na gruby frotowy szlafrok.
Dokupiła do tego kilka kosmetyków w postaci kremu i perfum o delikatnej,
kwiatowej nucie. Będąc już przy wyjściu narzuciła na głowę kaptur. Znacznie
ograniczał widoczność a poza tym już z nawyku chodziła z wiecznie spuszczoną
głową. W drzwiach niemal nie upadła zderzając się z jakąś kobietą.
- Jak leziesz sieroto?! – wrzasnęła – Ślepa
jesteś?!
Laura
zamarła. Ten głos poznałaby wszędzie. Nie musiała nawet się oglądać, by
wiedzieć, że to Tamara we własnej osobie.
- Przepraszam – wymamrotała i jak najszybciej
opuściła sklep. – Cholera, cholera, cholera…
- niewiele brakowało a ta plotkara rozpoznałaby ją i niechybnie doniosła
Wiktorowi.
Spięta
i zdenerwowana postanowiła wracać do swojego azylu. Tam, czuła się bezpiecznie.
Czyżby Laura ponownie musiała uciekać? A może znajomość z panią Zosią jej pomoże? I takich pytań jest wiele.
OdpowiedzUsuńLaura może wreszcie pozna kogoś z kim będzie szczęśliwa, kto sprawi iż przestanie się bać. Chociaż to raczej nie realne mieszkając w stolicy. Myślę, że dobrym rozwiązaniem był by jej wyjazd do rodziny pani Zofii w Szwajcarii.
Oby tylko ten cały wnuk nie okazał się znajomym Wiktora.
Dziękuję Ci bardzo za ten rozdział i jeszcze raz przepraszam, że brak mojego komentarza pod poprzednią częścią.
Gorąco pozdrawiam.
Julita
Julita
UsuńNie przepraszaj, bo naprawdę nie masz za co. Komentarz to zupełnie marginalna rzecz wobec tragedii, jakiej doświadczyłaś. A jeśli chodzi o opowiadanie to napiszę tylko tyle, że Laura na pewno pojedzie do Szwajcarii, ale zjej strony nie będzie to ucieczka.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Może znajdzie super faceta :)
OdpowiedzUsuńRenia
UsuńOna na takiego zasługuje. Pytanie tylko, czy w dzisiejszym zepsutym świecie zdarzają się super faceci.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję, że zajrzałaś. :)
Czy zdarzają się?? Chyba tak, ale może napisz na hangouts.
UsuńAha poprawiłam tą część co wczoraj wysłałam, bo pisałam ją na szybko przez 2 dni, bo trochę mi się nie chciało ostatnio. Wybacz jak coś źle zrobiłam
Ja już nic tam nie mogę napisać, bo wylogowałam się z google+. Na pewno i do Ciebie dotarła informacja, że je likwidują i 2-go kwietnia będzie już koniec. Jeśli korzystasz z tego, to radzę pozostać przy bloggerze i zmienić ustawienia na blogu, bo za chwilę znikną wszystkie teksty i zdjęcia, które wstawiłaś.
UsuńA jeśli chodzi o rozdział, to już w komentarzu napisałam, co o nim myślę. Poczułam się kompletnie bezradna Reniu i naprawdę nie potrafię Ci pomóc. Trudno by mi było za każdym razem przysiąść i poprawiać cały ogromnie długi tekst. To już nie na moje słabe zdrowie i siły. Po prostu pisz i sprawdzaj po dwadzieścia razy. Czytaj ze zrozumieniem i z czasem dojdziesz do wprawy.
Pozdrawiam.:)
tak mam na bloggerze
UsuńBudujący rozdział, choć końcówka dodała trochę trwogi. Swoją drogą Tamarze brak kultury zupełnie. Nieraz człowiek zostanie przez kogoś potrącony przypadkiem, samej nieraz mi się zdarza kogoś trącić torebką, ciągły pośpiech. Jednak drobny gest, delikatny uśmiech, załatwia sprawę, ale nie z "ryjem" od razu. Boże naród nam chamieje.
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania, ciekawa jestem tego Tomasza. Widać, po jego trosce o babcię, że ma do niej podobny charakter. Sama Zofia taka kochana, opiekuńcza, aż chciało by się do niej przytulić. Sama krótko znałam tylko jedną swoją babcię, ale to nie taki typ jak Zofia. Tamarze ta znajomość pomogła trochę ukoić ten ciągły strach, poczuła się potrzebna, miała z kim dzielić samotny czas. Dziękuję za dzisiejszy rozdział, pozdrawiam serdecznie Agata
Agata
UsuńTamara obraca się w środowisku Wiktora, który sam stworzył w nim poczucie bezkarności, prostactwa i chamstwa. Nikt z jego otoczenia nie liczy się z nikim i z niczym. Opłacany przez Wiktora ma poczucie wyższości i przewagi nad innymi. Tak też właśnie funkcjonuje Tamara.
Zofia to duch opiekuńczy a przy tym niezwykle dyskretny i nienachalny. Widzi, że z Laurą (tu pomyliłaś imiona pisząc o Tamarze) jest coś nie tak, ale nie żąda od niej jakichś wynurzeń, nie naciska i nie próbuje od niej niczego wyciągnąć na siłę. Czuje, że Laura nie jest jeszcze gotowa na tego rodzaju spowiedź.
Bardzo dziękuję za komentarz i wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Rzeczywiście, pomyliłam imiona, nie wiem jak to się stało,może dlatego, że chciałam napisać o niej mniej więcej to co sama napisałaś ale stwierdziłam, ze nie warto jej poświęcać więcej niż jedno zdanie. Przepraszam i pozdrawiam Agata
UsuńAgata
UsuńNie ma za co przepraszać. Każdemu może się zdarzyć a ja tu jestem od ewentualnej korekty. Haha.
Pozdrawiam. :)
O jejku, czyżby Tamara była w dalszym ciągu zagrożeniem? Ona rzeczywiście jej nie poznała, czy tylko tak udawała? A tak na marginesie, to bardzo "miła" z niej osoba. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńWszyscy, którzy kręcą się wokół Wiktora i których on opłaca stanowią duże zagrożenie dla Laury. Ona Tamarę zna jak zły szeląg, bo ta pod płaszczykiem udawanej przyjaźni nękała Laurę swoimi wizytami niemal każdego dnia i to nie z własnej woli, ale z polecenia Wiktora. Na szczęście tym razem Tamara nie rozpoznała Laury dzięki nasuniętemu na głowę kapturowi.
UsuńBardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Pani Zosia ma dość smutne życie. Kiedyś mówiło się, że trzeba zakładać rodziny i mieć dzieci, bo na starość w razie potrzeby nie będzie miał kto szklanki wody podać, czy jakoś tak. Doczekaliśmy takich czasów, że nawet najlepsze dzieci zwyczajnie nie mają jak pomóc swoim rodzicom, bo np. tak jak tutaj mieszkają daleko. Wychodzi na to, że najlepiej jednak liczyć na siebie. Fajnie, że teraz ma Laurę;) Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńTo prawda, co piszesz i to bardzo smutna. Córka Zosi jeszcze jest aktywna zawodowo podobnie jak jej mąż. Młodszy syn studiuje i rzeczywiście trudno jest im wyrwać z tego zawodowego czasu trochę wolnego na odwiedziny w Polsce. Oni pamiętają. Wspierają babcię finansowo, ale ona sama wolałaby ich uściskać niż przyjmować pieniądze. Na szczęście starszy z wnuków wrócił do Polski i rozwinął tu interes. Szkoda tylko, że tak rzadko odwiedza swoją babcię. To się zmieni już wkrótce a on zrozumie, że nie może pamiętać o tak bliskiej osobie tylko okazjonalnie.
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Niezmiennie szkoda mi Laury. Z jednej strony należy się cieszyć, bo wreszcie nie jest bita i pomiatana, ale z drugiej żyje jak jakaś mniszka. Jest młodą osobą i zupełnie nie korzysta z życia. A wszystko przez bałwana Wiktora. Liczę, że spotkanie Tamary nie zburzy spokoju Laury? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńSpotkanie Tamary niczego na razie nie zmieni. Nie rozpoznała Laury i w swojej buńczuczności jeszcze ją zrugała. Dla Laury był to jednak dzwonek ostrzegawczy, żeby bardziej uważać dokąd się chodzi na zakupy. Rzeczywiście żyje jak mniszka, ale coś za coś. Ona sama uważa, że cena jaką płaci za spokój i brak siniaków nie jest aż tak wielka.
Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis.:)
Czyżby pani Zosia zmieniła się w swatkę? Z tego co piszesz, to ten wnuk jest całkiem, całkiem, to może coś z tego wyniknie? Co prawda nie wiemy ile on ma lat, ale może by się nadał dla Laury? Czekam na ich wspólne święta. Dla Laury, to pewnie też ciężki okres więc mała odmiana by się przydała. Do następnego czwartku. Pozdrowienia;) Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńTrudno tu mówić o swataniu, bo Zosia jest osobą bardzo taktowną i nigdy by czegoś takiego nie zrobiła ani wnukowi ani Laurze, chociaż miewa czasem myśli, że oni stanowiliby ładną parę. Na razie się nie znają. W opowiadaniu nie podaję wieku wnuka Zofii. Jest młody, chociaż trochę od Laury starszy. Można przyjąć, że ma około trzydziestki.
Bardzo dziękuję za komentarz. Przesyłam serdeczności. :)
Jak pech, to pech! Ale mnie się wydaje, że Tamara naprawdę nie rozpoznała Laury. To świadczy tylko o słuszności podjętej przez Laurę decyzji. Bardzo zmieniła swój wizerunek. Unika skupisk ludzi i dzięki temu ma spokój. Mam nadzieję, że będzie go miała nadal? Chociaż bardzo bym chciała aby ktoś wreszcie utarł nosa Wiktorowi. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńTamara na sto procent nie rozpoznała Laury. Włosy rude schowane pod czapką a na czapkę mocno naciśnięty szeroki kaptur i pochylona głowa. Laura tylko mruknęła niewyraźnie słowa przeprosin więc trudno by ją było rozpoznać.
Wiktor doczeka się adekwatnej kary za swoje wybryki i tu dojdzie do głosu moje wysokie poczucie sprawiedliwości. Jest wina musi być i kara.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)
Tamara to ta jej "koleżanka" która ją zdradziła? Jeśli tak to jest nie tylko zakładana i wredna to i bez kultury. Może i dobrze bo jeśli zaczęłaby przepraszać to rozpoznałaby Laurę a tak jest nadzieja że przy nowych znajomych znajdzie spokój i może nawet rodzinę. Babcia i wnuk dobrze zapowiadają się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTamara, to dziewczyna ze środowiska Wiktora przez niego opłacana, żeby pilnowała Laury i miała na nią oko. To właśnie ona udawała jej pseudo przyjaciółkę chodząc z nią na zakupy po galeriach i wyciągając z niej informacje np. co robi popołudniami, żeby przekazać je Wiktorowi. "Prawdziwa przyjaciółka", która zdradziła Laurę to Dorota mieszkająca w Gdańsku.
Babcia i wnuk, to faktycznie bardzo pozytywne osoby.
Pięknie dziękuję, że przeczytałaś. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Prawie każdy człowiek potrzebuje bliskości, jakiejś przyjaznej duszy. Świetnie, że Laura znalazła Panią Zofię. Zresztą i Pani Zosia zyskała nie tylko pomoc, ale również towarzyszkę rozmów. Przy młodej osobie można odzyskać siły witalne. A Laura ma ciepło „przyszywanej” babci, jej mądrość, cierpliwość i doświadczenie. Oby pojawienie się wnuka niczego nie popsuło. Czekam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńZofia, to prawdziwe, pozytywne zrządzenie losu dla Laury. Samotność jeszcze bardziej pogłębiała jej stany prawie depresyjne. Zofia chociaż zupełnie nieświadomie wyrwała ją z tego marazmu i nagle okazało się, że Laura polubiła prace w ogrodzie i chętnie uczy się gotować i robić zaprawy. To pozwoliło jej przynajmniej na jakiś czas nie myśleć o przeszłości i zapomnieć o strachu. A jaki będzie Tomasz, wkrótce się przekonasz. Haha. Nawet mi się zrymowało.
Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Jak to się mówi – z braku laku … - pewnie dlatego Laura tak polubiła prace w ogródku. Niezwykle rzadko zdarza się aby tak młoda dziewczyna bez przymusu zasuwała na działce. Ale ona tam przynajmniej odpoczywa i jednocześnie jest na świeżym powietrzu. Uczenie się robienia zapraw sama uważam za bardzo fajną umiejętność. W domu się tego nie nauczyła, to teraz dzięki przyjaciółce zdobywa cenne umiejętności. Dobrze, że u Laury zagościł święty spokój. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiadomo, co człowiekowi przypadnie do gustu. Laurze spodobały się prace w ogródku, bo wcześniej nigdy tego nie robiła. Chowana była na księżniczkę, którą miano wydać za księcia. Nawet mieszkając z Wiktorem i posiadając ogród nic w nim nie robiła, bo zajmował się nim ogrodnik. Teraz sytuacja się zmieniła. Zofia nie jest ślepa i widzi, że Laurę coś gryzie a ponieważ jest taktowna, nie zadaje jej pytań, ale próbuje jej myśli skierować na coś innego i najwyraźniej jej się to udaje.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)