ROZDZIAŁ
7
Dzisiaj jechała do Warszawy z Maćkiem.
Wiózł Markowi mnóstwo zdjęć zrobionych przez Karola i Jurka, a także zgrane z
kamery dwie płyty. Był pewien, że Marek będzie w szoku. Poza tym miał dla niego
kilka innych niespodzianek.
Już na miejscu zamknęli się wszyscy w
gabinecie Dobrzańskiego i oglądali fotografie szczegółowo komentowane przez
Szymczyka.
- Tu
jest początek – podał Markowi kilka zdjęć. Pod firmę „Modena” podjeżdża
załadowany towarem tir. Te dwa typki podchodzące do samochodu, to Vincent i
Luigi Scacci. Jedzie tylko młodszy z braci Vincent jako obstawa. On też będzie
nadzorował wymianę. Trzeba przyznać, że są świetnie zorganizowani. Mijają
Mediolan. Nie przeciskają się przez miasto, bo jest zatłoczone. Poza tym jest
tam wygodna obwodnica. Tu widać, że zatrzymują się na wielkim i pustym parkingu
na wysokości Luisado niedaleko Mac Donalda. Czeka już na nich ciężarowy
Mercedes wypełniony trefnymi tkaninami. Wymiana następuje bardzo sprawnie.
Kierowca Mercedesa zawraca z częścią zamówionego przez F&D towaru do Turynu,
a tir i Vincent jadą dalej. Są już blisko Como i za chwilę będą przekraczać
granicę ze Szwajcarią. Zanim to jednak nastąpi do Vincenta dołącza ktoś
jeszcze. Proszę, spójrz. Myślę, że będziesz zaskoczony. Zdjęcie zrobione na
przejściu granicznym w miejscowości Como-Chiasso.
Marek odebrał kolejny plik zdjęć z rąk
Maćka i zaczął je wertować. Pokazywały Paulinę obściskującą się ze Scacci i
całującą go namiętnie.
-
No…, faktycznie…, tego się nie spodziewałem. Ostatnio mało się interesowałem
jej życiem prywatnym, bo tak naprawdę niewiele mnie ono obchodzi. Kiedyś
Sebastian tylko mi wspomniał, że ona dość często bierze wolne. To pewnie po to,
żeby spotykać się z tym Włochem.
-
Niestety z uwagi na to, że nasi ludzie mieli do dyspozycji jeden samochód
musieli pojechać za tirem, bo Vincent wraz z Pauliną odjechali w sobie tylko
znanym kierunku. Tir musi pokonać długą trasę. To prawie tysiąc sześćset
pięćdziesiąt kilometrów. Kierowców jest dwóch i zmieniają się. Nie robią
dłuższych postojów i właściwie jadą bez przerwy. Droga prowadzi przez
Szwajcarię i Niemcy, gdzie przekraczają granicę z Polską i na wysokości
Złotoryi wjeżdżają na autostradę A-4. Najwyraźniej jest to najszybsza trasa,
choć niekoniecznie najkrótsza, bo myślę, że przez Austrię i Czechy byłoby chyba
lepiej. Jednak to nieważne. Tu są zdjęcia już z Poznania, gdzie składujecie i
rozsyłacie materiały do innych szwalni. Tu też kończy się cała sprawa. Pies z
kulawą nogą nie zorientuje się, że część beli materiałów jest gorszego gatunku
mimo, że ludzie przyjmujący ładunek dość skrupulatnie liczą go i sprawdzają
zgodnie ze specyfikacją. Cała akcja jest dokładnie przemyślana w
najdrobniejszych szczegółach i przebiega bardzo szybko. Tu masz jeszcze dwie
płyty, to sobie przejrzysz w domu. I jeszcze jedna rada. Dowodów na działalność
Febo jest bardzo dużo. Obawiamy się, że w sądzie mógłbyś się pogubić i nie
poradziłbyś sobie z tym. Tu wizytówka prawnika zajmującego się przestępstwami
gospodarczymi. Zrób xero pozostałej dokumentacji i zanieś mu ją. Tu daję ci w
kopercie drugi komplet zdjęć i płyt. Idź do niego i o wszystkim mu opowiedz.
Poproś, żeby reprezentował waszą firmę w sądzie. Tak będzie o wiele lepiej. On
jest naprawdę dobry. Zna się na robocie i rzadko przegrywa. Właściwie to chyba
zdarzyło mu się to tylko ze dwa razy podczas całej kariery.
Marek uścisnął Maćkowi dłoń. Był przejęty.
-
Odwaliliście kawał solidnej roboty. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Teraz
jestem naprawdę spokojny, bo mam pewność, że załatwimy Febo raz na zawsze.
- To
jeszcze nie wszystko Marek – Maciek wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki
plik wizytówek. – Trochę podzwoniłem i popytałem w sprawie nowych zleceń dla
F&D. Na razie nie ma co wybrzydzać przyjacielu i brać wszystko jak leci,
żeby odbić się od dna. Same magazyny nie spowodują, że firma odzyska płynność
finansową. Musisz zadzwonić do tych ludzi i umówić spotkania. Jak już dobijesz
targu, Ula wykona symulację kosztów i ewentualnych zysków rozpisując budżet na
cały rok. To bardzo ci pomoże, bo wystarczy wtedy, że będziesz trzymał się
założeń a zyski przyjdą same. Wiem, że mimo trudności kolekcja, którą zajmuje
się teraz Pshemko, ujrzy światło dzienne. Niestety nie stać was na takie pokazy
z pompą, jak to było kiedyś. Jednak skromny bankiet i okrojona liczba gości
jest możliwa. To mają być głównie dziennikarze, którzy dobrze o was napiszą i
kilku znaczących ludzi z show biznesu i z branży. Dobrze by było zaprosić kogoś
z Fox Fashion, na przykład panią Lange i prezesa tej firmy. Nie będziesz nikogo
oszczędzał i wywalisz prawdę o plagiacie przy wszystkich. Do czasu pokazu Febo
będą siedzieć i raczej kontaktów z tą firmą już mieć nie będą. Dużo jeszcze
pracy przed tobą kolego, ale myślę, że powoli zaczynasz wychodzić na prostą.
Priorytetem jest prawnik a tuż za nim pozyskanie zleceniodawców.
-
Przygotowanie całej dokumentacji potrwa ze trzy dni. Bardzo dużo tego i nie
zrobią mi xero w ciągu jednego dnia. Mógłbym kopiować tutaj, ale wolę nie
ryzykować.
- To
oczywiste. Tak, czy siak trzeba się sprężać. No będę leciał, bo tam u nas istne
bezkrólewie. Muszę zagonić ludzi do roboty. Trzymajcie się.
Maciek wyszedł, a Marek usiadł na kanapie
obok Uli przeglądającej jeszcze dokumenty pozyskane z tej włoskiej eskapady.
- I
co o tym myślisz Ula?
-
Myślę Marek, że to bardzo mocne dowody. Naprawdę nie mam pojęcia jakich Febo
musiałby użyć argumentów, żeby wybronić się od tego zwłaszcza, że na zdjęciach
widnieje jego siostra a jej intencje w stosunku do Scacci są jednoznaczne.
Marek pokiwał głową.
-
Masz rację. Pozbierajmy to. Lepiej, żeby nikt tego nie widział. Jeszcze mógłby…
- przerwał w połowie zdania, bo rozdzwoniła się jego komórka. Zerknął na
wyświetlacz. – Muszę odebrać. To ojciec.
Halo tato? Coś się stało, że dzwonisz?
-
Nic się nie stało, ale siedzimy z mamą i rozmawiamy o tej przykrej sytuacji i
wpadliśmy na pomysł, żeby zaprosić Ulę na obiad. Bardzo bylibyśmy radzi poznać
tę wyjątkową dziewczynę a ja też chciałbym zapytać o jej ojca. Pragniemy jej także
podziękować, że tak ofiarnie zgodziła się ratować naszą firmę. Możesz ją
zapytać, czy wyraża zgodę? Bylibyśmy ogromnie zobowiązani.
-
Poczekaj chwilkę, bo ona właśnie siedzi obok mnie – przysłonił dłonią telefon. –
Ula, moi rodzice serdecznie zapraszają cię dzisiaj na obiad. Chcą podziękować
za wszystko, co dla nas zrobiłaś, chociaż osobiście uważam, że nigdy nie uda
nam się odwdzięczyć. Dasz się namówić?
Zaskoczyła ją mocno ta propozycja, ale nie
wypadało odmówić, skoro tak gorąco zapraszali.
- No
dobrze… Powinnam tylko zadzwonić do taty i poinformować go, że będę późno.
Zaraz to zrobię.
-
Tato, urwiemy się przed szesnastą i przyjedziemy.
-
Wspaniale. Czekamy na was.
Tuż przed szesnastą trzydzieści Marek
wjechał przez szeroko otwartą, kutą bramę na podjazd przed domem rodziców.
- Tu
się wychowałem – zatrzymał samochód i odpiął pasy. Ula rozglądała się z
ciekawością.
-
Imponujący dom i bardzo piękny ogród. W takim otoczeniu można mieć naprawdę
szczęśliwe dzieciństwo. Nie rozumiem obojga Febo. Twoi rodzice zapewnili im
idealne warunki, dali najlepsze wykształcenie a przede wszystkim otoczyli ich
miłością. Jak podłym trzeba być, żeby odwdzięczyć się za to rujnując im firmę i
wszystko, na co pracowali przez tyle długich lat. Oboje są bez sumienia.
Ludzie-potwory.
Marek pomógł jej wysiąść i podał ramię.
-
Masz rację. Lepiej bym tego nie ujął.
Seniorzy czekali na nich niecierpliwie. Jak
tylko zobaczyli przez okno podjeżdżający samochód syna wyszli przed dom witając
oboje wylewnie. Marek dokonał prezentacji.
-
Oto twój geniusz w spódnicy tato. Najmądrzejsza i najpiękniejsza kobieta jaką
kiedykolwiek poznałem i powiem wam jeszcze coś. Od jakiegoś czasu Ula jest moją
dziewczyną i moją wielką miłością.
Dobrzańscy byli zachwyceni, bo Ula
faktycznie olśniewała urodą i przy tym rumieńce jakie oblały jej policzki po
komplemencie Marka świadczyły dobitnie o jej skromności.
Wreszcie dotarli do salonu i zasiedli przy
stole. Gospodyni seniorów wniosła na stół parujące dania. Przy obiedzie Marek w
wielkim skrócie opowiadał o tym jakie nowe dowody dostarczył mu rano Maciek.
-
Nie wywiną się. Nie ma takiej opcji. Oddadzą co do grosza zagrabione pieniądze.
Jutro jestem umówiony z prawnikiem. Tak doradzał Maciek. Później pokażemy wam
zdjęcia z całej trasy od Turynu aż do Poznania. Najciekawsze jest to, że nie
dość, iż oboje działają w zmowie ze Scacci, to jeszcze jeden z nich jest
kochankiem Pauliny i to też mamy na zdjęciach. Po obiedzie moglibyśmy jakoś
usystematyzować te dokumenty Ula, żeby nie było wątpliwości, co z czego wynika.
To znaczy billingi osobno, faktury za tkaniny osobno, te za catering i
przyjęcia promocyjne też osobno. Rodzice nam pomogą. Wieczorem odwiózłbym cię
do domu.
-
Nie ma sprawy. Najważniejszy jest chronologiczny porządek zdarzeń poparty
stosownymi dokumentami. Wtedy nic nie będzie budzić wątpliwości sądu.
-
Kiedy Marek zdawał mi relację w miarę odkrywania machlojek Alexa, nie mogłem w
to wszystko uwierzyć – Krzysztof pokręcił głową. – On czerpał z moich doświadczeń
pełnymi garściami. To ode mnie nauczył się trudnej sztuki negocjacji, to ja
pokazywałem jak zawierać najkorzystniejsze umowy, uczyłem kiedy można podjąć
ryzyko a kiedy najlepiej go unikać. Robiłem to dlatego, bo wierzyłem, że kiedyś
on i Marek zaczną współpracować i firma przetrwa nie tylko dla nich, ale i dla moich
wnuków. Do dziś nie mogę uwierzyć, że byłem taki naiwny. To ty synu miałeś nosa
co do prawdziwych jego intencji.
-
Myślę, że nie tak miało być – odezwała się cicho Ula. – Pan nigdy miał się nie
dowiedzieć, że to oni za tym stoją. Chcieli postawić całą rodzinę Dobrzańskich
przed faktem dokonanym jak już w firmie działałby syndyk masy upadłościowej.
Naprawdę niewiele brakowało a tak właśnie by się stało. Na szczęście odkryliśmy
te przekręty i góra za dwa lub trzy dni Marek złoży donos na policji. Nie można
już dłużej czekać, bo każdy dzień przynosi firmie straty.
-
Nawet nie wiesz dziecko – senior uśmiechnął się do Uli – jakie to szczęście, że
ja wtedy spotkałem twojego ojca w przychodni. Gdyby nie ten szczęśliwy traf
dzisiaj być może nie mielibyśmy już nic. Jak on się czuje? Nadal narzeka na
serce?
-
Nie… Po operacji by-passów dostał niejako drugie życie. Zrobił się aktywny i ma
sporo energii z czego najbardziej korzysta moja młodsza siostra, bo to
nierzadko ona dopinguje go do ruchu wyciągając na spacery, albo na rowery.
Opowiadałam mu o panu. On doskonale pana pamięta i tę rozmowę, chociaż z tego,
co mi opowiadał, to głównie on gadał i
przechwalał się.
Krzysztof roześmiał się na całe gardło.
-
Przede wszystkim chwalił się tobą, bo był i na pewno nadal jest z ciebie bardzo
dumny. Nie przesadził ani trochę. Dokonałaś Uleńko niemożliwego i to w tak
krótkim czasie. Staliśmy wszyscy na krawędzi i wystarczył tylko jeden krok,
byśmy zaczęli spadać w przepaść głową w dół. Nie dopuściłaś do tego. Do końca
naszych dni będziemy ci wdzięczni, że uratowałaś dorobek naszego życia. Bardzo
ci za to dziękujemy.
Kiedy uporządkowali już wszystkie papiery
Helena zaprosiła ich jeszcze na kawę i ciasto. Po poczęstunku żegnani wylewnie
odjechali w kierunku Rysiowa. Ula wciąż była pod urokiem starszego pana
Dobrzańskiego, który wydał jej się gentlemanem w pełnym tego słowa znaczeniu,
jakby był z innej epoki. Nienaganne maniery, mnóstwo taktu i kurtuazji. Marek z
całą pewnością czerpał te wzorce przez całe życie. Był równie taktownym, dobrze
wychowanym i kulturalnym człowiekiem.
-
Twoi rodzice są wspaniali – powiedziała cicho odwracając do niego twarz. –
Niezwykle mili i bardzo otwarci. Teraz już wiem, po kim to odziedziczyłeś.
- Czasami
popełniałem głupstwa jak każdy, ale ojciec za każdym razem potrafił sprowadzić
mnie na ziemię. Zresztą on zawsze ode mnie wymagał więcej niż od rodzeństwa
Febo i chyba wyszło mi to na zdrowie. Dojeżdżamy. To ta brama?
-
Tak. Numer osiem. A tu po drugiej stronie ulicy jest dom rodzinny Maćka.
Mieliśmy bardzo blisko do siebie i byłoby dziwne, gdybyśmy się nie
zaprzyjaźnili. To taka przyjaźń na całe życie – odpięła pasy i uśmiechnęła się
do Marka. – Pamiętaj Marek, że jutro najważniejsza jest logistyka. Zaraz rano
idziesz do punktu xero, potem do prawnika, a później do potencjalnych
zleceniodawców. Musisz załatwić najwięcej, ile tylko zdołasz. Już teraz czas
nas goni.
-
Pamiętam kochanie – pogładził jej ciepły policzek – i nie będę się z niczym
ociągał – Przytulił się do jej warg i długo je całował. Oderwali się wreszcie
od siebie i Ula wysiadła z samochodu. Pochyliła się jeszcze mówiąc -
Uważaj na siebie i jedź ostrożnie. Kocham cię.
- Ja
ciebie też. Śpij dobrze moje serce. Dobranoc – uruchomił silnik i wolno ruszył.