ROZDZIAŁ
12
W kuluarach budynku warszawskiego sądu
zgromadziła się spora grupa ludzi. To właśnie dzisiaj miała się odbyć rozprawa
rodzeństwa Febo. Byli tu właściwie wszyscy, którzy mieli cokolwiek z tym
wspólnego.
Nieco spięty Marek z troską spoglądał na
swojego ojca. Martwił się, czy senior dobrze zniesie przesłuchanie i czy jego
serce to wszystko wytrzyma.
-
Wziąłeś leki tato?
-
Wziąłem. W kieszeni mam jeszcze nitroglicerynę pod język tak na wszelki
wypadek. Nie martw się, bo jestem dzisiaj nadzwyczaj spokojny i nie dam się
ponieść emocjom. Wam też to radzę.
Marek pochylił się i szepcząc do ucha Uli.
- A
jednak trochę się denerwuję…
Ścisnęła mu mocniej dłoń i ściszonym głosem
powiedziała:
-
Musisz zachować spokój. Sędziowie zawsze oczekują konkretnej odpowiedzi na
pytania i takich odpowiedzi masz udzielać – odwróciła się w stronę uchylających
się drzwi do sali sądowej. – Chyba będziemy wchodzić.
Tak też było w istocie. W drzwiach pojawiła
się kobieta i oznajmiwszy, że to sprawa firmy Febo&Dobrzański przeciwko
Paulinie i Alexandrowi Febo, zaprosiła wszystkich do środka.
Rozprawa nie była utajniona więc na sali
znaleźli się także przedstawiciele prasy wietrzący niezłą sensację. Rodzinie
Dobrzańskich tym razem to zupełnie nie przeszkadzało. Sam Marek uważał, że to
będzie kolejne upokorzenie dla rodzeństwa i pogrążenie ich na dobre. Na
sędziowskim stole piętrzyły się spore ilości akt zawierające bezsporny dowód ich
winy. Z lewej strony dostrzegł jakiś ruch. Weszło dwóch policjantów
prowadzących skutą kajdankami Paulinę i Alexa. Nie mieli najszczęśliwszych min.
Paulina rozejrzała się niepewnie po sali dostrzegając swoich przybranych
rodziców, Marka i Sebastiana. Alex lustrował salę spode łba. Wciąż był butny i
w duszy przysięgał zemstę tym wszystkim, którzy przyczynili się do uwięzienia
jego i Pauliny. Zanim usiedli na ławie oskarżonych rozkuto ich. Przed nimi usiadło
dwóch adwokatów z urzędu. Kiedy już i prokurator zajął miejsce za swoim stołem
wszyscy powstali, bo pojawił się skład sędziowski.
Bardzo długo trwało odczytywanie aktu
oskarżenia zawierającego wszystkie przewinienia obojga Febo. Zapytano, czy
przyznają się do zarzucanych im czynów. Oboje zgodnie zaprzeczyli.
Po odczytaniu zarzutów zaczęło się
przesłuchanie świadków. Na pierwszy ogień poszedł Marek. Wypytywano go
dosłownie o wszystko. O to w jaki sposób rodzeństwo zostało jego wspólnikami, o
wzajemne animozje między nim a Alexem i o jego długoletni związek z Pauliną.
Kazano mu omawiać wszystko szczegółowo. Potem zajęto się już samymi zarzutami.
Odnoszono się do każdego aspektu sprawy, do fałszywych faktur, do podatku VAT,
do billingów i do tego, jak w ogóle Marek odkrył, że coś takiego dzieje się w
firmie.
- Ja
tylko wiedziałem, że z każdym dniem firma zaczyna podupadać – mówił. – Czułem,
że to sprawka Alexa Febo, ale nie dysponowałem kompletnie żadnymi dowodami, by
móc udowodnić mu te wszystkie przekręty. Nie miałem już pieniędzy ani na zakup
tkanin, ani dodatków a najgorsze było to, że przestało wystarczać na pensje dla
pracowników. Spora ich część po prostu sama odeszła. Zacząłem szukać ratunku.
Opowiedziałem o wszystkim mojemu ojcu, choć miałem świadomość, że takie wieści
mogą go zabić, bo od dawna choruje na serce. Zanim usłyszał prawdę zażył sporą
dawkę leków nasercowych. To on wskazał mi drogę i dał wizytówkę firmy
zajmującej się doradztwem finansowym. Obaj mieliśmy wątpliwości, czy dzięki
wynajęciu tej firmy znajdą się dowody przeciwko Febo, ale bardzo liczyliśmy na
to, że jednak podsuną nam jakieś pomysły, które pomogą podźwignąć firmę z
zapaści finansowej. Przedstawiciele tej firmy pracowali u mnie bardzo ofiarnie przez
niemal pięć tygodni, ale te tygodnie okazały się niezwykle owocne, bo nie dość,
że szybko wprowadzili w życie plan ratunkowy, to odnaleźli w naszym archiwum
dokumenty obciążające oboje Febo i świadczące o ich przestępczej działalności. Mnie
nie przyszłoby to do głowy a archiwum było ostatnim miejscem, gdzie bym ich
szukał. One wszystkie zostały oddane do dyspozycji sądu.
Marek zeznawał jeszcze długo. Pałeczkę
przejął jego adwokat i prokurator zadając mu bardziej szczegółowe pytania
mające na celu dokładniejsze naświetlenie całej sprawy. Adwokaci rodzeństwa nie
byli zbyt aktywni. Przesłuchiwano go przez blisko dwie godziny, ale dzięki
adwokatowi wyjaśnił kompletnie wszystko.
Po nim zeznawał senior Dobrzański i jego
żona Helena. Ta ostatnia rozsypała się zupełnie.
-
Kochałam ich jak rodzone dzieci Wysoki Sądzie – mówiła płaczliwie. - Naprawdę
nie rozumiem dlaczego zrobili nam to wszystko. Wychowaliśmy ich najlepiej jak
potrafiliśmy, wykształciliśmy i dbaliśmy, żeby nie zabrakło im ptasiego mleka.
Mąż przez lata pomnażał ich majątek, żeby mieli jak najwięcej na życiowy start
– odwróciła się do Alexa i Pauliny. – Rzeczywiście byliśmy aż tak złymi
rodzicami? Faktycznie nie macie nam nic do zawdzięczenia? Równie dobrze po
śmierci waszych rodziców mogliśmy zostawić was w domu dziecka, ale
przysięgaliśmy nad ich grobem, że zaopiekujemy się wami najlepiej jak tylko
zdołamy. Zrujnowaliście nie tylko nasz dorobek życia, ale dorobek waszych
rodziców. Mam nadzieję, że spotka was zasłużona kara.
Krzysztof Dobrzański opowiadał o założeniu
firmy i o swoich wspólnikach, którzy byli rodzicami Alexa i Pauliny.
- To
byli niezwykle uczciwi i wartościowi ludzie. Ufałem im bezgranicznie, bo nigdy
nie dali mi powodów, żebym myślał o nich inaczej. Nie mam pojęcia w kogo wdały
się ich dzieci. Alexa i mojego syna Marka od najmłodszych lat wdrażałem w
sprawy firmy. Uczyłem trudnej sztuki negocjacji i kreatywnego myślenia.
Wskazywałem kierunek w jakim mieliby podążać, kiedy już zostaną jej
właścicielami. Marzyłem o tym, że będą zgodnie współpracować i godnie
reprezentować firmę na zewnątrz. Niestety tak się nie stało. W pewnym momencie
poróżnili się, a stopień nienawiści Alexa do mojego syna wzrósł tak bardzo, że
nie myślał już o niczym innym, tylko o sposobach, które miały zniszczyć i jego,
i firmę. O ile mogę jeszcze zrozumieć ich wzajemne animozje, tak zupełnie nie
rozumiem, z jakich powodów mścił się również na nas i na pracownikach firmy. Ja
przez cały okres kierowania nią nigdy nie zwolniłem żadnego pracownika bez
ważnego powodu. On przez dwa lata zwolnił dwie pełne obsady szwalni. W sumie
około stu siedemdziesięciu osób. To doprawdy karygodne – spojrzał w bok na
wpatrującego się w niego Febo. – Ufałem ci tak jak twojemu ojcu, a ty zawiodłeś
na całej linii. I ty, i twoja siostra okazaliście się moim największym rozczarowaniem
i największą, życiową porażką. Wyhodowałem dwie podłe żmije na własnej piersi.
Bodajbyście przez długie lata oglądali niebo tylko zza więziennej kraty… -
zakończył rozgoryczony.
Następnie przesłuchiwana była Ula i Maciek
a także pozostali z jej firmy. Violetta zdawała relację z przeszukania
archiwum. Mówiła jak ogromne zdziwienie wzbudziły w niej odszukane tam
dokumenty i że powzięła uzasadnione podejrzenie, że znalazły się tam przez
zupełny przypadek. Wyjaśniała, dlaczego.
Ulę wypytywano o billingi i faktury.
Zeznała, że każda jedna była zawyżona i to dlatego podejrzewała, że chodzi tu o
podatek VAT zwłaszcza, że nie tak dawno miała identyczną sprawę i dlatego
skojarzyła. Pewności nabrała, gdy Violetta znalazła pismo kierowane do Ministra
Finansów i jego pozytywną odpowiedź w sprawie zerowego podatku VAT, podczas gdy
firma nadal sporządzała faktury z dwudziestotrzyprocentowym.
-
Pan Febo zawłaszczał różnicę podatku z każdej faktury do własnej kieszeni. W
aktach znajduje się zrobione przeze mnie bardzo dokładne wyliczenie na jaką
kwotę okradł firmę, a także jakie kwoty pozyskiwał z podmiany drogich tkanin na
tańsze. Jego siostra działała w zupełnie podobny sposób, ale na nieco mniejsza
skalę, bo zajmowała się głównie kosztami bankietów promocyjnych, pokazów i
dodatków do kolekcji. Fałszowała również specyfikacje sporządzane przez
głównego projektanta firmy - Pshemko.
Maciek, Karol i Jurek opowiadali o
śledzeniu transportu posiłkując się zdjęciami i nakręconym filmem. To był już
gwóźdź do trumny.
Potem wezwano Olszańskiego w sprawie
monitoringu.
-
Byliśmy w totalnej rozpaczy Wysoki Sądzie. Już nie wiedzieliśmy co robić i jak
udowodnić Febo winę. Ten monitoring miał nam ułatwić poznanie zamiarów Alexa i
Adama Turka, który był jego prawą ręką. Muszę jednak przyznać, że monitoring trochę
nam pomógł, bo nagrana została rozmowa telefoniczna Febo z jednym z braci
Scacci, właścicieli włoskiej firmy „Modena”. Wiedzieliśmy już wtedy, co
zamierza. Chciał podstępnie zdobyć udziały Marka Dobrzańskiego i najpierw
doprowadzić firmę do kompletnej ruiny a następnie podźwignąć ją za ukradzione
jej pieniądze, ale już nie z Dobrzańskimi, ale z braćmi Scacci. W umowie jaką z
nimi zawarł nawet stanowiska były rozdzielone między Włochów.
Potem maglowano Turka, który wił się jak
piskorz. Przyznał się do wszystkiego i wciąż zasłaniał się tym, że był
zastraszany przez Alexa Febo i zmuszany do wykonywania jego poleceń.
-
Bardzo się go bałem Wysoki Sądzie. Pan Febo to mściwy i pamiętliwy człowiek.
Gdybym odmówił, bez wątpienia zemściłby się na mnie. Stosował metodę kija i
marchewki, choć tego kija było znacznie więcej. Wciąż obiecywał mi stanowisko
dyrektora finansowego a tymczasem w umowie ze Scacci figuruje przy tym
stanowisku nazwisko jakiegoś Włocha. Kiedy to odkryłem Alex po prostu się
wściekł i kazał mi trzymać gębę na kłódkę, i że jak puszczę parę z ust, to
popamiętam. Nie chciałem się przekonać, co miał przez to na myśli.
Ostatni świadek zaskoczył ich wszystkich.
Wywołano Beatę Lange. Podobnie jak rodzeństwo Febo wprowadzono ją na salę
rozpraw w kajdankach. Marek uśmiechnął się pod nosem. Szymańska z Fox Fashion
jednak nie próżnowała i doprowadziła do aresztowania pazernej dyrektor
finansowej. Ta śpiewała jak z nut. Nie zamierzała ochraniać własnym kosztem
Alexa Febo. Nie wypierała się spotkań z nim w godzinach wieczornych w siedzibie
F&D i knucia w sprawie VAT-u. Potwierdziła też kradzież projektów Pshemko.
Przesłuchania wykończyły chyba ich
wszystkich, bo trwały bardzo długo i były wyczerpujące. Ogłoszono pół godzinną
przerwę, po której miał być wydany wyrok.
On usatysfakcjonował wszystkich. Febo
dostał piętnaście lat, a jego siostra dwanaście. Ponadto zasądzono zwrot
skradzionych pieniędzy i odszkodowanie na łączną sumę osiemdziesięciu pięciu
milionów. Sąd stwierdził, że oboje mają wystarczające środki na swoich kontach,
a poza tym zasądził przepadek ich mienia na rzecz firmy. Marek odetchnął z
ulgą. Ten wyrok był wspaniałym finałem jego ogromnych kłopotów. Już po
opuszczeniu sali dziękował wszystkim, ściskał im dłonie, tulił rodziców i Ulę.
- To
koniec. Nareszcie koniec. A wszystko dzięki tobie kochanie – zalśniły mu oczy
od łez. – Podźwignęliśmy się. Teraz może być wyłącznie lepiej. Jak tylko spłyną
pieniądze podniosę ludziom zarobki i tak długo wytrzymali na tych głodowych
pensjach. Zmienię też nazwę firmy na Dobrzański Fashion. Już nigdy Febo w
naszym życiu. A teraz zapraszam was na porządny obiad. Wszyscy na niego
zasłużyliśmy.