INFORMACJA
Z uwagi na to, że Małgorzata ma kłopoty z internetem rozdział 11
dodam ja. Miłej lektury.
Gaja
ROZDZIAŁ
11
Drugiego stycznia pojechała wraz z Markiem
do firmy. To miał być pierwszy dzień pracy w nowym miejscu. Była podekscytowana
a jednocześnie pełna obaw, które Marek zdawał się bagatelizować. Nadal żył
jeszcze zabawą sylwestrową, bo wybawili się za wszystkie czasy świętując nowy
rok wraz z Olszańskimi w jednym z lepszych hoteli w Warszawie. Mimo, że wrócili
o piątej rano to nie był koniec tych szaleństw, bo Marek najpierw nagą zaniósł
na rękach do jacuzzi, gdzie niecnie ją wykorzystał, a potem przeniósł te
miłosne uniesienia do sypialni. Zanim pozwolił jej zasnąć było już dobrze po
siódmej. Była wykończona i zasnęła kamiennym snem. Ocknęła się dopiero koło
piętnastej, ale Marka przy niej nie było. Pojawił się chwilę później niosąc na
tacy filiżankę z mocną kawą. Pociągnęła z przyjemnością nosem wdychając jej
aromat.
-
Tego mi właśnie potrzeba – wyszeptała. Upiła trochę i uśmiechnęła się do Marka.
– Jesteś kompletnie niewyżyty, wiesz? -
przypomniała sobie szaleństwa ostatniej
nocy. Roześmiał się na całe gardło.
-
Nic na to nie poradzę, bo kiedy mam cię tak blisko trudno utrzymać mi ręce przy
sobie.
- No
to dzisiaj będziesz musiał, bo ja mam zamiar się zrelaksować przed jutrzejszym
dniem.
Popatrzył na nią z miną zbitego psa.
- To
okrutne co mówisz. Jeszcze zobaczymy a teraz wstań, bo podgrzałem obiad.
Zaparkował w podcieniach i pomógł Uli
wysiąść. Uczepiła się jego ramienia. Było dość ślisko, a ona miała wysokie
obcasy.
-
Najpierw pójdę do Olszańskiego zanieść tę teczkę. Muszę mu powiedzieć, że
świadectwo pracy z banku przyjdzie pocztą i doniosę je później.
-
Daj mi tę teczkę Ula. Ja to załatwię, a ty w międzyczasie zrób nam dobrej kawy
i zaadaptuj się do nowych warunków. Violetta wszystko ci pokaże.
Rozstali się na korytarzu. Ula przywitała
się z sekretarką i zdjęła płaszcz.
-
Tak się cieszę Ula, że nie będę już tu sama jak palec. We dwójkę zawsze
raźniej. Poza tym będziemy miały sporo roboty, bo trzeba zamknąć do piętnastego
zeszłoroczny budżet. Zawsze miałam z tym kłopot, a Marek wściekał się na mnie.
-
Nie będzie kłopotu. Siądziemy do tego razem i wszystko ci wyjaśnię krok po
kroku tak, żebyś zrozumiała.
Violetta odetchnęła z wyraźną ulgą. Miała
świadomość, że gdyby nie Sebastian jej dawno już nie byłoby w tej firmie. Zanim
przyszedł Marek one zrobiły dla niego i siebie kawę, i powyjmowały
najpotrzebniejsze segregatory odgradzając się nimi jak barykadą. Viola pokazała
jej wzór, według którego rokrocznie starała się sporządzać zestawienia.
-
Trochę go zmodyfikujemy, żeby wszystko było bardziej przejrzyste i jasne i żeby
było wiadomo co z czego wynika.
Kubasińska była pod wrażeniem, bo nagle
wszystko zaczęła rozumieć. Dyktowała Uli pozycję po pozycji a Ula wprowadzała
to wszystko w tabele i zliczała.
-
Exel jest o tyle wygodny, że nie musisz ręcznie dodawać wszystkiego po kolei.
Wystarczy podświetlić i kliknąć na sumę a on sam wszystko policzy. Widzisz
jakie to proste? Od razu będziemy drukować w dwóch egzemplarzach i w ten sposób
nie będziemy się cofać do początku, bo jest tego sporo. Pracowały zgodnie aż do
lunchu. Viola chyba po raz pierwszy zaczęła cokolwiek rozumieć i po raz
pierwszy poczuła satysfakcję z pracy. W dodatku nikt na nią nie krzyczał, nikt
nie miał pretensji i nikt nie mówił, że znowu coś skopała. Ula potrafiła w sposób
spokojny i rzeczowy wszystko na bieżąco jej wyjaśniać. Jak czegoś nie
zrozumiała Ula powtarzała drugi raz.
O dwunastej zjechały wraz z Markiem do
bufetu i zamówiły coś do jedzenia. Potem wróciły do pracy. Siedziały pochylone
nad wyliczeniami, kiedy za ich plecami ktoś syknął zjadliwie.
-
Violetta…, Violetta!
Obie odwróciły się jak na komendę. Za ich
plecami w wyniosłej pozie stała Paulina Febo.
-
Musisz sporządzić mi listę dodatków do wiosenno-letniej więc oderwij się
łaskawie od tych głupot i zrób mi ją.
Kubasińska obrzuciła ją ironicznym
spojrzeniem i mrugnęła do Uli.
-
Ani mi się śni. To nie leży w zakresie moich obowiązków. Przypomnę ci tylko, że
polecenia służbowe dostaję bezpośrednio od mojego szefa, którym jest twój były
mąż. Jednak jeśli ci na tym tak bardzo zależy to nie krępuj się go zapytać.
Jest u siebie.
-
Nie będziesz mi mówić, co mam robić! – zaperzyła się. W tym momencie w drzwiach
gabinetu stanął Marek i ciężkim spojrzeniem obrzucił Paulinę.
- W
swojej naiwności liczyłem, że wreszcie będę miał spokój i od ciebie i od
twojego wiecznego ujadania. Czego chcesz?
-
Potrzebuję zestawienia dodatków i ich kosztów, ale twoja sekretarka odmówiła
wykonania polecenia służbowego. Powinieneś ją już dawno zwolnić, bo do niczego
się nie nadaje – rzuciła pogardliwie.
-
Jak słusznie zauważyłaś to moja sekretarka i nie ma absolutnie żadnego
obowiązku wykonywania twoich poleceń. Potrzebujesz zestawień kosztów zatrudnij
sobie własną, albo sama weź się do roboty. W końcu to nie takie trudne.
Violetta, jak dowiem się, że cokolwiek zrobiłaś dla tej pani polecę ci po
premii zrozumiałaś?
Paulina zagotowała się z wściekłości aż
wystąpiły jej na twarz czerwone plamy.
- Ty
pieprzony chamie!
- I vice
versa i vis a vis jak mawia Violetta, a teraz bądź łaskawa zejść mi z oczu.
Pani Febo odwróciła się na pięcie jak
niepyszna i pomaszerowała w głąb korytarza.
-
Ula – Marek zwrócił się do Sosnowskiej – właśnie miałaś wątpliwą przyjemność
poznać trzeciego wspólnika tej firmy i moją na szczęście już byłą żonę. Viola
brawo. Zachowałaś się tak jak należało. Jak wam idzie?
-
Całkiem dobrze, prawda Ula?
-
Prawda, a Viola bardzo pomocna i coraz więcej rozumie. Ja jestem pod wrażeniem,
bo wystarczyło tylko trochę wyjaśnić i pokazać a wszystko stało się proste.
Myślę, że jutro będziemy finiszować.
-
Serio? – Marek otworzył szeroko oczy ze zdumienia. – I pomyśleć Viola, że my
biedziliśmy się z tym całe tygodnie. Alex się zdziwi. Dzięki dziewczyny. Wracam
do swojej roboty.
Od tego dnia Violetta zaczęła się wreszcie
przykładać do pracy. Ula zlecała jej coraz bardziej samodzielne zadania, a ona
coraz lepiej się z nich wywiązywała. Ula za każdym razem chwaliła ją i
podbudowywała. Któregoś dnia znowu poszły na lunch do bufetu i wtedy Violetta
powiedziała jej, że ma zamiar zapisać się na studia.
-
Czuję się silna Ula dzięki tobie i myślę, że dam radę.
-
Oczywiście, że dasz. Ja chętnie ci pomogę, jak będziesz miała z czymś problem.
Tak trzymaj Viola a jestem pewna, że daleko zajdziesz.
Dni stały się cieplejsze i nieco dłuższe.
Marcowe słońce topiło zbity śnieg zostawiając na chodnikach brudne kałuże.
Marek i Ula szli wolniutko parkową alejką delektując się tym pierwszym ciepłem.
-
Piętnastego wracają rodzice. Będę musiał wyjechać po nich na lotnisko. Jednak
zanim zawitają u siebie chciałbym ich przywitać dobrym obiadem, przedstawić im
ciebie i porozmawiać z nimi o ślubie. Wyciągnąłem cię tutaj po to, żebyśmy może
już coś ustalili. Ja myślałem o sierpniu. Wtedy będziemy już po pokazie i po
podpisaniu kontraktów. Będzie więcej czasu na przygotowania. Nawet do urzędu
moglibyśmy pojechać i zapytać o jakieś wolne terminy w sierpniu. Co ty na to?
- A
co to za dzień piętnasty marca?
-
Sobota.
- To
świetnie, a o której przylatują?
- O
trzynastej dziesięć.
- To
zdążę z tym obiadem, a co do daty ślubu, to może być sierpień. Nie mam nic
przeciwko temu.
-
Ludzi nie będzie dużo i pomyślałem, żeby wesele zrobić w oranżerii u rodziców.
Jest wielka i spokojnie nas wszystkich pomieści. Olszańskich wzięlibyśmy na
świadków.
-
Febo też będziesz zapraszał?
-
Tylko jego. Jej nie chcę na oczy widzieć. Ma dziecko niech się nim zajmie a nie
łazi po weselach. Słyszałem, że nie wyrosła jednak na matkę Polkę. Zmienia
opiekunki jak rękawiczki i cierpi na tym wyłącznie dzieciak. Tylko jego mi żal,
że ma głupią matkę. A wracając do gości weselnych, to chciałbym zaprosić
Pshemko i to obowiązkowo. Od dawna traktujemy go jak członka rodziny. Szczerze
powiedziawszy to nawet nie wiem, czy uzbiera się choć ze dwadzieścia osób.
- A
ja się cieszę. Nie lubię takich imprez z wielką pompą. A twoje pierwsze wesele
jakie było?
-
Nawet nie pytaj. Paulina naspraszała z ośmiuset gości, z których ja znałem
tylko kilku. To musiało być wydarzenie towarzyskie, o którym miano mówić przez
kolejne pół roku. Byłem wściekły. Nie chcę o tym mówić Ula, bo aż mi się krew
burzy. To bardzo przykre dla mnie wspomnienia.
Piętnastego pojechali na lotnisko oboje.
Wcześniej wspólnie przygotowali powitalny obiad. Ula była trochę spięta.
Obawiała się tego pierwszego spotkania ze swoimi przyszłymi teściami. Oni
wiedzieli o niej, bo Marek wszystko im opowiedział, ale nie była w stanie
przewidzieć ich reakcji na jej osobę.
Zaparkował samochód i ruszył wraz Ulą do
hali przylotów. Samolot miał wylądować za dziesięć minut. Marek przecisnął się
do barierki ciągnąc za sobą Ulę. Wreszcie dojrzał ich oboje.
- Są
Ula, są. Mamo! Tato! Tutaj! - Seniorzy uśmiechnięci od ucha do ucha podeszli do
Marka. – Świetnie wyglądacie. Zdrowo. Pozwólcie, że przedstawię wam Ulę, moją
narzeczoną i waszą przyszłą synową, a to Ula moja mama Helena Dobrzańska i
ojciec Krzysztof.
Przywitali się z nią niezwykle serdecznie.
Od razu im się spodobała. Była taka niezwykle skromna i miła.
-
Cieszę się, że mogę wreszcie poznać legendy F&D. Wyglądają państwo
znakomicie.
-
Długo siedzieliśmy w Leukerbad. To piękne uzdrowisko pełne źródeł termalnych,
które miały na nas zbawienny wpływ.
-
Zanim pojedziecie do siebie chcielibyśmy was zaprosić na powitalny obiad do
nas. Wszystko mamy przygotowane. Posiedzimy, pogadamy a wieczorem odwiozę was
do domu.
-
Brzmi zachęcająco, prawda Helenko? – Krzysztof uśmiechnął się do żony. – Jedźmy
w takim razie.
Obiad przebiegał w miłej atmosferze.
Dobrzańscy zachwalali lecznicze zabiegi, którym poddawani byli w uzdrowisku.
-
Pamiętasz synku jaki ojciec był słaby, kiedy wylatywaliśmy do Szwajcarii? Teraz
to nie ten sam człowiek. Ma mnóstwo energii, że wciąż muszę go hamować. Oby jak
najdłużej był taki.
- A
co w firmie Marek?
-
Wszystko w porządku. Szykujemy się do pokazu. Zatrudnienie Uli było strzałem w
dziesiątkę. Bardzo pomaga i jest taka kreatywna. Podciąga w dodatku Violettę, która
pracuje uczciwie i wzorowo, nie tak jak kiedyś. Pshemko tworzy jak szalony.
Poprosiłem go, o uszycie dla nas strojów ślubnych. Teraz ma dużo roboty z
projektowaniem, ale obiecał, że jak tylko się uwinie, to zabierze się za suknię
i garnitur. Pamiętacie, że Alex pojechał w zeszłym roku na targi do Mediolanu?
Zawarł tam dwa korzystne kontrakty. Ta współpraca się rozwija. Naprawdę dobrze
się spisał. Tylko Paulina sprawia wciąż kłopoty. Chodzi nadęta jak balon, nic
nie robi, dokucza pracownikom a zwłaszcza mojej sekretarce. Ciężko z nią
wytrzymać. Pracownicy się skarżą, że traktuje ich jak śmiecie, bez jakiegokolwiek
szacunku. Nie jestem pewien, czy jej miejsce powinno być w firmie. Ja
najchętniej zwolniłbym ją, żeby jej więcej nie oglądać.
-
Porozmawiam z nią – zadeklarował się Krzysztof – i albo zmieni swój stosunek do
pracowników, albo zacznie żyć z dywidend. Ja wiem, że ona ma dziecko i musi z się
czegoś utrzymać, ale przecież nie będziemy trzymać nieroba i płacić jej ciężkie
pieniądze za to, że podpisze się na liście obecności. Może trzeba by było
porozmawiać z Alexem?
-
Alex się poddał tato, bo ona nawet jego nie słucha. Też chce mieć święty spokój
i nie mieć wiecznie jej na karku. Nie chciałbym dożyć chwili, kiedy zaczną mi
się zwalniać z firmy ludzie tylko z tego powodu, że ona uprawia jakichś
cholerny mobbing.
-
Nie dopuszczę do tego. Porozmawiam z nią i od razu postawię jej warunki. Wóz
albo przewóz.
-
Chciałem wam jeszcze powiedzieć, że planujemy nasz ślub w sierpniu. Będzie
bardzo skromny i nie będzie dużo gości. Jak policzyliśmy to około dwudziestu
osób. W związku z tym chciałem zapytać, czy wesele moglibyśmy zrobić w waszej
oranżerii. Jest duża i pomieścilibyśmy się wszyscy. Zamówiłbym catering i
kelnerów, a po imprezie ekipę sprzątającą. Zgodzicie się? My wszystkiego
dopilnujemy.
-
Nie ma problemu synku. I ja chętnie pomogę – Helena uśmiechnęła się
uszczęśliwiona. – Bardzo się cieszymy Ula, że wejdziesz do naszej rodziny.