ROZDZIAŁ
10
Pobiegła po laptop i już po chwili
wklepywała w wyszukiwarkę pytanie jakie dokumenty powinna złożyć przy meldunku.
Uśmiechnęła się szeroko.
-
Kamień z serca. Faktycznie muszę mieć takie zaświadczenie, ale z wymeldowania z
pobytu stałego, a takie mam przy sobie, bo wymeldowywałam się z mieszkania
Piotra. Już myślałam, że będę musiała jechać do Krakowa i zaczęłam panikować.
Na miejscu mogę wypełnić druk meldunkowy i jak mnie już zameldują, to w ciągu
dwóch miesięcy powinnam wymienić dowód. Aha. I nie trzeba czekać, bo meldują od
ręki.
Marek patrzył na nią rozbawiony.
-
Nie minęło pięć minut a ty przeszłaś od panicznego strachu do stanu euforii.
Żadnych stanów pośrednich. Zadziwiające.
Naburmuszyła się.
-
Kpij sobie, kpij. Naprawdę się przestraszyłam.
-
Kochanie nawet gdybyśmy musieli jechać do Krakowa, to sprawę załatwilibyśmy w
ciągu jednego dnia. Nie byłoby dramatu – podniósł się i wsadził naczynia do
zmywarki. – Rozpakujmy te pudła.
Następnego dnia pojechali załatwić Uli
zameldowanie na stałe. Poszło szybko, bo nie było żadnych kolejek. Teraz
musiała wymienić dowód by móc zarejestrować samochód. Prosto z Urzędu Miasta ruszyli
do Złotych Tarasów. Każde z nich chciało kupić jakiś świąteczny prezent a przy
okazji zrobić resztę zakupów spożywczych. Ula była zachwycona architekturą
budynku i powalającym wnętrzem. Tu było dosłownie wszystko o czym mogła sobie
zamarzyć. Zauważyła sklep z męskimi koszulami i poprosiła, żeby Marek zostawił
ją tu na piętnaście minut.
- Ja
pójdę trochę dalej i wrócę po ciebie. Nie oddalaj się, bo jeszcze mi się
zgubisz.
Weszła
do środka i rozejrzała się ciekawie. Wybór koszul był ogromny. Zdecydowała się
na dwie. Uznała, że będą Markowi pasować. Ekspedientka pomogła jej dobrać do
nich krawaty. Wyszła zadowolona z nadzieją, że i Marek będzie. Stała chwilkę
obok sklepu czekając na niego i rozglądając się wokoło.
- Już jestem kochanie – pojawił się przed nią
jak duch. – Możemy iść dalej.
W sklepach
spożywczych zaopatrzyli się już we wszystko. Nawet ryby dostali bez żadnych
problemów. Marek się rozszalał kupując ogromny, niemal trzykilowy płat świeżego
łososia, półtora kilograma krewetek królewskich, które wprawdzie nie znajdowały
się w świątecznym menu, ale Dobrzański je uwielbiał i już planował ucztę na
pierwszy lub drugi dzień świąt. Kupił też mule, których był wielkim fanem i
wyfiletowane płaty karpia.
Wracali
do domu, kiedy zapytał - a może zaprosilibyśmy Olszańskich w drugi dzień świąt?
Nie znasz ich jeszcze. Mówiłem ci, że on jest moim najlepszym przyjacielem od
lat, a Viola jego żoną. Poza tym opowiadałem mu o nas i nie może się doczekać,
żeby cię poznać
- Ja nie mam nic przeciwko temu. Możemy ich
zaprosić na świąteczne śniadanie i obiad. Przygotuję coś smacznego.
Marek
spojrzał na nią z miłością.
- Jesteś aniołem skarbie. - Miał już skręcać w
osiedle, gdy jego wzrok przykuła kobieta sprzedająca świąteczne stroiki. – Ula
a może kupilibyśmy taki? Nie mamy choinki, a to byłby świetny, bożonarodzeniowy
akcent.
- OK, ale ja nie wysiadam. Wybierz jakiś ładny
z bombkami.
Była wigilia. Marek pojechał do firmy, ale
jak mówił tylko na chwilę, żeby złożyć pracownikom życzenia i wręczyć drobne
upominki. I tak zamierzał rozpuścić wszystkich do domu przed czasem. Jak tylko
wysiadł z windy poszedł wprost do Sebastiana chcąc go zaprosić w drugi dzień
świąt.
-
Mam nadzieję przyjacielu, że nie macie żadnych planów na ten dzień i spędzicie
go z nami. Ula bardzo się przejęła i szykuje same pyszności.
-
Chętnie przyjedziemy. W tym roku wigilia i pierwszy dzień świąt u moich
teściów, bo jak pewnie pamiętasz w zeszłym roku jechaliśmy do moich rodziców.
- To
świetnie. Ja tylko się ogarnę i zaraz zwołam zebranie wszystkich pracowników.
Złożę życzenia i zmykam do domu. Muszę pomóc Uli. Wy przyjedźcie do nas na
śniadanie. O dziewiątej nie będzie za wcześnie?
-
Będzie w sam raz.
Kiedy wrócił do domu Ula pracowała w kuchni
na wysokich obrotach. W piecu piekły się ciasta. Pachniało zupą grzybową i
śliwkowym kompotem. Na desce leżały równo pokrojone, opanierowane kawałki ryb
czekające na usmażenie. Dwa plastikowe, spore pojemniki wypełnione kawałkami
śledzi przełożonych piórkami cebuli czekały na zalewę.
-
Ależ pachnie! – Marek wszedł do kuchni i pociągnął z lubością nosem. – Aż
ślinka leci.
Zarumieniona od gorąca bijącego z pieca
odwróciła się do niego.
- Na
kolację wszystko już gotowe. Jeszcze tylko ryby usmażę. Zrobiłam trochę
makówek. Lubisz?
-
Uwielbiam. Przygotuję stół. Nie będę siedział bezczynnie, kiedy ty harujesz.
Potem przyjdę ci pomóc. Mamy dużo czasu.
Przykrył stół białym obrusem i rozłożył
talerze z białej porcelany. Wyciągnął dobre gatunkowo czerwone wino i dwa duże
kieliszki. Na małym talerzyku spoczęły opłatki. Obrzucił wszystko wzrokiem i
ruszył do kuchni.
-
Daj mi kochanie jakieś zajęcie – poprosił.
-
Możesz zacząć smażyć ryby. Ja skończę lepić pierogi z grzybami i kapustą.
Rozgrzej dobrze patelnię i olej. Dzięki temu ładnie się usmażą i nie przywrą do
dna.
Podziwiał ją jak bardzo jest zręczna.
Pierogi lepiła błyskawicznie. Część włożyła do zamrażalnika a część
przeznaczyła na kolację. Zalała jeden z pojemników ze śledziami zalewą z oliwy
a drugi śmietaną. Obydwa wylądowały w lodówce. Zerknęła na Marka. Radził sobie
całkiem nieźle. Usmażone kawałki ryb przekładał na półmisek a na pustej patelni
układał nowe. Było tego tak dużo, że Ula zostawiła połowę z nich do zamrożenia.
Kilka minut przed siedemnastą wszystko było
gotowe. Wzięli wspólny prysznic i przebrali się do świątecznej kolacji. Ula
rozlała zupę na talerze, a Marek poprzenosił półmiski na stół. Zapalił świece,
by stworzyć miły nastrój i rozlał wino do kieliszków. Podeszła Ula i wzięła w
dłoń jeden z opłatków. Stanęła naprzeciwko Marka i popatrzyła mu prosto w oczy.
-
Ten rok w przeciwieństwie do wcześniejszego zapowiadał się zwyczajnie i nudno,
za to jego końcówka jest bardzo szczęśliwa. Ja jestem bardzo szczęśliwa. Otrząsnęłam
się po rozwodzie i zapomniałam o przykrych latach z Piotrem również dzięki
tobie. Życzę nam obojgu, by ta miłość, której doświadczamy, trwała do końca naszych
dni, a wspólnie przeżyte lata były dla nas dobre i spokojne. Życzę ci, żebyś
się nie zmieniał i pozostał takim jakim jesteś. Dobrym, wrażliwym i troskliwym
człowiekiem. Wszystkiego najlepszego kochanie.
-
Jestem pełen nadziei i wiary, że to wszystko się spełni. Ty tylko bądź przy
mnie i kochaj mnie, a wszystko dobrze się ułoży. Życzę ci samych szczęśliwych
dni u mego boku skarbie.
Przełamał się z nią opłatkiem i obdarzył
słodkim pocałunkiem. Zasiedli do wieczerzy. Marek nie mógł się nachwalić.
Smakowało mu absolutnie wszystko. Zakończył kolację solidną porcją makówek
pełnych bakalii. Poluzował pasek.
- Okropnie
się objadłem. To wręcz nieprzyzwoite, ale wszystko było genialnie smaczne –
podał Uli kieliszek z winem.
- Za
nasze zdrowie kochanie.
Po kolacji wręczyli sobie prezenty. Marek
był zachwycony modnymi koszulami, a Ula sukienką, którą jej kupił. Kładli się
spać późno. Jutro mogli dłużej poleniuchować.
Na dźwięk domofonu Marek oderwał się od
stołu, na którym układał sztućce i poszedł otworzyć. Ula kończyła nakładać na
półmiski ostatnie plastry wędlin. Usłyszała wchodzących gości i wytarłszy
dłonie ściereczką poszła się przywitać. Marek przedstawił jej Violettę i
Sebastiana. Ten ostatni był pod ogromnym wrażeniem urody Uli.
-
Nic nie przesadziłeś przyjacielu – szepnął mu do ucha – ona jest piękna.
-
Dajcie płaszcze i rozgośćcie się. Zaraz będziemy jeść.
Oboje Olszańscy łakomie spoglądali na suto
zastawiony stół.
- No
bracie – Sebastian nie mógł się powstrzymać od komentarza – wyżerka pełną gębą.
- I
w dodatku wszystko robiła Ula własnoręcznie poza wędlinami. Karczek i schab ze
śliwką wyszły znakomicie, a ten pieczony pasztet z gęsi to sama poezja. Są i
moje ulubione krewetki, a także mule. Wiem, że i wy lubicie. Siadajcie. Ja
jeszcze przyniosę dzbanek z kawą.
Sebastian bez skrępowania nałożył sobie
solidną porcję sałatki jarzynowej i wziął kilka krewetek. Violetta zaczęła od
pasztetu, a potem zabrała się za śledzie.
-
Naprawdę sama to przygotowałaś?
- No
nie do końca. Marek bardzo pomógł. Mielił mięso i nadziewał schab śliwkami, a
karp w galarecie to całkowicie jego zasługa podobnie jak faszerowane jaja. Ma
talent chłopak – Ula uśmiechnęła się do narzeczonego.
-
Pyszne, naprawdę wszystko jest genialne, a co na obiad? – Sebastian poluzował
pasek od spodni.
-
Nie martw się. Głodny nie wyjdziesz – zachichotał Marek znając doskonale
żarłoczność przyjaciela. – Będzie zupa kokosowa z imbirem. Jedliśmy ją kiedyś w
Krakowie i Ula postanowiła zrobić ją sama. Jest równie dobra. Na drugie danie
gnocchi z kawałkiem pieczeni i surówką. Może być takie menu? - Sebastian
podniósł obie ręce w poddańczym geście.
– Ja
nie mam żadnych uwag.
Po śniadaniu Ula nakroiła mnóstwo sernika,
makowca i piernika. Zaparzyła jeszcze więcej kawy.
-
Marek mówił, że będziesz u nas pracować od nowego roku – zagaiła Violetta. Była
ciekawa nowej asystentki swojego szefa, która w dodatku była jego narzeczoną.
Dobrze pamiętała jak to było z Pauliną, dzięki której trafiła do F&D.
Uważała ją za swoją przyjaciółkę i dopiero Marek jak rozwiódł się z nią odarł
swoją sekretarkę ze złudzeń mówiąc, że Paulina to taki typ, który nie ma
przyjaciół. Od tej pory relacje między nią a Violą znacznie się ochłodziły a Olszańska
zaczęła traktować Paulinę jak każdego jednego petenta, co tej ostatniej bardzo
się nie podobało. Może Ula będzie inna? Na pewno jest inna. Nie wywyższa się i
nie traktuje jej z góry tak jak robiła to Paulina.
-
Tak, to prawda. To dlatego przeprowadziłam się z Krakowa tutaj. Marek wciąż
mówił, że od dawna nie ma asystentki i że ja nadawałabym się na to stanowisko,
bo mam kierunkowe wykształcenie. W końcu się zgodziłam.
-
Masz studia?
-
Tak. Zrobiłam dwa kierunki ekonomię i finanse, a ty?
- Ja
niestety mam tylko ogólniak.
-
Nie chciałaś się dalej kształcić?
-
Chciałam, ale nie dostałam się na filologię i potem już nie próbowałam.
-
Trzeba próbować Viola. Całe życie chcesz być sekretarką? Nie chcesz zrobić
kariery?
-
Pewnie, że chcę. Nawet interesuję się PR-em, ale Marek w życiu nie powierzyłby
mi tego stanowiska.
-
Teraz być może nie, ale jakbyś zrobiła licencjat lub studia, to pewnie nie
miałby nic przeciwko temu. Pomyśl o tym, bo naprawdę warto się starać.
-
Pomyślę Ula, pomyślę…
Bardzo przyjemnie upłynął ten dzień.
Olszańscy pożegnali się kilka minut po osiemnastej zostawiając gospodarzy
samych. Marek pomógł Uli uprzątnąć naczynia i rozsiadł się na kanapie.
- I
jak wrażenia? Dobre, czy złe? Jak odebrałaś Violettę?
-
Pozytywnie. Jest trochę egzaltowana, ale w gruncie rzeczy to dobra dziewczyna.
Nie może ci pomóc dlatego, że mało wie o ekonomii i czasami nawet nie rozumie,
czego od niej wymagasz. Wstydzi się do tego przyznać. Mówiła mi o tym. Trochę
wjechałam jej na ambicję mówiąc, że jeśli nie chce całe życie pracować jako
sekretarka musi zacząć się edukować i rozwijać. Mówiła, że interesuje się
PR-em.
-
Tak wiem. Ma wielkie parcie na to stanowisko, ale sama wiesz, że z takim
poziomem wiedzy nie mogę jej na nim zatrudnić.
- To
samo jej powiedziałam i czuję w kościach, że ona jeszcze któregoś dnia na pewno
nas zaskoczy. Zobaczysz.
Fajna cześć, taka smaczna jak to w święta. Czuję, że Ula z Viola się zaprzyjaźnia i jeszcze pokażą swoim Panom na co je stać. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli i całego tygodnia.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńNadchodzą święta, a to chyba najbardziej smaczny czas w roku. Są też goście, których w taki czas nie można podjąć byle czym.
Cieszę się, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Jak to mawiają, strach ma wielkie oczy i tak było w przypadku całego zamieszania z meldunkiem.
OdpowiedzUsuńŚwięta widać udały się wyśmienicie. Olszański nie byłby sobą gdyby nie skomentował wyglądu Uli.
Dziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielne słoneczne południe.
Julita
Julita
UsuńTen meldunek, to miał być taki trochę zabieg "paniczny", żeby wprowadzić trochę zamieszania w rozdziale przed tą świąteczną sielanką.
Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
W chwili obecnej nie ma obowiązku wymiany dowód osobistego w związku ze zmianą miejsca zameldowania. Wymiana dokumenty jest konieczna w momencie zmiany nazwiska. Dokument wymienia się w nowym miejscu zamieszkania dopiero wtedy, gdy mija jego termin ważności. Analogicznie w przypadku prawa jazdy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam najnowszych regulacji i dziękuję za ich przytoczenie. Biję się w piersi i przyznaję, że nawet nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Opowiadania są takimi historiami z rodzaju bajek z mchu i paproci, i nie wszystko musi w nich odzwierciedlać rzeczywistość. Z tego też tytułu rozgrzeszam siebie z tej niewiedzy, ale przyswajam to o czym napisałaś i bardzo za to dziękuję.
UsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Wielki plus dla Marka za używanie liczby mnogiej – np. nie mamy choinki. To są niby drobiazgi, ale wiele mówiące o jego podejściu do życia z Ulą. Rozumiem, że są święta, więc oni są tacy grzeczni, hahaha;) Oczekując na czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńMarek szybko adaptuje się do nowej skądinąd sytuacji. Ula jest z nim i to wystarczy, by wszystko traktować jako rzeczy wspólne. To rzeczywiście wpływa pozytywnie na ich relacje, bo już nie występują jako dwie odrębne jednostki, ale jako jedna a to wyzwala w człowieku komfort i dobre samopoczucie. Co do świąt, to nie wiesz, że w wigilię nie robi się takich brzydkich rzeczy, o których myślisz? Hahaha. Nie, nie dlatego, że święto, ale dlatego, że w ten dzień człowiek urobi się po łokcie i nie ma już siły na łóżkowe harce.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Pamiętna scena z serialu w sklepie z koszulami. Rozczuliłam się. Jeśli ktoś robi zakupy z taką miłością jak Ula, to obdarowana osoba prezentem musi być zachwycona! Nie ma innej opcji. Do czwartku. Pozdrowienia;) Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńPisząc ten fragment faktycznie miałam przed oczami Ulę usiłującą wybrać Markowi jakąś ładną koszulę. To wówczas powiedziała ekspedientce, że on ma oczy jak lodowiec w górach.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Dobrze, że to niedziela, bo w tygodniu chyba bym umarła z zazdrości takiego jedzenia, a w niedzielę jest zawsze coś pysznego. Co prawda nie aż tak wyszukanego, jak u Uli i Marka, ale też smaczne. Miśka pozdrawia;)
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńMimo wszystko to jest typowe dla nas Polaków, że w tygodniu je się byle co, a np. w niedzielę mamy pełny, pyszny obiad. Jak więc potraktować pod tym względem świąteczny czas? Przecież szykujemy wówczas całą górę przysmaków i tylko popuszczamy pasa.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Też uważam, że dziewczyny mogłyby się zaprzyjaźnić. Każdej kobiecie potrzebna jest bratnia dusza, żeby od czasu do czasu wyżalić się lub zwyczajnie wyzłośliwić na facetów, którzy akurat w tej chwili nas nie rozumieją. W serialu okazało się, że Violetta wcale nie jest taka głupia i zła, jak wynikało to zna samym początku. Obie mogłyby dużo sobie dać z siebie. Zachęcam. Czekam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńPrzyjaźń między Ulą i Violettą nie jest niemożliwa. Teraz, gdy Viola odseparowała się od Pauliny a może odwrotnie, nie ma w zasadzie nikogo, kto by ją zrozumiał i z nią pogadał. Ula też nie ma w Warszawie przyjaciół więc kto wie?
Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Tym razem odcinek nie tylko ciekawy, ale również bardzo smaczny! Kuchnia górą, bo przecież przez żołądek do serca! Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńZbliżają się święta więc i odcinek musiał obfitować w przygotowania do nich i aktywność w kuchni i Uli, i Marka. Z pewnością to będzie o wiele lepsze niż catering, o którym na początku myślał Marek.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Przesyłam serdeczności. :)
Nie dziwię się Uli, że tak dąży do zameldowania w Warszawie. To taki mały szczegół, który może spowodować, że poczuje się pewniej. To tak jak umowa o pracę na stałe. Oczywiście wszystko się może zdarzyć, ale odrobina poczucia bezpieczeństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńO to dokładnie chodzi. Ula lubi uporządkowane życie i nie znosi chaosu. Porządek w dokumentach to podstawa, bo pozwala nie martwić się niczym i niczym nie być zaskoczonym.
Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że zajrzałaś na blog. :)
Marek jest spokojny i opanowany, nic go nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Trzeba jechać na jeden dzień Do Krakowa - proszę bardzo. Dla niego jest najważniejsze, że wreszcie ma obok siebie i już na stałe swoją ukochaną. Jest to sympatyczne. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńKtoś z tej dwójki powinien zachować spokój. Ula przechodzi z jednej skrajności w drugą, a to stoickie podejście narzeczonego też w jakiś sposób ją uspokaja. Bo w końcu cóż to za problem przelecieć się do Krakowa i z powrotem?
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńsympatyczne jest to, że Ula tak swobodnie czuje się u Marka. Zapewne to zasługa jego samego i tego jak się zachowuje wobec Uli. Mimo, że znają się niezbyt długo, to działają jak para, która niejedną beczkę soli ze sobą zjadła. To dobry prognostyk na przyszłość. A w kuchni jak zwykle radzi sobie doskonale, potrafi spełnić właściwie każdą zachciankę kulinarną Marka i ich gości. Pozazdrościć:) Dziękuję za dzisiaj. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńJak to się mówi: znają się krótko, ale intensywnie (cytat z Kubasińskiej). Dobrze się rozumieją i nadają na tej samej fali. Poza tym ich związek jest bardzo różny od ich poprzednich i oboje potrafią to docenić.
Dzięki wielkie za wpis. Przesyłam serdeczności. :)
No i proszę bardzo. Marek w kuchni zasuwa aż miło! Co to miłość robi z człowieka!? Co prawda pisałaś, że Marek jakoś sobie radzi w kuchni, ale myślałam, że jak każdy facet będzie uciekał od takich rozrywek. Jest przecież Ula, która doskonale sobie radzi, więc mógł pomyśleć, że po co jej przeszkadzać i po co się męczyć, hihihi;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńMój kolega odpowiadając na pytanie, czy pomaga żonie w przedświątecznych porządkach i w gotowaniu powiedział, że po prostu serce mu pęka jak widzi swoją małżonkę tyrającą przed świętami ze szmatą i przy garach. Nie mogąc tego znieść po prostu musi wyjść z domu, żeby na to nie patrzeć. Marek jest zupełnie inny. Przecież nie chciał, żeby Ula narobiła się w kuchni. Chciał zamówić catering, ale skoro to ona wyszła z taką propozycją, to nie zostawi jej ze wszystkim samej zwłaszcza, że zaprosił gości.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Fajnie się złożyło, że Ula poznała Sebastiana i Violettę, z którą będzie dzieliła wspólne pomieszczenie w pracy. Teraz już zna trzy osoby, to bardzo dużo jak na początek. Lżej będzie jej szło pierwszy raz w nowe miejsce. Na pewno pozna i polubi inne osoby, ale to z biegiem czasu. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńPomału Ula się adaptuje do nowych warunków. One są znacznie lepsze niż te w Krakowie. Tu przede wszystkim ma Marka, teraz poznała Olszańskich, doskonale rozumie zagubienie w pracy Violetty. Dla tej ostatniej stanie się mocnym wsparciem. Na pewno nie będzie monotonii i nudy, od której uciekła z poprzedniego miejsca zamieszkania.
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Świetnie razem im się mieszka. Sielanka na całego, ale to bardzo dobrze, bo burz i awantur mają już dość z poprzednich związków. To teraz trzeba trzymać kciuki za pierwszy dzień w pracy i zobaczymy jak ją przyjmą współpracownicy. Zwłaszcza jak się dowiedzą, że jest też narzeczoną szefa?! Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńOboje będą dbać o ten związek, bo uważają, że naprawdę warto. Marek po raz pierwszy w życiu zakochał się bardzo mocno i szczerze, Ula równie mocno odwzajemniła tę miłość. Są dla siebie stworzeni a to rzadkość w przyrodzie. Oficjalnie nie będą ogłaszać w firmie, że są parą, dlatego tylko garstka najbliższych osób będzie o tym wiedzieć.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Fajne spotkanie. Wszyscy są zadowoleni. Violka i Seba byli ciekawi nowej narzeczonej Marka i oboje się nie zawiedli. Ula była ciekawa Violetty i też wyciągnęła pozytywne wnioski. Nawet Marka przekonała, że Violetta może ich jeszcze zaskoczyć. Powinno jej się fajnie pracować w FD. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńVioletta z całą pewnością zaskoczy. Bardzo chce objąć stanowisko szefowej PR i ambicja doda jej skrzydeł. W dodatku Ula będzie mocno dopingować i wspierać. Początkowe obawy Violetty, że Ula może być taka jak Paulina odpłyną w niebyt, bo szybko się przekona, że tak nie jest a Ula może być dla niej najlepszą przyjaciółką.
UsuńNajserdeczniej pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Wreszcie święta o jakich pewnie marzyli od dłuższego czasu. Miłość, zrozumienie, wzajemna pomoc, rozumienie się bez słów i wszechogarniający spokój. Czekam na pierwsze momenty pracy Uli. Ciekawa jestem jej spostrzeżeń, co do ludzi tam pracujących, zwłaszcza państwa Fe! Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńOboje dawno nie mieli tak udanych świąt. Ula od kiedy rozstała się z Piotrem, spędzała je samotnie, a Marek niby z rodzicami i z Febo, ale nie czerpał żadnej przyjemności z tych świąt, głównie z powodu Pauliny. Pierwszy kontakt z panią FE nie zostawi w Uli miłego wrażenia, chociaż to nie ona będzie z nią rozmawiać a jedynie będzie świadkiem rozmowy.
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Piękne życzenia Uli dla Marka i takież same jego. Wspólnie spędzone święta obojgu były potrzebne.
OdpowiedzUsuńNawet poznanie Sebastiana i Violi wypadło bardzo pozytywnie i przyjemnie. Ula być może pomoże Violi w zdobyciu wiedzy, aby dziewczyna mogła się rozwijać w ulubionym kierunku. Violetta od razu dostrzega różnicę między nową narzeczoną swojego szefa a wyniosłą Pauliną, która kiedyś uważała za swoją przyjaciółkę.
Ciekawe jak na Ulę zareaguje Paulina?
Dziękuję za dziś, niespodzianka bardzo miła, pozdrawiam serdecznie Agata
Agata
UsuńNiestety nie przekonacie się jak na Ulę zareaguje Paulina, bo tak naprawdę nie będzie takiego momentu, gdy one będą miały jakiś bezpośredni kontakt. Nie będzie żadnej rozmowy między nimi co nie oznacza, że Ula jej nie pozna. Taka sytuacja zaistnieje już w kolejnej części.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Święta, święta i po świętach. Ciekawe czy Marek tak na wszelki wypadek zaplanował jakąś imprezę sylwestrową, czy z tego szczęścia zupełnie o tym zapomniał i ten wieczór spędzą w domu? Fajnie by było gdyby jednak gdzieś wyszli i się pobawili, może nawet z Sebastianem i Violettą. Taka impreza mogłaby pomóc im wszystkim lepiej się poznać. Poza tym jeszcze nie maja bobasa, więc zabawa wskazana! Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że małżeństwo bardzo dobrze wpłynęło na Olszańskich, bardzo się zmienili. Seba przestał być beztroskim babiarzem, a Violka odrobinę spoważniała. Wreszcie dorośli. Taki Seba nie stanowi zagrożenia dla związku Uli i Marka, bo nie będzie nieustannie go ciągał po klubach. Do czwartku. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńAż jestem mile zaskoczona. Dobrze, że Sebastian już nie jest typowym "psem na baby" a Viola trochę zmądrzała. Teraz pytanie czy pojadą na sylwestra gdzieś? czy zostaną w domu? Przecież o ile dobrze pamiętam co roku jest w Warszawie . Ciekawe czy tam pójdą się pobawić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię :) Renia :) (●'◡'●)