ZAŚLEPIENIE
ROZDZIAŁ
1
Ocknęła
się z jakimś niepokojem w sercu. W mieszkaniu panowały egipskie ciemności i
jedynie elektroniczny zegar stojący na kominku dawał nieco poświaty wskazując
godzinę drugą trzydzieści. Zerwała się z kanapy i ruszyła do pokoju dziewczynek.
Uchyliła cicho drzwi i uspokoiła się. Spały. Przeszła do sypialni Marka, ale
łóżko stało nietknięte a jego samego nie było. Czuła w sobie narastający gniew.
Umawiali się, że wróci do dwudziestej drugiej, tymczasem mocno nadwyrężył tę
umowę. Nie pierwszy raz taka sytuacja miała miejsce, ale obiecała sobie, że ten
będzie ostatnim. Przyjaźnili się od lat, a raczej to on się przyjaźnił. W jej
przypadku śmiało można było mówić o totalnym zaślepieniu i wielkiej do niego
miłości. Naiwnie sądziła, że z czasem ją pokocha za jej oddanie, za uczynność,
za uprzedzanie jego myśli zanim cokolwiek powiedział. Pomyliła się i od
niedawna utwierdzała w przekonaniu, że on ją po prostu wykorzystuje, bo jest
dobra i nie potrafi mu odmówić.
Najpierw
była Paulina, wieloletnia partnerka i narzeczona Marka. Kiedy Ula przyjęła się
do firmy odzieżowej Febo&Dobrzański na stanowisko asystentki młodego
Dobrzańskiego, on był w stałym związku z dumną panną Febo. Ta ostatnia nie
zapałała sympatią do nowej pracownicy. Zresztą do starej też nie, bo kiedy
odkryła romans swojego narzeczonego z nią kazała ją bezzwłocznie zwolnić.
Joaśka odeszła w atmosferze skandalu sądząc, że jeszcze wszystko się jakoś
ułoży i Marek do niej wróci. Wrócił, ale nie w sposób jaki sobie wyobrażała. Po
czterech miesiącach wybuchła kolejna afera, bo okazało się, że Joaśka jest przy
nadziei. Paulina szalała. Próbowała namówić seniorów Dobrzańskich, żeby
wpłynęli na Marka i wbili mu do głowy, że tylko z nią będzie szczęśliwy.
Głupia, włoska gęś. Gdyby tak miało być, przecież nie zdradzałby jej na lewo i
prawo. Seniorzy jednak w tym wypadku wzięli stronę ciężarnej Joaśki, bo niczego
tak nie pragnęli jak właśnie wnuków. Zaręczyny zostały zerwane a ślub odbył
się, ale z inną panną młodą.
Ula
kochała Marka od kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Nie sądziła, że w
przyrodzie występują tak urodziwi i przystojni mężczyźni. Szkoda tylko, że jego
charakter tak diametralnie odbiegał od jego wyglądu. Zdawał sobie sprawę ze
swojej atrakcyjności, a biegające za nim kobiety tylko go w tym utwierdzały.
Przez to był nieco zarozumiały i zbyt pewny siebie. Na Ulę nie zwracał uwagi w
ogóle, co początkowo cieszyło Paulinę, bo zazwyczaj zaliczał hurtowo swoje
asystentki a tym razem dostała mu się taka, która była kompletnie nie z jego
bajki. On był koneserem kobiecej urody, wielkim estetą a Ula niestety nie
powalała wyglądem. Ubierała się dość nędznie w ciuchy nabyte w second –
handach, nie malowała się, nosiła ciężkie, niemodne okulary i aparat na zębach.
Miała jednak sporo zalet a głównie tę, że była niesamowicie pracowita i
odwalała za swojego szefa kupę roboty, co pozwalało mu na tryb życia taki jak
lubił, czyli częste chodzenie do ulubionego klubu wraz ze swoim przyjacielem
Sebastianem.
Tam
upijali się i podrywali chętne panny. Najgorsze dla Uli było to, że nie sposób
go było nie lubić mimo tych wad. Wiernością na pewno nie grzeszył, o czym wcześniej
miała okazję się boleśnie przekonać długoletnia narzeczona a potem żona, którą
zostawiał na długie godziny samą z rosnącym z dnia na dzień brzuchem. Było już
wiadomo, że to ciąża bliźniacza, czego Marek nie zniósł dobrze i pierwsze co
zrobił po usłyszeniu tych rewelacji, to poszedł się upić. Za to seniorzy
świętowali i cieszyli się, że od razu będzie dwójka wnucząt. Marek przesiadując
w klubie wraz z Olszańskim skarżył mu się, że zupełnie nie dorósł do roli ojca
i nie wyobrażał sobie jak to będzie. Sebastian wprawdzie go pocieszał, ale to
były tylko słowa.
Joaśka
powiła dwie łudząco podobne do siebie bliźniaczki.
Po porodzie
uszczęśliwiona pokazywała je Markowi, ale on tylko się krzywił, bo nie rozumiał
czym ona się tak zachwyca. Dzieci były przesadnie różowe i miały pomarszczoną
skórę. Tak czy siak nic do nich nie poczuł tak jak i do swojej żony, która po
powrocie z dziećmi do domu zdana była wyłącznie na siebie, bo Marek nie zmienił
nic ze swoich przyzwyczajeń zostawiając zajmowanie się dziećmi jej.
Coraz
częściej dochodziło między nimi do kłótni. Joaśka była niewyspana, wymęczona i
wściekła. Teściowie przyjeżdżali zazwyczaj w soboty, żeby nacieszyć się
wnuczkami, ale pomocy nigdy nie proponowali uznając zapewne, że Marek powinien
wreszcie poczuć się odpowiedzialny i dorosnąć. Akurat u niego ani jedno ani
drugie nie wchodziło w rachubę. Okres kiedy udręczona Joaśka robiła mu awantury
dla Marka był paradoksalnie okresem wyciszenia. Zaprzyjaźnił się z Ulą. Z nią
czuł się najlepiej zwłaszcza wtedy, gdy wychodzili na zapiekanki a potem
spacerowali po parku rozmawiając cicho.
Ula
miała łagodny głos. Nigdy go nie podnosiła. Tłumaczyła mu wiele rzeczy bardziej
domyślając się niż mając pewność, że między nim a Joaśką nie jest dobrze. To
kojące brzmienie jej głosu wyciszało w nim wszystkie negatywne emocje.
Odpływały z głowy gdzieś w niebyt a on czuł się zrelaksowany i odprężony.
Dziewczynki
rosły. Joaśka dbała o nie zaniedbując przy okazji siebie. Marka i tak nie było
po całych dniach więc dla kogo miała się stroić? Chodziła w wyciągniętym,
poplamionym kaszką dresie nie czesząc się tygodniami i popadając w coraz
większą depresję.
Któregoś
piątku wracając z jakiejś nasiadówki w klubie Marek już w windzie usłyszał
rozdzierający płacz swoich dzieci. Zerknął na zegarek i zdziwił się, że jest
już tak późno a one jeszcze nie śpią. Wszedł do mieszkania i zdębiał. Dzieci
darły się jak opętane a Joaśka leżała na kanapie w salonie i nie reagowała w
ogóle. Podszedł do niej i potrząsnął nią mocno.
- Ogłuchłaś!? Nie słyszysz jak dzieci się
drą!?
Nie
słyszała. Wysunęła mu się z rąk na podłogę. Była nieprzytomna. Wpadł w panikę.
Chwilę to trwało zanim zaczął jasno myśleć. W końcu zadzwonił po pogotowie a
zaraz potem do Uli z prośbą, żeby wzięła taksówkę i przyjechała do niego na
Sienną.
- Potrzebuję pomocy. Dzieci płaczą a Joaśka
jest nieprzytomna. Nie wiem dlaczego. Zadzwoniłem po pogotowie.
Czekając
na nie podgrzał dzieciom mleko podejrzewając, że są głodne. Nie miał pojęcia
jak długo Joaśka pozostawała w tym stanie. Pod stolikiem znalazł puste fiolki
po jakichś lekach. Nie znał ich.
Lekarz
z pogotowia zbadał Joasię pobieżnie i zadecydował, że zabiorą ją do szpitala.
- Wie pan co zażyła? – Marek wręczył mu cztery
puste fiolki.
- Prawdopodobnie to, ale ja nigdy tych
tabletek nie widziałem. Nie wiem po co je zażywała.
- To silne środki psychotropowe. Zabieramy ją.
Jedzie pan z nami?
- Dojadę. Czekam na kogoś, kto zajmie się
dziećmi, bo nie mogę ich zostawić samych.
Lekarz
kiwnął głową i ruszył za sanitariuszami niosącymi bezwładną Joasię na noszach. Marek
zamknął za nimi drzwi i nakarmił dzieci. Wreszcie się uspokoiły. Zaniósł je do
łóżeczek i wrócił do kuchni. Dopiero teraz zauważył jakąś kartkę pod stołem.
Podniósł ją. Rozpoznał pismo swojej żony.
Ty podły draniu
Tylko tak mogę Cię nazwać, bo
na inną nazwę nie zasługujesz. Jesteś kanalią w ludzkiej skórze. Jesteś kimś,
kto nie zasługuje ani na miano męża, ani na miano ojca. Nie obchodzę Cię ani ja,
ani nasze dzieci. Żebyś zdechł. Przez Ciebie nabawiłam się depresji, przez
Ciebie już nie radzę sobie z życiem, przez Ciebie jestem nieszczęśliwa i jeśli
ta próba samobójcza się powiedzie to moja śmierć obciąży wyłącznie Twoje
sumienie. Dzieci mają po dziesięć miesięcy. Ile razy zostawałeś z nimi? Ile
razy pomagałeś mi w czymkolwiek, żeby choć trochę mnie odciążyć? Widziałeś jak
wyrzynają im się pierwsze zęby? Widziałeś jak zaczynają siadać, jak zaczynają
gaworzyć? Opadałam z sił a Ty włóczyłeś się po klubach zwierzając się temu
głupkowi Olszańskiemu jaki to jesteś nieszczęśliwy. Odchodzę z nadzieją, że
mnie nie uratują a Ciebie życie dopadnie wcześniej czy później, wystawi Ci
solidny rachunek i da porządny wycisk. Radź sobie sam i doświadcz tego
wszystkiego, czego ja musiałam doświadczyć.
Żegnaj dupku.
Opadły
mu ręce a kartka znowu znalazła się na podłodze. - Jak ona mogła mi to zrobić? Zostawić mnie samego z dziećmi? Przecież
nawet nie mam pojęcia jak się nimi zająć. Nie wiem, co mają jeść i jak to
przyrządzić. Jak mam je ubierać, jak przewijać, przecież są takie delikatne i
kruche. Że też akurat rodzice musieli wyjechać… W Uli jedyna nadzieja. Chyba
powinna już być…
Tyle co
o niej pomyślał rozdzwonił się domofon. Nawet nie pytał kto to, tylko nacisnął
guzik. Zdyszana i nieco przestraszona weszła do mieszkania pytając co się
stało. Opowiedział jej o wszystkim i pokazał kartkę.
- Powinieneś wziąć sobie do serca jej słowa.
Miała rację we wszystkim co napisała. Taki właśnie jesteś. Ubieraj się i jedź
do szpitala. Ja zostanę z dziećmi.
Trochę
zabolało go to, co powiedziała, ale ruszył się z miejsca zabierając kluczyki od
samochodu.
- Zadzwonię jak już będzie coś wiadomo.
Dziękuję.
Wpadł
na SOR rozglądając się nerwowo. Podbiegł do okienka i zapytał o Joannę
Dobrzańską. Kobieta stojąca po drugiej stronie skierowała go do jakiegoś
gabinetu. Zastał w nim dwóch lekarzy i ponownie zapytał o Joasię.
- Proszę usiąść – jeden z nich wskazał mu
fotel. – Niestety nie mamy dla pana dobrych wiadomości. Żona musiała dość długo
być nieprzytomna po zażyciu tej ogromnej dawki psychotropów. Nawet nie
dojechała do szpitala. Zmarła w karetce. Zatrzymała im się i próbowali
elektrowstrząsów, ale nie udało się.
Marek
słuchał tego oszołomiony i chyba nie za bardzo docierała do niego skala tej
tragedii. Przełknął nerwowo ślinę.
- Gdzie jest teraz? Chciałbym ją zobaczyć.
- Oczywiście. Jest w prosektorium. Zaraz
zawołam pielęgniarkę to pójdzie z panem. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy żona
leczyła się na depresję? Leków, które zażyła nie można kupić bez recepty, stąd
moje pytanie. Musiał jej przepisać specyfiki jakiś lekarz psychiatra.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo – to pytanie
zaskoczyło Marka i nic dziwnego, bo niby skąd miałby wiedzieć. Nie interesował
się życiem Joaśki, nie zwierzała mu się uznając zapewne, że to i tak bez sensu,
bo on nie zareaguje tak jak powinien. Najgorsze było to, że nie potrafił
udzielić żadnych odpowiedzi na pytania zadawane przez lekarzy, bo ich po prostu
nie znał. Nie miał pojęcia, co dzieje się w jego własnym domu pod jego nosem.
Jaka miła niespodzianka;) Oj ta Ula. Dobroć się na niej mści. A podobno to co dajemy innym wraca do nas? Na razie ani widu, ani słychu. Marek tego poświęcenia na pewno nie dostrzeże. On goni za każdą spódnicą, tylko nie za Ulą. Niech wieje, bo życie przy nim straci. Czekam z niecierpliwością na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara,
Usuńna razie rzeczywiście nie widać żeby los odwdzięczył się Uli za dobroć, którą daje innym, ale przecież wiecznie tak nie może być. A w powiedzeniu, że karma wraca jest dużo prawdy. Przeważnie jest tak, że to co dajesz, to też do ciebie przyjdzie. Przekonamy się, czy tu też tak będzie. Pięknie dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy i zapraszamy na kolejne rozdziały:)
Jak widać śmierć Joanny niewiele nauczyła Marka. Dwójka malutkich dzieci została bez matki, ale i bez ojca. Prawdę powiedziawszy to one nigdy nie miały ojca.
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w środowy wieczór.
Julita
Julita,
Usuńoczywiście nic Marka nie usprawiedliwia, ale może chociaż troszeczkę na jego obronę będzie wpływać to, że w sumie został on zmuszony do ożenku. Jego rodzice uważali, że tak postępują ludzie honorowi, a Joanna też o tym marzyła. Marek "łaskawie" się zgodził, ale nie kochał żony i niestety nie pokochał dzieci, co nie oznacza, że to się nie zmieni. Pozdrawiamy Cię cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis:)
Fajnie, że już dzisiaj, ale ... Marek Masakra! Takie ma piękne nazwisko, ale chyba powinien zastanowić się nad jego zmianą. Bardziej by pasowało Demolka lub Imbecyl! Do następnego. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta,
Usuńnie mogę się nie zgodzić, że Marka nazwisko powinno zobowiązywać, ale on chyba jeszcze o tym nie wie, hihihi:) Nazwisko chyba łatwiej zmienić, niż cechy charakteru, ale będziemy próbować:) Przecież wszystko można zmienić, trzeba tylko chcieć. Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)
Jak ona mogła mi to zrobić? Jaki palant! Myśli tylko o sobie. Może Joasia ma rację i wreszcie Marek dostanie po tyłku?! Szkoda tylko dziewczynek, bo one nie są winne, że mają takiego durnego tatusia! Miśka pozdrawia;)
OdpowiedzUsuńMiśka,
Usuńnawet Ula uważa, że niestety Joasia miała rację. Marek trochę się obruszył, ale czy przemyśli swoje postępowanie? Żeby zmienić podejście do życia musi sam tego chcieć. Zapraszamy na następne odcinki. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
A to ci dopiero niespodzianka, ale do rzeczy;) Niby lat i obowiązków przybywa, a Marco dalej taki lekkoduch. Myślę, że śmierć Joanny już zawsze będzie zadrą na jego sumieniu, bo przecież chyba nie jest taki najgorszy? Jak wytłumaczy dziewczynkom brak mamy? Prędzej, czy później będzie musiał to zrobić. Nie zazdroszczę. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola,
UsuńMarek jest dużym dzieckiem. Teraz sytuacja się zmieniła, ale czy uda mu się wziąć w garść? To powinno wyjaśnić się w kolejnych rozdziałach. To prawda, że z biegiem czasu dziewczynkom trzeba będzie wyjaśnić brak mamy, ale są na to sposoby żeby nie przeżyły traumy. Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)
Niespodzianka się udała;) Cieszę się, że przyszła kolej na historię o Uli i Marku. Uwielbiam wszystkie Twoje opowiadania o tej parze. Mogę jej czytać na okrągło. Często do nich wracam;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńBardzo miłe słowa, za które dziękujemy. Mamy nadzieję, że i te opowiadanie przypadnie Ci do gustu:) Bardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś i zapraszamy na kolejne rozdziały. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
UsuńBardzo smutno się zaczyna ta opowieść. Biedna i umęczona Joaśka. Ileż musiało być w niej gniewu i poczucia beznadziei żeby targnąć się na życie. Nawet małe bobasy jej nie powstrzymały, mimo tego, że je kochała. Szkoda, że nikt nie zauważył jej depresji. Z ogromną chęcią zobaczę jak to się dalej potoczy. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza,
Usuńzderzenie się z rzeczywistością było bardzo bolesnym doświadczeniem dla Joasi. Od momentu zajścia w ciążę była sama. Brak jakiejkolwiek pomocy, brak wsparcia ze strony męża dobiły ją jeszcze bardziej. Bardzo przykra sytuacja. Pragnę zapewnić, że dziewczynki mimo wszystko będą miały dobrą opiekę. Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy:)
Marek to beznadziejny materiał na męża i ojca. On w ogóle nie dorósł i ma mleko pod nosem teraz przez niego dzieci trafią albo do domu dziecka albo jego rodzice wezmą na siebie odpowiedzialność za głupiego, bezmyślnego syna. Nie chciał dzieci mógł uważać ,a nie teraz ma wszystko w domu. Ula niech trzyma się od tego łajdaka z daleka ,bo jeszcze jej brzuch zrobi i świnia zostawi na partwe losu. Na chwilę obecną nie widzę tu dobrego zakończenia ,a Ula naprawdę niech uważa i za bardzo się nim nie interesuje jeśli on nie zmieni swojego postępowania.pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJustynka,
Usuńtaki Marek rzeczywiście niezbyt nadaje się na ojca, ale zawsze wszystko może się zmienić. Należy tylko tego chcieć i mieć dobrą motywację. Nikt z jego najbliższego otoczenia by nie pozwolił aby bliźniaczki trafiły w obce ręce. Państwo Dobrzańscy nie są wyrywni do przejęcia opieki nad wnukami. Przecież nawet Joasi nie pomagali. Ich wizyty ograniczały się do bawienia się z dziewczynkami. Bardzo je kochają, ale Krzysztof jest schorowany i oni nie mają sił na ciągłą opiekę i wychowanie takich żywiołków. One mają tatę. Bardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczne pozdrowienia:)
Może Marek wreszcie dorośnie, pięknie napisane, aż jestem miło zaskoczona
OdpowiedzUsuńWiem, że śmierć żony i matki to ogromny ból. Może Ula pomoże Markowi wyjść z depresji.
UsuńRenia,
UsuńMarek niestety nie ma depresji po śmierci Joasi. Martwi się jak sobie poradzi i jest zły, że Joanna o tym nie pomyślała. Uważa, że żona egoistycznie postąpiła. Bardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
Co za cholerny, egoistyczny dupek! Joasia napisała prawdę, Marek jest kanalią. Szkoda, że nie udało się jej uratować, ale chyba nic by to nie dało, bo Marek by się nie zmienił. Czy on myśli, że panienki na jedną noc zastąpią dziewczynkom mamę? To chyba jest głupszy, niż mi się wydaje. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga,
UsuńMarek nie kochał Joasi. Pod naciskiem rodziców ożenił się z nią, mieszkali razem, utrzymywał ją i dzieci, ale uznał, że więcej nie musi nic robić. W dalszym ciągu myślał tylko o sobie i o swoim szczęściu. Ciągle uciekał z domu, uciekał od obowiązków. Ale wiecznie tak żyć się nie da. Teraz musi zaopiekować się również córeczkami. Marek nie szuka zastępczej mamy dla jego córeczek. On szuka miłości i zaspokojenia. Błądzi i to bardzo, ale na razie myśli przede wszystkim o sobie. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
No ale z grubej rury. Ula odkrywa, że Marek to wieczny Piotruś Pan. A Marek to drań bez skrupułów i sumienia. Egoista, żona mu umarła w domu dwoje malenkich dzieci, a on oburzony stwierdza jak mogła mi to zrobić. Palant. Bardzo ciekawa ta pierwsza część. Już nie mogę się doczekać kolejnej. Pozdrawiam serdecznie i życzę twórczej weny.
OdpowiedzUsuńHalina,
Usuńani Joanna, ani Marek nie czuli się w małżeństwie szczęśliwi. Mogli to załatwić w inny sposób, ale stało się. Zostały dziewczynki i to na nich teraz należy się skupić. Serdecznie zapraszamy na następne rozdziały. Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za wpis:)
Zastanawiam się o czyje zaślepienie chodzi. O Uli i miłość do Marka czy Marka bo nie dostrzega Uli. Marek to już wogóle jest poniżej wszelkich norm przyzwoitości. Pomimo nawet tego że się ożenił z Joasią. (chyba po raz pierwszy czytam coś takiego). Mogę zrozumieć brak uczucia do żony ale córeczki w niczym nie zawinił. On myśli chyba że skoro mają dobrej warunki do życia i to zaspokaja nic więcej nie musi robić i ojca nie potrzebują. Dojdzie do tego że Ulę będą brać za mamę. Seniorzy bez winy też nie są. Zmusili do ślubu a później los syna i wnuczek zbytnio ich nie interesował. Sobotnie wizyty to za mało. Być może gdyby częściej odwiedzali syna coś by zauważyli i zareagowali jak należy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla,
Usuńpostawiłaś zasadne pytanie o zaślepienie, ale na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć po przeczytaniu opowiadania. Tych "zaślepień" jest tu więcej. Marek właśnie tak myślał, że skoro daje im poczucie bezpieczeństwa, dom, utrzymanie, to już więcej nic nie musi. Można powiedzieć, że seniorzy nie stanęli na wysokości zadania, ale należy pamiętać, że oni sami mają problemy, a do tego Joasia nic im nie mówiła. Ciężko na krótkich wizytach coś niepokojącego zauważyć, no chyba, że coś złego się podejrzewa. Oni uznali, że syn i synowa są dorośli oraz samodzielni i sami sobie ze wszystkim poradzą. Jak widać, było to błędne założenie. Cieszymy się, że znalazłaś czas, przeczytałaś i skomentowałaś. Serdecznie Cię pozdrawiamy:)
Ula wpakowała się w niezły układ. Sama widzi, że Dobrzański wykorzystuje jej dobroć i oddanie, ale ile można się tak poświęcać w imię skrywanej miłości do juniora. Najlepsze co teraz mogłaby zrobić to zostawić go z dziećmi niech sobie radzi sam, niech poczuje to co czuła Joaśka. Z kolei na co liczyła ta ostatnia, że jej mąż weźmie na siebie odpowiedzialność bycia mężem i ojcem, to nie ten typ, wieczny lekkoduch. Trzeba wreszcie powiedzieć dość, czy Uli starczy na to siły by wyjść z tego zaślepienia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dziś, czekam co zrobi Ula, pozdrawiam serdecznie, Agata:)
Agata,
Usuńsytuacja jest rzeczywiście nieciekawa. Z jednej strony miłość i przyjaźń, z drugiej strony malutkie dzieci, na których widok serce mięknie. One już zostały pokrzywdzone przez los, nie mają kochającej mamy. Ojciec jak na razie zielony jak szczypiorek na wiosnę. Sumienie nie pozwala zostawić ich samych bez pomocy. Zapraszamy na następne odcinki:) Bardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
To sobie Marek nagrabił. I teraz i przed kilkoma mieścącami. Miał chwilę przyjemności ale zero odpowiedzialności. Oby jego paro godzinne spóźnienie nie zwiastowało jakiegoś nieszczęścia. W całej tej historii dziewczynek najbardziej szkoda. Matki już nie mają ojca nie miały nigdy dziadkowie weekendowi i tylko ciocia Ula im została i może jeszcze jakaś niania albo żłobek bądź przedszkole.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mariola
Mariola,
Usuńprawda, cała prawda. Joasia i Marek nie pomyśleli o skutkach braku zabezpieczenia. Pojawiły się dziewczynki. Całą opiekę nad nimi przejęła mama. Marek nie widział takiej konieczności i schodził Joasi z drogi. Dziadkowie też się nie popisali. Ciocia Ula jak na razie jest jedynym dobrym wyjściem. Przynajmniej ona wie jak zaopiekować się maluszkami. Cieszymy się, że przeczytałaś i skomentowałaś. Serdecznie pozdrawiamy:)
Przeczytałam wczoraj, ale musiałam trochę ochłonąć. Trudno wybrać, co zrobiło na mnie największe wrażenie, ale chyba najbardziej wstrząsnął mną pożegnalny list Joanny. Ileż bólu, złości, bezradności i bezsilności w nim jest. Ona czuła się nie tylko wykończona ze względu na obowiązki przy dziewczynkach, ale myślę, że przede wszystkim wykańczał ją brak miłości i zainteresowania ze strony męża. Ogromnie jej współczuję. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira,
Usuńoczywiście, że sytuacja z Joasią nie należy do najprzyjemniejszych. Zmarła młoda kobieta, mama dwójki maluszków. Próba samobójcza była spowodowana depresją. Ogromnie przykra sprawa, że wśród tylu dorosłych ludzi nikt nie zauważył jej stanu. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Czy Marek w ogóle przejął się śmiercią żony, ale tak naprawdę, z całego serca? Wydaje się, że nic go to nie obeszło, ale chyba to niemożliwe? Mimo wszystko chyba ma jakieś ludzkie uczucia? Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTrudno nie przejąć się śmiercią tak młodej kobiety. Marek tego zbytnio nie okazuje, bo zwycięża w nim inne uczucie - jest zły, że ze wszystkim został sam i po prostu boi się codzienności. Teraz to on musi zadbać o córeczki, a przecież praktycznie nic o nich nie wie, bo do tej pory wszystkim zajmowała się Joanna. Bardzo dziękujemy Ci, że zostawiłaś komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
UsuńWstyd i żenada. Wielki bogacz, mąż i ojciec, po prostu wzór cnót! I co, nie jest mu głupio, że nic nie potrafi powiedzieć o żonie, że nic nie wie o swoich dzieciach? W tym szpitalu powinien zapaść się pod ziemię! Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa,
UsuńMarek na razie jest w ciężkim szoku, ale odczuwa wstyd. Zdał sobie sprawę jak to wygląda. Nie zrobił dobrego wrażenia ani na lekarzach, ani na Uli. Teraz musi wziąć się w garść. Bardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
Ogromnie się cieszę, że jest Ula i Marek, ale opowiadanie bardo, bardzo smutno się zaczyna. Marek jest okropny. Mam nadzieję, że się zmieni? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Zapraszamy na kolejne rozdziały i liczymy, że się nie rozczarujesz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
UsuńNad sprawą opisaną w rozdziale nie można przejść obojętnie. Tekst piękny i bardzo poruszający. Zdjęcia jak zwykle idealnie dobrane, szczególnie cudownych małych dziewczynek. Biedne, już nie mają mamy. Smutno się robi na samą myśl. Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB,
Usuńdziękujemy za miłe słowa. Cieszymy się, że rozdział wywołał tyle emocji. Dzięki wielkie za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Joanna pewnie myślała, że Pana Boga za pięty złapała jak jej się Marek oświadczył. Liczyła, że szczęście się do niej uśmiechnęło. Uczucie rozczarowania musiało być bolesne. Jej książę okazał się kanalią. Bardzo mi jej żal. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina,
Usuńchyba każda panna młoda liczy na szczęśliwe życie z małżonkiem. Do tego jak jest to wymarzony i wyśniony facet, to już zupełnie serce przeszywa radość. Zderzenie się z rzeczywistością doprowadziło do depresji i w końcu do śmierci. Szkoda tylko, że młodzi nie potrafili być ze sobą szczerzy i nie porozmawiali spokojnie. Może by nie doszło do takiej tragedii. Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)
Chyba najbardziej zawiedziona jestem Heleną i Krzysztofem. Szkoda, że nie wykorzystali doświadczenia życiowego. Znali swojego syna, wiedzieli, jaki jest. Dlaczego nie wsparli Joasi? Przecież od lekkoducha nie można się spodziewać, że zmieni się od tak. Seniorzy tak cieszyli się na wnuczki i co? Ich miłość sprowadzała się tylko do sobotnich odwiedzin? Oni też powinni czuć się winni śmierci synowej. Może chociaż teraz zadbają o wnuczki. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina,
Usuńfaktycznie można sądzić, że rodzice Marka się nie popisali. Jednak gdyby się wtrącali, to też nie wiadomo jakby się skończyło i jak by te interwencje były przyjmowane przez młodych? Ciężko znaleźć złoty środek. Marek i Joanna nie byli nastolatkami. Seniorzy mieli prawo założyć, że młodzi małżonkowie będą szczęśliwi. Dziewczynki nie zostały znalezione w kapuście ani nie przyniósł je bocian. Mieli prawo sądzić, że młodzi się kochają. Nawet Paulinę pogonili żeby nie stała im na drodze. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył. Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności i oczywiście zapraszamy na kolejne odsłony opowiadania:)
Bardzo ciekawie się zaczyna. Tyle się dzieje. To rzadko się zdarza, że po pierwszym rozdziale aż tak huczy w głowie. Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękujemy za ciepłe słowa. Cieszymy się, że Ci się podoba:) Zapraszamy na następne części. Dziękujemy, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczności:)
UsuńA Sebastian jak zwykle zły duch. Jest przyjacielem Marka, ale wcale nie myśli o jego szczęściu. Zamiast mu trochę otworzyć oczy, przemówić do rozsądku, to namawia go na skoki w bok. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla,
UsuńSebastian jest singlem i w głowie mu tylko dobra zabawa. Samotne chodzenie do klubów już tak fajne nie jest. Z drugiej strony Marek ma swój rozum i nikt go na siłę tam nie ciągnął. Marek musi nauczyć się brać odpowiedzialność za swoje czyny. Gorąco pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za komentarz:)
Też przeczytałam wczoraj i ciągle jestem pod wrażeniem. Uważam, że to i tak cud, że Marek wpadł dopiero przy Joannie skoro zaliczył tyle panien. No chyba, że zaraz pojawi się kolejna brzemienna? Jeśli chodzi o Joannę zastanawiam się ciągle na co ta biedna dziewczyna liczyła? Przecież jego przeszłość jest tajemnicą poliszynela. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJoanna liczyła na to, na co liczy większość dziewczyn. Miała nadzieję, że jej miłość go zmieni, że wspólny dom i mające przyjść na świat dzieci scementują ten związek. Na to, że pod jej wpływem Marek się ustatkuje. Okazało się, że to były czcze życzenia. Dzięki wielkie za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
UsuńMarek pewnie nawet sobie nie zdaje sprawy z tego jak wspaniałą i wyrozumiałą ma przyjaciółkę? Jest ślepy, tak samo, jak w serialu. Przyjmuje jej pomoc, jak zwyczajną, należącą mu się rzecz i nie zdaje sobie sprawy, że chyba nikt by tyle dla niego nie zrobił. Kiedy i czy w ogóle on dorośnie? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda,
UsuńMarek bardzo ceni sobie przyjaźń z Ulą. Lubi spędzać z nią czas. Wie, że zawsze może liczyć na jej pomoc. Nie zastanawia się dlaczego ona mu pomaga, bo gdyby ona potrzebowała jego pomocy, to też by jej pomógł, gdyby tylko mógł. Jedyne czego nie widzi, to nie zauważa w niej kobiety. Ula dobrze wie, że nie jest w guście Marka. Oczywiście, że to płytkie i słabe, ale właśnie tak jest. Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za wpis:)
Bardzo żałuję Joasi, ale tak samo żal mi Uli. Kocha Marka bez pamięci, a on wykorzystuje jej dobroć. Musi sobie uświadomić, że z tej mąki chleba nie da się upiec. Ula wiej! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUcieczka nie zawsze jest dobrym wyjściem z sytuacji. Co do mąki, to zależy, bo podobno z każdej mąki coś tam można upiec:) Serdecznie pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)
UsuńNie wiem, naprawdę nie wiem czy to dobrze, że dziewczynki zostaną z Markiem? On na nie wrzeszczy, nie kocha ich, nic o nich nie wie. Jeszcze więcej wyjdzie z tego szkody niż pożytku. Może jednak dziewczynki powinny trafić do kogoś innego, np. Uli? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziewczynki mają tatę. Może nie jest on wzorem cnót, ale z całą pewnością umyślnie nie zrobi im krzywdy. Teraz nie wie o ich wychowaniu zbyt wiele, ale dajmy mu szansę. Dzięki wielkie za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
UsuńDziewczynki maja jakoś na imię, czy to tajemnica albo urządzacie konkurs? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHahaha, konkursu nie będzie. Zagadka zostanie rozwiązana w kolejnym rozdziale, na który serdecznie zapraszamy. Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Usuń