ROZDZIAŁ 2
Okazało
się, że Krzysztof Dobrzański miał rację w sprawie Alexa. Wprawdzie minęło sporo
czasu, od momentu gdy usłyszał od niego te niezobowiązujące deklaracje, ale
bomba wybuchła tuż przed imprezą rocznicową młodych Dobrzańskich. To właśnie wtedy
pojawił się w gabinecie Marka, Febo, czym niepomiernie zdziwił tego pierwszego,
bo raczej obaj omijali się szerokim łukiem, a ich relacje służbowe ograniczały
się do sporadycznych kontaktów. Alex stanął przy biurku i popatrzył pogardliwie
na Marka z góry.
- Zapewne ucieszy cię wiadomość o tym, że
odchodzę – wyrzucił z siebie. – Dostałem w Milano znakomitą propozycję zawodową
i wkrótce wyjeżdżam. Tu masz moje wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym i
spodziewam się, że podpiszesz je bez problemu.
Marek
odebrał z jego rąk pismo i nie czytając złożył na nim zamaszysty podpis.
- Paulina jedzie z tobą? – zadał niewinne
pytanie licząc na to, że za jednym zamachem pozbędzie się oboje Febo z firmy.
- A dlaczego miałaby? Za kilka miesięcy
dostanie ode mnie darowiznę w postaci dwudziestu pięciu procent udziałów i stanie
się twoim równorzędnym partnerem. To umocni jej pozycję w firmie i zwiększy
decyzyjność. Tego właśnie chce, a ja nie będę jej stał na drodze.
Marek
poczuł się nieswojo. Jego była narzeczona nie była zbyt inteligentna, a na
sprawach firmy nie znała się kompletnie. Do tej pory spełniała jedynie funkcje
wizerunkowe i skoro ma zostać teraz jego partnerem w interesach, to z pewnością
nie będzie jej pobłażał i będzie wymagał. Jeśli ona myśli, że nadal będzie
zajmowała się tylko mediami i kontaktami z prasą, to grubo się myli. Na pewno porozmawia
z nią, jak braciszek już wyjedzie i oświeci ją, jakie warunki będzie musiała
spełnić.
- No skoro tak, to powinna się przygotować do
zastąpienia ciebie na stanowisku dyrektora finansowego. Mam nadzieję, że podoła,
zwłaszcza że z wielkim upodobaniem krytykuje innych więc widocznie jest taka
świetna?
- Żartujesz sobie…? - mina Alexa była
bezcenna.
- A kto według ciebie powinien przejąć twoje
obowiązki? Za darmo mam jej płacić tylko dlatego, że będzie miała pięćdziesiąt
procent udziałów? Ostrzegam, że jeśli ona nadal będzie się tak obijać jak do
tej pory, wyleci z hukiem razem z tymi udziałami. Nie będę tolerował
nieróbstwa.
Febo
roześmiał się na całe gardło.
- Do niedawna sam byłeś tu największym
obibokiem, a robotę odwalała za ciebie asystentka.
- Masz rację. Na szczęście zmieniłem się, bo
zrozumiałem, że to było złe i niewłaściwe. Tego samego oczekuję od twojej
siostry. A teraz wybacz. Jestem zajęty.
Faktycznie
po wyjeździe Alexa taka rozmowa miała miejsce. Paulina już czuła smak
nieograniczonej władzy w firmie. Uwielbiała rządzić i dyrygować ludźmi.
Upokarzać ich za błahostki i rozstawiać po kątach. Kiedy jednak Marek
wyłuszczył jej, że teraz po wyjeździe jej brata liczy na to, że ona przejmie po
nim stanowisko, niemal ją zatkało.
- Jak to ja mam przejąć jego stanowisko?
Przecież ja się nie znam na finansach.
- To będziesz musiała się dokształcić –
powiedział dobitnie starając się tak poprowadzić tę rozmowę, żeby dumną pannę
Febo totalnie zniechęcić do dalszej pracy w firmie. - Pięćdziesiąt procent
udziałów do czegoś zobowiązuje i z całą pewnością nie jest to brylowanie na
ściankach. Te udziały to ogromna odpowiedzialność i albo podejmiesz wyzwanie,
albo będziemy musieli się pożegnać.
- Nie możesz mnie zwolnić. Będę równorzędnym
partnerem.
- Mogłoby tak być, gdybyś zamiast sieczki
miała olej w głowie. Skoro jednak nic nie wiesz i nic nie umiesz, nie będziesz
moim równorzędnym partnerem. Odejdziesz stąd razem z udziałami. Jest jeszcze
jedna możliwość, a mianowicie taka, że odsprzedasz swoją część udziałów i tym
samym spłacę cię. Nie mam zamiaru pracować tu z kimś tak bardzo
niekompetentnym. Biorąc pod uwagę twój poziom wiedzy szybko puściłabyś nas z
torbami. Żeby go podnieść weź może kilka lekcji u Alexa i daj mi znać, co
postanowiłaś, powiedzmy za tydzień.
Z dnia
na dzień obowiązki zaczynały go przytłaczać. Co gorsza część z nich zrzucił na
Ulę. Jej także brakowało doby na pozałatwianie wszystkich spraw, chociaż
wychodziła ze skóry, żeby nie mieć zaległości.
Wracali
do domu zmęczeni i kompletnie wyzuci z sił. Ula podgrzewała obiad, a kiedy go
zjedli, zalegali oboje na kanapie przed telewizorem. Powoli do ich związku
zaczęła wkradać się rutyna. W weekendy starali się odsypiać cały tydzień tej
intensywnej pracy, chociaż nie było to proste, bo zazwyczaj jechali do seniorów
na proszony obiad lub do Rysiowa. Tam Ula miała dodatkową robotę i żadnej
szansy na odpoczynek. Coraz częściej Marek przyłapywał się na tym, że tęskni za
dawnym życiem pozbawionym takiego nadmiaru obowiązków, kompletnie odartym z
odpowiedzialności, jakichkolwiek konsekwencji i słodko beztroskim. Wciąż darzył
swoją żonę ogromnym uczuciem, ale życie z nią stało się monotonne i nudne. Ten
permanentny brak bodźców wykańczał go psychicznie. Zwierzał się swojemu
najlepszemu przyjacielowi, który chyba nie bardzo rozumiał, o co tak właściwie
Markowi chodzi.
- Stary, czy ty aby nie przesadzasz? Wszystko
układa ci się jak po maśle. Masz piękną i mądrą żonę. Tylko ona mogła zająć
miejsce Alexa i musisz przyznać, że radzi sobie znakomicie. Nawet Febo nie
potrafił wygenerować takich zysków jak ona. Jej budżety to istny majstersztyk. Haruje
jak wół, żeby wypełnić tę finansową lukę spowodowaną spłaceniem Pauliny i
odzyskaniem jej udziałów. Masz teraz święty spokój, bo nikt ci nie robi świństw
i nie knuje. Może co do tej monotonii masz trochę racji. Ja też tęsknię czasem
za naszymi wypadami do klubu i jego atmosferą, ale przecież to nie jest coś, od
czego zależy moje życie. Zresztą Violka zaanektowała mnie na amen. Jest tak
absorbująca, że nie daje odetchnąć.
- No właśnie o tym mówię Seba. Chodzi mi
właśnie o oddech. O nabranie dystansu, o odreagowanie firmowego stresu. Jeśli
czegoś nie zrobię, to chyba zwariuję.
- Można coś zorganizować, ale sądzisz, że Ulka
się zgodzi na nasz wypad do klubu? To dość ryzykowne, bo sama powiedziała ci
kiedyś, że jak wrócisz do poprzedniego życia, nigdy ci tego nie wybaczy.
- No wiem, wiem… To strasznie przygnębiające…
Z drugiej strony nie musiałaby o niczym wiedzieć gdybyśmy raz na jakiś czas
odstresowali się w klubie. Nie chodzi mi o przygodny seks, ale o to, żeby
pogadać przy dobrym drinku i rozluźnić się.
Marek
kusił uskuteczniając coraz częściej takie rozmowy z Sebastianem. W końcu
nadarzyła się okazja, bo któregoś piątku tuż po pracy Marek zawoził Ulę do
Rysiowa. Sam wymigał się od tej wizyty mówiąc Uli, że będzie musiał w sobotę
pojechać do biura.
- Piętrzą mi się zaległości, kochanie. Jeśli nie
poświęcę przynajmniej jednej soboty, nigdy się z nich nie wygrzebię.
- No dobrze, ale obiecaj, że przyjedziesz na
niedzielny obiad.
- Obiecuję – uśmiechnął się wdzięcznie i
cmoknął jej różowy policzek.
Sebastian
postąpił bardzo podobnie odwożąc Violę do Pomiechówka. Początkowo nie chciała
nawet o tym słyszeć, ale jej chłopak wydawał się dość przekonywujący kiedy
mówił, że Marek poprosił go o przyjście do pracy w sobotę.
- Nawarstwiły mu się zaległości dlatego
poprosił mnie o pomoc. Mam mu odmówić? Przecież to mój najlepszy przyjaciel.
Na
takie dictum Viola nie miała kontrargumentów i zgodziła się.
Umówili
się w sobotnie popołudnie o siedemnastej przed wejściem do Klubu 69. Do
południa zadzwoniła Ula, żeby wesprzeć go duchowo. Było jej go żal, bo od
momentu kiedy objęła schedę po Alexie, Marek nie miał żadnej asystentki.
Sądził, że poradzi sobie, ale chyba się przeliczył.
- Jak ci idzie, kochanie? – zapytała z troską.
- Opornie, bardzo opornie. Ma dojechać
Sebastian to trochę pomoże. Sam się zadeklarował, bo Violka pojechała do
rodziców. We dwóch na pewno pójdzie o wiele sprawniej. A co tam u was? Wszystko
w porządku?
- W porządku. Sprzątamy od rana, a ja za
chwilę biorę się za gotowanie. Tato kupił wielką kapustę to zrobię gołąbki.
Dawno nie jedliśmy.
- To prawda i na pewno, jak zawsze, będą
pyszne. Wracam do pracy, skarbie. Pozdrów wszystkich. Odezwę się, jak będę
jutro ruszał do Rysiowa. Kocham cię.
- Ja ciebie też…
Przed
Klubem 69 panował wielki gwar. Jak zawsze w sobotę gromadziło się tu wielu
chętnych liczących na dobrą zabawę. Marek podjechał taksówką i zostawiwszy
kierowcy stuzłotowy banknot zgrabnie z niej wyskoczył. Dostrzegł Olszańskiego
rozglądającego się nieco nerwowo i zawołał go. Uścisnęli sobie dłonie i już bez
zwłoki ruszyli do wnętrza. Ucieszyli się na widok znajomego ochroniarza. On też
ich rozpoznał i uśmiechnął się szeroko.
- Dawno panów u nas nie widziałem. Macie
sentyment, co?
Pokiwali
głowami i skierowali się do wielkiej sali z barem, stolikami i estradą, na
której produkowała się jakaś piękność. Dotarli do baru i zamówili po drinku.
Siedząc przodem do sceny kontemplowali muzykę i wykonawczynię piosenki.
- Niezła jest, naprawdę niezła – Marek
pociągnął łyk. Alkohol przyjemnym ciepłem rozlał mu się po trzewiach. – Brakowało
mi tego, bracie. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Mam podobnie – Sebastian uniósł szklaneczkę
i uśmiechnął się. – Za szczęśliwe powroty.
Zabawa
rozkręcała się. Świetna muzyka i jeszcze lepszy disc jockey sprawiał, że nogi
same rwały się do tańca.
- Ruszmy się – Sebastian zeskoczył z wysokiego
stołka pociągając za sobą Marka. Wskoczyli na estradę. Zaraz obstąpił ich
wianuszek dziewczyn skąpo ubranych i z wyzywającym makijażem. Na twarzach ich
obu pojawił się rozanielony uśmiech. Czyż nie było tak jak przed trzema laty?
Totalne nieskrępowanie i wielki luz. Panienki wiły się wokół nich jak pnącza
powoju. Kradły im pocałunki zostawiając na ich twarzach ślady krwistej szminki,
a na odzieży zapach tanich perfum. Nie zamierzali kończyć zabawy w jakimś
przygodnym hotelu. Wciąż pamiętali, że nie są wolni. Im więcej wlewali w siebie
alkoholu tym śmielej poczynali sobie w tańcu. Gdyby mieli świadomość, że za
jednym z filarów stoi ktoś, kto z dużym zaangażowaniem robi im zdjęcie za
zdjęciem, pewnie wytrzeźwieliby natychmiast.