ROZDZIAŁ 8
W następną sobotę już od wczesnego
popołudnia szykowała się na ten koncert. Nie wypadało iść w byle czym. Prosta,
ciepła, kaszmirowa sukienka z długim rękawem podkreślała jej wciąż młodzieńcze
kształty. Na nogach eleganckie czarne kozaczki na obcasiku, a na szyi
przyniesiony przez Marysię jeden z naszyjników Klementyny.
- Zrób jeszcze jakiś makijaż – Marynia
przyglądała się jej krytycznie. – Strasznie blada jesteś. - Dorota skrzywiła
się nieznacznie, co nie umknęło uwadze jej córki. Już odwykła od robienia
codziennego makijażu. Tu nie było jej to potrzebne. – Nie krzyw się mamuś.
Przecież nie chodzi o nic wyzywającego. Delikatnie pomaluj rzęsy a na usta nałóż
błyszczyk. To w zupełności wystarczy. No może jeszcze jakiś podkład, który nada
ci rumieńców.
Dorota rozchichotała się.
- Czasami mam wrażenie, że to ty jesteś tu
matką, a nie ja. To nie jest żadna randka przecież, tylko koncert.
- Oj mamuś, nie upieraj się. Jeszcze niezła
laska z ciebie i należy to podkreślić.
Dorota przygarnęła córkę i
cmoknęła ją w policzek.
- I co ja bym bez ciebie zrobiła…? Maciek
przyjedzie?
- Przyjedzie razem z Adamem. Nie będziemy się
nudzić, bo ma przywieźć jakieś fajne filmy.
- W lodówce macie przygotowane zapiekanki.
Włożysz je na dwadzieścia minut do piekarnika. To wasza kolacja. No i jak
wyglądam? – Dorota okręciła się dokoła.
- Pięknie. Naprawdę pięknie. Adam padnie, jak
cię zobaczy.
- A co on ma do tego? Chyba nie próbujesz mnie
swatać?
- Nie bój się, nie próbuję, ale musisz
przyznać, że obaj Gawrońscy to fajni faceci.
- No fajni, fajni…
Adam podjechał o siedemnastej
trzydzieści. Wraz z Maćkiem wszedł do przedpokoju obrzucając Dorotę zachwyconym
spojrzeniem. Pod wpływem tego spojrzenia zarumieniła się jak pensjonarka.
Maciek rozebrawszy się ruszył do pokoju Maryni.
- Jesteś gotowa? Jeśli tak, to jedziemy. Nie
chcę dojechać na ostatnią chwilę. – Pomógł jej ubrać płaszcz i przepuścił ją w
drzwiach. Zadrżała od powiewu zimnego wiatru. W samochodzie włączył ogrzewanie.
- To, żebyś mi nie zmarzła – wyszczerzył się
do niej i odpalił silnik.
Ten wieczór uznała za naprawdę
udany. Występ Michała Bajora nie rozczarował jej. Była zachwycona i
jednocześnie wdzięczna Adamowi, że sprawił jej taką miłą niespodziankę, chociaż
to nie był koniec niespodzianek. Po wyjściu z sali koncertowej do foyer Adam
szepnął jej do ucha, że za kilka minut artysta będzie podpisywał tutaj swoje
płyty i jeśli ma ochotę, to zaczekają. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął
pudełko zawierające płytę CD. Kolejny raz ją zaskoczył.
- Kupiłeś dla mnie płytę? – zapytała
zdziwiona. – To naprawdę mój szczęśliwy dzień.
- Kupiłem, bo już wcześniej wiedziałem, że on
będzie rozdawał autografy. Możesz nawet poprosić go o zdjęcie, bo te rozdaje za
darmo.
Odebrali z szatni okrycia i
przystanęli w pobliżu stolika, przy którym za chwilę zasiadł piosenkarz. Dorota
podeszła nieśmiało i przywitała się z nim. On widząc jej zażenowanie uśmiechnął
się do niej z sympatią.
- Jak ma pani na imię?
- Dorota – powiedziała cichym głosem. –
Dziękuję panu za ten piękny występ. Nadal jestem pod wielkim wrażeniem. Od
bardzo dawna jestem pana wielką fanką. Podpisze mi pan płytę? – Odebrał ją z
Doroty rąk i na karcie tytułowej napisał: „Dla niezwykle miłej fanki Doroty
Michał Bajor”. Oddał jej pudełko i powiedział jeszcze
- Dziękuję pani, że zechciała tu dzisiaj być.
Serdecznie zapraszam na kolejne moje recitale.
Zarumieniona podziękowała mu i
wróciła do stojącego z boku Adama.
- Zadowolona? –mruknął.
- Bardzo. I bardzo ci wdzięczna. Wracamy?
- Moglibyśmy, - powiedział z lekkim ociąganiem
- ale ja zaplanowałem dalszy ciąg tego wieczoru. Nie jest jeszcze tak późno.
Zarezerwowałem stolik w „Casablance” i teraz chciałbym cię porwać na pyszną
kolację. Zgodzisz się? Naprawdę dobrze tam karmią.
- No, skoro dobrze karmią, to chyba nie wypada
mi odmówić. Ty to potrafisz zaskakiwać. Słowem nie pisnąłeś.
- To miała być niespodzianka. Należała ci się
od dawna jakaś chwila oddechu od tej harówy. Podjedziemy samochodem, bo to
jakieś półtora kilometra stąd.
Polędwiczki w sosie borowikowym –
to było mistrzostwo świata. Dorota dawno nie jadła czegoś równie dobrego.
Wytarła usta serwetką i odsunęła delikatnie niemal pusty talerz.
- To było boskie – mruknęła z ukontentowaniem.
– Najadłam się jak bąk. – Adam uśmiechnął się pod nosem.
- Nawet tak nie mów, bo mam zamiar zamówić
jeszcze deser i kawę.
- Kawę chętnie, ale deseru już nie wcisnę. Nie
dam rady.
Skinął na kelnera i zamówił
jeszcze espresso. Było mocne i chyba umarłego postawiłoby na nogi. Ociężali
wracali do samochodu.
- Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć –
powiedział Adam otwierając drzwi od strony pasażera i pomagając wsiąść Dorocie.
– Nie często zdążają się takie okazje, ale jak już się zdarzą, to trzeba
wykorzystywać je do maksimum. Teraz nie jest zbyt dobry czas, ale obiecuję ci,
że jak tylko zrobi się ciepło obwiozę cię po najpiękniejszych zakątkach tej
ziemi, a naprawdę jest co podziwiać. Sporo tu jezior takich jak Liwieniec,
pięknych, urokliwych, tajemniczych. Jak to wszystko zobaczysz, jeszcze bardziej
zakochasz się w tych stronach. Mają tak wiele do zaoferowania, chociaż ja
myślę, że wciąż są za mało doceniane. Turyści myślą jednotorowo, że jak chcą
jechać nad jeziora, to koniecznie te mazurskie, a tu jest ich przecież całe
mnóstwo. Można i popływać wpław i łódką, i łowić ryby. Ludzie wprawdzie przyjeżdżają,
niektórzy wracają tu nawet kilkakrotnie, ale wciąż jest to niewielki ułamek
tych, którzy wypoczywają na Mazurach.
- A może to i lepiej? – odezwała się
zasłuchana w słowa Adama Dorota. – Turyści zostawiają pieniądze, ale też wielki
nieporządek i chaos, którego sprzątnięcie należy do władz miasta, a sprzątanie
czasami bywa kosztowne. Po co nam tutaj aż tylu? Zadeptają tylko to piękne
miejsce, a byłoby naprawdę szkoda. Tak przynajmniej mamy tutaj spokój i ciszę.
Ja naprawdę to bardzo doceniam. Po zgiełku wiecznie zagonionej Warszawy, tu
faktycznie odpoczęłam. Spłynął gdzieś ze mnie ten cały stres i wreszcie
poczułam się wolna i niezależna od nikogo i niczego.
Zamilkli. Adam prowadził ostrożnie
i nie jechał zbyt szybko. Długie światła reflektorów omiatały stojący w ciszy
las po obu stronach drogi. Skupiony na prowadzeniu Adam odezwał się w pewnym
momencie.
- Wspominałaś kiedyś, że tam w Warszawie
miałyście trudne do zniesienia życie. Co było tego powodem? Nic nie wiem o
twoim poprzednim życiu, a ty wiesz o mnie właściwie wszystko. Opowiesz mi?
- Naprawdę chcesz tego posłuchać? To nie są
miłe wspomnienia i często bardzo bolesne.
- Kiedy cię poznałem odniosłem wrażenie, że
chowasz w sercu jakąś tajemnicę. Czasami potrafiłaś się zamyślić na tak długo,
jakbyś przeniosła się w inny wymiar. Przyznam, że trochę mnie to niepokoiło.
Nie uśmiechasz się zbyt często, a w oczach gości ci smutek…
Dorota smętnie pokiwała głową.
- Nie bardzo wiem od czego zacząć…
- Najlepiej od początku.
Otuliła się szczelniej płaszczem,
jakby chciała się odgrodzić od tamtej rzeczywistości i zaczęła snuć swoją
opowieść.
- Piętnaście lat temu poznałam pewnego
chłopaka i zakochałam się w nim. Był bardzo przystojny i aż dziw, że w ogóle
zwrócił na mnie uwagę. Nie byłam piękna. Byłam zupełnie przeciętna. Taka szara
myszka… Za to on wyglądał jak Adonis. Bardzo męski, wysoki, barczysty, dobrze
zbudowany z kruczoczarnymi jak węgiel włosami i takimi samymi oczami.
Dziewczyny zazdrościły mi go, ale on wydawał się być nimi w ogóle
niezainteresowany i adorował wyłącznie mnie. Po skończeniu „ekonomika”, tuż po
mojej maturze pobraliśmy się. I wtedy mój wymarzony książę z bajki niemal
natychmiast pokazał mi swoją prawdziwą twarz. Zaczęło się wyszukiwanie powodów,
często błahych i nieistotnych do wszczęcia kłótni i bicia.
- Bił cię…? – Adam był zszokowany.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie było dnia,
by nie katował mnie pięściami. Walił po mnie jak po gruszce bokserskiej, a ja
mogłam się tylko osłaniać przed kolejnymi ciosami. Zaszłam w ciążę. Sądziłam,
że to w jakiś sposób go powstrzyma. Jakże byłam naiwna… On w ogóle nie przejął
się tą ciążą. Starałam się chronić brzuch przed jego ciosami. Bałam się, że
zabije we mnie to dziecko, albo, że ono urodzi się uszkodzone…
Adam zjechał na pobocze i
zatrzymał samochód. Odwrócił się do niej i starł z jej twarzy łzy.
- Jeśli dla ciebie to zbyt trudne, to nie
opowiadaj dalej. Przepraszam, że w ogóle zapytałem…
- Skoro powiedziałam już tyle, to powiem i
resztę – wzięła głęboki oddech. - Marynia urodziła się jako siedmiomiesięczny
wcześniak i przez dwa długie miesiące przebywała w inkubatorze. Po porodzie
przeniosłam się do rodziców. Musiałam odpocząć od tego bandziora. Im samym o
niczym nie powiedziałam. Nie znali prawdy. Nawet się jej nie domyślali. Przez
piętnaście lat znosiłam jego pijaństwo, jego brutalność i jego złe nastroje.
Próbowałam sama szukać pomocy, ale nigdy nie miałam dość odwagi, żeby od niego
odejść. Okradał nas. Zabierał mi ostatnie pieniądze przeznaczone na mleko dla
Maryni. Tłukł mnie do krwi jak nie chciałam mu ich dać. Wciąż maskowałam
siniaki na twarzy przesadnym makijażem, żeby nikt się nie domyślił, a jemu
ciągle było mało. Wyżywał się na mnie i miał z tego jakąś dziką satysfakcję.
Próbował bić Marynię, ale zawsze stawałam między nią a nim i to ja obrywałam.
Nigdy nie pozwoliłam, żeby ciosy dosięgły i jej. Ten rok okazał się przełomowy.
Już wcześniej za radą psychoterapeuty zbierałam wszystkie obdukcje. Któregoś
dnia znowu wrócił do domu pijany i domagał się pieniędzy. Tym razem naprawdę
ich nie miałam. Zaczął mnie tłuc. Upadłam na podłogę, a on kopał mnie bez
litości. Krwawiłam, a on nie przestawał. Wtedy do domu wróciła Marynia.
Zobaczyła co się dzieje. Porwała z kuchni duży nóż i rzuciła się na niego.
Pocięła mu obydwa policzki. To bardzo ukrwione miejsca więc zalany krwią
wyszedł z domu. Ja byłam już nieprzytomna. Moje dzielne dziecko wezwało karetkę
i gdy upewniło się, że nic mi już nie zagraża, zgłosiło cały incydent na
policji. Marynia zachowała się o wiele dojrzalej niż ja. Zachowała się jak
dorosła osoba. Potem pojechała do moich rodziców i wszystko im opowiedziała.
Byli wstrząśnięci, bo o niczym nie mieli pojęcia. To Marynia doprowadziła do
tego, że został skazany, a później dzięki jej naciskom dokonał się też rozwód.
To dzięki mojemu dziecku uwolniłam się od tej kanalii. Do dziś nie mogę sobie
wybaczyć, że naraziłam ją na takie życie, że nie potrafiłam, że byłam zbyt
słaba, zbyt tchórzliwa, żeby jej tego oszczędzić. Kiedy ciotka Klementyna
zostawiła nam ten spadek i kiedy tu przyjechałyśmy, zobaczyłyśmy dom i to piękne
jezioro, Marynia powiedziała coś znamiennego. Powiedziała, że to mogłoby być
nasze miejsce na ziemi. Nawet nie musiała mnie długo przekonywać, bo
pomyślałam, że skoro ona chce tutaj zostać, bo wie, że będzie tutaj szczęśliwa,
to ja nie mogę odebrać jej marzeń i tego szczęścia, którego szukała przez całe
życie. I to tyle. Wiesz o mnie już wszystko.
Jej twarz zalana była łzami. Te
emocje wykończyły ją zupełnie. Adam spontanicznie przytulił ją mocno do siebie.
- Nie miałem pojęcia przez co
przechodziłyście. Nie wiedziałem, że takie rzeczy w ogóle mają miejsce. Ja
nigdy nie podniósłbym ręki na żadną kobietę, bo za bardzo je szanuję. Dziękuję,
że mi o tym opowiedziałaś i bardzo współczuję i tobie i Maryni, że musiałyście
znosić to wszystko przez tyle lat. Trafiłyście do miejsca, w którym mam
nadzieję, łatwo da się zapomnieć o tych ciężkich przejściach, a ja i moja
rodzina pomożemy wam w tym. – Wyciągnął z kieszeni marynarki paczkę
higienicznych chusteczek i jedną z nich przytulił do brudnego od rozmazanego
tuszu, policzka Doroty. – Otrzyj łzy. Mam wyrzuty sumienia, że nakłoniłem cię
do tych zwierzeń.
- Nie powinieneś. Mnie dzięki temu jest jakoś
lżej na duszy, bo nie muszę już tego w sobie tłamsić. Jedźmy już. Dzieciaki
pewnie się martwią.
Podjechali pod dom i kiedy do
niego weszli zastali martwą ciszę. Nieco zaskoczeni spojrzeli po sobie. Dorota
ściągnąwszy buty przeszła cicho do pokoju Maryni i otworzyła drzwi. Widok jaki
zastała sprawił, że uśmiechnęła się szeroko. Kiwnęła na Adama a kiedy podszedł,
i on nie mógł powstrzymać uśmiechu. Na kanapie siedząc obok siebie spały w
najlepsze ich dzieci. Maciek z głową odchyloną do tyłu posapywał cichutko, a
Marynia przytulona do jego ramienia mruczała przez sen. Na ławie stały talerze
z pozostałością po zapiekance i puste szklanki po herbacie, a na ekranie
telewizora trwało właśnie polowanie na dinozaury. Adam podszedł do syna i potrząsnął
nim delikatnie.
- Maciek, obudź się.
Młodzieniec leniwie otworzył oczy
i zobaczywszy ojca usiadł na baczność strącając tym samym ze swojego ramienia
głowę Maryni. Obudziła się i ona.
- Już wróciliście? – wymamrotała. Dorota
roześmiała się.
- A taki ciekawy miał być ten film. Uśpił was
– roześmiała się.
- Czas jechać do domu synu. Bardzo późno już.
Zbieraj się, bo dziewczyny też chcą się położyć. Wpadniemy tu jutro, jeśli nie
macie nic przeciwko temu, – zwrócił się do Doroty – po obiedzie. Może pogoda
będzie sprzyjająca, to wybierzemy się na spacer wzdłuż jeziora.
- Bardzo chętnie. Do jutra w takim razie.
Masz wolne dzisiaj , czy jakiś przerywnik w pracy ? Jak widzisz ja tez zamiast pracować to poczytuje twojego bloga. Ten koncert chyba będzie przełomem w stosunkach Dorota-Adam, może ona się otworzy na nowa miłość. Jest jeszcze młoda i ma teraz szanse na ułożenie sobie życia. Adam wydaje się być porządnym facetem i może dać jej szczęście, może w końcu zobaczy jak to jest być z mężczyzną w każdym znaczeniu tego słowa. pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńJestem na zwolnieniu lekarskim do 23-go lutego. Mam więc czas, żeby dodać rozdział i być może zacząć pisać nowe opowiadanie.
Ten koncert jeszcze nie będzie przełomem. Dorota po prostu opowiedziała Adamowi o piekle swojego dawnego życia. Niezależnie od tego do przełomu już całkiem blisko.
Dziękuję za wpis. Pozdrawiam i ściskam serdecznie. :)
Wszystko idzie ku dobremu. Pierwsza " randka" minęła pomyślnie. Myślę, że po tym wyznaniu Adam będzie jeszcze bardziej dążył do tego aby reszta jej życia i Maryni wyglądała inaczej. Ale też być może jest świadomy, że łatwo mu nie będzie aby przekonać Dorotę, że może mu zaufać. Może tymi sławny małymi kroczkami ją przekona do siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Metoda małych kroków potrafi zdziałać cuda. Adam już wie, że po takim wyznaniu nie może niczego przyspieszać i działać nadzwyczaj delikatnie. On to potrafi, bo jest człowiekiem bardzo taktownym. Dzięki temu osiągnie to, co zamierza.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za wpis. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńwidzę ogromny postęp w zachowaniu Doroty:) Już się nie wstydzi i nie boi opowiadać o swojej strasznej przeszłości (do tej pory aż ciarki mnie przechodzą). Nic dziwnego, że jeszcze ją to boli, ale sam fakt, że opowiedziała o dotychczasowym życiu jest wielkim osiągnięciem:) Co prawda już mówiła o małżeństwie swoim rodzicom i sędziemu, i w ośrodku, ale teraz odważyła się to zrobić wobec tak naprawdę obcego człowieka, który mógłby źle ją ocenić przede wszystkim jako matkę. Może zdecydowała się na ten krok, bo lubi Adama i widzi w nim przyjaciela? A może już godzi się z przeszłością i zrozumiała, że nie może cofnąć czasu i coś tam zmienić na lepsze, a może wreszcie dotarło do niej, że mają z córką już to dawno za sobą i że nigdy nie pozwoli żeby się coś takiego ponownie w ich życiu zdarzyło? Zresztą, niezależnie od przyczyny, fajnie, że zaufała Adamowi i powiedziała prawdę nic nie ukrywając:) Adam jest zszokowany, ale do tego bardzo taktownie potrafił się zachować. Niepotrzebnie nie komentuje, nie ocenia jej postępowania. Myślę, że doceni szczerość Doroty i lepiej ją zrozumie. Po tym, co usłyszał nie powinien się dziwić, że Dorota nie szuka drugiej połówki i ma prawo nie wierzyć mężczyznom. On sam ma za sobą niezbyt miłą przeszłość. Co prawda Dorota jeszcze dokładnie nie zna jego przeszłości (my też nie!), ale wydaje mi się, że szczerość za szczerość i Adam też odwzajemni się jej swoją historią?! Pozostaje tylko pytanie kiedy, to zrobi? Pierwsze koty za płoty już mają za sobą:) Wspólne wyjście bardzo im się udało. Oboje są zadowoleni i odprężeni, trochę lepiej się poznali. Dzięki temu Dorota z pewnością nie odmówi Adamowi kolejnych spotkań:) Dzieciaki też fantastycznie się dogadują:) Widok tej dwójki śpiącej na kanapie przed telewizorem musiał być bardzo rozczulający:) Ciekawa jestem co się stało, że Adam sam wychowuje Maćka? Czemu i czy nigdy nie było jakiejś tam przyszłej pani Gawrońskiej, oczywiście poza mamą Maciusia? Dziękuję za dzisiaj. Serdecznie Cię pozdrawiam i jak zawsze mocno ściskam:)
p.s. 1 czy zwolnienie to coś poważnego, czy też jest to prozaiczne przeziębienie? Odpoczywaj i zdrowiej!
p.s. 2 jesteś niemożliwa z tymi zdjęciami:) Są super! Bajor z takiej odległości i bez tłumu zasłaniających go fanów, to aż niesamowite!
Gaja
Gaju
UsuńOczywiście coś tam napisałam o historii Adama, ale nie pamiętam, w którym rozdziale. On swoją traumę przeżył jako bardzo młody chłopak, który musiał się zmierzyć z wyzwaniem i szybko dorosnąć. Na pewno o tym przeczytasz. Oni oboje zarówno Dorota jak i on swoje już przeszli i należy im się od życia trochę szczęścia.
Teraz będzie już z górki, bo zaufali sobie. Gdyby było inaczej, Dorota nigdy nie opowiedziałaby Adamowi swojej trudnej historii.
Wszystko zmierza ku dobremu.
Cieszę się, że zdjęcia Ci się podobają, a jeśli chodzi o moje zwolnienie, to nie grypa. Po prostu moja lekarka (neurolog) uznała, że powinnam trochę odpocząć i stąd te dwa tygodnie L-4. Nogi nie chcą mnie nosić, a spastyczność mięśni daje mocno w kość. Przynajmniej trochę odsapnę.
Dziękuję pięknie za komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam przesyłając moc uścisków i buzioli. :)
Małgosiu,
Usuńo kurczaczki, to taka historia!!! Myślałam, że nigdy tego nie powiem, ale teraz muszę to zrobić, bardzo mi przykro, że to nie przeziębienie:( Trzeba przyznać, że "ludzka" ta Twoja lekarka:) W domowych pieleszach trochę odpoczniesz i nabierzesz sił! Bardzo Ci współczuję i mocno trzymam kciuki! Dość egoistycznie teraz postąpię, ale jest i drugi koniec Twojego zwolnienia - będziesz miała więcej czasu na pisanie:) Wiem i pamiętam oraz bardzo doceniam to, że piszesz tylko lewą ręką, ale przynajmniej oderwiesz się od myślenia o choróbskach! Buziaki:)
Gaja
Moja lekarka dobrze wie, że ja nie nadaję się już do pracy. Od trzech lat usiłuje wypchać mnie na rentę, ale ZUS za każdym razem w sposób cudowny mnie uzdrawia. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak spastyczność potrafi zmęczyć i kompletnie pozbawić sił. To dlatego funduje mi co jakiś czas te niezbyt długie okresy zwolnienia, żebym mogła trochę się wzmocnić i odsapnąć. Oczywiście będę próbowała coś wyskrobać nowego, choć został mi do napisania ostatni rozdział tego drugiego opowiadania, ale może się uda.
UsuńMałgosiu a może wrócisz do opowiadań o brzyduli ? Nigdy nie komentowałam ale regularnie czytałam twój blog .Moim ulubionym opowiadaniem jest "Pokochaj mnie Tato". To opowiadanie bardzo mnie poruszyło,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam chanka
Chanko
UsuńMyślę, że to już niemożliwe. Wszystko, co miałam do powiedzenia na temat bohaterów serialu, zostało już powiedziane. Poza tym skoro śledziłaś mój blog, to wiesz, że wydarzyło się po drodze mnóstwo niefajnych rzeczy, a ja nie marzę o powtórce z rozrywki. Mój "dorobek", jeśli chodzi o opowiadania o BrzydUli jest całkiem pokaźny i zawsze można do nich powrócić, jeśli czuje się w jakiś sposób do nich sentyment. Myślę, że chyba już nie jestem w stanie napisać nic odkrywczego na temat Uli i Marka. Po prostu wypaliłam się. Bardzo mi przykro.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuje, że się ujawniłaś. :)
Zapraszam do mnie na nową część opowiadania :]
OdpowiedzUsuńhttp://kasiawu.blog.pl/
Pozdrawiam!
Dorota zrobiła krok naprzód. Otworzyła się przed Adamem i zrobiło się jej lżej na duszy ,gdy mogła komuś się zwierzyć. Zaufała mu i myślę ,że teraz ich relacje stopniowo zmieniać z tych przyjacielskich . . .Dorota będzie podgrzewać uczucia do Adama. Koncert się udał. Nastolatkowie zaprzyjaźnili się. A Dorota , Marynia i Adam oraz Maciek zasłużyli na szczęście i na czerpaniu z życia jak najwięcej przyjemności. Przepraszam ,że dopiero teraz komentuję ,ale jak tak wyszło... Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńNie mam Ci za złe, bo i mnie się zdarza, że nie komentuję od razu.
Z tymi uczuciami to nie tak do końca, bo Adam jest zdecydowanie podgrzany i to do czerwoności, a Dorota zaledwie ciepła. To się wkrótce zmieni, a ona zrozumie, że to na Adama czekała całe życie.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńzamiast leniuchować na zwolnieniu, Ty zasuwasz jak mróweczka:) Bardzo się cieszę, że rozwijasz swoje nowe pomysły. Zapowiedź kolejnego opowiadania wywołał uśmiech na mojej buzi, chociaż tytuł nie napawa jakoś szczególnym optymizmem. Serdecznie pozdrawiam i życzę samych miłych dni:) Do czwartku?
p.s. ale odpoczęłaś chociaż troszeczkę?
Gaja
Gaju
UsuńNie mam czasu na odpoczynek. Codziennie gdzieś łażę. Jak nie na badania to do lekarza. Dzisiaj też byłam. Niezależnie od tego staram się coś stukać. To nowe opowiadanie jest jeszcze w proszku, bo skończyłam pisać trzeci rozdział, ale mam nadzieję, że je skończę zanim pójdę do pracy.
Nowy rozdział tego oczywiście w czwartek.
Dziękuję Ci kobieto o sokolim wzroku i serdecznie pozdrawiam. :)