ROZDZIAŁ 9
Dorota ocknęła się dość późno. Za
oknem był już jasny dzień. Z niepokojem spojrzała na budzik, który wskazywał godzinę
dziewiątą trzydzieści. – No nieźle –
pomyślała. Wyskoczyła z łóżka i zarzucając na ramiona szlafrok wyszła z pokoju.
Z przyjemnością wciągnęła w nozdrza zapach świeżo parzonej kawy. Najwyraźniej
jej dziecko było już od dawna na nogach. Marynia siedziała przy stole i z
zapałem szykowała śniadanie. Dorota podeszła do niej i przytuliła twarz do jej
ciepłego policzka.
- Dzień dobry córuś. Od dawna tu urzędujesz?
- Od siódmej. Nie mogłam spać. Co zjesz na
śniadanie? Ten biały ser od Gawrońskich, pycha. Próbowałam, a z miodem, albo z
dżemem jeszcze lepszy.
- Może być. Ja tylko ogarnę się trochę i zaraz
przyjdę.
Odświeżona i przebrana zasiadła za
kuchennym stołem, a Marynia już stawiała przed nią pachnące kakao i filiżankę z
kawą.
- Smacznego mamuś. Jak było wczoraj? Koncert
fajny?
- Bardzo mi się podobał. Bajor to jednak klasa
sama dla siebie. Adam nawet kupił mi płytę z jego utworami. Dostałam też
autograf. To był naprawdę miły wieczór. Za to wy – roześmiała się – pospaliście
się jak dwa bąki.
- Zmęczył nas ten maraton filmowy. Co za dużo,
to nie zdrowo. Za to dzisiaj szykuje się nam mała wyprawa.
- Lekcje masz odrobione?
- Prawie. Do południa posiedzę jeszcze nad
matmą, bo w poniedziałek mam sprawdzian.
- W takim razie ja przygotuję obiad. Może
upiekę jakieś ciasto? Chłopaki lubią coś zagryźć do kawy, a wrócimy na pewno
zziębnięci. Dzień zapowiada się ładny, ale jest mroźno.
Skończyły jeść i Marynia zniknęła
za drzwiami swojego pokoju. Dorota zagniotła drożdżowe ciasto. Postanowiła, że
upiecze trochę rogalików z nadzieniem malinowym. Sporo malin udało jej się
zaprawić w tym roku i należało je wykorzystać. Adam mówił, że przyjadą tuż po
obiedzie. Pewnie gdzieś koło czternastej. Na pewno zdąży uwinąć się ze
wszystkim. Ciasto spokojnie sobie rosło, a ona w tym czasie dusiła ozorki
wieprzowe. Uwielbiały je obie zwłaszcza w sosie chrzanowym. Obrała kilka
ziemniaków i ze spiżarni wyciągnęła sałatkę szwedzką. Postanowiła nie gotować
zupy. I tak po zjedzeniu jednego dania miały dość.
Wyciągnęła stolnicę i oprószyła ją
mąką. Ciasto wyrosło pięknie i teraz rozwałkowywała je w dość cienki placek.
Wycięła z niego mnóstwo trójkątów, na które szczodrze nakładała porcje malin.
Wszystko zawinęła w zgrabne rogaliczki i potraktowawszy je jeszcze roztrzepanym
jajkiem wsadziła do piekarnika.
Gawrońscy zjawili się kilka minut
po drugiej. Poczekali, aż dziewczyny się ubiorą. Adam radził włożyć na nogi
grube skarpety i kalosze.
- Pójdziemy w przeciwnym kierunku do drogi, a
tam sporo mokradeł i trzcinowisk.
Ruszyli wolno wzdłuż jeziora.
Dzień faktycznie był dość mroźny. Jakby na to nie patrzeć to był już koniec
listopada i przymrozki stały się tutaj codziennością.
- Wiecie, że to wszystko – Adam wyciągnął rękę
i zatoczył koło – jest rezerwatem? Nie wolno tu polować, nawet nie wolno łowić
ryb.
- A wczoraj mówiłeś, że można – wtrąciła
Dorota.
- Można na innych jeziorach, ale akurat na
Liwieńcu nie, choć i tu tak jak wszędzie łamią prawo. Po drugiej stronie
jeziora jest sporo ogródków działkowych, niektóre przylegają niemal do lustra
wody. To tam głównie zaszywają się w trzcinach potencjalni kłusownicy i
odławiają ryby. Nadleśnictwo regularnie zarybia wody jeziora, więc sporo tu
szczupaków, płoci i linów. To łakomy kąsek dla niektórych.
Latem dość często można spotkać tu
kajakarzy, bo dla nich organizowane są spływy rzeką Liwą. Płyną zazwyczaj w
małych grupach, ale nie zawsze jest to dobre dla jeziora zwłaszcza wtedy, gdy
gniazdują ptaki i zaczynają się lęgi. Liwa, to dzika rzeka o nieuregulowanych
brzegach i przez to tak atrakcyjna, bo w przyrodę nie ingeruje ręka człowieka.
Zresztą Liwieniec też jest taki. Wszędzie trzciny i szuwary. Jedyne prace jakie
tu robimy, to rąbiemy zimą przeręble jak jezioro zamarznie, żeby ryby się nie
podusiły. Trzeba to robić, bo woda tu jest dość płytka. Zaledwie dwa metry i to
nie wszędzie. Mogło by się wydawać, że utopić się tu nie można, ale dno jest
bardzo zamulone i przez to zdradliwe. Lepiej nie próbować tu kąpieli. Liwieniec
leży w pobliżu większego zbiornika - jeziora Dzierzgoń, z którym połączone jest
właśnie Liwą. Dzierzgoń jest największym i bardziej atrakcyjnym akwenem niż
Liwieniec i znacznie chętniej odwiedzanym przez wędrujące i zimujące ptaki,
chociaż i tu jest ich nie mało. Najwięcej mamy łabędzi niemych i gęgaw. To taki
rodzaj dzikiej gęsi. I o ile łabędzie zwykle tu zimują, bo są dokarmiane, choć
w Europie to raczej migrują, tak gęgawy przylatują do nas na cieplejsze
miesiące i na złożenie jaj. Często można spotkać też perkozy dwuczube, i kilka
gatunków kaczek. Same widziałyście, że latem jest tu ich prawdziwe
zatrzęsienie.
Doszli do miejsca, gdzie Liwa
wypływała z Liwieńca.
- Widzicie jak szeroko rozlała? – kontynuował
Adam. – Tam gdzie wyjeżdżamy na główną drogę, na most, ona wpływa do jeziora i
na tym krótkim odcinku musiała zostać uregulowana, bo inaczej nie można byłoby
zbudować drogi. Jednak poza obiektami mostowymi jest całkowicie dzika. Był czas,
że do jeziora trafiały ścieki z Prabut, ale jak wybudowano tam oczyszczalnię to
i jezioro znacznie skorzystało. Teraz nie ma już zagrożenia ani dla ryb, ani
dla ptactwa.
- A dzikie zwierzęta? – zapytała Marynia. –
Występują tutaj?
- Zdarzają się. Na pewno jest populacja
piżmaków, wydr i norek amerykańskich. W lasach żyją jenoty, dość rzadkie
dzisiaj i lisy. Jest niewielkie stadko saren i jedna wataha dzików. Staramy się
dbać o nie, dlatego zawsze na zimę stawiamy paśniki, żeby móc je dokarmiać w
najgorszym okresie. Kiedyś pokażę wam te miejsca.
- Nikt nigdy nie pomyślał o osuszeniu tych
bagien? Właściwie przejście tutaj suchą nogą jest praktycznie niemożliwe –
Dorota kolejny raz trzymając ramię Adama wyciągnęła kalosz z błota.
- To byłby zły pomysł. Przez osuszenie tego
terenu zmarniałby cały ekosystem. Stalibyśmy się pustynią – Adam podniósł głowę
i spojrzał w niebo. – Widzicie? – ściszył głos niemal do szeptu. – Spójrzcie,
to kania ruda, tutejszy drapieżnik. Na pewno poluje. Szkoda, że jest za wysoko.
To naprawdę piękny ptak Jest spokrewniona z jastrzębiami. Mamy też tutaj
rodzinę orłów bielików, ale nawet ja nie miałem okazji przyjrzeć się im
dokładniej.
Adam przytknął lornetkę do oczu i
uważnie zlustrował okolicę.
- Szukasz czegoś konkretnego? – zapytała
Dorota.
- Już znalazłem i zaraz wam pokażę. Musicie
tylko zachowywać się cicho i spokojnie.
Powoli, stawiając ostrożnie kroki
szedł pierwszy a za nim reszta. W pewnej chwili przykucnął i dał znak, żeby
zrobili to samo. Wyciągnął przed siebie rękę i szepnął.
- Jak się dobrze przyjrzycie, to wśród tych
trzcin zauważycie gniazdo łabędzi. Są dwa. To na pewno para. Wbrew stereotypom
i powszechnemu mniemaniu one nie łączą się ze sobą na całe życie. Najwyżej na
rok. Te odchowały już młode i wypuściły w świat.
Przykucnęli wszyscy obok Adama i
rzeczywiście ujrzeli dwa śnieżnobiałe łabędzie. Dziewczyny były zauroczone.
Maciek już mniej, bo on nie raz oglądał takie widoczki.
- Ten w gnieździe to samica. Jest znacznie
mniejsza od samca – poinformował Adam. – Są dość agresywne. Potrafią
zaatakować, gdy usiłuje im się zniszczyć gniazdo lub odebrać młode. Zwykle w
gnieździe jest od pięciu do dwunastu jaj i wtedy lepiej nie podchodzić za
blisko – uśmiechnął się do dziewczyn. – Chyba zmarzłyście i powinniśmy wracać.
Dość wrażeń na dzisiaj.
Siedzieli przy stole delektując
się aromatyczną kawą, a młodzi herbatą z cytryną i zajadali oprószone cukrem
pudrem malinowe rogaliki. Te ostatnie znikały błyskawicznie.
- Ależ są pyszne – Adam otarł usta serwetką. –
Że też chciało ci się je piec.
- I tak nie miałam nic lepszego do roboty.
Weźmiesz kilka rodzicom. Zrobiłam też sałatkę jarzynową, to zabierzesz. Mam
nadzieję, że zostaniecie na kolacji? Na targu kupiłam mnóstwo swojskich
frankfurterek i chyba nie damy rady ich zjeść same.
- Brzmi pysznie. Chętnie zostaniemy.
Marysia podniosła się z miejsca.
- To my pójdziemy z Maćkiem do mojego pokoju.
Nie będziemy wam przeszkadzać.
Adam rozsiadł się wygodniej
wyciągając przed siebie nogi.
- Nie mówisz nic jak sprawują się krosna.
- Znakomicie. Już zaczęłam trochę tkać. Chodź
na strych, to ci pokażę.
Wyszli na górę i gdy Dorota
włączyła światło Adam spojrzawszy na krosna oniemiał.
- No, no… Nie miałem pojęcia, że masz taki
talent. To jest piękne. Myślę, że tkasz lepiej od Klementyny. Ona trzymała się
prostych wzorów, a ta twoja robótka jest jakaś taka… strukturalna,
przestrzenna, nie jednowymiarowa. Jeśli zrobisz tego więcej jestem przekonany,
że sprzedasz to na pniu. Przecież to jest dzieło sztuki i to przez duże „S”.
Wygląda jak… rzeźba, a raczej płaskorzeźba.
Dorota pod wpływem tych
komplementów poczerwieniała jak burak.
- Naprawdę tak uważasz? – wystękała zduszonym
szeptem. Odwrócił się do niej i głęboko spojrzał jej w oczy.
- Ile jeszcze talentów ukrywasz? Jakim cudem w
tak drobnym ciele i takiej ślicznej główce jest tyle geniuszu?
- Przesadzasz…
- Ani trochę. Świetnie gotujesz, masz
niezwykle dobry gust, potrafisz wykonywać męskie roboty, pięknie tkasz. Nawet
nie chce mi się wymieniać dalej. Jesteś niezwykłą kobietą Dorota i w dodatku
bardzo piękną. Trudno ci się oprzeć. Ja sam… Nieważne – machnął ręką i ugryzł
się w język. Niewiele brakowało, żeby powiedział jej prawdę. Prawdę o tym, że
zakochał się w niej. Jednak po tym, co wczoraj od niej usłyszał, nie był
pewien, czy ona jest gotowa na nowy związek. Ten pierwszy naznaczył ją ogromną
traumą. To prawdziwy cud, że potrafiła się z niej podźwignąć, wziąć sprawy we
własne ręce i całkowicie odmienić swoje życie. Wspomnienia z przeszłości wciąż
wywoływały łzy, a to było oznaką, że emocje związane z tymi tragicznymi dla
niej wydarzeniami wciąż były świeże i wciąż bolały. Rozumiał ją doskonale i
bardzo jej współczuł. Pamiętał, jak po śmierci matki Maćka nie potrafił
posklejać swojego życia do kupy. Była jego pierwszą i jedyną jak do tej pory
miłością. Kiedy zaszła w ciążę skakał do góry z radości. Mimo, że oboje mieli
wtedy zaledwie po dziewiętnaście lat on cieszył się, że zostanie ojcem. Zaczęli
planować przyszłość. Chcieli się jak najszybciej pobrać i wspólnie budować
swoje przyszłe życie już we trójkę. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczał,
że ten poród zakończy życie jego ukochanej Hani. Wykrwawiała się na śmierć, a
lekarze stali bezradni i nie potrafili jej pomóc. Błagał ich wtedy na
klęczkach, a oni rozkładali ręce mówiąc, że dla niej już nie ma ratunku. Gasła
na jego oczach. Niemal oszalał z rozpaczy. Tkwił godzinami przy jej łóżku i nie
dopuszczał do niej nikogo. Wtedy przyszedł jego ojciec i powiedział mu, że ma
syna, który oczekuje od niego największej miłości i troski. To go opamiętało.
Hania nie miała żadnej rodziny. Była sierotą z przytułku. To on musiał wziąć
odpowiedzialność za swoje dziecko. Musiał nauczyć się wszystkiego. Jak karmić,
jak przewijać, jak kąpać. Na szczęście pomogła mu mama. Bez niej chyba by się
załamał. Ku radości ich wszystkich Maciek chował się bardzo dobrze. Rzadko
chorował. Od najmłodszych lat Adam oswajał go z lasem. Uczył wielu
umiejętności. Mały zdobywał sprawności, a przy ich okazji krzepę i tężyznę. Jak
na swoje prawie siedemnaście lat wyglądał już niemal jak dorosły, dobrze
zbudowany mężczyzna i tak jak ojciec, był niezwykle odpowiedzialny. Był też
podobny fizycznie do Adama. Obaj byli wysocy i barczyści. Takie chłopy na
schwał.
- Zamyśliłeś się… - dobiegł go cichy głos
Doroty.
- Tak…, przepraszam. Chodźmy na dół. Tam
jeszcze porozmawiamy. Może puścisz tę płytę Bajora? Nawet jej nie
przesłuchaliśmy.
- Zaraz to nadrobimy.
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńdość ciężko mi jest sobie wyobrazić, co mógł czuć tak młody mężczyzna, a właściwie jeszcze chłopiec w obliczu takiej tragedii jaką była śmierć jego ukochanej Hani. Oboje byli tak bardzo młodzi, szczęśliwi i zakochani, z planami na przyszłość. I jeden dzień wszystko to przekreślił, wszystko się skończyło?! Ten, który powinien być dla nich, jednym tych najpiękniejszych dni ich wspólnego życia, stał się najgorszym cierniem dla Adama, okropne. Co prawda jedno życie zastąpiło kolejne, ale o ile kobieta, nawet taka młoda, jest w stanie sobie poradzić z opieką nad niemowlakiem, tak dla młodego mężczyzny, musiał być to naprawdę dopust Boży. Niektórzy twierdzą, że przecież cierpienie uszlachetnia. Natomiast mi się wydaje, że jeżeli uszlachetnia, to tylko nielicznych, natomiast wielu czyni gorszymi, zgorzkniałymi, zbuntowanymi, załamanymi. To cud, ale chyba też przede wszystkim ogromna miłość, takt, tytaniczna praca i cierpliwość jego rodziców, nie doprowadziła do kolejnej tragedii. Adam otrząsnął się, Maciuś przesłonił im cały świat:) Obecnie obaj panowie mają się świetnie. Adam zauważa, że wspomnienie przeszłości wywołuje w Dorocie jeszcze ogromny ból, ale myślę, że Adam też tak nie do końca poradził sobie z odejściem Hani? Może się mylę, ale cały czas był sam, nie znalazł sobie nowej miłości. Dopiero przy Dorocie jego serce mocniej zabiło, ale przecież minęło tyle lat. Ponoć nieszczęścia potrafią zbliżać do siebie ludzi. Może więc po usłyszeniu od Adama jego historii i Dorota spojrzy na niego bardziej miłościwie? A tak już z innej beczki, wspaniały dzień im zgotowałaś, taki bardzo rodzinny, wspólna wycieczka, wspólny podwieczorek, wspólna kolacja, prawdziwa kochająca się rodzinka:) Eskapada rewelacyjna, przewodnik super i do tego dzielący się z nimi ogromną wiedzą. Zdjęcia jak zwykle świetne. Dziękuję, że czwartek był już we wtorek:) Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę przyjemnego dnia:) Lecę do pracy. Buziaki:)
Gaja
Gaju
UsuńMyślę, że trochę wyidealizowałam zachowanie dziewiętnastolatka, który w obliczu śmierci ukochanej i narodzinach swojego syna potrafi zachować się tak odpowiedzialnie i przyjąć na klatę ciężar wychowania takiego malca. Takie sytuacje raczej nie są częste, a wręcz hipotetyczne, bo przeważnie chłopcy w tym wieku mają pstro w głowach i jeśli nawet dochodzi do tego, że muszą wziąć odpowiedzialność za tak małego człowieka, zazwyczaj ten balast zrzucają na swoich rodziców, lub dziecko zostaje przeznaczone do adopcji.
To też kwestia mądrości życiowej dziadków i wychowania takiego tatusia.
Adam stara się zapewnić obu dziewczynom maksimum atrakcji. Pogoda nie jest dobra. Jest zima, ale jak się okazuje i w zimie można podziwiać naturę. Adam to kopalnia wiedzy. Potrafi ciekawie opowiadać i zaintrygować słuchacza. To nie będzie jedyna taka pouczająca wyprawa, bo zdarzy się jeszcze jedna, ale na nią pojedzie tylko on i Dorota.
Przyspieszyłam publikację, bo w czwartek mam do załatwienia kilka spraw i już pewnie nie będzie mi się chciało robić korekty. Niewykluczone, że następna część pojawi się w niedzielę.
Serdeczne podziękowania za komentarz. Przesyłam uściski. :)
Małgosiu,
Usuńchciałabym się odnieść do wyidealizowania Adama. Dobrze wiemy, że w przypadku obu płci wiek dość często nie ma większego znaczenia. Zdarzały, zdarzają i zapewne będą się zdarzać egzemplarze osób nad wyraz dojrzałych lub niedojrzałych w stosunku do swojego wieku. Przecież nie od kozery mówi się często o "dzidzi-piernik" lub o "Piotrusiu Panu" lub o "starej-maleńkiej", prawda? Masz absolutną rację, że na podejście do życia każdego z nas ogromny wpływ ma między innymi rodzinny dom, otaczające nas środowisko, doświadczenie życiowe i nasze wewnętrzne. Biorąc pod uwagę, charakter Adama, to jakimi ludźmi są jego rodzice, miejsce w którym się wychował i bardzo sprecyzowane plany na przyszłość, śmiem twierdzić, że mnie przekonał Twój "wyidealizowany" Adam:) Równocześnie w stu procentach zgadzam się z Tobą, iż takie idealne osobniki zdarzają się niezwykle rzadko, co nie oznacza, że w ogóle jest to niemożliwe:) Cichutko cieszę się i już zacieram łapki z radości na ewentualne "spotkanie" w niedzielę:) Uściski:)
Gaja
Małgosiu, jestem po wrażeniem twojego przygotowania, chodzi mi o to że jeśli cos piszesz to jesteś do tego przygotowana w stu procentach, czy to jest terminologia medyczna czy inna to ty dokładnie wiesz o czym piszesz. Rozdział jak zwykle świetny, dopracowany w każdym szczególe, jesteś moja niekwestionowaną idolką. Miło się czyta o takiej dojrzałej miłości, która tez bywa bardzo ekscytująca, ale mniej "szarpana" jak to bywa z młodzieńczym wybuchem uczuć. Pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńB
UsuńRaczej staram się być przygotowana, jeśli mam pisać o czymś konkretnym i bardzo jest mi miło, gdy ktoś potrafi to docenić, bo czasem jest to wielogodzinne grzebanie w internecie w poszukiwaniu informacji. Nikt nie wie wszystkiego, ja też jestem uboga pod tym względem, ale robię co mogę, żeby pogłębić wiedzę w danym temacie. Tu akurat z Adama zrobiłam takiego miejscowego omnibusa i to nie jest jedyny raz, gdy zaimponuje Dorocie wiedzą.
Dzięki serdeczne za wpis. Pozdrawiam najcieplej. :)
B wyjęła mi z ust te pochwały o przygotowaniu się z jakiejś dziedziny. Chylę czoła.
OdpowiedzUsuńDo miłości coraz bliżej a przynajmniej ze strony Adama. Już jestem ciekawa co się takiego stanie ,że Dorota zobaczy w nim faceta a nie tylko przyjaciela domu.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTo nie będzie aż tak spektakularne i nie wydarzy się nic szczególnego, co nagle miałoby olśnić Dorotę. Ona po prostu tak zwyczajnie zrozumie któregoś dnia, że jej uczucie do Adama jest silne i szczere. Adam potrafi ją ując wieloma rzeczami, ale to jednak jego dobry charakter przeważy, a Dorota doceni i zakocha się.
Dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Widzę ,że świetnie przygotowałaś się do napisania tego rozdziału. Ogólnie opowiadania. Adam jest dojrzały ,inteligentny,odpowiedzialny. Niego przeszłość nie przedstawia się kolorowo. Stracił ukochaną osobę ,ale została mu mała namiastka niej. w postaci synka ,którym musiał się zająć. Mimo młodego wieku wsiąść za niego odpowiedzialność i nie załamał się.Stawił czoła dorosłemu życiu. Nie zważając na trudy i znoje.Adam pokazuje dziewczynom ,że naturą można się cieszyć i zachwycać o każdej porze roku. Nie ważne czy zima czy lato. Dorota od niego dowiaduję się bardzo wiele. Z pewnością nie interesowała się wcześniej ornitologią. Postawa bohaterów bardzo mi się podoba. Z miłością jest czasem jak z owocami. Potrzeba czasu aby dojrzały. Myślę ,że Dorota otworzy się wkrótce na uczucie.
OdpowiedzUsuńPs. jak zawsze super zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie :)
Justyna
UsuńKażde z nich doświadczyło w życiu dramatycznych momentów i każde z nich samo musiało się uporać z traumą. Mówią, że co nas nie zabije, tylko nas wzmocni, i to jest chyba prawda, bo oboje podnieśli głowy i wzięli się z życiem za bary.
Przed Wami jeszcze pięć rozdziałów, więc miłość obojga spokojnie będzie sobie dojrzewać.
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)
Nie tylko Dorota i jej córka mają naznaczoną przeszłość. Adam też nacierpiał się w życiu. Tak jak poprzedniczki ja też jestem pod wrażeniem Twojego przygotowania do pisania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Andziok, dziękuję za słowa pochwały. To fantastycznie być docenionym.
UsuńMyślę, że każdy z nas przeżywa w swoim życiu ciężkie chwile i chyba nikomu nie jest to oszczędzone, a te dwa życiowe rozbitki i tak znajdą wspólną tratwę.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Chciałoby się tam zamieszkać, piękna okolica , nie to co blokowiska w miastach. Dorota i Adam zbliżają się do siebie coraz bardziej o do miłości już niewiele brakuje:) Monika
OdpowiedzUsuńMonika
UsuńTam naprawdę człowiek wie, że żyje, oddycha czystym powietrzem i pełną piersią. No i te widoki... Mnie zauroczyły na amen.
Bardzo dziękuję Ci, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Serdecznie pozdrawiam. :)