Moi drodzy
Oto zapowiadana niespodzianka napisana na okoliczność miliona
odwiedzin na blogu. Mam nadzieję, że się spodoba. Przyjemnej lektury.
Bardzo dziękuję również za kolejne 50 tysięcy wejść na blog. Jesteście wspaniali.
Bardzo dziękuję również za kolejne 50 tysięcy wejść na blog. Jesteście wspaniali.
MOŻE JESZCZE KIEDYŚ, GDZIEŚ…?
ROZDZIAŁ 1
Zmierzchało. Przetarł dłońmi
zmęczone oczy i zmrużył je w sposób charakterystyczny dla krótkowidza. Zerknął
na przegub, na którym pysznił się znanej marki zegarek. Było kilka minut po
siedemnastej. Miał dość na dzisiaj. Zamknął laptop i zebrał dokumenty wsadzając
je do szuflady biurka. – Jutro też jest
dzień – pomyślał. Ściągnął z oparcia fotela marynarkę i zgasiwszy biurową
lampkę wyszedł z gabinetu. Pokonał kilka schodów i pożegnawszy się z portierem
wyszedł na ulicę. Przystanął na moment i wziął głęboki oddech. Było dość
ciepłe, sierpniowe, późne popołudnie, które wręcz zachęcało do spacerów. Wolnym
krokiem ruszył w kierunku osiedla, na którym mieszkał. Od pięciu lat był
właścicielem sporego mieszkania mieszczącego się na dwunastym piętrze jednego z
bloków przy ulicy Siennej. Był z niego zadowolony. Dobrze mu się tu mieszkało,
bo osiedle było zadbane, rosło tu mnóstwo zieleni, która przykuwała wzrok, ale
najważniejszy i najpiękniejszy miał widok z okna. Jego głównym atutem była nitka
Wisły snująca się łagodnymi meandrami i dzieląca miasto na pół. Spacery tam
były wyjątkowe. On sam miał swoje ukochane miejsce, do którego lubił czasem
wracać. Ono było pełne wspomnień z przeszłości, choć dla niego bardzo
bolesnych. Kiedyś dzielił to miejsce z kimś, kogo kochał naprawdę, z kimś, kto
odmienił mu serce, z kimś, kogo tak mocno kochając skrzywdził tak strasznie, że
w końcu został sam. Od tego czasu, od ponad pięciu lat nie związał się z nikim
i stał się odludkiem. Bardzo się zmienił. Z wiecznie uśmiechniętego, figlarnego
chłopaka o pięknej twarzy przyozdobionej dwoma wdzięcznymi dołeczkami w
policzkach stał się człowiekiem zamkniętym w sobie, wycofanym i niezwykle
poważnym. Twarz wyszlachetniała z tego wiecznego smutku i choć nadal podobał
się kobietom, on nie był zainteresowany żadną z nich.
Przeszedł przejście dla
pieszych i zatrzymał się przy szybie wystawowej księgarni. Omiótł wzrokiem
wystawę i zamarł. Na jej środku zobaczył plakat reklamujący książkę i pewnie
nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie nazwisko autora, a raczej autorki.
„Moje zmagania z życiem” Urszula Cieplak-Ditmar. Plakat zapowiadał przedwczorajszą
premierę książki i spotkanie z jej autorką w dniu dziesiątym września. Usłyszał
szczęk przekręcanego w drzwiach klucza i ocknął się. Energicznie podszedł do
drzwi i zapukał. Kobieta po drugiej stronie pokazała zegarek dając mu do
zrozumienia, że już zamknięte. Złożył dłonie jak do modlitwy.
- Bardzo panią proszę, niech pani otworzy –
prosił. – Zobaczyłem tę książkę i zależy mi na jej kupnie. To dla mnie
niezwykle ważne. Błagam. - Kobieta wróciła do drzwi i otworzyła je wpuszczając
go do środka. – Napisał ją ktoś, kto kiedyś był mi bardzo bliski i chyba nadal
jest… Sprzeda mi pani egzemplarz?
- Skoro już pana wpuściłam, to sprzedam –
zapakowała książkę w papier i wsadziła do firmowej torby. – Pięćdziesiąt osiem
złotych.
Uiścił zapłatę i podziękował
kobiecie.
- A to spotkanie z autorką to tu u was, w
księgarni? – zapytał jeszcze.
- Tak. Dziesiątego września o osiemnastej. Tam
z tyłu mamy specjalną salkę to takich celów. Serdecznie zapraszamy.
- Na pewno przyjdę i jeszcze raz bardzo pani
dziękuję.
Wyszedł na zewnątrz i
odetchnął z ulgą. Pomyślał, że ten dzień kończy się dla niego bardzo
szczęśliwie. Pięć lat jej nie widział, pięć długich lat boleśnie za nią
tęsknił. Przez te pięć lat nie było dnia, żeby o niej nie myślał. Na początku
szukał jej, ale odcięła się od niego zdecydowanie i na dobre. Wynajął nawet
detektywa, ale ten nie wskórał kompletnie nic. On żył tylko nadzieją, że może
jeszcze kiedyś, gdzieś natkną się na siebie, choć z upływem lat ta nadzieja
gasła w nim jak płomień świecy.
Wyjechał na dwunaste piętro i
wszedł do mieszkania starannie zamykając je na klucz. Nastawił ekspres i wszedł
pod ciepły natrysk. W grubym, frotowym szlafroku trzymając na kolanach
filiżankę z kawą rozsiadł się wygodnie na kanapie i wyjął książkę z papierowej
torby. Była dość gruba i napisana właściwie w formie pamiętnika. Jeden
pamiętnik miał u siebie. Ten oryginalny i najprawdziwszy, zostawiony
nieopatrznie przez Ulę i nigdy przez nią nie odebrany. On nie odważył się go
przeczytać. Na początku, kiedy zauważył tę zgubę w biurze, przeczytał tylko
kilka zdań, bo zeszyt spadł i leżał otwarty pod jej biurkiem. Z tych kilku zdań
dowiedział się o jej ogromnym uczuciu do niego i o tym, że jeśli ta
nieszczęśliwa miłość się nie spełni, ona nigdy nikogo już tak nie pokocha. Zabrał
wtedy ten zielony, sfatygowany zeszyt i zamknął w domowym sejfie. Tam też leży
do dziś. Pogładził twardą okładkę książki. Dwuczłonowe nazwisko trochę go
zaniepokoiło, bo świadczyło o tym, że ułożyła sobie życie i wyszła za mąż. Łyknął
nieco kawy i zaczął czytać.
Kilkanaście pierwszych stron
uzmysłowiło mu, że ta treść zawiera to, co on doskonale zna i pamięta z
opowiadań Uli. Opisywała trudne początki. Przedwczesną śmierć matki, ojca
ciężko chorego na serce, opiekę nad noworodkiem i młodszym bratem. Opisywała
swoje ciężkie położenie, walkę o przetrwanie każdego dnia i to z jakim trudem
udało jej się skończyć dwa kierunki niełatwych studiów. O poszukiwaniu bez
powodzenia pracy, o wysyłaniu milionów CV i o podobnej ilość odbytych rozmów
kwalifikacyjnych. W końcu dotarł do momentu jak trafiła do Febo&Dobrzański.
„Dyrektor HR skrzywił się na mój widok. Swoim wyglądem znacznie
odbiegałam od standardów i z całą pewnością nie wyglądałam jak modelka. Za
wszelką cenę chciał mnie zniechęcić do tej pracy mówiąc mi, że to poniżej moich
kwalifikacji. Moje argumenty zbywał jakby ich nie słyszał. W międzyczasie
weszła energicznie do pokoju atrakcyjna brunetka ciągnąc za sobą równie
atrakcyjną blondynkę. Już po pierwszym wypowiedzianym przez nią zdaniu
wiedziałam, że nic tu po mnie. Podniosłam się z krzesła. Przy drzwiach
usłyszałam jeszcze głos dyrektora „Odezwiemy się do pani”. Pokiwałam głową i
wyszłam.”
- Więc to tak wyglądało… - mruknął sam do siebie.
Doskonale pamiętał jak Paulina, jego narzeczona wcisnęła mu Violettę, głupią
blondynkę nie mającą pojęcia o niczym a już o zarządzaniu najmniej. Nic
dziwnego, przecież miała służyć tylko do szpiegowania go, czy nie ma romansu z
jakąś modelką. Paulina była bardzo zazdrosna. Zbieg okoliczności sprawił, że
Ula jednak została jego asystentką. Przede wszystkim uratowała mu życie i to
było nie do przecenienia. Wyciągnęła go z płonącego samochodu narażając własne.
Tylko w jeden sposób mógł się jej odwdzięczyć, zatrudniając ją. Wkrótce okazało
się, że jest bardzo cennym nabytkiem. Doceniał jej ogromną wiedzę, konsekwencję
w działaniu i walkę wtedy, gdy mocno wierzyła, że ma rację. Ani się obejrzał
jak stała się jego podporą i pocieszycielką, kiedy miał gorsze dni. W końcu
przecież nastał moment, gdy już nie wyobrażał sobie, że miałoby jej nie być.
„Marek to brzydal. Nie, nie… Jest naprawdę bardzo przystojny, że
aż miękną kolana na jego widok. Uwielbiam kiedy się uśmiecha do mnie, kiedy
mnie chwali i mówi „Ula jesteś najlepsza”. To bardzo miłe, że aż ciepło robi
się na sercu”
- Byłaś
najlepsza Ula, a ja to wszystko spieprzyłem – pomyślał z goryczą. Nawet
przestał liczyć jak wiele razy wybawiała go z poważnych kłopotów. Wzięła dla
niego dwa potężne kredyty. Teraz wiedział, że kierowała się miłością do niego i
dobrem firmy. Nie chciała, żeby władzę w niej przejął Alexander Febo, mściwy
brat jego narzeczonej no i szkoda jej było ludzi, bo Febo nie szanował
pracowników i miał ich za nic.
Otrząsnął się na myśl, że na
początku ją wykorzystywał. Obijał się większość rzeczy zwalając na nią. Teraz
było mu głupio, że tak postępował. Ona nigdy się nie skarżyła, nigdy nie
narzekała, choć nie tak rzadko przecież poświęcała firmie czas przeznaczony dla
rodziny.
„ Nie mam pojęcia dlaczego zatrudniono Violettę. Nic nie robi.
Ma w nosie Marka polecenia. Gada bezustannie przez telefon, albo ogląda
wyprzedaże w internecie. W dodatku jest zarozumiała i bezczelna. Ma poparcie
Pauliny i to chyba dlatego czuje się taka pewna siebie”.
Bezwiednie pokiwał głową.
Violetta wielokrotnie zalazła mu za skórę. Kilka razy ją zwalniał, ale kiedyś
nawet sama Ula stanęła w jej obronie, chociaż Kubasińska zrobiła jej świństwo
ogłaszając, że Ula jest firmowym szpiegiem. – Byłaś aniołem Ula. Dbałaś o wszystkich wokół a o siebie na samym końcu
– przemknęło mu przez myśl. Przypomniała mu się firmowa wigilia i to z jak
wielką nieśmiałością składała mu życzenia i wręczała drobny upominek w postaci
kamienia księżycowego nie mając pojęcia, że on kupił jej dokładnie taki sam, bo
wyczytał w horoskopie, że to jej szczęśliwy kamień. Powiedziała mu wtedy, że
ten kamień otwiera serce na miłość i być może pomoże i jemu, i Paulinie. „Życzę
Ci, żebyś był szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy”. Dokładnie pamiętał jej słowa
wypowiedziane cichym głosem. Znacznie później zdał sobie sprawę, że ten kamień
był po to, żeby jemu otworzyć oczy i by odwzajemnił miłość Uli. Żałował, że nie
potrafił odczytać tak wielu sygnałów jakie mu dawała. Nie dostrzegał wówczas
wielu rzeczy. Traktował ją bardziej jak przyjaciółkę, nie jak kobietę. Patrzył
wówczas na nią przez pryzmat jej nieatrakcyjności, aparatu na zębach i za
dużych okularów, które przesłaniały jej piękne, błękitne oczy. Był kompletnym
ślepcem i głupcem jednocześnie. Zwierzał jej się z problemów jakie ma z
Pauliną. Ależ był durniem! Jak bardzo musiało ją to boleć, a mimo to dawała mu
mądre rady jak ma postępować z własną narzeczoną, że powinien z nią porozmawiać
i próbować zrozumieć jej punkt widzenia. Problem był tylko w tym, że w pewnym
momencie z Pauliną nie mógł się już dogadać jakby mówili dwoma różnymi
językami.
„Paulina mnie nienawidzi właściwie od samego początku mojej
pracy tutaj. Za każdym razem, kiedy wchodzi do sekretariatu zawsze ma w
zanadrzu jakąś złośliwość, którą mnie częstuje na powitanie. Odgrywa się na
mnie za to, że Marek zazwyczaj staje po mojej stronie i broni mnie przed jej
wydumanymi zarzutami. Nie tak rzadko byłam świadkiem ich kłótni i to właśnie o
mnie. Ma mu za złe, że przyjaźni się z kimś takim jak ja. Nie reaguję na to, co
wylewa się z jej ust. Spuszczam głowę i przełykam łzy. Boję się, że gdy będę
zbyt asertywna ona wymusi na Marku, żeby mnie zwolnił. Nie mogę sobie na to
pozwolić. Przecież dopiero stanęliśmy jakoś na nogi i powodzi nam się nieco
lepiej. Miałabym znowu dopuścić do tego, żebyśmy klepali biedę? Nie ma mowy.
Zaciskam zęby i milczę. Ona w końcu się wyżyje i pójdzie sobie”.
Taaa… Paulina potrafi być
nieobliczalna. Uważa się za kobietę z klasą, ale tak naprawdę ma mentalność
włoskiej przekupki. Zawsze deprecjonowała umiejętności Uli nawet przed jego
rodzicami. To Alex, którego najmniej by o to podejrzewał, bronił Uli i jej
błyskotliwego umysłu.
- Ona nie powinna pracować w tej firmie –
twierdziła uparcie Paulina. – Czy wy nie widzicie jak ona się ubiera? Jak
wyjęta ze śmietnika. Gustu za grosz.
- A co to ma do rzeczy? – odpowiadał Alex. –
Jest świetnym ekonomistą i tylko to się liczy.
- Myślałam, że będziesz po mojej stronie –
mówiła z wyrzutem jego siostra.
- Staram się być obiektywny w przeciwieństwie
do ciebie.
- Dajcie już spokój dzieci – uspokajał senior
Dobrzański. – Uratowała Markowi życie i zawsze będziemy jej za to wdzięczni.
Wiedział, że może jej ufać
bezgranicznie. Wielokrotnie dawała mu dowody swojego oddania i lojalności. A
jednak wplątał się w coś co zachwiało jego pewnością siebie i wiarą w Ulę.
Najpierw jeden kredyt potem drugi. Nie miał pojęcia jak ją zabezpieczyć przy
tym drugim. Kiedy rodzice przekazali mu swoje udziały w firmie bez wahania
oddał jej weksel na nie. Wiedział, że nie zrobi z niego użytku i cierpliwie
poczeka, aż on spłaci to zobowiązanie.
Ziarno niepewności zasiał w
nim jego przyjaciel i jednocześnie dyrektor HR w firmie, Sebastian. Tak długo
ciosał mu kołki na głowie, że w końcu uwierzył, że ona może wpaść na pomysł
przejęcia firmy. W dodatku dał się wmanewrować w chytry plan Olszańskiego, żeby
pouwodzić trochę Ulę, co pozwoli ją kontrolować i trzymać rękę na pulsie. Sebastian
zaopatrzył go w torbę błyskotek wraz z kartką wypełnioną dobrymi radami jak
uwieść firmową Brzydulę. Cóż to była za głupota! Z perspektywy lat mógł ocenić
jak bardzo to było podłe względem niej i po prostu ohydne. A jednak brnął w to
coraz bardziej ulegając podszeptom swojego przyjaciela.
„Marek ostatnio zachowuje się dziwnie. Wygląda tak, jakby mnie
adorował. To absurdalne. Nie wierzę, że mogłabym mu się podobać jako kobieta.
Nie jestem w jego typie. On lubi kobiety zadbane, piękne, szczupłe i wysokie. Taka jest Paulina i tak
wyglądają też modelki, do których ma szczególne upodobanie i zdradza z nimi
swoją narzeczoną. Ja jestem nikim, szarą myszką, czymś co stanowi poważny
dysonans w zestawieniu z tymi wszystkimi ślicznymi kobietami. A jednak coś jest
na rzeczy, bo kiedyś powiedział mi, że jest nimi zmęczony, bo mają pusto w
głowach a ja jestem od nich piękniejsza bo posiadam mózg. Jego słowa sprawiły,
że poczułam się bardziej pewna siebie i dowartościowana. Mam nadzieję, że on
naprawdę tak uważa.
Od jakiegoś czasu zabiera mnie po pracy w różne miejsca.
Najbardziej jednak lubimy pewne miejsce nad Wisłą. Marek rozpala ognisko,
okrywa nas kocem i siedzimy tak przytuleni gawędząc cicho. Dobrze mi z nim i
wtedy gdy rozmawiamy i wtedy, gdy milczymy. Rozumiemy się bez słów. Mamy takie
porozumienie dusz i to jest piękne”.
Te słowa przywołały kolejne
wspomnienia. Nawet nie miała pojęcia, że nie pomyliła się ani o jotę. On
siedząc z nią na zwalonym pniu był dziwnie szczęśliwy i spokojny. Jej głos
działał na niego jak najlepszy balsam na rozdrapane rany. Ona wprowadzała w
jego życie jakiś ład i niesamowity spokój. Przy niej wyciszał skołatane nerwy
spowodowane wiecznymi problemami w firmie i kłótniami z Pauliną. Przy niej
stawał się lepszym człowiekiem. To tam właśnie zrozumiał, że ona jest dla niego
kimś więcej niż asystentką, kimś więcej niż przyjaciółką. Zrozumiał, że kocha
tę kobietę nad życie i to nie z Pauliną mu po drodze, ale właśnie z nią, ze
skromną, szczerą do bólu i najuczciwszą Ulą. Pojął, że to, co miało być
początkowo niecnym spiskiem mającym na celu zwrot weksla, stało się czymś,
czego nie przewidzieli obaj, ani Sebastian, ani on. Stało się romansem, którego
wcale nie chciał kończyć, bo z każdym dniem zależało mu na Uli coraz bardziej.
Kiedy Alex odszedł z firmy z
powodu swoich knowań on awansował Ulę na stanowisko dyrektora finansowego.
Firma nie stała dobrze. Miała fatalne wyniki sprzedaży i nie sądził już nawet,
że trzeci kredyt by jej pomógł. Potrzebował trochę więcej czasu a tego właśnie
nie miał. Kolejny raz posłuchał Sebastiana i wybrał się na objazd szwalni. Taka
była wersja oficjalna dla jego narzeczonej. Tak naprawdę jechał do SPA wraz z
Ulą. Trochę się opierała mówiąc, że to nie jest dobry czas, że jest dużo pracy,
ale był uparty. Nie bez znaczenia był tu jego urok osobisty, który zawsze na
Ulę działał. Nawet nie przypuszczał, że to będą trzy najpiękniejsze dni w jego
życiu, chociaż cel tego wyjazdu był taki, że miał nakłonić Ulę do podrasowania
kwartalnego raportu potrzebnego na zebranie zarządu. To tam po raz pierwszy
kochali się i to tam miał wrażenie, że dla niego to też jest pierwszy raz, bo
po raz pierwszy kochał się z kobietą z miłości. To było zupełnie coś innego niż
samcza żądza, którą kierował się do tej pory. Każde zbliżenie było piękne,
pełne czułości i niezwykle zmysłowe. Nigdy nie przeżył z żadną kobietą czegoś
podobnego. Te trzy dni z Ulą wycisnęły na nim swoje piętno. Już nie chciał
żadnej innej kobiety, bo żadna nie była nią. Patrzył w jej piękne, błękitne,
zakochane w nim oczy i tonął w nich. Wtedy po raz pierwszy usłyszała od niego
słowa miłości.
Szapoba....brak mi oddechu,bo jednym tchem pochłonęłam to piękno....O rany,jak przetrwać dzień nie myśląc o tych dwojgu....a gdzie tu niedziela ? Ooh..
OdpowiedzUsuńDzięki,dzięki.Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Muszę jednak skorygować co nieco, bo rozdziały będą publikowane co czwartek. To tylko z poprzednim opowiadaniem nieco przyspieszyłam.
UsuńPozdrawiam cieplutko. :)
Wspaniała niespodzianka. Czekam z niecierpliwością na nexta ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że dałam Wam trochę radości.
UsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Zaczyna się interesująco chociaż wolę jak długi odstęp czasu ich nie dzieli a tu 5 lat. Szczęście w nieszczęściu że Ula nie Sosnowska a z tym drugim nazwiskiem i mężem to różnie może być. Czekam na ich spotkanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło RanczUla
Dzisiaj nie zalogowany bo z kursu pisze i z telefonu.
RanczUla
UsuńDo ich spotkania jeszcze dużo czasu, bo znakomita część tej historii to jednak retrospekcja. Mam nadzieję tylko, że nie zanudzę Was na śmierć przy tych wspominkach.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam najserdeczniej. :)
Marek przez pięć lat wytrzymał bez kobiety nic innego jak pogratulować( Doszłam do tego po drugim czytaniu a przynajmniej tak to zrozumiałam). Ditmar kojarzy mi się tylko z imieniem może więc to jej pseudonim. Szkoda, że dopiero za tydzień kolejna część. Myślałam, że będzie w niedzielę. Chyba, że będą niespodzianki na kolejne 50 000 tysięcy.
UsuńJeszcze raz pozdrawiam.
Nie będzie niespodzianek, bo wracam do poprzedniego publikowania co tydzień. Ditmar to nie pseudonim.
UsuńPozdrawiam. :)
Super, super super !.Uwielbiam Cię Małgosiu!
OdpowiedzUsuńBardzo entuzjastyczny wpis, za który bardzo, bardzo, bardzo dziękuję.
UsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Jak najbardziej super opowiadanie. Tylko jak tu doczekać kolejnego czwartku i kolejnych kilku, bo mam nadzieję że na dwóch częściach się nie skończy i będzie przynajmniej 10.
OdpowiedzUsuńBez obawy. Opowiadanie będzie liczyć co najmniej 10 rozdziałów, chociaż sama nie wiem, czy na tym się skończy, bo nadal je piszę.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najgoręcej pozdrawiam. :)
No no no. Czytałam jednym tchem. I mam ogromną ochotę na więcej więcej więcej. Ula odseparowala się od Marka. Pytanie czy od razu po zarządzie czy była jeszcze prezesem. Słusznie Marek zaniepokoil się dwuczlonowym nazwiskiem. Kim Ulka jest że wydawana jest autobiografia? Nie wytrzymam do czwartku :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :*
Nawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi Twoich opowiadań o brzyduli.
Andziok
UsuńUla odeszła znacznie wcześniej i wkrótce o tym przeczytasz. A jeśli chodzi o wydanie książki, to już nie jest tak jak dawniej. Teraz każdy, kto tylko ma ochotę może taką książkę wydać. Oczywiście wiążą się z tym opłaty, ale nie są jakieś bardzo astronomiczne. Ula też musiała pokryć koszty korekty, druku i reklamy.
Dzięki za wpis. Pozdrawiam cieplutko. :)
Nie wiem co mnie pod kusiło aby wejść chyba ten tytuł. Często wracam do twoich starych opowiadań o Uli i Marku bo są świetne. Mam nadzieję że to nie jest tylko jednorazowy powrót do pisania o tej parze. ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że póki co to sprawa jednorazowa. Chciałam jakoś uczcić tak dużą aktywność czytelników na blogu i milion odsłon. Pomyślałam, że najlepiej zrobić to pisząc nową historię Marka i Uli. Może jak na liczniku będą dwa miliony ukaże się kolejna historia? Kto wie?
UsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Hurra! To jest świetne ! Nie mogę doczekać się więcej. Tyle niewiadomych ,tyle pytań ,ale spokojnie poczekam na dalszy rozwój akcji ,aż Ula i Marek przypadkiem się spotkają albo nie przypadkiem. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńTo Ty jesteś mistrzynią gmatwania i człowiek po przeczytaniu pierwszego rozdziału nawet nie ma pojęcia, co szykujesz bohaterom. U mnie wszystko będzie się wyjaśniać poprzez wspomnienia i Uli i Marka.
Dzięki, że zajrzałaś. Uściski. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńhohoho!!! Fantastyczna i intrygująca jest ta Twoja niespodzianka!!! I jaki ruch, co najmniej jak na Marszałkowskiej:) Jednak RanczUla ma bardzo dobre oko detektywistyczne:) Ciekawa jestem czy trafiła również z tym imieniem, bo mi akurat Ditmar kojarzy się z niemieckim nazwiskiem. No ale poczekamy i zobaczymy co nasza droga i kochana autorka ma do powiedzenia na ten temat:) Bardzo ciekawie się zaczyna. Przeważnie widzimy ich historię pokazaną od strony Uli. Teraz możemy przeczytać jak widział ich związek Marek. Co on naprawdę czuł, czy był takim gnojkiem i gówniarzem jak by się wydawało? Jak i czy w ogóle chciał wybrnąć z tej całej plątaniny? Biedny ten Marek, jest bardzo wyciszony i spokojny. Jak bardzo musiał ją kochać skoro zadał sam sobie taką straszną pokutę w postaci samotności?! Szkoda, że tak późno dorósł, ale lepiej późno niż wcale. Z drugiej strony, co się wyszalał, to jego. Teraz zostały mu tylko wspomnienia. Nieźle musiał zaleźć za skórę Uli, skoro tak dobrze się ukryła, że nawet detektyw jej nie znalazł. Ta Twoja Ula musi mieć niezły charakterek. Pomimo miłości potrafiła tak się odciąć grubą kreską?! Bardzo zastanawiające?! Chociaż ona chyba też nie mogła o nim zapomnieć. Czyżby wydanie książki było próbą zapomnienia, totalnym odcięciem pępowiny, taką formą terapii, która pomoże jej zacząć nowe życie bez rozpamiętywania o Marku? Tak jak zwykle po przeczytaniu pierwszego rozdziału same niewiadome. Wymyślam jakieś dyrdymały:) Z niecierpliwością będę czekała na kolejną odsłonę tego opowiadania. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam moc uzdrawiających uścisków:)
Gaja
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńz tych ogromnych emocji zapomniałam o dwóch sprawach:) Po pierwsze, mam nadzieję, że pomimo upływu czasu dla nich nie jest za późno? Będziesz miłościwą autorką? Nie zmieniłaś podejścia do końcóweczek opowiadań?
Po drugie, i chyba najważniejsze, bardzo się cieszę i ogromnie gratuluję kolejnej pięćdziesiątki! Buziaki:)
Gaja
Gaju
UsuńZazwyczaj po pierwszej części są same pytania i ja niewiele tu mogę. RanczUli Ditmar kojarzy się z imieniem, Tobie z niemieckim nazwiskiem i tym właśnie jest. Więcej już nic nie zdradzę. Powolutku się dowiecie. Ja wciąż piszę to opowiadanie i wszystko może się w nim zdarzyć. Końcóweczki u mnie są constans. To się nie zmienia. Za gratulacje dziękuję. Czytelniczki idą jak burza, a to bardzo mnie cieszy.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej. Buziole. :)
Witaj Gosiu,
OdpowiedzUsuńOd dawna szukałam Twoich opowiadań i wreszcie udało mi się trafić :) To opowiadania zaczęło się naprawdę ciekawie. Mam nadzieję, że ostatecznie będą razem - już mam dość smutnych zakończeń ;)
Ja wróciłam do pisania - jeśli masz ochotę wpadnij i zrecenzuj :)
fd-fashion.blog.onet.pl
Natalio
UsuńPrzecież u mnie zawsze są szczęśliwe zakończenia. Ja generalnie już nie piszę na temat serialu. To opowiadanie miało być niespodzianką dla czytelników z okazji miliona wejść na blog. Musisz tu trochę się rozejrzeć, bo u mnie sporo zmian. Pozdrawiam. :)
PS. Na blog oczywiście zajrzę.
Kochana najlepsza niespodzianka w t tygodniu:) dziś czwartek będzie nowy rozdział???
OdpowiedzUsuńNowy rozdział już jest. Cieszę się, że niespodzianka Ci się spodobała.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
Nie zaglądałam tu jakiś czas a tu taka niespodzianka ;) Przede wszystkim gratuluje imponującej liczby wejść. Bardzo się cieszę, że piszesz o serialu nawet jeśli to jednorazowe. Świetny pomysł na opowiadanie, bo poznajemy tę historię od strony Marka, jest wiele retrospekcji, rozwijasz też pamiętnik Uli. Coś czuję, że do ich spotkania jeszcze daleka droga. Nie widzieli się dość długo i ciekawe jak zareagują na siebie. Gratuluję zarówno formy jak i treści i czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam ;) M
OdpowiedzUsuń