Niespodzianka
ROZDZIAŁ 8
Była już porządnie zmęczona. Włączyła na cały
regulator radio, żeby obronić się przed snem. W Pruszczu Gdańskim zatrzymała
się na parkingu przed jakąś knajpką i zadzwoniła do Mateusza.
- Chyba
nie dam rady dojechać. Mam opóźnione reakcje i jestem senna. Szkoda, bo jestem
już tak blisko…
- A
gdzie?
- Stoję
na parkingu restauracji „U Jakuba” w Pruszczu Gdańskim, to tuż przy trasie.
- Mam
pomysł. Pójdę po pana Władka. On ma prawo jazdy. Przyjedziemy obaj, a ja
przesiądę się do twojego auta i bezpiecznie przywiozę cię do domu.
-
Naprawdę mógłbyś?
- No
pewnie. Nawet nie ma o czym mówić. Będziemy za jakieś pół godziny. Czekaj na
nas.
Odłożyła telefon i oparła się wygodnie.
Przymknęła oczy i najzwyczajniej zasnęła. Jak przez mgłę usłyszała trzask
otwieranych drzwi.
- Ludka?
Ocknij się. Już jesteśmy. Przesuń się na fotel pasażera i zrób mi miejsce.
- Boże,
nie mam na nic siły. Dobry wieczór Władek. Dziękuję, że przyjechałeś.
- Nie ma
sprawy Ludka, dla ciebie wszystko. Pojadę za wami.
Zapięła pas i znowu przymknęła oczy.
- Nie
gniewaj się Mateusz, ale taka jestem śpiąca… - wymruczała sennie.
- Jak
mógłbym się gniewać? Śpij. Obudzę cię jak dojedziemy.
Spała w najlepsze. Nawet nie poczuła, gdy
Mateusz wziął ją na ręce i zaniósł na górę. Władek otworzył im mieszkanie i
oddał Madejskiemu klucze.
- Do
jutra. Trzymajcie się – powiedział jeszcze i zszedł na dół, gdzie czekała na
niego żądna wieści i niespokojna Wanda.
- No i
jak ona? Wszystko w porządku?
- Śpi jak
suseł. Nic dziwnego. Jechała przecież kilkanaście godzin. Do jutra będzie jak
nowonarodzona.
Tymczasem Mateusz ułożył Ludkę na kanapie.
Ściągnął jej buty i okrył kocem. Sam wyciągnął się na fotelu kładąc nogi na
drugim. Postanowił zostać. Nie chciał jej zostawiać samej.
Jaskrawe słońce wkradło się do pokoju przez
cienkie zasłony i poraziło oczy Ludki. Skrzywiła się i uchyliła powieki. Ze
zdziwieniem zarejestrowała obecność Mateusza wyciągniętego na fotelach.
-
Mateusz? Obudź się. Mateusz.
Zanim otworzył oczy mocno się przeciągnął. To
nie było najwygodniejsze spanie.
-
Wyspałaś się?
- Co ty
tu robisz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Postanowiłem zostać. Było już późno, a ty spałaś w najlepsze. Nie miałem
sumienia cię budzić.
Teraz zauważyła dopiero, że ma na sobie wczorajsze
ciuchy.
- Muszę
wziąć prysznic i przebrać się.
- Ja,
jeśli pozwolisz wezmę po tobie. W samochodzie mam jakąś koszulę na zmianę.
Po prysznicu przygotowała im śniadanie. Musiała
jeszcze dzisiaj ostatecznie załatwić sprawę w sądzie. Kiedy już jedli powiedziała
o tym Mateuszowi.
- Powiedz
dziewczynom, że wrócę koło dziewiątej, a po robocie chcę porozmawiać z wami
wszystkimi.
Tym razem pani przyjmująca pisma od petentów nie
miała żadnych uwag. Złożyła jeszcze na kopii wniosku pieczątkę potwierdzającą niejako
wniesienie sprawy i poinformowała, że do domu przyjdzie zawiadomienie o
terminie rozprawy.
Już znacznie spokojniejsza wróciła do domu.
Kiedy zamknęły pierogarnię, usiadła z dziewczynami i Mateuszem przy stoliku i
zagaiła.
-
Widziałyście ten zabity deskami sklep pod czterdziestym siódmym? O ile dobrze
pamiętam, wcześniej był tam sklep zoologiczny.
- To
prawda, ale facet chyba nie miał zbyt wielu klientów, dlatego zwinął interes –
powiedziała Wanda mieszając w kubku z kawą.
- No
właśnie. Rozmawiałam z właścicielem kamienicy. On byłby skłonny wynająć mi to
pomieszczenie.
- Chcesz
mieć jeszcze jedną pierogarnię? – zapytała zdumiona Ewa.
- W
pewnym sensie... Słuchajcie. Przygotowywanie pierogów dla zakładów pracy mocno
dezorganizuje robotę i wprowadza chaos. Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy
uruchomić tam produkcję i oprócz stałych dostaw mogłybyśmy sprzedawać pierogi tak
normalnie, w sklepie, albo taki półprodukt, że byłyby tylko lekko podgotowane,
albo zamrożone. Tutaj nadal można byłoby je w spokoju zjeść i kupić ciepłe na
wynos w styropianowych pudełkach. Tamte pakowane by były na tackach i owinięte
folią. Mogłybyśmy do nich dołączać dipy tak jak to robimy tutaj. W związku z
tym musiałabym zatrudnić minimum dwie kobiety, które mają dużą wprawę w lepieniu.
Poza tym musiałyby się trzymać ściśle przepisu, żeby nie zejść z poziomu jaki
osiągnęłyśmy tutaj. To biorę na swoje barki. Najchętniej widziałabym tu
emerytki dość sprawne, lub rencistki, które chciałyby sobie dorobić i którym
nie zależałoby na ZUS-ie. W takim układzie ty Ewa przeszłabyś na stałą umowę o
pracę. Zasłużyłaś na taką. Jesteś pracowita i solidna i to ciebie chciałabym
zrobić niejako kierowniczką tamtej placówki. Nadzorowałabyś pracę obu pań i
pilnowała jakości wyrobów. Musiałabyś też stanąć za ladą i sprzedawać. To
wiązałoby się rzecz jasna z podwyżką pensji.
Ewa słuchała słów Ludki jak najpiękniejszej
muzyki.
-
Naprawdę dostanę stałą umowę? To najlepsza propozycja na świecie Ludka.
Obiecuję ci, że będę się bardzo starała, żebyś była ze mnie zadowolona.
- Ja już
jestem w przeciwnym razie nie proponowałabym ci takiego stanowiska. Kiedy Ewa
już przejmie tamto królestwo tu zatrudnimy jakąś osobę na umowę-zlecenie.
Najlepiej też po gastronomiku tak jak Ewa. Chyba, że znasz kogoś takiego, komu
ufasz, wtedy chętnie przyjmę taką dziewczynę. Ty Wandziu zostajesz szefową tego
przybytku. Podnoszę ci tak jak Ewie pensję. Jesteś świetna i nadajesz się na to
stanowisko, bo ogarniasz najdrobniejsze szczegóły. Ja będę do pomocy, albo tu,
albo tam. Jeszcze tego nie wiecie, ale od września dojdą nam kolejni chętni na
stałe dostawy. Tym razem szkoły podstawowe, w których funkcjonują stołówki
szkolne. Jest ich pięć rozrzuconych po całym mieście. Jak będzie nas więcej do
pracy, łatwiej będzie to ogarnąć. Mateusz może być z nami do końca września,
ale potem sam podejmuje pracę w rodzinnej firmie i nie będzie mógł nam
poświęcić tyle czasu jak dotychczas. Ja zajmę się też zaopatrzeniem, żeby
zwolnić stałych dostawców. Opłaty są horrendalne, a ja będę mieć czas, żeby
kupić wszystkie potrzebne produkty. No i to tyle. Jak tylko zawrę umowę z
właścicielem sklepu, zrobimy w nim remont i zaopatrzymy w niezbędny sprzęt.
Potem ruszymy pełną parą.
- Ty to
masz głowę nie od parady – Wanda popatrzyła na nią z podziwem. – Ani się
obejrzymy a nasza Ludka będzie stała na czele imperium pierogarskiego w mieście
Gdańsk.
Pod koniec lipca Lusia wróciła do domu. Była
zachwycona pobytem w Niemczech. Długo opowiadała Ludce o wycieczkach i
atrakcjach, które organizatorzy zafundowali kolonistom.
- Zobacz
co ci przywiozłam – wypakowała z plecaka tekturowe, starannie owinięte pudełko.
Gdy je otworzyła Ludka aż westchnęła z zachwytu. Wnętrze wypełniała najładniejsza
muszla jaką kiedykolwiek widziała.
- Lusiu,
jakie to piękne…, musiało kosztować majątek.
- Tanie
nie było, ale przecież nie będę na tobie oszczędzać. Ty wydajesz na mnie
znacznie więcej, prawda? To muszla hełmowca, ale po łacinie nie potrafię tego
wymówić. Tam z tyłu jest karteczka, na której wszystko jest napisane. Bardzo mi
się spodobała. Kupiłam ją w Rostocku jak byliśmy na wycieczce.
Ludka przytuliła siostrę. Tęskniła za nią, ale
najważniejsze, że mała była zadowolona z pobytu.
- Za dziesięć
dni znowu będę cię żegnać, ale wolę tęsknić i mieć pewność, że nie nudzisz się
w wakacje, niż miałabyś codziennie zbijać tu bąki - usłyszała dzwonek i
podniosła się z fotela. – Powyciągaj brudne rzeczy z plecaka, bo trzeba je
wyprać. – Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Ujrzała w nich dwie
kobiety i nieco zdziwiona zapytała
- Panie
do mnie…?
- Jeśli
nazywa się pani Ludmiła Szulc, to do pani. Jesteśmy z opieki społecznej i
działamy z ramienia sądu. Chciałybyśmy przeprowadzić wywiad środowiskowy i
zobaczyć warunki w jakich mieszka dziecko.
- Proszę,
proszę wejść. Przepraszam od razu za ten niewielki bałagan, ale przed godziną
odebrałam siostrę, bo wróciła z kolonii w Niemczech i jesteśmy w trakcie
rozpakowywania. Może napiją się panie kawy?
- A wie
pani, że chętnie. Trochę nam to zajmie.
Ludka z duszą na ramieniu uwinęła się raz dwa i
po chwili stawiała przed kobietami parujące filiżanki z czarnym płynem.
- Tu
jeszcze śmietanka, jeśli któraś z pań lubi – postawiła dzbanuszek na stoliku i
przysiadła na kanapie.
- Z
dokumentów jakie złożyła pani w sądzie wynika, że obie pochodzicie z Katowic, a
rodzice nie żyją.
- Tak,
spłonęli w mieszkaniu. Prawdopodobnie sami zaprószyli ogień. Byli alkoholikami.
-
Rozumiem… A jak znalazłyście się w Gdańsku?
-
Uciekłyśmy. Ja długo przygotowywałam się do tego. Przez parę lat gromadziłam na
ten cel pieniądze. Po prostu zbierałyśmy złom i makulaturę. Od zawsze
musiałyśmy same o siebie zadbać, a raczej to ja musiałam zadbać, żebyśmy obie
miały co jeść. Rodzice nie interesowali się nami w ogóle. Jak tylko osiągnęłam
pełnoletność, uciekłyśmy stamtąd jak najdalej. Środki, które zgromadziłam
pozwoliły na wynajęcie tej kawalerki i na otwarcie małej pierogarni tutaj na
parterze. Mam dobre dochody i niczego nam teraz nie brakuje.
- Siostra
chodzi do szkoły?
-
Oczywiście. Tu niedaleko jest podstawówka. Zdała właśnie do trzeciej klasy i
bardzo dobrze się uczy.
-
Dostałam nagrodę na koniec roku – wtrąciła się Lusia.
- To
prawda. Miała same piątki. Staram się jej zapewnić najlepsze dzieciństwo,
którego ja nigdy nie miałam. Chcę, żeby się uczyła, skończyła dobre szkoły i
była kimś. Chcę też, żeby zapomniała o tym koszmarze, którego doświadczała
przez sześć lat.
- Czy
może jakoś pani udokumentować swoje dochody?
- Mogę
pokazać wyciągi z konta bankowego i książkę przychodów i rozchodów, bo taką
prowadzę od początku działalności. – Sięgnęła do szuflady i wyjęła stamtąd
dokumenty. – Proszę. Nie są małe i wystarczają na godne życie. Dzięki ciężkiej
pracy już coś osiągnęłam. Mam firmę, samochód, studiuję zaocznie, teraz będę na
drugim roku finansów i zarządzania w Szkole Bankowej. Lusia chodzi na zajęcia
dodatkowe, angielski i pływanie. Robię dosłownie wszystko, żeby małej niczego
nie brakowało.
- Proszę
pani Ludka, to najlepsza siostra na świecie – znowu Luśka wtrąciła swoje trzy
grosze. – Teraz wróciłam z kolonii w Niemczech i za chwilę jadę na drugie w
Bory Tucholskie.
- Miło to
słyszeć. Myślę, że wiemy już wszystko. Mamy też opinie pani sąsiadów, z którymi
rozmawiałyśmy wcześniej. Są bardzo pozytywne i nie będzie problemów z
ustanowieniem opieki nad małą. Stworzyła jej pani znakomite warunki i do życia
i do nauki. Naprawdę godne podziwu – wstały z foteli. – Pożegnamy się już. Bardzo
dziękujemy za kawę.
Zamknęła za nimi drzwi i odetchnęła z ulgą. Bała
się takiego nalotu, ale okazało się, że niepotrzebnie. Uczciwie opowiedziała o
wszystkim, a te kobiety chyba to doceniły.
Początek sierpnia okazał się niezwykle owocny.
Przede wszystkim podpisała umowę z właścicielem sąsiedniej kamienicy i z kopyta
ruszyła z remontem. Tym razem wynajęła ekipę, która szybko i sprawnie
odświeżyła ściany, zamontowała piec i stanowisko robocze. Kolejna lada
odziedziczona po dawnym właścicielu też przeszła lifting. Ludka intensywnie szukała
rąk do pracy. Zamieściła ogłoszenie i w gazecie i na stronie internetowej
pierogarni dokładnie opisując, czego spodziewa się po potencjalnych
kandydatkach. Zgłosiło się kilka osób, z których wybrała dwie na okres próbny.
Kobiety były dość żwawymi emerytkami, a o to Ludce chodziło. W międzyczasie Ewa
przyprowadziła swoją koleżankę szkolną. Okazało się, że straciła pracę.
- Ona
potrzebuje tej pracy Ludka. Ma na utrzymaniu małe dziecko, a mąż też na
bezrobociu.
-
Myślisz, że da radę?
- Na
pewno.
- W takim
razie ma tę robotę. Niech przyjdzie jutro podpisać umowę.
Była tak zagoniona, że nawet nie miała chwili,
żeby pogadać z Mateuszem. Mijali się tylko przez pierwsze dwa tygodnie
sierpnia. Lusia znowu wypoczywała na koloniach i przynajmniej jej nie musiała
organizować opieki.
-
Wszystko nadrobimy, – obiecywała Mateuszowi – niech tylko ten młyn się skończy.
Wkrótce filia pierogarni zaczęła działać. Ewa
dumna z powierzonej funkcji wywiązywała się ze swoich obowiązków znakomicie.
Nawet nie musiała przypominać kobietom o wysokiej jakości wyrobów, bo obie
doskonale trzymały standardy. Sklep otwierano o dziesiątej, a zamykano o
siedemnastej. Niemal od samego początku miały ruch i Ludka nie narzekała na
utargi. Żal było jej Mateusza, który wodził za nią tęsknym spojrzeniem. W końcu
zlitowała się nad nim i powiedziała, że połowę soboty i całą niedzielę spędzą
tylko we dwoje. Uśmiechnął się szeroko słysząc tę deklarację i skwitował ją jednym
słowem.
-
Nareszcie.
Mam nadzieję, że w końcu Ludka zajmie się Mateuszem, bo w tym opowiadaniu gra rolę drugoplanową i nawet nie wiem czy oni w ogóle się całowali. Mam nadzieję, ze w końcu weźmiesz się za nich :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, UiM
UiM
UsuńDawno Cię nie było. Wracasz na dobre?
Ludka na pewno zajmie się Mateuszem, chociaż wciąż będzie cierpiała na chroniczny brak czasu, ale poradzi sobie. Czy się całowali? Nie piszę tego wprost, ale przecież jak jest się z kimś, to chyba to jest nieuniknione.
Pozdrawiam Cię serdecznie z nadzieją, że będzie Cię więcej i na Twoim blogu i w komentarzach.
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńjaka przyjemna niespodzianka:) Wspaniale jest Ciebie gościć, tak jak dawniej, w niedzielę:) Myślę sobie, że Ludka jest pierwszorzędnym przykładem na to, że co nas nie zabije, to nas wzmocni!!! W przeszłości razem z siostrą zaznały dużej biedy i teraz robi wszystko aby to się nigdy nie powtórzyło. Bez najmniejszej przerwy i wytchnienia prze do przodu! Ileż ona ma siły i pomysłów na lepsze życie! Jest bardzo, ale to bardzo pracowita i niesamowicie uczciwa:) Może właśnie tym zjednuje sobie przyjaznych ludzi wokół siebie. Z miłymi policjantami z poprzedniego rozdziału poradziła sobie tak samo doskonale jak z paniami z opieki społecznej:) Szczerość przede wszystkim, już ktoś kiedyś gdzieś powiedział, że prawda nas wyzwoli:) Ludka jest bardzo samodzielna, myśli o wszystkim i o wszystkich, tylko nie o sobie. Ale teraz powinien się znaleźć ktoś (może Mateusz?), kto jej uświadomi, że czas najwyższy pomyśleć o sobie, o odpoczynku, o chwili relaksu, bo inaczej w takim tempie zbyt długo nie pociągnie. Co wówczas będzie z Lusią jak ona zachoruje? Poza tym Mateusz wiecznie nie będzie taki cierpliwy, a może będzie? Zainteresował się nią bardzo fajny facet i dla tej miłości przede wszystkim powinna znaleźć czas, bo inaczej koło Mateusza mogą zacząć się kręcić inne dziewczyny. Co prawda wydaje mi się, że już jakieś pierwsze kroki poczyniła w celu wygospodarowania wolnego. Scedowanie obowiązków na Wandę i na Ewę powinno przynieść jej trochę odpoczynku. Oby tak dalej. Mam nadzieję, że coś dobrego wyniknie ze wspólnej soboty i niedzieli:) Zapomniałam jeszcze nadmienić, że rozczuliła mnie Lusia ze swoim prezentem dla siostry a najbardziej tym wtrącaniem swoich "trzech groszy" do rozmowy z paniami z opieki społecznej:) Jest jeszcze taka mała, a broni Ludki jak prawdziwy lew! Fajnie, że obie dziewczyny potrafią docenić, to co udało im się zbudować i osiągnąć - spokój, wzajemną miłość i stabilizację:) Bardzo dziękuję za dzisiaj i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam moc uścisków:)
Gaja
Gaju
UsuńWszystko zmierza do szczęśliwego końca. Ludka na pewno odetchnie a Mateusz jej w tym pomoże. On ma w sobie nieprzebrane pokłady cierpliwości i w dodatku jak już się zakochał to będzie wierny jednej kobiecie.
Przepraszam, że tak zwlekam z odpisaniem na maila, ale jakaś słabo-silna jestem i ciągle zajęta zupełnie czymś innym. Obiecuję jednak, że najdalej do środy odpiszę.
Przesyłam pozdrowienia, buziole i uściski. :)
Bardzo miła niespodzianka. Myślałam, że to z okazji 1 000 000, ale widzę, że nie. Brak okazji to też okazja jak to mówią.
OdpowiedzUsuńZwiązek Ludmiły i Mateusza ciągle na etapie przyjaźni a znają się parę miesięcy. Może na na najbliższym spotkaniu coś się zmieni i padną wyznania a przynajmniej ze strony Ludki, bo on już poczynił je na poprzednim spotkaniu. Może nawet dojdzie to tego pierwszego pocałunku.Ciekawa jestem też reakcji rodziców Mateusza na jego ukochaną.
A poza tym Ludmiła kierowniczką pełną parą.Dba o pracowników i rozkręca biznes. Podoba mi się to, że nie chce liczyć na majętnego chłopaka tylko sama dba o siebie i siostrę.
Pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTo jeszcze nie niespodzianka z okazji okrągłej liczby wejść, chociaż muszę zdradzić, że taką przygotowuję. Może Was zaskoczę?
Związek Ludki i Mateusza być może rozwija się pomału, ale konsekwentnie. Ona nadal się uczy i ciężko pracuje. Trochę za dużo jak na jedną osobę. Ma mało czasu, ale stara się zawsze wygospodarować chwilę, żeby pobyć z Mateuszem.
Jego rodzice nie są krezusami, ale dobrze im się powodzi dzięki firmie, którą założyli i własnej, ciężkiej pracy. Mateusz jest ambitny i na pewno będzie dorabiał się sam, a nie jadąc na ich plecach. Czytając Twój komentarz zdałam sobie sprawę, że w tym opowiadaniu umieściłam cały tłum pozytywnych postaci, ale to chyba dobrze?
Bardzo dziękuję Co za wpis. Jeszcze raz gratuluję okrągłej liczby na liczniku i serdecznie pozdrawiam. :)