ROZDZIAŁ
9
Dzięki nowym pracownikom Ludka miała wreszcie
trochę luzu. Rano rozwozili wspólnie z Mateuszem pierogi i robili zaopatrzenie
w hurtowniach. Potem pomagała jeszcze przy lepieniu przez kilka godzin, ale
zazwyczaj popołudnia mieli tylko dla siebie.
W niedziele najchętniej jeździli na plażę, bo tu
Ludka regenerowała swoje siły. Spacerowali brzegiem objęci i szczęśliwi.
Mateusz ewidentnie był zakochany po uszy, a ona być może nie odwzajemniała tej
miłości w sposób, jakiego by pragnął, ale też nie broniła się przed pierwszymi
pocałunkami i intymnymi gestami.
Na pewno doceniała jego wrażliwość, uczynność i
to, że tak wiele czasu jej poświęcał. Miała w nim prawdziwe oparcie, bo on
zawsze był, kiedy tylko go potrzebowała.
Na początku września przyszło zawiadomienie o
rozprawie mającej się odbyć w połowie miesiąca w sądzie rodzinnym. Wprawdzie
kobiety, które przeprowadzały z Ludką wywiad środowiskowy zapewniły ją, że to
będzie tylko formalność, ale nie mogła pozbyć się lęku, że wyciągną z jej
życiorysu coś, co spowoduje, że zabiorą jej Luśkę na zawsze. Wiedziała, że
pytano też w szkole, czy chodzi na wywiadówki, czy mała chodzi zadbana i
przygotowana do lekcji.
Na rozprawę pojechała z Lusią i Mateuszem.
Dzięki niemu czuła się pewniej, a on wciąż dodawał jej otuchy mówiąc, że na
pewno wszystko skończy się szczęśliwie. Nie mógł z nią wejść na salę, ale
siedząc na korytarzu mocno trzymał kciuki. Ludka weszła do środka ze ściśniętym
z nerwów żołądkiem. Sędzina zauważyła jej zdenerwowanie i uśmiechnęła się do
niej pokrzepiająco.
Lusię zabrano do jakiegoś pokoju. Miał z nią
rozmawiać psycholog dziecięcy i dzięki monitoringowi, zgromadzeni na sali
ludzie mieli możliwość oglądać przebieg tej rozmowy.
Ludka wstała i przedstawiła się. Podała sędzinie
swój dowód osobisty. Padły rutynowe pytania, niemal identyczne jak te, które
zadawały jej kobiety z ośrodka. Nie kryła niczego. Miała świadomość, że jeśli
będzie szczera, to sąd oceni jej wypowiedzi na korzyść. Opowiedziała historię
swojego życia i Lusi od samego początku.
- Od jak
dawna opiekuje się pani siostrą?
- Od
momentu jej urodzenia. Matka przyniosła któregoś dnia noworodka do domu i
uznała, że na tym jej rola się skończyła. To ja zajmowałam się małą. Karmiłam,
przewijałam, chodziłam do lekarzy, gdy była chora. Miałam dwanaście lat, a
musiałam spełniać rolę matki. Byłyśmy biedne. Rodzice pili na umór nie martwiąc
się, czy mamy co jeść i w co się ubrać. Zbierałam złom, żeby zarobić na
jedzenie dla nas. Chodziłam do opieki społecznej, żeby wyżebrać odżywki dla
dziecka, mleko w proszku czy pampersy. To było bardzo upokarzające – rozpłakała
się. – Tacy ludzie jakimi byli moi rodzice, nigdy nie powinni mieć dzieci.
Czasami myślałam, że o wiele lepiej byłoby nam w domu dziecka niż przy nich.
-
Skończyła pani jakąś szkołę?
-
Skończyłam liceum gastronomiczne w Katowicach. Mam maturę. Obecnie studiuję
zaocznie w Szkole Bankowej. Jestem na drugim roku.
- Mam tu
opinię dyrektorki szkoły, do której uczęszcza siostra i opinię jej
wychowawczyni. Obie są bardzo pochlebne. Mówią, że dziecko przychodzi do szkoły
schludnie ubrane i czyste, przygotowane do zajęć i zaopatrzone w drugie
śniadanie. Nie ma więc tu żadnych oznak zaniedbania.
- Proszę
sądu, ja przysięgłam sobie uciekając z domu, że zrobię wszystko, co w mojej mocy,
żeby ona miała szczęśliwe dzieciństwo. Ona musiała zapomnieć o tych
okropnościach, które obie przeżyłyśmy. Myślę, że mi się to udało.
-
Posłuchajmy teraz rozmowy z psychologiem.
Pokazano przytulny pokój i Luśkę siedzącą przy
stoliku, a obok kobietę, która rozmawiała z nią cicho.
- Jak się
nazywasz?
- Alicja
Szulc.
- Ile
masz lat?
- Osiem i
siedem miesięcy. Chodzę już do trzeciej klasy – powiedziała mała z dumą.
- A skąd
przyjechałyście do Gdańska?
- Z
Katowic, ale my uciekłyśmy proszę pani.
-
Uciekłyście? Dlaczego?
- Bo nasi
rodzice byli niedobrzy. Ciągle pili, a nas wyrzucali z domu. Bili nas i nie
dawali nam jeść. Musiałyśmy zbierać puszki i makulaturę i same zarobić na
jedzenie.
- My? To
znaczy ty i…
- Moja
siostra, Ludka. Ona jest mądra i dba o mnie nie tak jak mama. Bardzo ją kocham,
bo jest najlepszą siostrą na świecie. Ona myśli, że ja jestem jeszcze dzieckiem
i niewiele rozumiem, ale ja przecież wiem, że to dla mnie pracuje tak ciężko.
Od dwóch lat nigdzie nie wyjeżdżała, nie odpoczęła, za to mnie już cztery razy
wysłała na kolonie i raz na zimowisko. W tym roku byłam w Niemczech, a ona
nigdy nie była za granicą – pochwaliła się.
- Pani w
szkole mówi, że jesteś wzorową uczennicą.
Twarz Luśki rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.
- Bardzo
lubię szkołę. Lubię się uczyć i dużo czytać. Uczę się też angielskiego, bo
Ludka mówi, że dobrze jest znać języki.
-
Wystarczy – sędzina oderwała wzrok od monitora. – Myślę, że mamy już jasność.
Pani Szulc, chcę tylko powiedzieć, że życzyłabym sobie wiele takich spraw jak
ta. Spraw, które nie budzą najmniejszych wątpliwości i tak bardzo ułatwiają
podjęcie decyzji. Siostra zostaje przy pani. Stosowne orzeczenie zostanie
przesłane pani na adres domowy. A tak już zupełnie prywatnie powiem, że bardzo
panią podziwiam za odwagę, determinację i wielkie serce. Życzę i pani i
siostrze szczęścia. Zamykam rozprawę.
Po twarzy Ludki toczyły się prawdziwe potoki
łez. Nie potrafiła zapanować nad wzruszeniem. Z twarzą czerwoną od płaczu
wyszła na korytarz. Mateusz zobaczywszy ją w takim stanie był przerażony.
-
Kochanie, co się stało? Zabierają ci Lusię?
- Nie…,
wszystko w najlepszym porządku. Zostaje ze mną, a ten płacz, to emocje, które
ze mnie teraz wychodzą.
Na korytarz w towarzystwie pani psycholog wyszła
Lusia i podbiegła do Ludki. Ta przykucnęła i przytuliła siostrę mocno.
- Byłaś
bardzo dzielna kochanie, bardzo dzielna… Wracajmy do domu.
- A może
nie do domu? Może powinnyście to wszystko odreagować? Jeśli się zgodzicie, to
porwę was na pyszne lody z bitą śmietaną, a po nich na spacer po parku. Należy
wam się oddech – zaproponował Mateusz.
- Ludka,
ja chcę na lody. Zgódź się, co…?
- Ach, wy
to wiecie jakich użyć argumentów, żeby mnie przekonać i wiecie, że nie jestem w
stanie wam niczego odmówić. Jedźmy na te lody. Sama nabrałam na nie ochoty.
Wracali. Ten dzień spędzili bardzo przyjemnie
mimo rozprawy w sądzie. Już z daleka zauważyli spory tłum przed kamienicą.
- To
chyba nie kolejka po pierogi? Coś musiało się stać.
Mateusz zaparkował, a Ludka pośpiesznie wysiadła
z samochodu. Zauważyła Karską i podbiegła do niej.
- Pani
Basiu, co się dzieje? – Karska odwróciła się do niej.
- Nic
dobrego moje dziecko, nic dobrego… Pani Wiśniewska, ta z pierwszego piętra
zasłabła. Teraz jest u niej pogotowie. To chyba coś z sercem, bo od dawna
uskarżała się na nie. Nie wiem czy ona to przeżyje. Ma już przecież
dziewięćdziesiąt dwa lata. Wanda zadzwoniła po jej córkę, bo kiedyś ta dała jej
swój numer telefonu.
- Mam
nadzieję, że wszystko dobrze się skończy…
Ludka wróciła do samochodu i wyłuszczyła
Mateuszowi sytuację. Ledwie skończyła mówić w drzwiach pokazała się tęga,
zapłakana kobieta. Podeszła do Karskiej.
- Mama
nie żyje pani Basiu. Jak tylko ją pochowamy, zaczniemy opróżniać mieszkanie.
-
Spokojnie droga pani, – Karska pogładziła jej ramię – nie ma pośpiechu. Bardzo
pani współczuję. Niezmiernie lubiliśmy mamę, bo mimo wieku zachowała niezwykłą
pogodę ducha.
-
Dziękuję. Wiem, bo często o was opowiadała. Żyjecie tu jak w rodzinie.
Przepraszam, wynoszą ciało. Będę musiała iść. Powiadomię o pogrzebie. Do
widzenia.
Smutny to był widok. Tłum nagle zamilkł, gdy
wyjechały z sieni nosze, na których leżała pani Wiśniewska zapakowana w biały
worek. Ludce było jej bardzo żal. Kobieta była niedołężna i nigdzie nie wychodziła.
Ludka zaglądała do niej czasem przynosząc jej porcję gorących pierogów z mięsem
i boczkiem, które ta najbardziej lubiła. Ot życie…
Wrzesień się kończył. Mateusz od pierwszego
października zaczynał pracę w firmie rodziców. Na szczęście firma miała swoją
siedzibę bardzo blisko Ogarnej na Amundsena i to było dla Mateusza bardzo
pocieszające. Za to Ludce przybyło obowiązków, bo już bez niego musiała sobie
poradzić, a poza tym i ona zaczynała rok akademicki.
Na początku października przyszła do niej Karska
z pewną propozycją.
- Córka
Wiśniewskiej zdała mi dzisiaj klucze. Pomyślałam, że może chciałabyś się
przenieść na większe mieszkanie. Czynsz jest tylko o dwieście złotych wyższy
niż tutaj, a tam masz do dyspozycji trzy wielkie pokoje. Mogłabyś spokojnie
urządzić pokój dla Lusi, swoją sypialnię i salon. Kuchnia jest trzy razy większa
niż twoja. Jak chcesz, to pokażę ci. Oczywiście mieszkanie trzeba by było
odświeżyć, bo nie było malowane od lat, ale przecież poradziłabyś sobie. No i
to pierwsze piętro, a nie trzecie. Na twoje ma zakusy Ewa. Chce się
usamodzielnić i nie siedzieć wciąż na karku rodzicom. Płacisz jej tyle, że jak
sama mi mówiła, stać ją na wynajęcie kawalerki. Co ty na to?
- Trochę
mnie pani zaskoczyła pani Basiu, ale ma pani rację. Luśka rośnie i powinna mieć
swój własny pokój. Bardzo ciekawa jestem tego mieszkania, bo nie wchodziłam do
niego dalej jak do przedpokoju.
Zeszły na piętro i Karska otworzyła drzwi.
Mieszkanie było ogromne. Z przedpokoju prowadziły odrębnie drzwi do pokoi i
żaden z nich nie był przechodni. Kuchnia była bardzo duża. Oczami wyobraźni Ludka
widziała spory stół, przy którym można normalnie usiąść i zjeść posiłek.
Mieszkanie istotnie wymagało remontu i to generalnego, ale nie bała się go.
Teraz stać ją było na wynajęcie solidnych fachowców, którzy doprowadziliby to
miejsce do stanu używalności.
- Biorę
pani Basiu. Od jutra zacznę szukać jakiejś firmy remontowej. Zmienię kafelki i
w kuchni i w łazience. Położę nowe podłogi. Ileż tu przestrzeni. Teraz jak nie
ma tu w ogóle mebli wydaje się ogromna, prawda?
Była tak podekscytowana, że wróciwszy do swojego
mieszkania zadzwoniła do Mateusza.
- Bardzo
chciałabym, żebyś obejrzał to mieszkanie i może coś doradził.
- Będę o
piętnastej trzydzieści i najpierw zamawiam porcję pierogów, bo na pewno będę
głodny.
-
Załatwione. Czekam na ciebie.
Po południu oglądali mieszkanie wspólnie.
Mateusz twierdził, że ono ma naprawdę spory potencjał i można je genialnie
urządzić.
- Jak
chcesz, to jutro możemy pojechać i obejrzeć płytki. Teraz mają ogromny wybór.
Tu najlepsze by były takie ogromne kafle. To ma też dodatkową zaletę, bo kładą
się błyskawicznie. Łazienka jest taka wielka, że spokojnie oprócz wanny może
stanąć brodzik. Sam układ mieszkania rewelacyjny, a ten najmniejszy pokój
idealny dla Lusi. Jak już wszystko zrobią, będzie naprawdę pięknie.
Nie tracili czasu. Przez kolejne dwa tygodnie
jeździli i zamawiali potrzebne materiały. Ludka postanowiła wymienić drzwi na
bardziej nowoczesne i to nie tylko te zewnętrzne, ale i te od pokoi. Wybrała
kolory ścian łagodne, pastelowe. Generalnie wszystko miało być nowe łącznie z
piecami gazowymi, armaturą i wymianą rur. Taką też umowę zawarła z ekipą, która
miała wykonać remont.
Wydała mnóstwo pieniędzy, ale wiedziała, że to
jest inwestycja na lata, inwestycja w przyszłość swoją i Lusi.
Musiała przyznać, że ludzie z firmy spisali się
doskonale. Wszystko było bardzo dopracowane i nie odstawiono fuszerki. Teraz
mogła się skupić na kupowaniu mebli i urządzaniu przytulnego pokoju dla Lusi.
Mała sama wybrała sobie mebelki i Ludka musiała przyznać, że ma naprawdę niezły
gust, bo jej samej też się podobały.
Wkrótce opróżniała stare mieszkanie, bo Ewa
chciała przywieźć własne meble.
Święta spędzała już na nowym miejscu. Jak zwykle
na wigilii obecna była Karska i Wanda z Władkiem. Mateusz wigilię spędzał z
rodzicami, ale dwa świąteczne dni z Ludką i Lusią.
Życie zdecydowanie przyhamowało. Kolejna sesja,
urodziny i znowu sesja i Mateusz zawsze wierny, wciąż trwający przy niej i
kochający ją bez pamięci.
Wyszła z budynku szkoły uśmiechnięta i
szczęśliwa. Na parkingu zauważyła swojego chłopaka z ogromnym bukietem róż i
Lusię, już prawie dwunastolatkę dzierżącą w dłoni bukiecik stokrotek. Podeszła
do nich mocno zaskoczona.
- A co wy
tu robicie?
- Nie
mogliśmy nie przyjść i pogratulować ci – Mateusz już całował jej usta. – Jestem
pewien, że obroniłaś się celująco. Gratuluję.
- Ja też
– Lusia przylgnęła do niej. – Jaki stopień dostałaś?
- Piątkę
i jestem bardzo szczęśliwa. Koniecznie trzeba to uczcić. Zapraszam was na
pyszny obiad, a po nim na spacer plażą.
Szli brzegiem czule objęci, a Lusia biegła przed
nimi schylając się co chwilę i zbierając drobne muszelki.
Ludka popatrzyła na nią z miłością. Nawet nie
zauważyła, kiedy jej mała siostrzyczka tak wyrosła. Właśnie skończyła piątą
klasę i już drugi raz przyniosła do domu świadectwo z czerwonym
paskiem. Czy mogłyby to wszystko osiągnąć, gdyby zostały w Katowicach? Była
pewna, że Lusia zdemoralizowałaby się wcześniej czy później, a ona sama być
może skończyłaby jak Zosia Głowacka pozostawiona sama sobie i z małym
dzieckiem. Podniosła głowę i spojrzała w utkwione w siebie oczy Mateusza.
Przytuliła się mocniej do niego.
- Jestem
szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Kocham cię.
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńrozczulająca jest mała Lusia i wcale się nie dziwię, że Ludka się popłakała w trakcie jej rozmowy z panią psycholog. Dorosłym się wydaje, że dzieci nic nie widzą i nic nie rozumieją, bo są zbyt małe i "głupiutkie". Prawda jak widać jest inna. Lusia doskonale pamięta jak było w "domu rodzinnym", pamięta "mamę" i jej postępowanie oraz bardzo dobrze rozumie co dla niej robi jej siostra i jak ciężko pracuje na to co teraz mają:) W Ludce ma bardzo dobry wzór do naśladowania. Jest z niej mała mądrala:) Ludka przynajmniej nie musi się teraz martwić o ich dalsze losy. Już będą razem i nikt i nic ich nie rozdzieli:) Mateusz stoi przy niej murem przez cały czas. Takie wsparcie jest na pewno nieocenioną pomocą dla Ludki. Czas szybko leci i jak widać we trójkę tworzą fajną "rodzinkę". Może Mateusz wreszcie zdobędzie się na odwagę i poprosi Ludkę o rękę:) Przecież Ludka już przyznała się do swoich uczuć, a on ją też kocha:) Ponadto dziewczyny mają dość duże mieszkanie i z pewnością znajdzie się tam miejsce dla jeszcze co najmniej jednej osoby:) Do dzieła, to nic nie boli:) Fajnie, że wreszcie życie Ludki troszeczkę wyhamowało i ma w końcu czas również dla siebie i dla miłości:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na następny ruch przede wszystkim Mateusza:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam moc uścisków:)
p.s. muszę się przyznać, że dostaję chyba owsików jeśli chodzi o kolejne opowiadanie:) Ciężko się doczekać, tym bardziej, że jedna z czytelniczek (chyba Sherlock Holmes?) dopatrzyła się czegoś bardzo ciekawego jeśli chodzi o tę Twoją niespodziankę:) Buziaki:)
Gaja
Podobnie jak Gaja ja również nie mogę doczekać się kolejnego czwartku.Oby nie było rozczarowania. Mam rozumieć, że kolejny wpis w niedzielę?
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania to dość długo trwało zakochiwanie się Ludki. Chyba ponad cztery lata. Ale w końcu zdecydowała się powiedzieć co czuje. Brawo też za studia. Teraz już nic nie szkodzi na przeszkodzie na takie prawdziwe bycie razem. Zwłaszcza, że mieszkanie też jest. Chociaż przypuszczam, że długo tam mieszkać rodzeństwo już nie będzie. Ciągle nic o rodzicach Mateusza. Nie ukrywam, że to mnie najbardziej ciekawi.
Co do Lusi jeszcze to równie dzielna i zdolna jak jej starsza siostra. I chwała jej za to.
Pozdrawiam miło.
Gaja, RanczUla
UsuńOstatni rozdział opowiadania w niedzielę, a w następny czwartek będę publikować moją niespodziankę dla Was z okazji miliona wejść na blog. Szkoda, że nie zgrało się to w czasie, ale kto mógł przewidzieć...? To dlatego pośpieszam z tym opowiadaniem, bo od czwartku wracam do poprzedniego schematu i będę publikować co tydzień.
Ta historia dobiega końca. To nie jest tak, że Ludka zakochiwała się w Mateuszu przez cztery lata. Jest w nim zakochana od dawna. Gdyby było inaczej, czy wytrzymaliby ze sobą tak długo? Rodzice chłopaka pojawią się w ostatniej części i choć tego nie pisałam oni poznali już Ludkę i wiedzą z kim się prowadza ich syn.
Co do Lusi, to wreszcie jej sytuacja prawna została wyprostowana i teraz wszystko jest tak jak być powinno. Jak widać dziewczynka bardzo docenia to, co robi dla niej starsza siostra i szanuje ją za jej poświęcenie. Dzieci szybko dojrzewają a zwłaszcza takie, których dzieciństwo nie jest szczęśliwe. Są mądrzejsze doświadczeniami życiowymi od swoich rówieśników i to tylko my dorośli nie wiedzieć czemu uważamy, że one są za małe, by cokolwiek rozumieć. Mała dała prawdziwy popis w sądzie i chyba rozwiała wszelkie wątpliwości sędziny.
Jakby na to nie patrzeć wielkimi krokami zbliża się happy end. Zapraszam więc Was w niedzielę.
Pozdrawiam obie najserdeczniej. Buziaki. :)
Lusia to bardzo mądra dziewczynka. Powiedziała w sądzie to co trzeba. Zaskoczyła przy tym innych. Myśleli ,że mimo niewielu lat nie będzie wiedziała co działo się w domu? Jak wyglądało poprzednie życie jej i siostry? Na szczęście mała została na stałe z siostrą. Przeprowadzili się do nowego mieszkania. Urządzają je ,a Mateusz myślę ,że niedługo zdobędzie się na kolejny krok i oświadczy się Ludce. W końcu są ze sobą już długo.Oboje się kochają, chodź jej długo zajęło przyznanie się do uczuć. Cieszę się ,że wszystko zmierza do szczęśliwego finału.Świetne dwa rozdziały, bo dopiero dziś czytałam poprzedni.Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńMateusz wszelkie decyzje dotyczące ich obojga podejmie w ostatnim rozdziale. Ma być szczęśliwy finał i będzie, to mogę obiecać. Na razie budują swoje małe szczęście i wiją gniazdko.
Bardzo dziękuję za komentarz i zapraszam Cię na jutrzejszy, ostatni rozdział..
Pozdrawiam. :)