ROZDZIAŁ
3
Dwa tygodnie po tej rozmowie obudziła się
ze złymi przeczuciami. Podreptała do kuchni, w której Leszek szykował sobie
kanapki do pracy i termos z kawą. Było kilkanaście minut po czwartej. Podszedł
do niej i przytulił ją mocno całując w skroń.
-
Jest bardzo wcześnie skarbie. Nie możesz spać?
-
Mam jakieś dziwne wrażenie, że coś niedobrego się wydarzy. Boję się… Nie płyń
dzisiaj. Zapowiadali znowu sztorm. Jeśli coś ci się stanie, to nie wiem, jak
sobie poradzę… - dokończyła drżącym głosem. Po jej policzkach płynęły łzy.
-
Głuptasku ty mój. Nawet jakby się coś stało to wpław przypłynę do ciebie. Kuter
ma się dobrze, bo go wyremontowałem, co miałoby się stać? Już niejeden sztorm
przeżyłem. Będzie dobrze. Ani się obejrzysz jak będę z powrotem. To już
ostatnie łowienie w tym sezonie. Od jutra jestem cały twój. Przysięgam –
pochylił się i przylgnął do jej ust. – Jesteś miłością mojego życia. Kocham cię
tak, że aż serce boli. Nie ma takiej opcji, że miałbym nie wrócić. Głowa do
góry. Uśmiechnij się do mnie i nie płacz, bo nic mi nie grozi.
Chciała mu wierzyć, naprawdę chciała mu
wierzyć, ale nie potrafiła pozbyć się tych złych przeczuć, które nią
zawładnęły.
Nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Było
już po dwunastej a Leszek nie wracał. Wielokrotnie wybierała numer jego
komórki, ale nie odbierał. W końcu zadzwoniła do kapitanatu portu pytając czy
kuter Leszka Strzeleckiego wrócił. Dyspozytor poinformował ją, że ponad dwie
godziny temu nadano z tego kutra sygnał SOS i podano współrzędne, ale dwa kutry
patrolowe, które wypłynęły natychmiast po zgłoszeniu nie znalazły w miejscu
określonym współrzędnymi tej jednostki.
-
Poszukiwania nadal trwają. Proszę się uzbroić w cierpliwość, bo przy takiej
fali i silnym wietrze jest bardzo prawdopodobne, że dryfują w zupełnie innym
kierunku.
-
Pan żartuje? Jak ja mogę być spokojna i uzbroić się w cierpliwość kiedy mój mąż
być może tonie? Wsiadam w samochód i zaraz tam u was będę.
Ten człowiek jeszcze bardziej podniósł jej
ciśnienie. Czuła każdą komórką swojego ciała, że ten dzień nie skończy się
dobrze. – Nie myśl o najgorszym. Leszek,
to doświadczony rybak. Nie z takich opresji wychodził. Obiecał mi przecież, że
nawet wpław wróci do mnie – starając się myśleć pozytywnie ubierała się
pośpiesznie. Nacisnąwszy wełnianą czapkę na głowę wybiegła z domu. Wiatr był
bardzo silny. Jego nagły podmuch niemal zwalił ją z nóg. Szybko wsiadła do
samochodu i uruchomiła go. Po dwudziestu minutach parkowała przed budynkiem
kapitanatu. Kiedy znalazła się już w dyspozytorni podeszła do człowieka, z
którym prawdopodobnie rozmawiała przez telefon i przedstawiła się.
-
Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? – rzuciła z pretensją. –Przecież mąż
podawał wam mój numer telefonu.
- To
prawda, ale sądziliśmy, że prędko go odnajdziemy. Chwalił się, że spodziewacie
się dziecka. Nie chcieliśmy pani denerwować…
- I
tak jestem zdenerwowana. Są jakieś wieści?
-
Wciąż szukają. Napije się pani kawy? Proszę sobie tu spocząć – nalał do kubka
czarnego płynu i podał jej. Trzęsły jej się ręce. Parzyła sobie usta i nie
mogła przestać płakać. Modliła się w myślach, żeby ten koszmar okazał się tylko
złym snem.
-
Nie możecie wysłać śmigłowca? Może on miałby większe szanse odnaleźć kuter?
-
Już dzwoniliśmy po śmigłowiec do Urzędu Morskiego w Gdyni. Tylko oni dysponują
śmigłowcem ratunkowym. Niestety warunki są takie, że nie może wystartować. Póki
co musimy polegać tylko na naszych dwóch kutrach. Jestem przekonany, że w końcu
go znajdą. Proszę być dobrej myśli.
Nie była. Jej myśli produkowały najczarniejszy
scenariusz. - A jeśli okaże się, że nie
przeżył tego sztormu? A jak utonął i nie znajdą ciała? Co z Walusiem? Przecież
płynęli we dwójkę jak zawsze. – Straciła poczucie czasu. Kutry wciąż
patrolowały spory akwen, ale nic nie znalazły. Było już dobrze po dwudziestej
pierwszej, gdy odezwał się szyper jednego z kutrów rybackich. Poinformował, że
na falochronie mniej więcej na wysokości Karwii rozbił się jakiś kuter. Nie mógł
niestety odczytać ani numeru ani skrótu portu, bo kuter unosi się na falach do
góry dnem. Dyspozytor natychmiast skierował kutry patrolowe w tym kierunku.
-
Jeśli to on, to dość daleko go zniosło, jakby nie miał kontroli nad sterem.
Po kolejnych dwóch godzinach zameldowano,
że kuter już obrócono.
- W
sterówce znaleźliśmy ciało szypra. Jest przypięty do koła sterowego.
Najwyraźniej próbował się odpiąć, ale mu się nie udało. To Leszek Strzelecki.
Walentego Michalskiego nie zlokalizowaliśmy. Prawdopodobnie zmyło go z pokładu.
Ula już tego nie słyszała. Osunęła się
nieprzytomna na podłogę. Dyspozytor natychmiast wezwał pogotowie. Długo
próbowano ją docucić. Kiedy wreszcie odzyskała przytomność chciano ją zabrać do
szpitala, ale się nie zgodziła. Podano jej więc tylko zastrzyk na złagodzenie
skutków szoku. Powoli dochodziła do siebie. Wciąż nie mogła uwierzyć w tę
śmierć. Tydzień temu byli na USG i dowiedzieli się, że będą mieli córeczkę.
Leszek aż się popłakał ze szczęścia. A teraz? Teraz nie będzie przy jej
narodzinach, nie usłyszy jej pierwszego krzyku, nie przytuli… Jak ona ma dalej
żyć? Bez niego? To takie nierzeczywiste. To jak okrutny klaps od losu. On miał
przecież przeżyć z nią życie, wychować dzieci i zestarzeć się wraz z nią.
Nad ranem przypłynęły oba kutry patrolowe.
Na nabrzeżu stały dwie jednostki pogotowia ratunkowego. Nie rozumiała, dlaczego
dwie karetki. Wraz z dyspozytorem zeszła na nabrzeże. Widziała jak wynoszą
nosze i nie mogła powstrzymać szlochu. Już na miejscu dyspozytor przedstawił ją
lekarzowi i ekipie ratowniczej.
- To pani Strzelecka, żona szypra. Pokażcie
jej ciało.
Odsunięto zamek plastikowego worka. To był
dla niej najcięższy moment. Leszek był bardzo siny, ale wyglądał jakby spał.
Podeszła bliżej i przytuliła jego głowę do piersi.
-
Dlaczego mi to zrobiłeś kochanie? To przecież miał być twój ostatni dzień.
Obiecałeś mi, że będzie wszystko w porządku. Jak ja mam teraz żyć? – szlochała
głośno nie mogąc opanować dygotu. Podszedł do niej lekarz i zaproponował środek
uspokajający.
-
Jest pani kompletnie roztrzęsiona. To może zaszkodzić dziecku. Mężowi już nie
jesteśmy w stanie pomóc, ale pani tej pomocy potrzebuje. Ja muszę zrobić
obdukcję. To konieczność. Potem zawieziemy ciało do kostnicy. To przy
Żeromskiego trzydzieści dwa.
-
Nie zgadzam się na sekcję zwłok – wyrzuciła z siebie. – Nie pozwolę go kroić.
-
Spokojnie. Nie będzie sekcji zwłok. Przyczyną zgonu jest ewidentnie utonięcie.
Nie musimy go kroić.
Ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się.
Przed nią stał Nikodem Szymczyk i kilku innych rybaków. Paru z nich poznała
osobiście. Już wiedzieli o całej tragedii.
-
Tak strasznie nam przykro Ula – Nikodem miał łzy w oczach. – On był najlepszym
rybakiem tutaj. Nikt z nas nie spodziewał się takiej tragedii. - Przytuliła się
do niego i rozpłakała się głośno. – Pamiętaj, że nie jesteś sama. Pomożemy ci.
Wszyscy tutaj bardzo go lubiliśmy. Lubiliśmy ich obu. Nie wiem, czy
kiedykolwiek Waluś się odnajdzie. Są tu jego rodzice. Dopiero teraz ich
powiadomiono. Dokąd zabierają Leszka?
- Do
kostnicy. Tam będę mogła załatwić pochówek. Nie wiem czy dam radę. Lecę z nóg.
Siedzę tu od trzynastej.
-
Przyjechałaś samochodem?
-
Tak… Stoi na parkingu.
-
Odwiozę cię. Po drodze wstąpimy po Jankę.
Zastrzyk najwyraźniej zaczął działać, bo
Ula stała się apatyczna i senna. Nikodem pomógł jej wsiąść do samochodu.
Przysypiała i ledwie zarejestrowała obecność w nim żony Nikodema. Obudziła się
dopiero późnym wieczorem i gdy uświadomiła sobie, że już nigdy nie zobaczy
swojego męża, że już nigdy nie przytuli się do niego, rozpaczliwie się
rozpłakała. Janka usłyszawszy jej płacz weszła do sypialni i przysiadła na
łóżku obejmując ją mocno.
-
Wypłacz się, może to trochę ci ulży… Zrobię ci coś do jedzenia i mocną kawę.
Zaraz poczujesz się lepiej.
-
Nie, nie. Tylko kawę. Nie jestem w stanie nic przełknąć. Gdzie Nikodem?
-
Wziął twój samochód. Miał pojechać jeszcze do portu i do kostnicy zorientować
się, kiedy można będzie pochować Leszka. Powinien już wrócić…
Rzeczywiście wrócił wkrótce. Usiadł przy
kuchennym stole i z troską popatrzył na Ulę.
-
Jak się czujesz?
-
Jakbym nie żyła. Wciąż mam nadzieję, że przejdzie przez te drzwi z tym swoim
zawadiackim uśmiechem – kolejny raz popłynęły jej łzy po policzkach.
-
Zrobiliśmy wśród chłopaków zrzutkę. To żadna jałmużna. Zawsze tak robimy, kiedy
któryś z nas zginie – położył dość grubą kopertę na stół. – Taką samą dostaną
rodzice Walusia. Przyholowali kuter. Nawet nie jest bardzo zniszczony. Ma
niewielką dziurę w burcie, bo fale rzuciły go na falochron. Wcześniej musiał
obrócić się do góry dnem. Gdyby nie to, być może Leszek by przeżył. Z żywiołem
nie wygrasz – rzucił filozoficznie. – Jest jeden chętny, żeby odkupić od ciebie
ten kuter. Daje dziesięć tysięcy euro. To niezła cena Ula wziąwszy pod uwagę,
że to stara łajba tyle, że po remoncie. No chyba, że chcesz go zatrzymać.
- A
na co mi on? Już zawsze kojarzyłby mi się ze śmiercią Leszka.
-
Lechu był ubezpieczony na dość wysoką sumę, ale na wypłatę będziesz musiała
zaczekać. Powinnaś poszukać polisy tu w domu. Kuter też był ubezpieczony, ale
nie mam pojęcia na ile. Jutro rano zawiozę cię do kostnicy. Musisz zabrać mu
jakieś ubranie, żeby można go było pochować. Dowiedziałem się, że na miejscu
załatwiają też kwiaty i trumnę. Jutro pojedziemy także na cmentarz, bo trzeba
wykupić miejsce pochówku.
-
Nie trzeba. Leszek miał wykupione miejsce obok swoich rodziców. Mam na to
papiery. Był przewidujący. Nawet niedawno załatwiał coś u tutejszego
notariusza, ale nie mam pojęcia co, bo nie chciał mi powiedzieć.
-
Testament. Jestem pewien, że testament. Podjedziemy do tego prawnika i dowiemy
się. Nie wiem, czy możemy zostawić cię na noc samą. Dasz sobie radę?
-
Będę musiała. Noszę przecież jego dziecko więc nie zrobię nic głupiego. Bez
obawy. Weźcie samochód, bo nie chcę, żebyście taki kawał szli pieszo. Jutro po
prostu przyjedziesz po mnie. Muszę porozmawiać z tatą i może z Maćkiem.
-
Maćka mnie zostaw i skup się na tacie. Zbieramy się. Będę rano o dziewiątej.
Ciężko jej szła ta rozmowa z ojcem, bo
przez ciągły płacz Cieplak niewiele zrozumiał.
- Prawdopodobnie
przyjedzie tu Maciek. Zabierz się z nim. Potrzebuję was obu. Jestem bliska
załamania nerwowego. Przyjedźcie jak najszybciej.
Następnego dnia załatwiwszy sprawy w
kostnicy i na cmentarzu podjechali do notariusza. Ula nie do końca była przekonana,
czy chodzi o testament, ale Nikodem z dużą pewnością powiedział, że każdy z
rybaków załatwia takie rzeczy nie czekając na starość.
- Ta
robota jest bardzo niebezpieczna. Wypływasz w morze i nigdy nie wiadomo, czy
wrócisz, bo warunki pogodowe mogą zmieniać się jak w kalejdoskopie. Nasze
rodziny muszą być zabezpieczone. Leszek dopóki był sam nie zawracał sobie tym
głowy. Teraz był mężem, za chwilę miał zostać ojcem i spisanie testamentu stało
się sprawą priorytetową.
Notariusz potwierdził słowa Nikodema. Ze
sporego sejfu wyjął dużą, szarą, zalakowaną kopertę. Złamał pieczęć i z jej
wnętrza wyciągnął kolejną kopertę tym razem białą, którą wręczył Uli i sam
testament. Na kopercie widniał napis „Do mojej kochanej żony”. Nie miała siły
czytać teraz tego listu. Chciała go odczytać w samotności jakby przeczuwała, że
będzie to coś bardzo osobistego.
Notariusz rozpostarł testament i odczytał
jego treść. Wynikało z niej, że dom i grunt stają się własnością Uli. Również
koncesja na agroturystykę zostaje przepisana na nią. Nie miała pojęcia, że
Leszek założył dodatkowe konto z myślą o swojej córce, chociaż przecież nie
miał pojęcia, czy poród przebiegnie pomyślnie. Okazało się, że konto na kwotę
dziesięciu tysięcy złotych zostało założone dzień po badaniu USG. Ula
usłyszawszy to rozpłakała się. Jak tylko wyszli z przychodni Leszek bardzo
nalegał, żeby zdecydowali się na imię dziecka. Chciał wiedzieć. Właściwie to
sam zaproponował imię Agata, a Ula się zgodziła, bo i jej to imię przypadło do
gustu. On pomyślał dosłownie o wszystkim. Zabezpieczył i ją i dziecko. Działał
tak jakby świat miał skończyć się jutro. Dla niego skończył się zdecydowanie za
wcześnie. Odszedł zbyt młodo, odszedł w momencie, kiedy wreszcie zaczynały
spełniać się jego marzenia. To takie niesprawiedliwe. Nie nacieszyli się sobą.
On miał żyć dla niej i dla Agaty. Miał spełnić się jako mąż i ojciec. Dlaczego
jej nie posłuchał? Dlaczego zbagatelizował jej przeczucia? Tego już nigdy się
nie dowie. Od notariusza wyszła przygnębiona. Jeszcze musiała załatwić sprawę
polisy, którą znalazła bez trudu, bo Leszek miał idealny porządek w
dokumentach. Wróciła do domu kompletnie wyczerpana. Na miejscu zastała Jankę,
która zadbała o obiad, ale nie miała apetytu. Nikodem mocno zgłodniał więc nie
żałował sobie. Ona ledwie skubnęła.
Szymczykowie pojechali późnym popołudniem.
Nikodem obiecał dopilnować sprawę sprzedaży kutra. Po ich wyjściu Ula zaszyła
się w małżeńskiej sypialni i otworzyła białą kopertę.
Jakie straszne doświadczenie. Widok worka a w nim Leszka, aż mnie ciarki przeszły. To i tak cud, że Ulka nie zemdlała. Bardzo smutny rozdział. Chociaż muszę stwierdzić, że po poprzednich częściach właśnie tego się spodziewałam, że on utonie, ale nie wiedziałam, że to będzie takie okropne. Pozdrawiam Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńKażda śmierć jest okropna. Ja starałam się opisać ją w dość łagodny sposób o ile łagodnie można coś takiego opisać. Przygotowuję Was na nią i wiecie, że zdarzy się coś strasznego. Ula oglądając ciało męża jest pod wpływem zastrzyku uspokajającego, który dostała po omdleniu w kapitanacie. Tylko dlatego jakoś się trzyma.
Dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
O jejku. Bardzo przykre doświadczenie. Zwłaszcza dla kobiety w ciąży. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDoświadczenia wręcz traumatyczne, ale i takie opisuję w swoich historiach. Za to kończę zawsze szczęśliwie. :
UsuńPozdrawiam i pięknie dziękuję za wpis. :)
Większość lubi widok i dźwięki morza. Najczęściej kojarzy nam się z wschodami lub zachodami słońca. To takie romantyczne. A tutaj morze okazało się żywiołem bezwzględnym i okrutnym. Pokazało, że z wodą nie ma przelewek. Na zawsze zabrało Walusia. W przypadku Leszka chociaż oddało jego ciało. Współczuję Uli i rodzinie Walusia. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńMnie też morze urzeka i mami. Mogłabym godzinami wgapiać się w horyzont, ale przecież to też kupa potencjalnie groźnej wody. Sztormy nie są dla mięczaków, a i doświadczeni rybacy tracą życie. Z żywiołem jeszcze nikt nie wygrał.
Dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Wiemy już jak zmarł, a w zasadzie zginął Leszek. Śmierć to straszne uczucie dla każdego, więc dla Uli też. Ciężko będzie się jej pozbierać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Ann
UsuńUla będzie musiała się pozbierać, bo za chwilę ma urodzić dziecko i stać się dla niego matką i ojcem w jednym. Będzie ciężko, ale da radę.
Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)
Strasznie smutna część. Tak jak Leszek utonął w morzu tak moje oczy utonęły we łzach. Biedna Ula teraz będzie musiała sama sobie ze wszystkim poradzić. Ciekawe co jest napisane w liście, który zostawił jej Leszek.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejne części będą już weselsze.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Julita
UsuńNastępny rozdział będzie bardzo emocjonalny, więc przygotuj sobie paczkę chusteczek. Tak tylko uprzedzam na wszelki wypadek. Kolejna część zaczyna się właśnie listem, który Uli zostawił Leszek i będzie to raczej smutna część.
Pozdrawiam najserdeczniej i dziękuję za wpis. :)
Jeśli Ulka przeżyła coś tak okropnego, to już nic nie jest jej w stanie załamać. Dużo zrzuciłaś na jej barki. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńMasz rację. Ula to twarda kobieta, chociaż swoją rozpacz musi przeżyć i uporać się z nią. Da radę.
Pozdrawiam najserdeczniej i dziękuję za komentarz. :)
Niezmiennie zadziwia i zaskakuje mnie ludzka solidarność, chociaż tak nie powinno być. Przecież pomaganie sobie w biedzie powinno być standardem i nie powinno nikogo dziwić. Jednak jak jest w rzeczywistości niejedna osoba mogła się przekonać na własnej skórze. Nie mówię tutaj o tragedii na wielką skalę, np. ostatnie spustoszenie spowodowane silnymi burzami. Wówczas szybciej potrafimy się zorganizować i staramy się bezinteresownie pomóc. Przy nieszczęściach jednostkowych jest już gorzej. Rewelacyjne są te rodziny rybaków. Sami mają niewiele, a potrafią zrobić zrzutkę dla potrzebującej rodziny. Dbają aby nikt z ich wielkiej rybackiej rodziny nie został pozostawiony sam sobie z nieszczęściem, a przy tym nie są nachalni. Godne naśladowania i podziwu. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńBardzo pięknie i wzruszająco napisane. W dodatku to cała prawda o tych twardych i zarazem bardzo szlachetnych ludziach, dla których ja jestem pełna szacunku podobnie jak dla innych, którzy w wykonywany przez siebie zawód mają wpisane ogromne ryzyko. Rybołówstwo to ciężki kawałek chleba a zagrożenie życia ogromne. To też szczególna społeczność, której członkowie dobrze się znają i wspierają w każdej trudnej sytuacji.
Bardzo Ci dziękuję za ten emocjonalny komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Takich tragedii niestety nie brakuje. Od czasu do czasu coś tam wspomną media, ale tak naprawdę nawet nie zdajemy sobie sprawy ile młodych ludzi ginie w różnego rodzaju wypadkach. Bo choroba to już inna bajka. Ich bliscy zostają i muszą się z tym uporać i żyć dalej. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDokładnie. Wiek nie jest tu bez znaczenia a czasem bywa tak, że młodość nie zdąży nabyć doświadczenia i odchodzi zanim się rozwinie.
UsuńDziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Od początku wiedzieliśmy, że Ulka jest wdową, ale przygnębiająco się zrobiło. I pewnie będzie jeszcze smutniej? Gdzie ten Marek? Nie muszą się od razu kochać, niech się nawet żrą, ale niech Ula przestanie cierpieć z powodu tragicznej śmierci ukochanego męża. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńDobrze wiesz, że to nie tak łatwo przestać cierpieć zwłaszcza, kiedy tak dobrze wszystko się układało. Ula ma podwójne brzemię, bo musi uporać się ze śmiercią Leszka i urodzić zdrowe dziecko.
Marek pojawi się wkrótce.
Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za komentarz. :)
Jak się okazuje nie tylko Ula miała złe przeczucia. Leszek musiał też czuć, że może mu się coś złego stać skoro nawet nadał imię córeczce zaraz po USG. Rzeczywiście działał tak, jakby świat miał się skończyć jutro. Jego zapobiegliwość przydała się. Przynajmniej Ula i Agatka mają jakoś zapewniony byt. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńNawet jeśli Leszek miał złe przeczucia, to warunkiem koniecznym stało się zapewnienie Uli, że nic złego się nie stanie i uspokojenie jej. Nie udało mu się, bo ona czuła przez skórę, że coś się stanie. Poza tym starał się zabezpieczyć rodzinę na wszelki wypadek, bo przecież nigdy nic nie wiadomo co się wydarzy.
Dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Bardzo smutna i przygnębiająca część. Mam nadzieję, że kolejna będzie weselsza. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety kolejna część nie będzie weselsza, bo przecież musimy poznać treść listu Leszka do Uli, a to trochę będzie grało na emocjach.
UsuńDziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńchyba pierwsze co mi przychodzi do głowy po przeczytaniu tego rozdziału, to stare i wyświechtane powiedzenie, że jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach. Leszek był taki pewny, tak zapewniał Ulę, że nic mu się nie stanie, nie jemu, że wróci do niej nawet wpław. No i wrócił, tylko nie w takim stanie w jakim ona i on by chcieli. Złośliwość losu polega też na tym, że kolejnego przyrzeczenia też dotrzymał, był to jego ostatni połów, ale przecież nie o to im chodziło. W takich przypadkach zastanawiam się na co tak naprawdę mamy wpływ w naszym życiu? Czy nasza przyszłość jest zapisana w gwiazdach (tak górnolotnie) i nie można jej zmienić, czy też wszystko co nas spotyka wynika z niezliczonej liczby bezwzględnych przypadków, na które również nie mamy wpływu. A może wręcz odwrotnie, na wszystko mamy wpływ zgodnie z zasadą jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Nigdy się nie dowiemy, czy gdyby Leszek posłuchał żony i nigdzie by się nie wybrał tego dnia, to czy taka decyzja uchroniła by ich rodzinę. Może by się udało do kolejnego sztormu? Bardzo żałuję ich wszystkich. Ulę czeka bardzo ciężki czas. Ale co mają powiedzieć rodzice drugiego rybaka. Ciało Walusia nie zostało odnalezione, nie mogą go nawet pochować. Najgorszy w tym jest brak możliwości pożegnania się z zaginionym synem i trwanie w zawieszeniu dopóki osoba nie zostanie uznana za zmarłą! Trwa bardzo długo, chyba około 10 lat!? I to czekanie dobija. I zapewne do końca życia, wbrew wszystkiemu, niejednokrotnie czeka się z nadzieją, że może jednak przeżył, gdzieś tam jest i żyje i kiedyś wróci. Nie wyobrażam sobie takiego koszmaru dla rodziny, przecież z niepewności można zwariować. Wracając do Uli. Bardzo dobrze się trzyma jak na takie okoliczności. Zastanawiam się czy to wynika z szoku, a jak on minie, to dopiero zrozumie tak naprawdę co się stało i zacznie się załamywać, czy po prostu życie zrobiło z niej prawdziwą twardzielkę? Kiedy ona osiągnęła taką dojrzałość, przecież jest taka młoda? Fantastycznie, że w trudnych chwilach ma wokół siebie oddanych ludzi i to nie tylko rodzinę. Trzymam kciuki za spokój w jej życiu. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaju
UsuńLeszek wcale nie był taki pewny siebie. I on odczuwał niepokój. To miał być ostatni połów w sezonie a pogoda nie wróżyła najlepiej. To wszystko, to jego gadanie, że wróci cały i zdrowy było tylko po to, żeby uspokoić Ulę, utwierdzić w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Na wiele rzeczy mamy wpływ i tylko od naszej zaradności zależy nasze powodzenie i szczęście. Ale na wiele nie mamy wpływu kompletnie, bo są splotem fatalnych przypadków. Gdyby Leszek posłuchał Uli i jej przeczuć a także własnych obaw z całą pewnością żyłby, ale stało się inaczej.
Ula ledwie ogarnia i jest w kompletnej rozsypce. To, że dobrze znosi jego śmierć to tylko pozory. Ma świadomość, że powinna być silna dla dziecka, jednak jeszcze nie złożyła ciała Leszka w grobie a jego śmierć wydaje się jej surrealistyczna.
Dzięki piękne za komentarz. Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Bardzo tajemnicza jest ta sprawa z listem do Uli. Przyniesie ukojenie ran, czy wręcz odwrotnie? Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńWkrótce przeczytacie treść listu. Jest to kumulacja uczuć, przeczuć i emocji. Takie listy nie przynoszą ukojenia a jeszcze większy żal i smutek.
UsuńPozdrawiam pięknie i dziękuję za wpis. :)
Czytanie o śmierci dla mnie osobiście jest bardzo trudne. Wtedy sobie wyobrażam, co by było gdyby w moim życiu zabrakło osób, które kocham. W takich momentach zawsze płaczę. Bardzo dobrze rozumiem Ulę i jej bardzo współczuję. Po tak wielkiej stracie pierwsze dni są najgorsze. Dni, tygodnie, miesiące. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ulaimarek69
Zwykle odczuwamy pustkę i smutek po kimś, kto odszedł. Niestety to jest jedyna rzecz, którą człowiek "musi". Musi umrzeć i nie ustrzeże się przed tym nikt. Płaczemy, rozpaczamy, wspominamy bez końca, ale żyjemy dalej.
UsuńDziękuje za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Strasznie niebezpieczna praca. A my często się zżymamy, że ryby są takie drogie!? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a życia przecież nie można wycenić. Ani tej ciężkiej pracy, ani ponoszonego każdego dnia ryzyka nie powinno się przedstawiać w liczbach, chociaż robi się to nagminnie i znacznie zaniża wartość obu.
UsuńPozdrawiam i pięknie dziękuję za wizytę na blogu. :)
Cała ta sytuacja jest bardzo nieprzyjemna. Ale najgorszy ze wszystkiego jest ten worek. Brrrr!!! Normalnie można oszaleć. Pozdr
OdpowiedzUsuńTo jest nieprzyjemne i szokujące, ale zwykle ciało pakuje się we worek właśnie i tak to przedstawiłam.
UsuńPozdrawiam miło i równie miło dziękuję za wpis. :)
A mnie bardzo interesuje dlaczego Leszek napisał do Uli list? Kiedy to zrobił i co w nim jest zawarte? Z łatwością mogę zrozumieć dlaczego sporządził testament. Uważam, że takie postępowanie świadczy o dojrzałości i o tym jak bardzo nam zależy na spokoju naszych bliskich po naszym odejściu. Dużo prościej jest go sporządzić jak jest u nas wszystko w porządku, nie ma co czekać aż choroba nas dopadnie. Ale dlaczego list? I dlaczego zostawił go u notariusza a nie w domu? Może w kopercie jest też list do córki? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńList, a raczej dwa listy, bo tyle ich będzie zostały napisane przez Leszka przy okazji sporządzania przez notariusza testamentu i były wynikiem jego podświadomych obaw, że gdyby się coś stało i Ula i córka muszą być finansowo zabezpieczone. Teraz, kiedy znał już płeć dziecka i nadał mu imię ten niepokój w nim jeszcze bardziej się nasilił. Miał wypłynąć po raz ostatni a czas nie był dobry podobnie jak warunki pogodowe. Miał pełne prawo się bać nie tylko o swój los, ale i o los najbliższych. To stąd te listy napisane tak, jakby następnego dnia miało skończyć się wszystko. Poza tym u notariusza było łatwiej je napisać niż w domu. Gdzie miałby je schować? A gdyby przeżył i Ula odnalazłaby je?
To trudne pytania, które mógłby sobie zadawać.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)
Czytając o tym jak długo i w miarę cierpliwie Ula czekała na wieści o kutrze jej męża i o nim samym czułam się tak jakbym przy tym była. Prawie odczuwałam jej niepokój i nadzieję, że na pewno wszystko będzie dobrze, bo przecież Leszek jej to obiecał. Nie dziwię się, że zemdlała po usłyszeniu, że znaleźli ciało jej męża. Ta wiadomość odarła ją ze wszystkich złudzeń. Chociaż chyba tą przysłowiową kropką nad i było zobaczenie na własne oczy Leszka. Niewyobrażalne cierpienie. Ciężko się czytało o takiej traumie. Czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że już nieco milszy i dla nas i dla Uli i Agatki. Serdecznie pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńRozpacz trwa i teraz Ula musi przeczytać listy, bo będą dwa i pochować męża. Cierpi bardzo, bo w dodatku ogromnie jej żal rodziców Walusia, który się nie odnalazł. Tak, czy siak kolejna część nie będzie wesoła.
Bardzo dziękuję za wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ulka już teraz ma przechlapane, a co będzie dopiero po pogrzebie? Czeka ją jeszcze czas żałoby, którego w spokoju nie będzie mogła przeżyć, bo będzie musiała jeszcze dbać o córeczkę. Ale ta Ulka jest twarda, to chyba się nie załamie? Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńTak jak pisałam wyżej Ula jest w szoku i działa trochę jak automat. Ma przed sobą pogrzeb, który też będzie musiała jakoś przeżyć. Po nim urodzenie zdrowego dziecka stanie się priorytetem więc musi być silna.
Dziękuję bardzo za komentarz. Pozdrawiam pięknie. :)
Biedna i nieszczęśliwa Ula. Oczywiście fantastycznie, że ma przyjaciół wokół siebie. Ale przecież oni mają swoje życie i prędzej czy później Ula zostanie sama. Cieszę się, że Ula i jej córka mają pieniądze, ale przecież to nie wszystko. W najbliższej przyszłości czeka ją poród. Kto z nią będzie, kto będzie pocieszał, ocierał pot, uspakajał, że wszystko będzie dobrze, kto odbierze ze szpitala obie dziewczyny? Narodziny dziecka powinny być najwspanialszym momentem dla mamy. Czy ten dzień też taki będzie dla Uli? Czy radości nie przesłoni pamięć i tęsknota za Leszkiem? Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńUla w końcu się ogarnie, bo po urodzeniu córki musi jej wystarczyć i jako matka i jako ojciec. Na pewno przyjaciele i rodzina w postaci taty Cieplaka nie zostawią jej samej. Niedługo się o tym przekonasz.
Dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Biedna Ulka.Nie dość ,że straciła męża ,musi pełnić za niedługi czas podwójne obowiązki rodzicielskie być dwa w jednym.Jak to dobrze ,że ma wsparcie bliskich ,którzy wiernie przy niej trwają ,ciekawe ,co dalej. Jak potoczą się losy małej i Uli.Chyba nikt ich nie skrzywdzi? Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńUla musi znaleźć w sobie siłę, by podołać wszystkim obowiązkom, które ją czekają. Musi być silna dla córki. Będzie czas na rozpacz, ale też czas na dźwiganie się z niej.
Dziękuję za wpis i serdecznie Cię pozdrawiam. :)