ROZDZIAŁ
3
Zasapany dotarł do parkingu. Podszedł do
srebrnego Lexusa i pilotem otworzył zamki. Usadził Ulę na przednim siedzeniu i
już bez zwłoki ruszył. Po drodze zatrzymał się kilka razy dopytując o
pogotowie. Okazało się, że znajduje się niedaleko Hotelu Grand. W końcu trafił.
Ponownie wziął Ulę na ręce i niemal biegiem wparował do środka.
-
Przecięła nogę jakąś stalową liną. Proszę ją zbadać i pomóc – prosił nieco
chaotycznie.
Zajęto się nią, a on mógł odetchnąć na
korytarzu. Okazało się, że rana jest dość głęboka, ale żadne ważne naczynie nie
zostało uszkodzone. Podano jej miejscowe znieczulenie i założono kilka szwów.
Zrobiono solidny opatrunek, podano zastrzyk przeciwbólowy i przeciwtężcowy.
-
Jutro proszę wykupić tabletki przeciwbólowe i środki opatrunkowe, bo trzeba
będzie zmieniać opatrunek. Gdyby pani sobie nie radziła, proszę się rano
zgłosić do przychodni. Tam pani pomogą. To w tym samym budynku, ale wejście od
strony ulicy Mieszka I.
Podziękowała lekarzowi i wolno wykuśtykała
na korytarz. Marek poderwał się z krzesła i ponownie wziął ją na ręce. Kiedy
usadził ją w samochodzie, zapytał:
- I
co powiedział lekarz?
-
Powiedział, że to głęboka rana, ale żadne naczynie nie zostało uszkodzone.
Założył kilka szwów i kazał jutro pokazać się w przychodni. To też tutaj, ale
wejście z drugiej strony.
- W
takim razie jutro jestem do pani dyspozycji – wyszczerzył się do niej.
- O
nie, nie… Już wystarczająco poświęcił się pan dla mnie. Nie po to pan tu
przyjechał, żeby niańczyć taką ofiarę losu jak ja. Poradzę sobie, naprawdę, a
za dzisiaj bardzo dziękuję – wyraźnie widziała jak posmutniał i spojrzał na nią
tak przejmująco, że aż ścisnęło jej się serce. Zapiął jej pas i przykucnął
jeszcze przy siedzeniu.
-
Straszny z pani uparciuch. Skąd pani może wiedzieć w jakim celu tu
przyjechałem? Może właśnie po to, żeby pomagać takim pechowcom jak pani? –
zamknął drzwi i obszedł samochód siadając za kierownicą. Włączył światła i
ruszył w stronę hotelu. Już na miejscu znowu chciał wziąć ją na ręce, ale
zaprotestowała.
-
Wystarczy ramię. Już nie boli tak bardzo i dam radę dojść. Dziękuję.
Pożegnali się przed drzwiami jej pokoju
życząc sobie nawzajem dobrej nocy. Jednak Ula tej nocy nie spała dobrze. Nad
ranem zastrzyk, który dostała na pogotowiu przestał działać i z godziny na
godzinę ból się zaostrzał. Nie miała odwagi ściągnąć opatrunku. Jakoś dotrwała
do rana. Wiedziała już, że ponownie będzie musiała poprosić o pomoc Marka,
chyba że wezwałaby taksówkę… Z tą myślą
zwlekła się z łóżka i zaczęła się ubierać. Usiłowała założyć sandały, ale
zabandażowana stopa za nic nie chciała się w nich zmieścić. W końcu wsunęła ją
w klapek. Było trochę lepiej. Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Powoli
posuwając stopą poszła w ich kierunku i otworzyła je szeroko. Przed nimi stał Marek.
-
Dzień dobry pani Urszulo. Postanowiłem jednak zapukać i zapytać jak z nogą.
-
Boli. Bardzo boli. Nie mogę ubrać żadnego buta. Koniecznie muszę jechać na
zmianę opatrunku i wejść do apteki. Bez środków przeciwbólowych nie dam rady
wytrzymać.
Uśmiechnął się szeroko, a ona znowu miała
okazję podziwiać te jego wdzięczne dołeczki.
- To
może jednak przydam się na coś?
Odwzajemniła uśmiech.
-
Myślę, że nawet bardzo. Poza tym mam nadzieję odkupić t-shirt dla pana, bo
poświęcił pan wczoraj jeden.
- O
to proszę się nie martwić. Mam tego mnóstwo. Jadła pani już śniadanie?
-
Jeszcze nie.
- W
takim razie proszę wziąć ze sobą wszystko co niezbędne. Najpierw zjemy, bo mnie
burczy już w brzuchu, a potem od razu pojedziemy.
W jadalni usadził ją przy stoliku a sam
ruszył po tacę, na której przyniósł chrupiące bułki, trochę masła i gorącą
jajecznicę. Do tego po sporej filiżance kawy.
-
Powinniśmy zacząć mówić sobie po imieniu – mruknął między jednym kęsem a
drugim. – Tak byłoby o wiele prościej. Uzurpuję sobie do tego prawo, bo w końcu
wczoraj nosiłem cię na rękach.
Parsknęła śmiechem, bo uzasadnienie było
komiczne.
-
Nie mam nic przeciwko temu. To miłe. – Dokończyła żuć bułkę. – Jeśli skończyłeś,
to chciałabym już jechać. Ból staje się okropny, a ja, mimo że mam ponoć dość
wysoki próg bólu, to ledwie wytrzymuję.
Marek nie zwlekając podniósł się od
stolika, mrugnął porozumiewawczo do niej i ani się spostrzegła, gdy wylądowała
mu na rękach.
-
Nic nie mów i nie protestuj – powiedział widząc, że otwiera usta. – Tak będzie
szybciej. Zanim dokuśtykasz mi się do samochodu, będziemy już pod przychodnią.
Stopa była zaczerwieniona i opuchnięta.
Pielęgniarka delikatnie zdjęła opatrunek i przemyła ranę.
-
Zanim zawinę, obłożę ją kompresem z altacetu, żeby ten obrzęk szybciej ustąpił.
Dostanie pani receptę na środki przeciwbólowe, ale altacet można kupić bez
problemu, najlepiej w żelu. Wieczorem proszę odwinąć bandaż i delikatnie
posmarować. Potem znowu zawinąć. To nie jest takie skomplikowane i nie musi
pani tu przyjeżdżać codziennie. Proszę przyjść tuż przed wyjazdem. Sprawdzimy
jak się goi i czy będzie można ściągnąć szwy. To wszystko.
Podziękowała i wyszła na korytarz. Marek
podniósł ją i trzymał chwilę nie ruszając się z miejsca.
-
Zaczyna mi to wchodzić w krew a co najdziwniejsze okazujesz się lekka jak
piórko i wcale nie tak trudno nosić cię na rękach. Twój mąż powinien to robić
codziennie.
-
Nie jestem zamężna – powiedziała cicho. – Mam za sobą trudny i ciężki rozwód.
To dlatego przyjechałam tu odpocząć.
-
Serio? – Marek popatrzył na nią uważnie. – No to jest nas dwoje. Chodźmy stąd.
Zaliczymy jeszcze aptekę i pomyślimy jak zorganizować sobie czas.
Od tej pory stali się nierozłączni. To
Marek był tym, który zapewniał im wszelkie możliwe atrakcje. Wiadomo było, że
Ula nie może zamoczyć opatrunku i nie za bardzo może swobodnie się poruszać,
więc częściej korzystali z samochodu Marka. Dzięki temu zwiedzili Hel, trochę
Gdańska, bo pojechali tam właściwie tylko po to, żeby popłynąć tramwajem wodnym
i po drodze zwiedzić najciekawsze miejsca w tym Westerplatte. Byli także w
Gdyni, gdzie obejrzeli port i Dar Pomorza, ale nie wchodzili na pokład.
Najbardziej Ula żałowała tego, że nie może korzystać z plaży. Chodzenie po
piasku nie było wskazane, bo mogło doprowadzić do zanieczyszczenia rany. Żeby
choć trochę wynagrodzić Uli tę niedogodność Marek zabierał ją na molo głównie
po wieczornym posiłku i stąd podziwiali zachód słońca.
Mieli też i leniwe dni. W takie dni Ula
siadywała przy basenie obserwując pływającego w nim Marka. Podziwiała jego
wysportowane ciało, pięknie acz nieprzesadnie wyrzeźbione i jego fizyczną
sprawność. Zastanawiała się co za kobieta postanowiła odejść od takiego
mężczyzny. A może to on zadecydował o rozwodzie?
Tak naprawdę to jeszcze nie poruszali tego
tematu. Ula chętnie dowiedziałaby się o nim czegoś więcej, ale nigdy nie
zdobyła się na odwagę, żeby zapytać go o tak osobiste sprawy. Podobał się jej.
Sprawiał, że patrząc na niego miała miłe doznania estetyczne. Przyjemnie też
słuchało się tembru jego głosu. Gdyby nie okoliczności, mogliby do siebie
pasować, ale to wydawało jej się zupełnie nierealne, bo jak mogli do siebie
pasować, gdy on mieszkał i pracował w Warszawie a ona w Krakowie? Zawsze była
realistką i nigdy nie szła na tak zwany żywioł. Reakcje spontaniczne zdarzały
się jej niezwykle rzadko. Raczej wszystko kalkulowała, żeby było rozsądnie i
logicznie. To wynikało chyba też z jej przywiązania do systematyczności,
dokładności, by nic nie pozostawiać przypadkowi i może też trochę z obawy, żeby
nic się nie posypało. Nie wierzyła w związki na odległość. Uważała, że podobnie
jak wakacyjna miłość tak i one są przelotne i bez przyszłości. Nie, nie
zakochała się w Marku. Nie czuła przy nim żadnych motyli w brzuchu. Jednak on
tym, jak zajął się nią, jak pomagał na każdym kroku i jak troszczył się o nią
sprawił, że po raz pierwszy od tak dawna poczuła się bezpiecznie i pewnie. Bez
wątpienia był człowiekiem bardzo wrażliwym i empatycznym. Piotr był lekarzem i
takie cechy powinien posiadać od zawsze, a jednak w porównaniu z Markiem
wypadał blado. Dla pacjentów był miły i wyrozumiały, ale po powrocie do domu
wstępował w niego diabeł jakby cierpiał na rozdwojenie jaźni. Szkoda, że z
Markiem nie może się nawet zaprzyjaźnić. Przyjaciele też powinni mieć ze sobą
kontakt. Przyjaźń na odległość nie jest przyjaźnią. Westchnęła ciężko. Naprawdę
żałowała , że ta znajomość nie przetrwa.
Noga powoli przestawała boleć i już nie
dokuczała tak bardzo. Zamiast grubego opatrunku pojawił się szeroki plaster.
Wreszcie mogła spacerować po plaży tak jak lubiła.
Siedzieli na dziobie jednego z kutrów i w
milczeniu przyglądali się zachodzącemu słońcu. Marek spojrzał na zamyśloną
twarz Uli i uśmiechnął się.
- Milion
za twoje myśli księżniczko.
Oddała uśmiech.
-
Nie myślę o niczym szczególnym. Dobrze mi tutaj i najchętniej wcale bym stąd
nie wyjeżdżała. Wprawdzie mam jeszcze pięć tygodni urlopu, ale już nigdzie się
nie wybieram. Mieszkam blisko Wisły i uwielbiam spacery bulwarem. Chodzę tam
niemal codziennie pod warunkiem, że jest dobra pogoda.
-
Nie uwierzysz, ale i ja mam swoje ulubione miejsce nad Wisłą. Zawsze tam
trafiam, gdy muszę coś przemyśleć, lub uspokoić nerwy. Ostatnio bywałem tam
częstym gościem.
Nie pytałem cię wcześniej, bo jakoś nie
było okazji… Czym się zajmujesz Ula? Gdzie pracujesz?
- W
banku. Robota żmudna, nudna i bez perspektyw. Skończyłam dwa kierunki studiów i
miotam się tam już cztery lata. Najchętniej rzuciłabym to w diabły, bo to nie
jest coś, co wyzwala w człowieku kreatywność, samodzielność i zdolność do
jakiegokolwiek działania. Żeby to trochę zmienić, zaczęłam ostatnio inwestować
w giełdę. Robię to dość ostrożnie i nie wyłożyłam za wiele pieniędzy. Symulacje
zawsze wychodzą mi z powodzeniem i teraz czekam, czy to się powiedzie. Jeśli
tak, będę inwestować dalej, jeśli nie, po prostu zajmę się czymś innym.
Chciałabym kiedyś kupić sobie własne mieszkanie przestronne i ładne, a nie
wynajmować do późnej starości małą kawalerkę na Kazimierzu. Wyznaczyłam sobie
cel i chcę do niego dążyć. A ty? Co ty robisz w życiu?
-
Jestem współwłaścicielem firmy odzieżowej Febo&Dobrzański. Może słyszałaś,
bo mamy butiki również w Krakowie. Chyba dwa.
Ula pokręciła przecząco głową.
- Na
pewno nie słyszałam, bo dla mnie to zbyt ekskluzywne sklepy. Nie stać mnie na
zakupy w nich.
-
Tak, czy owak to firma rodzinna. Założyli ją moi rodzice wraz z rodzicami
Alexandra i Pauliny Febo. Teraz rządy przejęliśmy my. Ja jestem prezesem, Alex
dyrektorem finansowym a Paulina ambasadorem firmy. Brzmi to trochę
enigmatycznie, ale do niej należy kontakt z mediami i dbanie o wizerunek firmy.
To właśnie ona była moją żoną, z którą się rozstałem w dodatku w atmosferze
wielkiego skandalu. Zresztą sama jest sobie winna. Nie chciałem tego ślubu, bo
w kościach czułem, że to nie skończy się dobrze. Nie kochałem jej. Ona zresztą
mnie też nie. To moi rodzice naciskali. Oboje Febo wcześnie stracili swoich.
Zginęli w wypadku samochodowym. To moi staruszkowie zaopiekowali się dziećmi i
wychowali je dając im solidne wykształcenie i pomnażając ich majątek. Od kiedy
pamiętam wciąż słyszałem od matki, że ja i Paulina jesteśmy sobie pisani.
Rzeczywistość pokazała coś zupełnie innego. Biorąc ślub byliśmy bardzo
skłóceni. Nie żyłem z nią jak mąż z żoną, a jej sypialnię omijałem szerokim
łukiem. Po paru miesiącach okazało się, że Paulina jest przy nadziei w dodatku
usiłowała wmówić mojej matce, że to ja jestem ojcem. Wiedziałem, że to nie moje
dziecko. Zażądałem badań genetycznych, na które ona nie chciała się zgodzić.
Kiedy urodziła okazało się, że chłopiec jest blondynem o błękitnych oczach.
Paulina jest pół krwi Włoszką. Ma kruczoczarne włosy, śniadą cerę i niemal
czarne oczy. Ja jestem brunetem. Skąd nagle wzięło się dziecko o blond włoskach?
Założyłem sprawę rozwodową. Nie chciałem mieć nic wspólnego ani z nią ani z tym
dzieckiem. To sąd wymusił na niej zrobienie badań DNA, które wykazały
jednoznacznie, że nie jestem ojcem tego dzieciaka. Długo to wszystko trwało,
ale wreszcie niedawno uwolniłem się od niej, chociaż cała ta sprawa kosztowała
mnie sporo nerwów, czasu i pieniędzy. Opowiesz mi jak było u ciebie?
-
Opowiem, chociaż nie jest to dla mnie łatwe.
Akurat blond dziecko jest całkiem do wytłumaczenia. Skoro matka pauliny była blondynką. Mogły się ujawnić geny z wcześniejszych pokoleń. Ja jestem kopia mojej babki ze strony ojca praktycznie 1 do 1. Różni nas tylko kolor włosów. Moja przyjaciółka natomiast jest podobna do swojej prababki. Też jak sie na zdjęcia popatrzy nie do uwierzenia. Generalnie genetyka to dość skomplikowana sprawa
OdpowiedzUsuńLena.
Lena
UsuńMogłybyśmy tak gdybać i gdybać a ja założyłam, że Paulina puściła się nie wiadomo z kim i bezczelnie przypisała autorstwo tej ciąży Markowi. Genetyka na pewno ma tu swoje uzasadnienie, gdyby to była prawda, ale nie jest. Zresztą to zawsze wydaje się dość podejrzane, kiedy dziecko w niczym nie przypomina swoich rodziców. Jedynie badania mogą potwierdzić, czy matka dziecka mówi prawdę, czy łże.
Serdecznie dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)
Ta Febo to jednaj kawał cholery zdradziła męża pusta kobieta z niej.
OdpowiedzUsuńWiem poniosło mnie. Oby Marek i Ula się w sobie zakochali. Ula to lustrzane odbicie Pauliny. W serialu pokazała ze wygląd nie ma znaczenia i tu jest duzo prawdy. Miała w sobie dużo ciepła i miłości. A Paulina tego nie posiadała. Udawała jak to kocha Marka.
Pozdrawiam
Renia
UsuńUla to absolutne przeciwieństwo Pauliny a nie jej lustrzane odbicie. One dwie to jak ogień i woda, jak diabeł i anioł. Sama piszesz, że Ula miała w sobie dużo ciepła i miłości więc jak może być lustrzanym odbiciem Pauliny. Lustrzane odbicie oznacza mniej więcej analogię, równorzędność, zgodność, czy też zbieżność. To nie jest przeciwieństwo.
Dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Marek sprytnie doszedł do interesującej go kwestii. Widać, że Ula mu się podoba i chciał wiedzieć, czy jest sens brnąć w tę znajomość, czy lepiej być ostrożnym, żeby się nie sparzyć. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńUla ewidentnie Marka fascynuje chociaż stara się być ostrożny i bardzo taktowny. Nie wypytuje jej nachalnie o przeszłość i sam zaczyna jej się zwierzać. oboje w jakichś sposób są dość mocno zwichnięci, bo i przejścia mieli ciężkie. Wydaje się, że te podobne przeżycia powinny ich zbliżyć do siebie, ale czy tak będzie?
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Nie ma to jak przyjemny komentarz z samego rana;) Ale jak ktoś musi, bo inaczej się udusi, to trudno. Wracając do meritum, to muszę stwierdzić, że trochę mnie niepokoi podejście Uli do znajomości z Markiem. Niepotrzebnie się blokuje. Przecież dopiero go poznała a jak coś zaiskrzy to zobaczą jak to rozwiązać. Miłego dnia i pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNa razie Ula jest nieufna i trochę wycofana. Jadąc do Sopotu nie myślała o żadnej wakacyjnej miłości, bo po prostu nie wierzy w jej trwałość. Z tego też powodu nieco się asekuruje. Mimo to uważa za wielkie szczęście poznanie Dobrzańskiego, bo gdyby nie on nie miałaby pewnie do kogo ust otworzyć. Przede wszystkim jednak okazał się jej bohaterem, rycerzem w lśniącej zbroi, gdy przyszedł jej z pomocą.
UsuńBardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Cwaniaczek z tego Marka. W ładny sposób wydobył od Uli informację, że nie ma męża. On też nie pozostał jej dłużny. Od razu wiadomo na czym się stoi. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńNie wiem, czy pytanie Marka wynikało z cwaniactwa, czy tylko ze zwykłej ciekawości. Ula go intryguje i chciałby dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Zresztą to on pierwszy opowiada jej o sobie i chyba oczekuje od niej czegoś podobnego.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)
No proszę bardzo, dwoje samotników ze złamanymi sercami. Niekoniecznie muszą się zakochiwać od razu, ale szkoda nie wykorzystać takiej okazji na miłe spędzenie urlopu;) Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńMimo wszystko ludzie po przejściach w jakiś tajemniczy sposób się przyciągają. Oczywiście, że nie muszą się od razu w sobie zakochać, ale akurat w ich przypadku towarzystwo jest mile widziane.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Jeśli Paulina zdecydowała się na taki desperacki krok aby wmówić Markowi ojcostwo, to chyba miał ku temu podstawy. I nie chodzi mi tu o sprawy łóżkowe, bo Marek twierdzi, że omijał jej sypialnię szerokim łukiem. Może stwierdziła, że skoro Marek jest jej i swoim rodzicom uległy we wszystkim, to dla świętego spokoju i dla firmy i tę wiadomość przyjmie z pokorą. Nieźle musiała być zdziwiona jego stanowczym nie. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńPaulina w ogóle uznawała, że manipulowanie Markiem od lat przychodziło jej z dużą łatwością. Sporo rzeczy udało jej się mu wmówić, to dlaczego nie ciąży zwłaszcza, że seniorzy zawsze stawali po jej stronie i bronili jej. To jednak było już za wiele, bo Marek doskonale wiedział, że nie sypia z nią i nie może być autorem tej ciąży. Po prostu przestał być pokorny.
Bardzo dziękuję Ci, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Okazuje się, że mała kobietka przy takim dżentelmenie tylko zyskuje. Mareczek mógł przynajmniej się wykazać swoją męskością, hihihi;) Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńMarek to dobrze wychowany człowiek. Ma dużo klasy i jeszcze więcej wdzięku. Jest uprzejmy zwłaszcza dla kobiet, więc byłoby dziwne, gdyby zachował się inaczej w stosunku do Uli.
UsuńBardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Oj ta Ula. Powinna dać urlop swojemu rozsądkowi. Każdemu się należy. Niech teraz popracuje jej serce, które do tej pory miało wolne. Wtedy zobaczy jakie miłe może mieć wspomnienia z tych wakacji;) Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńUla jest rozsądna, ale też mocno poraniona przez życie. To nie mija od razu i potrzebuje czasu. Znajomość z Markiem się rozwija więc i wspomnienia być może będą miłe.
Pięknie pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. :)
Jeśli Marek mówił prawdę, że nie spał ze swoją żoną, to Paula musi być niespełna rozumu, jeśli liczyła, że taki gruby numer jej przejdzie tak gładko. Ale o tylko jeśli, bo mówić można wszystko. W serialu takiego numeru próbowała Violka, ale ona przynajmniej sporo czasu spędzała z Sebastianem w jednym łóżku;) A podobno, to właśnie Viola była mądra inaczej;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńCzasami zastanawiam się co trzeba mieć w głowie, żeby odważyć się i wmówić facetowi, z którym się nie sypia, że jest ojcem dziecka. Paulina zawsze miała się za coś lepszego, byłą kobietą z klasą a mimo to zachowała się jak tępe, niedouczone babsko, które nie ma pojęcia, że istnieją badania genetyczne, za pomocą których łatwo jest ustalić ojcostwo. Łatwo narazić się na ośmieszenie i krytykę, gdy tak jak ona za bardzo się wierzy we własną doskonałość.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Zastanawiam się co kierowało Pauliną, aby wpaść na pomysł wrobienia Marka w ojcostwo. A może to miała być zemsta na Marku za jego zdrady? Może Dobrzański mógłby zaproponować Uli pracę w swojej firmie. To pomogłoby im poznać się jeszcze bliżej i z czasem zakochać.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
Julits
Julita
UsuńNo jak to co? Chciała zachować pozycję i utrzymać małżeństwo. Chciała, żeby nadal ciągnąć od Marka kasę na utrzymanie swoje i dziecka. Dobrzański wiele wybaczał i puszczał mimo uszu, ale czegoś takiego po prostu już nie mógł. Co do pracy Uli w firmie Marka, to chyba zbyt wczesne spekulacje zwłaszcza, że jedno mieszka w Warszawie a drugie w Krakowie.
Bardzo dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Bardzo się cieszę, że Uli nic poważnego się nie stało. A dzięki tej kontuzji mają sposobność lepiej się poznać. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńKontuzja może niezbyt poważna, ale dość bolesna i skazująca Ulę na pomoc Marka. On jest oczywiście bardzo uczynny i chętny, ona wolałaby być bardziej samodzielna, ale nie daje rady. To faktycznie dobty pretekst do bliższego poznania się.
Bardzo dziękuję Ci za wpis. Przesyłam serdeczności. :)
No to się Mareczek nadźwigał. A Ula nie powinna protestować, tylko się cieszyć i korzystać. Z doświadczenia wiem, że z biegiem czasu chęć taszczenia swoich lubych mija facetom bezpowrotnie i odchodzi w siną dal;) Miśka pozdrawia;)
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńUla protestuje, bo czuje się zażenowana całą sytuacją. W końcu jakby nie patrzeć, nosi ją na rękach obcy facet. Natomiast masz absolutną rację, co do taszczenia swoich lubych przez facetów. Niektórzy ograniczają się jedynie do przeniesienia świeżo poślubionej małżonki przez próg sali weselnej.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Trudne zadanie postawiłaś przed Markiem. Musi w ciągu dwóch tygodni skruszyć stwardniałe serce Uli. Na razie idzie mu nieźle;) Trzymam kciuki za dalsze postępy. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńMarek jadąc na urlop nie zakładał, że pozna tu dziewczynę, która tak bardzo go zaintryguje. Ula też nie liczyła na wakacyjną miłość. A jednak Oczarowała Dobrzańskiego, który chyba bardziej niż ona jest chętny do kontynuowania tej znajomości.
Cieszę się, że zajrzałaś. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Fajna część opisująca uroki urlopu. Jak widać nawet z kontuzją można sobie poradzić i miło spędzać czas. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ kontuzją można sobie poradzić zwłaszcza wtedy, gdy ma się obok siebie takie wsparcie. Przynajmniej oboje będą mieli co wspominać.
UsuńPozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńmówią, że przeciwieństwa się przyciągają. Podobno tak jest w wielu przypadkach, ale związek Marka i Pauliny zupełnie nie potwierdza tej tezy. Owszem, fizycznie do siebie pasują, ale charakterami, to już zupełnie nie. Szkoda tylko, że stracili tyle czasu w związku bez przyszłości. Ale gdyby nie spróbowali, to by się o tym nie przekonali. Znowu Ula z Piotrem chyba mieli podobne zapatrywanie na świat, ale z biegiem czasu coś się zmieniło. Dziwny jest ten świat. Teraz wygląda na to, że oboje (Ula i Marek oczywiście) stanowiliby fajną parę, ale odzywa się niezbyt miła przeszłość. U Uli przynajmniej to widać. Jest ostrożna i zachowawcza. Markowi będzie ciężko to przezwyciężyć. Jemu jakoś nie przeszkadza, że mieszkają w oddaleniu. Zresztą, nie ma co wybiegać w przyszłość, bo jak się chce, to wszystkie przeszkody można pokonać. W końcu Kraków, to nie np. Toronto i do stolicy nie jest aż tak daleko. Oboje musieliby chcieć. Zobaczymy, czy Markowi uda się przekonać Ulę, że chociaż przyjaźń na odległość może się udać. Od czegoś trzeba zacząć, to może właśnie od przyjaźni? Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńW innych okolicznościach Marek stałby się dla Uli facetem z marzeń zwłaszcza po tym, co dla niej zrobił, a ona dla niego najważniejsza kobietą na ziemi. Jednak oboje mają za sobą zły okres i niezbyt są chętni na ponowne zaangażowanie się.Ula tak jak piszesz jest ostrożna i zachowawcza. Noszenie jej na rękach wyłącznie z konieczności wprawia ją w zakłopotanie i wywołuje rumieńce. Marek podchodzi do tej czynności bardziej naturalnie. Być może roi mu się coś więcej ale jednocześnie nie ma jakichś wyjątkowych oczekiwań. Sąna urlopie i cieszą się nim jak tylko można najlepiej.
Pozdrawiam, przesyłam uściski i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Martwiłam się, że Ula resztę urlopu spędzi w łóżku, ale zapomniałam, że jest Marek. Dzięki niemu bardzo przyjemnie mija im czas. Tyle czasu spędzają razem, to musi coś z tego być;) Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńNa razie za wcześnie, żeby nawet zgadywać, czy oni będą razem. Mimo kontuzji bawią się świetnie i dobrze czują się w swoim towarzystwie. Robią wszystko, żeby się nie nudzić i mieć co wspominać.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Całe szczęście, że Marek zażądał badań DNA. Dzięki temu nie dał się wkręcić w dziecko, które nie jest jego. Do duży problem nie tylko dla faceta, ale dla dziecka też. Zawsze warto być pewnym pokrewieństwa krwi. Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńOn nawet bez tych badań wiedział, że dziecko nie jest jego, bo nie sypiał z Pauliną. Badania były potrzebne do rozwodu i stanowiły niezły powód do tego, żeby się rozstać. Nawet jeśli Paulina liczyła na jakieś alimenty to szybko opadły jej klapki z oczu.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Ten basen i cała reszta wokół działa na zmysły, hahaha;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze, bo uruchamia Waszą wyobraźnię.
UsuńPozdrawiam i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Każdy powód do mówienia sobie po imieniu jest dobry. To zdecydowanie skraca dystans. Ciekawe jak to wykorzystają. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńPowód był według Marka bardzo dobry. Nosi ją na rękach i ma się do niej zwracać oficjalnie? Nonsens, prawda?
Pozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)
Pod takim czujnym i opiekuńczym okiem można chorować. Ma się pewność, że pomoc zawsze nadejdzie. To jest bardzo miłe uczucie, jak wie się, że można zawsze na kogoś liczyć. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńTo wszystko prawda, a przecież w ogóle na coś takiego się nie zanosiło. Ula miała pecha, ale też i prawdziwe szczęście, że we właściwym momencie poznała Marka.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Podarowałaś im dwa tygodnie na miłość? Tak mi się jakoś skojarzyło;) Ciekawe czy oboje będą uparcie twierdzić, że nic, czy może przy rozstaniu jednak stwierdzą, że coś? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńRaczej dwa tygodnie na znajomość. Ula nie szuka miłości. Szuka spokoju i oderwania się od bolesnej przeszłości. Marek przyjechał w podobnym celu. Czy rozwinie się to w coś więcej na razie trudno powiedzieć, bo Ula nie wierzy w wakacyjną miłość.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Kochany srebrny Lexus i jego właściciel. Nie wiem kto bardziej, hahaha;) Gdyby był tam mój mąż, to zanim wpakowałby kogoś do swojego samochodu z taką raną, to by chyba wsadził tę nogę w co najmniej pięć worków foliowych. Przecież cacko nie może się zabrudzić! Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńGdyby Marek zwracał uwagę na takie detale Ula nigdy nie dotarłaby na pogotowie. Powiedz mężowi, że przywiązywanie się do rzeczy i uważanie ich za ważniejsze od człowieka jest bez sensu. A jakby nie miał foliowych worków? Przywiązałby ją do zderzaka? Hahaha.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za ciekawy i zabawny komentarz. :)
Nic dziwnego, że takiego Marka można bardzo szybko pokochać. Po prostu anioł w ludzkiej skórze;) Niby nic takiego wielkiego i spektakularnego nie robi, ale jest czuły, opiekuńczy, troskliwy, itp., itd., a do tego robi to bez żadnego proszenia. Jemu wychodzi to tak naturalnie. Przy takim facecie każda kobieta czuje się księżniczką niezależnie od wieku i wyglądu czy statusu społecznego. Obecnie te zwykłe, wydawałoby się, cechy są niezwykle rzadkie u mężczyzn. Nie wiadomo czego się boją, może śmieszności? A do tego wszystkiego Marek jest taki urodziwy. Ummm. Nic tylko marzyć;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChciałoby się powtórzyć za Danutą Rinn "Gdzie ci mężczyźni"... Są jak wymierające gatunki, bo w naszej rzeczywistości za dużo prostactwa, chamstwa i braku poszanowania dla kobiety. Stałyśmy się służącymi, sprzątaczkami, praczkami, maszynkami do rodzenia dzieci i to da się odczuć zwłaszcza od czasu nastania dobrej zmiany. Stałyśmy się przedmiotami w rękach mężczyzn. Ja wiem, że nie należy tego generalizować, bo istnieją jeszcze w przyrodzie chlubne wyjątki, ale te zmiany na gorsze są coraz bardziej zauważalne. Marek jest tutaj trochę wyidealizowany, może niezbyt realny, bo nie przystaje do rzeczywistości, którą wszyscy znamy. Każda z nas chciałaby mieć takiego Marka, który spełniłby marzenia o idealnym mężczyźnie.
UsuńBardzo dziękuję za piękny komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
No, no ale robi się ciekawie. Aż się prosi, by Marek zaproponował Uli pracę i wtedy znajomość może się rozwinąć. Dziękuję za dzisiaj i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńPropozycja pracy to spekulowanie "co by było, gdyby...". Ula mieszka w Krakowie a Marek jest z Warszawy. Trochę za daleko, żeby dojeżdżać. Oczywiście wszystko jest do przewalczenia, ale na razie żadne z nich nawet nie myśli o tym, by być dla tego drugiego kimś więcej.
Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Po wyznaniu Marka co do swojego rozwodu widać, że obojgu nie jest łatwo przejść do codzienności. Jednak Marek wykazuje większą chęć zmiany, już sama propozycja przejścia na „ty” ułatwia mu łatwiejszy kontakt z trochę wycofaną Ulą. Prawdziwy z niego dżentelmen, zawozi do przychodni, nosi na rękach i nie pozwala by Ula spędziła ten urlop w pokoju. Choć oboje mieszkają od siebie jakiś kawałek drogi to myślę, że tak to się nie skończy.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tą część, ale ciekawa jestem dalszego rozwoju tej znajomości.
Pozdrawiam serdecznie, Agata
Agata
UsuńTo prawda, że Marek jest śmielszy od Uli. Dział trochę pod wpływem impulsu chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o jej życiu i przeszłości. Opowiedzenie jej o swoim rozwodzie nie było jakimś zabiegiem celowym, ale spowodowało, że Ula poczuła chęć zrewanżowania mu się tym samym.
Oficjalne zwracanie się do siebie w sytuacji, gdy jedno niejako ratuje drugie jest oczywiście bez sensu i tu Marek chyba miał rację proponując przejście na "Ty". Skoro zaczął od noszenia Uli na rękach to i uzurpował sobie prawo do mniej oficjalnej formy zwracania się do siebie. To oczywiście niczego nie zmieni w ich relacjach. Nie staną się nagle parą, bo Ula leczy rany z poprzedniego związku i nikogo nie szuka. Nie wierzy też w trwałość wakacyjnych romansów.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Zwierzenia to dobry kierunek do czegoś więcej. Trzeba komuś mocno ufać aby powiedzieć o swoim życiu. W Uli przypadku to jeszcze Marek spodobał się nie tylko pod względem opiekuńczości i ogólnie mówiąc charakteru, ale i fizycznie. Ciekawa jestem jak pogodzą dzielące ich kilometry. Przypuszczam że to Ula przeniesie się z Krakowa do Warszawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńNa razie nie chcę za dużo zdradzać, bo to dopiero początek ich znajomości, który nie zaczął się zbyt szczęśliwie a raczej pechowo. Szczęście w nieszczęściu, że Marek okazał się tak opiekuńczy i zajął się Ulą z prawdziwą troską. Ona to bardzo docenia. Marek podoba jej się jako mężczyzna, ale ona jest sceptycznie nastawiona do takich wakacyjnych znajomości i raczej nie chce ich utrzymywać. Generalnie nie po to przyjechała, ale po to, żeby ukoić nerwy i negatywne emocje związane z ciężkim rozwodem, a poza tym odległość, która ich dzieli też nie jest bez znaczenia, bo Ula nie wierzy w miłość na odległość.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)