Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 19 września 2019

DRUGA SZANSA - rozdział 4


ROZDZIAŁ 4


 - Piotr jest lekarzem. Kardiochirurgiem. Pobraliśmy się tuż po ukończeniu przeze mnie studiów. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i nie widzieliśmy poza sobą świata. Mój były mąż jest bardzo zdolny. Poznano się na nim jak tylko zaczął pracować. Dopuszczano go do najbardziej skomplikowanych operacji. Niestety wiązały się z tym częste dyżury i wezwania na telefon. Więcej go nie było w domu niż był. Trudno było mi to zaakceptować. Siedziałam wciąż sama jak pokutnica i nie rozumiałam, że mój mąż tak bardzo kiedyś zaangażowany we wszelkie wypady w góry, stracił nimi zainteresowanie, bo praca zaczęła go tak bardzo absorbować. Coraz bardziej odsuwaliśmy się od siebie. Kiedy on wracał do domu ja już spałam. Kiedy wychodził do pracy, ja od dawna w niej byłam. Krótkie momenty, kiedy byliśmy w domu oboje przeznaczaliśmy nie na zacieśnianie związku, ale na wieczne kłótnie i pretensje. On miał żal do mnie a ja do niego. Stawał się też coraz bardziej chamski i arogancki wobec mnie. Przestał mnie szanować. Męczyłam się tak ponad dwa lata, aż któregoś dnia uznałam, że już dłużej nie dam rady, że jeszcze dzień, jeszcze dwa, a oszaleję. Wynajęłam adwokata, który napisał pozew i reprezentował mnie w sądzie. Rozwód miał być bez orzekania o winie, ale mój mąż zdecydowanie się temu sprzeciwił, bo uważał, że rozpad pożycia nastąpił wyłącznie z mojej winy. Już na sali sądowej dowiedziałam się dzięki skrupulatnej pracy mojego prawnika i jego zaangażowaniu, że mój mąż zaliczył połowę żeńskiego personelu medycznego, a jedna z pielęgniarek była z nim w piątym miesiącu ciąży. W tym momencie mój mąż zapewne żałował, że nie zmienił kwalifikacji pozwu. Z tego też tytułu adwokat optował za odszkodowaniem dla mnie i wnioskował za uznaniem winy Piotra. Sąd tak właśnie orzekł. Wszystko trwało kilka miesięcy i kompletnie mnie wykończyło nerwowo. Musiałam odpocząć i dlatego jestem tu dzisiaj. Ot i cała historia.
 - To strasznie przykre, że oboje mieliśmy pod górkę. Teraz kiedy myślę o tym wszystkim uważam, że powinienem był być bardziej stanowczy i nie ulegać rodzicom. Oni nie przeżyją za mnie życia i to nie oni powinni decydować z kim się mam ożenić, ale czasu nie cofnę… Było, minęło i trzeba żyć dalej, a nie zamartwiać się przeszłością, prawda?
 - Prawda… Chyba zmarzłam. Chodźmy, bo za chwilę zacznę szczękać zębami.

W przedostatni dzień pobytu podjechali jeszcze do przychodni, ale okazało się, że szwy mogą być ściągnięte dopiero za tydzień.
 - Dostanie pani od nas zaświadczenie, które pokaże u siebie w przychodni chirurgicznej. Jestem pewien, że za tydzień rana zagoi się już do końca.
Po opuszczeniu przychodni Marek zabrał Ulę do przyjemnej kawiarenki niedaleko Grand Hotelu. Zamówił espresso i po kawałku czekoladowego tortu. Do tego po lampce czerwonego, półsłodkiego wina. Uniósł kieliszek do góry i uśmiechnął się do Uli.






 - Za naszą znajomość Ula i za miłe towarzystwo. Właściwie to mógłbym podwieźć cię do Warszawy, a stamtąd miałabyś połowę drogi do domu.
 - Nie…, to bez sensu. Mam już wykupiony bilet powrotny, a w Warszawie musiałabym pewnie czekać na przesiadkę. Dziękuję ci bardzo, ale nie chcę zmieniać planów. Ty wyjeżdżasz rano?
 - Niestety. Nawet nie zdążę zjeść śniadania. Muszę być w Warszawie najdalej na czternastą, bo jutro moi rodzice wylatują do Szwajcarii. Ojciec od dawna niedomaga na serce, a tam zawsze stawiają go na nogi. Musi przekazać mi kilka rzeczy dotyczących firmy, bo to on zastępował mnie przez te dwa tygodnie.

Po obiadokolacji poszli jeszcze na ostatni spacer plażą. Stanęli przy kutrach w milczeniu. Bóg raczył wiedzieć, co się w tej chwili działo w ich sercach. Marek pochylił się i przytulił do jej ust. Nie oddała pocałunku, chociaż pod jego wpływem przeszedł ją dreszcz po całym ciele. Oderwał się od niej usiłując wyczytać coś z jej oczu.
 - Ula…
 - Ciii… - położyła mu dłoń na ustach. – To nie ma sensu Marek. To nie ma prawa się udać. Zostańmy przyjaciółmi – wyciągnęła do niego rękę. Podniósł ją do ust i ucałował z atencją.
 - Jak sobie życzysz Ula. Jak sobie życzysz…
Już nie próbował więcej. Najwyraźniej ona nie była gotowa na nowy związek. Był nieco rozczarowany podobnie jak ona. Pożegnali się w holu. Nie wymienili numerów telefonów ani adresów. Liczyła jeszcze na to, że być może rano przed wyjazdem Marek zapuka do niej i poda jej swój numer, ale nic takiego się nie zdarzyło. Wcześnie rano usłyszała warkot silnika i podeszła do okna. Srebrny Lexus właśnie wyjeżdżał tyłem z parkingu.
 - I tak właśnie się kończą wakacyjne znajomości – pomyślała z przykrością. – Do kitu z nimi – była zła sama na siebie.
Ubrała się i ruszyła do jadalni. Nie spieszyła się, bo pociąg miała dopiero po jedenastej. Mijając recepcję została zatrzymana przez recepcjonistkę.
 - Mam dla pani list. Proszę.
Nieco zdziwiona odebrała kopertę od kobiety. Na niej widniał tylko numer jej pokoju. Otworzyła ją. W środku była kartka, a na niej skreślone kilka słów.
„Ula, proszę Cię nie zostawiajmy tak tego. Zadzwoń. Jeśli kiedykolwiek w czymkolwiek będę mógł Ci pomóc – zadzwoń o każdej porze dnia i nocy. Marek.”
Pod spodem widniał jego numer telefonu. Wprowadziła go do swojej komórki zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób on chce być jej pomocny. Przecież mieszka w Warszawie. Stamtąd chce jej pomagać? Bez sensu. Kompletnie bez sensu.

Wróciła do Krakowa, ale tak się jakoś złożyło, że nie potrafiła się przemóc, żeby zadzwonić do Marka. Nie, żeby jej go nie brakowało, lecz doszła do wniosku, że ta ich wakacyjna znajomość jest naprawdę bez przyszłości. Nie chciała mu zawracać głowy. – Pewnie jest zajęty, a ja nie będę mu się narzucać. Może już o mnie zapomniał? Zadzwonię i co mu powiem? Cześć Marek tu Ula. Pamiętasz mnie jeszcze? A on odpowie – Ula, jaka Ula? To wariant najgorszy z możliwych. Lepiej niech zostanie tak jak jest.
Mijały dni, tygodnie i miesiące, a ona udawała sama przed sobą, że zapomniała o Marku. Oszukiwała się i usprawiedliwiała zarazem. Starała się żyć tak jak przed wyjazdem do Sopotu. Często chodziła na bulwar, czytała dziesiątki książek lub brała do domu dodatkową robotę. To był sposób na zagłuszenie wspomnień i poczucia winy. Wciąż obserwowała giełdę i trzymała rękę na pulsie. Czasami, gdy odzywała się jej komórka, rzucała się wręcz na nią myśląc, że może to Marek. Szybko jednak uświadamiała sobie, że to niemożliwe, bo przecież on nie ma jej numeru telefonu. To było istne wariactwo, bo doszła do wniosku, że on wcale nie jest jej obojętny i że rozpaczliwie za nim tęskni. Paradoksalnie z każdym mijającym dniem było jej coraz trudniej przełamać się i wybrać jego numer.

Wrócił do Warszawy. Jeszcze tego samego dnia odwiózł rodziców na lotnisko i prosto stamtąd pojechał do siebie na Sienną. Nie mógł przestać myśleć o Uli. Wyrzucał sobie, że nie poprosił ją o numer telefonu. Miał tylko nadzieję, że ona zapisała jego i że kiedyś zadzwoni. Rzucił się w wir pracy. To pomagało tylko na krótką chwilę, bo kiedy opuszczał gmach F&D jego myśli krążyły już tylko wokół Uli. Mijał czas, a ona nie odezwała się ani raz. To było dla niego nie do zniesienia. Zaczęły przychodzić mu do głowy różne desperackie pomysły. Na przykład, żeby jechać do Krakowa i zacząć jej szukać. Nie mógł tylko sobie przypomnieć nazwy ulicy, przy której mieszkała. Podgórna? Podgórska? Nie miał pewności. A może wykupić czas antenowy i wystąpić z apelem, że jej poszukuje? Bez sensu. Na pewno zawstydziłoby ją coś takiego. Nie znał nawet banku, w którym pracowała. Jak miał ją odnaleźć?


Wracała z pracy. Dzień był naprawdę paskudny. Od rana padał śnieg z deszczem a na ulicach potworzyło się śliskie błoto. Coś jednak było nie tak z silnikiem. Zauważyła to już rano, ale zbagatelizowała, bo przecież jakoś musiała dojechać do pracy.
Dojeżdżała do świateł, gdy silnik zajęczał jak ranny zwierz, zacharczał i w końcu zgasł. Bezskutecznie usiłowała odpalić go ponownie. Za nią ustawił się długi sznur samochodów a zniecierpliwieni kierowcy zaczęli na nią trąbić. W końcu po trzeciej zmianie świateł chyba zrozumieli, że nie ruszy z miejsca i zaczęli ją omijać. – Sami gentelmani. Ani jeden nie wylazł i nie zapytał, czy może mógłby pomóc przynajmniej zepchnąć samochód na pobocze. Buractwo. – Wściekła wysiadła z samochodu i manewrując kierownicą jakoś przepchnęła auto na bok, żeby nie tarasować jezdni. Ustawiła trójkąty i sięgnęła po komórkę. Poczuła się nagle kompletnie bezradna i przytłoczona. To było zbyt wiele jak na jedną słabą kobietę. Coś nagle w niej pękło i rozpłakała się. Od tylu lat była zdana wyłącznie na siebie, nawet z typowo męskimi sprawami musiała sobie radzić bez żadnej pomocy. Jej koleżanki w takich sytuacjach jak ta nawet nie próbowały dzwonić do warsztatu, tylko wykonywały telefon do męża, żeby to on się wszystkim zajął.
 - Każdy mężczyzna musi mieć świadomość, że jest potrzebny, a kobieta ma się czuć jak kobieta – mawiała jedna z nich. Ula stojąc i moknąc na poboczu pomyślała, że nawet nie pamięta, kiedy ostatni raz czuła się kobietą. I nagle doznała olśnienia. Zdała sobie sprawę z tego, że jednak pamięta. To było wtedy, kiedy Marek niósł ją na rękach, gdy skaleczyła nogę. To wtedy poczuła się taka mała, krucha i zaopiekowana. Zrobiło jej się gorąco, kiedy przypomniała sobie wzrok Marka taki czuły, trochę zmartwiony wręcz przejmujący. Bezwiednie uniosła telefon i odszukała jego numer. Odebrał po dłuższej chwili. Zamarła na dźwięk jego głosu i nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
 - Halo, słucham, kto dzwoni? Halo? – słyszała jego oddech i nadal milczała. Jej ręce wpadły w jakieś dziwne drżenie, a ciało dygotało jak w febrze. Wiedziała, że nie da rady się odezwać. Miała się już rozłączyć, gdy usłyszała - Ula? Ula… to ty…?
Stała jak wmurowana zastanawiając się skąd wiedział, że to ona i dlaczego w jego głosie było tyle nadziei? Przemogła się wreszcie.
 - Tak… to ja. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale kompletnie nie wiem co rozbić – rozpłakała się. – Mój stary Ford rozsypał się całkiem na skrzyżowaniu. Pada śnieg z deszczem, a ja nawet nie znam numeru do jakiegoś warsztatu, czy serwisu. Wiem tylko, że trzeba go odholować, bo silnik padł.
 - Już dobrze. Już dobrze. Jestem z tobą i pomogę ci. Tylko nie wpadaj w panikę. Mam pod Krakowem znajomego, który jest właścicielem warsztatu samochodowego a najważniejsze, że ma lawetę. Jak skończymy rozmawiać, zadzwonię do niego i dokładnie wszystko mu opiszę. Ty wejdź do samochodu i nie marznij. Najdalej za godzinę ktoś tam podjedzie.
Ta rozmowa napełniła ją nadzieją i dodała otuchy. Wsunęła się z powrotem do wnętrza samochodu i cierpliwie czekała na pomoc. Marek załatwił sprawę jak należy. Potem połączył się z Ulą i przez cały czas trzymał ją na telefonie nie pozwalając jej wpaść w histerię i uspokajając. W lusterku zauważyła światła pomocy drogowej i powiadomiła o tym Marka.
 - Będę musiała kończyć, bo właśnie przyjechali. Bardzo, bardzo ci dziękuję. Odezwę się jeszcze jak będę już w domu.
Kolega Marka okazał się bardzo miłym i uczynnym człowiekiem. Szybko dokonał oględzin samochodu i szczerze powiedział, że to auto nadaje się już tylko na złom.
 - Koszty naprawy będą astronomiczne. Lepiej już zainwestować w jakieś młodsze autko i nie szarpać się z tym gratem. Ja obiecałem Markowi, że załatwię wszystko jak najlepiej i najtaniej. Prowadzę też złomowisko takich gratów i jeśli pani wyrazi zgodę, to zabiorę Forda, zważę go i zapłacę najlepszą cenę. Mogę też ułatwić pani znalezienie jakiegoś w miarę taniego samochodu tylko muszę wiedzieć jak dużo chce pani wydać na jego zakup. Od ręki mogę sprzedać Opla Corsę siedmioletniego wycenionego na szesnaście tysięcy osiemset osiemdziesiąt złotych. Pani mogę sprzedać za piętnaście tysięcy. Jest po stłuczce, ale wyszykowany przeze mnie tak, że chodzi jak złoto.
 - Byłoby wspaniale i cena też mi odpowiada.
 - W takim razie nie traćmy czasu. Wciągamy tego wraka i pojedzie pani z nami. Sporządzimy umowę a płatności może pani dokonać kartą.
Kiedy ruszyli kolega Marka o imieniu Zbyszek połączył się z nim.
 - To ja Marek. Okazało się, że to stary Ford Escort i nadaje się tylko na złom. Pani Urszula musiałaby wtopić w niego ogromne pieniądze. Właśnie skończyliśmy remontować siedmioletniego Opla Corsę i zaproponowałem pani Uli kupno za piętnaście tysięcy. Ta cena jej odpowiada i chętnie go kupi. Właśnie jedzie z nami do warsztatu. Sporządzimy umowę i do domu wróci już nowym autkiem.
 - Świetnie to załatwiłeś przyjacielu. Winien ci jestem przysługę. Pozostaję twoim dłużnikiem. Jak będę w Krakowie, to wpadnę do ciebie specjalnie podziękować. Możesz dać mi na chwilę Ulę? Halo Ula? Jesteś zadowolona?
 - Bardzo. Pan Zbyszek to przemiły człowiek. Nie wiem czy poradziłabym sobie bez twojej i jego pomocy. Jestem wam obu bardzo wdzięczna. Nie spodziewałam się, że ta niemiła przygoda tak szczęśliwie się skończy.
 - Zadzwoń do mnie jak już będziesz w domu. Jestem ciekaw, czy będziesz zadowolona z nowego nabytku. Zbyszek, to bardzo solidny człowiek i znakomity fachowiec. Jestem pewien, że zrobił prawdziwe cacko z tego Opla i wszystko w nim chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
 - Zadzwonię. Na pewno zadzwonię. Na razie – oddała Zbyszkowi telefon. – Marek bardzo pana chwali i bardzo ceni. Tacy przyjaciele to prawdziwy skarb.
Zbyszek uśmiechnął się pod nosem.
 - A znamy się już kilka ładnych latek. On też któregoś roku miał awarię i to poważną. Grzebałem wtedy przy jego samochodzie całą noc, ale udało się i mógł jechać dalej. Od tej pory jak tylko jest w Krakowie wpada do mnie i wspominamy stare czasy. O, właśnie dojechaliśmy.

54 komentarze:

  1. Cała Ula. Uparta jak osioł. Tyle czasu zwlekała z telefonem do Marka a przecież jeszcze dzień przed rozstaniem żałowała że nie wymienili się numerami.Pocałunek również zrobił na niej wrażenie. Na szczęście jej okazał się zbawczy. A pomysł aby po Marka zadzwonić szalony. Ona musi być naprawdę samotna w tym Krakowa skoro o pomoc dzwoniła do Marka i Warszawy.
    Pozdrawiam miło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Oczywiście, że Ula w Krakowie jest bardzo samotna. Przecież nie ma tam nikogo z bliskich, nie ma przyjaciół, bo raczej nie jest typem rozrywkowej osoby i nie szuka towarzystwa. Po rozwodzie jeszcze bardziej zamknęła się w sobie a samotność ciąży jej jak kamień. Do Marka nie miała odwagi zadzwonić i chyba ni ma się co dziwić. Poraniona i upokorzona przez jednego mężczyznę bała się wplątać w kolejny taki związek. Jej telefon do Dobrzańskiego był poniekąd aktem rozpaczy, ale czyż nie napisał jej na kartce, że może do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy, gdyby była w potrzebie?
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Połknęłam słowo samochód.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to opisałaś. Ula powinna być z Markiem nawet w serialu zamiast Febo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia
      Zdecydowana większość opowiadań właśnie tak się kończy, że Ula jest z Markiem a nie z Pauliną. Serial też ma taki finał więc w czym rzecz?
      Dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. No tak Ula jak zwykle musi dostać trochę wstrząsu aby zrozumieć coś tak oczywistego, a później działać. Ta awaria to takie trochę szczęście w nieszczęściu przynajmniej dla Marka.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Najwyraźniej ten rozwód pozbawił Ulę pewności siebie i chociaż z reguły starała się sobie radzić ze wszystkim, to jednak sprawy techniczne zdawały się ją przerastać. Kiedy samochód rozkraczył się na skrzyżowaniu, zupełnie się posypała zwłaszcza, że nikt nie pośpieszył jej z pomocą a jedynie słyszała dźwięk klaksonów. Telefon do Marka był trochę z desperacji, trochę z paniki i strachu, że zapada zmierzch a ona stoi na środku drogi zupełnie bezradna. Nie chodziło przecież o to, żeby Marek ruszył się z Warszawy i przyjechał z pomocą, ale o to, żeby przynajmniej poradził jej co ma zrobić w tej sytuacji i po prostu ją wsparł.
      Pięknie dziękuję za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Czytając fragment, kiedy Ula rozkraczonym samochodem stała na środku drogi,przypomniały mi się słowa piosenki Danuty Rinn gdzie ci mężczyźni?, żeby chociaż jeden wysiadł i zapytał czy może jakoś pomóc, nawet to auto na pobocze przepychała sama, niestety oni umieją tylko trabić i drwić w takiej sytuacji, ot baba za kierownicą.
    Mądre słowa koleżanki Uli, że ...każdy mężczyzna musi mieć świadomość, że jest potrzebny, a kobieta ma się czuć jak kobieta...sprawdził się w tym wypadku tylko dla Marka, który nawet będąc w Warszawie załatwił wszystko tak jak należy a i znajomy mechanik również uczynny i uczciwy okazał się pomocny. Myślę, że zachowanie Marka zarówno w Sopocie i telefoniczna pomoc na odległość da Uli trochę do myślenia, że ta wakacyjna znajomość wcale nie jest taka beznadziejna, co również w liście zasugerował Marek.
    Bardzo fajna część, wyobraźnia działa na pełnych obrotach, co będzie dalej.
    Pozdrawiam gorąco w to deszczowe popołudnie, choć jak w południe wyjeżdżałam z Sosnowca to było słonecznie. Pozdrawiam,Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata
      Ula wcześniej czy później również dojdzie do podobnych wniosków odnośnie wakacyjnych znajomości. Zrozumie, że jednak nie wszystkie kończą się wraz z końcem turnusu. Kolejny raz Marek stanął na wysokości zadania. Słyszał w słuchawce jej płacz i głos, który sugerował, że za chwilę owładnięta paniką straci zdolność logicznego myślenia. Za wszelką cenę starał się ją uspokoić i wesprzeć. Niby zwykła rozmowa a jednak nie pozwoliła się Uli rozsypać emocjonalnie.
      Bardzo dziękuję za wpis. U mnie aktualnie grzmi i oby nie przerodziło się to w prawdziwą burzę.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Ula musi przyznać, że spowiedź z przeszłości wcale aż tak nie bolała. Może powinna pomyśleć też, że utrzymanie kontaktu z wybawicielem też może wcale aż tak nie boleć, jak jej się zdaje. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek żeby się przekonać czy dotrzyma danego słowa i zadzwoni do Marka. Serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Gdy stoi się z boku i patrzy z pewnej perspektywy, dość łatwo jest oceniać postępowanie takiej osoby jak Ula, poszarpanej przez życie z całym bagażem złych doświadczeń. Współczujemy jej, wskazujemy drogę jaką mogłaby pójść, czy wręcz doradzamy jak ma dalej postępować a przecież musimy pamiętać o tym, przez co ona przeszła i co tak mocno odbiło się na jej psychice. Z reguły tacy ludzie są niepewni siebie, pełni sprzecznych uczuć i emocji. Dziesięć razy zastanawiają się jak postąpić, żeby ponownie nie narazić się na jakieś przykrości. Ula nie dawała sobie z tym rady. Jej telefon do Marka był zupełnie spontaniczny i powodowany raczej desperacją niż przemyślanym działaniem.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Ochotnicy do pomocy wyginęli chyba na ostatniej wojnie;) Sami się nie zgłoszą, ale jak się kogoś poprosi, to zazwyczaj nie odmawiają. Ula i tak ma szczęście, że mogła zadzwonić do Marka. Obecnie mężczyźni uważają, że chciałyśmy równouprawnienia, to je mamy i powinnyśmy radzić sobie same. Oczywiście generalizuję, bo są wyjątki, ale przeważnie to jest jak jest. Takie życie;) Miśka pozdrawia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka
      Muszę się zgodzić z tym, co napisałaś. Prawdziwe "chłopy" są jak wymierające gatunki a u tych co przetrwali zmyśleniem nie jest chyba najlepiej. Jakoś żaden nie kwapił się, żeby pomóc kobiecie przynajmniej zepchnąć samochód na pobocze. Poganiali ją tylko naciskając na klaksony jakby faktycznie miało to przyspieszyć całą sprawę. Też nie chcę generalizować, bo w przyrodzie zdarzają się jeszcze wrażliwcy, na których można liczyć.
      Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  8. Porządny chłop ze Zbyszka. Wie, że nie tędy droga do zarobku, aby klienta złupić, ale tędy aby może mniej zarobić, ale mieć dobrą reklamę swoich usług. Gorąco pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresa
      Zbyszek to pasjonat. Kocha przywracać do życia samochody po wypadku a przy okazji łączy jeszcze dwie funkcje: ma lawetę i złomnicę. Wszystko razem się ze sobą wiąże i daje niezły dochód. Mądry facet, bo łączy przyjemne z pożytecznym.
      Bardzo dziękuję, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Zbyszek jest mądrym przedsiębiorcą, bo zadowolony klient powie o firmie może trzem znajomym, za to niezadowolony dziesięciu i więcej! Serdecznie pozdrawiam Regina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regina
      Na tym właśnie polegają inteligentne interesy i dobre rozeznanie rynku. Zbyszek kieruje swoim przedsiębiorstwem w sposób przemyślany a że jest przy okazji solidnym człowiekiem, to interes kręci się świetnie.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. )

      Usuń
  10. Kurteczka, ale Marek dostał kolejną możliwość wykazania się swoją męskością, zaradnością i opiekuńczością! Jak tu się nie zakochać? Nie ma innej możliwości, Ula jest już stracona;) Do czwartku;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Ula nie jest stracona, no chyba że miałaś na myśli: stracona dla świata, bo będzie istnieć wyłącznie dla Marka. On stanął na wysokości zadania i nie pozwolił, by w tak trudnej sytuacji nie wpadła w panikę. Kolejny punkt dla Dobrzańskiego.
      Pozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  11. Fajnie, że Marek nie odpuścił już tak zupełnie, tylko chociaż zostawił jej swoje namiary i króciutki liścik. Pewnie liczył na wcześniejszą wiadomość od Uli, ale lepsza taka niż żadna;) Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      Długo przyszło mu czekać aż Ula się odezwie. Nie mógł wiedzieć, że jest zbyt tchórzliwa i niepewna, by wykonać taki telefon. Upłynęło sporo czasu i musiało dojść do takiej nieprzyjemnej dla niej sytuacji, żeby się zdecydowała. Teraz on ma jej namiary i na pewno już nie odpuści.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)

      Usuń
  12. A jednak okazuje się, że odległość nie jest ważna. Nikt z jej miasta jej nie pomógł, tylko właśnie Marek ze stolicy. Uli powinno dać to porządnie do myślenia, że ona właśnie do niego zadzwoniła, a on bez wahania jej pomógł najlepiej jak potrafił i trzeba przyznać, że pomoc znalazła się bardzo szybko. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Oczywiście, że odległość nie jest ważna kiedy na kimś nam zależy. To tylko nic nie znacząca niedogodność, którą należy pokonać. Marek długo czekał na telefon od Uli, choć nie spodziewał się, że zadzwoni w takich okolicznościach. Najważniejsze jednak, że udało mu się jej pomóc a ona z pewnością to doceni.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  13. Jaki ten świat mały. Nigdy nie wiadomo czy przypadkowe znajomości nie przydadzą się nam jeszcze kiedyś. Dzięki Zbyszkowi Marek nieźle zapunktował u Uli;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      To prawda. Marek też miał kiedyś kłopoty a Zbyszek bardzo mu pomógł. Zaprzyjaźnili się i ta przyjaźń właśnie zaowocowała.
      Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)

      Usuń
  14. Niestety samochody mają to do siebie, że się psują w najmniej odpowiednim momencie. Przykre jest to, że Ula nie ma nawet do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc w tym Krakowie. Dobrze, że jest Marek. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samochód Uli był weteranem i należało się liczyć z tym, że padnie w każdej chwili. Takich spraw Ula już nie ogarnia, bo tu potrzebna jest pomoc faceta a Marek okazał się jej rycerzem w lśniącej zbroi.
      Bardzo dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  15. A niech trąbią! Co to tylko Uli zepsuł się samochód. Ja bym tam olała innych kierowców. Nawet nieźle sobie poradziła z zepchnięciem samochodu na pobocze. Zuch dziewczyna! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, gdyby miała bardziej asertywny charakter pewnie olałaby trąbiących. Niestety ona jest zbyt wrażliwa i potrafiła jedynie się rozpłakać. Na szczęście telefon do Marka uratował sytuację.
      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  16. Już nie mogę się doczekać tego jak przebiegnie ich rozmowa prowadzona już w domowych warunkach, a przede wszystkim, co z niej wniknie? Bo chyba już teraz będą utrzymywać tę znajomość? Przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nic nie mogę zdradzić. Trzeba się uzbroić w odrobinę cierpliwości.
      Bardzo dziękuję za wpis i przesyłam serdeczności. :)

      Usuń
  17. Witaj Małgosiu,
    Ula bardzo ładnie się zachowała opowiadając swoją historię małżeństwa. Nie opluwała męża i nie ziała jadem. Nie widać też żeby mocno rozpaczała po straconym małżeństwie. Sucho, rzeczowo, w krótkich żołnierskich słowach opowiedziała Markowi kilka lat swojego życia. Klasa w czystej postaci. Wydaje się, że chyba już się z tym pogodziła. Marek też ładnie zareagował. Nie jojczał, nie wyzywał Piotra od gnojków, nie biadolił nad losem Uli. Zwyczajnie stwierdził, że źle trafili. Takiej osobie można się wygadać, bo człowiek nie czuje się jak ostatnia sierota i głupek, który dał się tak łatwo zmanipulować. Kolejny plus na rzecz Marka. A załatwienie sprawy z zepsutym samochodem, to już mistrzostwo. Pewnie nawet sobie nie zdawał sprawy z tego jaki kamień zdejmuje z ramion Uli. Dla niego to drobnostka, dla niej wielka sprawa. Złośliwy samochód może przyczynić się do zjednoczenia tej dwójeczki:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Po tym jak Marek opowiedział Uli o sobie czuła się w obowiązku zrewanżować mu się tym samym. Przeszłość mieli dość podobną a już na pewno traumatyczną. To powinno ich zbliżyć i tak właśnie myślał Marek. Nie wiedział, że Ula nie wierzy w wakacyjną miłość i da mu kosza. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Wprawdzie zadziałał tu czysty przypadek, który jednak spowodował, że Ula w akcie desperacji zadzwoniła do Marka i tym telefonem spowodowała lawinę pozytywnych rzeczy. Co z nich wyniknie przeczytasz w czwartek.
      Serdecznie pozdrawiam i przesyłam buziole. :)

      Usuń
  18. Ula powinna zastanowić się nad porządnymi podziękowaniami;) I nie chodzi o te telefoniczne, ale może by tak zaprosiła go do Krakowa albo sama pojechała do Marka? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Być może spełni się to o czym piszesz, bo skoro nawiązali już kontakt, to i odwiedziny nie są takie niemożliwe.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  19. Mówi się, że w tym cały jest ambaras aby dwoje chciało naraz;) Tutaj niby oboje chce, ale, no właśnie chyba brakowało im kogoś albo czegoś, co by ich do siebie zbliżyło. No i znalazł się litościwy samochodzik, któremu należał się i tak już odpoczynek, hahaha;) Ciekawe czy dalej będą potrzebowali kogoś lub czegoś do popchnięcia ich ku sobie? Pozdrawiam Mira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira
      Czasami zbieg okoliczności lub szczęśliwy traf powoduje, że nasze życie zmienia się w jednej chwili. Tu mamy do czynienia z czymś podobnym. Najważniejsze jest jednak to, że po raz drugi los zetknął ich ze sobą a skoro tak, to Marek na pewno będzie dążył, by spotkać się z Ulą, bo nie wystarczą mu rozmowy przez telefon.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i cieszę się, że zajrzałaś. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  20. Niby wszystko było w porządku, niby Ula świetnie sobie radziła, a jednak tak do końca nie było. Popsucie samochodu przelało czarę goryczy. Ula zdała sobie sprawę, że tak naprawdę czuje się bardzo samotnie, że zwyczajnie brakuje jej męskiego ramienia i wsparcia. Całe szczęście, że Marek potrafił tak szybko zareagować i zorganizować pomoc. Gdyby nie miał znajomego, to pewnie i tak by się starał, ale trwałoby to zdecydowanie dłużej. Miło z jego strony, że zrozumiał jej panikę i nie wyśmiał lub nie zbył jej stwierdzeniem, że sama może znaleźć warsztat, bo on nikogo nie zna z Krakowa. Pozdrawiam AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Marek mógł zbagatelizować sytuację, ale tego nie zrobił. Gdyby nazywał się Sosnowski to zapewne spuściłby Ulę na szczaw. Tu jest właśnie ta różnica klas między jednym a drugim. Marek nie zawiódł po raz kolejny a Ula będąca pod wrażeniem z pewnością mu tego nie zapomni.
      Bardzo dziękuję za długi komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  21. Takie romantyczne warunki przyrody, taki pocałunek i po nim taka propozycja – zostańmy przyjaciółmi?! Toż to cios prosto w serce! To i tak cud, że Marek się nie obraził i nie odpuścił sobie Uli. Tylko dzięki jego uporowi Ula ma jego telefon i mogła z niego skorzystać. Ulżyło jej na sercu, że ma jednak oparcie, że nie jest sama. Musi się bardzooooo postarać aby Marek też czuł się dopieszczony;) Na pewno tego nie pożałuje;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Dokładnie! Tak właśnie poczuł się Marek jakby dostał cios prosto w serce. Był rozczarowany, ale kartką napisaną do niej na pożegnanie próbował jeszcze coś wywalczyć, zwłaszcza kontynuację znajomości. Długo czekał, ale w końcu się doczekał i teraz już nie odpuści.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  22. Jacy oni piękni i pogubieni. Pasują do siebie jak dwie połówki czegoś tam;) Oby teraz postarali się bardziej i nie zmarnowali takiej znajomości;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zmarnuje jej Marek. Długo czekał na telefon od Uli i wykorzysta fakt, że wreszcie nawiązał z nią kontakt.
      Bardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  23. Cudownie poprowadzona akcja. Marek dżentelmen nawet na odległość. Może teraz jakos zaczną się zbliżać do siebie. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halina
      Los obojgu daje drugą szansę, która więcej może się nie powtórzyć. Oboje to rozumieją a co z tym zrobią, przeczytasz w kolejnej części.
      Najserdeczniej Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis.:)

      Usuń
  24. Pomysły Marka na odnalezienie Uli są szalone, ale również bardzo romantyczne i rozczulające;) Bardzo mu na niej zależy, ale chyba miał rację z telewizją. Ula chyba by mu tego tak łatwo nie wybaczyła? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      W innej sytuacji ta TV wcale nie byłaby taka zła i mogła przyspieszyć sprawę, ale jest jak jest więc ten pomysł z pewnością wprowadziłby Ulę w zakłopotanie. Awaria samochodu okazała się tu zbawienna i rozwiązała Markowi największy problem a mianowicie nawiązanie kontaktu z Ulą.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i przesyłam serdeczności. :)

      Usuń
  25. Świetna część. Dużo się dzieje. Czekam na rozmowę lub spotkanie Uli i Marka. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile dobrze pamiętam w następnej części będzie jedno i drugie, ale pewności nie mam.
      Bardzo dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  26. Z przykrością muszę stwierdzić, że zgadzam się z Ulą. Wakacyjne przygody, miłości czy znajomości niezmiernie rzadko kończą się czymś dłuższy. Lepiej twardo stąpać po ziemi, żeby nie bolało. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. I takim wyjątkiem tutaj jest chyba znajomość Uli i Marka, ale skąd Ula mogła mieć przypuszczenie, że trafiła właśnie na taki egzemplarz, hahaha;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim Ula jechała do Sopotu odpocząć. Nie miała w planach poznania kogoś i przeżycia z nim wakacyjnej przygody. Los niejako zadecydował za nią i podesłał jej uczynnego, ociekającego dobrocią i budzącego sympatię przystojnego bruneta, w którym trudno się nie zakochać. Ona zrozumiała to po kilku miesiącach, kiedy już zaczęła o nim obsesyjnie myśleć. Telefon do niego był najlepszym rozwiązaniem.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  27. Dzwonić, czy nie dzwonić, oto jest pytanie;) Taki dylemat dotyczy wielu osób, chociaż chyba w mniejszym stopniu facetów. Jak się tego nie zrobi w miarę szybko, to później jest bardzo ciężko. Los chciał, żeby Ula i Marek jeszcze mieli ze sobą kontakt. Ciekawa jestem ich ponownego spotkania? Do następnego czwartku. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Właściwie kontakt miała tylko Ula, bo Marek męczył się w niepewności przez dłuższy czas. Zachodził w głowę, co się z nią dzieje i miał wyraźne objawy zakochania. Ula też to poczuła, ale u niej brała górę niepewność i strach jak Marek zareagowałby na telefon od niej. Na szczęście zdezelowany Ford załatwił sprawę.
      Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  28. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń