ROZDZIAŁ
4
-
Piotr jest lekarzem. Kardiochirurgiem. Pobraliśmy się tuż po ukończeniu przeze
mnie studiów. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i nie widzieliśmy poza sobą
świata. Mój były mąż jest bardzo zdolny. Poznano się na nim jak tylko zaczął
pracować. Dopuszczano go do najbardziej skomplikowanych operacji. Niestety
wiązały się z tym częste dyżury i wezwania na telefon. Więcej go nie było w
domu niż był. Trudno było mi to zaakceptować. Siedziałam wciąż sama jak
pokutnica i nie rozumiałam, że mój mąż tak bardzo kiedyś zaangażowany we
wszelkie wypady w góry, stracił nimi zainteresowanie, bo praca zaczęła go tak
bardzo absorbować. Coraz bardziej odsuwaliśmy się od siebie. Kiedy on wracał do
domu ja już spałam. Kiedy wychodził do pracy, ja od dawna w niej byłam. Krótkie
momenty, kiedy byliśmy w domu oboje przeznaczaliśmy nie na zacieśnianie
związku, ale na wieczne kłótnie i pretensje. On miał żal do mnie a ja do niego.
Stawał się też coraz bardziej chamski i arogancki wobec mnie. Przestał mnie
szanować. Męczyłam się tak ponad dwa lata, aż któregoś dnia uznałam, że już
dłużej nie dam rady, że jeszcze dzień, jeszcze dwa, a oszaleję. Wynajęłam
adwokata, który napisał pozew i reprezentował mnie w sądzie. Rozwód miał być
bez orzekania o winie, ale mój mąż zdecydowanie się temu sprzeciwił, bo uważał,
że rozpad pożycia nastąpił wyłącznie z mojej winy. Już na sali sądowej
dowiedziałam się dzięki skrupulatnej pracy mojego prawnika i jego
zaangażowaniu, że mój mąż zaliczył połowę żeńskiego personelu medycznego, a
jedna z pielęgniarek była z nim w piątym miesiącu ciąży. W tym momencie mój mąż
zapewne żałował, że nie zmienił kwalifikacji pozwu. Z tego też tytułu adwokat
optował za odszkodowaniem dla mnie i wnioskował za uznaniem winy Piotra. Sąd
tak właśnie orzekł. Wszystko trwało kilka miesięcy i kompletnie mnie wykończyło
nerwowo. Musiałam odpocząć i dlatego jestem tu dzisiaj. Ot i cała historia.
- To
strasznie przykre, że oboje mieliśmy pod górkę. Teraz kiedy myślę o tym
wszystkim uważam, że powinienem był być bardziej stanowczy i nie ulegać
rodzicom. Oni nie przeżyją za mnie życia i to nie oni powinni decydować z kim
się mam ożenić, ale czasu nie cofnę… Było, minęło i trzeba żyć dalej, a nie
zamartwiać się przeszłością, prawda?
-
Prawda… Chyba zmarzłam. Chodźmy, bo za chwilę zacznę szczękać zębami.
W przedostatni dzień pobytu podjechali
jeszcze do przychodni, ale okazało się, że szwy mogą być ściągnięte dopiero za
tydzień.
-
Dostanie pani od nas zaświadczenie, które pokaże u siebie w przychodni
chirurgicznej. Jestem pewien, że za tydzień rana zagoi się już do końca.
Po opuszczeniu przychodni Marek zabrał Ulę
do przyjemnej kawiarenki niedaleko Grand Hotelu. Zamówił espresso i po kawałku
czekoladowego tortu. Do tego po lampce czerwonego, półsłodkiego wina. Uniósł
kieliszek do góry i uśmiechnął się do Uli.
- Za
naszą znajomość Ula i za miłe towarzystwo. Właściwie to mógłbym podwieźć cię do
Warszawy, a stamtąd miałabyś połowę drogi do domu.
-
Nie…, to bez sensu. Mam już wykupiony bilet powrotny, a w Warszawie musiałabym
pewnie czekać na przesiadkę. Dziękuję ci bardzo, ale nie chcę zmieniać planów. Ty
wyjeżdżasz rano?
-
Niestety. Nawet nie zdążę zjeść śniadania. Muszę być w Warszawie najdalej na
czternastą, bo jutro moi rodzice wylatują do Szwajcarii. Ojciec od dawna
niedomaga na serce, a tam zawsze stawiają go na nogi. Musi przekazać mi kilka
rzeczy dotyczących firmy, bo to on zastępował mnie przez te dwa tygodnie.
Po obiadokolacji poszli jeszcze na ostatni
spacer plażą. Stanęli przy kutrach w milczeniu. Bóg raczył wiedzieć, co się w
tej chwili działo w ich sercach. Marek pochylił się i przytulił do jej ust. Nie
oddała pocałunku, chociaż pod jego wpływem przeszedł ją dreszcz po całym ciele.
Oderwał się od niej usiłując wyczytać coś z jej oczu.
-
Ula…
-
Ciii… - położyła mu dłoń na ustach. – To nie ma sensu Marek. To nie ma prawa
się udać. Zostańmy przyjaciółmi – wyciągnęła do niego rękę. Podniósł ją do ust
i ucałował z atencją.
-
Jak sobie życzysz Ula. Jak sobie życzysz…
Już nie próbował więcej. Najwyraźniej ona nie
była gotowa na nowy związek. Był nieco rozczarowany podobnie jak ona. Pożegnali
się w holu. Nie wymienili numerów telefonów ani adresów. Liczyła jeszcze na to,
że być może rano przed wyjazdem Marek zapuka do niej i poda jej swój numer, ale
nic takiego się nie zdarzyło. Wcześnie rano usłyszała warkot silnika i podeszła
do okna. Srebrny Lexus właśnie wyjeżdżał tyłem z parkingu.
- I tak właśnie się kończą wakacyjne
znajomości – pomyślała z przykrością. – Do
kitu z nimi – była zła sama na siebie.
Ubrała się i ruszyła do jadalni. Nie
spieszyła się, bo pociąg miała dopiero po jedenastej. Mijając recepcję została
zatrzymana przez recepcjonistkę.
-
Mam dla pani list. Proszę.
Nieco zdziwiona odebrała kopertę od
kobiety. Na niej widniał tylko numer jej pokoju. Otworzyła ją. W środku była
kartka, a na niej skreślone kilka słów.
„Ula, proszę Cię nie zostawiajmy tak tego. Zadzwoń. Jeśli
kiedykolwiek w czymkolwiek będę mógł Ci pomóc – zadzwoń o każdej porze dnia i
nocy. Marek.”
Pod spodem widniał jego numer telefonu.
Wprowadziła go do swojej komórki zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób
on chce być jej pomocny. Przecież mieszka w Warszawie. Stamtąd chce jej
pomagać? Bez sensu. Kompletnie bez sensu.
Wróciła do Krakowa, ale tak się jakoś złożyło,
że nie potrafiła się przemóc, żeby zadzwonić do Marka. Nie, żeby jej go nie
brakowało, lecz doszła do wniosku, że ta ich wakacyjna znajomość jest naprawdę
bez przyszłości. Nie chciała mu zawracać głowy. – Pewnie jest zajęty, a ja nie będę mu się narzucać. Może już o mnie
zapomniał? Zadzwonię i co mu powiem? Cześć Marek tu Ula. Pamiętasz mnie
jeszcze? A on odpowie – Ula, jaka Ula? To wariant najgorszy z możliwych. Lepiej
niech zostanie tak jak jest.
Mijały dni, tygodnie i miesiące, a ona
udawała sama przed sobą, że zapomniała o Marku. Oszukiwała się i
usprawiedliwiała zarazem. Starała się żyć tak jak przed wyjazdem do Sopotu.
Często chodziła na bulwar, czytała dziesiątki książek lub brała do domu
dodatkową robotę. To był sposób na zagłuszenie wspomnień i poczucia winy. Wciąż
obserwowała giełdę i trzymała rękę na pulsie. Czasami, gdy odzywała się jej
komórka, rzucała się wręcz na nią myśląc, że może to Marek. Szybko jednak
uświadamiała sobie, że to niemożliwe, bo przecież on nie ma jej numeru
telefonu. To było istne wariactwo, bo doszła do wniosku, że on wcale nie jest
jej obojętny i że rozpaczliwie za nim tęskni. Paradoksalnie z każdym mijającym
dniem było jej coraz trudniej przełamać się i wybrać jego numer.
Wrócił do Warszawy. Jeszcze tego samego
dnia odwiózł rodziców na lotnisko i prosto stamtąd pojechał do siebie na
Sienną. Nie mógł przestać myśleć o Uli. Wyrzucał sobie, że nie poprosił ją o
numer telefonu. Miał tylko nadzieję, że ona zapisała jego i że kiedyś zadzwoni.
Rzucił się w wir pracy. To pomagało tylko na krótką chwilę, bo kiedy opuszczał
gmach F&D jego myśli krążyły już tylko wokół Uli. Mijał czas, a ona nie
odezwała się ani raz. To było dla niego nie do zniesienia. Zaczęły przychodzić
mu do głowy różne desperackie pomysły. Na przykład, żeby jechać do Krakowa i
zacząć jej szukać. Nie mógł tylko sobie przypomnieć nazwy ulicy, przy której
mieszkała. Podgórna? Podgórska? Nie miał pewności. A może wykupić czas antenowy
i wystąpić z apelem, że jej poszukuje? Bez sensu. Na pewno zawstydziłoby ją coś
takiego. Nie znał nawet banku, w którym pracowała. Jak miał ją odnaleźć?
Wracała z pracy. Dzień był naprawdę
paskudny. Od rana padał śnieg z deszczem a na ulicach potworzyło się śliskie
błoto. Coś jednak było nie tak z silnikiem. Zauważyła to już rano, ale
zbagatelizowała, bo przecież jakoś musiała dojechać do pracy.
Dojeżdżała do świateł, gdy silnik zajęczał
jak ranny zwierz, zacharczał i w końcu zgasł. Bezskutecznie usiłowała odpalić
go ponownie. Za nią ustawił się długi sznur samochodów a zniecierpliwieni
kierowcy zaczęli na nią trąbić. W końcu po trzeciej zmianie świateł chyba
zrozumieli, że nie ruszy z miejsca i zaczęli ją omijać. – Sami gentelmani. Ani jeden nie wylazł i nie zapytał, czy może mógłby
pomóc przynajmniej zepchnąć samochód na pobocze. Buractwo. – Wściekła
wysiadła z samochodu i manewrując kierownicą jakoś przepchnęła auto na bok,
żeby nie tarasować jezdni. Ustawiła trójkąty i sięgnęła po komórkę. Poczuła się
nagle kompletnie bezradna i przytłoczona. To było zbyt wiele jak na jedną słabą
kobietę. Coś nagle w niej pękło i rozpłakała się. Od tylu lat była zdana
wyłącznie na siebie, nawet z typowo męskimi sprawami musiała sobie radzić bez
żadnej pomocy. Jej koleżanki w takich sytuacjach jak ta nawet nie próbowały
dzwonić do warsztatu, tylko wykonywały telefon do męża, żeby to on się
wszystkim zajął.
-
Każdy mężczyzna musi mieć świadomość, że jest potrzebny, a kobieta ma się czuć
jak kobieta – mawiała jedna z nich. Ula stojąc i moknąc na poboczu pomyślała,
że nawet nie pamięta, kiedy ostatni raz czuła się kobietą. I nagle doznała
olśnienia. Zdała sobie sprawę z tego, że jednak pamięta. To było wtedy, kiedy
Marek niósł ją na rękach, gdy skaleczyła nogę. To wtedy poczuła się taka mała,
krucha i zaopiekowana. Zrobiło jej się gorąco, kiedy przypomniała sobie wzrok
Marka taki czuły, trochę zmartwiony wręcz przejmujący. Bezwiednie uniosła
telefon i odszukała jego numer. Odebrał po dłuższej chwili. Zamarła na dźwięk
jego głosu i nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
-
Halo, słucham, kto dzwoni? Halo? – słyszała jego oddech i nadal milczała. Jej
ręce wpadły w jakieś dziwne drżenie, a ciało dygotało jak w febrze. Wiedziała,
że nie da rady się odezwać. Miała się już rozłączyć, gdy usłyszała - Ula? Ula…
to ty…?
Stała jak wmurowana zastanawiając się skąd
wiedział, że to ona i dlaczego w jego głosie było tyle nadziei? Przemogła się
wreszcie.
-
Tak… to ja. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale kompletnie nie wiem co
rozbić – rozpłakała się. – Mój stary Ford rozsypał się całkiem na skrzyżowaniu.
Pada śnieg z deszczem, a ja nawet nie znam numeru do jakiegoś warsztatu, czy
serwisu. Wiem tylko, że trzeba go odholować, bo silnik padł.
-
Już dobrze. Już dobrze. Jestem z tobą i pomogę ci. Tylko nie wpadaj w panikę.
Mam pod Krakowem znajomego, który jest właścicielem warsztatu samochodowego a
najważniejsze, że ma lawetę. Jak skończymy rozmawiać, zadzwonię do niego i
dokładnie wszystko mu opiszę. Ty wejdź do samochodu i nie marznij. Najdalej za
godzinę ktoś tam podjedzie.
Ta rozmowa napełniła ją nadzieją i dodała
otuchy. Wsunęła się z powrotem do wnętrza samochodu i cierpliwie czekała na
pomoc. Marek załatwił sprawę jak należy. Potem połączył się z Ulą i przez cały
czas trzymał ją na telefonie nie pozwalając jej wpaść w histerię i uspokajając.
W lusterku zauważyła światła pomocy drogowej i powiadomiła o tym Marka.
-
Będę musiała kończyć, bo właśnie przyjechali. Bardzo, bardzo ci dziękuję.
Odezwę się jeszcze jak będę już w domu.
Kolega Marka okazał się bardzo miłym i
uczynnym człowiekiem. Szybko dokonał oględzin samochodu i szczerze powiedział,
że to auto nadaje się już tylko na złom.
-
Koszty naprawy będą astronomiczne. Lepiej już zainwestować w jakieś młodsze
autko i nie szarpać się z tym gratem. Ja obiecałem Markowi, że załatwię
wszystko jak najlepiej i najtaniej. Prowadzę też złomowisko takich gratów i
jeśli pani wyrazi zgodę, to zabiorę Forda, zważę go i zapłacę najlepszą cenę.
Mogę też ułatwić pani znalezienie jakiegoś w miarę taniego samochodu tylko
muszę wiedzieć jak dużo chce pani wydać na jego zakup. Od ręki mogę sprzedać
Opla Corsę siedmioletniego wycenionego na szesnaście tysięcy osiemset
osiemdziesiąt złotych. Pani mogę sprzedać za piętnaście tysięcy. Jest po
stłuczce, ale wyszykowany przeze mnie tak, że chodzi jak złoto.
-
Byłoby wspaniale i cena też mi odpowiada.
- W
takim razie nie traćmy czasu. Wciągamy tego wraka i pojedzie pani z nami.
Sporządzimy umowę a płatności może pani dokonać kartą.
Kiedy ruszyli kolega Marka o imieniu
Zbyszek połączył się z nim.
- To
ja Marek. Okazało się, że to stary Ford Escort i nadaje się tylko na złom. Pani
Urszula musiałaby wtopić w niego ogromne pieniądze. Właśnie skończyliśmy
remontować siedmioletniego Opla Corsę i zaproponowałem pani Uli kupno za
piętnaście tysięcy. Ta cena jej odpowiada i chętnie go kupi. Właśnie jedzie z
nami do warsztatu. Sporządzimy umowę i do domu wróci już nowym autkiem.
-
Świetnie to załatwiłeś przyjacielu. Winien ci jestem przysługę. Pozostaję twoim
dłużnikiem. Jak będę w Krakowie, to wpadnę do ciebie specjalnie podziękować. Możesz
dać mi na chwilę Ulę? Halo Ula? Jesteś zadowolona?
-
Bardzo. Pan Zbyszek to przemiły człowiek. Nie wiem czy poradziłabym sobie bez
twojej i jego pomocy. Jestem wam obu bardzo wdzięczna. Nie spodziewałam się, że
ta niemiła przygoda tak szczęśliwie się skończy.
-
Zadzwoń do mnie jak już będziesz w domu. Jestem ciekaw, czy będziesz zadowolona
z nowego nabytku. Zbyszek, to bardzo solidny człowiek i znakomity fachowiec.
Jestem pewien, że zrobił prawdziwe cacko z tego Opla i wszystko w nim chodzi
jak w szwajcarskim zegarku.
-
Zadzwonię. Na pewno zadzwonię. Na razie – oddała Zbyszkowi telefon. – Marek
bardzo pana chwali i bardzo ceni. Tacy przyjaciele to prawdziwy skarb.
Zbyszek uśmiechnął się pod nosem.
- A
znamy się już kilka ładnych latek. On też któregoś roku miał awarię i to
poważną. Grzebałem wtedy przy jego samochodzie całą noc, ale udało się i mógł
jechać dalej. Od tej pory jak tylko jest w Krakowie wpada do mnie i wspominamy
stare czasy. O, właśnie dojechaliśmy.
Cała Ula. Uparta jak osioł. Tyle czasu zwlekała z telefonem do Marka a przecież jeszcze dzień przed rozstaniem żałowała że nie wymienili się numerami.Pocałunek również zrobił na niej wrażenie. Na szczęście jej okazał się zbawczy. A pomysł aby po Marka zadzwonić szalony. Ona musi być naprawdę samotna w tym Krakowa skoro o pomoc dzwoniła do Marka i Warszawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło
RanczUla
UsuńOczywiście, że Ula w Krakowie jest bardzo samotna. Przecież nie ma tam nikogo z bliskich, nie ma przyjaciół, bo raczej nie jest typem rozrywkowej osoby i nie szuka towarzystwa. Po rozwodzie jeszcze bardziej zamknęła się w sobie a samotność ciąży jej jak kamień. Do Marka nie miała odwagi zadzwonić i chyba ni ma się co dziwić. Poraniona i upokorzona przez jednego mężczyznę bała się wplątać w kolejny taki związek. Jej telefon do Dobrzańskiego był poniekąd aktem rozpaczy, ale czyż nie napisał jej na kartce, że może do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy, gdyby była w potrzebie?
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Połknęłam słowo samochód.
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś. Ula powinna być z Markiem nawet w serialu zamiast Febo.
OdpowiedzUsuńRenia
UsuńZdecydowana większość opowiadań właśnie tak się kończy, że Ula jest z Markiem a nie z Pauliną. Serial też ma taki finał więc w czym rzecz?
Dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
No tak Ula jak zwykle musi dostać trochę wstrząsu aby zrozumieć coś tak oczywistego, a później działać. Ta awaria to takie trochę szczęście w nieszczęściu przynajmniej dla Marka.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
Julita
Julita
UsuńNajwyraźniej ten rozwód pozbawił Ulę pewności siebie i chociaż z reguły starała się sobie radzić ze wszystkim, to jednak sprawy techniczne zdawały się ją przerastać. Kiedy samochód rozkraczył się na skrzyżowaniu, zupełnie się posypała zwłaszcza, że nikt nie pośpieszył jej z pomocą a jedynie słyszała dźwięk klaksonów. Telefon do Marka był trochę z desperacji, trochę z paniki i strachu, że zapada zmierzch a ona stoi na środku drogi zupełnie bezradna. Nie chodziło przecież o to, żeby Marek ruszył się z Warszawy i przyjechał z pomocą, ale o to, żeby przynajmniej poradził jej co ma zrobić w tej sytuacji i po prostu ją wsparł.
Pięknie dziękuję za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Czytając fragment, kiedy Ula rozkraczonym samochodem stała na środku drogi,przypomniały mi się słowa piosenki Danuty Rinn gdzie ci mężczyźni?, żeby chociaż jeden wysiadł i zapytał czy może jakoś pomóc, nawet to auto na pobocze przepychała sama, niestety oni umieją tylko trabić i drwić w takiej sytuacji, ot baba za kierownicą.
OdpowiedzUsuńMądre słowa koleżanki Uli, że ...każdy mężczyzna musi mieć świadomość, że jest potrzebny, a kobieta ma się czuć jak kobieta...sprawdził się w tym wypadku tylko dla Marka, który nawet będąc w Warszawie załatwił wszystko tak jak należy a i znajomy mechanik również uczynny i uczciwy okazał się pomocny. Myślę, że zachowanie Marka zarówno w Sopocie i telefoniczna pomoc na odległość da Uli trochę do myślenia, że ta wakacyjna znajomość wcale nie jest taka beznadziejna, co również w liście zasugerował Marek.
Bardzo fajna część, wyobraźnia działa na pełnych obrotach, co będzie dalej.
Pozdrawiam gorąco w to deszczowe popołudnie, choć jak w południe wyjeżdżałam z Sosnowca to było słonecznie. Pozdrawiam,Agata
Agata
UsuńUla wcześniej czy później również dojdzie do podobnych wniosków odnośnie wakacyjnych znajomości. Zrozumie, że jednak nie wszystkie kończą się wraz z końcem turnusu. Kolejny raz Marek stanął na wysokości zadania. Słyszał w słuchawce jej płacz i głos, który sugerował, że za chwilę owładnięta paniką straci zdolność logicznego myślenia. Za wszelką cenę starał się ją uspokoić i wesprzeć. Niby zwykła rozmowa a jednak nie pozwoliła się Uli rozsypać emocjonalnie.
Bardzo dziękuję za wpis. U mnie aktualnie grzmi i oby nie przerodziło się to w prawdziwą burzę.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Ula musi przyznać, że spowiedź z przeszłości wcale aż tak nie bolała. Może powinna pomyśleć też, że utrzymanie kontaktu z wybawicielem też może wcale aż tak nie boleć, jak jej się zdaje. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek żeby się przekonać czy dotrzyma danego słowa i zadzwoni do Marka. Serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńGdy stoi się z boku i patrzy z pewnej perspektywy, dość łatwo jest oceniać postępowanie takiej osoby jak Ula, poszarpanej przez życie z całym bagażem złych doświadczeń. Współczujemy jej, wskazujemy drogę jaką mogłaby pójść, czy wręcz doradzamy jak ma dalej postępować a przecież musimy pamiętać o tym, przez co ona przeszła i co tak mocno odbiło się na jej psychice. Z reguły tacy ludzie są niepewni siebie, pełni sprzecznych uczuć i emocji. Dziesięć razy zastanawiają się jak postąpić, żeby ponownie nie narazić się na jakieś przykrości. Ula nie dawała sobie z tym rady. Jej telefon do Marka był zupełnie spontaniczny i powodowany raczej desperacją niż przemyślanym działaniem.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Ochotnicy do pomocy wyginęli chyba na ostatniej wojnie;) Sami się nie zgłoszą, ale jak się kogoś poprosi, to zazwyczaj nie odmawiają. Ula i tak ma szczęście, że mogła zadzwonić do Marka. Obecnie mężczyźni uważają, że chciałyśmy równouprawnienia, to je mamy i powinnyśmy radzić sobie same. Oczywiście generalizuję, bo są wyjątki, ale przeważnie to jest jak jest. Takie życie;) Miśka pozdrawia;)
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńMuszę się zgodzić z tym, co napisałaś. Prawdziwe "chłopy" są jak wymierające gatunki a u tych co przetrwali zmyśleniem nie jest chyba najlepiej. Jakoś żaden nie kwapił się, żeby pomóc kobiecie przynajmniej zepchnąć samochód na pobocze. Poganiali ją tylko naciskając na klaksony jakby faktycznie miało to przyspieszyć całą sprawę. Też nie chcę generalizować, bo w przyrodzie zdarzają się jeszcze wrażliwcy, na których można liczyć.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Porządny chłop ze Zbyszka. Wie, że nie tędy droga do zarobku, aby klienta złupić, ale tędy aby może mniej zarobić, ale mieć dobrą reklamę swoich usług. Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńZbyszek to pasjonat. Kocha przywracać do życia samochody po wypadku a przy okazji łączy jeszcze dwie funkcje: ma lawetę i złomnicę. Wszystko razem się ze sobą wiąże i daje niezły dochód. Mądry facet, bo łączy przyjemne z pożytecznym.
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Serdecznie pozdrawiam. :)
Zbyszek jest mądrym przedsiębiorcą, bo zadowolony klient powie o firmie może trzem znajomym, za to niezadowolony dziesięciu i więcej! Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńNa tym właśnie polegają inteligentne interesy i dobre rozeznanie rynku. Zbyszek kieruje swoim przedsiębiorstwem w sposób przemyślany a że jest przy okazji solidnym człowiekiem, to interes kręci się świetnie.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wpis. )
Kurteczka, ale Marek dostał kolejną możliwość wykazania się swoją męskością, zaradnością i opiekuńczością! Jak tu się nie zakochać? Nie ma innej możliwości, Ula jest już stracona;) Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ula nie jest stracona, no chyba że miałaś na myśli: stracona dla świata, bo będzie istnieć wyłącznie dla Marka. On stanął na wysokości zadania i nie pozwolił, by w tak trudnej sytuacji nie wpadła w panikę. Kolejny punkt dla Dobrzańskiego.
UsuńPozdrawiam pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Fajnie, że Marek nie odpuścił już tak zupełnie, tylko chociaż zostawił jej swoje namiary i króciutki liścik. Pewnie liczył na wcześniejszą wiadomość od Uli, ale lepsza taka niż żadna;) Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńDługo przyszło mu czekać aż Ula się odezwie. Nie mógł wiedzieć, że jest zbyt tchórzliwa i niepewna, by wykonać taki telefon. Upłynęło sporo czasu i musiało dojść do takiej nieprzyjemnej dla niej sytuacji, żeby się zdecydowała. Teraz on ma jej namiary i na pewno już nie odpuści.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
A jednak okazuje się, że odległość nie jest ważna. Nikt z jej miasta jej nie pomógł, tylko właśnie Marek ze stolicy. Uli powinno dać to porządnie do myślenia, że ona właśnie do niego zadzwoniła, a on bez wahania jej pomógł najlepiej jak potrafił i trzeba przyznać, że pomoc znalazła się bardzo szybko. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńOczywiście, że odległość nie jest ważna kiedy na kimś nam zależy. To tylko nic nie znacząca niedogodność, którą należy pokonać. Marek długo czekał na telefon od Uli, choć nie spodziewał się, że zadzwoni w takich okolicznościach. Najważniejsze jednak, że udało mu się jej pomóc a ona z pewnością to doceni.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Jaki ten świat mały. Nigdy nie wiadomo czy przypadkowe znajomości nie przydadzą się nam jeszcze kiedyś. Dzięki Zbyszkowi Marek nieźle zapunktował u Uli;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńTo prawda. Marek też miał kiedyś kłopoty a Zbyszek bardzo mu pomógł. Zaprzyjaźnili się i ta przyjaźń właśnie zaowocowała.
Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)
Niestety samochody mają to do siebie, że się psują w najmniej odpowiednim momencie. Przykre jest to, że Ula nie ma nawet do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc w tym Krakowie. Dobrze, że jest Marek. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńSamochód Uli był weteranem i należało się liczyć z tym, że padnie w każdej chwili. Takich spraw Ula już nie ogarnia, bo tu potrzebna jest pomoc faceta a Marek okazał się jej rycerzem w lśniącej zbroi.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
A niech trąbią! Co to tylko Uli zepsuł się samochód. Ja bym tam olała innych kierowców. Nawet nieźle sobie poradziła z zepchnięciem samochodu na pobocze. Zuch dziewczyna! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUla, gdyby miała bardziej asertywny charakter pewnie olałaby trąbiących. Niestety ona jest zbyt wrażliwa i potrafiła jedynie się rozpłakać. Na szczęście telefon do Marka uratował sytuację.
UsuńPozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Już nie mogę się doczekać tego jak przebiegnie ich rozmowa prowadzona już w domowych warunkach, a przede wszystkim, co z niej wniknie? Bo chyba już teraz będą utrzymywać tę znajomość? Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNa razie nic nie mogę zdradzić. Trzeba się uzbroić w odrobinę cierpliwości.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i przesyłam serdeczności. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńUla bardzo ładnie się zachowała opowiadając swoją historię małżeństwa. Nie opluwała męża i nie ziała jadem. Nie widać też żeby mocno rozpaczała po straconym małżeństwie. Sucho, rzeczowo, w krótkich żołnierskich słowach opowiedziała Markowi kilka lat swojego życia. Klasa w czystej postaci. Wydaje się, że chyba już się z tym pogodziła. Marek też ładnie zareagował. Nie jojczał, nie wyzywał Piotra od gnojków, nie biadolił nad losem Uli. Zwyczajnie stwierdził, że źle trafili. Takiej osobie można się wygadać, bo człowiek nie czuje się jak ostatnia sierota i głupek, który dał się tak łatwo zmanipulować. Kolejny plus na rzecz Marka. A załatwienie sprawy z zepsutym samochodem, to już mistrzostwo. Pewnie nawet sobie nie zdawał sprawy z tego jaki kamień zdejmuje z ramion Uli. Dla niego to drobnostka, dla niej wielka sprawa. Złośliwy samochód może przyczynić się do zjednoczenia tej dwójeczki:) Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńPo tym jak Marek opowiedział Uli o sobie czuła się w obowiązku zrewanżować mu się tym samym. Przeszłość mieli dość podobną a już na pewno traumatyczną. To powinno ich zbliżyć i tak właśnie myślał Marek. Nie wiedział, że Ula nie wierzy w wakacyjną miłość i da mu kosza. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Wprawdzie zadziałał tu czysty przypadek, który jednak spowodował, że Ula w akcie desperacji zadzwoniła do Marka i tym telefonem spowodowała lawinę pozytywnych rzeczy. Co z nich wyniknie przeczytasz w czwartek.
Serdecznie pozdrawiam i przesyłam buziole. :)
Ula powinna zastanowić się nad porządnymi podziękowaniami;) I nie chodzi o te telefoniczne, ale może by tak zaprosiła go do Krakowa albo sama pojechała do Marka? Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńByć może spełni się to o czym piszesz, bo skoro nawiązali już kontakt, to i odwiedziny nie są takie niemożliwe.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Mówi się, że w tym cały jest ambaras aby dwoje chciało naraz;) Tutaj niby oboje chce, ale, no właśnie chyba brakowało im kogoś albo czegoś, co by ich do siebie zbliżyło. No i znalazł się litościwy samochodzik, któremu należał się i tak już odpoczynek, hahaha;) Ciekawe czy dalej będą potrzebowali kogoś lub czegoś do popchnięcia ich ku sobie? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńCzasami zbieg okoliczności lub szczęśliwy traf powoduje, że nasze życie zmienia się w jednej chwili. Tu mamy do czynienia z czymś podobnym. Najważniejsze jest jednak to, że po raz drugi los zetknął ich ze sobą a skoro tak, to Marek na pewno będzie dążył, by spotkać się z Ulą, bo nie wystarczą mu rozmowy przez telefon.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i cieszę się, że zajrzałaś. Pozdrawiam. :)
Niby wszystko było w porządku, niby Ula świetnie sobie radziła, a jednak tak do końca nie było. Popsucie samochodu przelało czarę goryczy. Ula zdała sobie sprawę, że tak naprawdę czuje się bardzo samotnie, że zwyczajnie brakuje jej męskiego ramienia i wsparcia. Całe szczęście, że Marek potrafił tak szybko zareagować i zorganizować pomoc. Gdyby nie miał znajomego, to pewnie i tak by się starał, ale trwałoby to zdecydowanie dłużej. Miło z jego strony, że zrozumiał jej panikę i nie wyśmiał lub nie zbył jej stwierdzeniem, że sama może znaleźć warsztat, bo on nikogo nie zna z Krakowa. Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńMarek mógł zbagatelizować sytuację, ale tego nie zrobił. Gdyby nazywał się Sosnowski to zapewne spuściłby Ulę na szczaw. Tu jest właśnie ta różnica klas między jednym a drugim. Marek nie zawiódł po raz kolejny a Ula będąca pod wrażeniem z pewnością mu tego nie zapomni.
Bardzo dziękuję za długi komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Takie romantyczne warunki przyrody, taki pocałunek i po nim taka propozycja – zostańmy przyjaciółmi?! Toż to cios prosto w serce! To i tak cud, że Marek się nie obraził i nie odpuścił sobie Uli. Tylko dzięki jego uporowi Ula ma jego telefon i mogła z niego skorzystać. Ulżyło jej na sercu, że ma jednak oparcie, że nie jest sama. Musi się bardzooooo postarać aby Marek też czuł się dopieszczony;) Na pewno tego nie pożałuje;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńDokładnie! Tak właśnie poczuł się Marek jakby dostał cios prosto w serce. Był rozczarowany, ale kartką napisaną do niej na pożegnanie próbował jeszcze coś wywalczyć, zwłaszcza kontynuację znajomości. Długo czekał, ale w końcu się doczekał i teraz już nie odpuści.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Jacy oni piękni i pogubieni. Pasują do siebie jak dwie połówki czegoś tam;) Oby teraz postarali się bardziej i nie zmarnowali takiej znajomości;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa pewno nie zmarnuje jej Marek. Długo czekał na telefon od Uli i wykorzysta fakt, że wreszcie nawiązał z nią kontakt.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Cudownie poprowadzona akcja. Marek dżentelmen nawet na odległość. Może teraz jakos zaczną się zbliżać do siebie. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńLos obojgu daje drugą szansę, która więcej może się nie powtórzyć. Oboje to rozumieją a co z tym zrobią, przeczytasz w kolejnej części.
Najserdeczniej Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis.:)
Pomysły Marka na odnalezienie Uli są szalone, ale również bardzo romantyczne i rozczulające;) Bardzo mu na niej zależy, ale chyba miał rację z telewizją. Ula chyba by mu tego tak łatwo nie wybaczyła? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńW innej sytuacji ta TV wcale nie byłaby taka zła i mogła przyspieszyć sprawę, ale jest jak jest więc ten pomysł z pewnością wprowadziłby Ulę w zakłopotanie. Awaria samochodu okazała się tu zbawienna i rozwiązała Markowi największy problem a mianowicie nawiązanie kontaktu z Ulą.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i przesyłam serdeczności. :)
Świetna część. Dużo się dzieje. Czekam na rozmowę lub spotkanie Uli i Marka. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńO ile dobrze pamiętam w następnej części będzie jedno i drugie, ale pewności nie mam.
UsuńBardzo dziękuję za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)
Z przykrością muszę stwierdzić, że zgadzam się z Ulą. Wakacyjne przygody, miłości czy znajomości niezmiernie rzadko kończą się czymś dłuższy. Lepiej twardo stąpać po ziemi, żeby nie bolało. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. I takim wyjątkiem tutaj jest chyba znajomość Uli i Marka, ale skąd Ula mogła mieć przypuszczenie, że trafiła właśnie na taki egzemplarz, hahaha;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim Ula jechała do Sopotu odpocząć. Nie miała w planach poznania kogoś i przeżycia z nim wakacyjnej przygody. Los niejako zadecydował za nią i podesłał jej uczynnego, ociekającego dobrocią i budzącego sympatię przystojnego bruneta, w którym trudno się nie zakochać. Ona zrozumiała to po kilku miesiącach, kiedy już zaczęła o nim obsesyjnie myśleć. Telefon do niego był najlepszym rozwiązaniem.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Dzwonić, czy nie dzwonić, oto jest pytanie;) Taki dylemat dotyczy wielu osób, chociaż chyba w mniejszym stopniu facetów. Jak się tego nie zrobi w miarę szybko, to później jest bardzo ciężko. Los chciał, żeby Ula i Marek jeszcze mieli ze sobą kontakt. Ciekawa jestem ich ponownego spotkania? Do następnego czwartku. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńWłaściwie kontakt miała tylko Ula, bo Marek męczył się w niepewności przez dłuższy czas. Zachodził w głowę, co się z nią dzieje i miał wyraźne objawy zakochania. Ula też to poczuła, ale u niej brała górę niepewność i strach jak Marek zareagowałby na telefon od niej. Na szczęście zdezelowany Ford załatwił sprawę.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń