ROZDZIAŁ
5
Teren, na którym położony był warsztat
wydawał się ogromny. Dwie spore hale. W mniejszej dokonywano napraw na bieżąco.
W większej przywracano samochodom po wypadkach drugie życie. Zbyszek skupował
takie uszkodzone samochody i z pietyzmem je naprawiał, by móc potem sprzedać.
Za halami rozciągało się złomowisko. Wyglądało na to, że Zbyszek był
człowiekiem przedsiębiorczym i jednocześnie pasjonatem. Stworzył sobie trzy
źródła dochodu a przy okazji realizował swoje pasje.
Zaprowadził Ulę do większej hali, żeby
pokazać jej Corsę.
- To
ta czerwona. Proszę zobaczyć.
Kolor zachwycił ją. Auto było wypolerowane
na błysk. Otworzyła drzwi i wsunęła się za kierownicę. Było jej wygodnie.
Obejrzała deskę rozdzielczą. Zbyszek podał jej kluczyki.
-
Przejedziemy się trochę. Proszę uruchomić silnik – zajął miejsce pasażera i
czekał aż Ula ruszy. Wyjechała ostrożnie. Samochód chodził cichutko i płynnie.
-
Jest naprawdę wspaniały. W niczym pan nie przesadził. Jestem gotowa podpisać
umowę choćby zaraz.
Tak się też stało. Zbyszek poczekał jeszcze
aż podadzą mu całkowity koszt złomu i odjął go od ceny. Formalności poszły
bardzo sprawnie. Zadowolona Ula uiściła zapłatę, podziękowała i odjechała do
domu. Pamiętała, że ma zadzwonić jeszcze do Marka i jak tylko trochę się
ogarnęła wybrała jego numer.
-
Jestem już w domu Marek. Przyjechałam Oplem. Jest idealny dla mnie. Pan Zbyszek
zapewnił mnie, że jak tylko coś będzie się działo, to mam dać znać, a on
naprawi. Cieszę się, że go poznałam. Wreszcie mam zaufanego mechanika.
- A
ja się cieszę, że nareszcie masz dobry nastrój i najgorsze za sobą. Bardzo
chciałbym się z tobą zobaczyć. Jeśli się zgodzisz, przyjechałbym na weekend do
Krakowa. Stęskniłem się za tobą.
-
Nie uwierzysz, ale ja za tobą też. Przepraszam cię, że wcześniej nie
zadzwoniłam. Jakoś nie miałam odwagi. Jednak brakuje mi naszych rozmów i
spacerów, które tak pozytywnie wspominam. Oczywiście serdecznie cię zapraszam.
Jak wiesz, mam małe mieszkanie. To prawdziwa klitka, ale posiadam dmuchany,
wygodny materac, na którym można się przespać. Myślę, że nie będzie tak źle.
- I
ja tak myślę Ula i bardzo, bardzo się cieszę, że wreszcie się spotkamy. Wyjadę
w piątek po pracy. To jakieś cztery godziny jazdy więc będę koło dwudziestej.
Już nie mogę się doczekać.
Nazajutrz wzięła wolny dzień, żeby załatwić
rejestrację samochodu i ubezpieczenie. Była środa a Marek miał przyjechać za
dwa dni. Zaopatrzyła lodówkę, bo pomyślała, że ugotuje mu coś smacznego. W
sobotę będą pewnie spacerować i mogą zjeść na mieście. Była podekscytowana i w
duchu dziękowała opatrzności, że jednak odważyła się do niego zadzwonić.
W piątek odliczała już godziny do jego
przyjazdu. W pracy zdziałała niewiele, bo nie potrafiła się skupić myśląc wciąż
o Marku. On dzwonił informując ją, że jest już w drodze i będzie wcześniej niż
zamierzał, bo koło siedemnastej. Ucieszyła się, że nie będzie musiała czekać do
wieczora.
Z pracy wypadła biegiem i szybko odpaliła
samochód. Nie chciała utknąć gdzieś w korku. Tym razem szczęście jej dopisało,
bo nawet światła jej sprzyjały. Kończyła się przebierać, kiedy usłyszała
dzwonek do drzwi. Otworzyła je na całą szerokość i uśmiechnęła się promiennie.
Dopiero kiedy go ujrzała zrozumiała jak bardzo dotkliwa była ta tęsknota za
nim. Wyciągnęła ręce i objęła go mocno.
-
Tak się cieszę, że już jesteś – szepnęła mu do ucha.
- Ja
także. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo tęskniłem. To było nie do zniesienia.
Przez te wszystkie miesiące modliłem się o twój telefon. Prawie lewitowałem ze
szczęścia, gdy usłyszałem twój głos – przytulił się do jej policzka –
Zakochałem się w tobie i mam wielką nadzieję, że tobie też chociaż trochę na
mnie zależy.
-
Zależy mi bardziej niż myślisz. Siedzisz w mojej głowie i sercu. Jeśli to nie
jest miłość, to nie wiem jak inaczej to nazwać – zarumieniła się wstydliwie.
-
Marzyłem o tym od dawna. Jestem szczęśliwy Ula. Bardzo szczęśliwy – przylgnął
do jej ust. Tym razem oddała pocałunek namiętny i długi.
-
Pewnie jesteś głodny – oderwała się od niego. - Zrobiłam gołąbki z gęstym,
pomidorowym sosem. Powinny ci smakować. Rozgość się, a ja podgrzeję.
To popołudnie było pełne wspomnień i
opowiadania o tym, co porabiali od czasu powrotu z wczasów.
- Ja
od razu wpadłem w totalny kołowrót. Jeszcze tego samego dnia odwiozłem rodziców
na lotnisko, a następnego dnia umawiałem spotkania z kontrahentami na zakup
kolekcji jesienno-zimowej. Ominął mnie pokaz, bo byłem na urlopie. Zawsze dwa
razy do roku organizujemy takie pokazy najnowszych kolekcji. Tym razem zastąpił
mnie ojciec, chociaż najgorszy młyn zaczyna się zawsze po pokazach. Muszę wtedy
dopilnować przedłużenia umów ze stałymi kooperantami i zawrzeć nowe z dopiero
pozyskanymi. Dużo z tym roboty, bo spotkania muszę umawiać z każdym z osobna, a
i treść umów często redaguję sam, bo moja sekretarka jest kompletnie do
niczego. Poza urodą Bóg niestety nie obdarzył jej rozumem.
- W
takim razie po co trzymasz ją w firmie? Jest przecież bezużyteczna.
- To
prawda, ale jest też żoną mojego najlepszego przyjaciela, który pracuje także w
firmie jako dyrektor HR. Po prostu cierpię w milczeniu. Od dawna nie mam
asystentki a powinienem ją mieć. Przez Paulinę musiałem zwolnić wszystkie,
które pracowały na tym stanowisku, bo była bardzo zazdrosna i wszędzie
wietrzyła zdradę. Na szczęście to już przeszłość. A ty co porabiałaś?
- Na
pewno nie byłam aż tak zajęta jak ty. U mnie czas pracy wynosi osiem godzin, a
potem wracam do domu, coś zjem, albo i nie jak nie chce mi się gotować i idę na
spacer wzdłuż Wisły. Lubię patrzeć na barki zacumowane przy brzegu. Trochę
obserwuję giełdę. Po prostu staram się trzymać rękę na pulsie. Moje życie jest
dość monotonne, raczej nudne i bardzo przewidywalne. To mnie już męczy, bo
generalnie lubię jak coś się dzieje. Jeśli chcesz, to możemy się trochę
przejść. Chyba przestało padać. Pokażę ci mój nowy nabytek, bo pewnie go nie
zauważyłeś i barki na Wiśle.
Rzeczywiście nie padało, ale i tak wilgoć
była wszechobecna. Ula od razu zauważyła Lexusa Marka stojącego obok jej Opla.
- A
jednak już na parkingu przytuliłeś się do mnie – zachichotała. – Spójrz, to
właśnie to autko.
Marek podszedł i przyjrzał mu się.
-
Naprawdę Zbyszek się spisał. Ono nie wygląda na siedem lat. Wygląda jak nowe.
Dobrze ci się nim jeździ?
-
Wspaniale. Komfort jazdy pierwsza klasa. Forda zajechałam na śmierć, ale on
miał już ze dwadzieścia lat. To był najwyższy czas, żeby się go pozbyć. A teraz
chodźmy na bulwar. Jak jest widno to można zobaczyć znacznie więcej. Na
szczęście wzdłuż niego postawiono latarnie i nie jest tak źle.
Objął ją ramieniem przytulając do swego
boku. Szli wolno wciągając do płuc mroźne powietrze. Czy Piotr kiedykolwiek ją
tak obejmował? Jeśli nawet, to musiało być to bardzo dawno temu jeszcze na
początku ich znajomości. Z biegiem czasu darował sobie takie intymne gesty.
Pewnie chował je dla swoich kochanek. Przy Marku czuła się naprawdę wspaniale.
Jego troska, opiekuńczość, chęć bycia potrzebnym i uczynnym były niemal
namacalne.
-
Nie jest ci zimno? – zapytał.
-
Jest mi dobrze i w sam raz – wyszeptała. – I jak ci się podoba nasza Wisła?
Jest bardzo uporządkowana, prawda? Takie miejsca są potrzebne, bo sporo
Krakowian z nich korzysta.
- Za
to miejsce, które ja sobie upodobałem jest kompletnie zarośnięte i dzikie. Jest
takich miejsc kilka, bo Wisła w Warszawie nie wszędzie płynie wybetonowanym
korytem. Lubię się czasem tam zaszyć na parę godzin. Jest tam spory pniak, na
którym siadam i rozpalam sobie ognisko. To jest bezpieczne, bo wokół zalega
sporo piachu. Jak przyjedziesz do Warszawy chętnie ci je pokażę. Na pewno
docenisz je tak jak ja.
- Z
przyjemnością przyjadę, ale na pewno nie odważę się na jazdę samochodem.
Bezpieczniej będzie pociągiem.
- A
szybciej samolotem. Przecież niedaleko masz Balice. Ja każdorazowo mógłbym
bukować ci bilet, bo sam sporo latam i mam zniżkę. Ty odbierałabyś go w kasie
na lotnisku. Jedziesz do Balic, zostawiasz samochód na parkingu i lecisz do
Warszawy. Z powrotem odwoziłbym cię na lotnisko, przylatywałabyś do Krakowa,
wsiadała w samochód i wracała do domu. To najlepszy sposób Ula. Ja następnym razem
też tak zrobię i nie będę się tłukł autem cztery godziny. To najrozsądniejsza
opcja zwłaszcza, że bilety są o wiele tańsze od tych na pociąg.
-
Nie wiedziałam o tym… Stąd do Balic jest jakieś dwadzieścia kilometrów.
- A
samolot leci do Warszawy pięćdziesiąt minut. Naprawdę warto to wziąć pod uwagę.
Ja w niedzielę wyjadę koło czternastej, bo chcę jeszcze wstąpić po drodze do
Zbyszka. Obiecałem mu. Dawno się nie widzieliśmy. Następnym razem przyjedziesz
po mnie na lotnisko, ale najpierw chcę cię zaprosić do siebie. Pokazałbym ci
firmę i miejsce, w którym mieszkam. No i powałęsalibyśmy się trochę nad Wisłą.
- To
brzmi bardzo kusząco. Na razie jednak ty jesteś tutaj. Jak jutro nie będzie
sypać śnieg lub padać deszcz, to powłóczymy się po Starówce. Uwielbiam klimat
starego Krakowa, może i tobie się udzieli? – zerknęła na zegarek. – Wracajmy.
Późno się zrobiło, a trzeba ci jeszcze przygotować spanie.
Obudził się, gdy za oknem szarzało i sam
nie wiedział, czy jest tak wcześnie, czy po prostu pochmurno. Zerknął na
zegarek, który wskazywał kilka minut po siódmej. – Młoda godzina – pomyślał.
Zerknął na kanapę. Ula spała smacznie z
twarzą wtuloną w poduszkę. Uśmiechnął się. Jej zaróżowione od snu policzki
przypominały niewinną buzię dziecka. Wydawała się taka krucha jak porcelana, a
jednak musiała być zaradna i silna, żeby walczyć o siebie skoro w eks mężu nie
miała żadnego oparcia. Gdyby tylko mu pozwoliła, on na pewno zaopiekowałby się
nią. Nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować z tej znajomości. Nigdy w całym
swoim życiu nie zaangażował się uczuciowo aż tak mocno. Odległość nie była
problemem a jedynie niedogodnością, którą łatwo było przezwyciężyć. Może kiedyś
uda mu się ją namówić do przeprowadzki do Warszawy? Wczoraj wieczorem leżąc już
w pościeli rozmawiali jeszcze długo. Z tego co mu powiedziała, wynikało, że nie
ma żadnej rodziny. Oboje rodzice nie żyją. Rodzeństwa nie miała i tak na dobrą
sprawę nic jej w Krakowie nie trzymało poza sentymentem do tego miasta.
Rozczulała go. Kiedy patrzył w jej duże,
niesamowicie błękitne oczy miał wrażenie, że zanurza się w dwóch krystalicznie
czystych źródełkach. Mógłby tonąć w nich do końca swoich dni. Jej usta kusiły
do pocałunku. Wczoraj tego doświadczył i poczuł się wspaniale.
Odkrył kołdrę i zsunął się z materaca. Na
kolanach pokonał odległość dzielącą go od kanapy i pochylił się nad Ulą. Omiótł
oddechem jej cudną twarz i musnął ustami jej usta. Mruknęła i wolno otworzyła
powieki.
-
Marek… - wyszeptała. – Nie śpisz już?
- To
trudne kochanie, kiedy szkoda mi czasu na sen i wolę patrzeć na ciebie.
Zarumieniła się. Już nie pamiętała, żeby
ktoś mówił do niej tak pieszczotliwie i czule. Pogładziła jego zarośnięty
policzek.
-
Trochę drapiesz. Skoro jednak się obudziłeś to i ja wstaję. Zaraz zrobię nam
śniadanie tylko najpierw skorzystam z łazienki.
Narzuciła na siebie szlafroczek i poszła
doprowadzić się do ładu. Marek w tym czasie poskładał pościel i włączył wodę na
kawę. Zapowiadał się udany dzień. Czuł to w kościach.
Marek widać, że nie zasypuje gruszek w popiele i całe szczęście. Gdyby jej nie wyznał co czuje to jeszcze długo by nic z tego nie było. Na całe szczęście Ula zrozumiała, że to jest miłość z jej strony.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowy poranek.
Julita
Julita
UsuńMarek łapie szczęście za nogi. Za długo czekał na kontakt z Ulą i gdyby się nie odezwała, pewnie szukałby innego sposobu, żeby się z nią spotkać.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Przepraszam przedtem za trzy komentarze. Zauważyłam je dopiero potem. Rozdział w porządku, bardzo mi się podobał. Marek i Ula to para idealna, ona jest miła, dobra i opiekuńcza, tak samo jak Marek. Marek by oddał za Ulę życie, i odwrotnie. Bardzo cię pozdrawiam w ten pochmurny czwartkowy dzień.
OdpowiedzUsuńRenia
Renia.
UsuńKomentarze usunięte. Nic się nie stało.
Ula i Marek wydają się idealni, chociaż ideały w przyrodzie nie występują. Oni dobrze się rozumieją i obdarzają siebie czymś więcej niż tylko przyjaźnią.
Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Oni wydają się w tym opowiadaniu tak nierealni ,ale cudowni:). Marek to najchętniej nieba by jej uchylił ,widać ,że naprawdę mu na niej zależy i pragnie by czuła się przy nim wyjątkowo. I w ten sposób się zachowuje budząc ją jak księżniczkę pocałunkiem. Fajnie jest tak po codziennych zmaganiach usiąść z filiżanką dobrej kawy i zaczytać w Twojej opowieści ,a twoja wyobraźnia kreuje piękne obrazy, a bohaterowie są mili,uczynni i człowiek chciałby jak najczęściej spotykać takie osoby na swojej życiowej ścieżce ,chociaż są wyjątki.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak rozwiążą problem z odległością ,ale myślę ,że to Ula przeniesie się do Warszawy ,a do Krakowa będzie od czasu do czasu jeździć z sentymentu do tego miasta.Czekam na więcej. Pozdrawiam serdecznie :).
Justyna
UsuńRzeczywistość, w której żyjemy przechodzi samą siebie. Tyle w niej nienawiści, że człowiek marzy o czymś dobrym i pięknym. Przynajmniej w taki sposób opisując pozytywne relacje między dwiema osobami staram się oderwać Was od tej ponurości wokół. Sama w ten sposób też uspokajam głowę i szalejące w niej emocje.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Ale mu się spieszy, hahaha;) Miał być o dwudziestej, a był już o siedemnastej;) To dobra prognoza na przyszłość i potwierdzenie, że mu naprawdę zależy;) Pozdrawiam AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńTeraz Markowi śpieszy się bardzo. Przez kilka miesięcy nie miał o niej wiadomości, nie wiedział, co się z nią dzieje, nie miał konceptu w jaki sposób ją odnaleźć więc teraz, kiedy sama się odezwała, on nie chce już więcej tracić czasu.
Bardzo dziękuję Ci za wizytę na blogu. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Do czegoś się ta nudna praca przydała. Przynajmniej Ula mogła myśleć tylko o wizycie Marka i przy tym niczego nie zawaliła. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy Ula nawiązała kontakt z Markiem i uświadomiła sobie, co do niego czuje, nie potrafi przestać o nim myśleć. To chyba typowe dla zakochanych.
UsuńBardzo dziękuję za wpis. Przesyłam serdeczności. :)
Ucieszyłam się, że Ula mnie posłuchała z tym zaproszeniem Marka, ale z podziękowaniem, to na razie cieniutko;) Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńHahaha. Cierpliwości Kara. Na wszystko przyjdzie czas. Jeśli miałaś na myśli podziękowanie w postaci wspólnej nocy w jednym łóżku, to na pewno się rozczarowałaś. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że oni nie znają się za dobrze, chociaż obdarzają się uczuciem. Wszystko przed nimi.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Myślę, że Marek chociaż trochę żałował, że Ula miała ten nieszczęsny materac albo chociaż, że nie uciekało z niego powietrze. Byłby to kolejny przypadek, który popchnął by ich do siebie;) Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńTy wiesz jak poprawić mi humor i wywołać uśmiech na mojej twarzy. Jakoś nie pomyślałam, żeby spuścić z tego materaca powietrze, a może trzeba było? Wtedy ta sytuacja byłaby przynajmniej zabawna a ja ubrałam ich w nocne Polaków rozmowy. Jednak nie martw się. Zdążą ze wszystkim.
Pozdrawiam Cię cieplutko i pięknie dziękuję za wpis. :)
Jakie miłe powitanie;) Ojojoj, coś z tego będzie, tylko czy już przy tej wizycie? Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńNie tak prędko. Oni dopiero się poznają, więc nie dopuszczę, żeby tak od razu wepchnąć ich do jednego łóżka. Wszystko w swoim czasie.
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Całe szczęście, że z wyznaniem miłości nie czekali już długo. Wcale nie bolało i okazało się, że oboje czują to samo;) Teraz tylko trochę się zorganizować i będzie dobrze. Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńDokładnie. Skoro oboje poczuli to samo, nie chcą się z tym kryć. Jednak nie znają się za dobrze i teraz muszą spędzić ze sobą trochę czasu. Jak się zorganizują, już wkrótce.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Zbyszka firma chyba wcale nie odbiega wielkością i zyskownością od FD? Facet ma głowę do interesów, a przy tym jest bardzo miły;) Posiadanie zaufanego mechanika bezcenne! Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńNie rozważałam tego pod takim kątem, ale chyba masz rację. To tylko inny profil działalności, ale dochody pewnie podobne. Zbyszek jest pasjonatem i jak już do czegoś się zabiera, to wkłada w to swoje serce i umiejętności. Poza tym jest bardzo uczynny, co doceniła Ula i co docenia Marek.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za wpis. :)
Taki Marek bardzo się podoba i to chyba nie tylko mnie? Zdecydowany, stanowczy, wie czego chce, prze do przodu, nic go nie zraża, a przy ty, jest troskliwy, opiekuńczy i rozczulający. Kochaj go Ula i nie wypuszczaj z rąk! Miśka pozdrawia;)
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńJa też uwielbiam takiego Marka. W serialu był kompletnie niezdecydowany, nie potrafił nic załatwić, bo wciąż obawiał się porażki i niemiłych konsekwencji własnych działań. W tej historii jest taki, jakiego większość lubi.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Młodość i miłość potrafi góry przenosić, a co dopiero mówić o takiej błahostce jak odległość. Marek zapewne przekona Ulę, że ta odległość o którą się ona martwi nie stanowi tak naprawdę żadnej przeszkody. A może z biegiem czasu namówi ją na zmianę miejsca zamieszkania? Czekam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńOdległość, to tylko jedna z niedogodności. Ula związana jest z Krakowem emocjonalnie. Tu się urodziła, wykształciła i tu pracuje a przede wszystkim tu jest grób jej przedwcześnie zmarłych rodziców. To głównie dlatego nie chce się rozstawać z tym miejscem i musi mieć naprawdę dobry powód, żeby się stąd ruszyć.
Bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś i przeczytałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńcieszę się, że przynajmniej dla jednej ze stron odległość pomiędzy miastami nie stanowi wielkiego problemu. Marek ma sto procent racji, że to tylko malutka niedogodność. Jeśli tylko będą chcieli i się postarają, to mogą przecież widywać się w każdy piątek. Zdaję sobie sprawę, że to generuje dość duże koszty, ale czego nie robi się dla miłości. Poza tym taka sytuacja nie musi trwać wiecznie:) Może weekend, to mało czasu, ale czasami pary mieszkające razem nawet tego nie potrafią sobie zapewnić i ciągle się mijają. Takie czasy, że ciągle za czymś gonimy. Kiedyś dotyczyło to przede wszystkim mężczyzn, bo to oni zazwyczaj mieli parcie na karierę, teraz to już bez różnicy. Każdy w związku chce się realizować, a na to potrzebny jest czas. Ciężko niekiedy wygospodarować go dla drugiej osoby. Nawet pojawienie się dzieci często niczego nie zmienia. Przecież zawsze można zatrudnić opiekunkę lub gosposię, która wszystkim się zajmie. Tej parze raczej takie zachowanie nie grozi, przynajmniej mam taką nadzieję. Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Gaja
Gaja
UsuńDla chcącego nic trudnego. Marek uważa, że lot jest najlepszym wyjściem, bo najkrótszym czasowo. Samochodem to trwa kilka godzin. On jest dość dobrym logistykiem i szybko wszystko ogarnia, bo zależy mu na spotkaniach z Ulą. To okaże się rzeczywiście proste a Ula od tej pory będzie mieć zajęte weekendy.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Przesyłam serdeczności. :)
Teraz już wiemy, że Ula tak naprawdę jest sama. Miałam jeszcze nadzieję, że posprzeczała się z rodziną i można to jakoś naprawić, ale wiemy już, że właściwie nic ją w Krakowie nie trzyma. Za to ja trzymam kciuki za Marka. Niech ją namówi na przeprowadzkę! Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńRzeczywiście Ula w Krakowie jest sama jak palec. Jej rodzice lezą na cmentarzu a bliższej, czy dalszej rodziny brak. W tym mieście trzyma ją jedynie praca i sentyment. Czy Markowi uda się ją namówić na przeprowadzkę, o tym dowiesz się wkrótce.
Pozdrawiam Cię pięknie i bardzo dziękuję za wpis. :)
Po czułym powitaniu widać jak bardzo oboje za sobą tęsknili. Marek nawet był w stanie przejechać cztery godziny po pracy, aby móc pobyć z Ulą. Wyznał Uli co do niej czuje, choć ona nie do końca powiedziała, że go kocha, to jednak nie jest on dla niej obojętny. Podobało mi się kiedy Ula zauważyła, że już na parkingu przytulił się do niej, przecież nie mógł widzieć, które auto sprzedał jej Zbyszek. Coś czuję w moich starych kościach, że z tego coś wyjdzie.
OdpowiedzUsuńZbyszek okazał się solidnym fachowcem, a takich jeszcze u nas jak na lekarstwo.
Dziękuję za tą część, pozdrawiam serdecznie, Agata
Agata
UsuńUla wyraźnie dała Markowi do zrozumienia, że nie jest jej obojętny i on to zrozumiał właściwie. Inaczej nie witałby się z nią tak czule. Zależy mu na niej bardzo i zrobi wszystko, żeby ten świeżutki związek miał swoje następstwa.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Ula w tym całym nieszczęściu miała szczęście, którego mi zabrakło. Trzy lata mija, jak pożegnałam swoje autko na złomowisku. Od tego czasu próbuję zebrać pieniądze na coś nowszego, ale zawsze są ważniejsze jakieś wydatki. Córka mówi, że przynajmniej nie truję środowiska, ale mnie to jakoś nie pociesza;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak człowiek przyzwyczai się do wygody jaką jest samochód, to później, kiedy zmuszony jest się go pozbyć, z trudnością przestawia się na komunikację miejską. Córka ma rację, ale w końcu po coś wymyślono taki środek transportu, a my możemy z niego korzystać. Jestem pewna, że w końcu uda Ci się uzbierać wystarczającą kwotę i znowu będziesz się cieszyć komfortem jazdy.
UsuńPozdrawiam Cię najserdeczniej i bardzo dziękuję, że zajrzałaś. :)
Ten spacer jest już zupełnie inny od ich spacerów w Sopocie. Wreszcie mogą okazywać sobie czułość. Oby tak dalej, bo warunki są dalej romantyczne. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńTen spacer jest inny, bo już wiedzą, co do siebie czują. Te w Sopocie miały inny wydźwięk, bo po pierwsze Ula miała skaleczoną stopę a po drugie, Marek był dla niej jedynym towarzystwem, bo reszta wczasowiczów była już w mocno zaawansowanym wieku. Tak, czy siak od teraz będzie wyłącznie romantycznie.
UsuńPozdrawiam najserdeczniej i bardzo dziękuję za wizytę na blogu. :)
Może i Bóg nie obdarzył Violetty niesamowitym rozumem, ale urodą i sprytem to i owszem;) Udało jej się zaciągnąć Sebastiana do ołtarza! Brawo. Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńHahaha. To prawda. Niezbyt lotna Violetta jednak dysponują jakąś swoją pokrętną logiką i potrafi nieźle kombinować. Poza tym Sebastian wciąż pozostawał pod jej niezaprzeczalnym urokiem i chyba nie tak trudno było jej zaciągnąć go do ołtarza.
Bardzo dziękuję Ci za wpis. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Cudowny rozdział, tak romantycznie. Mam nadzieję, że pobyt Uli w Warszawie przyniesie przełom w ich relacji. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńTo nie będzie przełom, to będzie wielkie "BOOM" i całkowite zaskoczenie dla Uli, ale o tym już wkrótce.
Bardzo się cieszę, że zajrzałaś. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Pięknie im wychodzi ta znajomość. Chyba sami się nie spodziewali, że między nimi będzie aż takie porozumienie dusz. Oby nic się nie zepsuło. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńTo zaledwie początek, ale najważniejsze, że oboje wiedzą na czym stoją i z pewnością obojgu zależy na tym, by ten związek zaczął się rozwijać. Będą z pewnością bardzo się starać.
Bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś. Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Marek ma plan nawet na dalszą ich przyszłość i to bardzo dobrze, ale tak się zastanawiam, czy Ula nie przestraszy się takiego tempa, czy nie poczuje się osaczona? Bardzo często jest tak, że chcemy dobrze, a wychodzi jak zwykle. Liczę jednak, że Ula będzie się tylko cieszyła takim opiekuńczym partnerem;) Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńTempo w istocie zabójcze i chyba każdy by się trochę przestraszył. Ula też nie będzie wolna od obaw. Będzie trochę ekscytacji i nie zabraknie strachu. Ona musi to wszystko dobrze przemyśleć i podjąć właściwą decyzję.
Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo dziękuję za wpis. :)
Podobno przez żołądek do serca, chociaż Violetta uważała inaczej, hihihi;) Ale Ula chyba nie musi aż tak się starać, bo wydaje mi się, że Marek jest już w niej szaleńczo zakochany. Nawet gdyby podała mu coś niezbyt udanego, to i tak Marek chyba by nic nie poczuł. Zapewne by wychwalał to danie pod niebiosa. Do następnego czwartku Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńWbrew pozorom Marek to nie francuski piesek. Zje wszystko, zwłaszcza przygotowane przez Ulę, która w kuchni radzi sobie całkiem nieźle i gotuje smacznie. Oczywiście, że Marek jest w niej zakochany. Jego serduszko mocniej zabiło już w Sopocie.
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)
Kocham Kraków! Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Nawet można przyzwyczaić się do smogu. Ale mimo wszystko dla Marka wyprowadziłabym się bez szemrania nawet do przysłowiowej Koziej Wólki;) Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTeż mam sentyment do tego miasta i bardzo je lubię. Podobno można porzucić wszystko kierując się wyłącznie głosem serca. Może i Ula postąpi podobnie?
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Początki znajomości są zawsze takie fajne i romantyczne. Człowiek położyłby się nawet na madejowym łożu, byle tylko być razem, być blisko. Niestety później, to już z tym różnie bywa. Są młodzi, piękni i zakochani, czego chcieć więcej? Część bardzo miła i czytałam ją z uśmiechem na ustach;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda. Nawet jest przysłowie: "miłe złego początki", chociaż ja nie przewidziałam dla nich niczego złego. Odnaleźli się, obdarzyli uczuciem i teraz mogą zacząć budować wspólne życie. Nie sięgam opowiadaniem aż tak daleko w przyszłość, żeby opisać ich relacje wówczas, gdy są w wieku średnim i gdy są siedemdziesięciolatkami. Każdy związek przeżywa wzloty i upadki. Każdy zaczyna się sielanką i albo przetrwa, albo zakończy się wcześniej, czy później. To zależy wyłącznie od samych zainteresowanych. Ja związek Marka i Uli doprowadzę tylko do pewnego etapu i na tym zakończę pozostawiając resztę wyobraźni czytelników.
UsuńBardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Moja ukochana aktorka Audrey Hepburn mawiała, że najlepszą rzeczą, jakiej można się w życiu trzymać, jest druga osoba. Ula z Markiem powinni o tym pamiętać i takiej miłości im życzę;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane. To zapewne sprawdza się w wielu przypadkach pod warunkiem, że odnajdziemy tę szczególną i wyjątkową osobę, na którą zawsze będziemy mogli liczyć. Jeśli to się nie zdarzy, czarno widzę przyszłość takiego związku. Ula i Marek to dwie pasujące do siebie połówki i im nie grozi taki przykry scenariusz.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. Przesyłam serdeczności. :)
Zaczyna się w końcu coś dziać. I najważniejsze, ze rozwiązali problem kilometrów dzielących ich. Samolot na dobry początek jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Zawsze będą ze sobą dłużej. nie pamiętam gdzie pracuje Ula, ale może to jakaś firma, która również i we Warszawie zacznie działać Ula zostanie tam przeniesiona i problem rozłąki zniknie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTrochę mnie zmartwiłaś, bo sądziłam, że od początku opowiadania prowadzę jakąś akcję a tymczasem okazało się, że dopiero w piątej części zaczyna się coś dziać. Najwyraźniej ta moja pisanina schodzi na psy.
Ula pracuje w jednym z krakowskich banków jako szeregowy pracownik. Praca jest mało atrakcyjna i nie przynosi jej satysfakcji. Poznanie Marka wniesie do jej życia spore urozmaicenie i oderwie ją od monotonii w jakiej do tej pory tkwiła.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiam. :)