ROZDZIAŁ
12
Grudzień
dla Marka i Sebastiana był niezwykle pracowity. Nie mieli chwili wytchnienia.
Ciągle za czymś gonili, coś załatwiali, lub umawiali spotkania. Jednak tydzień
przed wigilią mocno wyhamowali. Marek doszedł do wniosku, że najwyższy czas jechać
po prezenty dla pracowników. To była już tradycja zapoczątkowana przez
Krzysztofa. Wcześniej zrobili nasiadówkę z Adamem Turkiem, bo chcieli mieć
rozeznanie, ile pieniędzy mogą przeznaczyć na świąteczne premie. Było całkiem
nieźle, a Adam miał dla nich wyłącznie dobre wiadomości.
- Pniemy się panowie. Już dawno nie było tak
dobrze. Ludzie będą zadowoleni.
- To świetne wieści Adam. Oby tak dalej.
Zostawiamy cię na posterunku, bo jedziemy po prezenty dla załogi. Kupimy też
jakieś choinki na hol, żeby było świątecznie. Jeśli możesz – zwrócił się do
Olszańskiego – to poproś Violkę, żeby wywiesiła informację na tablicach, że
firmowa wigilia odbędzie się pojutrze o godzinie dwunastej. Dzięki panowie, ja
już się ubieram i zjeżdżam na dół. Tam będę na ciebie czekał. Pojedziemy dwoma
samochodami.
W dniu
firmowej wigilii panował na korytarzach F&D świąteczny nastrój. Choinki
przystrojone stały w kilku miejscach w tym również i w sali konferencyjnej. Tam
też zebrała się cała załoga, której Marek składał życzenia i dziękował za ten
trudny, miniony rok. Wraz z Sebastianem i Adamem wznosił toast szampanem i
wręczał prezenty. Nie zapomniał poinformować też o świątecznych premiach, które
przelano pracownikom na konto.
Po
imprezie pozwalniał wszystkich do domu. On sam Wigilię miał spędzać z dziećmi u
rodziców. Nie chciał wszystkiego zrzucać na barki mamy i postanowił zrobić
chociaż część zaopatrzenia. Wybiegł z firmy i ruszył po ryby. Wszyscy bardzo je
lubili więc nakupował kilka gatunków. Był i karp, i łosoś, tłuste śledzie i
spory dorsz, którego preferował senior. Na stoisku ze swojskimi wyrobami nabył
szynki, kiełbasy, wędzone boczki i pieczone pasztety z dziczyzny. Wszystko to
zawiózł do Anina zostawiając dla siebie tylko ułamek tego, co kupił. Helena
proponowała mu obiad, ale odmówił. Śpieszył się do szkoły po dzieci. Wypakował
tylko bagażnik i już go nie było. W domu podgrzał obiad i usiadł z
dziewczynkami do stołu.
- Szkoda, że w święta nie będzie z nami cioci
– powiedziała z żalem Marta. – Fajnie by było. Zawsze przed świętami piekłyśmy
z nią pierniczki, a potem ozdabiałyśmy lukrem. Super zabawa.
- No ja nie będę piekł z wami pierników, bo
nie potrafię. Możemy upiec ciasto marchewkowe jak… - przerwał usłyszawszy ostry
dźwięk dzwonka. Poszedł otworzyć. Przed drzwiami stał kurier trzymając w
dłoniach wielką paczkę, na której leżało nieco mniejsze pudełko.
- Przesyłka dla pana – kurier postawił paczki
na podłodze. – Proszę potwierdzić odbiór.
Wniósł
paczki do salonu. Nie miał pojęcia, od kogo są. Przy wydatnej pomocy
dziewczynek otworzył tę większą. Na wierzchu leżała kartka.
- To od cioci Uli – wyjaśnił. – Życzy nam
wszystkim wesołych świąt a was promyczki mocno ściska i całuje. To świąteczne
prezenty dla nas. Rozpakujcie.
Bardzo
podobał mu się ten sweter. Był gustowny, bardzo dobry gatunkowo i markowy.
Dziewczynki też były zachwycone swoimi. Druga paczka zawierała mnóstwo słodyczy
i solidnie zapakowaną wielką bombkę na stojaku.
Było mu
trochę wstyd, że on dla niej nic nie przygotował. Mógłby to zrobić. Pojechać do
Rysiowa i poprosić Cieplaka o przekazanie prezentu Uli. Nie wiedział jednak,
czy ona pojawi się w rodzinnym domu, czy oni pojadą do niej a przy tym
wszystkim wyczuwał niechęć Józefa do siebie i nie był pewien, czy nie odmówi.
Święta
minęły i minął stary rok. Marek uparcie rozwijał firmę, szukał nowych kontaktów
i rozbudowywał sieć sklepów. Mitygował i uspokajał Pshemko, który czasem
popadał w zły nastrój a wtedy stawał się nieobliczalny. Kolejny raz namówił go
do zaprojektowania kolekcji wiosenno letniej dla sześciolatków.
- Najlepiej by było, gdybyśmy wybrali
materiały w pastelowych kolorach, niezwykle lekkie i zwiewne. Nie mam zamiaru
oszczędzać na ich zakupie. Mają być najwyższej jakości. Dla dorosłych podobna
tonacja i lekkość. Co myślisz?
- Myślę, że czytasz mi w myślach. Tak właśnie
wizualizowałem sobie tę kolekcję. Zabieram się w takim razie do pracy.
Przyprowadź dziewczynki, bo trzeba z nich zdjąć miarę. Na pewno urosły od
czasu, kiedy widziałem je ostatni raz.
Wróciła
do domu zmęczona. Z Anną obeszły dzisiaj całe ZOO kontrolując stan budynków i
wybiegów. Wszystko skrupulatnie zapisywała. Musiała pochylić się potem nad tym
i ustalić przynajmniej koszty szacunkowe. Ogród zoologiczny zmieniał się z dnia
na dzień. Rozkwitał wraz z wiosną. Fokarium było ukończone. Teraz zwierzęta nie
musiały się już wygrzewać na ziemi ale miały porobione sztuczne kry wystające
ponad poziom wody. Kończono staw dla hipopotamów a po nim miała być remontowana
fosa dla niedźwiedzi. Specjaliści orzekli, że tu będzie najwięcej roboty, bo
trzeba uzupełnić ubytki kamienia, którym była wyłożona i wyczyścić ją z glonów.
Budynki przedstawiały się dość mizernie. Właściwie prawie każdemu przydałby się
lifting. Nie miały aż tyle środków, ale postanowiły robić to sukcesywnie.
Weszła
do mieszkania i zrzuciła z nóg buty. Już z przyzwyczajenia włączyła telewizor,
żeby wiedzieć, co się dzieje w świecie i poszła zaparzyć herbatę. W kuchni
usłyszała znajomy głos i wróciła do pokoju. Przed kamerą produkował się Pshemko
zapowiadając nową, letnią kolekcję.
- Ona będzie wyjątkowa, bo i pomysły na nią
innowacyjne i świeże. Znowu pokażemy małych modeli. Tym razem projektujemy dla
sześcio- siedmiolatków, głównie dziewczynek. Jak państwo pamiętają twarzami
kolekcji dla dzieci są bliźniaczki Dobrzańskie. Tu próbka dwóch wzorów odzieży
– podsunął pod kamerę zdjęcie przedstawiające Martę i Dorotkę.
Uli
zalśniły w oczach łzy. Minęło zaledwie kilka miesięcy a one niesamowicie
podrosły. – Jesteście takie śliczne –
wyszeptała - i takie już duże. Strasznie
tęsknię za wami.
- W takiej mniej więcej tonacji i charakterze
będzie utrzymana cała kolekcja. Oczywiście nie zabraknie pięknych sukien dla
pań i oryginalnych letnich ubrań dla panów. Pokaz odbędzie się tradycyjnie w
Starej Pomarańczarni dziesiątego kwietnia.
Wbrew
temu co myślała na początku ta rozłąka stawała się dla niej coraz trudniejsza
do zniesienia. Miłość do Marka nie osłabła ani trochę. Kochała go jeszcze
mocniej podobnie jak dziewczynki. – Już
lepiej było się męczyć w Warszawie niż wierzyć, że zmiana miejsca cokolwiek
zmieni. Nigdy nie uwolnię się od tej
miłości choćbym stanęła na głowie.
Pokaz
wiosenno letniej okazał się kolejnym sukcesem. Już na bankiecie Marek był
oblegany przez starych i potencjalnych kontrahentów. Wszystkich zapraszał do
firmy na poniedziałek i zapewniał, że jeśli tylko warunki kontraktów będą im
odpowiadać on na pewno podpisze taki kontrakt z każdym z nich. Przedstawiał im
Sebastiana mówiąc, że jest jego prawą ręką i z nim również mogą załatwiać interesy,
bo posiada wszelkie pełnomocnictwa.
Dotarł
wreszcie do rodziców siedzących przy stoliku z wnuczkami. Helena uściskała go.
- Jesteśmy z ciebie tacy dumni synku. Ula też
by była, gdyby zobaczyła jak daleko zaszedłeś.
- Ciocia mogłaby już wrócić i ożenić się z
tatą – wypaliła Dorotka. – Przecież ona jest jak nasza mama i bardzo nas kocha.
Babciu powiedz tacie, żeby się ożenił z ciocią Ulą – marudziła dalej.
- To nie taka prosta sprawa kochanie, ale może
kiedyś…?
- Wiem gdzie ona jest – Marek pochylił się do
ucha matki. – Jest dyrektorem ekonomicznym śląskiego ZOO. Jest w Katowicach.
Mam zamiar do niej pojechać razem z dziewczynami. Trzymam to na razie przed
nimi w sekrecie. Niech mają niespodziankę. Jeśli będzie trzeba na kolanach będę
ją błagał, żeby do nas wróciła. Już nie jestem taki jak kiedyś. Zmieniłem się.
- To prawda. My podziwiamy cię za to, bo
myśleliśmy w pewnym momencie, że dla świata jesteś już stracony. Wyrwałeś się z
tego marazmu i udowodniłeś, że jak się bardzo chce, to można góry przenosić. Mam
nadzieję, że ona ci wybaczy i wróci.
- Ja też…
Kończył
się maj. Marek zawarł mnóstwo umów i zdopingował szwalnie do szycia. Teraz mógł
trochę odpocząć. Siedział z Sebastianem w swoim gabinecie i mówił mu o
wyjeździe na Śląsk.
- Wypiszę kilka dni urlopu, może tydzień,
zabiorę dziewczynki i pojedziemy do Uli. Dojrzałem do tego, żeby z nią poważnie
porozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia. Bardzo bym chciał, żeby wróciła.
- No cóż… Ja mogę życzyć ci tylko szczęścia i
obiecać, że będę trzymał za was kciuki.
Kilka
dni przed wyjazdem postanowił przygotować bliźniaczki i powiedzieć im, co
zamierza zrobić. Usadził je na kanapie a sam usiadł na podłodze.
- Słuchajcie, zbliża się dwudziesty szósty
maj. Wiecie co to za data? – Obie pokręciły przecząco głowami. – W tym dniu
obchodzimy święto wszystkich mam. Ciocia Ula była dla was od początku jak
rodzona matka. Opiekowała się wami, troszczyła o wasze zdrowie i prawidłowy
rozwój. Myślę, że należy jej się piękny bukiet kwiatów. Dlatego dwudziestego
szóstego maja wstaniemy wcześnie rano i najpierw podjedziemy na cmentarz, żeby położyć
kwiaty na grobie mamy Joasi, a potem ruszymy do Katowic do Uli. Odnajdziemy ją,
złożymy jej życzenia, wręczymy kwiaty i poprosimy, żeby do nas wróciła. Co wy
na to?
Odpowiedział
mu jeden, wielki, przeciągły pisk. Bliźniaczki rzuciły mu się na szyję.
Ściskały go i całowały. Były przeszczęśliwe.
Do
Katowic dojechał bez przeszkód. Zaparkował w pobliżu rynku i ruszył w stronę
straganów, gdzie kwiaty sprzedawały katowickie kwiaciarki. Dziewczynkom kupił
po wiązance herbacianych róż a dla siebie wziął ogromny bukiet krwisto
czerwonych. GPS bez problemu poprowadził go właściwą trasą do samego ZOO. Zajął
miejsce na parkingu, w kasie wykupił bilety wstępu i wraz z dziewczynkami
ruszył w stronę budynku dyrekcji oddalonego od głównej bramy o jakieś trzysta
pięćdziesiąt metrów. Już w środku zauważył portiera i podszedł, by zapytać o
numer pokoju, w którym urzęduje dyrektor Cieplak. Okazało się, że to na
piętrze. Weszli na górę i stanęli przed gabinetem.
- Gotowe? – zapytał cicho. Kiwnęły w
odpowiedzi głowami. Nacisnął klamkę i przepuścił dziewczynki przodem.
Siedziała
przy biurku pochylając się nad jakimiś wyliczeniami. Była tak skupiona, że
nawet nie podniosła głowy. Dziewczynki tym razem nie zareagowały spontanicznie,
lecz podeszły cicho zasłaniając się bukietami. Dopiero jak były tuż przy biurku
podniosła głowę.
- Co to…
Marta i
Dorotka odsłoniły bukiety.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia matki
– wypowiedziały jednocześnie. Momentalnie w oczach Uli pokazały się łzy.
Zobaczyła Marka i przyłożyła dłoń do ust powstrzymując szloch. Objęła mocno
dziewczynki całując je i szeptając jak bardzo się za nimi stęskniła i jak
bardzo je kocha.
- Jesteście całym moim światem, moim życiem,
moim wszystkim. Popełniłam ogromny błąd uciekając od was. Niedawno to
zrozumiałam.
- To ja popełniłem względem ciebie mnóstwo
błędów – usłyszała głos Marka i spojrzała na niego zapłakanymi oczami. – Muszę
ci wiele rzeczy wyjaśnić, za wiele przeprosić. Czy zgodzisz się mnie wysłuchać?
Aż mi się chce śpiewać... Zdrowych i Wesołych Swiąt Wielkanocnych i mokrego dyngusa
OdpowiedzUsuńRenia
UsuńWzajemnie od nas obu. Pozdrawiamy. :)
Marek wreszcie dojrzał do decyzji aby jechać do Chorzowa. Ulka powinna pozwolić mu wszystko wyjaśnić, wybaczyć i wrócić wraz z nimi do Warszawy. Lecz czy to tak szybko nastąpi? W końcu zranił ją, nie traktował jak kobiety, którą mógłby pokochać.
OdpowiedzUsuńWidać również, że mimo wszystko Ula kocha ich nadal nawet tego drania, a rozłąka tylko spotęgowała to uczucie.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam późną porą.
Julita
Julita
UsuńPrzez te kilka miesięcy Marek dokonał kilka spektakularnych rzeczy w firmie i można powiedzieć, że poświęcił się dla niej bez reszty. Teraz ma przynajmniej się czym pochwalić Uli ale też wyznać przy okazji wszystkie swoje grzeszki, pokajać się i prosić o wybaczenie. Wiemy, że ona go kocha i bardzo kocha dziewczynki, czy jednak potrafi tak łatwo wybaczyć?
Pozdrawiamy wiosennie i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Po pierwsze, nie pisze się w nocy o jedzeniu i to tak pysznym. Bo teraz już na pewno nie zasnę 😭😭
OdpowiedzUsuńAle ogólnie świetna część, piękny pomysł z ta data. Nie mogę się doczekać kontynuacji.
Pozdrawiam serdecznie 😉
Nelczik
UsuńKiedy pisałam to opowiadanie z pewnością nie robiłam tego w środku nocy a napisałam je już dość dawno. Poza tym kto w środku nocy czyta moje wypociny? Hahaha. Szach Mat.
Dzień Matki wydał mi się bardzo adekwatny do sytuacji, bo w końcu Ula wychowywała dziewczynki z pełnym poświęceniem jak prawdziwa matka właśnie. Za tydzień przed Wami ostatnia część opowiadania.
Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy za wpis. :)
W nocy to chyba tylko zdesperowani studenci szukający odskoczni od nauki ;)
UsuńNie mogę się doczekać końcówki :)
Bardzo piekne opowiadamie az sie wzruszylam.Piekna date Marek wybrał na odwiedziny.Niewiem czy Ula wroci odrazu ale z pewnoscia moze Marek wyzna jej co do niej czuje
OdpowiedzUsuńMiranda
UsuńDziękujemy za miłe słowa i cieszymy się, że udało nam się Was wzruszyć. Przed Wami ostatnia część i na pewno nie obędzie się bez wyznań.
Bardzo dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Jaka słodka cześć. Marek wreszcie wyszedł na prosta i zrozumiał, że kocha Ule i co jest ważne w życiu. A dziewczynki są jednorazowe, ten tekst Babciu powiedz Tacie żeby ożenił się z ciocią, bezbłędny. Ula zbyt mocno ich kocha żeby zapomnieć. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjasnia, a dziewczynki załatwia resztę. Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego, zdrowych i spokojnych świąt.
OdpowiedzUsuńHalina
UsuńOpowiadanie zbliża się ku końcowi. Albo więc Ula wybaczy i zapomni, albo będą żyć osobno. Ponieważ jestem zwolenniczką szczęśliwych zakończeń, łatwo się domyślić jaki będzie finał.
Bardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy życząc także zdrowych, spokojnych świąt. :)
Czuję, że już niebawem Ula usłyszy z ust dziewczynek słowo mamo. Dzień na odwiedziny Marek wybrał jak najbardziej odpowiedni. Teraz nadchodzi Dzień Dziecka więc dlaczego Ula nie miałaby teraz tego dnia powiedzieć Dobrzańskim że wraca. Czekam jeszcze na wyznanie miłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńWszystko o czym piszesz już niebawem, bo w czwartek ostatnia część tej historii.
Bardzo doceniamy, że w nawale zajęć udało Ci się przeczytać i zostawić komentarz. Serdecznie pozdrawiamy. :)
Marek wspiął się na wyżyny swoich możliwości. Zajął się wreszcie dziewczynkami tak jak na ojca przystało. Stał się odpowiedzialny nie tylko za swoje dzieci ale także za firmę. Przy pomocy Sebastiana, który mu dopingował i nie ciągał na manowce, starał się robić wszystko to co obiecał Uli w smsie. Jest odpowiedzialnym ojcem, prezesem i synem. Rodzice są z niego dumni, że udało mu się wyrwać z tego marazmu w jakim tkwił i robi wszystko, żeby do tego nie wrócić. Helena wierzy, że i Ula dostrzeże poprawę Marka, zdoła mu wybaczyć i w końcu wróci.
OdpowiedzUsuńCo zrobi Ula, to nadal zagadka. Same przygotowanie do festynu, jego zorganizowanie pomogły jej rzucić się w wir pracy i nie myśleć o tym co było. Jednak Ula już wie, że ta rozłąka wcale nie pozwoliła jej przestać kochać Marka, a już tęsknota za dziewczynkami naprawdę ja dobija.
Pomysł Marka aby odwiedzić Ulę w dniu Święta Matki naprawdę trafiony, w końcu to ona była dla nich matką i „ojcem”. Zabrał też dziewczynki na grób Joasi, ich matki rodzonej, o czym wcześniej nie pamiętał. Dziękuje za ten i poprzedni rozdział, choć przeczytałam je wcześniej, przepraszam, że nie pozostawiłam komentarza.
Pozdrawiam gorąco, Agata
Agata
UsuńMarek w końcu dojrzał i uświadomił sobie, że byle gładkie słówka i zapewnienia bez pokrycia nie spowodują powrotu Uli do Warszawy. Ją mogły przekonać tylko czyny, bo udowadniały zmianę na lepsze. Uwierzyła i wybaczyła. To czy wróci do Marka i dziewczynek chyba nie budzi już wątpliwości. Mimo chęci odcięcia się od nich i zapomnienia nie udało się to Uli i tęskniła za nimi jeszcze bardziej niż wcześniej. W pewnym momencie uznała nawet, że wyjazd z Warszawy był błędem i niczego w jej uczuciach nie zmienił.
Bardzo dziękujemy Ci, że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)