ROZDZIAŁ 9
- To jak, kochanie? Przyjedziesz jutro do
pracy?
- Przyjadę. Skoro Marka nie będzie nie widzę
powodu, żeby z niej rezygnować.
Krzysztof przytulił ją mocno.
- Wiedziałem, że nie zostawisz nas w
potrzebie. Będę uciekał, bo muszę jeszcze porozmawiać z Markiem i Sebastianem.
Zamknęła za nim drzwi. W
przedpokoju pokazał się zaciekawiony Józef.
- Czego chciał?
- Żebym znowu została prezesem. Od jutra Marka
nie będzie w F&D.
- A to nowiny… Maciek będzie rozczarowany.
- Poradzi sobie beze mnie tak jak do tej pory.
Weszła do łazienki i stanęła
przed lustrem wpatrując się w swoją twarz. – A jednak Krzysztof mnie docenia – pomyślała.
Nie spodziewała się jego
wizyty tutaj. Była zdziwiona, że zareagował tak szybko i była zdziwiona, że
Marek powiedział mu prawdę. – Czuje się
rzeczywiście zdesperowany… Krzysztof chyba też… Musi być mu ciężko, bo Marek
znowu zadał mu cios poniżej pasa. Tak jak mnie… - pomyślała z żalem.
Wieczorem zadzwonił
Sebastian.
- Wszystko wiem. Krzysztof dzisiaj maglował
nas przez dwie godziny. Jutro trzeba zwołać zebranie i powiadomić ludzi o
zmianie stanowisk. Ala musi przygotować nowe umowy. Marek przekazał mi
dokumenty i mniej więcej wiem, co jest do zrobienia. Jutro wszystko ci
przekażę. Chcę ci jeszcze powiedzieć, że bardzo się cieszę, że jednak wracasz i
bardzo się cieszę na naszą współpracę. To naprawdę dobre wiadomości i dla mnie,
i dla całej firmy. Marka mi szkoda, ale pretensje może mieć tylko do siebie i
chyba ma, bo nie miał dzisiaj najszczęśliwszej miny. Po pracy miał jeszcze
jechać do rodziców. Ciężkie dni przed nim.
Prosto z pracy pojechał do
Anina. Od tego wesela nie czuł się pewnie. Miał wrażenie, że grunt usuwa mu się
spod stóp. Obecność ojca rodziła niemiły dyskomfort i budziła strach. Nie miał
pojęcia, o czym jeszcze senior chce z nim rozmawiać. Wydawało mu się, że w
firmie powiedzieli już sobie wszystko.
Ojciec wyciągnął go do
ogrodu. Nie chciał uskuteczniać tej rozmowy przy Helenie, która popłakiwała po
kątach odkąd się dowiedziała, że jej jedynak wpadł w alkoholizm.
- Chcę, żebyś miał świadomość, że twoje
odejście z firmy nie jest karą, ale koniecznością – zagaił. – Ula zdecydowanie
powiedziała, że pracować z tobą nie będzie. W związku z tym będziesz musiał
poszukać sobie nowej pracy. Jednak zanim to zrobisz chcę, żebyś przeszedł cały
cykl terapii, której przez własną głupotę nie dokończyłeś. Mogę ci pomóc
znaleźć zajęcie, ale muszę mieć pewność, że jeśli już poręczę za ciebie, ty
będziesz trzeźwy. Na razie żyjesz w zawieszeniu i nie wiem, czy popijasz, czy
nie. Zakładam to pierwsze, bo ludzie uzależnieni raczej wypierają się, że coś
zażywają. Opamiętaj się synu póki jeszcze nie jest za późno. Strata Uli to może
być dopiero wierzchołek góry lodowej, bo możesz stracić znacznie więcej. Zrób
to przede wszystkim dla siebie, ale i dla nas. Pamiętaj, że mnie nie musisz nic
udowadniać. Doskonale wiem, ile jesteś wart i co potrafisz. Ambicja nie jest
niczym złym, ale jej przerost może być zgubny i ty się o tym przekonałeś. Jeśli
chcesz wrócić do firmy, a przede wszystkim jeśli chcesz odzyskać Ulę, musisz
zacząć działać. To niezwykle piękna i wartościowa kobieta. Mężczyźni pożerają
ją wzrokiem. Bardzo cię kocha, ale jeśli czegoś nie zrobisz, to uczucie się w
niej wypali i obdarzy nowym kogoś innego. Widziałem z jakim bólem,
rozczarowaniem i żalem mówiła, że już dłużej nie może z tobą być, że nie da
rady. Musisz spowodować, żeby zaczęła o tobie dobrze myśleć. Pozytywnie myśleć,
a przede wszystkim ponownie ci zaufać.
- To nie takie proste, tato – wyszeptał. – Myślę
nawet, że niemożliwe. Straciłem ją drugi raz i nie sądzę, żeby zdołała mi
wybaczyć. Kiedyś powiedziała mi, że kocha mnie nad życie, ale jeśli ponownie bym
zawiódł jej zaufanie, odejdzie, bo nie będzie w stanie ze mną żyć. Wciąż nie
mogę uwierzyć, że to właśnie się dzieje, a ja nic nie mogę zrobić. Nawaliłem na
całej linii.
- Nie zaprzeczę, ale teraz musisz wziąć się w
garść i udowodnić, że panujesz nad uzależnieniem.
W sali konferencyjnej panował
gwar. Nikt właściwie nie miał pojęcia dlaczego zwołano to zebranie. Dopiero
kiedy Krzysztof pojawił się w drzwiach, zapadła cisza. Zaraz za nim weszła Ula
i Sebastian. Krzysztof omiótł wzrokiem ten tłumek i uśmiechnął się.
- To będzie krótkie zebranie kochani i
uspokoję was, że nie chodzi ani o zarobki, ani o zwolnienia. Ponieważ od
dzisiaj mój syn nie pracuje już w firmie jego stanowisko obejmuje Ula Cieplak.
Była już prezesem więc nie będzie wam trudno się przyzwyczaić do tej zmiany.
Wiceprezesem zostaje Sebastian Olszański, a dyrektorem HR od dzisiaj jest Ala
Milewska. Stanowisko dyrektora finansowego obejmuje Adam Turek, a główną
księgową zostaje Matylda Kłosiewicz. To wszystkie zmiany. Masz Alu nowe umowy?
- Mam.
- W takim razie chodźmy do gabinetu Uli. Dziękuję
wszystkim. Jesteście wolni.
Przez resztę dnia Sebastian
wprowadzał Ulę we wszystkie zagadnienia przekazane przez Marka. Cieszył się z
tej bliskości. Nawet udało mu się wyciągnąć ją na lunch do Baccaro.
Z każdym dniem coraz bardziej
był pod jej urokiem. Odkrywał jej zalety i rozumiał dlaczego Marek tak bardzo
ją pokochał. Przez kolejne miesiące ich relacja zmieniła się. Stała się
bardziej osobista. Sebastian był w stosunku do niej niezwykle opiekuńczy i
czuły. Dbał o jej dobre samopoczucie i coraz bardziej zakochiwał się w niej.
Trudno było powiedzieć coś podobnego o niej, a jednak potrafiła docenić jego
gesty. Nie wzbraniała się przed pocałunkami w policzek, czy obejmowaniem jej
podczas spaceru.
Marek cierpiał jak Piekarski
na mękach*. Wrócił do przychodni i ponownie zapisał się na zajęcia. Nie potrafił
na nich wysiedzieć. Drażniły go osobiste wynurzenia ludzi w grupie tak samo
uzależnionych jak on. Nie potrafił się otworzyć. Zaciął się i pytany lub
zachęcany przez terapeutkę do tej swoistej spowiedzi zamykał się w sobie. To
rodziło frustracje. Wracał kompletnie wykończony psychicznie do domu i
opróżniał butelkę whisky. Rano kac moralniak nie dawał mu spokoju. Na trzeźwo w
jego głowie pobrzmiewały słowa ojca, że musi coś zrobić, bo Ula przestanie go
kochać. Nie mógł się z tym pogodzić. Przed oczami w pijackim zwidzie przewijały
mu się obrazy Uli całującej się z jakimiś mężczyznami. Miewał sny, w których
podchodził do niej, a ona wściekła na niego powtarzała w kółko „nie kocham
cię”, „nie kocham cię”. To było nie do zniesienia. Czasami podjeżdżał pod firmę
i stał na parkingu parę godzin, żeby chociaż ją zobaczyć. Kilka razy mu się
udało. Wychodziła zazwyczaj w towarzystwie Sebastiana. Była roześmiana i taka
piękna. – Czy ona jeszcze o mnie myśli?
Czy jeszcze mnie kocha? – dręczyły go pytania, na
które tylko ona znała odpowiedź.
Znowu zaczął opuszczać
zajęcia terapeutyczne. Wydzwaniano do niego, ale nie reagował. Przez okrągły
tydzień w ogóle nie trzeźwiał. W mieszkaniu wszędzie walały się opróżnione
butelki, a on sam wyglądał jak abnegat. Brak alkoholu zmusił go do wyjścia z
domu. Wsiadł w samochód chcąc jechać do najbliższego sklepu. Wciąż był
zamroczony wódką. Miał przecież siedem dni ciągu alkoholowego. Przykładnie
stanął przed przejściem dla pieszych czekając na zmianę świateł. Spojrzał w bok
i wydawało mu się, że jakieś pięćdziesiąt metrów dalej widzi Ulę. Nacisnął
pedał gazu i ruszył z kopyta. Ruszył za wcześnie. Nadal paliło się czerwone
światło. Jadący z lewej strony samochód pogotowia kanalizacyjnego typu WUKO wpakował
się w Lexusa od strony kierowcy i pchał go jeszcze kilkanaście metrów do przodu
zanim się zatrzymał. Wgniecione drzwi unieruchomiły Marka. Stracił przytomność.
Ocknął się kompletnie
zdezorientowany. Zarejestrował kątem oka jakiś ruch. Zacisnął powieki i
ponownie je otworzył. Przed nim stała pielęgniarka.
- Obudził się pan. To dobrze. Proszę się nie
ruszać. Ma pan założony gips na połamane żebra. Pamięta pan jak się nazywa?
- Marek…, Marek Dobrzański. Gdzie ja jestem?
- W szpitalu. Mamy kogoś powiadomić?
- Tak. Proszę zadzwonić do Sebastiana
Olszańskiego i poprosić, żeby przyjechał. - Podyktował numer przyjaciela i
znowu zapadł w sen.
Telefon ze szpitala zastał
Olszańskiego w biurze. Skóra mu ścierpła, kiedy usłyszał, że Marek miał
wypadek. Wpadł do gabinetu Uli mówiąc jej o tym.
- Pojedziesz ze mną?
- Raczej nie… Jedź sam i jeśli możesz, pomóż
mu. Mam nadzieję, że ten wypadek nie był groźny i wyliże się.
Sebastian nie tracił czasu.
Wybiegł na parking i po chwili jechał w kierunku szpitala. Po otrzymaniu już na
miejscu informacji, na jakim oddziale leży Marek, pośpiesznie ruszył na
urazówkę. Nie miał pojęcia, czy Dobrzańscy już wiedzą. Uważał, że nie, skoro
zadzwoniono do niego.
Stanął przed salą numer
piętnaście i uchylił drzwi. Od razu zobaczył Marka. Miał zabandażowaną głowę i
podłączone kroplówki. Podszedł bliżej.
- Cześć, Marek – przywitał się. – Coś ty znowu
nawywijał? Jak to się stało? Kasujesz drugi samochód w ciągu trzech lat.
- Spowodowałem wypadek. To moja wina. Miałem
dwa i pół promila alkoholu we krwi. Lekarz powiedział mi, że miałem sporo
szczęścia.
- Przecież miałeś się leczyć! Chodzisz na
terapię?
- Chodziłem, ale nie dałem rady…
- No to pięknie. Rodzice wiedzą?
- Nie i niech tak zostanie. Wyliżę się w kilka
dni. Ula przyjdzie?
- A dlaczego miałaby przyjść? Wie o wypadku i
nawet pytałem ją, czy chce jechać, ale odmówiła. Współczuje ci i życzy
szybkiego powrotu do zdrowia. Miała nadzieję, że wypadek nie był poważny i
chyba tak jest. Masz więcej szczęścia niż rozumu. Szukasz śmierci?
- Nie wygłupiaj się, Seba… Liczyłem na to, że
zobaczę Ulę.
- Marek, ona od ciebie odeszła, pamiętasz?.
Już nie jesteście razem.
- Chciałbym, żeby do mnie wróciła… Kocham ją…
- Aha. I to dlatego upijasz się i siadasz za
kierownicę po pijaku? Robisz postępy. Któregoś dnia na pewno ci wybaczy. Co
potrzebujesz z domu? Jakieś piżamy, kapcie, ręczniki?
- Wszystko. Klucze masz, tak? Weź szczoteczkę
do zębów i pastę. Trochę tu chyba poleżę.
* Michał
Piekarski –
szlachcic, który porwał się na majestat króla Zygmunta III Wazy. Za napaść
skazano go na okrutne męki. Obcięto mu obie dłonie, szarpano ciało rozżarzonymi
szczypcami, aż w końcu rozerwano jego członki przy pomocy czterech koni.
Szczątki spalono, a prochami nabito działo i wystrzelono. Stąd ukuto
powiedzenie, że ktoś cierpi jak Piekarski na mękach.