Kochani
To kolejne opowiadanie,
które popełniłam wspólnie z Gają. To Ona również jest autorką pomysłu. Tym
samym chcę jej bardzo podziękować, bo gdyby nie Ona, tych opowiadań byłoby
znacznie mniej.
NARODZONA NA NOWO
ROZDZIAŁ 1
- Maciek, proszę cię…
- Ulka, to ja cię proszę! Daj już spokój i nie
drążmy tego tematu, koniec, kropka!
- Ale Maciek, przecież widzę co się dzieje…
- No co! Co się dzieje!? - Maciek był wyraźnie
zirytowany.
- No właśnie nie wiem co się dzieje, ale że
coś jest na rzeczy, to widać gołym okiem! - odpowiedziała nie mniej
zdenerwowana.
- Taka jesteś mądra i wszechwiedząca!? - głos
Maćka wyraźnie wskazywał na to, że jest u kresu wytrzymałości.
- Oj daj spokój, przecież widzę, że jesteś
jakiś inny, że coś cię gryzie. Po prostu porozmawiaj ze mną, daj sobie pomóc, wyjaśnić,
proszę. - Sama miała już dość tej jałowej dyskusji, ale próbowała dalej się
czegoś dowiedzieć.
- Ula skończmy tę rozmowę zanim padną słowa,
których już nie da się cofnąć. Nie chcę żebyśmy żałowali czegokolwiek!
- Ty masz do mnie jakieś pretensje? To o to
chodzi? - spytała zdziwiona. Podniósł ręce ku górze, jakby tam z nieba
oczekiwał jakiejś pomocy.
- Boże, ty jesteś jak rzep! Jak się już czegoś
uczepisz, to nie popuścisz!
- Maciuś … - Nie pozwolił jej mówić dalej.
- No dobrze, sama tego chciałaś, i nie mniej
do mnie pretensji! – powiedział zrezygnowany. - Koniecznie chcesz wiedzieć co o
tobie myślę!? Proszę bardzo! Jesteś intrygantką, kombinatorką, nieźle
manipulujesz ludźmi, ale ja się więcej nie dam! – krzyczał rozeźlony
- Ale Maciek…? - Nie dał jej dokończyć.
- Nie zaprzeczaj. Przecież nie chcesz mi
powiedzieć, że jesteś tak głupia, żeby nie wiedzieć o co mi chodzi! Wiesz co, chyba
nie chcę cię już widzieć! - Stała i patrzyła na niego z niedowierzaniem.
Zupełnie nie rozumiała tej nagłej irytacji przyjaciela. Na jego twarzy malowała
się autentyczna złość, a nawet nienawiść. Było jej ogromnie przykro, że takie
słowa padły z jego ust. Pewnie gdyby to powiedział ktoś inny nie wywarłoby to na
niej takiego wrażenia. Zakręciły jej się w oczach łzy.
- Masz rację, pójdę już. Cześć - wyszła smutna
ze spuszczoną głową z jego pokoju nie usłyszawszy odpowiedzi. - Maciek zwariował!? Jego mama chyba miała
rację – pomyślała z obawą.
Marysia
Szymczykowa była dzisiaj u Cieplaków w domu. Żaliła się, że nie może nic
zrobić, że bardzo się martwi o Maćka, przecież jest jej jedynym synem. Nie wie
w co się wpakował i dlaczego tak się zmienił? Jest osowiały, nie można się z
nim porozumieć, zamyka się w pokoju i nie wychodzi z niego całymi dniami,
niewiele je. Prosiła Ulę o pomoc.
- Ula, - mówiła - znacie się szmat czasu,
zawsze wszystko o sobie wiedzieliście. Wspieracie się nawzajem. Jeżeli teraz
naprawdę nie wiesz co tak martwi Maćka, proszę spróbuj z nim porozmawiać.
Przecież tobie coś powie, prawda?
Uli zrobiło
się głupio. Niezaprzeczalnym faktem było, że od wielu dni nie miała dla niego
czasu i rzeczywiście nie wiedziała, co się u niego dzieje.
- Pani Marysiu, oczywiście jeszcze dzisiaj z
nim pogadam. Jestem pewna, że chodzi o jakąś błahostkę i nie ma czym się
przejmować. Obiecuję, że jak się czegoś konkretnego dowiem, to dam pani znać.
Proszę się nie martwić na zapas, wszystko będzie dobrze.
- I co
ja teraz powiem jego mamie lub tacie? Przecież musieli słyszeć jego wrzaski.
– Opuszczając dom Szymczyków była wzburzona i nawet się z nimi nie pożegnała.
Jazda
samochodem zawsze ją uspakajała, bo w samochodzie najlepiej jej się rozmyślało.
Tym razem też wskoczyła do samochodu. - Muszę
wszystko jeszcze raz przemyśleć. Kompletnie
nie mam pojęcia o co mu chodzi.
Nieważne
dokąd jechała, jednak najlepiej gdy była to trasa poza obrębem miasta. Nie
chodziło tu też o jakąś szaleńczą jazdę, nie. Ula lubiła spokój. Samochód
prowadziła zawsze bezpiecznie i nigdy nie przekraczała dozwolonej prędkości.
Pamięta jak kiedyś Piotr śmiał się z niej. Jechali wtedy na piknik poza miasto
nad Wisłę.
– Kochanie, możesz zwolnić? Zaczynam się bać
prędkości światła, którą rozwijasz, ha, ha, ha.
Ula nie
przekraczała sześćdziesięciu, siedemdziesięciu kilometrów na godzinę poza
terenem zabudowanym. Po tej kąśliwej uwadze, nieznacznie przyspieszyła. Teraz też
postanowiła pojechać nad Wisłę, jakieś dwadzieścia kilometrów za Warszawę.
Leniwie płynąca woda działała na nią niezwykle uspokajająco i kojąco. Rzadko
bywała tak zdenerwowana jak dzisiaj. Zaparkowała samochód i usiadła nad
brzegiem leniwie płynącej rzeki. Spędziła prawie cztery godziny na
rozmyślaniach o swoim dotychczasowym życiu, o podjętych przez nią decyzjach, a
przede wszystkim zastanawiała się o co może chodzić Maćkowi? Chyba pierwszy raz
był dla niej taki nieprzyjemny i obcesowy. Nie rozumiała dlaczego? O co może
mieć do niej pretensje? Przecież ona nigdy nie zrobiła by nic przeciwko niemu. Miała
mu przecież tyle do zawdzięczenia. Nikt tak jak on nie pomógł jej w życiu. – Czy on o tym nie wie? Przecież tyle razy mu
to mówiłam – pomyślała. Bezwiednie wróciła pamięcią do tych „starych”
czasów, kiedy ich przyjaźń miała się całkiem dobrze. Ufali sobie bezgranicznie
i znakomicie się dogadywali.
Kolejny
raz została oszukana. Wciąż doszukiwała się w sobie przyczyny jej nieudanych
związków z mężczyznami. – Co ze mną jest
nie w porządku? Co robię źle? Dlaczego tak się dzieje, że nie mogę zagrzać miejsca
w stałym związku? Czy to może przez to, że nie posiadam szóstego zmysłu w odgadywaniu
pragnień mężczyzny, z którym jestem? Że nie odczytywałam prawidłowo ich
intencji? Nie domyślałam się czego chcą w danym momencie? Czyżbym straciłam
swoją kobiecą intuicję? A może to przez to, że zbyt szybko poczułam się
bezpiecznie, albo dlatego, że niekiedy po prostu ich dobrze nie rozumiałam? Może
nie odpowiadałam ich wyobrażeniom o idealnej partnerce, bo jestem za gruba, za
chuda, jestem za bardzo gadatliwa lub za mało mówię i niewystarczająco okazuję
zainteresowanie ich sprawami? – Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na te
pytania. Pragnęła bardzo poznać przyczynę tych niepowodzeń, bo przecież ona
może się zmienić, może zmienić swoje postępowanie. Postarałaby się być czujna i
nieobojętna na ich potrzeby. Starałaby się uprzedzać ich myśli, nauczyłaby się
lepiej gotować, bardziej zadbałaby o siebie, nauczyłaby się innych technik
okazywania oddania. – Przecież ja chcę
tylko wiedzieć, żeby nie popełniać więcej błędów, czy to tak dużo? –
zastanawiała się. Nie miała się kogo poradzić. Nigdy nie miała przyjaciółki od
serca, koleżanki tak, ale przyjaciółki nie. Jedynie Maciek ją wspierał, chociaż
w takich sprawach nie był chyba obiektywny. Jak próbowała wyciągnąć z niego opinię
o przyczynach jej niepowodzeń, kwitował to śmiechem i niezmiennie mówił
– Ula, co ty pleciesz za androny? To nie ty
jesteś winna tylko te dupki, których spotykasz na swojej drodze. Po prostu
przyciągasz niewłaściwych facetów. - Na próby protestu z jej strony, odpowiadał
– przecież jesteś mądrą dziewczynką i na pewno wiesz, że jak już, to winne są obie
strony. Nie zwalaj więc wszystkiego na siebie i nie doszukuj się w sobie jakiś
wad, bo według mnie ich nie masz. Byłaś po prostu dla nich za dobra, ot co! Zobaczysz,
jeszcze będą żałować, że nie potrafili cię docenić.
Jakoś
jej to nie uspakajało. Pomyślała, że Maciek ma w jednym rację, a mianowicie w
tym, że ona była dla nich za dobra, że była gotowa im nieba przychylić, a oni
niecnie to wykorzystywali i nie potrafili właściwie docenić… - A może mężczyźni nie lubią, kiedy kobieta
robi dla nich wszystko?
Przedtem
był Bartek, teraz Piotr. Obaj łgali jej w żywe oczy i wykorzystywali jej
naiwność, szczerość, poświęcenie i bezgraniczne oddanie. Pierwszy wykorzystywał
ją finansowo. Po prostu najzwyczajniej w świecie wyłudzał od niej pieniądze, bo
cierpiał na wrodzony wstręt do pracy i nie lubił brudzić sobie nią rąk. Drugi zrobił
z niej bezpłatną pomoc domową od gotowania, sprzątania, prania i darmowego
seksu od czasu do czasu. Za każdym razem zajmowało jej sporo czasu, żeby
zrozumieć, że sytuacja, w którą się uwikłała jest beznadziejna. Kiedy wreszcie
to do niej docierało, decydowała o rozstaniu. O ile o Bartku dość szybko
zapomniała, o tyle o Piotrze jakoś długo nie mogła. Może dlatego, że Bartek był
jedynie młodzieńczym zauroczeniem a Piotra kochała naprawdę? Była taka dumna kiedy
ten fantastyczny, mądry, piękny i dobry facet zwrócił na nią uwagę. A ona była
przecież taka przeciętna. No dobra, nieprzeciętny rozum to jednak miała. Piotr
był kardiologiem i pracował w szpitalu. Poznali się banalnie. Towarzyszyła
tacie w kontrolnych badaniach jego serca. Od słowa do słowa, od spotkania do
spotkania i nawet nie zauważyła kiedy się w Piotrze beznadziejnie zakochała. Była
niezmiernie uradowana, kiedy się okazało, że ona też nie jest dla niego
obojętna. Dość szybko wprowadziła się do jego mieszkania w Warszawie. Była nieprzyzwoicie
szczęśliwa. Miała wszystko co chciała. Dobrze im się układało, no może poza
jednym malutkim szczegółem. Piotr nie potrafił być wierny, a nocne dyżury
nazbyt często stwarzały do tego okazje. Kiedyś przez całkowity przypadek sama
przyłapała go w sytuacji in flagranti. Miał dyżur. To był już któryś z rzędu
dyżur nocny. Tęskniła za nim. Nie czuła się dobrze w tym wielkim łóżku bez
niego. Chciała chociaż przez króciutką chwilkę utonąć w jego ramionach. Z
termosem wypełnionym gorącą, mocną kawą i kawałkiem świeżo upieczonego sernika
poszła do szpitala. Był późny wieczór a oddział jak wymarły. Nawet nie zastała
czuwającej zazwyczaj w dyżurce pielęgniarki. Cicho nacisnęła klamkę w drzwiach
do gabinetu Piotra. Widok jaki zastała wbił ją w podłogę. Wytrzeszczała oczy na
kotłujące się na kanapie dwa nagie ciała i nie mogła się ruszyć. W końcu zauważyła
ją kobieta i krzyknęła wstydliwie zasłaniając się kocem. Patrzyła w oczy
zaskoczonego Piotra i nie mogła uwierzyć, że mógł ją zdradzić. Wyjąkała tylko
jakieś przeprosiny i przestraszona uciekła do domu. Po powrocie z dyżuru Piotr
bardzo ją przepraszał i kajał się przed nią. Mówił, że to nic, że to żart, że
tak naprawdę nic się nie stało. Bił się w piersi niby z poczucia winy.
Wybaczyła i zaufała mu ponownie. Obiecała też, że nie będzie więcej robić mu takich
niespodzianek. Mimo to wciąż docierały do niej różne informacje na temat tego,
co dzieje się na oddziale kardiochirurgii. Słyszała plotki, że Sosnowski to
Casanova i przeleciał już połowę żeńskiego personelu. W takich sytuacjach była
kompletnie bezradna i jedyne, co mogła zrobić, to popłakać sobie w kącie ich
wspólnej sypialni. Nie robiła mu awantur, bo przecież nie miała już okazji
złapać go ponownie na zdradzie, a plotki, to zawsze plotki. Nie mogła zrozumieć
dwoistości jego natury. Cały czas ją zapewniał o bezgranicznej miłości i jednocześnie
zdradzał ją na każdym kroku. Na jej podejrzenia z rozbrajająca szczerością
odpowiadał.
– Kochanie, nie rób scen. Przecież i tak zawsze
wracam do ciebie. O co ci chodzi? To nic dla mnie nie znaczy. One są mi
zupełnie obojętne. Przecież to ty jesteś moją kobietą i nikt nas nie rozdzieli,
zawsze będziemy razem. Na początku wierzyła, bo chciała wierzyć. Za wszystko
obwiniała te wyuzdane kobiety, które tak niecnie kusiły jej ukochanego i same
pchały mu się do łóżka. Była przekonana, że gdyby nie one, nie dochodziłoby do
zdrad. Jednak z czasem coraz bardziej uwierała ją ta sytuacja. Nie umiała i nie
chciała się z nią pogodzić. Mimo tego, że planowali wspólną przyszłość któregoś
dnia spakowała swoje rzeczy i cicho odeszła z jego życia. Nie zatrzymywał jej,
nie pobiegł za nią, nie pojechał, nic. Ciężko jej było. Wciąż miała nadzieję,
że jednak Piotr będzie szalał, że będzie walczył, że będzie zabiegał, że będzie
dzwonił, że przyjedzie ją przeprosić, że będzie błagał żeby wróciła, że
przyrzeknie, że już nigdy jej nie zdradzi, bo przecież liczy się tylko ich
miłość, że tylko ona jest kimś wyjątkowym, jedynym, kogo kocha do utraty tchu i
jest w stanie poświęcić dla niej wszystko. Nic takiego nie miało miejsca. Próżno
czekała na jakikolwiek znak od Piotra. Po powrocie do rodzinnego domu znak
jednak się pojawił. Pewnego dnia bardzo źle się poczuła. Za namową taty i
Maćka, trochę ociągając się, poszła jednak do lekarza. Diagnoza była dla niej
porażająca – Jest pani w ciąży, stąd to złe samopoczucie. Z biegiem czasu będzie
się pani lepiej czuła …. – usłyszała od lekarza. Po tej wstrząsającej dla niej
informacji skontaktowała się z Piotrem. Sądziła, że może jednak się zmienił, że
być może się ucieszy, że może dla dobra dziecka mogliby jeszcze raz spróbować? Przecież
wystarczy dobra wola i chęć powrotu do siebie. Jeśli dwie osoby tego pragną, to
wszystko można naprawić.
Piotr był
zły i rozczarowany. Okazało się, że już ułożył sobie życie na nowo, a teraz Ula
chce mu je zniszczyć.
– Tak szybko? Nie tracisz czasu… – wyrwało jej
się płaczliwym głosem.
– Co się dziwisz? Życie nie znosi próżni –
odpowiedział jej nerwowo.
– Boże! Jaka
ja byłam głupia z tą naiwną wiarą w ludzi, wiarą w niego! - pomyślała ze
wstydem. Osiągnęła tylko tyle, że umówili się w jego domu. Nie był dla niej miły
i całą winą za tę ciążę obarczył ją.
- Ula, miałaś się zabezpieczać prawda!? I co z
tego wyszło!? Przecież musiałaś pamiętać, że ja wyraźnie mówiłem, że nie, żadnych
dzieci przynajmniej na razie. Nie uzgadniałaś tego ze mną! Ja nie jestem
przygotowany na taka ewentualność. Stawiasz mnie przed faktem dokonanym, a tak
się nie robi! – mówił podniesionym głosem.
- Piotr, przecież wiesz, że brałam tabletki. Nigdy
nie zapomniałam ich wziąć, przecież sam mnie sprawdzałeś. Ta ciąża to tylko
dowód na to, że żadne zabezpieczenie nie daje stuprocentowej pewności – odparła
cichym i płaczliwym głosem broniąc się od zarzutów.
- No dobra, stało się i coś z tym trzeba
zrobić. Dam ci pieniądze, załatwię lekarza, który pomoże nam się pozbyć tego
problemu i będzie po kłopocie.
Zbladła.
Przerażona patrzyła na niego i nic nie rozumiała. - Chyba się przesłyszałam? Nie, no na pewno się przesłyszałam. Przecież
on jako lekarz, lekarz!? Do jasnej Anielki! Nie może proponować mi czegoś
takiego. Nikt nie ma prawa zabić człowieka! – myślała gorączkowo i w panice
- No nie patrz tak na mnie! Nie bądź oburzona!
Ja nie chcę żadnych dzieci! – krzyczał. Powoli i w milczeniu wstała z
popielatej sofy kierując się w stronę wyjściowych drzwi. Wychodząc z jego
mieszkania usłyszała – Ulka, nie unoś się tak. Jak nie chcesz pomocy, to nie, ale
nie oczekuj ode mnie zaangażowania lub finansowania twojej zachcianki!
Była w
szoku. Zamykając drzwi powiedziała cicho.
- Bez obawy. Już niczego od ciebie nie
oczekuję – nie obchodziło jej czy to usłyszał.
Po tej
wymianie zdań, bo trudno to było nazwać rozmową, miłość do Piotra uleciała z
niej jak para wodna. Nawet trochę się dziwiła, bo do tej pory zawsze myślała,
że nie można tak nagle przestać kogoś kochać. A teraz, w tej sytuacji, w tym
momencie zastanawiała się jak w ogóle mogła go kochać? Okazało się, że zupełnie
go nie znała. - Jak mogłam być tak ślepa?
Moja kolejna ułomność po głupocie, ślepota. – Było jej przykro i wstyd, że
maleństwo musiało słyszeć takie straszne rzeczy o sobie. Czule gładziła brzuch
i przemawiała w myślach do dzidziusia – przepraszam,
tak bardzo cię przepraszam moje kochane maleństwo. Postaraj się zapomnieć o tym
co słyszałeś. Mamusia przysięga ci, że bardzo czeka na ciebie i ogromnie cię
kocha. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy nigdy, obiecuję. Poradzimy sobie ze
wszystkim, nie martw się.
Od
tamtej pory nie utrzymywała kontaktu z Piotrem. Chyba raz nawet zadzwonił, ale
nie odebrała telefonu. Nie czuła do niego już nic, nawet zwykłej złości. Stał
się dla niej obcym człowiekiem. Straciła zaufanie do mężczyzn, przestała
wierzyć w miłość. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie.