ROZDZIAŁ
5
Miron dawał jej niezły
wycisk. Nie litował się nad nią i rzadko ją chwalił choć wychodziła ze skóry.
Przy tak intensywnych ćwiczeniach odczuwała ogromny ból całego ciała. Bolały ją
barki i ręce, gdy musiała boksować treningowy worek trzymany przez Miro, lub
leżąc na ławeczce podnosić ciężary. Niezauważalnie, ale jednak jej tłuszcz
zamieniał się w masę mięśniową.
Najlepiej radziła sobie
robiąc ćwiczenia aerobowe, bo nordic-walking dobrze ją do tego przygotował.
Lubiła bieżnię i bieg. Nieco gorzej szło jej na ergometrze wioślarskim, ale
była uparta. Ta jej zawziętość była czasem przedmiotem kpin Miro.
- Klara nie przesadzaj. W takim tempie już
dwukrotnie dopłynęłaś do Gdańska. Nie zrzucisz wszystkiego w ciągu jednego
miesiąca i nie osiągniesz talii osy. Uszarpiesz się tylko niepotrzebnie,
zmęczysz i będziesz wściekła sama na siebie.
- Mógłbyś mieć więcej wiary we mnie – mówiła z
pretensją. – Nie marzę o talii osy. Mam to gdzieś. Chcę wyglądać normalnie.
- I będziesz. Obiecuję. Nie bez powodu ćwiczysz
biegi, rower wiosłowanie. Mam dla ciebie konkretną propozycję. Zejdź na chwilę
z bieżni i usiądź. – Gdy to zrobiła kontynuował. – Pierwszego maja nad Jeziorem
Żywieckim, a konkretnie w Pietrzykowicach odbędzie się triatlon. Chciałbym
żebyś w nim wystartowała. Masz niecałe trzy miesiące, aby się przygotować.
Jestem pewien, że dasz radę.
Najpierw będziesz
płynąć. Musisz przepłynąć dwa i pół kilometra. To średnia szerokość jeziora.
Potem będziesz jechać na rowerze jakieś dwadzieścia kilometrów, a jeszcze potem
musisz przebiec pięć. Teren jest trudny, górzysty i nie twierdzę, że będzie
łatwo. Nie chodzi mi też o to, żebyś zajęła jakieś medalowe miejsce. Chodzi
głównie o to, żebyś pokonała własne ograniczenia i słabości. Masz ukończyć ten
triatlon. Jeśli to zrobisz przekonasz się jakie to wspaniałe uczucie. Co ty na
to?
Patrzyła na niego
kompletnie zaskoczona, ale też spanikowana. – Czy on oszalał? Ja mam wziąć udział w zawodach? Ja, taka grubaska?
Przecież wszyscy mnie wyśmieją. Szaleństwo.
- Klara widzę po twojej minie, że nie jesteś
zbyt przekonana. Zaufaj mi. Ja przygotuję cię tak, że pokonasz te dystanse.
- Boję się – szepnęła cicho patrząc mu w oczy.
- Że nie podołasz? – Pokręciła przecząco
głową.
- Nie…, boję się ośmieszenia.
- Przekonasz się, że nikt nie będzie się z
ciebie śmiał. Gwarantuję ci. Ja cały czas będę przy tobie. Zabiorę kajak i będę
cię asekurował podczas pływania. Na rowerze też będę ci towarzyszył. Tylko
podczas biegu będziesz sama, ale jak dla ciebie to tylko dwadzieścia pięć
minut, może nieco więcej. Od jutra zaczęlibyśmy intensywny trening.
- Intensywny trening? To jak nazwiesz to, co
robiłam tu do tej pory?
Miro roześmiał się.
- Trzeba poćwiczyć bieganie w terenie i jazdę
na rowerze. Jutro zabieram cię na basen. Na zawodach będziesz płynąć w piance
podobnej do tej, której używają nurkowie. Musisz się do niej przyzwyczaić.
- O święta naiwności! To ty nie wiesz, że nie
produkują takich rozmiarów?
- Produkują i ja już dla ciebie taką piankę
mam. Jutro umawiamy się na basenie o godzinie szesnastej. A teraz chodź. Zważę
cię.
Stanęła na wadze. Sama
była ciekawa ile zrzuciła przez te dwa miesiące chodzenia na siłownię.
- Osiemdziesiąt osiem kilo. Świetny wynik.
Gratuluję. A teraz już zmykaj.
Jej dusza śpiewała. Nie
podejrzewała, że zejdzie z niej aż tyle. Dwanaście kilo! Przełamała magiczną
setkę. Cieszyła się i to bardzo. Trochę mniej było w niej entuzjazmu, gdy
patrzyła w łazienkowe lustro i widziała tę paskudnie obwisłą skórę. Łudziła się
jeszcze, że to jakoś samo się wchłonie. Zauważyła, że ostatnio jakby szybciej
łapie infekcje. Podczas ćwiczeń dawała z siebie dwieście procent, pociła się i
chyba przez to między tymi obwisłymi fałdami rozmnażała się flora bakteryjna.
Starała się temu zaradzić. Często brała prysznic i smarowała zaczerwienione
miejsca maścią lub zasypywała talkiem. Po raz pierwszy przyszło jej do głowy,
że jak zrzuci wagę do wymarzonych sześćdziesięciu pięciu kilo, będzie musiała
pomyśleć o operacji plastycznej. Przecież nie może do końca życia chodzić z
takim fartuchem do kolan. To jednak była melodia przyszłości.
Następnego dnia pojawiła
się na basenie. Tuż za nią podjechał pod halę Miron. Wręczył jej pakunek
zawierający piankę i kazał się przebrać. Ciężko jej szło. Pianka wydawała jej
się dość elastyczna, ale w rzeczywistości wcale taka nie była. Wreszcie jakoś
udało się jej wciągnąć ją na siebie. – Tak
powinnam wyglądać – pomyślała gładząc plaski brzuch. Pianka skutecznie
zniwelowała wszystkie fałdy skórne i gładko przylegała do jej ciała. Na basenie
rozebrany do kąpielówek czekał na nią Zwoliński. Weszła do wody. On został
trzymając w ręku stoper.
- Płyniesz na setkę. To dwie długości basenu.
Płyniesz crawlem i jak najszybciej. Start!
Ruszyła. Poszła jak
torpeda. Pianka sprawiła, że jej ciało przybrało opływowy kształt i niczym nie
opierało się wodzie.
Miro wyłączył stoper i
uśmiechnął się pod nosem. Wynurzyła się z wody trzymając się poręczy.
- I jak? – zapytała.
- Dziewczyno! Pojęcia nie miałem, że drzemie w
tobie taki potencjał. Teraz popłyniemy wolno. Klasykiem. Będziemy pływać w te i
z powrotem do momentu, w którym powiesz mi, że już nie dasz rady. Ruszamy.
Przy nim płynącym u jej
boku poczuła się bardzo pewnie i w jakiś dziwny sposób nabrała energii.
Zdecydowanie potrafił ją zmotywować. Po upływie półtorej godziny miała jednak
dość. Słabła.
- Nie dam już rady Miro. Wysiadam.
- Podpłyń do drabinek. Wychodzimy. Zrobiłaś
dzisiaj półtora kilometra. Całkiem nieźle. Przed zawodami na pewno przepłyniesz
cały dystans. Na szczęście organizatorzy nie mają żadnych wymagań co do stylu
pływania i możesz zmieniać na jaki tylko chcesz. Jak się zmęczysz crawlem,
możesz przejść do klasyka, żeby trochę odpocząć. Idź się przebrać. Odwiozę cię
do domu.
Zatrzymał samochód pod
jej domem. Zupełnie spontanicznie zaproponowała mu kawę, a on się zgodził. Z
ciekawością oglądał ten jej mały kurnik.
- Nie wiem dlaczego, ale myślałem, że
mieszkasz we własnym domu. Trafiłem jak kulą w płot. Wystarcza ci ta mała
powierzchnia?
- W zupełności. Jestem sama. Na co mi większe
mieszkanie? – wzruszyła ramionami. - Oczywiście może kiedyś w przyszłości
zmienię, ale to chyba nie nastąpi tak prędko.
- Może prędzej niż myślisz? Masz chłopaka? –
spytał znienacka. Wbiła w niego zdziwione spojrzenie.
- Żartujesz? A który chciałby mnie taką? –
powtórzyła dokładnie słowa swojej matki. – Mam lustro tutaj i wiem jak
wyglądam. Nigdy z żadnym się nie umawiałam i nigdy żaden nie wykazał mną
zainteresowania.
- Chyba przebywałaś w towarzystwie samych
ślepców i głupków. Jesteś przecież śliczna.
Spoważniała nagle.
- Nie kpij sobie Miro. To drażliwy dla mnie
temat. Za to ty pewnie nie możesz opędzić się od panien.
- Rozczaruję cię, ale to wcale tak nie jest.
Od dłuższego czasu wiodę życie samotnika. Ładna buzia i zgrabne ciało, to nie
jest wszystko, czym mógłbym się zauroczyć. Poza tym uważam, że jednak
najseksowniejszy jest mózg. Lubię mądre kobiety, a nie głupiutkie kokietki,
które paplają o byle czym. – Dopił kawę i wstał. – Będę się zbierał, a ty
odpocznij. Jutro podjadę do ciebie do pracy, daj mi tylko adres. Pojedziemy na
błonia. Będę miał ze sobą dwa rowery. Na razie.
Zauważyła go jak zaparkował
i wyszła żeby się przywitać i zamknąć biuro. Na jego samochodzie pyszniły się
dwa górskie rowery.
- Wskakuj. Plan jest taki. Zostawimy samochód
na parkingu i ruszymy na Kopiec Kościuszki. To będzie dobry trening, bo trzeba
wjechać na górę i z niej zjechać. Potem wrócimy na błonia i tu jeszcze trochę
pojeździmy.
Dla niej wjechanie na
kopiec okazało się karkołomne. Czerwona z wysiłku mocno naciskała na pedały.
Była już niemal u szczytu, ale musiała zejść z roweru. Drżały jej nogi i nie
potrafiła jechać.
- Nie przejmuj się, – pocieszał Miro – jestem
pewien, że trasa jaką wyznaczą organizatorzy zawodów nie będzie taka stroma.
Mają świadomość, że uczestnikami są amatorzy a nie zawodowcy. I tak poszło ci
bardzo dobrze. Odsapniemy trochę i powolutku zjedziemy na dół.
Zjazd wcale nie okazał
się łatwiejszy. Wciąż musiała korzystać z hamulca, żeby nie pognać w dół z
szaleńczą prędkością i skończyć gdzieś u podnóża z rozbitymi kolanami, albo
jeszcze z czymś gorszym. Dojechali do błoni i tam już spokojnie na płaskim
terenie zrobili kilkanaście rund.
W sobotę jak zwykle
spotkała się z ojcem. Odkąd zaczął wraz z nią uprawiać chodzenie z kijami jego
kondycja znacznie się poprawiła. Już nie przesiadywał przez cały weekend nad
gazetą, ale starał się być aktywny.
- Będę brać udział w triatlonie tato. Dasz
wiarę? – pochwaliła się.
- Serio? A kiedy?
- Pierwszego maja w Żywcu. Jadę tam z moim
trenerem z siłowni. On bardzo we mnie wierzy i uważa, że dam radę. Od kilku dni
ostro trenujemy i pływanie i jazdę na rowerze, bo z bieganiem radzę sobie
całkiem nieźle. Nie mam parcia na jakąś pozycję medalową, ale byłoby miło,
gdybym nie była ostatnia. Miron mówi, że jak uda mi się ukończyć zawody, to od
razu poczuję się lepiej i w ogóle wzrośnie moja samoocena. Najpierw byłam
sceptycznie nastawiona, ale teraz bardzo chcę tam pojechać.
Ojciec popatrzył na nią
z dumą.
- Wiesz, że zawsze popieram cię we wszystkim i
wierzę w ciebie. Poradzisz sobie. Spójrz jak wiele już dokonałaś. Połowy cię
nie ma. Ciężko pracujesz, żeby osiągnąć cel. To godne podziwu, naprawdę. Szkoda
tylko, że mama tego nie rozumie, a ja nie rozumiem jej. Najpierw ciosała ci
kołki na głowie, żebyś schudła. Jak tylko sięgnę pamięcią wciąż robiła ci z
tego powodu przykre uwagi i zamiast zadbać o odpowiednią dla ciebie dietę
rozpychała ci żołądek tłustym jedzeniem zrzędząc jednocześnie, że się obżerasz.
Co za niekonsekwencja. Teraz, gdy tyle schudłaś ona wciąż jest niezadowolona.
Aktualnie twierdzi, że zamorzysz się z głodu na śmierć. Popada z jednej
skrajności w drugą. Chyba nigdy nie pojmę, o co jej tak naprawdę chodzi.
- Nie przejmuj się nią. Ja już dawno odcięłam
pępowinę i przestałam jej słuchać. Robię swoje i uważam, że słusznie, bo dzięki
temu poprawiły się moje wyniki badań, waga poszła w dół, dobrze sypiam i mam
świetne samopoczucie. W końcu nie robię tego dla niej, ale dla siebie, choć
ostatnio usłyszałam, że dobrze, że jej posłuchałam i zaczęłam się odchudzać.
Wyobrażasz sobie? Ona przypisuje sobie całą zasługę, a prawda jest taka, że to
jej permanentne ględzenie napędzało mnie do pochłaniania coraz większej ilości
jedzenia. To moja matka, ale czasem mam ochotę nią naprawdę potrząsnąć, żeby
się opamiętała. Nie gadajmy już o niej, bo to mnie denerwuje. Chodźmy
pomaszerować trochę.
Termin zawodów zbliżał
się nieubłaganie. Miro wychodził ze skóry, żeby przygotować ją jak najlepiej.
Zrzuciła kolejne dziesięć kilo, co było bardzo pozytywne. Wciąż miała problemy
ze skórą. Zaliczyła nawet kilka wizyt u dermatologa, jednak specyfiki, które
jej przepisał, nie za bardzo były skuteczne. Postanowiła, że jak tylko osiągnie
wagę docelową zrobi sobie operację. Było ją stać na taki wydatek. Dzięki temu,
że teraz odżywiała się bardzo skromnie, nie wydawała bajońskich sum na
słodycze, chińskie żarcie, czy fastfoody.
Miro stał się dla niej
kimś naprawdę ważnym. Nie wyobrażała już sobie, że miałaby spędzić dzień bez
jego towarzystwa. Mogli rozmawiać o wszystkim i to bardzo szczerze. Znał jej
najmroczniejsze sekrety i przeszłość. Ona też poznała jego własną. Była bardzo
zdziwiona, gdy pokazał jej zdjęcie ze szkoły średniej. Był na nim otyły chłopak
o blond czuprynie i gdyby nie ona i te błękitne oczy, w życiu nie rozpoznałaby
w tym chłopcu swojego trenera. Nabrała do niego jeszcze większego szacunku.
Teraz wiedziała, że on doskonale rozumie, co ona musi przeżywać i przez co
musiała przejść. On miał podobną przeszłość.