INFORMACJA
Moi drodzy
Pierwszy rozdział nowego opowiadania pt. "Wyzwanie" ukaże się w czwartek. Następne rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu również w czwartki. Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających.
ROZDZIAŁ 14
ostatni
Ten wieczór nie zakończył się na
toaście. Siedzieli jeszcze do późna w saloniku Doroty i uzgadniali szczegóły.
Zadecydowali, że po ślubie Adam wraz z Maćkiem przeniosą się do niej. Maćkowi
pozostawili prawo wyboru, ale on mimo, że uwielbiał swoich dziadków, wolał
mieszkać z ojcem.
- W takim razie zajmiesz Maciek jeden z pokoi
na piętrze. Ten drugi nadal będzie służył moim rodzicom, kiedy tu przyjadą.
Problemem będą świadkowie, bo ja tam w Warszawie nie miałam żadnej
przyjaciółki. Ba, nie miałam nawet dobrych znajomych. Najlepiej by było, gdyby
nasze dzieci mogły być naszymi świadkami, ale niestety to niemożliwe, bo nie są
pełnoletnie.
- O świadków się nie martw. Weźmiemy
Piotrowskich. Tych, których poznałaś na zabawie sylwestrowej. Znam ich od
kilkunastu lat i bardzo lubię. Mocno wspierali mnie wtedy, gdy umarła Hania.
Poza tym chyba nie będzie nikogo więcej. Ty masz jakąś rodzinę w Warszawie?
- Poza rodzicami żadnej.
- W takim razie bez sensu jest zamawiać jakąś
wielką salę na wesele. Osób będzie niewiele i mała, kameralna sala wystarczy.
- Ja to myślę, żeby nie zamawiać żadnej sali.
Będzie nas zaledwie dziesięć osób Adam i spokojnie tutaj wszyscy się
pomieścimy. Co najwyżej możemy zamówić catering, ale jestem pewna, że ani moja
mama na to nie przystanie, ani twoja. Pewnie same zaoferują się z pomocą przy
gotowaniu.
- W sumie chyba masz rację. A co wy na to? –
Adam spojrzał pytająco na Marynię i Maćka.
- My uważamy podobnie jak Dorota – Maciek
rozejrzał się po pomieszczeniu. – Można wynieść kanapy i zaraz zrobi się
miejsce. Nawet potańczyć będzie można, a muzyką już my się zajmiemy, prawda
Maryniu?
- No pewnie. Maciek ma naprawdę fajne płyty, a
i ja mam kilka. To w zupełności wystarczy.
Jak się okazało do załatwienia nie
było tak wiele. Wystarczyło podjechać do Urzędu Miasta, w którym znajdował się
też Urząd Stanu Cywilnego i załatwić formalności, co Adam uczynił i zapisał ich
na dwudziestego pierwszego sierpnia na godzinę jedenastą. Mieli więc trochę
czasu, żeby poświęcić się innym zajęciom, a nie tylko myślami o ślubie.
W czerwcu zrobiło się naprawdę
gorąco. Dorota doglądała swojego ogródka. Nie chciała, żeby przez upał
cokolwiek zmarniało. Ciężko było jej pracować na strychu, bo dach był nagrzany
mocno, co sprawiało, że w pomieszczeniu nie było czym oddychać.
Dzieci miały już wakacje. Maciek
przed sobą ostatnią, maturalną klasę, a Marynia pierwszą licealną. Postanowiła
złożyć papiery do tego samego liceum, do którego chodził młody Gawroński. Teraz
jednak cieszyli się wakacyjną labą. Codziennie szwendali się po okolicznych
lasach znosząc całe kosze kurek, których akurat był wysyp. Zaopatrzyli w nie nie
tylko Dorotę, ale i dziadków Gawrońskich. Zresztą starsi państwo też lubili
zbierać grzyby, więc i tak ich większość trafiała do Doroty, która namiętnie
zaprawiała je w słoikach.
Chwile wytchnienia mieli późnym
popołudniem, kiedy to siadywali na werandzie przy kubku smolistej kawy. To była
ulubiona pora dnia Doroty. Uwielbiała, gdy letni wietrzyk omiatał jej skórę,
pieścił policzki i wplatał się we włosy. Mrużyła wtedy z przyjemnością oczy.
Była naprawdę szczęśliwa. Mieszkać w takim miejscu, to wielki przywilej, a jej
nigdy nie było dość widoku jaki roztaczał się przed nią. Szum trzcin i szuwarów
dawał ukojenie. Był najpiękniejszą melodią dla uszu i jeszcze ten ptasi chór.
Nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne.
- Wiesz, – odezwał się cicho Adam – pomyślałem
sobie, że po ślubie powinienem zabrać cię w podróż poślubną. Gdzie chciałabyś
pojechać?
Zdziwiona spojrzała na niego.
- Nigdzie. Czy myślisz, że gdzie indziej
czułabym się bardziej szczęśliwa? Spójrz, rozejrzyj się. To najpiękniejsze
miejsce na ziemi i ja wcale nie chcę się z niego ruszać. Tu mi jest najlepiej.
Tu żyję pełną piersią. Nawet o tym nie myśl.
- I tak po prostu po ślubie chcesz wieść takie
zwyczajne życie?
- Dla mnie ono nie jest zwyczajne. Każdego
dnia niesie ze sobą jakieś niespodzianki, a już na pewno nie jest nudne. Ja nie
potrzebuję szukać mocnych wrażeń gdzieś indziej, bo to, co tu mam w zupełności
mi wystarcza. Klementyna obdarzyła mnie czymś naprawdę wyjątkowym. Im dłużej tu
mieszkam, tym bardziej rozumiem jej niechęć do ruszenia się stąd gdziekolwiek.
Nie chciała nigdzie wyjeżdżać mimo, że jej brat, a mój dziadek wielokrotnie
zapraszał ją do Warszawy. Nie jechała tam nawet wtedy, gdy dostawała
zaproszenie na ślub, czy chrzciny. Ona czuła się jednością z tym domem, tym
jeziorem i z całą okolicą. Ja zaczynam mieć tak samo. Wiesz, kiedy dopada mnie
największe szczęście? Wtedy, gdy wstanę bardzo wcześnie rano i spojrzę przez
okno na budzące się jezioro. Słońce tak pięknie je podświetla, że aż skrzy się
w tych promieniach. Pierwsze ptaki wypływają z trzcin, nawołują się, stroszą
piórka i czyszczą je. Czy może być coś piękniejszego? Największą karą dla mnie
byłoby wyrwanie mnie stąd, więc nigdy nie próbuj, dobrze?
- Nigdy nic nie zrobię wbrew twojej woli. Nie
obawiaj się – uspokoił ją.
Ślub trwał krótko. Powtórzyli za
urzędnikiem słowa przysięgi i podpisali parę dokumentów. Stali się w świetle
prawa mężem i żoną. Maciek uwiecznił ten fakt pstrykając zdjęcia i robiąc im
piękną sesję fotograficzną w plenerze.
Obie mamy zadbały o weselne
smakołyki, a dzieciaki o oprawę muzyczną. Bawili się do drugiej w nocy. Potem
już każdy miał dosyć. Piotrowscy odsypiali tę noc u seniorów Gawrońskich w
leśniczówce, cała reszta u Doroty. Ona sama miała wrażenie, jakby wyszła za mąż
po raz pierwszy i po raz pierwszy miała się kochać z mężem. Nie zrobili tego
wcześniej. Teraz stojąc przed nim w samej bieliźnie czuła się bardzo skrępowana.
On odbierał tę sytuację podobnie, ale wiedział, że musi przejąć inicjatywę. Od
kiedy pochował matkę Maćka nie miał żadnej kobiety. To dopiero Dorota sprawiła,
że obudziło się w nim pożądanie. Podszedł do niej i mocno objął rozpinając jej
jednocześnie biustonosz i uwalniając jej drobne piersi.
- Nie wstydź się, bo ja sam jestem pełen obaw.
Kocham cię nad życie i jeśli nawet teraz nam nie wyjdzie, to za drugim razem
będzie już lepiej.
Wziął ją na ręce i ułożył na
chłodnej pościeli. Przylgnął do jej ust i zaczął namiętnie całować. Rozpalał
powoli ją i siebie. Westchnęła a on sunął z pocałunkami coraz niżej. Jej sutki
stwardniały pod wpływem dotyku jego warg. Delikatnie pozbawił ją fig i sam
uwolnił się z bokserek. Był bardzo pobudzony i nie mógł tego ukryć.
Podziwiała jego ciało. Było silne
i umięśnione. Przywarła do jego klatki piersiowej pokrytej gęstym owłosieniem.
To było bardzo przyjemne i powodowało miłe doznania. Nagle poczuła go w sobie i
jęknęła cichutko. Szerzej rozłożyła nogi, by wpuścić go do samego końca. Zaczął
się poruszać wolno i delikatnie, jakby nie chciał sprawić jej bólu. Ujęła w
dłonie jego pośladki dociskając go mocniej do siebie. Przyspieszył. Teraz
pchnięcia były zdecydowane i mocne. Odpływała. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek
kochała się w taki sposób z Karolem i czy kiedykolwiek czerpała z seksu z nim
taką niesamowitą przyjemność. Adam był spełnieniem jej kobiecych marzeń o
idealnym mężczyźnie. Przeturlał się na plecy nie wychodząc z niej. Siedziała
teraz na nim, a on kierując jej biodrami unosił je w górę i w dół. Zamknęła
oczy. Czy to wszystko działo się naprawdę? Nie przestając się poruszać usiadł
objąwszy ją mocno ramionami. Drżała z podniecenia. Znowu całował ją do utraty
tchu. Przekręcił się na bok i przylgnął do jej pleców. Rytmiczność pchnięć i
ciągła penetracja jego palców w jej łonie sprawiła, że poczuła nagłą błogość. Znowu
leżała pod nimi i umierała z rozkoszy. Jej ciało wpadło w dziwny dygot.
Krzyknęła, ale pocałunkiem zamknął jej usta. Dochodzili oboje. Zesztywniała w
jego dłoniach a jej kobiecość pulsowała. Po chwili poczuła ciepłą falę
wypełniającą jej wnętrze. To Adam szczytował. Spowolnił ruchy i w końcu
znieruchomiał. Leżeli przez dłuższą chwilę przyklejeni do siebie, spleceni w
jedno pulsujące ciało. Oddychali ciężko oboje. On znowu tulił się do jej ust.
- To było coś wspaniałego. Nie sądziłem, że
będzie tak cudownie. Ty byłaś cudowna. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Osiem lat później
Dorota wyszła na werandę i przyłożyła
dłoń do czoła chroniąc wzrok przed jaskrawymi promieniami słońca. Był dopiero
koniec maja, a pogoda od kilku dni rozpieszczała ich ponad miarę. Zeszła ze
schodów i podeszła do furtki. Przy niej przycupnął wiekowy już Kumpel.
Pogładziła go po łbie.
- Też czekasz na swoją panią piesku? Na pewno
zaraz tu będzie.
Jakby na potwierdzenie jej słów
zza zakrętu wynurzyło się srebrne Reno.
- Adaś! – krzyknęła. – Już są! Chodźcie
szybko! Przyjechali!
Adam zbiegł ze schodów ciągnąc za
rękę siedmioletnią dziewczynkę. Wylegli na drogę i po chwili ściskali swoje
dorosłe już dzieci Marynię i Maćka.
- Witajcie kochani. Już nie mogliśmy się was
doczekać. Jak obrona Maryniu? Zdałaś?
- Zdałam mamuś celująco. Masz przed sobą
świeżo upieczoną panią weterynarz. Zosiu, – zerknęła na siostrę – nie przywitasz
się? Ależ urosłaś – przytuliła małą i ucałowała. Po niej zrobił to Maciek.
Po solidnym posiłku Dorota
wyniosła dzbanek z kawą na werandę i gdy rozsiedli się wszyscy zagaiła
- No to opowiedzcie teraz o swoich planach, bo
Maciek był bardzo tajemniczy i nic nie chciał nam zdradzić.
- Prosiłam go o to, ale teraz nie ma już co
ukrywać. Jak ostatnio odwoził mnie do Gdańska, poprosił mnie o rękę, a ja się
zgodziłam. Kochamy się i chcemy pobrać jak najszybciej, a potem otworzyć
klinikę weterynaryjną w Prabutach. Maciek ma już doświadczenie, bo przecież
przez prawie rok pracuje już w zawodzie. Jednak nie chcemy być zależni od
nikogo i chcemy mieć coś swojego. Ja, jeśli nie masz mamuś nic przeciwko temu
skorzystałabym z tej lokaty, którą mi kiedyś założyłaś.
- To twoje pieniądze kochanie i możesz z nimi
zrobić, co tylko zechcesz. To co mówisz brzmi rozsądnie, a my zawsze będziemy
was popierać cokolwiek postanowicie. A jeśli chodzi o zaręczyny, to
domyślaliśmy się już dawno, że nie jesteście sobie obojętni. Bardzo się
cieszymy waszym szczęściem.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chcemy was
prosić – odezwał się Maciek. – Ponieważ Marynia za żadne skarby nie chce się
stąd wyprowadzić, bo uważa, że to jest jej miejsce na ziemi, pomyślałem, że
może udałoby się rozbudować dom i stworzyć coś w rodzaju bliźniaka z
niezależnym wejściem. Miejsca jest dość.
- To świetny pomysł Maciek, bo już się bałam,
że zechcecie zamieszkać gdzieś indziej. Ja i tata pomożemy.
Uspokojeni tymi zapewnieniami
dopili kawę i zabrawszy usypiającą Zosię, udali się do swoich pokoi. Dorota
została z Adamem sama. Okrył ją kocem i usiadł obok niej obejmując ją
ramieniem.
- Czy pomyślałabyś kiedyś, że tych dwoje tak
przylgnie do siebie?
- Myślę, że można było to przewidzieć. Od samego
początku byli nierozłączni i nadawali na tych samych falach. Cieszę się, że to
właśnie Maciek będzie jej mężem, bo odziedziczył dobry charakter po tobie i
zawsze był bardzo odpowiedzialny. Chronił ją i czuwał, żeby nie zrobiła sobie
krzywdy. Myślę, że kochał ją już jako nastolatek.
- Chyba masz rację. Skończyli to samo liceum,
ten sam kierunek studiów. Idą ramię w ramię. Oby tak przez resztę życia. Cieszę
się, że chcą tu zostać, że nie marzą o wielkich karierach. Trochę to dziwny
układ, bo przecież chowali się razem i mam nadzieję, że nikt nie zarzuci im, że
żyją w związku kazirodczym. Przecież w żaden sposób nie są spokrewnieni.
- Na pewno nikt tak nie pomyśli. Znają nas tu
przecież. Finansowo na pewno trzeba będzie im pomóc, ale mamy dość pieniędzy.
Sporo uzbierałam przez te lata ze sprzedaży gobelinów. Myślę, że Zośka przejmie
po mnie tę spuściznę. Ciągnie ją do tego i chyba ma talent. Tak czy owak
będziesz musiał rozejrzeć się za dębiną i ściągnąć geodetę, żeby wytyczył osie
pod fundamenty. Jeśli oni chcą się szybko pobrać, to nie ma na co czekać.
Trzeba też zapytać w gminie, czy nie mają do sprzedania jakiejś działki w
mieście pod tę ich klinikę. Może ja zapytam i tak mam być jutro w urzędzie.
- Wszystko załatwimy. Rodzice nie dzwonili?
- Dzwoniła mama. Ojciec trochę niedomaga i nie
wiadomo, czy przyjadą, choć myślę, że jeśli to wesele będzie jeszcze w tym
roku, to na pewno się postarają. Szkoda, że ona nie ma prawa jazdy - umilkła na
chwilę i zamyśliła się. - Popatrz jak ten czas szybko leci. Ani się
obejrzeliśmy, a nasze dzieci już dorosły, wykształciły się i zaczynają wspólne
życie. Zosia za chwilę pójdzie do pierwszej klasy. Nie sądziłam, że jeszcze
kiedyś urodzę drugie dziecko, a tu proszę, nasza dziewczynka ma już siedem lat.
- Mamy dobre i udane życie Dorota. Nie
pomyślałaś kiedyś, że twoje cierpienie było po coś potrzebne, że moja rozpacz
po stracie Hani i moje samotne ojcostwo też było po coś? Może po to, żebyśmy
mogli się spotkać, pokochać i zacząć wszystko od nowa?
- Masz rację. Miałam w życiu wielkie szczęście
mimo tego wcześniejszego nieszczęścia. Wciąż odnoszę wrażenie, że to miejsce
było mi przeznaczone, żebym ukoiła duszę i wyleczyła ciało. Czy mogłabym to
zrobić gdzie indziej? Spójrz na ten księżyc i te miliardy gwiazd, jak cudnie
odbijają się w jeziorze. Czy widziałeś gdzieś piękniejszy widok? Czy zaznałeś
gdzieś bardziej błogiego spokoju? Tam wysoko nad nami świeci nasza szczęśliwa
gwiazda. Może gdzieś tam jest Klementyna? Patrzy na nas z góry uśmiechając się
szelmowsko, bo okazało się, że jest czarodziejką, która zaczarowała to miejsce
dla mnie, by mnie tu zwabić, żebym mogła je pokochać tak mocno jak ona je
kochała i żebym mogła pokochać ciebie. Do końca moich dni będę jej za to
wdzięczna i nigdy nie zapomnę jak wiele dla mnie zrobiła.
Adam przytulił usta do jej skroni.
- Myślę skarbie, że ona wciąż tu jest. W
każdym kącie tego domu, w każdym źdźble trawy, w szumie wiatru i w kroplach
rosy. Żyje w nas, bo w jakiś magiczny sposób w każdym z nas zostawiła swój ślad
i pamięć po sobie. A teraz kochanie czas spać. Nowe wyzwania przed nami i
trzeba im stawić czoła. Chodźmy do domu. Chłód ciągnie od jeziora.
Jezioro
Liwieniec
Jezioro Dzierzgoń
K O N I E C
Jedno co przychodzi mi do głowy to: Po prostu pięknie. Było to tak piękne, że mi brak słów i więcej już nic nie mogę napisać. Nie jestem w stanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Andziok
UsuńDziękuję. :) <3
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńależ jestem zaskoczona! To prawda, że od początku widać było, że Marynia i Maciek lgną do siebie, lubią spędzać razem czas. Niemniej jednak byli bardzo młodzi i ja obstawiałam, że po prostu są dla siebie tylko przyjaciółmi, a tutaj taka niespodzianka! Bardzo miła niespodzianka:) Kto by przypuszczał, że takie młodzieńcze uczucie przetrwa tyle lat? Myślę jednak, że oboje będą tak samo szczęśliwi, jak ich rodzice:) Znają się bardzo dobrze, wiedzą o sobie wszystko, dobrze się rozumieją, maja sprecyzowane plany na przyszłość - to prostu wspaniale! Dorota i Adam chyba nie mogliby być bardziej uszczęśliwieni. Będą mieć dzieci pod ręką. Wspaniale, że młodzi po studiach w Gdańsku nie zmienili poglądów i w dalszym ciągu nie ciągnie ich wielki świat, robienie spektakularnej kariery w wielkim mieście. Wybrali spokojne życie jako weterynarze w niewielkiej miejscowości, w swoim świecie:) Wszystko musi się udać przy takim wsparciu:) A wracając do Doroty i Adama, to muszę stwierdzić, że rzeczywiście są jak dwie połówki jabłka, czy tam pomarańczy:) Szkoda tylko, że musieli tyle przecierpieć aby wreszcie na siebie trafić! Świetnie, że Adam nie odpuścił sobie i konsekwentnie dążył do związku z Dorotą:) Do tego jeszcze wspólna kruszynka Zosia, sama radość:) Pomimo deszczu za oknem zrobiło się tak sielsko i anielsko:) Bardzo dziękuję za to opowiadanie. Doby przekaz z niego płynie - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:) Niby wiemy o tym, ale jak jest nam źle, jak myślimy, że wszystko stracone, to często o tym zapominamy. Jak widać nie ma co się załamywać, bo nawet z najgorszej sytuacji jest jakieś dobre wyjście, należy tylko uzbroić się w cierpliwość i zacząć coś robić, aby to zmienić. Serdecznie pozdrawiam życząc miłej niedzieli:) Już nie mogę się doczekać nowej odsłony:)
Gaja
Gaju
UsuńNaprawdę Cię zaskoczyła miłość młodych? A mnie wydawało się to takie oczywiste. bo przez całe opowiadanie opisywałam jak bardzo zżyli się ze sobą, jak bardzo do siebie przylgnęli. Nawet Dorota nie wydaje się tym zaskoczona, że ta ich młodzieńcza zażyłość przekształciła się wraz z ich dorastaniem w miłość.
Dziecko musiało się pojawić mimo obaw Doroty. Była jeszcze młoda. 35 lat to też wiek na rodzenie dzieci, a Zosia stanowi tu ten piękny element wspólny dla ich związku.
Zakończyłam jak zwykle sielanką i to już takie moje skrzywienie, bo lubię jak bardzo dramatyczne historie znajdują swój szczęśliwy finał.
Dziękuję za wszystkie obszerne komentarze pod każdym rozdziałem i najserdeczniej Cię pozdrawiam.
PS. U mnie za oknem słońce i dość ciepło. Aż szkoda, że jutro trzeba wracać do pracy. :(
Małgosiu,
Usuńnaprawdę liczyłam tylko na ich przyjaźń, na ich przyszywane siostrzano-braterskie relacje. Myślałam, że wszyscy stworzą ogromną rodzinę trochę tzw. rodzinę patchworkową: Dorota, Adam i ich dziecko, Marynia, jej mąż i jej dzieci, Maciek, żona i jego dzieci, dziadkowie Maryni i Adama oraz nowi teściowie obojga:) Miejsca mają dużo na takie spotkania. Jedynym "usprawiedliwieniem" dla mnie jest to, że na studiach poznaje się bardzo dużo osób, które mogą nieźle zawrócić w głowie. Młodziutki człowiek się zastanawia tylko czy kocha starą czy też już nową miłość. Taki wiek:) Zupełnie zapomniałam, że mam do czynienia z bardzo rozsądnymi i dojrzałymi młodymi ludźmi. Moja wina:) Dlatego jestem mile zaskoczona:) Buziaki,
Gaja
A jedna było riki tiki i to jakie !!!! Cudownie im się ułożyło, rozumiem że mała Zosia jest owocem tej nocy. Młodzi też zakochani z konkretnymi planami. Cała rodzina w komplecie w tym pięknym miejscu. Buziaki B.
OdpowiedzUsuńB
UsuńRiki tiki musiało być obowiązkowo i w dodatku przyniosło wspaniały owoc tej upojnej nocy.
Dzięki za dzisiejszy wpis i wszystkie poprzednie. Przesyłąm uściski i buziole. :)
Jak w bajce, cudowne opowiadanie. Miłość ponad wszystko u rodziców i dzieci. Sprawy uczuciowe i zawodowe weszły na właściwy tor. :) Monika
OdpowiedzUsuńMonika
UsuńBardzo dziękuję, że śledziłaś to opowiadanie i komentowałaś.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
A jednak jest dziecko i dzieci również zostali parą. Co do pierwszego to byłam pewna, ale co do drugiego to już nie. Niespodzianka jakaś musiała byś, prawda. Przed chwilą czytałam tłumaczenie piosenki Szpaka i rozczuliłam się nad tekstem a teraz drugi raz nad końcówką i szczęściem całej piątki. Dorota dużo musiała wycierpieć , aby odnaleźć szczęście i swoje miejsce na ziemi. Adamowi było chyba trochę łatwiej. Teraz mogą czekać na wnuki aby było jeszcze piękniej.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie i pozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńWiem, że byłaś ciekawa, czy to dziecko się pojawi, czy też nie. Nie mogłam zdradzić wszystkiego, ale mam nadzieję, że taki scenariusz Cię usatysfakcjonował.
Trudno się tu licytować, komu z nich było łatwiej, czy Dorocie, czy Adamowi, bo to dwa zupełnie różne doświadczenia. Nie można porównać śmierci ukochanej osoby i samotnego w związku z nią ojcostwa, do fizycznego znęcania się. Na szczęście oboje potrafili odbudować swoje szczęście teraz już wspólne.
Bardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Mam pytanie choć wiem ze pisałaś juz wiele razy że skończyłas juz z brzydula ale czy nie dało by się jeszcze wrócić z opowiadaniami o mojej ulubionej parze. Nawet jesli nie teraz to za pare miesięcy, bo twoje opowiadania o nich były swietne i brakuje mi ich. Szczególnie te dłuższe historie. :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pozytywną opinię o moich opowiadaniach na temat serialu, ale ja jestem przekonana, że już wyczerpałam wszystkie swoje pomysły na kolejne i raczej nie wrócę do pisania historii o Marku i Uli, choć to też moi ulubieni bohaterowie, których darzę wciąż wielkim sentymentem. Jest jeszcze kilka dziewczyn, które piszą naprawdę świetne teksty. Ja sama je czytam i staram się komentować, więc myślę, że na razie nie grozi nam posucha jeśli chodzi o BrzydUlę. Póki co ja mówię pass.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńz okazji czwartej rocznicy założenia bloga składam Ci najserdeczniejsze życzenia i ogromne gratulacje!!! Z takiej sympatycznej okazji życzę Ci dalszej odwagi i siły, by porywać się na cele i zmiany, które z pozoru wydają się trudne, a później wprost wymarzone, realizacji planów i nowych marzeń oraz kolejnych natchnień! Bardzo dziękuję za to, co do tej pory dzięki Twojej wyobraźni mogłam przeżywać razem z opisywanymi bohaterami. Jeszcze raz wielkie dzięki i wszystkiego dobrego! Serdecznie pozdrawiam:) Miłego dnia:)
p.s. dzisiaj króciutko, prawda? Okazuje się, że można - hahaha:)
Gaja
Gaju
UsuńBardzo dziękuję, że pamiętasz. Zabawna historia, bo wczoraj rozmawiałam z Tess i ona także mi pogratulowała, a ja kompletnie zapomniałam o tej rocznicy. Cztery lata to dużo i mało, ale też mnóstwo wydarzyło się przez ten czas łącznie z likwidacją przez interię tego poprzedniego bloga.
Były wzloty i upadki jak to w życiu. Mam nadzieję, że jeszcze coś wykrzesam z siebie, coś, co być może Wam się spodoba. Oczywiście jak zwykle jestem otwarta na wszelkie sugestie i pomysły, a zwłaszcza Twoje.
Jeszcze raz dziękuję pięknie. Przesyłam buziaki. :)
Wszyscy wiodą teraz szczęśliwe życie. Marynia i Maciek są parą a Dorota i Adam mają wspólne dziecko co scementowało ich związek.Piękne zakończenie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńWielkie dzięki, że wytrwałaś do samego końca i wielkie dzięki za wpisy.
Pozdrawiam serdecznie. :)