ROZDZIAŁ
4
Jakoś dawała radę. Momentami
było ciężko, ale nie poddawała się. Starała się jak najrzadziej korzystać z
komunikacji miejskiej i docierać wszędzie pieszo. Zlecenia miała różne.
Większość wycen nieruchomości robiła w mieście, ale czasem musiała jechać do
Nowej Huty, a nawet dalej do Niepołomic, czy też do Bronowic, tych słynnych
Bronowic, w których Wyspiański osadził swoje „Wesele”. Nie narzekała. Lubiła tę
robotę, a w dodatku miała z niej całkiem niezłe profity. Zwykle w piątki prosto
z pracy jechała na zakupy, żeby zaopatrzyć się w świeże jarzyny na cały tydzień,
a soboty i niedziele spędzała bardzo intensywnie uprawiając nordic-walking na
krakowskich błoniach tak jak sobie to obiecała. Nie miała jeszcze odwagi
zapisać się na siłownię. Wciąż uważała, że jest monstrualnie otyła. Nie chciała
narażać się na śmieszność i złośliwe docinki. Na początek kupiła orbitrek i
wcisnęła go jakoś do swojej małej kawalerki. To był dla niej taki optymalny
sprzęt, bo pozwalał na ćwiczenie wszystkich partii ciała a nie tylko nóg. W dni
powszednie, po pracy i zjedzonym posiłku wskakiwała na niego i ćwiczyła przez
co najmniej godzinę. Urządzenie miało wmontowany licznik, który wskazywał
między innymi ilość pokonanych kilometrów i ilość spalonych kalorii.
W domu pojawiła się
jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, a mianowicie waga. Klara nie ważyła się
codziennie. Nie chcąc wpędzić się w niepotrzebne frustracje robiła to raz na
tydzień postępując podobnie jak pielęgniarki w instytucie.
Dobrze pamiętała jak
wspaniale czuła się na basenie. On skutecznie niwelował jej zakwasy i łagodził
ból mięśni. Wyszukała adres w internecie i przeczytała o godzinach otwarcia.
Nadal nosiła w sobie wielki wstyd i była bardzo niepewna siebie. Ucieszyła się,
gdy zobaczyła, że raz w tygodniu basen jest otwarty do godziny dwudziestej
pierwszej. Pomyślała, że o tej porze nie będzie zbyt dużo ludzi. Zdecydowała
się. Wykupiła na próbę godzinę pływania tuż przed zamknięciem. Zaopatrzona w
czepek i kostium kąpielowy przebrała się w szatni i weszła nieśmiało na halę.
Omiotła ją uważnym spojrzeniem. W wodzie taplały się jakieś dwie starsze
kobiety i trzech nie najmłodszych mężczyzn. Pokonała zażenowanie i weszła do
wody. Tu poczuła się znacznie swobodniej i pewniej. Przemierzyła długość basenu
chyba ze dwadzieścia razy dopóki nie usłyszała gwizdka oznaczającego wyjście z
wody. Ściągając w szatni mokry kostium usłyszała rozmowę kobiet, które wraz z
nią pływały.
- Widziałaś tego hipopotama? Myślałam, że woda
wystąpi z brzegów jak wlazła do basenu. Gdybym była nią w życiu nie pokazałabym
się w takim miejscu – zachichotała jedna z nich. Druga zawtórowała jej.
- No. Nie rozumiem jak można tak się spaść.
Wygląda jak ciężarna maciora – teraz obie wybuchły gromkim śmiechem.
Klara poczuła dławienie
w gardle i pierwsze łzy w oczach. Przebrała się szybko i wyszła z
pomieszczenia. W holu natknęła się na te dwie. Podeszła do nich z zaciętą miną
i wysyczała.
- Być może wyglądam jak hipopotam, czy
ciężarna maciora, ale na pewno nie wyglądam jak stara, zasuszona larwa, która
ma coś na sobie, ale nie bardzo wyprasowanego. To niewyprasowane wdzianko
drogie panie, to wasza stara, zwiotczała i obrzydliwie pomarszczona skóra.
Gdybym miała taką skórę, w życiu nie pokazałabym się na basenie. Jak można tak
wyglądając być zupełnie bezkrytycznym wobec siebie i pozwalać sobie na
krytykowanie innych? Wstyd, doprawdy wstyd drogie panie – odwróciła się na
pięcie, pchnęła szklane drzwi wychodząc na zewnątrz i zostawiając ryczące siedemdziesiątki
z rozdziawionymi ustami na środku holu.
Biegła zanosząc się
płaczem. – Jak one mogły…, jak mogły być
takie podłe… Już nigdy nie przyjdę na ten basen. Już nigdy. Mam dość upokorzeń.
- Zrozpaczona wbiegła do pierwszego napotkanego po drodze MacDonalda. Kupiła
podwójnego hamburgera, butelkę coli i frytki. Już na dworze wbiła zęby w błogo
pachnącą bułę ociekającą majonezem, wypełnioną mięsem, serem i sałatką.
Pochłaniała jakby nie jadła miesiącami. Dławiła się jedzeniem, które wciąż wpychała
do ust. Usiadła na ławce i przytomniej spojrzała na to śmieciowe żarcie, które
trzymała w drżących dłoniach. Wytarła z policzków łzy. – Co ja robię? Czy mi już całkiem odbiło? Z powodu dwóch głupich staruch
mam zaprzepaścić ten cały wysiłek? Jeszcze pewnie nie raz usłyszę tego rodzaju
uwagi. Powinnam się bardziej na nie uodpornić, a nie rzucać się na hamburgery
jak jakaś idiotka. – Ze wstrętem wyrzuciła wszystko, co kupiła do stojącego
obok kosza. Zrobiła parę głębszych oddechów. To pozwoliło jej się uspokoić. Już
w domu rozebrała się i wskoczyła na orbitreka. Przez godzinę pedałowała jak
szalona dysząc i zalewając się potem. Wypociła całą złość. Stojąc pod
prysznicem przysięgała sobie, że już nigdy nie da się tak ponieść emocjom.
Minęły trzy miesiące od
tego incydentu. Była uparta. Teraz już ściśle trzymała się diety i nie
odstępowała ani na krok. Zrobiła ponownie wszystkie badania. Wyniki były w
normie, co bardzo ją ucieszyło. Zrzuciła trzynaście kilo i teraz jej waga
oscylowała w granicach stu jeden kilogramów. To już zdecydowanie było widać.
Ciuchy stały się o wiele za duże. Musiała wymienić garderobę. Teraz mogła sobie
pozwolić nawet na chodzenie w spodniach. Kupiła dwie pary jeansów a do nich
kilka luźnych tunik. W takim zestawie wyglądała znacznie lepiej niż w tych
ogromnych, namiotowych sukienkach szytych na miarę.
Z rodzicami nie widziała
się dawno. Dzwoniła jedynie od czasu do czasu i ciągle wymawiała się nadmiarem
pracy. Z ojcem rozmawiała tylko raz. On od razu przeszedł do rzeczy.
- Jak ci idzie córuś? – zapytał.
- Chyba dobrze tatusiu. Myślę, że dobrze.
Bardzo się staram i trzymam się konsekwentnie planu. Może wkrótce się
zobaczymy, to sam ocenisz.
- Bardzo bym chciał. Kocham cię i trzymam
mocno kciuki za twój sukces.
- Ja też cię kocham tato – powiedziała drżącym
ze wzruszenia głosem. – Do zobaczenia.
- Klara!? Rany boskie! Coś ty z siebie
zrobiła!?
Takimi okrzykami została
przywitana przez rodzoną matkę któregoś piątkowego popołudnia. Matka taksowała
ją od stóp do głów najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w widok, który ma przed
sobą.
- Mogę wejść, czy będziesz mnie tak trzymać na
korytarzu aż się sąsiedzi zlecą? – odparowała zgryźliwie bezceremonialnie odsuwając
rodzicielkę i wchodząc do przedpokoju. – Nie podobam ci się? Przecież zawsze
tego chciałaś. Zawsze powtarzałaś „Masz taką ładną buzię. Jak zrzuciłabyś parę
kilogramów, to byłabyś śliczna” – przedrzeźniała matkę. – I co, teraz zmieniłaś
zdanie? Dzień dobry tatusiu – przywitała się z ojcem, który wyszedł z pokoju.
Przytulił ją mocno do siebie.
- Wyglądasz pięknie córcia. Naprawdę jesteś
śliczna.
- Dziękuję tatusiu. To jeszcze nie koniec, ale
wytrwam – szepnęła mu do ucha.
- Na litość boską! Klara! Dlaczego nic nie
powiedziałaś, że się odchudzasz? Ty już ostatnio wydałaś mi się jakaś inna.
- A co by to dało, gdybym ci powiedziała? Czy
to by coś zmieniło? Nadal witałabyś mnie schabowymi i zasmażaną kapustą. Założę
się, że na dzisiaj też przygotowałaś coś w tym stylu. Od razu mówię, że jeść
nie będę.
- Ale to rolady! Z chudej wołowiny.
- I w gęstym sosie, prawda? Nie ma mowy. Do
ust nie wezmę. Chcę tylko kawy i nic więcej. Chodź tato, pogadamy.
Rozsiedli się wygodnie
na kanapie. Po chwili dołączyła do nich matka Klary stawiając przed nią kubek z
czarną kawą.
- To ile zrzuciłaś? – zapytała siadając na
fotelu. – Chyba dużo, bo niemal zawału nie dostałam jak zobaczyłam cię w
drzwiach.
- W sumie dwadzieścia siedem kilo. Jeszcze
dużo pracy przede mą. W najbliższych dniach zapisuję się na siłownię. Muszę
czuć jakiś reżim, bo inaczej nie schudnę.
- Trzymasz jakąś dietę? – wtrącił się ojciec.
- Ścisłą, a do tego ostro ćwiczę tatku. W
soboty i niedzielę uprawiam nordic-walking na błoniach. Świetnie działa na
krążenie. Sam mógłbyś spróbować tego rodzaju sportu. Dobrze by ci zrobił.
Łopacki roześmiał się.
- Ja mam sport na działce. Czasem tak daje mi
w kość, że wyprostować się nie mogę. Za stary już jestem.
- Co ty opowiadasz? Osiemdziesięcioletnie
dziadki chodzą z kijami, a ty masz dopiero pięćdziesiąt siedem. Byłoby mi
raźniej, gdybyś mi towarzyszył. Kije mogę kupić, tylko się zgódź.
- No dobra. W takim razie zacznę od przyszłego
tygodnia.
Matka obserwowała ich
oboje krytycznym wzrokiem.
- W głowach wam się przewraca - skwitowała.
- Tobie też mogłoby się przewrócić. Przydałoby
ci się trochę schudnąć. Chociaż z dziesięć kilo – wytknęła jej Klara. – Jak
chcesz, to tobie też kupię kije.
- Nie, nie, dziękuję. Spróbuję w inny sposób.
Klara porozumiewawczo
mrugnęła do ojca.
- W takim razie umawiamy się tylko my. Sobota,
dziewiąta rano. Potem zjemy obiad i jak będziesz chciał, to po nim wrócisz ze
mną na błonia, a jak nie, to pójdziesz do domu.
Ostatni raz zerknęła w
lusterko. Pociągnęła jeszcze usta błyszczykiem i poprawiła ciemne włosy. Rzeczywiście
jej twarz znacznie wysubtelniała. Oczy zrobiły się większe, a policzki straciły
pucołowaty wygląd. Zabrała torebkę z biurka i siatkę, w której miała cienki
dres. Dzisiaj szła na siłownię. Pierwszy raz. Miała zamiar wykupić karnet na
cały rok.
Nieco onieśmielona
przekroczyła próg i rozejrzała się ciekawie. Pomieszczenie było ogromne, a w
nim każde miejsce wykorzystane na sprzęt do ćwiczeń. Zauważyła coś w rodzaju
recepcji i podeszła do urzędującej tam dziewczyny.
- Dzień dobry pani – przywitała się. –
Chciałabym się zapisać na cały rok. Chciałam też zapytać, czy jest możliwość
wynajęcia prywatnego trenera. Bardzo mi na tym zależy.
- Oczywiście. Tu proszę karnet, a trenera
zaraz zawołam, tylko sprawdzę, czy jest wolny – dziewczyna zerknęła na grafik
rozwieszony za jej plecami. – Pani trenerem będzie Miron Zwoliński.
- Miron? Dziwne imię…
- Trochę tak. Już dzwonię – sięgnęła po
komórkę. Klara nadal przetrawiała to imię. – Jezu, jego matka musiała być jeszcze bardziej walnięta niż moja. Kto
tak daje na imię dziecku? Jak to zdrobnić? Pewnie tak samo „łatwo” jak moje.
– Już idzie – poinformowała dziewczyna.
Do lady podszedł
mężczyzna, na widok którego Klara przestała oddychać. Wyglądał jak młody bóg.
Wysoki, świetnie umięśniony, ale nie przesadnie, z blond rozwianą, gęstą
czupryną i dużymi, błękitnymi oczami. Uśmiechnął się do niej szeroko ukazując
garnitur śnieżno białych zębów i wyciągając rękę.
- Witaj. Jestem Miron, ale wszyscy mówią mi
Miro. A ty jak masz na imię?
- Klara i wszyscy tak do mnie mówią – wykrztusiła. – Bardzo mi miło.
Człowiek roześmiał się
serdecznie i rzekł:
- Skoro już się poznaliśmy to pozwól ze mną.
Zaraz ustalimy sobie godziny zajęć. Pracujesz?
- Tak.
- Masz stałe godziny, czy ruchomy czas pracy?
- Stałe. Od siódmej do piętnastej.
- To świetnie, bo ułatwia sprawę. Jak często
chcesz przychodzić?
- Codziennie oprócz sobót i niedziel.
- Skoro tak, to treningi będą trwały dwie
godziny. Chcesz zacząć już dzisiaj?
- Jeśli to możliwe to tak. Jestem
przygotowana.
- W takim razie pokażę ci szatnię.
Przebierzesz się i możemy zaczynać.
Wyszła po piętnastu minutach
i podeszła do trenera.
- Jestem gotowa.
- Zaczniemy od bieżni. Muszę wiedzieć w jakim
stopniu jesteś wydolna. Podepnę tylko takie małe urządzenie… i już. Zrobię tak
zwany test Coopera. Będziesz biegła przez dwanaście minut i zobaczymy jak sobie
dasz radę. Zaczynaj.
Ostatkiem sił dotrwała
do końca testu. Była czerwona, spocona i ciężko dyszała. Miro poklepał ją po
ramieniu.
- Nie jest tak źle. Myślałem, że będzie
gorzej. Usiądź na chwilę i powiedz mi jaką chcesz osiągnąć wagę docelową.
- Jakieś sześćdziesiąt pięć kilo, może trochę
mniej. Teraz ważę równe sto kilo.
- A ile ważyłaś najwięcej?
- Sto dwadzieścia osiem.
Miro popatrzył na nią z
podziwem.
- No, no. Wielki szacunek dziewczyno. Teraz
będzie już z górki. Dietę trzymasz tak?
- Bez niej nic bym nie osiągnęła.
- Dobrze. Chyba wiem już wszystko. Ty powinnaś
mi zaufać i jeśli będę czasem zbyt wymagający, to musisz pamiętać, że to
wszystko dla twojego dobra.
- Muszę mieć nad sobą bat, bo inaczej nic nie
zdziałam. Nie będę mieć pretensji.
Miro ponownie obdarzył
ją pięknym uśmiechem.
- W takim razie do roboty droga Klaro.
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńniestety masz wiele racji z tym postrzeganiem osób mających trochę więcej ciała. Zastanawiam się jakie przyjemności można czerpać z tego, iż naśmiejemy się z kogoś kto odstaje od tzw. przeciętnej? O ile jest to do wybaczenia w przypadku dzieciaków, o tyle jest to nie do przyjęcia w przypadku osób dorosłych! Dzieciaki, wiadomo, potrafią być okrutne, ale one nie mają jeszcze doświadczenia życiowego, nie potrafią odróżnić złego od dobrego, ale dorośli? Nie mam słów na takie "idiotki". Czyżby z wiekiem wyparowywał również rozum? Jeśli nie mają nic ciekawego do powiedzenia, to powinny milczeć i cieszyć się tylko z tego, że taka dolegliwość ich nie spotkała. Klara ma fajnych rodziców, naprawdę:) Pomimo tego, że mama jest niereformowalna i niezbyt podtrzymująca swoją latorośl na duchu, to i tak uważam, że Klara mogłaby trafić na kogoś znacznie gorszego:) Tata świetny. Na początku wydawał mi się takim Felicjanem Dulskim, bo podporządkowany żonie, bierny, wydający się, że nie bierze udziału w życiu rodziny, nie interesuje się sprawami swojej córki. Jak dobrze, że się myliłam:) On i Klara po prostu znaleźli swój sposób na porozumiewanie się prawie bez słów i z pominięciem kochanej rodzicielki:) Fajnie, że Klara może jednak liczyć na wsparcie rodziców. No i wreszcie przyszedł czas na siłownię! Ale jej się instruktor trafił:) Ten to dopiero będzie potrafił ją dopingować do dalszej pracy. Ma świetne podejście do podopiecznych:) Myślę, że dobrze będzie im się razem współpracowało:) Nie mogę jeszcze zapomnieć o tym jak bardzo imponuje mi Klara! Ta to dopiero ma charakter! Co jej nie zabije, to ją wzmocni:) Godne podziwu, że tak rygorystycznie trzyma się obranego celu! A należy przyznać, że cel ma bardzo odważny - z jednej Klary kiedyś chce zrobić dwie Klary obecnie?! Niezbyt długo pozwala sobie na słabości, bardzo szybko bierze się w garść, super! Fajny rozdział, tak samo zresztą jak poprzednie. Może dzięki Twojej Klarze, ktoś, choćby jedna osoba, też weźmie sprawy w swoje ręce i też zawalczy o siebie? Byłoby fajnie:) Czytało się migusiem. Bardzo dziękuję za dziś i czekam na dalsze perypetie sympatycznej Klary i jej otoczenia. Niezmiennie serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemności:)
p.s. postaram się już nie znikać:)
Gaja
Gaju
UsuńCzłowiek otyły przez nadmiar kilogramów już czuje się wystarczająco zdołowany i upokorzony. Kiedy słyszy za plecami różnego rodzaju epitety pod swoim adresem to w niczym mu to nie pomaga, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej pogłębia poziom stresu. Ktoś, kto nigdy w życiu nie musiał walczyć z nadwagą choćby niewielką, nie będzie potrafił wczuć się w położenie takiego grubasa. Ten ostatni ma totalnie przechlapane, bo jeśli jest otyły od dziecka, na pewno dopadnie go dyskryminacja w szkole, bo odstaje od reszty. Potem już jako dorosły też nie bardzo potrafi się zintegrować z otoczeniem, bo jako odmieniec nie przystaje do środowiska, w którym żyje. Jeśli nie podejmie decyzji o ratowaniu się w jakiś sposób, zawsze będzie na cenzurowanym.
Tak jak napisała w jednym z komentarzy Lex, że społeczeństwo nauczyło się tolerować odmienność osób upośledzonych umysłowo i ruchowo, akceptuje w pewnym stopniu nałogowców, jednak ludzi otyłych nie zaakceptuje nigdy, bo zawsze będzie uważało takich za leniwych, wciąż nienajedzonych i niechlujnych. Tacy pewnie są, ale to tylko generalizowanie, z którym ja osobiście się nie zgadzam.
Człowiek otyły jest po prostu ofiarą własnego nałogu tak jak alkoholik, czy narkoman, a mimo to ostracyzm w przypadku tego pierwszego jest znacznie silniejszy niż w przypadku pozostałych.
Moja bohaterka też zetknęła się z nietolerancją i to w dodatku kobiet, które mogłyby być jej babkami. Odgryzła im się, bo nikt nie jest idealny, ale potem popłynęła i to było już negatywne. Na szczęście w porę przyszło opamiętanie.
Cieszę się, że już jesteś. Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej i najwiosenniej Cię pozdrawiam. :)
Przepraszam, że wczoraj nie skomentowałam, ale sama rozumiesz przygotowania świąteczne i te sprawy ......Czyżby Miron będzie tym księciem ? Pomoże schudnąć Klarze i może coś z tego będzie. Zaparła się dziewczyna i dobrze bo później z wiekiem jest coraz gorzej.Pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńWszystko rozumiem. Święta i te rzeczy... Każdy zapracowany i to jest oczywiste. Miron jest trenerem, więc z całą pewnością pomoże schudnąć Klarze, a czy okaże się księciem, to się okaże.
Dzięki za wpis. Pozdrawiam świątecznie i wiosennie. :)
Zabawnie ludzie komentują jak masz starszego partnera. Koleżanka (28 lat) ma męża o 21 lat starszego i mąż ma córkę o chyba 3 lata młodszą od żony. Koleżanka została ostatnio babcią i bardzo się z tego śmieje choć dzieci swoich jeszcze nie ma...
OdpowiedzUsuńNajlepsze komentarze:
- o jaką pani ma ładną córeczkę...
- to nie córka tylko "wnuczka"...
- "karpik" i jakiś durny komentarz...
Lex
Lex
UsuńLudzie komentują, bo to też w jakimś sensie odbiega od standardów. Wzorcem jest partner co najwyżej kilka lat starszy od partnerki. Dużo starszy od niej staje się przedmiotem komentarzy lub nawet niewybrednych żartów, co nie jest miłe. W odwrotnej sytuacji, kiedy partnerka jest sporo starsza od partnera, patrzy się na nią z zazdrością, a nawet z zawiścią, że udało jej się stworzyć związek z młodym "ciachem" pełnym świeżej krwi a przede wszystkim temperamentu. Takie postrzeganie chyba też nie ma szans na to, żeby się zmienić podobnie jak opinia w przypadku osób otyłych.
Zawsze wychodzę z założenia, że co komu do domu jak chałupa nie jego. Nie wtrącajmy się w życie innych, bo każdy ma prawo układać je sobie jak chce i z kim chce. Jeśli dziewczyna jest szczęśliwa i spełniona u boku dużo starszego partnera, to nie zakładajmy z góry, że poleciała na jego kasę, bo możemy się bardzo pomylić a w grę może wchodzić głębokie uczucie.
Dziękuję Ci bardzo za wpis. Pozdrawiam świątecznie. :)
Niestety tak już jest,że ludzie dostrzegają i komentują wady innych a sami nie wiedzą niedoskonałości w sobie. Dobrze, że Klara potrafiła im się odgryźć. No cóż nie mogło być wciąż kolorowo i musiała jej się zdarzyć jakaś wpadka, ale grunt, że się wzięła w garść i sobie nie odpuszcza. Wsparcie ojca jest dla niej bardzo ważna, a matka no cóż nie zareagowała tak jak powinna, ale przynajmniej nie wmuszała w nią jedzenia. Siłownia to świetny pomysł, bo ma się taki zewnętrzny przymus i kogoś, kto choćby nie wiem co nie odpuszcza i zmusza do przesuwania swoich granic i to, co wydawało się nie do zrobienia jakiś czas temu przestaje być problemem. Czy Miron okaże się księciem? Szczerze w to wątpię. Wydaje mi się, że stanie się kimś w rodzaju przyjaciela, kimś, komu można się wyżalić albo kimś, kto przemówi do rozumu, gdy będzie ciężko i Klara będzie chciała się poddać. Ale kto wie, w końcu przyjaźń i miłość dzieli ledwie kroczek. Czekam na kolejną część, pozdrawiam ;)M
OdpowiedzUsuńM.
UsuńO Mironie na razie nie będę pisać, bo za chwilę wszystko wyjdzie w praniu. Na pewno będzie dobrym trenerem a przede wszystkim skutecznym.
Klara ma wciąż pod górkę, bo nie dość, że musi walczyć sama ze sobą, to wciąż napotyka jakieś przeszkody, które sprawiają, że ta walka jest jeszcze trudniejsza. Ciężko jej to znieść psychicznie, bo pokusy czają się na każdym kroku.
Bardzo dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że miałaś udane święta.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)