Kochani
Serdecznie dziękuję za te 100000 tysięcy wejść. To wielka
niespodzianka dla mnie, bo przecież ten blog tu na bloggerze istnieje dopiero od
października. Mam nadzieję, że nadal będziecie mu tak wiernie kibicować i nie
ukrywam, że bardzo na to liczę.
Z tej okazji mały bonus na dzisiaj. Pozdrawiam wszystkich
czytających.
ROZDZIAŁ
3
- Jest aż tak źle? – zapytała zdenerwowana.
- Ma pani bardzo zawyżony poziom
trójglicerydów. Dwukrotnie przekracza dopuszczalną normę. Poziom cholesterolu
całkowitego też zdecydowanie za wysoki. Jeśli pani tego nie zmieni,
cholesterolowe złogi zamiażdżą pani żyły. Proces ewidentnie się już zaczął i
skoro mówi pani, że jest otyła od dzieciństwa, to oznacza, że trwa tyle samo.
Poza tym podwyższony poziom cukru. To prowadzi do rozwinięcia się cukrzycy,
chociaż uważam, że właściwa dieta i ćwiczenia mogą jeszcze odwrócić pierwsze
symptomy. Wiem, że miała pani rano wysokie ciśnienie. Kolejny zły objaw, bo
doprowadza do rozwoju choroby wieńcowej. Muszę przyznać, że dawno nie miałam
tak młodej pacjentki z tak poważnymi objawami. Dam pani lek obniżający
ciśnienie krwi. Gdyby było za wysokie weźmie pani wtedy pół tabletki. To
powinno wystarczyć. Bez tego nie będzie pani mogła wykonywać żadnych ćwiczeń, a
przecież nie chcemy, żeby skończyły się wylewem. Dostanie też pani
ciśnieniomierz nadgarstkowy, żeby mogła pani w każdej chwili zbadać sobie
ciśnienie i jeśli będzie za wysokie, odpowiednio zadziałać. Mam nadzieję, że
weźmie pani sobie do serca to, co przed chwilą powiedziałam. Trochę za
wcześnie, żeby umierać dziewczyno.
Wróciła do pokoju
zupełnie załamana. Rzuciła się na łóżko i wybuchła rozpaczliwym płaczem. – Sama
sobie to zrobiłaś. Masz to na własne życzenie. Całe lata pracowałaś w pocie
czoła na ten stan – mówiła do siebie. Była tak roztrzęsiona, że nawet nie
zeszła na kolację. Widocznie nie była w tym odosobniona, bo następnego dnia po
obiedzie wygłoszono im pogadankę o zdrowym odżywianiu i zwrócono uwagę, że nie
powinni opuszczać żadnych posiłków.
- Nie chodzi o to proszę państwa, żeby się
głodzić, bo tym sposobem nie schudniecie. Wypocicie z organizmu parę kilogramów
wody, a potem wrócicie do dawnych nawyków i doprowadzicie do efektu jo-jo.
Należy jeść regularnie zbilansowane posiłki, a one tak właśnie są dla państwa
tu przygotowywane. Bardzo więc prosimy stosować się ściśle do lekarskich
zaleceń i nie robić głupstw.
Po pogadance podszedł do
niej Wiktor.
- Jak się czujesz? Dzisiaj poszło ci całkiem
dobrze.
- Tak. Jakoś wróciłam do siebie…
- Masz ochotę na spacer? Obejrzelibyśmy
miasto, albo poszli na plażę…?
- Nie chcę iść do miasta. Tam czyha zbyt wiele
pokus, a ja nie potrafiłabym się pewnie im oprzeć. Wolę już plażę. A gdzie
Elżbieta? Nie pójdzie z nami?
- Chyba znalazła sobie inne towarzystwo.
- Skoro tak, to chodźmy.
Szli brzegiem trzymając
w dłoniach klapki i mocząc nogi w chłodnej wodzie.
- Od dawna masz problemy z nadwagą? – zapytała
z ciekawości. – Ja mam od urodzenia.
- Ja praktycznie też. Zawsze byłem gruby i
nigdy nie akceptowany przez środowisko. Rodzice popełnili mnóstwo błędów
żywieniowych i po prostu przekarmiali mnie. Nie dostrzegali problemu. Cieszyli
się, że zmiatam wszystko z talerza i biorę dokładki. Nie postrzegali mnie jako
grubasa, ale jako chłopa na schwał, wielkiego i silnego. Pewnie by tak trwało
dalej, gdybym któregoś dnia nie zasłabł w pracy. Pogotowie wywiozło mnie na
sygnale. Miałem stan przedzawałowy. Dopiero w szpitalu otworzyły mi się oczy i
postanowiłem coś zmienić. A ty jak się tu znalazłaś?
- Któregoś dnia ocknęłam się z amoku. Wokół
mnie leżały pudełka po fastfoodach. Zrozumiałam, że dłużej nie mogę tak żyć.
Przyjechałeś tu na jeden turnus, czy na dwa?
- Na jeden. Tylko na jeden było mnie stać. A
ty?
- Ja wykupiłam dwa, bo stwierdziłam, że jeden
to zdecydowanie za mało.
Po tygodniu odbyło się
pierwsze ważenie. Klara była go bardzo ciekawa. Przez te siedem dni ani raz nie
uległa pokusie, nie jadła żadnych słodyczy, ani gotowego jedzenia na wynos i
bardzo przykładała się do ćwiczeń. Kiedy stanęła na wadze okazało się, że jest
jej pięć kilo mniej.
- Trochę za szybko pani chudnie – powiedziała
pielęgniarka wprawiając Klarę w zdumienie.
- To chyba dobrze, prawda?
- Nie tak do końca, bo na pewno nastąpi
moment, że będzie pani wychodzić ze skóry, a waga ani drgnie. Będzie się pani
denerwować i zżymać, aż w końcu stwierdzi, że to całe odchudzanie nie ma sensu
i powróci do starych nawyków.
- Mam nadzieję, że jednak wytrwam. Zbyt wiele
mam do stracenia, żebym miała to zaprzepaścić.
W drugim tygodniu
zintensyfikowano jej ćwiczenia. Dystans, którego za pierwszym razem nie
potrafiła pokonać, teraz wydłużył jej się dwukrotnie. Doszedł do tego jeszcze
popołudniowy nordic- walking. Każdy z grupy dostał dwa kije i maszerował
codziennie cztery kilometry. Ogółem musieli zrobić każdego dnia minimum
dziesięć tysięcy kroków.
Klara ewidentnie nabrała
kondycji. Nie męczyła się już tak jak na początku. Nawet mogła powiedzieć, że
te spacery z kijami po plaży sprawiają jej przyjemność. Obiecała sobie, że jak
wróci do domu to zainwestuje w podobne i będzie chodzić po krakowskich
błoniach.
Po upływie dwóch tygodni
pożegnała Wiktora i Elżbietę. Wiktor wyjeżdżał zadowolony. Zrzucił prawie osiem
kilo, Elżbieta sześć, a Klara pozbyła się dziewięciu.
Od poniedziałku zaczynał
się nowy turnus. Do jej stolika dokooptowano dwie kobiety. Nawet nie pytała o
ich imiona. Nie znalazła z nimi wspólnego języka. Dziwiła się tylko, po co one
przyjechały na wczasy odchudzające? Dla niej wyglądały zupełnie normalnie. – Niektórym to się w dupach przewraca Pewnie
przyjechały podnieść sobie własną samoocenę. Wystarczy, że pogapią się na
takich grubasów jak ja i zaraz poczują się lepiej – myślała złośliwie. Tak
właściwie to nie rozmawiała z nimi. Witała się tylko i żegnała. Zjadała w
milczeniu posiłek i wracała do swoich zajęć. Żałowała, że nie ma Wiktora. Tylko
z nim znalazła tu wspólny język, bo mieli podobne doświadczenia.
Po trzech tygodniach
poczuła wyraźny luz w ciuchach. Kiedy stawała przed lustrem naga nie zauważała
jakoś tych zrzuconych kilogramów. Chyba musiałaby schudnąć ze trzydzieści kilo,
żeby można było to dostrzec. Mimo to i tak była zadowolona. Powtórzono jej
badanie krwi i okazało się, że wyniki ewidentnie się poprawiły. Cukier spadł do
normalnego poziomu, obniżyły się trójglicerydy, cholesterol i ciśnienie. Była
zdecydowanie zdrowsza. Miała więcej energii. Obstrukcje, które męczyły ją
jeszcze do niedawna odeszły w niebyt. Spała świetnie i budziła się wypoczęta. Same
pozytywy.
Któregoś dnia wreszcie
wybrała się do miasta, ale nie po to by obkupić się w niezdrowe jedzenie. Po
prostu stwierdziła, że skoro już się zmienia, to i z włosami powinna coś
zrobić. Były długie. Miała zbyt pełną twarz, żeby nosić je rozpuszczone. Od
zawsze spinała je w koński ogon. Chyba była już za stara na taką fryzurę.
Znalazła zakład
fryzjerski i zdecydowana wkroczyła do jego wnętrza. Wyłuszczyła fryzjerce swoje
oczekiwania.
- Nie chcę, żeby były całkiem krótkie, ale
przynajmniej do ramion. I proszę je ładnie wycieniować tak, żeby twarz wydawała
się nieco szczuplejsza niż jest w rzeczywistości.
Kobieta z wielką wprawą
zabrała się do pracy. Po pół godzinie Klara była całkiem odmieniona. Fryzura
była bardzo ładna, twarzowa i dodawała jej uroku. Kosmetyczce pozwoliła na
wyregulowanie brwi i ładny makijaż. Zanim wyszła przejrzała się ostatni raz w lustrze.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Była inną osobą.
Jej czas pobytu w tym
pięknym miejscu się kończył. Dzień przed wyjazdem zaliczyła jeszcze wizytę u
lekarza i ważenie. Przez miesiąc schudła czternaście kilo. Lekarka szczerze jej
gratulowała.
- Jestem z pani naprawdę dumna. Jeśli utrzyma
pani dietę i tempo ćwiczeń, gwarantuję, że za kilka miesięcy osiągnie pani
prawidłową wagę. Teraz waży pani sto czternaście kilo. Idealne byłoby zrzucenie
jeszcze pięćdziesięciu. Niech pani chudnie chociaż po pięć kilo miesięcznie, to
będzie i tak wielki sukces. Jeśli ma pani gdzieś w pobliżu domu siłownię,
proszę się na nią zapisać i koniecznie proszę unikać śmieciowego jedzenia. To
przez nie tak bardzo rozchwiał się pani organizm. Teraz jest wszystko w porządku,
więc proszę nie zmarnować tego sukcesu.
Podziękowała tej mądrej
kobiecie i z milionem rad i zaleceń następnego dnia wyjechała do Krakowa.
Znowu musiała odespać tę
morderczą jazdę inaczej nie potrafiłaby funkcjonować. Po południu poszła
jeszcze do pobliskiego dyskontu, bo w lodówce miała tylko przeciąg. Tym razem
jej zakupy wyglądały zupełnie inaczej. Szerokim łukiem omijała stoiska ze
słodyczami i gotowym jedzeniem. Interesowało ją wyłącznie stoisko warzywne.
Postanowiła kontynuować dietę, którą miała w instytucie, bo przynosiła
pozytywne efekty. Obkupiła się w papryki, bakłażany, cukinie, mnóstwo pomidorów
i ogórków, a do tego kalafior i brokuł. Jarzyny stały się jej bazą żywieniową.
Od teraz musiała sama przygotowywać sobie posiłki, czego nigdy wcześniej nie
robiła. – Chcesz żyć, musisz o siebie
zawalczyć – powtarzała w myślach.
Wieczorem przygotowała
sobie wielką michę kolorowej sałaty i jej część zapakowała do pojemnika na
jutrzejsze śniadanie. Już wiedziała jak duże znaczenie ma regularność posiłków.
Rano pełna energii ruszyła do biura. Stamtąd zadzwoniła do rodziców.
- Cześć mamo. Już wróciłam. Tak, wypoczęłam.
Po pracy przyjadę do was. Nie, nic dla mnie nie szykuj. Będę po obiedzie –
skłamała, chociaż nie do końca, bo ten obiad miała zamiar zjeść przed
skończeniem pracy. W pojemniku prócz warzyw miała ugotowaną pierś z kurczaka,
więc z głodu nie umrze.
Matka przywitała ją
wylewnie. Bardziej powściągliwy ojciec cmoknął ją w policzek mówiąc – witaj
córeczko, dobrze cię widzieć. Rodzicielka za to nie mogła przestać się na nią
gapić.
- Schudłaś, czy mi się wydaje?
- Wydaje ci się – odparła lakonicznie.
- A jednak wyglądasz jakoś inaczej. Twarz ci
się wyciągnęła i jest jakby mniejsza.
- To przez to, że skróciłam włosy masz takie
wrażenie.
- Słuchaj, mimo że nie chciałaś to jednak
usmażyłam ci kilka schabowych. Wystarczy ci na cały tydzień.
- Wiesz, czasem byłoby dobrze, gdybyś słuchała
tego, co mówię. Nie będę zabierać żadnych kotletów. Ostatnio przeszłam na drób,
bo wieprzowina obrzydła mi zupełnie. Nie będę wciskać w siebie czegoś, co mi
nie smakuje i wręcz odstręcza.
Matka wzruszyła
ramionami i pożeglowała do kuchni. Ojciec z uśmiechem spojrzał na córkę.
- Chyba się zaczynasz zmieniać. To dobrze
Klara, to bardzo dobrze. Rób swoje i nie słuchaj matki. Ona czasem bywa nadopiekuńcza
do zwariowania.
Nieco zdziwiona
spojrzała na niego. Pomyślała, że on chyba czegoś się domyśla i chociaż zawsze
jest oszczędny w słowach, to jednak wie o czym mówi. Pogładziła jego spracowaną
dłoń. Tylko on stał zawsze za nią murem. Nigdy nie krytykował ani jej, ani jej
wyborów. Popierał ją absolutnie we wszystkim. Była mu naprawdę za to wdzięczna.
- Masz rację tatku, – powiedziała cicho
zerkając na drzwi, czy nie ukarze się w nich jej rodzicielka – dojrzałam do
zmian i myślę, że idę w dobrym kierunku. Na razie jednak niech to będzie nasza
mała tajemnica, dobrze?
- Nie obawiaj się. To matka gada w tym domu,
ja tylko słucham – roześmiał się. Zawtórowała mu. Do pokoju weszła mama niosąc
na tacy filiżanki z kawą i domowy sernik. Klara spojrzała na ciasto pożądliwie,
jednak szybko się opanowała. Pachniało bosko i było nafaszerowane jej
ulubionymi rodzynkami sułtańskimi. Sięgnęła po filiżankę z kawą i odrobinę
mleka.
- Tu masz cukier – matka podsunęła jej srebrną
cukiernicę.
- Dzięki, ale odzwyczajam się. Ostatnio
bardziej smakuje mi taka niesłodzona z niewielką ilością mleka. Przynajmniej
czuję jej smak.
Sernika nawet nie
tknęła, czym zupełnie zbiła z tropu matkę. Nawet na wynos nie chciała. Kiedy
opuściła już mieszkanie rodziców, Maria Łopacka odezwała się do męża.
- Zauważyłeś? Ona jakaś dziwna się zrobiła po
tym wyjeździe. Nie wiem o co chodzi, ale ona nie zachowuje się normalnie.
- Ja tam nie widzę żadnej różnicy. Klara, to
Klara. Jaka była, taka jest – odparł uśmiechając się pod nosem.
Tymczasem Klara wyszła z
klatki schodowej. Zadarła głowę do góry i spojrzała w rozgwieżdżone niebo.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Dzisiaj odniosła kolejne małe zwycięstwo. Nie
dała się skusić maminymi smakołykami, choć wcześniej pewnie rzuciłaby się na
nie. Ojciec dobrze ją zna i od razu się zorientował. Matka jest jak dziecko we
mgle i bardzo dobrze. Niech potkwi trochę w nieświadomości. Postanowiła wrócić
do domu pieszo. Wieczór był ciepły i pogodny a ona dzisiaj miała duszę lekką
jak piórko.
Jacie, nie mogę uwierzyć,
OdpowiedzUsuńtaki fart w życiu przy sobocie!
Być pierwszym komentującym i zobaczyć, że ma się co czytać tak prawie nielegalnie, bo nie w czwartek.
Zabieram się za czytanie.
Gosiu
UsuńJakoś musiałam uczcić te sto tysięcy wejść, a taki sposób odwdzięczenia się jest chyba najlepszy.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłej niedzieli. :)
Zdrowe podejście, człowiek musi jeść a nie żreć. I serniczek można i karkówkę, byle z umiarem.
OdpowiedzUsuńLex
Dokładnie Lex. Nie żyje się po to, by jeść, ale je po to, żeby żyć.
UsuńDziękuję, że zajrzałaś. Serdecznie pozdrawiam. :)
Witam cieplutko,
OdpowiedzUsuńna wstepie chcialam bardzo przeprosic za brak polskich znakow, ale nie mam w komputerze j. polskiego. A teraz do rzeczy, czytam wszystkie opowiadania na tym blogu i jestem ich wielka fanka, chociaz nie zawsze komentuje, bo czasami juz wszystko zostalo powiedziane wczesniej :) Bardzo mnie zainteresowalo "Wyzwanie", poniewaz porusza dosc powszechny dzisiaj problem i w pewnym stopniu dotyczy mnie samej. Tez musialam niezle sie przestraszyc, zeby do mnie dotarlo, ze mozna inaczej jesc, choc nie dotyczy to takiej otylosci. Najbardziej poruszyly mnie rozterki Klary i jej wewnetrzna walka, sa tak realne, jakby autorka sama byla w jej skorze. Wspaniale, gratuluje i czekam na nastepne :)
Krystyno
UsuńProblemy Klary nie są mi obce i można powiedzieć, że ta historia jest opisana na bazie własnych doświadczeń, choć może nie aż tak skrajnych. Mimo to walka wewnętrzna to mój chleb powszedni, bo zmagam się z problemami zdrowotnymi tak samo jak Klara z otyłością. I ja nie należę do chudzinek i wciąż muszę uważać na to co jem.
Moim zamiarem nie było straszenie, ale raczej uświadomienie, czym grozi otyłość olbrzymia i jakie mogą wyniknąć z niej konsekwencje dla organizmu. Im człowiek starszy tym z większym trudem przychodzi mu walka z kilogramami. Klara jest jeszcze młoda i całe życie przed nią. Musiała zrozumieć, że jej życie nie kręci się wokół fastfoo'dow i one ciągną ją na dno i jak dalej będzie tak postępować, nigdy od tego dna się nie odbije.
Bardzo się cieszę, że uznałaś, iż dość wiernie oddałam rozterki Klary. O to mi właśnie chodziło.
Brak polskich znaków zupełnie nie przeszkadza, więc komentuj jeśli tylko uznasz, że powinnaś. Ja bardzo dziękuję Ci za ten wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Gratuluję 100 000 wejść.
OdpowiedzUsuńKlara zmienia się nie do poznania. Zdrowieje, chudnie, pięknieje i dąży do swojej wymarzonej wagi. I muszę przyznać, że szybko jej to poszło. Czeka ją jakaś operacja związana z nadmiarem skóry? Najbardziej jednak podziwiam ją za silną wolę. Tak łatwo sernikowi oprzeć się przecież nie jest.Po tym widać jak mocno jest zdeterminowana. Teraz czekam z niecierpliwością na tego jedynego. Może będzie to jakiś jej klient albo po podobnych przejściach.
Pozdrawiam miło.
RanczUla.
UsuńJej wcale tak szybko nie poszło, to tylko Wy odnosicie takie wrażenie, bo nie podaję konkretnego czasu, jednak nadmieniam jego upływ w miesiącach mniej więcej.
To prawda, że Klara jest dość zdeterminowana. Jeśli już podjęła walkę o siebie, to pragnie dojść do finału. Trzeba pamiętać, że zrzucenie tak ogromnej ilości kilogramów pozostawia ślad w postaci sporej ilości rozciągniętej skóry. To nie zniknie, ani się nie wchłonie mimo, że Klara to jeszcze młoda osoba. Coś będzie musiała postanowić.
Ten "Wacław" pojawi się chyba w kolejnej części, ale czy będzie tym jednym jedynym?
Dziękuję za gratulacje. Sama jestem w szoku, że pierwsza setka już za mną i bardzo doceniam zaangażowanie wszystkich tu wchodzących.
Bardzo dziękuję za komentarz. Pozdrawiam najserdeczniej. :)
Klara zrobiła pierwszy krok i oby wytrwała w swoim postanowieniu, a wiem z autopsji że nie jest łatwo szczególnie gdy się wielbi słodycze. To prawda że często do problemu otyłości przyczyniają się rodzice w myśl zasady jak je to jest zdrowy/a i zdrowo wygląda taki pulchniutki.Gratuluję 100000 wejść na bloga , idziesz Gosiu jak burza i nowe czytelniczki się ujawniają, chyba jest to powód do dumy, prawda ? pozdrawiam serdecznie B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńOczywiście jestem bardzo dumna, bo liczba wejść jest imponująca i to w tak krótkim czasie istnienia tu bloga. Moje czytelniczki są wspaniałe, bo przecież bez ich aktywności on nie miałby prawa istnieć.
Z tą otyłością bywa różnie. Jedni rodzą się obciążeni nią dziedzicznie, a drudzy zostają przekarmieni tak jak w przypadku Klary. Tacy rodzice jak jej matka nieświadomie kopią dziecku od małego grób. W dodatku Maria Łopacka nie wspiera córki, wciąż ją krytykuje wpędzając tym w niepotrzebne kompleksy i stres, który ta zajada hamburgerami. Ta kobieta jest pozbawiona konsekwencji i w dodatku uważa, że postępuje słusznie. Kompletna nieodpowiedzialność. Przynajmniej Klara już wie, co powinna robić, a już na pewno wie, że nie powinna słuchać swojej rodzicielki.
Pięknie dziękuję za wpis. Przesyłam pozdrowienia i buziole. :)
Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału i własnie miałam to zrobić, a patrzę tu już następny. Gratuluję 100000, taki mały sukces i powód do radości, że to co robisz podoba się i ma sens. życzę w krótkim czasie kolejne setki. Monika
OdpowiedzUsuńMonika
UsuńBardzo dziękuję, bo to również dzięki Tobie ta imponująca liczba wejść. Ten rozdział to podziękowanie za Waszą aktywność. Na kolejny zapraszam w czwartek.
Pozdrawiam Cię najcieplej. :)
Szczerze, to myślałam, że trochę więcej napiszesz o tym, co się działo w Mielnie, a tu trzeci rozdział i po turnusach. No ale teraz to się dopiero zacznie. Pierwsze małe zwycięstwo na jaj koncie. Żeby tylko teraz nie obrosła w piórka i nie pofolgowała sobie. Dobrze, że nie mówi matce, o co chodzi, bo coś czuję, że matka by jej nie wspierała tylko stwierdziła, że i tak nie da rady.
OdpowiedzUsuńGratuluję imponującej ilości wejść i życzę kolejnych, pozdrawiam ;) M
M.
UsuńMielno było tylko dobrym początkiem i niejako zachętą dla Klary, że gdy się postara, to efekty będą. Utrata tych 14 kilogramów zdopingowała ją bardzo do dalszej walki, a i poprawione wyniki nie są bez znaczenia. To oczywiście nie koniec, bo dziewczyna ma z czego zrzucać i tych kilogramów zostało jej jeszcze sporo. Mielno to pierwszy etap, a za chwilę będą kolejne.
Bardzo dziękuję za komentarz i gratulacje. Serdecznie pozdrawiam :)
Klara osiągnęła małe zwycięstwo w drodze do zdrowia ,ale czeka ją jeszcze wiele wyzwań . Najważniejsze aby nie uległa pokusom . Brawo dla niej ,że umiała powiedzieć ,, Nie'' będąc u rodziców. I spóźnione gratulację z okazji 100 000 wejść. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńBardzo dziękuję. U Ciebie niedługo też okrągła liczba.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)