WYZWANIE
ROZDZIAŁ
1
Była wściekła. Z całej
siły trzasnęła dzwoniący natrętnie budzik aż rozleciał się na kawałki. – Znowu świeży wydatek – pomyślała. Już
nawet przestała liczyć ile budzików skończyło swój żywot w taki właśnie sposób.
Usiadła na krawędzi kanapy nie mając siły się z niej zwlec. Kolejny dzień w
pracy nie zapowiadał się lepiej niż dwa poprzednie. Właściwie to na okrągło był
młyn. Petenci przychodzili lawinowo. Jak nie składali pism, to wciąż o coś
dopytywali jakby pracowała w informacji.
Trudne studia nie dały
jej niestety możliwości zdobycia porządnej pracy. Cieszyła się, że w ogóle
jakąś ma. Od dwóch lat pracowała w urzędzie miejskim jako referent w biurze
obsługi mieszkańców. Osiem godzin płaszczenia tyłka za psie pieniądze z
piętnastominutową przerwą na lunch. To nie był szczyt jej marzeń. Najpierw marzyła
się jej własna kancelaria prawnicza, ale teraz to marzenie było jeszcze
bardziej odległe niż wtedy, gdy dostała dyplom ukończenia studiów. Chciała jak
najszybciej odciąć pępowinę i uwolnić się od ciągłego zrzędzenia matki, a
przede wszystkim chciała dobrze zarabiać. Praca urzędniczki nie przekładała się
na wysokie zarobki. Postanowiła dokształcić się jeszcze i zapisała się na
studia podyplomowe, które miały jej umożliwić zrobienie uprawnień rzeczoznawcy
majątkowego. Potem okazało się, że one tak do końca nie załatwiają sprawy i żeby
mogła nim zostać musi jeszcze odbębnić półroczną praktykę. Załatwiła sobie
taką. Prosto po pracy szła trzy przecznice dalej do biura rzeczoznawców i
robiła te swoje operaty szacunkowe. Na szczęście za dwa miesiące będzie
finiszować, a wtedy rzuci tę znienawidzoną robotę w urzędzie.
Zwlekła się wreszcie z
łóżka i poczłapała do łazienki. Z niechęcią spojrzała w wielkie, zamontowane na
ścianie lustro. Ono obnażało całą prawdę o niej. Przyszło jej do głowy, że
powinna je zmienić na takie, które będzie pokazywać tylko jej sylwetkę od
czubka głowy do pasa, a jeszcze lepiej tylko twarz. Ściągnęła szlafrok i
koszulę nocną z zamiarem wejścia pod prysznic Jeszcze raz zerknęła na swoje
odbicie. Wyglądała monstrualnie. Z brzucha zwisały dwie grube fałdy tłuszczu.
Nogi były tak masywne, że ocierały się o siebie. Zawsze latem bardzo cierpiała
z tego powodu. Krótka szyja i nalana twarz o dwóch podbródkach też nie dodawała
jej uroku.
- Jestem beznadziejna – powiedziała na głos. –
Jeśli nie przestanę się obżerać, długo nie pożyję.
Prawda była jednak taka,
że ona już od urodzenia miała problemy z tuszą. Jej masa urodzeniowa wynosiła
pięć kilogramów i siedemset gramów. Taką wagę osiąga dziecko w okolicy piątego
miesiąca życia. Ona była już wielka jako noworodek. Jedyny atut jaki posiadała
tuż po urodzeniu, to długie, ciemne włosy. Matka opowiadała jej, że była
sensacją na porodówce.
- Wszyscy przyszli cię oglądać. Byłaś taka
grubiutka i śliczna.
- Teraz też się za mną oglądają i tylko z tego
pierwszego powodu – odpowiadała naburmuszona.
- To zrób coś z tym. Musisz się tak objadać?
Który chłopak zechce cię taką? – Tym pytaniem rodzicielka zawsze podnosiła jej
ciśnienie.
- W dupie mam chłopaków mamo – odpowiadała
wulgarnie. - Nie obchodzą mnie kompletnie.
- Teraz tak mówisz. Jak wpadnie ci jakiś w
oko, to będziesz żałować. Masz taką śliczną buzię. Gdybyś choć trochę schudła
wyglądałabyś naprawdę pięknie.
Po takiej rozmowie opuszczała
dom matki nabuzowana i wściekła. Wracając do swojej kawalerki kupowała po
drodze kilogramową porcję lodów, kilka paczek chipsów i wsuwała to wszystko
pocieszając się i płacząc nad swoim losem. Miała żal do matki nie tylko o to,
że wciąż ją krytykowała, ale też za to głupie imię, które dała jej na chrzcie.
– Klara, co za idiotyzm. Pewnie naczytała
się książek z minionej epoki.
Z czasem znienawidziła
wizyty u rodziców i jeździła do nich najrzadziej jak się da. Czasem dzwoniła,
ale też nie za często, bo zawsze rozmowa schodziła na drażniące ją tematy.
Wytarła do sucha swoje
ogromne ciało i ubrała się. Jej sukienki rozmiarem przypominały dwuosobowy
namiot. Wszystkie były szyte przez zaprzyjaźnioną krawcową, wszystkie miały
podobny fason, wszystkie były w ciemnych kolorach, „bo ciemne wyszczupla” i
wszystkie były obszerne, żeby wywołać w niej poczucie, że w jakiś sposób
maskują te ogromne fałdy tłuszczu. Do tego zakładała buty zawsze na płaskiej
podeszwie. Tylko raz w życiu kupiła sobie półbuty na obcasie i do dzisiaj
zbierały kurz w szafce. Założyła je raz, by pójść do pobliskiego sklepu i ledwo
wróciła. Bolały ją nogi tak bardzo, że nigdy więcej nie odważyła się ich włożyć
ponownie.
Było lato. Zazdrośnie
patrzyła na te wszystkie dziewczyny szczupłe, zgrabne, z rozwianymi na wietrze
włosami, w kolorowych sukienkach przed kolana. Wiedziała, że ona nigdy nie
będzie tak wyglądać. Jedzenie było jej koszmarem, przekleństwem i
uzależnieniem. Nie potrafiła się wyrwać z tego zaklętego kręgu obżarstwa i
napadów wilczego głodu.
Odkąd sięgała pamięcią
zawsze była narażona na ostracyzm i całkowity brak akceptacji. Dzieci w szkole
podstawowej naśmiewały się z niej. Wytykały ją palcami, obrzucały stekiem
wyzwisk w stylu gruba Berta, gruba beka, hipopotam, tłusta świnia, betoniara i
tym podobne. Tak… Dzieci potrafią być bardzo okrutne i niezwykle kreatywne w
wymyślaniu przezwisk, które bolały ją bardziej niż cokolwiek innego. Nie miała
łatwego życia i zawsze robiła dobrą minę do złej gry.
W średniej szkole nie
było wcale lepiej. Zaczęła dojrzewać. Miała tłustą cerę i wciąż ropiejące wągry
na policzkach, czole, czy brodzie. Zdecydowanie nie dodawało jej to uroku. Inne
dziewczyny jakoś łagodniej przechodziły ten proces. Nie miała wtedy pojęcia, że
to wynikało z niezdrowego jedzenia, którym faszerowała się w MacDonaldzie, czy
w KFC.
Najgorzej było na
lekcjach wychowania fizycznego. Zawsze odczuwała wstyd, gdy miała rozebrać się
w szatni do stroju gimnastycznego. Często jej niezgrabność wynikająca z tuszy była
też przedmiotem kpin jej koleżanek. Nigdy nie potrafiła podciągnąć się na
linie, nigdy nie udało jej się zrobić zwykłego fikołka, czy przeskoczyć przez
konia. Na tym ostatnim zwykle utykała zawieszając się komicznie. Na wybuchy
śmiechu reagowała jednakowo. Też się śmiała, ale w środku szalała w niej burza,
a w oczach gromadziły się łzy.
Niezbyt ją lubiano. Raz
dlatego, że mocno odstawała od całej reszty, a dwa dlatego, że była naprawdę
zdolna. Jej koleżanki umawiały się z chłopakami, ona ślęczała nad książkami. Nigdy
nikomu nie pozwoliła na ściąganie od siebie i wszystkie prośby o udostępnianie
pracy domowej kwitowała jednym słowem „nie”. Nie chodziło o żadną zemstę za to,
że się z niej nabijają, ale o zwykłą uczciwość. Ona skrupulatnie odrabiała
zadania domowe podczas, gdy jej koleżanki chodziły w tym czasie na dyskoteki i
całowały się z chłopakami.
Pamięta jak w drugiej
klasie liceum dołączyła nowa dziewczyna Ewa. Była piękna i od razu wzbudziła
ogromne zainteresowanie wśród kolegów. Smukła, długowłosa blondynka o
błękitnych oczach rwała spojrzenia płci przeciwnej. Tylko miejsce obok Klary
było wolne, więc dosiadła się do jej ławki. Zaczęły rozmawiać. O dziwo ta blond
piękność wcale jej nie krytykowała, nie patrzyła z obrzydzeniem, wydawała się
bardzo miła i sympatyczna. Po raz pierwszy obudziła w Klarze nadzieję, że mogą
zostać przyjaciółkami. Z natury bardzo nieufna otworzyła się przed nową
koleżanką. Pomagała jej w nauce, bo Ewa, jak się okazało, nie miała zbyt
lotnego umysłu i niewiele rozumiała z matematycznych, chemicznych, czy
fizycznych zawiłości.
Klapki z oczu opadły Klarze
pod koniec roku szkolnego. Wtedy właśnie Ewa miała urodziny. W tym dniu rano,
jeszcze przed lekcjami złożyła jej życzenia i wręczyła prezent w postaci modnej
apaszki. Ewa podziękowała i uściskała ją.
- Po lekcjach zapraszam cię do ciastkarni na
pyszne ciacho i koktajl czekoladowy.
Była długa przerwa.
Klara poszła do toalety a po niej weszły jeszcze trzy dziewczyny, wśród nich
Ewa. Rozpoznała ją po głosie.
- To jesteśmy umówione. Sobota, godzina
siedemnasta u mnie.
- A kto jeszcze będzie?
- No właściwie to wszyscy i jeszcze kilku
chłopaków z czwartej „a”.
- Gruba też przyjdzie?
Słysząc to pytanie Klara
zamieniła się w słuch.
- No coś ty. Nawet nic jej nie mówiłam. Na
otarcie łez zaprosiłam ją dzisiaj do ciastkarni.
- No i dobrze. Chłopaki też pytali o nią, czy
się pojawi. Na pewno im ulży – roześmiały się.
Poczekała aż wyjdą i
zostanie sama. Łzy dławiły jej gardło, ale postanowiła, że będzie silna. Po
ostatnim dzwonku spakowała torbę i ruszyła w stronę drzwi.
- Klara, zaczekaj! – usłyszała za plecami.
Odwróciła się. Ewa dobiegła do niej. – Zapomniałaś, że idziemy do cukierni?
Spojrzała smutno w oczy
swojej do niedawna przyjaciółki.
- Nie zapomniałam, ale nie pójdę z tobą do cukierni.
Pokazywanie się ze mną w takich miejscach nie jest dobrym pomysłem. Jeszcze
natknęłabyś się na jakiegoś znajomego i musiałabyś się za mnie wstydzić. Gruba
nie chce ci przynosić wstydu.
- O czym ty mówisz?
- Myślę, że dobrze wiesz. Od dzisiaj już się
nie przyjaźnimy – ruszyła do przodu. Odwróciła się jeszcze na chwilę - Aha i
znajdź sobie nowego korepetytora, bo ja nie jestem w stanie cię nic nowego
nauczyć.
Już nie oglądała
się za siebie. Poszła w kierunku schodów zostawiając Ewę z rozdziawioną buzią
na środku korytarza. Od tego momentu zamknęła się w sobie na dobre. W szkole
otwierała usta tylko wtedy, gdy była wzywana do tablicy. Przerwy spędzała
samotnie stojąc przeważnie przy okiennym parapecie i gapiąc się w okno. Nie
ruszały jej docinki i przykre uwagi kolegów odnoszące się do jej tuszy.
Zobojętniała.
Maturę
zdała śpiewająco. Zawdzięczała to wyłącznie swojej pilności i chęci do nauki.
Jej niegdyś przyjaciółka oblała matematykę i musiała dodatkowo zdawać we
wrześniu, zresztą nie tylko ona, bo było takich więcej. Klara nie współczuła im.
Pomyślała nawet, że to jakiś rodzaj satysfakcji dla niej. Postanowiła zdawać na
prawo. Już wtedy silnie zakorzenione było w niej poczucie i pragnienie
odizolowania się od rodziców. To głównie dlatego wybrała studia w Warszawie a
nie w rodzinnym Krakowie. Do domu przyjeżdżała wyłącznie na wakacje. Na dobre
wróciła po obronie. Dzięki pieniądzom z korepetycji, które dawała przez cały
okres studiów, mogła zainwestować w maleńkie, jednopokojowe mieszkanko. Matka
lamentowała nad jej wyprowadzką, ale ona z wielką determinacją urządzała swój
własny kąt.
Musiała
wziąć dwa dni urlopu. Wreszcie ogłoszono terminy egzaminów na uprawnienia
rzeczoznawcy. Wybrała sobie jeden z nich, ale przed nim musiała złożyć w Polskiej
Federacji Stowarzyszeń Rzeczoznawców Majątkowych w Warszawie piętnaście
operatów szacunkowych, co najmniej trzy transakcje i wniosek o dopuszczenie do
postępowania kwalifikacyjnego. Koszty były ogromne, ale miała na to, bo
przezornie wzięła kredyt w banku na ten cel. Egzamin był dwuetapowy: ustny i
pisemny i każdy należało opłacić osobno.
Teraz
poszło już z górki. Przygotowała się rzetelnie. Pisemny egzamin był po prostu
testem wielokrotnego wyboru, natomiast ustny był znacznie trudniejszy. Dała
jednak radę. Teraz czekała tylko, aż jej nazwisko ukaże się we właściwym
rejestrze, bo to oznaczać będzie, że przyznano jej uprawnienia i prawo
wykonywania działalności zawodowej. Miało to potwierdzać stosowne świadectwo.
To był dla
niej ciężki okres, ale doczekała się. Kolejne stresy okupione były totalnym
obżarstwem. Pochłaniała w ogromnych ilościach chińszczyznę, pizzę, smażone w
głębokim tłuszczu udka z kurczaka i frytki. Nie panowała nad tym, bo potrafiła
jedynie myśleć o tym, czy dadzą jej uprawnienia, czy nie. Kiedy tylko otrzymała
certyfikat trochę spasowała z jedzeniem, uspokoiła się. Wreszcie mogła zacząć
rozglądać się za wynajęciem jakiegoś pomieszczenia na biuro. Nie chciała już
pracować w urzędzie ani dnia dłużej.
Odeszła
bez żalu i wreszcie zaczęła pracować na własny rachunek. Wynajęła niewielkie
pomieszczenie niedaleko rynku i zagospodarowała je niezbędnym sprzętem.
Zainwestowała w reklamę rozklejając ulotki w całym mieście. Posłużyła się też
internetem. Z niego dowiedziała się, że urząd rozpisał przetarg na
rzeczoznawcę, który miałby sporządzać operaty szacunkowe nieruchomości
drogowych. Złożyła ofertę i to na tyle konkurencyjną, że wygrała. Przez co
najmniej rok mogła się przestać martwić, że nie będzie miała zleceń. Z czasem
ich przybywało. Mimo oferowanych przez nią dość niskich cen usług i tak
wychodziła na swoje. Spłaciła zaciągnięty kredyt i stać ją było odkładać coś na
czarną godzinę.
Kolejny
już raz poczuła dręczące ją wyrzuty sumienia. Za każdym razem tak miała, gdy
przesadziła z jedzeniem. Siedziała wciśnięta w fotel i zalewała się łzami.
Wokół niej leżały porozrzucane styropianowe pudełka. – Jesteś kretynką Klara –
powiedziała sama do siebie. – Kompletną kretynką.
Podniosła
się z fotela i usiadła przy laptopie. W google wystukała „wczasy odchudzające”.
Ukazała się długa lista ofert.
- To musi być gdzieś daleko, gdzieś, gdzie
nikt mnie nie zna – mruknęła.
Natrafiła
na stronę Instytutu zdrowia „Sofra” w Mielnie i już wiedziała, że to jest to,
czego teraz najbardziej potrzebuje.
Początek interesujący. Przypuszczam, że na wyjeździe "Wacław "się znajdzie i jej życie się zmieni. Opowiadanie trochę przypomina Brzydulę, jeśli chodzi o bohaterkę i jej pobyt w szkole i późniejsze czasy. Brzydulomanki mogą być zadowolone.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńJeśli dostrzegłaś jakieś analogie, to chyba dobrze wróży temu opowiadaniu i mam nadzieję, że będzie tak jak napisałaś. Co do Wacława...Hmmm... Tę sprawę na razie pominę milczeniem.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Pozdrawiam najcieplej. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńnowa odsłona i bęc! Wybrałaś temat dla większości bardzo wstydliwy. Media od długiego czasu trąbią i ostrzegają - w zastraszający tempie przybywa osób już nie tylko z nadwagą ale co gorsza z otyłością. Przyznanie się do niektórych nałogów przed sobą czy też przed społeczeństwem nie sprawia nam kłopotów np. uzależnienie od tytoniu, a niektóre nałogi mimo, że stanowią dla większości otaczających nas ludzi tajemnicę poliszynela, to i tak nie chcemy się do takiego uzależnienia przyznać np. alkohol, słodycze, zajadanie stresu, narkotyki, hazard, Internet, itp. Najczęściej mówimy, że to żadne uzależnienie, że nie mamy z tym problemu, że w każdej chwili możemy przestać, ale nie chcemy, bo sprawia nam to przyjemność itd. Całe szczęście, że Klara podjęła decyzję, że czas najwyższy z otyłością skończyć. Przecież dźwiga te ciężary nie od wczoraj! To bardzo ważny początek. Ponieważ jest bardzo konsekwentna, to uważam, że jej się uda. Podejrzewam, że będzie miała chwile słabości, ale najważniejsze aby wierzyła w siebie. Na pewno da radę:) Przykre jest to, że jej rodzina, a szczególnie mama zamiast wspierać córkę potrafi ją tylko krytykować. Szkoda. Inne osoby z jej otoczenie też nie lepsi:( Klara dość mocno odsunęła się od domu i od jakichkolwiek znajomych. Za to jest bardzo samodzielna. Myślę, że rodzina może szybciej niż jej się wydaje żałować takiego traktowania Klary. Dobrze, że swoje "dzieło" zaczyna w specjalnym ośrodku gdzie powinna otrzymać niezbędną pomoc. Kolejną korzyścią płynąca z wyjazdu do Mielna może być poznanie nowych ludzi i być może nadarzy się okazja do znalezienia przyjaciela, obojętnie jakiej płci. Tego jej życzę, bo jest przeraźliwie samotna. Strasznie jestem ciekawa dalszych losów tej uparcie dążącej do wytyczonych sobie celów Klary! Powinna pokazać sobie, że potrafi:) Może też dzięki zmianie wyglądu utrze zadarte nosy osób, które się z niej tak nabijały i do tego niecnie wykorzystywały jej dobroć! Serdecznie pozdrawiam i życzę samych przyjemności - może niekoniecznie związanych z jakimikolwiek uzależnieniami:) Chociaż sama nie wiem, niektóre z nich mogą być całkiem przyjemne:) "Kosmate" myśli przyszły mi do głowy, hahaha:)Buziaki,
Gaja
Gaju
UsuńTa historia faktycznie opowiada o uzależnieniu i to chyba jednym z najgorszych. Sama jestem jego ofiarą, choć u mnie bardziej wynika to już z choroby niż z obżarstwa, bo przecież mam ścisłą dietę cukrzycową i nie mogę już sobie pozwalać od dawna na uleganie pokusom. Poza tym chciałam też poruszyć inne kwestie związane z tuszą, ale o tym przeczytacie w dalszych rozdziałach. Jedno jest pewne. Grubas też człowiek, więc traktujcie grubasów jak ludzi, bo otyłość u takich nie tak rzadko wynika właśnie z choroby najczęściej metabolicznej niż ze zwykłego objadania się.
Dzięki, że zajrzałaś i dzięki za ciekawy wpis. Buziaczki i uściski. Pozdrawiam. :)
Jak zwykle przygotowana jesteś perfekcyjnie. Poruszyłaś problem bardzo popularny w ostatnich czasach, ludziom otyłym jest trudno w życiu . Nikt nie myśli o tym, że otyłość może być spowodowana chorobą tylko od razu odpycha i obrzuca epitetami, które ty wymieniłaś. Mam nadzieję że szykujesz dla Klary jakieś nowe otwarcie i zazna szczęścia w życiu. Buziaczki B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńKlara będzie musiała zawalczyć o siebie, bo tu już nie chodzi o względy estetyczne, ale o jej życie. A czy zazna szczęścia w życiu, to się okaże.
Bardzo dziękuję za słowa pochwały i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)
Witam,
OdpowiedzUsuńrozbawił mnie skok przez konia. Naprawdę? U mnie zawsze mówiono przez kozła. Czyżby kolejna rzecz, o której mówi się inaczej w zależności od części kraju?
Temat opowiadania bardzo mi się podoba. Współczesny, zawsze aktualny. I taki bliski.
Bardzo mi się podoba. Jestem zachwycona i czekam na kolejny rozdział.
Pewnie nie będę komentować co rozdział, ale postaram się odzywać częściej. Czuję się biernym czytelnikiem, który nic nie daję tylko korzysta z uprzejmości autora.
Pozdrawiam
Gosiu
UsuńNajważniejsze, że wpadasz i czytasz. A jeśli chodzi o nazwę, to tu w moim regionie ten sprzęt funkcjonuje pod nazwą właśnie konia, bo jako żywo przypomina koński zad na czterech drewnianych nogach.
Bardzo się cieszę, że pierwsza część Ci się spodobała i mam nadzieję, że z kolejnymi będzie podobnie.
Dziękuję i najserdeczniej pozdrawiam. :)
Poczatek opowiadania super( z resztą wszystkie Twoje opowiadania są na zajwyższym poziomie) mimo, że temat bardzo trudny i dla wielu krępujący. Klarę czeka bardzo długa droga do osiągnięcia wagi niezagrażającej życiu, zapewne będzie pełna wpadek i wątpienia czy się uda, ale patrząc na to jak zdeterminowana jest na polu zawodowym myślę, że prywatnie też da radę. Sądzę, że łatwiej by jej było, gdyby miała w kimś oparcie, kogoś kto by ją motywował do działania i niekoniecznie musi to być ktoś, kogo pokacha, chociaż byłoby to miłe. Czekam na kolojny rozdział, pozdrawiam :-) M
OdpowiedzUsuńM.
UsuńAż się zarumieniłam od tych pochwał. Temat niełatwy i w dodatku dość krępujący zwłaszcza dla takich osób jak moja bohaterka. Tu cudu nie będzie i ona nie schudnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Każda próba zrzucenia zbędnych kilogramów dla takiej osoby okupiona jest ogromnym wysiłkiem i często kończy się niepowodzeniem. Jak będzie z Klarą, wkrótce się przekonasz.
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)
Jak zwykle napisane na najwyższym poziomie, aż miło się czyta. Poruszasz w swoich opowiadaniach tematy trudne , ale takie jest życie ,żadne głaskanie po głowie tylko prawdziwe przeszkody. Podoba mi się jak z podniesioną głową twoi bohaterowie podnoszą się z upadków. Czekam na kolejny rozdział. Monika.
OdpowiedzUsuńMonika
UsuńDziękuję za miłe słowa.
Zawsze się bardzo staram, żeby moi bohaterowie mimo przeciwności losu z jakimi muszą się zmierzyć, dostali na koniec nagrodę za ten trud. Życie tak właśnie powinno wyglądać. Nikt nie chce uciekać od obowiązków ani od odpowiedzialności. Boryka się z problemami, ale powinien też być pewien, że w końcu zostaną rozwiązane i wszystko wyjdzie na prostą. Często niestety tak nie jest i próbując rozwikłać sprawy wplątujemy się w coraz to większe tarapaty i mimo oczekiwanej nagrody czeka nas rozczarowanie. Ja przeżyłam już wiele takich porażek i nie zawsze wychodzę z takich sytuacji z podniesioną głową, ale to właśnie uroki rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Ja odbijam to sobie pisząc takie historie, które zawsze dobrze się kończą. To trochę pomaga poprawić samopoczucie.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Smutne to życie Klary. Całe szczęście ,że nie wpadła jeszcze w bulimię. Jednak walka z nadwagą też nie należy do rzeczy łatwej. W dodatku bohaterka nie ma w nikim oparcia i sama widząc ,że ma problem musi sobie z nim poradzić. Nie może liczyć na akceptacje otoczenia i w sumie jest sama ze swoją otyłością. Myślę ,że odnajdzie kogoś kto pomoże jej wyjść z tego kręgu ... Może osoby ,które również borykają się z takim problemem okażą się osobami na ,które będzie mogła liczyć ,wyżalić się. ( chodź jedną osobę,która ją zrozumie) . Mimo mojego sceptycznego nastawienia do tego tematu. Chociaż już czytałam na ten temat jeśli chodzi o nadwagę i nawet program. Jednak bardziej znany jest mi temat niedowagi i anoreksji. Twoje opowiadania zawsze zmuszają do refrekcji ,bo poruszają ważne tematy . Historia Klary zaintrygowała mnie i będę śledzić dalsze jej losy. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Justyna za komentarz.
UsuńBulimia, anoreksja i ich pochodne nigdy nie są tematami łatwymi. Tempo życia, brak czasu na przygotowywanie posiłków i zapychanie się byle czym sprawiło, że duży odsetek społeczeństwa cierpi na nadwagę i generalnie ma problemy żywieniowe. Ta historia to ledwie liźnięcie tematu, ale cieszę się, że daje do myślenia i że dzielicie się ze mną swoimi opiniami.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Przypomniałam sobie dopiero tera, że rozdziały raz w tygodniu. A ja tu wchodzę i wchodzę, a tutaj nic.
OdpowiedzUsuńDobrego tygodnia.
Wyczekuję czwartku.
Gosiu
UsuńDokładnie. Następna część w czwartek, na którą Cię już serdecznie zapraszam.
Pozdrawiam. :)
Widzę tu pewną nieścisłość. Liceum obecnie jest 3-letnie, albo główna bohaterka chodziła do technikum, albo akcja rozgrywa się 20 lat temu
OdpowiedzUsuńlex
Akcja opowiadania z całą pewnością rozgrywa się przed reformą edukacyjną. Pozdrawiam.
Usuń