ROZDZIAŁ 6
Następnego
dnia Ula pojawiła się na Berezyńskiej grubo przed ósmą. Przywitała się z
Markiem wręczając mu reklamówkę ze świeżymi bułkami.
- Pomyślałam, że zaoszczędzę ci drogi. Paulina
tak chętnie zjadła wczoraj chrupiącą bułkę, że aż miło było popatrzeć. A gdzie
ona jest?
- Bierze kąpiel. Siedzi w wannie pełnej piany.
To nawet dobrze, bo mamy chwilę, żeby porozmawiać. Przede wszystkim mam dla
ciebie tę umowę więc od razu ją podpisz. Tu jest specjalna torba na zakupy,
którą zawiesza się na rączkach wózka. Przynajmniej nie będziesz musiała
dźwigać. I ostatnia rzecz. Miałaś mi coś wczoraj powiedzieć. Mówiłaś, że wiesz,
dlaczego Paula jest taka drażliwa.
- To ze strachu. Ona się boi, Marek. Boi
wszystkiego. Boi się, że ją zostawisz, boi się gorszego samopoczucia i śmierci.
Jest przerażona tym, co ją czeka, bo ma pełną świadomość przebiegu tej choroby.
Nie chce się z tym pogodzić i dlatego reaguje złością. Ty jesteś pod ręką więc
wyżywa się na tobie. Koniecznie trzeba złagodzić jej ten stres. Wczoraj nie
było tak źle, chociaż usłyszała ode mnie kilka przykrych słów, ale myślę, że z
każdym dniem będzie coraz lepiej.
- Po wczorajszym dniu to i ja mam taką
pewność. Po raz pierwszy od bardzo dawna była naprawdę miła. Wyciszona i
spokojna. Rozmawiała normalnie, bez napinania się. Taką ją wolę i mam nadzieję,
że to się w niej utrzyma.
- Będę nad tym pracować. Dzisiaj mamy ciekawy
dzień. Chcę z nią pójść na bazar, a w drodze powrotnej zatrzymać się w Parku
Skaryszewskim nad Jeziorem Kamionkowskim. Na pewno jej się tam spodoba. Wezmę
ze sobą termos z jej ulubioną kawą i zrobimy sobie mały piknik.
- Dajesz jej kawę?
- A dlaczego nie? Dlaczego zabraniać jej
czegoś, co lubi? W jakim stopniu filiżanka kawy miałaby pogorszyć jej stan?
Ktoś wam bajek naopowiadał i tyle. Dobra. Leć do pracy, a ja idę do niej, bo
zamarznie w tej wannie.
Weszła do łazienki i przywitała się ze swoją podopieczną. Tak, jak wczoraj, pomogła jej się wytrzeć i od razu przygotowała jej ubranie do wyjścia.
- Co chce pani zjeść na śniadanie? Na co ma
pani ochotę?
- Marek kupił wczoraj jakieś kiełbaski
drobiowe. Chętnie zjem na gorąco. Możesz zrobić kakao?
- Jak najbardziej. Kupiłam też po drodze te
bułeczki, które pani tak smakują. Zaraz podam.
Podczas,
gdy Paulina jadła śniadanie, Ula przygotowała wózek i pościeliła łóżko. Nalała
do termosu gorącej kawy i zrobiła dwie bułeczki z szynką na wypadek, gdyby
chora zgłodniała. Pomogła przejść Paulinie do przedpokoju i usadziła ją w wózku
nakrywając nogi pledem. Wyjechała z nią przed dom. Był ranek i powietrze nieco
ostrzejsze niż w godzinach południowych. Okryła szczelniej kocem ciało Pauli i
ruszyła przed siebie.
- To dokąd pojedziemy?
- Pojedziemy wolniutko przez Park Skaryszewski
aż do Targowej na Bazar Różyckiego. Tam zaopatrzymy się w świeże jarzyny i
owoce, a wracając zatrzymamy się nad Jeziorem Kamionkowskim. Była tam pani
kiedyś? – Paulina pokręciła przecząco głową. – To naprawdę urocze miejsce.
Musimy wykorzystać do maksimum te ciepłe dni, bo nie wiadomo, jak pani zniesie
chłody i jak się pani będzie czuła. Ja mam nadzieję, że dobrze.
- Chcę cię o coś prosić. Nie mów do mnie,
pani. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak kuriozalnie to brzmi biorąc pod uwagę
sytuację w jakiej się znajdujemy. Nie lubię spoufalać się z ludźmi, ale myślę…,
właściwie czuję, że tobie mogę zaufać. Byłam na ciebie zła za te wszystkie
słowa, które wczoraj powiedziałaś, ale po przemyśleniu muszę przyznać ci rację.
Nie mogę obiecać, że się zmienię, ale postaram się. Byłam wczoraj miła dla
Marka. Nie podnosiłam głosu, nie rościłam o nic pretensji i wiesz, co? On
wyglądał na szczęśliwego. Ja też poczułam się lepiej. Marek jest… - przerwała,
bo usłyszała dzwonek swojego telefonu. Sięgnęła do kieszeni i odebrała.
- Witaj, fratello. Co u ciebie? – usłyszała
śmiech Alexa i też się uśmiechnęła.
- To ja chciałbym wiedzieć. Dlatego dzwonię.
Jak się czujesz?
- Od wczoraj jakby lepiej. Mam lepszy apetyt i
dobrze spałam w nocy. Nie wymiotuję, jeśli to masz na myśli. Mam nową
opiekunkę. Dba o mnie i pysznie gotuje. Jeśli chcesz zjeść coś dobrego to
zapraszamy cię dzisiaj na obiad. Możesz przyjechać z Markiem.
- No, no, to bardzo kusząca propozycja. W
takim razie do popołudnia, sorella.
Rozłączyła
się i niepewnie spojrzała na Ulę.
- Przepraszam, że tak mu powiedziałam. Czy ty
jesteś w stanie zrobić ten obiad dla jeszcze jednej osoby?
- Paulina, spokojnie. To nie jest problem. Co
lubi jeść twój brat?
- Jesteśmy pół Włochami. Lubimy makarony z
gęstym, pomidorowym sosem.
- W takim razie załatwione. Będzie spaghetti
po bolońsku. Jedziemy.
Minęły
park i w końcu dotarły do bazaru. Ula pchając wózek wolno przemieszczała się
między straganami. Wreszcie dostrzegła podłużne buraki i zatrzymała się.
- Weźmiemy dwa kilo buraków, dwa kilo
pomidorów Lima, seler naciowy, dwa pęczki pietruszki i szpinak.
– Ja chciałabym jakieś owoce…
- Zaraz podjedziemy, to wybierzesz sobie takie,
jakie lubisz.
Przy
straganach uwijało się sporo klientów. Ula z trudem manewrowała wózkiem
starając się nikogo nie przejechać. W końcu dotarły do straganu mającego chyba
największy wybór różnych owoców.
- Są japońskie gruszki – powiedziała Paulina.
– Uwielbiam je. Możesz kupić? I jeszcze kilka fig, liczi i melona. Nie miałam
pojęcia, że mają tu owoce egzotyczne.
Ula
kupiła wszystko, co chciała Paulina. Siatki położyła jej na kolanach.
- Nie zmieszczę tego do torby, bo jest pełna.
Dasz radę to utrzymać?
- Chyba dam. Co tak pachnie? Jakby jakieś
kluski.
- To sławne pyzy. Bazar z nich słynie, ale nie
mogę ci ich kupić. Boję się, że twój żołądek nie zniesie dobrze tak ogromnej
porcji tłuszczu. One są sprzedawane przeważnie w słoikach i wręcz toną w
gorącym smalcu. Lepiej dmuchać na zimne. Jeżeli czujesz głód, mam ze sobą bułeczki
z szynką.
- No trudno. Muszę obejść się smakiem, ale
pachną niesamowicie.
Ula
skierowała wózek w stronę bramy. Po drodze zatrzymała się jeszcze przy jatce i
kupiła trochę mielonej wołowiny do spaghetti. Pamiętała, że makaron jest w
domu. Już miały opuszczać bazar, gdy wzrok Uli przykuło stoisko z przyprawami.
Zapytała o kurkumę i imbir. Na szczęście były. Wzięła spory zapas obu przypraw.
- Do czego to potrzebne? – zapytała zdziwiona
Paulina.
- Będziesz to piła. Wczoraj wieczorem
grzebałam trochę w internecie i natknęłam się na artykuł o pewnej Angielce,
która wyciągnęła się z raka pijąc właśnie kurkumę i imbir. Robi się taką
mieszankę z jednej trzeciej łyżeczki do herbaty każdej z przypraw, do tego
szczypta pieprzu, bo on wzmacnia działanie kurkumy. To wszystko zalewa się
ciepłą wodą i dodaje łyżeczkę miodu. Smak nie powala, ale pomyślałam, że warto
spróbować, a nuż pomoże? Kurkuma ma wiele zdrowotnych właściwości. Dobra jest
nawet na stawy. Imbir zresztą też ma wiele zalet. Każdego dnia będę cię bombardować
zdrowymi sokami, a ty nie będziesz się buntować, bo wiesz, że to dla twojego
dobra. No, dojechałyśmy do parku. Podjadę do tamtej ławki przy jeziorze. Tam
odpoczniemy.
Zabrała
siatki z kolan Pauliny i odłożyła na ławkę. Z termosu nalała do dwóch kubków
kawę i podała jeden z nich Paulinie.
- Proszę, taka jak lubisz. Zjesz kanapkę? Do
obiadu jeszcze kilka godzin…
- Chętnie zjem. Od wczoraj naprawdę zaczęłam
znów odczuwać głód. Sporo zjechałam na wadze, ale po chemii drugie tyle mnie
przybyło. Zupełnie siebie nie przypominam – Paulinie zadrżał głos i rozpłakała
się. Ula popatrzyła na nią ze współczuciem.
- Paulina, nie możesz tak emocjonalnie
podchodzić do takich rzeczy…
- A jak mam podchodzić!? Wyglądam, jak nie ja!
Ludzie mnie nie poznają!
- Nie krzycz. Tracisz siły na bezsensowny
bunt. Nigdy nie pomyślałaś, że ta znienawidzona przez ciebie chemia ratuje ci
życie, bo zabija raka w tobie? Co mogą cię obchodzić ludzie i to, co o tobie mówią
czy myślą? Naprawdę zależy ci na ich opinii? Przecież oni patrząc na ciebie
wietrzą tylko jakąś niezdrową sensację. Powinnaś być ponad to, bo jesteś dumną
i bardzo dzielną kobietą. Ja trzymałabym się z daleka od takich fałszywych
znajomych.
- Łatwo ci mówić. Nic nie rozumiesz. Nie
rozumiesz, ile jest we mnie strachu. Nic we mnie nie zostało z tej dumnej
Włoszki – łkała. – Widzisz? Kiedyś nigdy nie zobaczyłabyś moich łez.
Każdego
ranka się budzę i dziękuję opatrzności za jeszcze jeden dzień. Panikuję na
myśl, że któregoś dnia już się nie obudzę, albo że będę konać w męczarniach.
Ten strach sprawia, że serce podchodzi mi do gardła i dusi jak najgorsza zmora.
Ula
przykucnęła naprzeciwko niej i ujęła jej dłonie w swoje.
- Paulina, ja wiem, że się boisz. Nawet nie
wiesz, jak bardzo wyczuwalny jest ten strach w momentach, gdy podnosisz głos i
domagasz się czegoś głośno. To krzykiem i złością starasz się maskować ten
paniczny lęk. Marek też to czuje, chociaż chyba nie uświadamia sobie tego tak
do końca. Musisz przestawić myślenie na inne tory. Zacząć dostrzegać pozytywne
strony tej dramatycznej sytuacji, bo takie istnieją. Ja mogę ci obiecać, że
pomogę ci przez to przejść. Ty tylko się nie opieraj, bądź pomocna i nawet
jeśli będzie się coś działo wbrew twojej woli, to pomyśl, że żadne z nas nie
chce ci zrobić krzywdy. Poproszę Marka, żeby kupił jakieś dobre kremy
ujędrniające ciało i będę je wcierać w ciebie tonami. Przez długie leżenie i
brak ruchu masz słabe i zwiotczałe mięśnie. Trzeba je doprowadzić do lepszej
kondycji tak, żebyś mogła samodzielnie przejść chociaż kilka kroków. Jesteś
uparta, ale ja uparta jestem jeszcze bardziej. Nie odpuszczę i postawię cię na
nogi.
Paulina
podniosła głowę i spojrzała na Ulę przez łzy. Jej twarz rozjaśnił szeroki
uśmiech. Ula odwzajemniła go.
- Musisz uśmiechać się jak najczęściej, bo
uśmiech sprawia, że stajesz się piękna.