ROZDZIAŁ 2
Obudziła
się zmęczona i kompletnie wyzuta z sił. Znowu popłynęły jej łzy, gdy
uświadomiła sobie, że wejdzie do kuchni i nie zobaczy w niej krzątającego się
taty. Nigdy nie usłyszy już od niego, jak bardzo jest z niej dumny. To ze
względu na pamięć o nim powinna wziąć się w garść i pomyśleć, co dalej. Na
pewno powinna jechać do Warszawy i załatwić sprawy w ZUS-ie i w PZU, gdzie tata
był ubezpieczony. Powinna też chyba zacząć działać w sprawie wynajmu jakiejś
taniej kawalerki. Ma tylko miesiąc, żeby się stąd wynieść. Na samą myśl
boleśnie ścisnęło się jej serce. Kochała ten dom. Stąd miała najlepsze
wspomnienia. Z drugiej strony, to tylko mury. Pamięć o rodzicach zawsze będzie
nosić w sercu i zawsze będzie przyjeżdżać na ich mogiłę.
Westchnąwszy
ciężko wstała z łóżka i schowawszy pościel przeszła do kuchni. Nastawiła wodę w
czajniku i z niechęcią popatrzyła na zastawiony stół w gościnnym pokoju. – Co się odwlecze, to nie uciecze -
pomyślała. - Zanim pojadę do Warszawy,
muszę wywalić te resztki jedzenia i pomyć to wszystko.
Popijając
małymi łykami gorącą kawę stała przy zlewie myjąc z dużą wprawą talerze i
układając je na suszarce. To co nadawało się jeszcze do zjedzenia schowała do
lodówki. Reszta wylądowała w koszu. Ogarnęła się trochę i narzuciła na siebie
czarną sukienkę. Ze smutkiem pomyślała, że ten kolor będzie jej towarzyszył
przez okrągły rok. Nie znosiła czerni, bo zawsze kojarzyła jej się z żałobą.
Kiedy zdawała maturę, zmarła jej mama rodząc martwy, nie do końca
ukształtowany, sześciomiesięczny płód. I ona, i ojciec przeżyli to strasznie.
Od tego właściwie momentu zaczęły się jego kłopoty z sercem i z każdym rokiem
było tylko gorzej. Potrząsnęła głową chcąc odgonić te przykre myśli. Musiała
się pospieszyć, a nie tracić czas na rozpamiętywanie. Zebrała do torebki
wszystkie potrzebne jej dokumenty i ruszyła na przystanek.
Najpierw
podjechała na Senatorską do ubezpieczyciela. Złożyła dokumenty wraz z aktem
zgonu, a uprzejma kobieta poinformowała ją o wypłacie ubezpieczenia.
- Myślę, że do tygodnia te osiem tysięcy
powinno znaleźć się na pani koncie.
Podziękowała
i już bez zwłoki ruszyła na Jana Pawła II, gdzie mieścił się Zakład Ubezpieczeń
Społecznych. Odległość była dość znaczna, bo obie instytucje oddalone były od
siebie o prawie dwa kilometry, ale nie zawracała sobie głowy czekaniem na
autobus. Dzień był słoneczny i ciepły, a ona potrzebowała przewietrzyć umysł.
W
ZUS-ie musiała odstać swoje i wypisać wniosek o zasiłek pogrzebowy. Wprawdzie
wszystkie formalności związane z pogrzebem załatwiała sama, ale w domu nie było
takich pieniędzy, z których mogłaby pokryć jego koszty. Pomocna znowu okazała
się Szymczykowa i to do niej trafi znakomita większość tego zasiłku.
Dowiedziała się jednak, że musi czekać na przelew pieniędzy od dwóch do ośmiu
tygodni więc postanowiła całą sumę, którą winna była sąsiadce wypłacić ze
swojego konta jeszcze dzisiaj. Nie chciała mieć żadnych długów wobec nikogo.
Załatwiwszy
wszystko ruszyła nad Wisłę. Miała tu takie swoje, ukochane miejsce, w którym
lubiła siadywać i patrzeć na płynącą rzekę.
Dojeżdżając
do Szkoły Głównej Handlowej, gdzie studiowała ekonomię, a także zarządzanie i
marketing, często odwiedzała ten zakątek. Tu mogła pozbierać wszystkie myśli i
uporządkować je w głowie. Był spokojny i cichy, trochę zarośnięty dziko
rosnącymi wierzbami. Siadywała na ściętym pniu i kontemplowała widok przed
sobą. Tym razem nie było inaczej. Siedząc i grzejąc stopy na ciepłym piasku
zastanawiała się nad swoimi priorytetami. Gdyby nie śmierć taty, a po niej
pogrzeb i nieprzyjemna sytuacja na stypie, dzisiaj rozsyłałaby swoje CV
wszędzie, gdzie to tylko możliwe z nadzieją, że jakaś firma przyjmie ją do
pracy. Zanim zacznie to robić powinna poszukać sobie jakiegoś lokum. Może
będzie miała szczęście i trafi na coś niedrogiego? Spojrzała na zegarek. Czas
wracać i zająć się czymś pożytecznym. Podniosła się z pnia i ruszyła ścieżką
rozgarniając wszędobylskie, wierzbowe gałązki. Była już w połowie drogi, gdy
przed nią wyrósł, jak spod ziemi, jakiś mężczyzna. Szedł wolno, zamyślony i ze
spuszczoną głową.
Ustąpiła
ze ścieżki schodząc na bok, żeby ułatwić mu przejście. Mijając ją podniósł
głowę i wtedy zobaczyła te jego przejmująco smutne oczy wyrażające kompletną bezsilność.
Przeszedł ją dreszcz. Pomyślała, że on, podobnie jak ona, przeżywa własną
tragedię. Może też ktoś mu umarł?
- Bardzo panią przepraszam, – powiedział cicho,
a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu – zamyśliłem się…
- Nic nie szkodzi. Jakoś się wyminiemy.
Dotarła
na przystanek i sprawdziła rozkład jazdy. Autobus do Rysiowa odjeżdżał za
piętnaście minut. Przysiadła na ławce. Poczuła głód. Było już dobrze po
piętnastej, a ona była tylko o kawie.
Dotarłszy
do domu rzuciła się na jedzenie. Zostało go całkiem sporo po wczorajszej
stypie. Najadłszy się pobiegła do Szymczykowej, żeby uregulować dług.
Dziękowała jej też dziesięć razy, bo gdyby nie ta kobieta, nie miałaby nawet za
co pochować ojca. Postała z nią chwilę na podwórku opowiadając jej o propozycji
ciotki i o tym, że będzie musiała opuścić rodzinny dom.
- To prawdziwe świństwo, Ula – Szymczykowa
była oburzona. – Jak oni mogli ci coś takiego zrobić? I co teraz?
- Teraz będę szukała jakiegoś mieszkania w
Warszawie, a jak już znajdę i przeprowadzę się, zacznę szukać pracy. Muszę być
silna. Już nie ma taty, który zawsze służył radą. Pożegnam się już, pani
Marysiu i jeszcze raz za wszystko dziękuję.
Wróciła
do siebie i odpaliła wiekowy komputer. Jednak w internecie nie znalazła żadnych
odpowiadających jej ofert, a wyłącznie takie, które przekraczały jej możliwości
finansowe. Na więcej ogłoszeń natknęła się w zakupionych dzisiaj gazetach.
Wynotowała kilka i zaczęła dzwonić. Umówiła się w paru miejscach na jutro. Nie
chciała zwlekać. To było trochę irracjonalne, bo niby miała miesiąc na
wyprowadzkę, a zachowywała się tak, jakby palił jej się grunt pod nogami.
Następnego
dnia do godziny dwunastej obejrzała trzy mieszkania. Mimo, że były to kawalerki
o niewielkim metrażu, to nie było ją na nie stać. Znajdowały się w stosunkowo
nowych blokach, gdzie czynsz był dość wysoki, a właściciele tych klitek żądali
od niej jeszcze odstępnego. Trochę rozczarowana kupiła sobie zapiekankę i
przysiadła na jakiejś ławce. Następne spotkanie miała za godzinę na Starej
Pradze. Z tego, co przeczytała w ogłoszeniu, mieszkanie znajdowało się w wiekowej
kamienicy. Może tam jej się poszczęści?
Wsiadła
w autobus i przejechała na drugą stronę Wisły. Dotarła na ulicę Brzeską i
odszukała właściwy numer domu. Kamienica nie przedstawiała się jakoś
imponująco. Była raczej zaniedbana i aż się prosiła o generalny remont. Ula
postanowiła nie zrażać się od razu. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim, trzecim
piętrze. Zapukała nieśmiało do odrapanych drzwi, które otworzyły się
błyskawicznie i stanęła w nich tęga, starsza kobieta. Ula przedstawiła się i
weszła do środka. Stan tego mieszkania nie był lepszy od całej reszty
kamienicy. Jedynym plusem były niedawno wstawione okna, o czym poinformowała ją
właścicielka.
- Jest też wymieniona cała instalacja.
Niestety nie było mnie już stać, żeby wyremontować całą resztę. Jeśli pani się
zdecyduje na remont, policzę niższy czynsz. Oczywiście za media płacić będzie
pani we własnym zakresie. Ja wzięłabym tylko dwieście pięćdziesiąt złotych.
Brzmiało
zachęcająco, ale stan lokalu był jednak dramatyczny. Brakowało tu wszystkiego.
Łazienka nie posiadała żadnej armatury, nie było wanny, junkersa i toalety. W
kuchni brakowało pieca. W ścianach było mnóstwo dziur, które należało
zagipsować. Była przerażona ogromem pracy, jaką należało tu włożyć, a jeszcze
bardziej kosztami, jakie będzie musiała ponieść, żeby doprowadzić to mieszkanie
do stanu używalności. Poza tym miała ogromne wątpliwości, czy zdoła uporać się
ze wszystkim w miesiąc. Z drugiej strony pomyślała, że nigdzie taniej nic nie
dostanie.
- Dobrze. Niech będzie. Możemy spisać jakąś
umowę? Na ile może pani mi to wynająć?
- A choćby na dziesięć lat – kobieta była
wyraźnie ucieszona takim obrotem sprawy. – Zejdźmy na dół do mnie i tam
spiszemy umowę.
Wracała
do Rysiowa z mieszanymi uczuciami. Od właścicielki dostała dwa komplety kluczy.
Teraz musiała pomyśleć nad wynajęciem jakiejś ekipy, która mogłaby wyremontować
lokal w ciągu niespełna miesiąca. Musiała się kogoś poradzić i wpadła na
pomysł, że zajdzie do najbliższych kolegów taty, tych, którzy byli na stypie.
Wprost z przystanku poszła do Mateckich. Małżonkowie byli już na zasłużonych
emeryturach, ale Ula wiedziała, że kiedyś pan Matecki parał się budowlanką.
Przyjęli
ją bardzo serdecznie. Usadzili przy stole i zaproponowali kawę. Przy niej
opowiedziała im o swoich kłopotach. Część z nich już znali od Marysi
Szymczykowej.
- Zachodziliśmy w głowę, jak ta twoja ciotka
cię potraktowała. To oburzające. Nawet nie wygląda na taką podłotę. Jest
zupełnie inna niż Józef. O nic się dziecko nie martw. Twój tata pomagał nam
przez wiele lat i czas, żebyśmy my coś zrobili dla jego córki. Skrzyknę kolegów,
a oni na pewno chętnie pomogą. Musisz nam tylko przedstawić jakiś plan, bo powinniśmy
wiedzieć, od czego zacząć.
- To mieszkanie wygląda strasznie. Wygląda,
jak pustostan. Muszę zainwestować w armaturę łazienkową, w zlew i kuchenkę
gazową do kuchni. Właścicielka zapewniła mnie, że zostały wymienione wszystkie
instalacje, to znaczy wodna, elektryczna i gazowa. Są też nowe okna wprawdzie
drewniane, ale szczelne. Ściany są w opłakanym stanie. Wszędzie pełno dziur do
łatania. Naprawdę nie wiem, czy damy radę z tym się uporać, a przecież jeszcze
muszę dom doprowadzić do jakiegoś ładu. Część rzeczy na pewno wyrzucę, ale
większość zabiorę, bo nie chcę tracić pieniędzy na nowe meble.
- I słusznie. W takim razie ty zacznij powoli
ogarniać w domu, ja za chwilę wyjdę z tobą i pójdę powiadomić tych, którzy mogą
nam pomóc. Jutro zawiozę cię do Warszawy. Najpierw obejrzę mieszkanie i
zadecyduję ile czego trzeba kupić. Przy okazji zamówisz wyposażenie do łazienki
i kuchni, chociaż uważam, że powinniśmy wymontować to co masz w domu, bo wtedy
zmniejszymy koszty. Myślę, że jak nam się to uda, to za dwa dni będziemy mogli
zacząć.
Uli
zaszkliły się oczy i rozpłakała się głośno.
- Naprawdę nie wiem, jak ja się wam
odwdzięczę. To co chcecie zrobić, jest nie do przecenienia – chlipała. –
Bardzo, bardzo wam dziękuję. Sądziłam, że zostanę z tym wszystkim sama. Tata
jednak czuwa nade mną.
Cieszę się z nowego opowiadania. Kolejny rozdział pokazuje nam już nieco więcej. Ciotka potraktowała Ulę okrutnie, ale na szczęście są jeszcze dobrzy ludzie, którzy ją wspierają.
OdpowiedzUsuńMarek też przeżył jakiś dramat i pewnie wkrótce dowiemy się co wydarzyło się w jego życiu. Naradzie intryguje mnie w jaki sposób tych dwoje nawiąże bliższą relację. Zapewne łączy ich miejsce nad Wisłą i smutne sprawy, które zadziały się w życiu obojga.
W końcu los połączy tych dwoje i po wszystkich trudnych przejściach będą dla siebie ogromne wsparciem. Ale na to jeszcze trzeba poczekać.
Pozdrawiam Was cieplutko i czekam na ciąg dalszy.
Dagmara
UsuńA my cieszymy się, że wróciłaś do nas. Ula ma pod górkę i przez podłą krewną znalazła się w kiepskim położeniu. Marek też jest w niewesołej sytuacji, ale na razie nic nie zdradzamy. Miejsce nad Wisłą jest szczególne, bo zarówno w serialu, jak i tutaj będzie kluczowe, idealne do tego, żeby między tą dwójką coś się zaczęło.
Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i pięknie dziękujemy za komentarz. :)
Przykra sprawa z mamą Uli. Nie ma co się dziwić Józefowi, że tak bardzo przeżył te dwie śmierci. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara,
Usuńto prawda, że rodzinę Uli spotkała niewyobrażalne nieszczęście. Oboje bardzo to przeżyli, ale Józefowi, z racji wieku i przebytych wcześniej chorób, serce zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Na dolegliwości zareagował zbyt późno i tak to się skończyło. Pięknie dziękujemy za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
No to Marek się pojawił, ale nie tak jak chciałam;) Przemknął tutaj jak duch jakiś. Kiedy będzie tak na serio, z krwi i kości? Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga,
Usuńhihihi, zapewniamy, że Marek nie jest duchem i już w następnym rozdziale będzie go więcej:) Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
Pal licho cudowną ciotkę i kuzyna! Z takimi sąsiadami, ze szczęściem do znalezienia mieszkania i jego właścicielką, Uli na pewno się uda! Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka,
Usuńto prawda, że w tym całym nieszczęściu Ula ma wiele szczęścia do spotykania na swojej drodze dobrych ludzi:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Mateccy to dopiero konkret! Liczę tylko, że wszystko się uda i że się nie rozmyślą. Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia,
Usuńzachowanie sąsiadów jest przykładem, że często wyrządzone komuś dobro wraca:) Józef był lubiany w lokalnej społeczności i ze szczerego serca chętnie pomagał sąsiadom. Teraz oni chcą się za całe otrzymane dobro odwdzięczyć:) Nie ma mowy o jakimkolwiek rozmyśleniu. Serdecznie pozdrawiamy i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś:)
Może i dobrze, że Ula się wyprowadzi z Rysiowa. W domu by tylko myślami wracała do Józefa, a to nic jej nie da. Musi iść do przodu i fajnie, że zaczęła myśleć o sobie;) Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola,
UsuńUla sama stwierdziła, że dom, to tylko mury, a pamięć o rodzicach zawsze będzie nosiła w sercu. Nie ma co gdybać, teraz należy działać i to właśnie robi:) Najserdeczniej Cię pozdrawiamy i pięknie dziękujemy za komentarz:)
Ale zaskakujące spotkanie! Cieszę się, że ta para już się spotkała. Szkoda tylko, że się sobie nie przedstawili, ale zawsze to już coś. Następnym razem będzie im łatwiej, bo właściwie się już widzieli i nie będą tacy anonimowi, no chyba, że Marek zupełnie nie zapamiętał Uli? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB,
Usuńzapewniamy, że Marek ma doskonałą pamięć:) Prawdą jest to, że już niedługo Ula będzie miała sposobność porozmawiać z Markiem:) Wielkie dzięki za wpis. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Cieszę się, że miałam rację, co do sąsiadów. Wszyscy są wspaniali. Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira,
Usuńsąsiedzi znają się od wielu lat i mają bardzo dobrą pamięć. Doskonale pamiętają jak Józef bardzo chętnie wszystkim służył swoimi umiejętnościami. Uznali, że teraz przyszedł czas a spłatę "długów" wobec córki Józefa:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Najserdeczniej pozdrawiamy:)
Już trochę więcej wiemy, przynajmniej o Uli, bo Marek cały czas pozostaje wielką tajemnicą. Fajnie, że nie zmieniło się nic jeśli chodzi o wykształcenie Uli. Po takiej uczelni nie powinna mieć problemu ze znalezieniem zatrudnienia. Do czwartku;) Pozdr
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Ula jest doskonale wykształconą kobietą, ale nie możemy zapomnieć, że SGH kończy dość dużo osób. W związku z tym na rynku pracy jest spora konkurencja:) O Marku będzie więcej w kolejnym rozdziale, na który serdecznie zapraszamy:) Cieszymy się, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Przesyłamy serdeczności:)
UsuńNiewielkie pieniądze jednak jakoś wystarczył Uli na urządzenie życia od nowa, Sąsiedzi pomogą i to jest cudowna wiadomość, że nie wszyscy są tacy podli, jak jej rodzina. Teraz tylko znaleźć pracę, a podejrzewam, że z tym może być problem. Nawet teraz bez znajomości trudno coś ciekawego znaleźć. Z ogromną chęcią przeczytam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza,
Usuńnowe lokum Uli nie powala na kolana, ale tak krawiec kraje, jak mu materii staje, prawda:) Jeśli chodzi o pracę, to masz dobre przeczucia, Przykre jest też to, że w dalszym ciągu bez znajomości ani rusz. Oczywiście nie jest to reguła, ale dość często taka jest prawda, Bardzo dziękujemy za odwiedziny na blogu. Serdecznie pozdrawiamy i zapraszamy na kolejny czwartek:)
Z jednej strony, to wspaniałe jak zachowują się sąsiedzi z Rysiowa, ale z drugiej strony Uli musi być przykro, że obcy okazują jej tyle serca, a rodzina tylko nad nią żeruje. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta,
Usuńmasz absolutną rację, ale Ula już nie ma czasu na zastanawianie się nad niesprawiedliwością losu. Cieszy się, że z remontem nie została sama. Ma na głowie też szukanie pracy. Przesyłamy serdeczności i dziękujemy za komentarz:)
Jaki szczęśliwy zbieg okoliczności! Ula i Marek mają to samo ulubione miejsce. Fajnie, że Wisła może ich połączy;) Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina,
Usuńz tym połączeniem to jeszcze dość daleka sprawa. W serialu Wisła odegrała dość ważną rolę i chcieliśmy ten klimat utrzymać w tym opowiadaniu, a poza tym bohaterowie gdzieś musieli się spotkać, prawda:) Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności:)
Czy Ula ma dobre przeczucie, że Marek też jest w żałobie? Kto mu zmarł? Tata, mama czy może Paula? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina,
UsuńMarek nie ma wesołego życia i dlatego jest przybity i przygnębiony, ale nie ma żałoby. Pozdrawiamy Cię najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wizytę na blogu:)
No tak, jeszcze trzeba załatwić sprawy urzędowe związane ze śmiercią Józefa. Dobrze, że Ula o tym pamiętała. Jest sama więc mogła nawet o tym nie wiedzieć, Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa,
UsuńUla ma już doświadczenie z pogrzebem i związanymi z tym sprawami. Wcześniej zmarła jej mama, a ona była już dorosła. Z całą pewnością pomagała Józefowi załatwiać sprawy urzędowe. Poza tym Ula cierpi na chroniczny brak pieniędzy, więc nie miała większego wyboru i musiała to załatwić. Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i najserdeczniej Cię pozdrawiamy:)
W tym całym nieszczęściu Ula ma jednak trochę szczęścia. Udało jej się znaleźć mieszkanie, sąsiedzi są gotowi przyjść jej z pomocą.
OdpowiedzUsuńPojawił się również Marek, widać, że i jego coś trapi.
Dziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w piątkowe późne popołudnie.
Julita
Julita,
Usuńszczęście zawsze się przydaje:) Ale oprócz szczęścia potrzebne jest też działanie. Ula właśnie tak postępuje, oczywiście bardzo tęskni za tatą, ale już nie załamuje rąk. Zrozumiała, że od tej chwili wszystko zależy od niej. Pozdrawiamy Cię cieplutko i bardzo dziękujemy za wpis:)
Z trudem, bo z trudem ale Ula idzie do przodu. A przy pomocy dobrych ludzi i z mieszkaniem da radę w miesiąc. Matecki ma rację, Ula powinna wymontować i zabrać z domu co się da, bo ciotka za pozostawione sprzęty jej nie zapłaci, a Uli to znacznie obniży koszty. A nad Wisłą to Ula spotkała pewnie Marka i z tego krótkiego opisu wnioskuję, że i Jego spotkała jakaś tregedia. Więc to chyba tylko kwestia czasu, gdy Tych dwoje się do siebie zbliży. Ula już jako młoda osoba doświadczyła ogromnego bólu po stracie matki i to jeszcze przy tak koszmarny porodzie. Ale tak jak Ula stwierdziła życie toczy się dalej i mam nadzieję, że Jej będzie teraz toczyć się coraz lepiej..Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńHalina,
UsuńUla z całą pewnością wie o tym, że co łatwo przychodzi, łatwo odchodzi oraz to że to co przychodzi nam zbyt łatwo, nisko cenimy:) Świadomość tego z całą pewnością dodaje jej sił, a gdy weźmiemy jeszcze pod uwagę zachowanie sąsiadów, to tylko można się upewnić, że wszystko musi się udać:) Przesyłamy serdeczności i bardzo dziękujemy za komentarz:)
Jak to dobrze mieć sąsiadów i kolegów ojca. Są jeszcze uczynni ludzie, wyciągający pomocną dłoń. Ja czekam na kolejne spotkanie Uli i Marka. Może nie będzie to praca, tylko miejsce nad Wisłą, skoro Ula już niedługo będzie mieszkała w Warszawie i może częściej przychodzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam milutko.
RanczUla
UsuńTakie spotkanie oczywiście się odbędzie, bo to miejsce nad Wisłą jest ulubione i przez Ulę, i przez Marka. Jeśli chodzi o pracę, to Ula nie ma szczęścia do takiej w wyuczonym zawodzie, a Marek na pewno jej nie zaproponuje, bo właściwie Uli nie zna. Wszystko jest bardziej skomplikowane, niż może się wydawać. Trochę Wam się rozjaśni po następnej części.
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wpis. :)