ROZDZIAŁ 5
Ula
dokończyła zbieranie porozrzucanej prasy, sprzątnęła tacę z naczyniami i
przysiadła w fotelu obok łóżka Pauliny.
- Chciałam z panią coś ustalić. Jutro
zapowiada się piękna pogoda. Jak przyjadę rano, pomogę się pani ubrać i
pojedziemy na długi spacer. Pojedziemy po owoce i warzywa. Od jutra zacznie
pani kurację witaminową. Od razu uprzedzam, że nie będzie smaczna, ale
zapewniam, że spowoduje poprawę wyników krwi. Codziennie rano będzie pani
wypijała szklankę soku z buraków, pietruszki i szpinaku. W ciągu dnia będę też
przyrządzać soki ze świeżych owoców, a na obiad półkrwiste steki i wątróbkę.
Wygląda pani bardzo mizernie i blado. Najwyraźniej brakuje pani powietrza i
słońca. Oczywiście nie chodzi tu o opalanie się.
- Dlaczego to robisz? Co ciebie obchodzi, jak
się odżywiam? Czasami w ogóle nie mogę nic przełknąć. Będziesz karmić mnie na
siłę?
- Nie, pani Paulino, nie jestem sadystką.
Potrafię odróżnić złe samopoczucie od dobrego. Pani ma wszelkie warunki do tego,
żeby poprawić swoje zdrowie i bardzo mnie uwiera, że marnuje pani energię, a
przede wszystkim czas na nic nie znaczące kłótnie, na bunt, na niszczenie samej
siebie. Ja wiem, że ta choroba jest potencjalnie nieuleczalna, ale uważam też,
że warto poświęcić wszystkie siły na to, żeby poprawić sobie komfort życia i
sprawić, by trwało jak najdłużej. Póki co, pani niszczy nie tylko siebie, ale
także osoby, którym na pani zależy. Podziwiam pani narzeczonego. Inny będąc na
jego miejscu nie wytrzymałby i oddałby panią do hospicjum. Zapewne nie zdaje
sobie pani z tego sprawy, ale Marek jest już u kresu wytrzymałości i proszę mi
wierzyć, że wystarczy naprawdę niewiele, żeby i on z pani zrezygnował. Do tej
pory był bardzo zdeterminowany, a teraz ta determinacja przeobraża się w
bezsilność i rozpacz.
Wychodzi
ze skóry, żeby ulżyć pani w cierpieniu, a co dostaje w zamian? Ciągłe fochy,
niezadowolenie i wiadra inwektyw. Wie pani, jak on się czuje? Ma wrażenie, że
obarczyła go pani winą za swoją chorobę. To nie odra ani ospa, którą może panią
zarazić. To rak, choroba często śmiertelna, a pani lekkomyślnie zaniedbała
pierwsze jej symptomy i to wyłącznie pani wina, że znalazła się pani w tak
ciężko rokującej poprawę sytuacji. Niech pani nie uśmiecha się tak cynicznie,
bo dobrze pani wie, że mam rację. Tak naprawdę on nie ma wobec pani absolutnie
żadnych zobowiązań. To, że jest pani jego narzeczoną nie oznacza, że musi się
panią opiekować, musi o panią dbać i musi zrobić wszystko, żeby ulżyć pani w
cierpieniu. Ja doskonale rozumiem pobudki, które nim kierują, pani nie rozumie
tego w ogóle, bo uznaje, że to się pani należy głównie dlatego, że jest pani
taka biedna i pokrzywdzona przez los. Nie ma w pani za grosz pokory i zwykłej,
ludzkiej przyzwoitości. A wie pani, co jest najgorsze? Najgorsze jest to, że
pani nie potrafi być mu wdzięczna za jego dobroć, uczynność, wyrozumiałość i
ogromną cierpliwość. Każda miłość się wypali, gdy człowiek nie odwzajemnia się
drugiemu tym samym.
Kilka
miesięcy temu pochowałam mojego tatę. Przez lata chorował na serce. Było tak
słabe, że nie doczekało by-passów. Wie pani, co powiedział mi lekarz po jego
śmierci? Powiedział mi, że gdyby ojciec przyszedł do szpitala trzy lata
wcześniej, z całą pewnością teraz żyłby. Pani popełniła niemal identyczny błąd
nie chcąc się leczyć. Skutki tego błędu być może są już nieodwracalne, ale
można i trzeba je w miarę możliwości złagodzić i to właśnie zaczniemy robić od
jutra. Jest pani już słaba, ale postaram się nie dopuścić do pogorszenia tego
stanu i liczę, że w tym wydatnie mi pani pomoże. Zrobi to pani nie tylko dla
siebie, ale i dla Marka, dla swoich przybranych rodziców i dla brata. To od
dzisiaj pani misja i życiowy cel. Za chwilę przebiorę panią w ciepły dres. Jest
słonecznie i ciepło więc szkoda byłoby siedzieć w domu. Zawiozę panią do ogrodu
i tam pooddycha pani świeżym powietrzem. Ja w tym czasie przygotuję obiad i
wycisnę pani sok ze świeżych pomidorów – podniosła się z fotela i ruszyła do
garderoby. Paulina siedziała bez ruchu i wyglądała tak, jakby ją ktoś zamienił
w kamień. W głowie kłębiły jej się różne myśli. Przechodziły przez nią fale
oburzenia, niedowierzania, złości i innych negatywnych emocji. Przede wszystkim
nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak ta Cieplak, śmie osądzać jej postępowanie.
Krytykować ją i wytykać słabości. Co ona sobie wyobraża, że dumna panna Febo
będzie tak tańczyć, jak ten śmieć jej zagra? Z drugiej strony z trudem musiała
przyznać, że co do Marka, to miała chyba rację, bo faktycznie ostatnio jej
wrzaski i naciski nie odnosiły takiego efektu jakiego się spodziewała i chyba
uodpornił się na nie.
Wróciła
Ula niosąc w ręku dres. Odgarnęła kołdrę i podała Paulinie dłoń chcąc, żeby
usiadła na brzegu łóżka. Ściągnęła z niej piżamę i pomogła włożyć bluzę i
spodnie. Wsunęła jej na nogi ciepłe, wełniane skarpety i zasznurowała adidasy. Usadziła
ją w inwalidzkim wózku wkładając jej na głowę bejsbolówkę.
- Przyniesiesz mi kawę do ogrodu?
- Oczywiście. Jaką pani pija?
- Czarną z odrobiną mleka i łyżeczką cukru. A
ponoć nie wolno mi pić kawy? Taka jesteś mądra i tego nie wiesz?
- Myślę, że to bzdura. Niezbyt mocna kawa z
mlekiem na pewno pani nie zaszkodzi. Nie musi się pani dodatkowo umartwiać i
nie pić, czy nie jeść rzeczy, które pani lubi. Jedziemy.
Wywiozła
Paulinę na tyły domu i ustawiła wózek w nasłonecznionym miejscu blokując mu
kółka. Okryła ją jeszcze ciepłym pledem i rzuciwszy: – zaraz wracam – poszła do
kuchni. Nastawiła expres i wrzuciła kilka pokrojonych, sporych pomidorów malinowych
do sokowirówki. Do tego doszedł jeszcze seler naciowy ze szczyptą soli i
pieprzu. Przelała sok do wysokiej szklanki i przygotowała kawę. To wszystko
zaniosła Paulinie i postawiła na małym stoliczku ogrodowym.
- Bardzo proszę. Kawę na pewno wypije pani z
przyjemnością, a po niej małymi łykami proszę serwować sobie sok. Może nie
będzie zbyt smaczny, ale proszę postarać się wypić całą szklankę. Ja wracam do
kuchni.
Paulina
nie odezwała się słowem. Sięgnęła po filiżankę z czarnym płynem i wciągnęła z
lubością w nozdrza jego aromat. Od bardzo dawna nie piła kawy. Jej poprzednie
opiekunki nie wiedzieć czemu uznały, że może jej zaszkodzić i lepiej, żeby jej
nie piła. Ula była pierwszą, która to zbagatelizowała. - Pewnie uznała, że skoro mam już tak zaawansowaną chorobę, to już nic mi
nie zaszkodzi. Pięknie pachnie i jest taka, jak lubię – uśmiechnęła się - Może ta cała Ula nie będzie taka zła i
ograniczona, jak te wszystkie baby, które przewinęły się przez ten dom?
Tymczasem
Ula dzielnie walczyła w kuchni. Wiedziała co będzie gotować, bo Marek pokazał
jej zawartość lodówki. Zaczęła od buraków, z których miał powstać esencjonalny
barszczyk. Podsmażyła mielone mięso i wyłożyła je na arkusz gotowego ciasta
francuskiego. To miało być coś w rodzaju pasztecików do barszczu. Na drugie
danie zaserwowała krwisty stek ze szparagami polanymi masłem. W międzyczasie
zerknęła na ogród. Paulina wystawiła do słońca twarz trzymając w ręku szklankę
z sokiem. Ula uśmiechnęła się do siebie. Paulina nie odzywała się za wiele
podczas ich „rozmowy”. Może jednak coś zrozumiała, bo sok piła, a nie wylała go
na trawę. Zostawiła garnek z zupą na gazie i poszła do Pauliny. Stanęła obok
wózka i rozejrzała się. Ogród był jeszcze pełen kwiatów chociaż nieuchronnie
zbliżała się jesień.
- Pięknie tu – powiedziała cicho. – Chce pani
jeszcze coś do picia?
- Nie, dziękuję. Kawa była pyszna, a sok wcale
nie taki zły.
- Nie jest pani zimno?
- Jest w sam raz. Na półce nad łóżkiem leży
taka gruba książka. Proszę mi przynieść. Poczytam trochę.
- Ale nie za długo. Ma pani osłabioną
odporność i nie chcę, żeby złapała pani jakąś infekcję. Góra, pół godzinki.
- Dobrze, mamusiu – rzuciła z ironią. Ula
udała, że tego nie słyszała.
Kilka
minut po piętnastej zadzwonił Marek. Był ciekawy, jak Ula radzi sobie z krnąbrną
Pauliną.
- Jest wszystko w porządku i naprawdę już się
nie martw. Po twoim wyjściu wzięła kąpiel, zjadła śniadanie, a teraz siedzi w
ogrodzie i czyta książkę. Za chwilę ściągnę ją stamtąd, bo nie chcę, żeby się
przeziębiła. Trochę sobie porozmawiałyśmy, a raczej to ja się nagadałam i
uświadomiłam jej kilka rzeczy. Liczę na to, że coś do niej dotarło. Jutro
zabiorę ją na bazar. Kupimy trochę jarzyn. Głównie buraków i marchwi, ale też
parę innych. Weźmiemy trochę owoców. Będę jej robić świeże soki. To na pewno
jej nie zaszkodzi, ale tak, czy siak, będą potrzebne znacznie większe ilości
wszystkiego i tu niezbędna twoja pomoc i twój samochód, bo w rękach wszystkiego
nie przyniosę.
- Nie ma sprawy Ula. Jutro wszystko załatwię.
Będę w domu za jakieś pół godzinki. Do zobaczenia.
Rozłączyła
się i poszła po Paulinę.
- Dzwonił Marek i pytał o pani zdrowie. Mówił
też, że za chwilę tu będzie. Wróci pani teraz do łóżka, a ja przygotuję wam
obiad. Na pewno będzie miło zjeść go w towarzystwie narzeczonego.
Kończyła
smażyć steki, gdy wrócił Marek. Wszedł do sypialni i z troską spojrzał na
Paulinę.
- Jak się czujesz dzisiaj? – pochylił się i
cmoknął ją w policzek.
- O dziwo, nadzwyczaj dobrze. Nawet apetytu
dostałam. Zjem z tobą przy stole jeśli tylko pomożesz mi do niego dojść.
Zarzucił
jej szlafrok na ramiona i podtrzymując ją, powoli podszedł do stołu odsuwając
jej krzesło. Weszła Ula z talerzami wypełnionymi pachnącym barszczem.
- Pomóc w czymś? – zapytał Marek.
- Przynieś sztućce. Ja zaraz podam resztę.
Paszteciki
pachniały bosko, a na widok steków Markowi pociekła ślinka.
- Dawno nie jedliśmy takich frykasów, prawda
kochanie?
- Prawda – uśmiechnęła się. – Wszystko wygląda
pysznie.
- To ja w takim razie życzę państwu smacznego
i pożegnam się już – Ula ściągnęła z siebie kuchenny fartuszek.
- Ale, jak to…? Nie zjesz z nami?
- Dziękuję, ale mam obiad w domu. Widzimy się
jutro o ósmej.
- Zaczekaj Ula, przynajmniej odprowadzę cię do
drzwi – Marek wytarł usta serwetką i podniósł się od stołu. W przedpokoju
wręczył jej stuzłotowy banknot mówiąc, że to na jutrzejsze zakupy. Podziękował
jej za dzisiejszy dzień. – Dokonałaś cudu. Ona jest w dobrym humorze i nie
wydziera się na mnie. Aż się wierzyć nie chce.
- Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? Ja wiem,
dlaczego ona jest taka drażliwa i jutro ci o tym opowiem. Do widzenia.
Zamknął
za nią drzwi i wrócił do stołu.
- Jak ci minął dzień?
- Dobrze…, bardzo dobrze. Po kąpieli zjadłam
pyszne śniadanie, a potem skorzystałam z pięknego dnia i posiedziałam trochę w
ogrodzie. Było naprawdę bardzo przyjemnie.
- A co sądzisz o twojej nowej opiekunce?
- No cóż… Ma zalety i wady, ale chyba z tych
wszystkich tu zatrudnionych jest najlepsza. Świetnie gotuje i stara się być
miła, a to duży plus.
- Cieszę się, że nie jesteś wobec niej tak
bardzo krytyczna. Ona ostatnio wiele przeszła i bardzo potrzebuje tej pracy.
Postaraj się więc jej nie zniechęcać – uśmiechnął się do Pauliny. – Bardzo
lubię, kiedy masz dobry nastrój i nie wykłócasz się o drobiazgi.
Wygląda na to, że mamy pierwsze efekty działań Uli. Do Pauliny dotarło chyba co nieco z tego, co próbowała jej wytłumaczyć Ula. Marek odetchnie chociaż przez chwilę wiedząc, że jego narzeczona znajduje się w dobrych rękach i nie musząc znosić jej ataków furii.
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście, jak przewidywała RanczUla, obie kobiety choć różne zbliżą się do siebie. Może Uli uda się doprowadzić do tego, że Paulina odchodząc ( bo to zapewne nieuchronne) pozostawi po sobie żal, a nie uczucie ulgi....
Pozdrawiam cieplutko i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy...
Dagmara
UsuńPrzede wszystkim Ula musiała wytłumaczyć Paulinie kilka oczywistych rzeczy, których ona wydawała się nie rozumieć, jak np: tego, że nie jest pępkiem świata, agresywny rozwój choroby zawdzięcza, głównie sobie i nie może tym obarczać Marka. Mimo wrodzonego buntu i pogardy, chyba zrozumiała sporo z tej lekcji pokory.
Pozdrawiamy Cię cieplutko i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. :)
Hm, coś czuję, że Paulina się jakoś dogada z Ulą, nawet się zaprzyjaźnią. Chciałabym tego, bo uwielbiam widzieć łagodniejsze oblicze Febo w opowiadaniach. Bardziej ludzkie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWika
UsuńJak widać Paulina po tyradzie Uli już spokorniała i zachowuje się inaczej wobec niej i wobec Marka. Jej chrakterek będzie trudny do stępienia, ale nie niemożliwy.
Bardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ula wyłożyła kawę na ławę nie owijając w bawełnę. Ale jak widać podziałało na pannę Febo. Paulina miała chwilę na zastanowienia się i przemyślenie wszystkiego. Może wielkiej przyjaźni z tego nie będzie, ale przynajmniej Uli będzie łatwiej się pracować. A i Marek odetchnie nieco.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w czwartkowe popołudnie.
Julita
Julita
UsuńNa razie nie chodzi o przyjaźń, bo to prawie niemożliwe, ale o zwykłą przyzwoitość, szacunek, nie wywyższanie się i o trochę pokory, bo jak widać Paulina nie jest w położeniu, w którym mogłaby dyktować jakiekolwiek warunki, a jednak bezustannie to robi. To na pewno się zmieni.
Pięknie dziękujemy za wpis i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Oczywiście Ula ma sto procent racji w tym, co powiedziała Pauli, że warto poświęcić wszystkie siły na to, żeby poprawić komfort życia i sprawić, by trwało jak najdłużej. Niemniej jednak trudno mi sobie nawet wyobrazić, co może czuć osoba z biletem w jedną stronę tak jak Paulina. Może mieć już dosyć życia w cierpieniu, może być wykończona i wreszcie może być wściekła na cały świat. Ale oczywiście cieszę się, że Uli się udało przemówić Pauli do rozsądku. Ciekawa jestem tylko jak długo Paulina wytrwa w spokoju? Pozdrawiam Mira
OdpowiedzUsuńMira
UsuńPaulina właśnie takie ma w tej chwili podejście do swojej choroby, jak napisałaś. Zdaje sobie sprawę z sytuacji i uznaje, że już za późno na jakiekolwiek starania. To właśnie chce zmienić Ula, chce ją zdopingować do walki o siebie.
Bardzo dziękujemy za wizytę na blogu i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ula minęła się trochę z powołaniem. Śmiało mogłaby być pielęgniarką, terapeutką czy psychologiem Czekam na chwilę jak wyjdzie na jaw jej prawdziwe wykształcenie. Może będzie tak jak w Poszukiwany, poszukiwana.
OdpowiedzUsuń– Ula mi podpowiadała?
– A niedobrze?
– Nie, nie o to chodzi, ale skąd u ciebie takie słowa i w ogóle...
– A, pan tyle tego przynosi, tak że jak ugotuję obiad, to sobie trochę poczytam.
Paulina od czasu swojej choroby przechodzi chyba najlepsze dni. Mów się, że głodny człowiek to zły człowiek. Może coś w tym jest. Wystarczyło nakarmić ją, aby stała się milsza.
Pozdrawiam milutko.
RanczUla
UsuńNiestety nie znam tak dobrze dialogów z tego filmu więc nic nie mogę na ten temat powiedzieć. Paulina jest wulkanem wściekłości na siebie, swoją chorobę, na wszystkich, na cały świat. Jest w szoku, gdy Ula dobitnie daje jej do zrozumienia, że to głównie sobie zawdzięcza ten tragiczny stan. Szokiem jest też świadomość, że nikt nie ma obowiązku jej współczuć, ani się nią zajmować a jeśli to robi, to tylko z własnej nieprzymuszonej woli, z dobroci serca i ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Ula zasiała ziarno, które spowodowało burzę w głowie Pauliny i mnóstwo różnych emocji. Najwyraźniej jednak zaczęło kiełkować.
Serdecznie dziękujemy za komentarz. Pięknie pozdrawiamy. :)
hihihi;) Z Pauliną nie jest tak źle skoro stać ją na złośliwości. Uśmiałam się ze stwierdzenia – dobrze mamusiu;) Przesyłam ciepłe pozdrowienia;) Daga
OdpowiedzUsuńDaga
UsuńMyślę, że jest dokładnie odwrotnie, bo Paulina dyszy nienawiścią do całego świata i obarcza winą za swój stan najbliższe jej osoby. Przejawia się to właśnie różnego rodzaju złośliwościami, w robieniu których odnajduje dziwną przjemność. To tak naprawdę objaw panicznego strachu przed tym, co może się jeszcze stać. A może wiele...
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Pieniądze jednak pomagają. Marek i Paula mieszkają w dom i dzięki temu Ula może ją wyprowadzać na ogród. Może dzięki temu nabierze szybciej sił. A co by było w wieżowcu bez balkonu? Kicha! Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara
OdpowiedzUsuńKara
UsuńBez wątpienia status materialny nie jest tu bez znaczenia, bo daje wiele możliwości, któych zwykli zjadacze chleba nie mają. Ale skoro jest już ten dom z przyległościami, to należy to jak najbardziej wykorzystać.
Pięknie dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
To i tak cud, że Marek zadzwonił do Uli tak późno. Pewnie wcześniej się bał, że usłyszy, że Uli już nie ma przy Paulinie. Do następnego czwartku. Pozdrowienia. Edyta
OdpowiedzUsuńEdyta
UsuńOczywiście mogło tak być, że po powrocie do domu Marek nie zastałby już Uli, ale trzeba pamiętać o tym, że ona potrzebuje pieniędzy, żeby się jakoś utrzymać więc będzie zaciskać zęby i nie komentować głośno zachowania Pauliny, żeby jakoś wytrzymać.
Bardzo dziękujemy za odwiedziny u nas i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Marek może sobie pogratulować dobrego nosa;) Co prawda Ulę zatrudnił pewnie w chwili desperacji, ale jak widać opłaciło się. Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka
OdpowiedzUsuńJola
UsuńTa rozmowa nad Wisłą i wyartykułowanie swoich nieszczęść wydaje się kluczowe. Czy Marek miał nosa? Raczej to Ula zdecydowała się szybko i zaproponowała Markowi zajęcie się jego narzeczoną. On w porę złapał okazję, bo miał świadomość, że będzie ciężko załatwić kolejną opiekunkę z agencji, a tu dziewczyna sama składa taką propozycję nie do odrzucenia. Fart.
Bardzo dziękujemy za komentarz. Przesyłamy serdeczności. :)
Na miejscu Pauliny też by mi tchu zabrakło po takiej tyradzie, jaką zaserwowała jej Ula. Wiem, że chciała dobrze, ale obawiam się, że to tylko chwilowo uspokoiło Paulę. Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia
UsuńPaulina jest roszczeniowa z pretensjami do całego świata. Musiała usłyszeć coś tak oczywistego i dosadnego, żeby zrozumieć, że nie we wszystkim ma rację. Powoli zacznie następować wielka wolta w postrzeganiu sytuacji przez pannę Febo.
Pozdrawiamy najserdeczniej i pięknie dziękujemy za wpis. :)
Miło, że Marek rzeczywiście martwi się o stan zdrowia Pauliny. Ma dobre serce. Do szczęścia wystarczy mu brak krzyków i lepsze samopoczucie narzeczonej. Niby mówi, że nie kocha Pauli, ale coś mi się wydaje, że chyba sam nie zna swoich uczuć. Miśka pozdrawia
OdpowiedzUsuńMiśka
UsuńMarek i Paulina wychowywali się od najmłodszych lat razem. Plany snute przez rodziców o tym, że tych dwoje się pobierze nie są najszczęśliwsze i zupełnie nietrafiona, bo oni raczej funkcjonują na poziomie rodzeństwa niż narzeczeństwa. Przez te wszystkie lata przywykli do siebie, dobrze się znają i być może, że kochają, ale jako przyrodnie rodzeństwo. Tej miłości nie można pomylić z tą prawdziwą, romantyczną.
Pozdrawiamy pięknie i bardzo dziękujemy, że zajrzałaś. :)
O mamo! Czyżby Ula chciała powiedzieć, że jak Paulina się choć trochę nie zmieni, to Marek odda ją do hospicjum? On naprawdę ma taki zamiar? Do następnego. Pozdrawiam;) AB
OdpowiedzUsuńAB
UsuńNie, nie o to chodzi. Ula jedynie próbowała Paulinie uświadomić, że hospicjum mogłoby być dla niej alternatywą, bo Marek jest już wyczerpany psychicznie jej ciągłymi wybuchami złości i pretensji i tak naprawdę nie ma obowiązku się nią zajmować. Jeśli to robi, to wyłącznie dlatego, że jest po prostu dobrym, współczującym człowiekiem.
Pozdrawiamy cieplutko i bardzo dziękujemy za komentarz. )
Taka prawda, że jak niby ma zaszkodzić Paulinie jedna filiżanka kawy? Czemu ma sobie odmawiać nawet takich małych przyjemności? Gdyby to były hektolitry, to co innego, a tak, to przynajmniej spojrzała trochę lepszym wzrokiem na Ulę. Z chęcią przeczytam kolejny odcinek. Pozdrawiam;) Iza
OdpowiedzUsuńIza
UsuńTeż uważam, że człowiekowi, który jest naznaczony potencjalnie śmiertelną chorobą, niewiele może już zaszkodzić. Filiżanka kawy, jedzenie, które lubi, czy nawet jeden papieros, niewiele zmienią i na pewno w żaden sposób nie przyspieszą choroby, więc dlaczego sobie odmawiać?
Pięknie dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Przesyłamy serdeczności. :)
Aż się zdziwiłam, że Paulina nie wzięła odwetu na Uli za to, co o niej powiedziała. Najpierw myślałam, że obleje ją kawą albo ją czymś walnie. A tutaj taka niespodzianka. Myślę jednak, że choroba, chorobą, ale ona chyba nie przytępiła jej charakteru z piekła rodem? Obawiam się, że ona im jeszcze pokaże? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina
OdpowiedzUsuńNina
UsuńW tej tyradzie Uli było wiele prawdy i chyba to zaskoczyło Paulinę na tyle, że nie zareagowała z właściwym sobie temperamentem. Po prostu ją zatkało i pewnie dało powód do przemyśleń. Nie oblała jej kawą ani też niczym nie walnęła, ale gazety porozrzucała.
Dziękujemy bardzo za wpis i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Mnie najbardziej zdziwiła pochwała Uli płynąca z ust Pauliny?! To cud, czy przemyślana gra Pauliny? Gorąco pozdrawiam Teresa
OdpowiedzUsuńTeresa
UsuńMimo wcześniejszych zgrzytów monolog Uli dał Paulinie do myślenia. To nie żadna gra z jej strony, ale chyba pierwsze opamiętanie i pierwsze wnioski dotyczące własnego postępowania.
Cieszymy się, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Ula jak zwykle, jak się za coś wzięła, to na całego. Nie ma nic po łebkach. Zaczęła od pysznego i zdrowego jedzenia. Dobry pomysł. Paulina musi mieć mnóstwo siły na walkę z tym paskudztwem. Żeby tylko chciała jeść i pić wszystko, co jej Ula zaserwuje, to powinno być coraz lepiej z jej wynikami i powinna mieć więcej siły. Trzymam kciuki za jej zdrowie. Serdecznie pozdrawiam Regina
OdpowiedzUsuńRegina
UsuńUla, to jednak Ula. Nic nie zostawia przypadkowi i rzetelnie wykonuje swoje obowiązki. Dzięki temu, że ma jakiś zasób wiedzy na temat zdrowego odżywiania się, jak przypuszczam i większość z nas, może serwować chorej Paulinie prawdziwe bomby witaminowe. Czy to przyniesie pozytywny skutek, wkrótce się okaże.
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za wpis. :)
Paulina obserwuje Ulę, a Ula Paulinę. Ciekawa jestem co takiego dostrzegła Ula i co chce Markowi powiedzieć o Paulinie? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam;) Ada
OdpowiedzUsuńAda
UsuńRozmowa z Pauliną i właśnie możliwośc obserwacji chorej, dała Uli pewność, że jest jeden podstawowy aspekt, który odgrywa najważniejszą rolę w zachowaniu panny Febo. To niemal pewnik, o którym Marek dowie się w następnej części i moi czytelnicy też.
Pozdrawiamy najserdeczniej i bardzo dziękujemy za komentarz. :)
Buraki, brrr! Wiem co mówię. Miałam silną anemię i musiałam się z nimi zaprzyjaźnić. Nic z tego nie wyszło, bo po kuracji nie mogę na nie patrzeć. Jedna szklanka OK, ale jak człowiek wie, że musi to pić ciągle, to każdy łyk rośnie w gardle. Współczuję Paulinie, bo będzie miała ciężko. Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńBuraki są zdrowe i pyszne. W dodatku można je przyrządzać na kilka sposobów. Oczywiście taka dieta może być uciążliwa dla chorego, ale jeśli ktoś za wszelką cenę chce poprawić swoje zdrowie, to będzie pił te soki buraczane mimo obrzydzenia.
UsuńBardzo dziękujemy za komentarz i najserdeczniej pozdrawiamy. :)
Jak oni pięknie się do siebie zwracają;) Gdybym to widziała, to myślałabym, że oni się bardzo kochają i bardzo o siebie dbają. Jak to więc jest? Marek naprawdę jej nie kocha? Czy tylko tak mówi, bo jest wykończony i przestraszony? Do następnego czwartku. Pozdrawiam;) Ola
OdpowiedzUsuńOla
UsuńOni przede wszystkim się szanują, a właściwie do tej pory można było tak powiedzieć o Marku. Miłości między nimi nie ma, ale jest przyzwyczajenie, wiele wspólnych lat, w tym dziecinnych i w jakimś sensie przywiązanie. To naprawdę dużo a jednocześnie za mało, by mówić o wielkiej miłości.
Bardzo dziękujemy, że zajrzałaś i skomentowałaś. Najserdeczniej pozdrawiamy. :)