21 czerwiec 2014 |
ROZDZIAŁ 3
Stali wokół kamiennego kręgu, w środku którego płonęło ognisko. Każdy z gości trzymał w ręku długi patyk zakończony sporą kiełbasą. Sebastian popatrzył na zamyśloną twarz przyjaciela. - O czym tak rozmyślasz Marek? Ciągle nie mogę się nadziwić jaki z ciebie szczęściarz. Znalazłeś swoją królewnę. Muszę ci przyznać rację, bo jest naprawdę piękna. Aż oczy rwie. Pozazdrościłem ci chłopie. - Na razie nie masz czego zazdrościć. Poprosiłem ją, żeby zgodziła się widywać ze mną, Zgodziła się i to jedyne moje zwycięstwo. Oczywiście cieszę się, że dane mi było spotkać ją ponownie, ale czy coś z tego wyjdzie, to czas pokaże. Ja bardzo bym chciał, ale tak naprawdę, zależy to wyłącznie od niej. – Olszański poklepał go po ramieniu. - Będzie dobrze przyjacielu, będzie dobrze… W zasięgu jego wzroku ukazała się Ula. Niosła ogromne tace na mięsiwo usmażone na grillu. Odłożył swoją kiełbaskę na talerz i podszedł do niej. - Pozwól Ula, że ci pomogę. Nie wypada, żeby kobieta dźwigała takie ciężary. Spójrz ile Maciek tego napiekł. Do rana nie damy rady wszystkiego zjeść. – Maciek uśmiechnął się pod nosem. - To zjecie na śniadanie. Na pewno się nie zmarnuje. Nie będę skromny i powiem, że jest pyszne. Na pewno nigdy nie jedliście tak dobrego karczku, a boczek jest jak poezja. Kiedy położyli ostatnie tace na stół Ula powiedziała Markowi, że musi już jechać. Zrobiło mu się smutno. - Nie możesz zostać jeszcze trochę? - Niestety nie. Mam trochę zajęć w domu i im też powinnam poświęcić nieco czasu. Przyjadę tu jutro rano. Trzeba pomóc Ani w szykowaniu śniadania a potem obiadu. Będzie mnie potrzebować. Dobranoc Marek i miłej zabawy. Pójdę pożegnać się jeszcze z Szymczykami. - Zaczekam na ciebie i odprowadzę do samochodu. Stał jeszcze przez chwilę wraz z nią przy jej terenówce. - Jesteś niezwykłą osobą Ula i bardzo się cieszę, że zgodziłaś się na spotkania ze mną. Wiem od Ani, że bywasz mocno zajęta w ciągu tygodnia, ale liczę na to, że soboty i niedziele masz luźniejsze. - Tak naprawdę to nigdy nie ma luzu Marek, ale ja nie jestem w tym sama. Pewnie wiesz, że zarządzam wraz z Maćkiem małym kombinatem, jeśli mogę to tak określić, ale mamy też pracowników, na których zawsze możemy polegać. Jeśli zajdzie taka potrzeba zastąpią mnie. Odetchnął. - To wspaniale. Mogę więc mieć nadzieję na randkę w następną sobotę? Przyjechałbym po ciebie, a potem odwiózł. - Może być. Jutro jeszcze dogramy szczegóły, dobrze? Teraz już naprawdę muszę wracać. Pochylił się i musnął ustami jej policzek. - Jedź ostrożnie. Dobranoc. Jechała ostrożnie. Nie miała daleko, zaledwie półtora kilometra. Nie przypuszczała, że spotka tutaj Marka Dobrzańskiego i że wyniknie z tego spotkania coś, co jeszcze dzisiaj rano uważała za niemożliwe. Nie sądziła, że znajdzie w nim kandydata na potencjalnego chłopaka. Od czasu Bartka nie spotykała się z nikim. To już prawie sześć lat jak wyjechał z kraju. Gdyby miała wtedy więcej rozsądku i nie była aż tak bardzo nim zaślepiona, już znacznie wcześniej pozbyłaby się go ze swojego życia. Człowiek uczy się na błędach, a ona odebrała tę naukę bardzo boleśnie. Na szczęście ten okres ma już poza sobą. Może z tym Markiem wyjdzie coś dobrego? Już wtedy w Warszawie zrobił na niej pozytywne wrażenie. Jako jedyny rzucił się za tym złodziejem, odzyskał jej torebkę i wezwał policję. Chciał odwieźć ją na pogotowie. Zatroszczył się o nią. Nie mógł być draniem i złym człowiekiem skoro tak zareagował. Spodobał jej się jego czyn i on sam. Miał miłą powierzchowność i ładną twarz. Ciepłe, duże, dominujące w niej oczy i szczery uśmiech. Sprawiał sympatyczne wrażenie i budził zaufanie. Może wreszcie i ona trafiła na swoją drugą połówkę? Może to właśnie przy nim jest jej miejsce? Potrząsnęła głową. Nie, lepiej nie zakładać z góry takich rzeczy. Co ma być to będzie, a ona jest teraz dużo ostrożniejsza niż wcześniej i zanim zrobi coś szalonego, na pewno przemyśli to dziesięć razy. Położyli się dopiero o trzeciej nad ranem. Ten pomysł Anki, żeby spotkać się po latach był strzałem w dziesiątkę. Nie mogli się nagadać. Niektóre dziewczyny powychodziły za mąż podobnie jak niektórzy chłopcy, o ile w ogóle było można tak nazwać to dorosłe towarzystwo. Mile było powspominać studenckie lata, wspólne wyjazdy i nerwówkę przed egzaminami. Namioty, które przygotowała Ania okazały się wojskowymi pałatkami mieszczącymi po sześć polowych łóżek. Na każdym z nich leżał rozłożony ciepły śpiwór. Zapakowali się w nie i niemal natychmiast zasnęli. O dziesiątej rano Maciek zrobił im pobudkę. Poinstruował, że w domu są cztery łazienki, w których mogą wziąć prysznic i przygotowane dla nich ręczniki. Skwapliwie z tego skorzystali. Dzień zapowiadał się równie piękny jak poprzedni. Obsiedli drewniane stoły czekając na śniadanie. Po chwili ukazała się Anka z Maćkiem niosąc pełne dzbanki herbaty i kawy. Za nimi szła Ula dzierżąc w obu rękach tace z gotowymi kanapkami. Marek podniósł się i odebrał je od niej. - Witaj Ula – uśmiechnął się do niej wdzięcznie. - Może trzeba wam pomóc? – Spytał. Odpowiedziała z uśmiechem - Dzień dobry. Pomoc chętnie widziana, bo jeszcze sporo jest do przyniesienia. - Dziewczyny – zwrócił się do koleżanek – ruszcie się. Trzeba pomóc gospodarzom. – Podniosło się ich kilka i wraz z Markiem, Sebastianem, i Ulą ruszyły do kuchni. - Proszę bardzo – Ula wskazała im stół. – Talerzyki, sztućce i kubki. Ty Sebastian weź jajka faszerowane, a Marek gorące parówki. Ja zabiorę keczup, musztardę i chrzan, gdyby ktoś miał ochotę. Kiedy już wszyscy zasiedli przy stole Ania uśmiechnęła się szeroko. - Jak wam minęła noc kochani? Było wam wygodnie? - Było bardzo wygodnie! – Zaczęli się przekrzykiwać. - Miło mi to słyszeć. Mam propozycję. Jeżeli jesteście zadowoleni, możemy spotykać się tutaj każdego roku o tej samej porze. Może i tych wyjechanych uda mi się ściągnąć następnym razem. Wczoraj nie było ku temu okazji, ale dzisiaj muszę nadrobić to niedopatrzenie i przedstawić wam osobę, dzięki której możemy jeść te wszystkie pyszności. To nasza przyjaciółka Ula Cieplak. Jest nieoceniona. Ula wstała zarumieniona i ukłoniła się wszystkim. - Bardzo się cieszę, że państwu smakowało. Na zakończenie śniadania proponuję jabłecznik własnego wypieku. Podobno też jest niezły. Późnym popołudniem zaczęli się rozjeżdżać obiecując sobie, że w przyszłym roku wrócą tutaj. Powymieniali się adresami i numerami telefonów, żeby już od teraz mieć ze sobą stały kontakt. Marek i Sebastian opuszczali gościnny dom Szymczyków jako ostatni. Uściskali Anię, podziękowali Maćkowi. Marek jeszcze chwilę rozmawiał z Ulą. - Będę dzwonił Ula w ciągu tygodnia i pewnie nie będę się mógł doczekać tej soboty. Dziękuję ci za te wspaniałe dwa dni. Do widzenia. Jeszcze szybki całus w jej policzek i już ruszał w kierunku Warszawy. Nie odrywał wzroku od przedniej szyby i uśmiechał się do swoich myśli. Sebastian spojrzał na niego z ukosa. - Twoja mina świadczy o tym, że jesteś zadowolony z tego spotkania. - Jestem bardzo zadowolony Seba z obu spotkań. Miło było ich widzieć po tylu latach. Nie spodziewałem się też, że będę miał aż tyle szczęścia i spotkam tu Ulę. Dziękuję ci przyjacielu, że wyciągnąłeś mnie na tę imprezę. Było wspaniale. Najwspanialsze jednak jest to, że Ula zgodziła się ze mną spotykać. Ciągnie mnie do niej i bardzo chcę ją bliżej poznać. Wieczorem, kiedy kładł się już do łóżka, wybrał jeszcze jej numer. Z przyjemnością usłyszał jej łagodny, ciepły głos. - Cześć Marek. Dojechaliście szczęśliwie? - Dojechaliśmy Ula. Ja jestem już w łóżku, ale musiałem zadzwonić, żeby upewnić się, czy i ty dotarłaś do domu. - Dotarłam, ale nie kładę się jeszcze. Mam trochę roboty. - Podziwiam cię. Wydajesz się niezmordowana. Nie powinnaś tak ciężko pracować. - Jestem do tego przyzwyczajona. Żyję tak od lat i już chyba nie potrafię inaczej. - Słodkich snów Ula. Niecierpliwie wyglądam soboty. Zadzwonię jeszcze i to niejeden raz. Lubię słuchać twojego głosu. Gdyby teraz miał możliwość ją zobaczyć ujrzałby jej twarz całą w pąsach. - Dobranoc Marek – powiedziała i rozłączyła się. Jakoś miło zrobiło jej się na sercu po tym telefonie. Może dzięki Markowi i ona wreszcie zacznie żyć jak normalna kobieta w jej wieku? Do tej pory praca pochłaniała ją całkowicie i niewiele miała czasu na przyjemności. Od porzucenia przez Bartka unikała mężczyzn. Adorowali ją wprawdzie, ale żaden nie przypadł jej do gustu, bo w każdym doszukiwała się negatywnych cech byłego chłopaka. Kiedy mieszkali jeszcze w starym domu, częstym jego gościem bywała matka Bartka, Janina Dąbrowska. Była jak wrzód na tyłku. Namolna, bezczelna i z ambitnymi planami uczynienia Józefa Cieplaka swoim piątym mężem, a jej synową. Józef oganiał się od niej jak od natrętnej muchy. Teraz mieli spokój, bo nowy dom położony był dość daleko od domu Dąbrowskiej, a ona sama nie znajdowała już siły, żeby przejść pieszo prawie dwa kilometry. Marek wydał się Uli inny. Wydał się szczery i to ujęło ją w nim najbardziej. Żar, który dojrzała w jego oczach tylko umocnił ją w przekonaniu, że spodobała mu się. On jej również, ale czy z tej mąki będzie chleb, czas pokaże. W poniedziałkowy poranek wyszła przed dom i uśmiechnęła się. Sierpień nie skąpił im dobrej pogody. Dzięki niej na polach przyległych do szklarni dojrzewała dorodna kapusta, ziemniaki i inne warzywa. Drzewa w sadzie były ciężkie od ogromnej ilości jabłek, śliwek i gruszek. – Będą dobre zbiory – pomyślała. Brukselka też obrodziła, ale do jej zbioru miała jeszcze trochę czasu. Najlepiej było ją zbierać późną jesienią i tego konsekwentnie się trzymała. Na podwórku pojawił się Jasiek, jej brat. Był studentem pierwszego roku ekonomii, ale zajęcia zaczynał dopiero w październiku. Teraz pomagał w tym wielkim gospodarstwie. - Co Ulka, bierzemy Asa? – Tak żartobliwie nazywał wózek terenowy firmy Ausa. - Bierzemy. Najpierw do biura. Muszę sprawdzić co z cateringiem na dzisiaj. Potem do szklarni. W biurze natknęła się na Szymczyków. Przywitała się i spytała: - Jakie macie na dzisiaj plany? Ja muszę rozeznać dzisiejsze dostawy. - Ja ci pomogę. Rodzice poszli uwolnić kury i dać im ziarna, a Maciek idzie do szklarni. - Przyszło trochę zamówień na pomidory i paprykę. Wezmę dwóch ludzi, a potem pojadę do Warszawy. Chyba, że ty Jasiek też chcesz jechać? - Mogę jechać. Nie ma sprawy. Chodźmy w takim razie. Zostały same. Przeszły na zaplecze, w którym uwijało się pięć kobiet szykujących kanapki i sałatki. - Jak idzie dziewczyny? – Jak na komendę podniosły głowy odziane w białe czepki. - Już kończymy. Franek zatankował i czeka na parkingu. - Świetnie się spisałyście. Opakowań wystarczy? - Wystarczy. Jest aż nadto. - W takim razie zostawiamy was. Pójdziemy jeszcze do masarni. Mieli przywieźć kilka ubitych świniaków. Wyszły na zewnątrz. Jednak Ania nie byłaby sobą, gdyby nie spytała. - Jak ci się podoba Marek? Przystojniak, prawda? - Bardzo mi się podoba. Umówiłam się z nim na tę sobotę. Ty znasz go lepiej to opowiedz mi o nim. - On i Olszański to była nierozłączna para przyjaciół przez całe studia i jak widać nadal tak jest. Nadawali na tych samych falach i obaj zawsze mieli zwariowane pomysły. Byli bardzo lubiani na roku szczególnie przez tę żeńską część. Obaj przystojni z wesołymi iskierkami w oczach rwali spojrzenia dziewczyn. Marek szczególnie. Moim koleżankom na widok tych słodkich dołeczków w jego policzkach miękły kolana. Nie mógł się opędzić od bab i trzeba przyznać, że pasowało mu to. Olszańskiemu także. Wiele z nich wykorzystali i porzucali bez skrupułów. Czasami to były prawdziwe dramaty, ale oni byli młodzi i korzystali z tej młodości i beztroski. Chyba na czwartym lub na piątym roku gruchnęła wieść, że Marek ma stałą dziewczynę. Nie była to żadna z nas. Ona była półkrwi Włoszką. Jak się okazało jego rodzice byli wspólnikami jej rodziców. Prowadzili firmę odzieżową. Jednak zdarzył się wypadek, w którym wspólnicy Dobrzańskich zginęli, a oni sami zaopiekowali się ich dziećmi. Mówię „dziećmi”, bo ta dziewczyna miała jeszcze starszego brata. Rodzice Marka zaplanowali im wspólne życie. Wmówili mu, że ona jest mu pisana i zostanie jego żoną. Potem dochodziły już do mnie tylko jakieś strzępy informacji o nim. Ponoć zamieszkali razem, ale on chyba nie był z nią szczęśliwy. Do ślubu jednak nie doszło, a wczoraj powiedział mi, że już dawno z nią zerwał, choć byli ze sobą blisko pięć lat i byli zaręczeni. Teraz jest wolny i nie ma nikogo. Aż mnie to dziwi, bo zawsze pociągały go piękne kobiety i zawsze koło niego kręciło się ich mnóstwo. Może się już wyszalał i uspokoił? Może pragnie wreszcie jakiejś stabilizacji? Niedługo trzydziestka na karku, a Olszański mówi, że nadal są singlami i nadal szukają tej jednej, jedynej. Może to właśnie ty jesteś Markowi pisana, kto wie? |
lectrice (gość) 2014.06.21 10:48 |
1. - Na razie nie masz czego zazdrościć. Poprosiłem ją, żeby zgodziła się widywać ze mną i to jedyne moje zwycięstwo. Zwyciestwem nie jest to, ze on poprosil ale to, ze ona sie zgodzila , wiec proponuje : - Na razie nie masz czego zazdrościć. Poprosiłem ją, żeby zgodziła się widywać ze mną, ZGODZILA SIE i to jedyne moje zwycięstwo. 2. Ja bardzo bym chciał, ale tak naprawdę w dużej mierze zależy to wyłącznie od niej. "W duzej mierze i wylacznie od niej "- troche mi sie to przeciwstawia. Bo "w duzej mierze" to nie "wylacznie". Ja bym wyrzucila jedno z dwu : Ja bardzo bym chciał, ale tak naprawdę, zależy to wyłącznie od niej. albo Ja bardzo bym chciał, ale tak naprawdę w dużej mierze zależy tood niej. "Odłożył swoją kiełbaskę na talerz i podszedł do niej." - w tym zdaniu nie ma bledu ale kojarzy mi sie ono ze smieszna sytuacja. Kiedys bylam w restauracji ze znajomymi i zobaczylismy wspolnego kolege siedzacego niopodal. Jadl kielbase i jakby nas nie widzial. Powiedzialam wiec bardzo rezolutnie "Moglby wziac te swoja kielbase i dolaczyc do nas" - cale towarzystwo umarlo ze smiechu ! Oni umowili sie na sobote, przeciez jest sobota ! To na co czekamy ! Twoje opisy kapusty, brukselki i innych pol przywodza mi na mysl lektury szkolne - tam tez byly opisy wsi polskiej. Naturalnie byly nudne ale Ciebie porownuje do uznanych autorow... Jak byczki znalezione nie odpowiadaja to w ryja i do kata, trudno ! |
MalgorzataSz1 2014.06.21 11:00 |
Lectrice Błędy poprawione zgodnie z sugestią. Z tą kiełbaską rzeczywiście zabrzmiało trochę dwuznacznie, ale nie będę tego zmieniać. Natomiast jeśli chodzi o opisy pól rodzących warzywa i inne paści, to myślę, że nie powinno ich tu zabraknąć. W końcu część tej opowieści toczy się właśnie w wiejskim klimacie. Ja sama nie mam żadnych doświadczeń odnośnie wszelakich upraw, ale od czego wujek Google. Bardzo dziękuję za korektę i komentarz. Miłego dnia Lectrice/ :) |
Elkanum (gość) 2014.06.21 11:49 |
Myślałam, że będę pierwsza, ale ubiegła mnie Letrice. No nieźle, ale co z ta randką? :) Marek jest szczęśliwy, bo wreszcie spotkał kogoś z kim chciałby spędzić resztę życia. Ula jest zauroczona Markiem, ale wciąż się waha. Boi się, że z Markiem będzie tak jak z poprzednim chłopakiem. Mam nadzieję, że ta randka ostatecznie przekona ją do Marka... Pozdrawiam cię gorąco i zapraszam na kolejny rozdział. |
MalgorzataSz1 2014.06.21 12:25 |
Elkanum Bez obaw. Randka też będzie. Będzie jeszcze wiele randek. Ula w końcu zaufa Markowi tym bardziej, że on opowie jej o swoim dawnym życiu i nie będzie przed nią niczego ukrywał. W końcu obiecał jej, że będzie szczery, prawda? Ty też nie próżnujesz. Dopiero komentowałam rozdział a tu już następny. Super. Dziękuję za wpis i pozdrawiam najserdeczniej :) |
bewunia68 (gość) 2014.06.21 16:04 |
To Dąbrowska miała aż 4 mężów? Myślałam,że 3. A
poważnie to Marek rzeczywiście zrobił na Uli wrażenie tą akcja ratunkową
przed teatrem. Bardziej niż wyglądem. Powoli rozwijasz akcję. Pa !!! |
MalgorzataSz1 2014.06.21 16:20 |
Bewuniu Chyba z tymi mężami to przesadziłam, ale trzech miała na pewno. Chciałam trochę bardziej podkreślić intencje Dąbrowskiej w stosunku do Józefa, który nawet w serialu sprawiał wrażenie mocno nieszczęśliwego z powodu jej wizyt. Jodłowska sprawdziła się w tej roli idealnie. Przerysowała tę postać nadając jej cechy bezczelnej przekupy nie pozbawionej tupetu i nachalności. A Marek? No cóż... Zachował się jak rycerz walczący ze smokiem goniąc złodziejaszka i odzyskując torebkę Uli. Myślę, że takie szlachetne i pełne poświęcenia zachowanie zaimponowałoby każdej kobiecie. Dzięki za komentarz. Miłego weekendu. :) |
marit (gość) 2014.06.21 17:21 |
O czym Ty Gosiek mówisz,o szarmanckim
zachowaniu, o odzysku wyrwanej torebki w tych czasach, o kulturze..
Rwie łup i daje dyla, gdzie pieprz rośnie.Marek wychowany w innej
epoce,stąd reakcja taka ,nie inna. Coś mi się wydaje,że będą problemy z zołza Pakinka,gdy zobaczy Marka i Ulę w lokalu.O Febo za wiele nie było mowy, ale jak to bywa,sielance towarzyszą zazdrosne wiedźmy.Ula zapewne jest dobrze wychowaną damą i nie nie umknie jej riposta. Ciekawe czy zatrudnisz do pomocy Marka w tym imperium. No cóż,trzeba wszystkiego doświadczać i uczyć się. |
MalgorzataSz1 2014.06.21 18:02 |
Marit W tym opowiadaniu Pauliny będzie naprawdę niewiele. Właściwie tyle, co nic. To nie na niej tym razem się skupiam. A na czym, wkrótce się dowiecie. Tytuł to "Bożyszcze kobiet" i wyraźnie wskazuje, jakie będą to kobiety. Wystarczy spojrzeć na pierwsze zdjęcie pierwszego rozdziału. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.06.21 18:12 |
Obsiada go napalone dziumdzie ? Ale ty przewidzialac dac mu troche rozumu w pakiecie boatera ? Tzn, chce powiedziec, ze oprocz stereotypowego meskiego rozumu, posiada jeszcze ten uniwersalny, moze szaro-komorkowy ale jednak ! |
MalgorzataSz1 2014.06.21 18:29 |
Lectrice Pamiętajmy, że on się jednak trochę zmienił i o tym właśnie przeczytacie w następnych rozdziałach, ale zanim o tym, to wcześniej przecież randka z Ulą. Marek nie jest głupi i do pewnych słusznych wniosków już doszedł. |
lectrice (gość) 2014.06.21 18:57 |
Uuuuuuuuuuuuuffffffffff ! |
MalgorzataSz1 2014.06.21 19:00 |
Lectrice Widzę , że spadł kamień z nerki? |
marit (gość) 2014.06.21 20:32 |
Czy na pewno nie ulegnie jednej z nich? Zna
warunki Uli i wie ile traci,jak bardzo skrzywdziłby ją ponownie. No
cóż,kobiety są podstępne i wyrafinowane. Skoro bożyszcze kobiet chce zaszaleć,ciekawe w którym miejscu popełni błąd. Randka niebawem,bo już we wtorek. Zapowiadasz nie złą zabawę Gosiu,oj broisz w Marka mózgu. |
MalgorzataSz1 2014.06.21 20:41 |
Marit Zadajesz takie pytania, na które nie mogę udzielić odpowiedzi. Na razie nic nie mogę powiedzieć na temat, czy zdradzi ją, czy nie. On jednak się zaangażował i Ula bardzo mu się podoba. Obiecał jej szczerość. Czy wobec takiej deklaracji i tego, co do niej czuje mógłby ją zdradzić? No cóż... Jego dawne ciągoty mogą wziąć górę nad rozsądkiem. |
jute (gość) 2014.06.21 22:38 |
Małgosiu, przeczytałam, ale komentarz jutro. Jestem padnięta. Miałam jakis przemarsz wojsk czy coś. Nie mam siły ani ochoty myśleć.Zmyję tylko tapetę z facjaty i pod kordełkę . Do jutra. |
MalgorzataSz1 2014.06.21 22:52 |
Jute A gdzieś Ty chodziła przez cały dzień? Grzyby zbierasz, czy co, że tak Cię przeciorało? Oczywiście zaczekam do jutra. Wypocznij i wyśpij się do porządku. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.06.22 00:27 |
Kamien spadl, poturlal sie i zniknal gdzies pod stolem, potem go ryczacy glodomor zalatwi (odkurzacz znaczy). Te dwie baby powyzej, ta no, jak jej tam , Marit i ta druga, ta po rewolucyjnych przejsciach, cala w tapecie - juz wiem Jute ! Jezu jak te dwie kobity Ci marudza - bez przerwy chca ciag dalszy i bawia sie w taka glupia gre (chyba zgaduj-zgadula), i dawaj , i co bedzie dalej, a moze tak, a moze inaczej, a moze siak... A Ty to masz do nich anielska cierpliwosc ! A ta druga to sie w tapete ubiera, jakas dziwaczka, moze i kaczka, nie wiadomo ! Ty to lepiej badz ostrozna bo przez ten Internet to rozne egzemplarze mmoga sie z Toba kontaktowac np. pietruszka - z tą jest gorzej, blada, chuda, spać nie może i dlatego po nocach marudzi... Marit - ona ma chody w lesie u Króla Borowika Prawdziwego co to szedł lasem Postukując swym jedynym obcasem, A ze złości brunatny był cały, Bo go muchy okrutnie kąsały. I Marit tez pewnie pokasaly dlatego tak nadaje nieskladnie, trudno jak sie z nie tym krolem zadaje ! Nie moze sobie przystojnego Filipa z konopi poszukac ? A Jute to na Manhatan na piechote chodzi, z tej swojej gorskiej wsi ! To jest jak nic zwykla SAMOCHWALA ! Wiesz, taka co to nawija, ze niby "Moja buzia tryska zdrowiem ( to po kija jej ta tapeta ???? - klamczucha jedna ), Jak coś powiem, to już powiem (marudzi i tyle ), Znakomicie muchy łapię ( a fuj), Jestem mądra, jestem zgrabna, Wiotka, słodka i powadna (chce, zeby jej zazdroscic !) Ty nie masz ochoty czasem napisac "Nie pieprz Pietrze.... No ! Nie to co Ja , ja jestem przewidywalna .... koncoweczke ... ? |
MalgorzataSz1 2014.06.22 10:27 |
Lectrice Ty to się nie czepiaj tych dwóch, że marudzą, bo samej Ci się zdarza, a ja mam wrażenie, że mam tu wspaniałą trójcę do marudzenia. Możecie marudzić ile wlezie i ćwiczyć moją cierpliwość. A o tej końcóweczce to czytam bodaj już trzeci raz w komentarzach pod tym opowiadaniem. Wychodzi, że raz na rozdział. Wynika z tego, że przeczytam jeszcze sześć razy, bo ten siódmy będzie końcóweczką właśnie. Udanej niedzieli Lectrice. :) |
lectrice (gość) 2014.06.22 11:27 |
Widze, ze prowadzisz statystyke, jak na osobe kochajaca cyferki przystalo.... Bo ja chcialam na nie naskarzyc, zeby Ci czujnosc uspic, no i zebys bezwiednie na te nienazwana sie zgodzila. Widze, ze znow wszystko na nic.... Mysle, ze nieswieta trojca jeszcze troche pomarudzi... A wiesz,ze.... Jute okien nie umyła, Marit grzyba rozwalila, Gocha czesci nie wstawila, Nienazwana sie nie pojawila choc ... Lectrice byla bardzo mila, A któż się mnie o to pyta? Nikt. Ja jestem ... Na tym definitywny niedzielny koniec, milego slonecznego dnia. |
MalgorzataSz1 2014.06.22 12:06 |
I wzajemnie Lectrice. Rusz się w teren i odspawaj od komputera. To wyjdzie Ci tylko na zdrowie. Słonecznej niedzieli. :) |
jute (gość) 2014.06.22 12:36 |
Witaj Małgosiu. Akcja się rozkręca ,widzę,że
markowe" słodkie dołeczki" będą pracowały na powodzenie
właściciela.Marek jakiś taki nieśmiały a może onieśmielony?Rozumiem,że
za "dołeczkami" będą ganiać stada różnych harpii podejrzanego
autoramentu a Ulka może nie mieć ochoty na bycie tarczą czy
obroną.Jestem ciekawa ich pierwszej randki,co też Marek wymyśli.. Wczoraj miałam gości ,przejezdnych (jadą w stronę granicy albo wracają )Miałam kwadrans,żeby to coś na mojej głowie co wyglądało jak krowi placek, mogło uchodzić za włosy, umyć się (wyrywałam coś zielonego ,co powyrastało między płytkami na ścieżce)Całe szczęście,że miałam zakiszone ogórasy i świeżo wytopioną słoninę do tego grzybki i paprykę z ubiegłego sezonu, odmroziłam pasztet,a ciasto mam zawsze. Nie było tragicznie, ale nie lubię takich sytuacji.Lubię gości,słowo,ale wolę jak zadzwonią trochę wcześniej.A wracając do marka i Uli.Marek startuje tutaj z czystym kontem, to pewnie je sobie troszkę upaćka ? Pozdrawiam. |
jute (gość) 2014.06.22 12:45 |
Lectrice młódko! czekaj ,czekaj tez dopadną Cię zmarszczki! Nie zawsze je mam (tylko wtedy jak patrze w lustro i mam okulary)Za gruba tez jestem tylko wtedy, gdy się przeglądam w dużym lustrze. Staram się tego nie robić ,ale czasem trzeba. Nie martw się mała wszystko przed Tobą.Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2014.06.22 12:49 |
Jute Pierwsza randka nie będzie niczym oryginalnym. Ważniejsze od miejsca jest to, co opowiedzą sobie wzajemnie. Jak szczerość to szczerość. Dołeczki rzecz jasna zawsze się sprawdzają i robią na kobietach piorunujące wrażenie, szczególnie jeśli są poparte szerokim, zniewalającym uśmiechem. One też odegrają w tym opowiadaniu pewną rolę, ale to później. Też nie lubię być zaskakiwana przez niespodziewanych gości, którzy stawiają mnie przed faktem dokonanym i zwalają się na głowę nie uprzedzając o tym. Chyba nie ma nic gorszego, szczególnie wtedy, gdy człowiek jest kompletnie nieprzygotowany. Ty przynajmniej miałaś ich czym poczęstować. Ja w takich sytuacjach ograniczam się do podania kawy, czy herbaty. Sami są sobie winni, bo nie zawsze człowiek ma zapasy dla pułku wojska. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.06.22 18:21 |
Jutr Glowe bym dala, ze cos napisalam aby zlagodzic twe, tzn jutowe zlosci, chyba mi sie cos pomylilo, a moze ktos zjadl ten komentarz... Ja juz dawno doszlam do wniosku, ze okulary to TYLKO do czytania, bez okularow czlowiek wyglada o niebo lepiej, szczegolnie gdy ma zly wzrok, mi sie psuje wiec jak na siebie patrze (bz pingli) to jestem coraz bardziej zadowolona... Co do lusterek to w gre wchodza tylko male modele, kieszonkowe i w puderniczce, takie, w ktore najcienszy chudzielec nie wejdzie! Inne sa do unikania. Pozostaje jeszcze problem wystaw sklepowych... powinni wydac ustawe o szkodliwosci wystaw na morale puszystej czesci spoleczensta i zakazac, zaslonic... wybic... i przede wszystkim zamknac te zlosliwa malpe, ktora mnie przesladuje i wlazi w kazda wystawe na ktora spojrze ! Psychopatka ! A co do gosci niespodziewanych to ja sie tak zastanawiam - czy ty mieszkasz przy duzej arterii przelotowej ? Bo oni z/do granicy przez twoja spokojna gorska miescinke, moze im sie zwyczajnie siku chcialo albo glodni byli i dlatego zboczyli z drogi bo ty w konforcie mieszkasz (kibel masz) i z glodu nie przymierasz (wiem, bo inaczej bys na te lustra XXL ne narzekala). Ty i tak jestes dobra, ze ten przyodziewek z tapety tak szybko odziewasz (a co to jest, sukienka w kwiatki)? Malgosiu, ja nie moge sie od kompa odspawac bo wypisuje cenzurki, tu one maja nascie stron, kazde zbuczecie ma 51 ocen, zbuczec ponad 20 i do tego komentarz taki coby nie urazic rodzicow, a jednak prawde powiedziec i do tego po zabiemu !!! Zaraz mnie cos trafi, pewnie ten kamien co go jeszcze ryczacy smok nie zabral (na to tez brak czasu)....... |
l (gość) 2014.06.22 18:22 |
To miala byc "Jute" |
MalgorzataSz1 2014.06.22 18:29 |
Lectrice Naprawdę Ci współczuję. Te świadectwa muszą być strasznie grube, w sensie - dużo stron. Pod tym względem te nasze, polskie wydają się o wiele mniej imponujące. A Jute rzeczywiście chyba mieszka nie tak daleko od granicy czeskiej i słowackiej. |
lectrice (gość) 2014.06.22 18:33 |
16 stron kazde x 23 zbuki = zaraz zaczne wyc ! |
jute (gość) 2014.06.22 21:47 |
Lectrice Ty będziesz teraz w dyplomację się bawić? no,no tak jak lwicy domalować królicze uszy. Powodzenia! |
jute (gość) 2014.06.22 21:51 |
I dobrze im tak Małgosiu.( tym świadectwom)Jak słyszę,ze coś a jeszcze lepiej ktoś jest gruby to zaraz mi lżej. |
lectrice (gość) 2014.06.22 22:11 |
Jute Ty samochwalo, teraz za malarke robisz ? Zabe zamienilas w lwa z kroliczymi uszami i co to bedzie za obrazek ? |
amicus (gość) 2014.06.23 09:56 |
Czekam z niecierpliwością na ich sobotnią
randkę. Marek wydaje się być bardzo zdeterminowany. Ula stara się być
ostrożna.. choć z drugiej strony ją również do niego ciągnie. Podoba jej
się pod względem fizycznym i zaczyna się zastanawiać, czy coś z tego
wyjdzie poważnego. Ja wiem, że wyjdzie, choć zapewne po drodze napotkają
trochę trudności. Czytałam również Twoją drugą notkę z informacjami o terminach publikacji. No powiem Ci, że niezłe tempo narzuciłaś ;) Pozdrawiam serdecznie :) |
MalgorzataSz1 2014.06.23 10:31 |
Amicus To dlatego, że w sierpniu wyjeżdżam na dość długo. Jadę się leczyć i nie wiem ile to zajmie. Poza tym są wakacje dla niektórych i mają więcej czasu na czytanie. Ja chcę zdążyć z publikacją do końca lipca i mam nadzieję, że to się uda. A jeśli chodzi o rozdział, to zaiskrzyło, jest chemia i dobra wola, żeby być razem. Jeszcze trochę sielanki, a potem będzie bum, ale nie w relacjach między naszą ukochaną dwójką. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.06.23 16:52 |
O, bedzie BUM, chociaz tyle, taki malutki przeciek... |
lectrice (gość) 2014.06.23 23:04 |
Jutro jest jutro, super ! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz