Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"BOŻYSZCZE KOBIET" - rozdział 5

26 czerwiec 2014
ROZDZIAŁ 5


Wracał ze szczęśliwym uśmiechem na ustach. Dzisiejszy dzień był wyjątkowy, bo spędził go z nią. Nie rozczarował się pod żadnym względem. Była piękna, naturalna, bardzo otwarta i szczera. Niczego nie udawała i miała dobre serce. Żadna z kobiet, z którymi miał styczność do tej pory nie była taka. One wszystkie były do siebie podobne. Próżne, egoistyczne i interesowne. Narzucały mu się i chodziły z nim do łóżka tylko dlatego, że liczyły albo na jego zasobny portfel, albo na koneksje, które posiadał. Jego narzeczona nie różniła się od nich pod tym względem w ogóle. Pragnąc zawrzeć z nim związek małżeński też miała w tym interes. Nie podejrzewał jej o jakieś głębsze uczucie wobec niego. Panna Febo raczej nie miała żadnych cieplejszych uczuć w stosunku do nikogo. Była wyniosła, zarozumiała i pogardliwie traktowała ludzi. Jego zresztą też. Miła była tylko wtedy, gdy chciała coś od niego wyegzekwować. Dziwił się sam sobie jak mógł przeżyć pod jednym dachem z tą górą obłudy i hipokryzji. – Spaprałbym sobie życie dokumentnie. Nigdy więcej Pauliny i jej podobnych.
W lusterku nad głową zauważył policyjnego koguta i usłyszał dźwięk syreny. Zwolnił i zjechał na pobocze. – Co u diabła? – Odkręcił boczną szybę i czekał na policjanta. Twarz, która ukazała się w oknie była twarzą kobiety.
- Starszy aspirant Marianna Nec. Proszę wysiąść i okazać dokumenty – rozkazała. Wysiadł i od razu zapytał.
- Złamałem przepisy? Nie jadę szybko, więc chyba nie przekroczyłem prędkości?


- Prędkości nie przekroczył pan, ale wyprzedzał pan na podwójnej ciągłej. – Podała mu alkomat. – Proszę dmuchać.
- To niepotrzebne. Nie miałem dzisiaj alkoholu w ustach.
- Ma pan zamiar ze mną dyskutować? – Uśmiechnął się wdzięcznie do kobiety.
- Ależ skąd? Już dmucham.
W czasie kiedy to robił kobieta przeglądała jego dokumenty.
- Marek Dobrzański. Gdzieś już słyszałam to nazwisko. – Oddał jej alkomat i ponownie uśmiechnął się.
- Jestem prezesem firmy odzieżowej Febo&Dobrzański, więc może to stąd brzmi znajomo.
- Może – spojrzała na urządzenie. – Rzeczywiście jest pan trzeźwy. Ma pan szczęście. Nie wypiszę mandatu, ale proszę bardziej uważać na drodze i trzymać się przepisów. Jeśli przyłapię pana raz jeszcze, nie będę taka pobłażliwa.
- Obiecuję uważać i dziękuję. – Wręczyła mu dokumenty.
- Proszę jechać. Dobranoc.
Zanim ruszył sięgnął po portfel, żeby schować prawo jazdy i dowód rejestracyjny. Jakież było jego zdumienie, gdy zobaczył wizytówkę policjantki z numerem telefonu. – Kolejna, która uważa mnie za bożyszcze? Co za idiotka. Niektóre baby są naprawdę głupie jak but. – Z pasją podarł kartonik i po chwili włączył się do ruchu.

Zadzwoniła do niego we wtorek informując, że w środę o dziesiątej będzie mogła przyjechać do firmy.
- To świetnie się składa Ula, bo o dziesiątej nie ma w bufecie ruchu i będziemy mogli porozmawiać z Elą. Jak dojedziesz, to daj mi sygnał na komórkę. Wyjdę po ciebie, żebyś nie błądziła. I…, Ula… Bardzo się cieszę na to spotkanie. Do zobaczenia.

Zanim wyruszyła do Warszawy przygotowała próbki soków i kilka pojemniczków zawierających specjały garmażeryjne, głównie gulasze z podrobów i flaczki. Tuż przed dziesiątą zaparkowała przy Lwowskiej i połączyła się z Markiem.
- Mógłbyś zejść na parking? Mam trochę rzeczy do zabrania i sama chyba nie dam rady.
- Już schodzę Ula.
Zjechał na parter i wyszedł przed budynek. Rozejrzał się i dostrzegł ją po przeciwnej stronie ulicy. Podszedł do niej z szerokim uśmiechem i na przywitanie uraczył ją słodkim całusem.
- Witaj piękna. To co mam zabrać? – Zarumieniona pokazała mu plastikową skrzynkę.
- To trochę próbek, żebyście mieli pojęcie, co możemy wam zaoferować.
- Świetnie. Chodźmy może od razu do bufetu. Elę już uprzedziłem i czeka na nas.
Bufet istotnie był pusty, a Ela z nudów po raz dziesiąty przecierała szkło. Na widok wchodzącego prezesa uśmiechnęła się wdzięcznie.
- Jesteśmy Elu. Poznaj proszę Urszulę Cieplak, właścicielkę przedsiębiorstwa ekologicznego w Rysiowie. Przywiozła trochę rzeczy do spróbowania. Weź talerzyki i sztućce. Zaraz będziemy degustować.
Rozsiedli się przy dwóch połączonych ze sobą stolikach. Ula wyjęła dokumenty.
- Tutaj jest szczegółowa oferta i dobrze by było gdybyście zechcieli się z nią zapoznać, bo zawiera o wiele więcej produktów niż te, które przywiozłam dzisiaj. To może próbujcie, a ja będę opowiadać. Mam u siebie dział garmażeryjny. W nim przygotowujemy gorący catering w postaci gulaszu z serc i wątróbek drobiowych a także z serc, wątroby i nerek wieprzowych. Oprócz tego flaczki. Robimy też krokiety z mięsem i pierogi z różnym nadzieniem. Mięsnym, serowym, z kaszą, kapustą z grzybami i szpinakiem. Również z owocami. Jeśli chodzi o soki to są głównie warzywne, owocowe lub mieszane na przykład marchwiowo-jabłkowe z trzydniowym terminem przydatności do spożycia, bez polepszaczy smaku, aromatu, i bez cukru. Wszystko naturalne. Skosztujcie. Możemy zaopatrywać waszych pracowników w ekologiczne jaja. Są naprawdę niewiele droższe od tych ze sklepów i zawsze świeże. Ponieważ mamy masarnię, produkujemy własne wyroby wędliniarskie. Pakujemy hermetycznie małe, śniadaniowe porcje. Oczywiście ofertę można w każdej chwili poszerzyć, jeśli pracownicy będą zainteresowani czymś jeszcze. Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje.
- Piekarnię też macie? – Ela wytarła usta, na których osiadły resztki marchwiowego soku.
- Mamy w planach. Na dzień dzisiejszy oferujemy jedynie ciasta, głównie drożdżowe z owocami lub szarlotkę.
- To zdecydowanie lepsze niż byle jakie drożdżówki, czy pączki nie wyglądające zbyt apetycznie.
- To prawda – zgodził się z nią Marek. – Duża ilość tłuszczu i cukru odstręcza. Co o tym myślisz Elu?
- Garmażerkę wzięłabym w całości, bo jest pyszna i na pewno będzie na nią zbyt. Przydałyby się jakieś ciekawe sałatki. Soki świetne, a i ciasto pójdzie jak woda. – Ula uśmiechnęła się.
- Mamy dużą różnorodność jeśli chodzi o sałatki. Produkujemy nawet z wędzonym i grillowanym kurczakiem. Są znakomite. Pakujemy w przeźroczyste, plastikowe pojemniki.
- Właśnie o takie mi chodzi, bo niektórzy zabierają je po prostu ze sobą.
- No skoro tak, to zostawiamy ci ofertę. Wybierz z niej to, co uznasz za właściwe i zrób stałe, codzienne zamówienie. Ciebie Ula zapraszam do mnie do gabinetu. Napijemy się kawy i omówimy warunki umowy.

Siedzieli na wygodnej kanapie i popijali z filiżanek aromatyczne espresso.
- I jak ci smakowały gulasze?
- Nie uwierzysz, ale ja po raz pierwszy jadłem gulasz z podrobów i bardzo mi smakował. Jestem pewny, że tutaj stanie się przebojem, bo jest i smaczny i tani.
- A ja mam pewną propozycję dla twoich pracowników, a nawet dwie. Niedługo zacznie się u nas zbiór owoców głównie jabłek i gruszek zimowych odmian. Potrzebujemy ludzi do zebrania ich. Sad jest duży i oprócz Rysiowian, których zatrudniam sezonowo, żeby sobie dorobili, mogliby popracować też twoi ludzie. Zamiast pieniędzy każdy zabrałby sobie do domu skrzynkę jednych i drugich owoców przez siebie uzbieranych. To samo chciałam zaproponować w przypadku ziemniaków. Na początku października będą wykopki. Ziemniaki są ekologiczne i być może na nie znaleźliby się amatorzy? Po pięćdziesiąt kilo na osobę. To jeden duży worek. Wiesz… takie niewielkie zapasy na zimę… Co o tym myślisz?
- Genialny pomysł Ula. Na pewno znajdą się chętni. Nawet transport jestem w stanie zorganizować. W najbliższych dniach zwołam zebranie i powiem im o tym.
- Powiedz też, że wyżywienie będzie zapewnione, spanie również. Namioty przydadzą się, bo jeszcze nie będzie tak zimno. W końcu to tylko jedna noc. Upieczemy świniaka na rożnie, a w październiku w ognisku ziemniaki. Powinni potraktować to jak frajdę i przygodę. Zawsze to jakaś odskocznia od miejskiego życia.
- Nie musisz mi mówić Ula. Ja już jestem podekscytowany. Wcześniej jednak będzie pokaz i tego muszę dopilnować. Przed nim zawsze jest dużo roboty. Nasz mistrz często ma fochy w nosie i trzeba go dopieszczać. Jednak pokaz nie będzie kolidował ze zbiorem owoców, bo odbędzie się dziesiątego września. Przygotuję też zaproszenia dla Ani i Maćka. Może zechcą w nim uczestniczyć? – Przygarnął ją do siebie całując w policzek. – Uwielbiam cię. Pójdziemy na jakiś lunch? Masz jeszcze czas?
- Możemy iść. Dzisiaj nie śpieszy mi się aż tak bardzo.
- Wspaniale. W takim razie chodźmy.

Rzeczywiście uwielbiał ją. W jakiś niewytłumaczalny sposób miała na niego dobry wpływ. Przy niej uspokoił się i nie był już tak bardzo rozedrgany jak przy Paulinie, a jej łagodny, ciepły głos działał na jego zmysły kojąco. Nie kokietowała go, nie uśmiechała się przymilnie, nie nadskakiwała. Czasem zastanawiał się, gdzie on miał rozum, żeby zadawać się z tymi wszystkimi modelkami, których iloraz inteligencji był na poziomie pierwotniaka. Im chodziło tylko o jedno. Chciały go zdobyć, by móc się tym pochwalić przed koleżankami, a on nawet nie pamiętał twarzy większości z nich. Teraz to jemu zależało, żeby zdobyć zaufanie Uli. Była mu przychylna i podobnie jak on cieszyła się każdym spotkaniem. Powoli przyzwyczajał ją do siebie kierując w jej stronę coraz bardziej intymne gesty. Najpierw dotknięcia dłoni, potem policzka, lekkie jak wiatr pocałunki. Uwielbiał je. Jej usta były do nich stworzone. Pełne, jędrne i słodkie. Zawróciła mu w głowie na amen. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek czuł się podobnie. Popadł w jakiś stan niewyobrażalnej szczęśliwości, wręcz euforii. Każda myśl o niej dodawała mu skrzydeł i dopingowała go. Miał okazję poznać jej rodzinę. Był pod niewątpliwym urokiem tych ludzi. Dobrych, prostolinijnych i szczerych. Długo rozmawiał z Józefem Cieplakiem o jego chorobie. On tak jak i Krzysztof Dobrzański, od dawna cierpiał na serce. Zaoferował pomoc w dotarciu do najlepszych specjalistów. Dogadał się z Jaśkiem Cieplakiem, bo mieli wspólną pasję dotyczącą piłki nożnej. Nawet z małą Betti kolorował obrazki.
Ula oprowadziła go po swoim królestwie, które zrobiło na nim ogromne wrażenie. Było tu wszystko od wózków widłowych po maszyny rolnicze i sadownicze. Przede wszystkim był jednak wielki porządek. Każdy parterowy budynek miał swoje przeznaczenie. Tu nic się nie marnowało, bo zatrudnieni ludzie dbali o wszystko jak o swoje. To bardzo dobrze świadczyło o niej, że potrafiła ich tak zmotywować.
Kochał zagubić się z nią na łąkach. Kochał trzymać ją za rękę i przedzierać się wraz z nią przez wysokie trawy, a potem ukryć się w nich i całować ją do utraty tchu.


Na początku nieśmiało oddawała te gorące pocałunki, co rozczulało go dokumentnie. Była tak bardzo zażenowana, że wtulał ją mocno w swoje ramiona i ukrywał w nich, jakby chciał odgrodzić ją od świata. Ten świat umykał. Byli tylko oni i nic więcej się nie liczyło.
Ubóstwiała takie momenty, w których mogła się poczuć jak mała, bezbronna dziewczynka. On był jej tarczą ochronną, za którą zawsze mogła się schować. W Bartku nigdy nie miała takiego oparcia. To on żerował ciągle na niej jak pasożyt. Jakże inny był Marek. Przyzwyczaiła się do spotkań z nim. Pragnęła ich tak samo jak jego żarliwych pocałunków. Powoli uzależniali się od siebie wzajemnie.

Był dziesiąty września. W otwartych drzwiach Starej Pomarańczarni stał Marek ze swoimi rodzicami i witali napływających na pokaz gości. Ula trzymała się z tyłu, tuż za nim. Nie znała nikogo z przybyłych, a wiedziała od Marka, że taki był właśnie zwyczaj w Febo&Dobrzański. Zawsze prezes witał w drzwiach gości.


Wcześniej przedstawił jej swoich rodziców. Swoją urodą i skromnością zrobiła na nich duże wrażenie. Powiedział, że jest jego dziewczyną, ale chyba niezbyt się ucieszyli. Takie przynajmniej odniosła wrażenie. Potem przyszło rodzeństwo Febo. Alex ucałował jej dłoń z błyskiem w oku, natomiast Paulina zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem od stóp do głów. Ledwie zdobyła się na kiwnięcie głową i poszła dalej. Ula wiedziała od Marka, że ona była jego narzeczoną porzuconą tuż przed samym ślubem. Będąc na jego miejscu też pewnie by uciekła od tej królowej śniegu. Nikt wcześniej nie potraktował ją z takim chłodem, dystansem i pogardą jak właśnie panna Febo. Otrząsnęła się na samą myśl.
Ochroniarze zamknęli już wejściowe drzwi. Marek ujął ją pod rękę i odprowadził na miejsce. Sam wyszedł na wybieg i krótką przemową zainicjował pokaz.

Podobało jej się absolutnie wszystko. Siedząca obok niej Ania wzdychała na widok każdej kreacji. Kiedy przystąpiono do pokazu płaszczy i kurtek nie wytrzymała i wymogła na Maćku zakup jednego z pięknych płaszczy uszytych z wielbłądziej wełny. Uli też się spodobał. Stanęło na tym, że złożyły u Marka zamówienia na dwa identyczne różniące się tylko kolorem.
Bankiet był równie udany. Wytańczyły się obie ze swoimi partnerami za wszystkie czasy. Zmęczone, ale szczęśliwe wracały wraz z Maćkiem do Rysiowa taksówką i wciąż wymieniały między sobą wrażenia z pokazu.



Elkanum (gość) 2014.06.26 11:20
Ha! Nareszcie wpisuję się pierwsza. Wygląda na to, że Ula i Marek świetnie czują się w swoim towarzystwie. Ula znalazła kogoś kto wreszcie się nią zaopiekuje, a Marek odszukał dziewczynę, która jest tak różna od tych wszystkich modelek, z którymi spotykał się wcześniej czy jego zarozumiałej byłej narzeczonej. Chyba nic nie jest w stanie zepsuć im szczęścia. Z niecierpliwością wyczekuję soboty i kolejnego rozdziału. Pozdrawiam cie serdecznie! ; )
amicus (gość) 2014.06.26 12:14
Szczęście kwitnie. Marek małyki krokami zdobywa serce Uli. Ona jest pod jego absolutnym urokiem. Niby robi wrażenie na Dobrzańskich, jednak oni nie bardzo cieszą się z ich związku. Czy oni wciąż mają nadzieję, że Marek wróci do Pauliny? Czy nie widzą, że ich syn jest po prostu zakochany?
Coś czuję, że Ula wcale tego płaszcza nie kupi. Pewnie będzie chciała, ale Marek chcąc sprawić jej przyjemność da jej go w prezencie. Zawsze miał gest obsypując swoje kochanki kosztownościami, czemu swojej wybranki miałby nie rozpieszczać ;)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na kolejny rozdział opowiadania :)
ADRIANCREVAN 2014.06.26 14:39
Chciałam dziś poczytać w spokoju co u Ciebie a nie miałam netu w pracy :-( jak pech to pech :-( za to napisałam z barku laku nowy rozdział, teraz ide na ostatnie spotkanie z avonu , ale nadrobię jak wrócę :-) uch ! wkurza mnie ten ciągły pośpiech, odliczam już dni do urlopu :-) miłego dnia mimo paskudnej pogody :-)
MalgorzataSz1 2014.06.26 15:07
Elkanum, Amicus

Szczęście istotnie między nimi kwitnie. Nie planuję żadnych burz w ich wzajemnych stosunkach. Nie tym razem, chociaż oczywiście problemów nie zabraknie obojgu.
Niestety nie rozwinęłam wątku płaszcza, ale Marek zawsze miał gest i gdybym bardziej się skupiła na tym, to z pewnością wyglądałoby to tak jak opisałaś Amicus.
Oczywiście zapraszam na sobotni rozdział i serdecznie dziękuję za wpisy dziewczyny.

Aniu

Ja naprawdę nie wiem, kiedy Ty znajdujesz na wszystko czas. Dwadzieścia srok za ogon ciągniesz. U mnie interia wczoraj też świrowała. Nie wiem jak będzie dzisiaj , bo jest piętnasta, a ja dopiero zasiadłam do komputera. Zobaczymy. Mam tylko nadzieję, że jednak uda Ci się przeczytać w całości choć jedno opowiadanie.
Pozdrawiam. :)
ADRIANCREVAN (gość) 2014.06.26 15:35
nadrobie w ten weekend który mam wolny :-) mogę przysiedzieć bo nie trzeba do szkoły juz iść :-)
jute (gość) 2014.06.26 18:18
Małgosiu,co się dzieje? co chciałam do Ciebie wejść to ukazywał się komunikat o chwilowej niedostępności.W Twoim opowiadaniu sielanka, no prawie sielanka.Paulina, wiadomo zołzą była i zołzą jest. Martwi mnie natomiast reakcja seniorów Dobrzańskich. Co jest ? .Ulka im nie "leży", jako sama Ulka,czy tylko to ,że nie jest Pauliną?Obawiam się,że może im się nie podobać to czym się Ula zajmuje.Hodowla kur czy prosiaków może się wydawać zajęciem zbyt przyziemnym ,mało pasującym do ich wyobrażenia idealnej partnerki syna. Aleksowi Ula wpadła w oko? .Super.Dobrze,że przyśpieszyłaś dodawanie rozdziałów, bo jestem ciekawa co się z tego wykluje. Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2014.06.26 18:52
Jute

Interia szaleje od przedwczoraj. Ja też trzy razy usiłowałam dodać rozdział, więc nie tylko Ty tak masz.
Dobrzańscy nadal nie potrafią się pogodzić z decyzją syna i chcieliby widzieć przy nim Paulinę zamiast innej kobiety. Nie wiedzą jeszcze, czym zajmuje się Ula. Nie mają pojęcia, że prowadzi mały kombinat sadowniczo-rolniczy. To oczywiście się zmieni, bo jednak coś się zadzieje. Jednak między nimi nadal zgoda, chociaż będzie taki moment, że to Marek uzna, że nie pasuje. Mam nadzieję, że zaciekawiłam Cię nieco.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.06.26 19:54
Byczkow ani, ani.
Strasznie wczesnie (lub pozno, zalezy jak na to spojrzec) wstawilas te czesc. Czytalam ja w nocy ale nie mialam sily komentowac, caly dzien podpiralam powieki...

No ja sie tak nastawilam na te randke a ty ja siup! jednym zdaniem. Myslalam, ze to bedzie sedno rozdzialu, a tu taaaki numer, wcale nie.
Docieraja sie powoli i widac, ze im zalezy. Czy oni sa wystarczajaco spontaniczni ?
A z Uli taka gospocha; flaczki, gulasze i inne dalatki...
A jaki ona ma interes w tym by ubijac swiniaka i obdarowywac skrzynkami darmowych owocow i ziemniakow ?
A miziania nie bylo duzo i Jute pewnie zawiedziona , no moze oprocz tych wysokich traw... a nie widzialas czy nic innego nie dzialo sie w tych trawach ?
Jest kilka watkow : pokaz, praca Uli, jej rodzina i ich spotkania sa na tle tego wszystkiego ich zazylosc, takie kompleksowe zycie. Zazwyczaj ta para nas przyzwyczaila, ze wszystko krecilo sie wokol ich uczucia, a tu nie zawsze tak jest. A moze to ma wwieksze szanse na przetrwanie bo jest dobrze usytuowane w codziennosci?
Czekam na cd
bewunia68 (gość) 2014.06.26 19:59
Paulina zołzą była jest i będzie. Dobrzańscy? Coś na pewno wymyśliłaś. Ciekawe co im się nie podoba. Czekam na atrakcje przy zbiorze owoców i ziemniaków. Podejrzewam niezłe imprezki. Pa !
jute (gość) 2014.06.26 20:20
No nie!Czy Wam dziewczyny zależy żebym zeszła na zawał? w tak młodym wieku? Przecież nie mam jeszcze nawet setki.Co ten osioł znowu wymyśli?Gdzie nie będzie pasował? Do Ulki? do jej sposobu życia? A może któryś z interesów mu oklapnie?No nie !
MalgorzataSz1 2014.06.26 20:24
Lectrice

Ula i w serialu była gospodarna, więc to chyba nie jest zaskoczeniem. Wymyśliła, że zamiast pieniędzy ludzie za pomoc w zbiorach dostaną wynagrodzenie w naturze. Założyłam, że plony obfite i dla każdego wystarczy. Ula lubi się dzielić i najpierw myśli o innych, a na końcu o sobie.
Cieszę się, że nie było czterokopytnych.

Bewuniu

Dobrzańscy generalnie do Uli nic nie mają. Chodzi o to, że u boku Marka pojawiła się w ogóle inna kobieta, a nie Paulina.

Pozdrawiam dziewczyny i dziękuję za komentarze. :)
MalgorzataSz1 2014.06.26 20:27
Jute

Nie denerwuj się, bo nie ma o co. Marek będzie miał tylko taki chwilowy moment słabości, ale to będzie wynikało z położenia, w którym się znajdzie. Ulka szybko wybije mu to z głowy. Bez obaw.
lectrice (gość) 2014.06.26 20:50
Malgosiu, to niech Marek sie dobrze odzywia (to nie bedzie chwilki slabosci) i juz nigdzie sie nie kladzie (zeby mu sie trudne polozenie nie przytrafilo) aby Jute mogla zachowac spokoj i dobry humor !

A Ula nie bedzie musiala go tluc po glowie aby mu to i owo wybic. Inna wersja : Po co Ula ma go stawiac do pionu jak moze sie kolo niego polozyc i nie bedzie wtedy zadnego problemu !!!

Jak jeszcze mi jakis pomysl wpadnie to zawiadomie...
jute (gość) 2014.06.26 21:24
Czyli jednak któryś interes oklapnie. Bywa. Ale generalnie nie mam nić przeciw Markowi w poziomie. Może być! .Nawet bardzo może być. A Ty młoda ,pyskata.powabna,zwiewna,gruba z chudymi świadectwami,czy odwrotnie , gdzie się szlajasz? Zeznania proszę!
Małgosiu,Was cały sierpień nie będzie?A ja muszę siedzieć w tej dziurze na górze.Kurde.
MalgorzataSz1 2014.06.26 21:52
Jute

Nie narzekaj, bo ja Ci zazdroszczę tej dziury na górze. Cały rok na wakacjach, żyć nie umierać.
lectrice (gość) 2014.06.26 22:12
Jute, niestety jestem z rodzju durnot, ktore jeszcze pracuja...
Co do objetosci to cenzurki grube i ja tez...
Jute, zaden interes nie oklapnie, juz napewno ne ten Marka bo po co Uli Marek z oklapnietym unteresem! No sama tak juz sobie pomysl ! Po co ??? Juz nawet w te trawy nie bedzie sensu chodzic !
Jesli juz cos sie zmieni to stosunek Dobrzanskich do przyszlej synowej, forse poczuja, zdrowym, wiejskim jajem ich Ula poczestuje i bedzie lepiej !
Jesli dobrze zrozumialam, Ty siedzisz sobie w gorskim kurorcie i marudzisz ! Jute, nie wstyd Ci ? Chyba musze sie tam pojawic i Ci przeflancowac priorytety ! Jute, a kto cie skazal na dozywotni pobyt w tymze niezeglarskim siole ?
marit (gość) 2014.06.26 22:13
Nie powiesz mi Gosiu,że wielkopańskiemu Maruniowi,koło noska zaleciały wsiowe zapaszki ekologiczne.Wentylatorki na wsi są przewiewne,wiem coś na ten temat i zapewniam Cię,że to chwilowa depresja.Wolę jadać ekologicznie,aniżeli zieleniasto z marketów, kupując fioletowe mięso drobiowe. Blee..Zniesie smrody i zapaszki, wszystko przetrwa,bo miłość ponad stanem będzie się unosiła. Prawda Gosiu?
Taka miłość zdarza się jedna ,na tysiące niewieścich serc. Seniorzy zapewne skuszą się na wizytę w królestwie Uli. zapewne postrzegać będa wtedy inaczej ją i na pewno skuszą się do oceny różnicy,między Ulą i Pauliną. Czyżby Aleks miał zamiar pokręcić się koło Uli i trochę namieszać? Za bardzo spokojnie i sielańsko u Ciebie Gosiu jest w rozdziale. Czy Ty przypadkiem,nie masz w zanadrzu niespodzianki?
lectrice (gość) 2014.06.26 22:19
Baby wy moje szanowne,
a o czym wy tak nawijacie, jaki kryzysik ? co pada ? jaka depresja ? Bo ja jak czytam to wydaje mi sie, ze wszystko gra ! Czy ja cos przeoczylam - dla mnie jest sielanka (chwilowo, byc moze ! ale sielanka !!!).
marit (gość) 2014.06.26 22:23
Lectrice,nie ma jak szanta na jeziorach do wyboru i wielkosci. Jute pilnuje gór,żeby nóg nie dostały i do mnie nie przyszły się wykąpać,a po drodze,a właściwie mogą skręcić w lewo i do Bałtyku wkroczyć.Dadzą kilka razy nura,albo zostaną na całe lato na plaży i ochłodzone północnym klimatem na jesień do Jute wrócą. Co zabawniejsze Jute za nimi pomaszeruje w moją stronę,po drodze zawadzi o Ciebie Lectrice i za chabety zgarnie Gośkę, w ten to sposób znajdziecie się na północy. Pasi Wam wyciągnięcie Jute z tej górskiej nory???????
MalgorzataSz1 2014.06.26 23:05
Dziewczyny

Tak dla jasności. Marek nie jest w żadnym kryzysie, ani depresji. Wiejskie zapachy służą mu jak najbardziej. Jak Wy czytacie tekst? Przecież tam wszystko opisane do porządku i wydaje się, że logicznie. Będzie bum chyba już w następnym rozdziale i to z powodu tego bum Marek popadnie w depresję, ale nie tak od razu. W dodatku będzie to tylko chwilowe.
jute (gość) 2014.06.26 23:11
Jakaś netowa zołza zjada mi to co napisałam ,może i lepiej.Tak ogólnie jak sobie pomyślę to moim życiem rządził przypadek,jakiś pieprzony biernik w dodatku i strach,Dlatego tu siedzę, Za karę.. Jeżeli jutro się nie odezwę to będzie znaczyło,że trafił mnie szlag, bo mój mąż znowu snuł opowieści o swojej nowe zabawce .Pile. Takiej do cięcia drewna.Po mojemu to lepiej by mu zrobiły klocki Lego. No i jakieś pojęcie o czym on do mnie mówi bym miała.
MalgorzataSz1 2014.06.26 23:14
Sprawdziłam.

Bum nastąpi w siódmym rozdziale. Skleroza nie boli, ale się trzeba naczytać.
marit (gość) 2014.06.26 23:17
Nawet nie można pomarzyć o depresji u pupilka,bo Gosia do pionu stawia gamoni,źle tekst czytają.O rety Gosiek,daj pomarzyć.A wywleczenie Juty z nory,to by była jazda z górki na pazurki.Wakacje są daj pobroić na koniec roku. A tak w ogóle to co Ty robisz jeszcze na blogu spać.
lectrice (gość) 2014.06.27 01:10
Jute
Kazdym zyciem rzadzi przypadek ale zeby zaraz biernik , ty na bierna nie wygladasz.
Moim rzadzil miejscownik i wyslam mnie do dziury, nastepnie dopelniacz wcisnal mi rodzinke do kitu i tak dopelnil obrazka ! Celownik zdurnial i zostawil mi w pospiechu cel zyciowy drugiego gatunku i do tgo narzednik, sknera, zadnych narzedzi, zeby cos ewentualnie podmajstrowac !
Ot i tylko wolacz mi pozostal tzn drzec sie na jakims odludziu z rozpaczy !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz