Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"NOWY POCZĄTEK" - rozdział 13 ostatni

26 październik 2014
ROZDZIAŁ 13
ostatni


Siedział wraz z ojcem w jego domowym gabinecie i opowiadał mu o poczynaniach Maćka. Chwalił, że w tak krótkim czasie załatwił najpilniejszą ze spraw.
- Teraz jak pojawią się realne oszczędności zainwestuję w lepsze maszyny dla szwalni. Dobra jakość szycia jest priorytetem. Pshemko jest wręcz na nią uczulony. Może dzięki temu zniwelujemy zwroty z butików do minimum? Jeszcze trochę, jeszcze parę miesięcy, a przekonasz się jak prężna stanie się firma. I pomyśleć, że to wszystko dzięki tym dwóm skromnym osobom. Powinienem dziękować za nie opatrzności do końca życia. Czy ty wiesz, co Maciek jeszcze wymyślił? Rozładuje sytuację w magazynach. Masz świadomość, że pękają w szwach. Postanowił pozyskać drobnych przedsiębiorców i utworzyć sieć franczyzy. Jak dobrze pójdzie sprzedamy wszystkie zalegające resztki starych kolekcji. Te nowsze pójdą do sprzedaży licytowanej przez internet. Jeszcze w lutym Maciek uruchomi stronę internetową. Jest naprawdę genialny. Chyba im obojgu za mało płacimy, bo zasługują na wiele wyższe wynagrodzenie.
- To się nie zastanawiaj i podnieś im uposażenie. Doceniany i dobrze opłacany pracownik, a przede wszystkim odpowiednio motywowany potrafi dać z siebie nie sto a dwieście procent wydajności. Oni pracują zaledwie od pięciu miesięcy, a popatrz jak wiele zyskała dzięki nim firma. Zasłużyli oboje na podwyżkę.
- Tak właśnie zrobię tato. W poniedziałek każę Sebastianowi przygotować dla nich nowe angaże.

Pod koniec lutego pojawiły się pierwsze profity z pieniędzy zainwestowanych w giełdę. Nie było tego za wiele, ale Ula wyłożyła ponownie znacznie większą kwotę. Teraz było ją na to stać. Poza świątecznymi prezentami dla rodziny, które pochłonęły najwięcej pieniędzy nie wydawała na siebie i Michała zbyt wiele. Raczej żyła dość skromnie, bo to wyniosła z domu. Grając na giełdzie inwestowała przede wszystkim w przyszłość syna. Pragnęła, żeby kiedyś skończył dobre szkoły i renomowane studia. Pragnęła dla niego jak najlepiej.
Z Markiem łączyło ją coraz więcej. W końcu zrozumiała, że bez niego świat byłby pusty i nudny. On wniósł w ich życie miłość i radość. Był zawsze, kiedy go potrzebowała. Dobry, opiekuńczy i troskliwy. Dbał o nich.

Wiosna zmobilizowała ich jeszcze bardziej. Powoli zbliżał się termin wiosenno-letniej kolekcji. W marcu dotarły do szwalni pierwsze, nowoczesne maszyny. Dyrektorzy dostali wszystkie projekty i ruszyli z produkcją, również ci na Słowacji i na Białorusi. Maciek pozyskał kilku indywidualnych przedsiębiorców i zawarł z nimi w imieniu Marka umowę franczyzy. Logistycy zorganizowali perfekcyjnie dystrybucję z magazynów. Strona internetowa również pracowała. Krok po kroku strategia Maćka zaczynała przynosić pierwsze zyski. Marek rzecz jasna podniósł i jemu i Uli pensję do trzynastu tysięcy.

Zbliżał się długi, majowy weekend. Ula zawiozła Michała do Rysiowa na cały tydzień. Zatęsknił za dziadkiem i za jej rodzeństwem. Marek wykupił dla Uli i siebie tygodniowy pobyt w SPA. Tam mieli zregenerować siły i solidnie odpocząć. W połowie miesiąca miał się odbyć pokaz.
SPA położone było niedaleko Warszawy. Celowo wybrał takie, żeby nie musieli się tłuc zbyt długo samochodem. Ładny hotel nad jeziorem a dokoła las. Pokój z dużym tarasem i ładnym widokiem.
Stała właśnie na tarasie opierając się o barierkę i chłonęła ten malowniczy obrazek. Podszedł do niej i przywarł do jej pleców.
- Pięknie tu – wyszeptała. Wtulił twarz w jej długie włosy. Pachniały rumiankiem z jakąś owocową nutą.
- Kocham cię Ula. Kocham nad życie. – Odwróciła się do niego i patrząc mu w oczy powiedziała cicho.
- I ja cię kocham Marek. Bardzo kocham i nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. – Wzruszył się. Drżącym z przejęcia głosem mówił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem usłyszeć te słowa. Modliłem się o nie i już zaczynałem wątpić, czy kiedykolwiek mi to powiesz. Kamień spadł mi z serca. To wspaniale mieć świadomość, że kochasz i jesteś kochany, a ja was kocham i to nigdy się już nie zmieni.
Uklęknął przed nią i wyjął z kieszonki koszuli małe pudełeczko.
- Długo czekałem na tę chwilę Ula. Klęczę tu teraz przed tobą i proszę, byś została moją żoną. Przysięgam ci, że nigdy cię nie zawiodę. Będę najlepszym mężem i ojcem. – Zalśniły jej w oczach łzy.
- Wiem, że taki będziesz, bo udowodniłeś to wielokrotnie. Zgadzam się, bo tylko z tobą mogę być szczęśliwa.
Wsunął jej pierścionek na palec, podniósł się z kolan i przytulił ją mocno.
- Jesteś moim największym skarbem i ty i Michaś. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. Kocham was. – Poszukał jej ust i zaczął czule całować.
Po tych niespodziewanych oświadczynach ruszyli na spacer wzdłuż brzegu jeziora. Musieli ochłonąć. Marek szczęśliwy jak nigdy w życiu przytulał ją do swego boku. Ona równie szczęśliwa szła obok niego z promiennym uśmiechem na twarzy.
Tej nocy kochali się po raz pierwszy. Pragnęła go tak mocno, że nie potrafiła mu odmówić siebie. Był delikatny, ale jednocześnie namiętny i zachłanny. On pożądał jej od bardzo dawna. Chłonął jej zapach, jej dotyk wszystkimi zmysłami i ciągle było mu mało, jakby nie potrafił nasycić się tą miłością. Dla niej ta noc wydawała się nie mieć końca. Za każdym razem spełnienie przychodziło jak ogromna fala tsunami powodując błogość, odurzenie i rozkosz. Już nawet nie pamiętała, czy z Igorem było podobnie. Pamiętała tylko krzywdę jaką jej wyrządził. Miłość Marka przyprawiała ją niemal o utratę zmysłów. Pod wpływem jego pieszczot odpływała w niebyt, unosiła się na skrzydłach tej miłości lekka jak piórko, drżała od dotyku jego dłoni i ust. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi zasypiali wtuleni w siebie, a on na dobranoc szeptał jej do ucha najpiękniejsze słowa o tym jak ważna jest dla niego i jak bardzo ją kocha.


Ten pobyt był bardzo udany. W ciągu dnia dużo spacerowali, korzystali z zabiegów, a nocami kochali się do utraty tchu. On mówił jej, że nie chce długo czekać ze ślubem. Uzgodnili, że odbędzie się w sierpniu, a po nim wraz z Michałem wyjadą na co najmniej dwa tygodnie. Nie chcieli go zostawiać. Dwa tygodnie to długo dla takiego malucha i mógłby nie znieść dobrze tej rozłąki.
Wracając już do domu wstąpili jeszcze do Rysiowa i powiadomili o wszystkim rodzinę Uli. Józef ze łzami w oczach gratulował im i ściskał. Michał był przeszczęśliwy. Nie schodził Markowi z kolan i w kółko pytał.
- A jak ożenisz się już z mamusią to będziesz moim najprawdziwszym tatusiem?
- Będę skarbie. Już jestem. Bardzo cię kocham synku.
Następnego dnia pojechali również do Dobrzańskich, żeby poinformować ich o zaręczynach i o ślubie. Nie mogli ich bardziej uszczęśliwić. Helena natychmiast zadeklarowała pomoc przy przygotowaniach.
Już w domu, wieczorem, kiedy Michaś poszedł spać rozmawiali jeszcze o przyszłości. Uzgodnili, że Marek sprzeda dom i przeniesie się do Uli.
- Pozbędę się tego domu bez żalu kochanie. Za dużo w nim złych wspomnień i złej energii. Chciałbym zrobić coś jeszcze. Chciałbym usynowić Michała. On bardzo tego pragnie i ja też.
- Nie będę się sprzeciwiać, przecież on od początku traktuje cię jak ojca. Można nawet powiedzieć, że sam sobie ciebie wybrał.
- Zacznę to załatwiać jak wrócimy z wczasów i bardzo się postaram, żeby jak najszybciej nosił moje nazwisko.

Maciek siedział w gabinecie Marka i kręcił z niedowierzaniem głową.
- I to ma być przyjaciółka? Słowem nie pisnęła, że coś was łączy. Poza tym jak ja mogłem tego nie zauważyć? – Ula roześmiała się i uściskała go.
- Nie złość się Maciuś. Byłeś taki zapracowany, że nie mieliśmy nawet szansy, żeby ci o tym powiedzieć. Bardzo chcemy, żebyś był naszym świadkiem na ślubie. Poprosimy o to samo Anię. To naprawdę fajna dziewczyna i chyba wpadła ci w oko, co?
- Oj tam, oj tam. Ale fakt faktem, podoba mi się. Oczywiście się zgadzam i gratuluję. To kiedy ma być ten szczęśliwy dzień?
- Jak dobrze pójdzie i uda mi się wszystko pozałatwiać, to w połowie sierpnia. Ja najchętniej porwałbym ją do ołtarza już w najbliższą sobotę, ale tak się nie da. Poza tym Ula chce ściągnąć ze Stanów Sama MacMillana. On był tam jej jedynym przyjacielem i bardzo jej pomógł, ale o tym na pewno wiesz. Ja zaraz idę do Pshemko, a właściwie to oboje idziemy. Chcemy, żeby to on uszył dla Uli sukienkę a mnie garnitur.
Marek nie tylko myślał o ślubnych kreacjach. Porozumiał się z rodzinnym prawnikiem w sprawie adopcji Michała. Głównie chodziło mu o to, czy mógłby się o nią starać jeszcze przed ślubem. Prawnik powiedział mu, że jak najbardziej, bo procedury mogą się ciągnąć i zanim dojdzie do usynowienia oni będą już po ślubie.
- Ja mogę wystąpić z wnioskiem adopcyjnym do sądu rodzinnego w waszym imieniu, ale musicie liczyć się z tym, że zaczną rozpatrywać go po waszym ślubie. Trzeba wtedy uzupełnić dokumenty złożone wcześniej o akt ślubu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że postaram się całą sprawę przyspieszyć, jak tylko dokumentacja będzie pełna.
Podziękował mu i wyszedł od niego pozytywnie nastawiony. Teraz, kiedy już wiedział na temat adopcji niemal wszystko, mógł się skupić na załatwianiu ślubnych formalności.
Nie mieli za dużo czasu, a do zrobienia mnóstwo rzeczy. W ciągu jednego dnia załatwili obrączki i zaproszenia. Zrobili listę gości, która była bardzo skromna. Tylko najbliżsi i trochę ludzi z firmy. MacMillan potwierdził swoją obecność. Miał przyjechać tydzień przed ślubem, a wyjechać tuż po nim. Ula zabukowała mu bilety i obiecała, że osobiście odbierze go z lotniska.
Jak policzyli wszystkich, to okazało się, że nie będzie więcej jak pięćdziesiąt osób. Na tyle też Helena wynajęła salę weselną w jednym z najdroższych hoteli w Warszawie. Wprawdzie Ula była temu przeciwna, ale Dobrzańska uspokajała ją.
- Pozwól nam kochanie za to zapłacić. To będzie skromne wesele, którego koszty pokryjemy, a wy macie to potraktować jak prezent ślubny.
W dodatku Michał się uparł, żeby mieć taki sam garnitur jak Marek.
- Chcę wyglądać tak jak tatuś – powtarzał w kółko. Marek w końcu poszedł z nim do Pshemko i uprosił go, żeby i małemu uszył garnitur. Mistrz naprawdę się wzruszył, bo uwielbiał Ulę i jak zobaczył małego tak bardzo podobnego do niej, nie miał sumienia odmówić.
- Obiecuję ci, że będziesz wyglądał dokładnie tak samo – uspokoił go. – Zaraz ta pani cię zmierzy, - wskazał na jedną z krawcowych - żeby wszystko ładnie pasowało.

Na tydzień przed ślubem wszyscy zapakowali się do Lexusa Marka i ruszyli na lotnisko. Sam miał przylecieć dokładnie o dziesiątej, tym samym kursem, którym Ula wracała do Polski. Michaś był podekscytowany. Doskonale pamiętał tego dobrego wujka z Ameryki.
Samolot przyleciał o czasie, bez żadnych opóźnień. Niecierpliwie go wyglądali. Wreszcie ukazał się idąc w gromadzie innych pasażerów. Michał trzymany na rękach przez Marka też go dostrzegł i zaczął krzyczeć.
- Uncle Sam, uncle Sam!
MacMillan uśmiechnął się szeroko na widok całej trójki. Po chwili ściskała go Ula, której ze wzruszenia pociekły łzy.
- Bardzo tęskniliśmy za panem. Michał nie mógł się już doczekać. – Wziął Michała na ręce i przytulił go mocno.
- I ja bardzo tęskniłem za wami – uścisnął Markowi dłoń. – A to pewnie twój narzeczony? – Marek uśmiechnął się do niego z sympatią.
- Marek Dobrzański – przedstawił się. – Bardzo jest mi miło pana poznać. Serdecznie witamy. Pozwoli pan, że wezmę pański bagaż?
Już w domu przy obiedzie opowiedziała mu o wizycie Śliwińskich.
- Nie wiem jakim cudem mnie odnaleźli. Dzięki Bogu był tu Marek. Okłamałam ich mówiąc, że Michał nie jest ich wnukiem. Musiałam to zrobić, bo tu obowiązuje dość pokrętne prawo i jeśli wynajęliby dobrego adwokata, mogli by wygrać sprawę. Powiedziałam im, że dziecko Igora poroniłam, a Michał jest synem Marka. Kupili to i dali nam spokój.
- Wiesz, że ja podświadomie czułem, że oni tu trafią, dlatego kazałem ci dmuchać na zimne, pamiętasz? Dobrze zrobiłaś.
- To samo jej powiedziałem, chociaż miała wyrzuty sumienia. Ja już złożyłem pismo w sądzie o usynowienie małego i mam nadzieję, że po naszym ślubie szybko to załatwią.
Przez kolejne dni zapewnili MacMillanowi najlepsze atrakcje. Obwieźli go po Warszawie i pokazali najciekawsze miejsca. Sporo czasu spędził z Michałem przypominając mu już nieco zapomniany przez niego angielski, którym dość nieudolnie posługiwał się mieszkając w Nowym Jorku. Ze zrozumiałych względów, jako dziecko miał ubogie słownictwo, ale jakoś się porozumiewali. Trochę pomagała Ula i Marek.
Wreszcie nadszedł ten wyczekiwany przez nich dzień. Podjechali pod kościół białą limuzyną. Marek pomógł Uli wysiąść. Wręczył Michałowi czerwoną poduszeczkę, na której lśniły dwie złote obrączki.
- Ostrożnie synku. Uważaj, nie potknij się i nie upuść. – Mały wyszczerzył się do niego.
- Nie martw się tatuś, doniosę.
Widok tego malca, który z dumą niósł obrączki, ubranego identycznie jak pan młody, wzruszył obecnych na ślubie gości. Wyglądał tak słodko.
Ceremonia się zaczęła. Uroczyście przysięgali sobie dozgonną miłość i wierność. Kiedy nadszedł czas na założenie obrączek, stojący przy Maćku Michaś podszedł do nich i ze szczęściem wypisanym na ślicznej buzi podsunął Markowi poduszkę.
Stało się. Ksiądz ogłosił ich mężem i żoną. Marek ucałował najczulej jej usta, a potem porwał Michała na ręce i objąwszy jedną z nich Ulę wymaszerował z kościoła.
- Teraz jesteś moim najprawdziwszym tatusiem. Kocham cię tatusiu. Ciebie też mamusiu. Objął ich oboje za szyje i ucałował im policzki.
- Ja ciebie też kocham synku. Bardzo – uściskał go wzruszony Marek. – Oboje was kocham i tak już będzie zawsze.

Trzydziesty września stał się dla nich wszystkich pamiętną datą. Tego dnia wyszli z sądu ze szczęśliwymi minami. Podeszli do nich Dobrzańscy i wszyscy Cieplakowie.
- Kochani – powiedział z dumą Marek – pozwólcie, że wam przedstawię mojego syna i waszego wnuka, Michała Dobrzańskiego. Nareszcie jestem prawdziwym ojcem i mam nadzieję, że będę nim dla dzieci, które mam zamiar mieć z moją kochaną Ulą. Zapraszam was wszystkich do najlepszej restauracji w mieście. Trzeba to uczcić, prawda? A ja sobie nie odpuszczę, bo spełniło się wszystko o czym zawsze marzyłem.

K O N I E C



Gaja (gość) 2014.10.26 16:52
Witaj Małgosiu,
powtórzę, ale nie za bardzo pamiętam za kim, cud, miód i orzeszki:)
Nareszcie Ula przełamała się i dała im szansę na szczęśliwe życie. Rzeczywiście Marek dał Uli bardzo dużo czasu do podjęcia decyzji, od września do maja, to prawie jak ciąża. Chyba niewiele osób (oczywiście przede wszystkim facetów) byłoby stać na tak długie oczekiwanie na odwzajemnienie uczuć i pożądania. Oczywiście Marek bardzo uczestniczył w życiu Uli i Michałka, ale o ile On już dawno się zadeklarował, o tyle Ula niezazbytnio. Podziwiam Marka za niezłomną wiarę i cierpliwość:) Codzienność pokazuje, że każdego dnia można spotkać kogoś, kto odmieni nasze życie, niestety nie tylko na lepsze. Bez wątpienia wyznanie sobie nawzajem uczuć nie daje żadnej gwarancji każdej ze stron, ale niewątpliwie uspakaja wewnętrznie. Cudne jest też to, że Twój Marek jest taki zachwycający i tak dobrze zorganizowany, ma pierścionek, tak na wszelki wypadek, szybo planuje ślub (żeby się nie rozmyśliła?), chce mieszkać u Uli (mimo, że Jego dom jest nowocześniejszy i chyba większy?), myśli o podróży poślubnej, a co najważniejsze, organizuje szybką zmianę nazwiska swojego ukochanego Michałka. Facet na którym można polegać, rewelacja. Brakowało mi tylko troszeczkę fantastycznych i rozbrajających powiedzonek Michasia, ale całe opowiadanie bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało. Za wyjątkiem Igora, wszyscy po prostu jak aniołki, super!
Z niecierpliwością czekam na czwartek, co też dla nas przygotowałaś?
Serdecznie pozdrawiam Gaja:)
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.10.26 17:28
Franchising kochanie. Franchising. A myślałam, że to mi się do niczego w życiu nie przyda, a jednak szkoła uczy. :)
BTW dawno coś mnie tu nie było. No cóż. Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. W tym roku postawiłam na zajęcia dodatkowe, wolontariat i się dziwię, że na przyjemności nie mam czasu. Doby brakuje :D
Pomijając fakt, że od początku wiedziałam, że oni będą razem, to Michaś. No po prostu orzeszek . Cudowny malec. Czytałam to i zastanawiałam się czy takie dzieci jeszcze istnieją. Widać istnieją :)
Bardzo sympatyczne opowiadanie. Może pomijając początek :)
Pozdrawiam serdecznie i miłego wieczoru życzę :)
MalgorzataSz1 2014.10.26 17:42
Gaju, a ja dziękuję za wszystkie Twoje pozytywne komentarze pod rozdziałami, bo były i inspirujące i motywujące. Cieszę się, że powiadanie przypadło Ci do gustu. Mam nadzieję, że następne okaże się równie przyswajalne. Na nie zapraszam Cię oczywiście w czwartek.

Natalia

Masz rację i w miarę możliwości słowo poprawię.

Pozdrawiam serdecznie dziewczyny i dziękuję. :)
biedronka2012 (gość) 2014.10.26 17:56
Piękna historia i taka prawdziwa. Jestem pod wrażeniem całości to teraz moje ulubione opowiadanie - zaczarowało mnie. Szkoda że tak szybko się skończyło, nawet nie wiem kiedy, mogłabym czytać i czytać.

Czekam na następną historie.
pozdrawiam biedronka
K. (gość) 2014.10.26 18:02
Rodzinne, szczęśliwe zakończenie na koniec. Marzenia Michałka się spełniło ma pełną rodzinę. Mamę. Tatę. Babcię. Dziadków. Plan malucha został zrealizowany. Ula przełamała strach, pokonała demony przeszłości i zaufała. Uwierzyła, że nie każdy facet jest świnią i kłamcą. Ona trafiła na kochającego, delikatnego Marka, chociaż początek ich znajomości nie wskazywał na happy end. Co tylko pokazuje, że pozory mylą i że nie zawsze pierwsze pięć minut pozwala nam właściwie ocenić drugiego człowieka. Oni potrzebowali więcej czasu aby ich znajomość mogła pięknie się rozwinąć. Kończysz w bardzo fajnym momencie możemy się tylko domyślać i mieć nadzieję, że dalej było jeszcze lepiej (bo pewnie epilogu nie planujesz). Bardzo przyjemne, spokojne, pełne uśmiechu opowiadanie. Dzięki Ci za nie. Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2014.10.26 18:28
Biedronko i K.

Dziękuję Wam dziewczyny za miłe słowa. To opowiadanie jakoś tak samo się pisało, bo temat dość wdzięczny ze względu na postać Michałka. Nie wiem, co powiecie na następne, bo w dużej mierze jest retrospekcją, ale czas pokaże.
Po tym kolejnym ukaże się taka trzyczęściowa historia, która będzie kontynuacją Twojego Biedronko "We mnie wszystko Twoje", a później... Nie wiem co później. Może coś, a może już kompletnie nic.

K. Bardzo dziękuję za każdy komentarz i za to, że takim przychylnym okiem spojrzałaś na to opowiadanie. Myślę, że każdy autor tak ma, że nigdy nie jest pewny reakcji czytelnika. Twoje reakcje były niezwykle pozytywne.

Bardzo dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam Was najcieplej. :)
jute (gość) 2014.10.26 18:28
Witaj Małgosiu.Cudowne zakończenie ,cudownego opowiadania.Wreszcie cierpliwość nomen omen bardzo markowego i dobrzańskiego Marka została nagrodzona.Ślub,wesele i czas na "wrzosowisko"..Będą z tego dzieci jak pewnie by podsumowała przesławna Violetta K.
Szkoda tylko,ze tego miziania tak mało.Ale z drugiej strony pozostawiłaś pole do popisu naszym własnym wyobrażeniom jak to się mogło dziać.No! U mnie już wszystkie dwie szare komórki pracują i wyobrażnia działa.Ale i tak wydaje mi się ,że głównym bohaterem tego opowiadania był Michałek,gdyby nie jego determinacja i "poganianie" tych wolniej kapujacych dużych ludzi, zwanych dorosłymi , to cała sprawa by się pewnie wlokła i wlokła.Pozdrawiam. i czekam na czwartek.Idę na gadanie kiamerkowe z moimi dziećmi, bo u ich dzieci a moich wnuczek jest od wczoraj prawdziwy armagedon.Dziewczyny przyniosły wszy! Starsza mdleje i rzyga ( na przemian).Młodsza stwierdziła wczoraj ,że jej to nie przeszkadza (pewnie robaczki sobie za chwile gdzieś pójdą),a ona ma BARDZO WAŻNE rozgrywki i MUSI być na korcie.Kiedy synowa stwierdziła ,że to absolutnie nie jest możliwe, mała poprosiła o obcięcie " na glacę "..Ona włoży na głowę czapeczkę i już.Synowa jest w szale prania wszystkiego co jej wpadnie w ręce,mam nadzieję,że powstrzymam ich od skuwania tynków. Nie mam pojęcia czy się śmiać,czy płakać.Spadam.
Anonimowy (gość) 2014.10.26 18:49
Małgosiu, cudowne opowiadanie, cudowne zakończenie i oczywiście cudowny Michałek :) Maluch w końcu spełnił swoje największe marzenie-ma tatę, który dopełnia jego rodzinę. Ula i Marek po wszystkich traumatycznych przeżyciach( jeżeli chodzi o Dobrzńskiego to mam na myśli życie z jedzą Febo. Facet miał anielską cierpliwość, że z nią tyle wytrzymał.).odnaleźli szczęście, którego tak bardzo pragnęli, i które im się w 100% należało. W tym momencie im nic więcej nie potrzeba, no chyba, że więcej małych Dobrzańskich. Ale po ostatnim zdaniu Marka myślę, że ich rodzina na pewno się powiększy. Na koniec jeszcze dodam, ze uwielbiam takie otwarte zakończenia-każdy może sobie ciąg dalszy sam dopisać, co mu pasuje. Z niecierpliwością czekam na następne opowiadania, pozdrawiam i przepraszam, ze tak rzadko się odzywam( ale śledzę na bieżąco!). :)
MalgorzataSz1 2014.10.26 18:54
Jute

Może nie uwierzysz, ale od dłuższego czasu wcale nie chce mi się opisywać miziania, ani wrzosowiska. Zdecydowanie wolę pozostawić to wyobraźni czytelników. Napisałam już tyle gorących, łóżkowych scen, że nie mam kompletnie weny na następne, chociaż wiem, że niektórzy na nie czekają. To oznacza, że starzeję się na potęgę.

Jeśli chodzi o wszy, to owszem miałam w dzieciństwie i w dodatku włosy długie do połowy tyłka. To była iście benedyktyńska praca mojej mamy, żeby wytępić robactwo bez obcinania na glacę. Jedna z Twoich wnuczek to odważna dziewczyna i chyba zdeterminowana tymi rozgrywkami na korcie, skoro chce się ostrzyc na kolano.
Nie wiedziałam poza tym, że masz tylko dwie szare komórki. Poczułam się lepiej, bo ja mam trzy. :P

Dzięki Jute za ten humorystyczny wpis. Przesyłam Ci buziaki. Milion buziaków i pozdrowionka. :)
MalgorzataSz1 2014.10.26 18:59
Anonimowy

Kolejna niezwykle pochlebna ocena tego opowiadania, a mnie serce rośnie, bo nie sadziłam, że ono aż tak bardzo się spodoba. Tak, masz rację, że zakończenie właściwe otwarte i każdy może dopisać sobie dalszy ciąg. Jednak dzieci będą na pewno, bo przecież Marek sprawdził się jako świetny ojciec i uroczy, ciepły człowiek, który ma serce na dłoni. Ula na pewno mu nie odmówi, bo też pewnie pragnie rodzeństwa dla Michałka.

Lewituję nad ziemią od tych wspaniałych komentarzy. Dziękuję za nie najserdeczniej. :)
Magdam (gość) 2014.10.26 19:49
Małgosiu! :)
Co moge innego powiedziec niz to,że opowiadanie jest piekne? No po prostu nie da sie nic innego na jego temat powiedziec, no chyba, ze jeszcze jest wzruszające. Niestety nie kazdy by sie zdecydował wychowywac nie swoje dziecko :( A w tym wypadku Marek wykazał sie prawdziwą wrażliwościa. Bardzo podobaja mi sie takie tematy, jakie ty poruszasz. Zreszta Michasia nie dało sie nie pokochac :) Temat jak najbardziej zyciowy :) Mimo dosc burzliwego poczatku wyrosła z tego piękna i trwała milość. Gratuluje pomysłowosci. Jak juz pisałam jestem pod ogromnym wrazeniem twojego talentu i czekam z niecierpoliwoscią na kolejne opowiadania.
Podrawiam cieplutko! :)
MalgorzataSz1 2014.10.26 21:28
Magdam

Wielkie dzięki za słowa pochwały i za komentarze pod każdym rozdziałem. Mam nadzieję, że kolejna opowieść również Cię wzruszy, bo temat w niewielkim bardzo stopniu będzie zbliżony chociaż nie do końca. Może też uronisz jakąś łezkę czytając kolejne części opowiadania? Ja już serdecznie Cię na nie zapraszam w czwartek.
Bardzo dziękuję za to, że odwiedzasz regularnie mój blog.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.10.27 12:33
Wczoraj czytalam ale nie moglam komentowac.... byczkow brak... zima i pastwiska zamkniete...
Wszystko jak lubie.... konczy sie dobrze i slonecznie...
Maly mial zaciecie do tego tatusia... az dziwne, ze dziecko moze tak nalegac...
No i doczekalysmy sie z Jute miziania.... wreszcie...
Bardzo mile i delikatne opowiadanie...
Troche martwi, ze zostalo jeszcze jedno , a potem ....
Pozdrawiam

MalgorzataSz1 2014.10.27 13:08
Lectrice

Nie wiem co potem. Potem choćby potop. Na pewno po kolejnym opowiadaniu będzie wstawiona taka short story napisana na podstawie mini Biedronki. Taka krótka kontynuacja, ale co później, sama nie wiem.
Pocieszające jest to, że Amicus wystawiła mnóstwo tytułów, więc będziecie miały co czytać.
Pozdrowionka. :)
lectrice (gość) 2014.10.27 21:42
Jak Ci wpadnie do glowy jakas historia to nie omieszkaj jej na papier machnac....
MalgorzataSz1 2014.10.27 23:10
Lectrice

Na pewno tak zrobię. Póki co, wielka posucha. :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz