21 wrzesień 2014 |
ROZDZIAŁ 3
Doczekała się wreszcie swojej Micry. Załatwiła wszystkie papierkowe sprawy z nią związane i stała się właścicielką samochodu. W tym samym dniu, w którym go odebrała z salonu, zakupiła fotelik dla Michasia. Dom też już należał do niej. Masny sprawił się na medal i w krótkim czasie podpisali stosowne dokumenty. Dwa dni później pojechała ponownie do Anina wraz z Maćkiem i Jaśkiem. Zaopatrzeni w odpowiedni sprzęt i środki czystości do wieczora uprzątali wnętrze budynku pozbywając się starych mebli i ogromnej ilości pajęczyn. Potem jeździli już każdego dnia i zajmowali się ogrodem i sadem. Maciek wykarczował sporo dziko rosnących krzewów i pościnał obumarłe owocowe drzewa. To, co zrodziło owoce zostawił. W jedną z sobót zapakowała rodzinę do samochodu zabierając przy okazji wałówkę na cały dzień i ruszyła do swojego domu. Za nią jechał Maciek z rodzicami. Obiecali sobie wielkie ognisko i pieczenie kiełbasek. Do spalenia było mnóstwo gałęzi i uszkodzonych sprzętów. Józef po oględzinach domu wyglądał na zmartwionego. - Myślałem córcia, że kupisz dom, który będzie się nadawał do zamieszkania, a tego jeszcze długo nie będzie można nazwać domem. Pogładziła ojca uspokajająco po ramieniu. - Nie martw się tatusiu. Tu jest teraz moje serce, moje miejsce na ziemi. Zrobię wszystko, żebyśmy mogli spędzić tutaj święta. Marek Dobrzański podjechał pod swój dom. Już z daleka zauważył tę dziwną łunę wiszącą nad drewnianą ruderą stojącą obok jego posesji. – Może wreszcie ktoś się zlitował i spalił to szkaradztwo – pomyślał. Jednak kiedy już zaparkował zobaczył, że chałupa stoi nienaruszona. – Co jest? – Wysiadł z samochodu, by przyjrzeć się temu dokładniej. – To gdzieś z tyłu domu… – Obszedł budynek dookoła. Usłyszał śmiech. Zaintrygowany podszedł bliżej. Zobaczył grupę osób stojących wokół ogniska i piekących kiełbaski. - Przepraszam bardzo, co państwo tu robią? – Zapytał dość ostrym tonem. – To prywatna własność i o ile wiem, niezamieszkała. Jego głos sprawił, że wszyscy odwrócili się jak na komendę. Ula i Maciek wbili w niego zdumione spojrzenie. - To pan! – Podeszła do niego z groźnym wyrazem twarzy. – Ja naprawdę mam pecha. Warszawa jest taka wielka, a ja drugi raz mam nieprzyjemność spotkać właśnie pana. Zmarszczył czoło i ponownie zapytał. - Co wy tu robicie? Nie powinno was tu być. To teren prywatny. - Owszem. Prywatny, ale na pewno nie pański. To ja mam prawo zapytać dlaczego pan wkroczył na teren mojej własności. - Pani własności? - Powtórzył zdumiony. – Jakim cudem? - Proszę pana kupiłam tę posesję i jestem jej właścicielką. Poza tym chyba nie muszę się panu z tego tłumaczyć. Proszę opuścić teren. - Z miłą chęcią. Nie sądziłem, że ktoś kupi tę ruderę. - Dla pana rudera, dla mnie piękny dom. Proszę już iść. - Kiedy odszedł powiedziała do Maćka: – Złe przeczucia mnie nie zawiodły. Czułam w kościach, że ten Lexus to właśnie jego. Nie ma co, będę miała tu naprawdę miłe sąsiedztwo. - Nie przejmuj się. Przecież wcale nie musisz go oglądać. Posadzimy wzdłuż granicy wysokie iglaki i one załatwią sprawę. Zaczęły się dla niej bardzo intensywne dni. Zamówiła dekarza, by obejrzał dach. Na szczęście okazał się szczelny i nie przeciekał. Po nim pojawiła się ekipa ludzi, którzy mieli wypiaskować każdą belkę i każdą deskę domu i wewnątrz, i na zewnątrz. Po tygodniu ta stara rudera, jak nazwał dom Dobrzański wyglądała już zupełnie inaczej. Piaskowanie odsłoniło naturalne słoje drewna. Zniknął czarny nalot z desek, pod którym ukazała się jasna barwa. Teraz wraz z Maćkiem i Jaśkiem gruntowała impregnatami, bejcowała i pokrywała ich powierzchnię bezbarwnym lakierem. Kolejne ekipy przebudowywały ściany wewnętrzne. Tym sposobem powstał spory salon, w którym pojawił się prawdziwy kominek. Kosztem ogromnej kuchni rozbudowano łazienkę i powiększono starą ubikację. Dwa pozostałe pokoje przeznaczyła dla siebie i dla synka. Te na górze miały służyć ewentualnym gościom. Wymieniono okna i założono instalację grzewczą. Zamontowano wygodny piec gazowy w łazience, który był jednocześnie piecem do centralnego ogrzewania. Z każdym dniem robiono niesamowite postępy. Nie zapomnieli też o otoczeniu. Z inicjatywy Maćka przywieziono sto dwadzieścia dorodnych iglaków na tyle wysokich, że jak je posadzili ledwo było widać piętro ich sąsiadów. W podobny sposób odgrodzili się też z lewej strony. Tył posesji zajmował sad i tam on stanowił naturalną granicę nieruchomości. Z sąsiadem nadal miała napięte stosunki. Wielokrotnie przychodził ze skargą, że albo zatarasowała mu wjazd materiałami budowlanymi, albo narzekał na długotrwałe hałasy wydawane przez wiertarkę lub szlifierkę. Nie miała z nim łatwego życia. Pocieszała ją jedynie myśl, że jak już skończy się ten remont, to i on odpuści. Pod koniec października doszła do etapu kupowania mebli i urządzania domu. To zdecydowanie była najprzyjemniejsza czynność. Kupiła wcale nie tanie, ale pasujące do wnętrza drewniane wyposażenie. Przetestowali z Maćkiem kominek, który dawał przyjemne ciepło. Wreszcie poczuła się u siebie. Tuż przed dniem zmarłych wprowadziła się wraz z Michałkiem. Mały był zachwycony swoim pokojem szczególnie, że był obok pokoju mamy. - To mój pokoik mamusiu? Naprawdę mój? - Naprawdę kochanie. Przecież wszędzie są twoje zabawki. Masz miękkie łóżeczko i ładne mebelki. Jak będziesz miał złe sny, to zawsze możesz do mnie przyjść na przytulanie. Pomyślała, że dlatego pyta i wciąż się upewnia, bo pamięta tę małą klitkę w Nowym Jorku, w której mieszkali aż do wyjazdu. Chciała, żeby jej syn miał swoją przestrzeń, chciała, żeby bez jakichkolwiek ograniczeń mógł się bawić bezpiecznie na zewnątrz domu. Na jego tyłach urządziła mu plac zabaw. Maciek postawił huśtawkę i piaskownicę. Była też niewielka zjeżdżalnia. Michaś powinien mieć szczęśliwe dzieciństwo, a ona konsekwentnie dążyła do tego, żeby takie było. Tak jak obiecała rodzinie, święta spędzali u niej. Szymczykowie też zostali zaproszeni. Było wprawdzie nieco ciasno, ale jednak pomieścili się wszyscy. Wreszcie do czegoś przydały się kanapy w salonie. Powoli okrzepła i przywykła do nowego domu. Obiecała sobie, że na wiosnę posadzi przed nim mnóstwo kolorowych kwiatów i może trochę krzewów ozdobnych. Ciągle też utrzymywała kontakt z MacMillanem opowiadając mu na bieżąco o postępach prac. - Miło słyszeć Ula, że tak sobie świetnie radzisz. Szczerze powiedziawszy, gdy wylatywałaś bardzo martwiłem się o was, ale udowodniłaś, że jesteś silną, konsekwentną kobietą. - Bardzo bym chciała, żeby pan kiedyś nas odwiedził. Michaś często pana wspomina i tęskni. - Ja też za wami tęsknię. Bardzo mi was brakuje. Ale jeśli tylko zdrowie pozwoli na pewno się zjawię. W pewien marcowy wieczór tym razem on do niej zadzwonił. - Pewnie cię dziwi ten telefon Ula, ale musiałem zadzwonić, bo to, co zaraz powiem nie jest dobrą wiadomością. Wczoraj zrobili nalot na jedną z melin. Znaleźli Igora. Nie żył już od co najmniej trzech dni. Zaćpał się na śmierć. Najgorsze, że żaden z tych narkomanów w ogóle tego nie zauważył. Przeleżeli z nieboszczykiem cały ten czas. Na policji ustalili dane personalne Igora i zawiadomili już jego rodziców w Polsce. Nie wiem, czy oni wiedzą o Michale. Nie wiem, czy Igor informował ich nawet o waszym rozwodzie, bo przecież cały czas chodził naćpany. Jeśliby tam w Polsce odnaleźli cię, to nie przyznawaj się w ogóle, że to dziecko Igora. Mały jest do ciebie bardzo podobny i trudno będzie im udowodnić, że jest ich wnukiem. Stąd na pewno nie uzyskają żadnych informacji. Dopilnuję tego. Była wstrząśnięta tymi wiadomościami. Nienawidziła Igora za pijaństwo, narkotyki, nieróbstwo. Za to, że ją zdradzał, okradał i bił, ale nie życzyła mu śmierci. - Dziękuję panie MacMillan za te wieści. Nie sądzę, żeby rodzice Igora mnie znaleźli. Wprawdzie znają adres mojego ojca, ale uprzedzę go, żeby im nic nie mówił o miejscu mojego zamieszkania. Zresztą gdyby nawet im się udało i wiedzieli o dziecku, to i tak nie mają do niego żadnego prawa. Przecież Igor zrzekł się praw rodzicielskich, a ja nie jestem już jego żoną. - Tak, czy owak ja cię uprzedziłem. Dmuchaj na zimne Ula. Wraz z nastaniem cieplejszych dni zajęła się ogrodem. Pieczołowicie sadziła kwiaty, krzewy bukszpanu i forsycji. Mały sekundował jej przesypując ziemię do wiaderka i z powrotem do wykopanego dołka. Miał uciechę. Dzięki temu częstemu przebywaniu przed domem nierzadko słyszała kłótnie dochodzące zza ściany wysokich iglaków. Nie wiedziała, czy kobieta, z którą mieszka jej sąsiad jest jego żoną, czy konkubiną. Widziała ją zaledwie kilka razy jak wysiadała z taksówki. Wysoka, szczupła, piękna i zadbana. Mimo to nie zrobiła na niej dobrego wrażenia. Miała ciągle jakiś zacięty wyraz twarzy, który zaburzał to piękno. – Jedno warte drugiego – pomyślała. – Jeszcze kilka takich awantur, a pozabijają się nawzajem. Któregoś dnia spostrzegła walizki przed wjazdem na posesję i domyśliła się, że jedno z nich odchodzi. Kątem oka zauważyła wychodzącego mężczyznę niosącego kolejne walizki. - Radzę ci się pośpieszyć. Nie mam całego dnia – burknął. - Jeszcze tego pożałujesz draniu. Nie ujdzie ci to na sucho. - A co zrobisz? Naślesz na mnie bandziorów z camorry? Nie bądź większą idiotką niż jesteś. Mam cię po dziurki w nosie. Żadnego ślubu nie będzie. – Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi, które zatrzasnął z wielkim hukiem. Kobieta stanęła najpierw bezradnie, po czym sięgnęła po telefon i zadzwoniła do kogoś. Nie minęło piętnaście minut jak pojawiła się taksówka, z której wysiadł wysoki mężczyzna. Miał podobne rysy twarzy do kobiety. Rozmawiali po włosku. Wpakował walizki do bagażnika i pomógł kobiecie wsiąść. Odjechali. - No to się podziało. Jednak ten bezczelny typ nie jest żonaty – wzruszyła ramionami. W końcu nie jej sprawa. Podniosła się z klęczek i wzięła na ręce Michała. - Idziemy się umyć brudasku. Czas na kolację. Zainwestowała trochę pieniędzy w akcje na warszawskiej giełdzie, ale na efekty musiała nieco poczekać. Miała jeszcze fundusze na koncie, mimo to postanowiła rozejrzeć się za jakąś pracą. Michał skończył trzy i pół roku, a ona była w trakcie załatwiania mu przedszkola. Uznała, że powinien mieć kontakt z innymi dziećmi. Wprawdzie miała początkowo w planach otwarcie własnego small businessu, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Potrzebowała pracy na osiem godzin, od siódmej do piętnastej po to, by móc odbierać synka z przedszkola. Zaczęła śledzić ogłoszenia w prasie. Szukała też pracy dla Maćka, który zamknął z hukiem mało opłacalny sklepik i pozostawał bez zajęcia. To on właśnie przyjechał do niej w jakąś niedzielę z wiadomością, że firma odzieżowa Febo&Dobrzański potrzebuje dwóch ekonomistów na stanowiska asystentów. - Idealnie nadajemy się do tej roboty Ula. Spełniamy wszystkie wymogi. Spójrz – podał jej gazetę, w której widniało ogłoszenie o naborze kandydatów. Przeczytała je uważnie i pokiwała głową. - Rzeczywiście to coś w sam raz dla nas. W dodatku praca od września, a wtedy Michaś będzie już chodził do przedszkola. To co? Piszemy CV. Zasiedli przy komputerze. Ula pisała a Maciek dyktował. Potem wydrukowała jeszcze swoje, bo napisała je już dużo wcześniej. – Sprawdź do kiedy należy składać aplikacje. Maciek zerknął do gazety. - Do piętnastego sierpnia. To już pojutrze. Trzeba się sprężać. Pojedziemy jutro. Spotkamy się już na miejscu. Zapisz adres. Lwowska dwa, piąte piętro, Sebastian Olszański dyrektor HR. To u niego trzeba złożyć dokumenty. Następnego dnia ubrała Michała i wraz z nim pojechała do centrum. Dzięki GPS odnalazła drogę na Lwowską bez trudu. Zaparkowała. Wyjęła dziecko z fotelika i wraz z nim podeszła do szklanych drzwi. Po chwili zjawił się i Maciek. Poinstruowani przez ochroniarza wsiedli do windy i wjechali na piąte piętro. Tam już bez trudu odnaleźli gabinet dyrektora. Przywitali się z nim wręczając mu dwie duże koperty. - Otwarcie ofert nastąpi w dniu jutrzejszym – powiedział.- Najdalej w czwartek zostaną państwo powiadomieni, czy wasze kandydatury przeszły do dalszego etapu, który wyłoni już asystentów. To odbędzie się na zasadzie indywidualnej rozmowy z każdym z kandydatów. Będzie z państwem rozmawiał prezes i pytał o sprawy związane z zarządzaniem, finansami i sprawami ekonomicznymi, ale to tylko w przypadku, kiedy przejdą państwo wstępną weryfikację. Podziękowali mu za informacje i pożegnali się z nim. Kiedy już wyszli z budynku firmy Ula powiedziała. - Wiesz Maciuś, tym razem mam dobre przeczucia i wierzę, że dostaniemy tę robotę. - Oby twoje przeczucia cię nie myliły – wziął Michała na ręce. – Masz ochotę na lody Michaś? Wujek stawia. – Mały energicznie pokiwał głową. - Ale czekoladowe. Dużą gałkę. Maciek mrugnął do Uli. - No niech ci będzie. Idziemy. |
jute (gość) 2014.09.21 16:33 |
Witaj Małgosiu.Ciekawa jestem,jak przebiegnie spotkanie nr trzy.Wydaje mi się,że kiedy Ula dowie się z kim będzie musiała pracować ,to może zechce się wycofać.Pewnie Marek będzie musiał mocno wyglansować swoje dołeczki i podkręcić swój wdzięk na "maksa",żeby zatrzeć niesmaczne wspomnienia z poprzednich spotkań.O ile jestem w stanie zrozumieć to zajechanie miejsca parkingowego(samochodów przybywa a miejsc do parkowania ubywa,i tak się zdarza czasem,dziś ktoś mnie a jutro ja komuś.I jeszcze czasem jest tak,że czas tak goni,że człowiek nie ma wyboru), to w czasie drugiego spotkania Mareczek się popisał wdziękiem hipopotama i inteligencją trzynastego znaku zodiaku.Co on myślał,że ktoś się włamał,żeby sobie urządzić piknik?.Zamiast wejść ,przedstawić się,wyjaśnić,że jest sąsiadem powiedzieć jakieś miłe słowo to zachował się jak burak.Oj bedzie miał facet sporo do odkręcania. Strasznie jestem ciekawa dalszej części. Pozdrawiam Cię Małgosiu,czy u nas też leje, bo tu strasznie.A u nas dzisiaj festyn parafialny.Zwykle jest super wyżerka i nawet fajne występy.Nasz proboszcz i wikary stają na głowie,żeby dorównać sąsiadom (zborowi ewangelickiemu).Ja tak patrzę na tych sąsiadów i czasem zazdroszczę,dopiero patrząc na nich zrozumiałam co to jest opieka duszpasterska.no ale dość tych dywagacji.Pozdrawiam jeszcze raz i czekam na czwartek. |
bewunia (gość) 2014.09.21 17:05 |
Ula dopieściła wymarzony dom. Sporo forsy musiała przywieść jeśli pracy szuka dopiero po roku od powrotu. Czemu Marek wyrzucił Paulinę? Nie napisałaś. Jaka okaże się firma w tym opowiadaniu? Do czwartku tak daleko. Pozdrawiam. |
amicus (gość) 2014.09.21 17:16 |
U duetu Febo-Dobrzański ostro. Ostro, że aż
iskry lecą. Faktycznie trafił swój na swego :) Marek wciąż się czepia
nowej sąsiadki. Nic mu się nie podoba i generalnie jest niebywale
egocentryczny. Ha! Wiedziałam, że się Ulka zatrudni w FD. Ciekawi mnie jak obeoje z Markiem zareagują gdy spotkają się na rozmowie kwalifikacyjnej, bo selekcję Seby z pewnością przejdą z Maćkiem bez problemu. Pozdrawiam serdecznie :) |
lectrice (gość) 2014.09.21 17:54 |
Myślałem córcia, że kupisz dom, który będzie się nadawał do zamieszkania, a to jeszcze długo nie będzie można nazwać domem. Ja bym powiedziala "tego".... tego nie mozna nazwac domem, po przeczniu jest dopelniacz : nie mozna nazwac tego... Kiedy odszedł powiedziała do Maćka. – Złe przeczucia ... Zamiast kropki bym dala dwukropek... Mareczek sie pojawil, geba kwasna i bez przerwy pretensje... mozna go troche zrozumiec bo cierpi z wloska harpia... Szkoda, ze jeszcze nie bylo tej rozmowy kwalifikacyjnej... nie odbedzie sie bez kwasow, przypuszczam ze strony Uli... Dobrze se rozwija, Ula to zdzecydowana i mocna osoba... oj nameczy sie absztyfikant... Fajna czesc, czyta sie samo... Pozdrowionka, |
MalgorzataSz1 2014.09.21 17:55 |
Jute Jak przebiegnie spotkanie nr trzy oczywiście nie zdradzę, ale jak to mówią "do trzech razy sztuka". U mnie pochmurno, ale nie pada. Za to od jutra ma lać przez cały tydzień, to i u Ciebie pewnie też. Bewuniu W pierwszym rozdziale pisałam, że Ula inwestowała na amerykańskiej giełdzie. Nie były to duże sumy, ale wystarczyły, żeby zgromadzić stosowny kapitalik, za który mogła się urządzić w Polsce. Pieniądze topnieją i teraz musi rozejrzeć się za pracą. Nie będę opisywać z jakiego powodu Marek i Paulina rozstali się, bo wszystkim jest wiadome, że głównie z powodu awantur, które mu urządzała. Tym razem nie rozwlekam się nad ich wspólnym życiem, bo to ma być nowy początek Uli i Marka w jakimś sensie też. Nie wiem, co masz na myśli pytając, jaka będzie firma w tym opowiadaniu. Oczywiście o firmie trochę będzie, ale skupiam się głównie na relacjach Ula - Marek. Amicus Pisałam, że będzie ostro i jest. Na razie dominuje wzajemna złość i niechęć. To, że Ula będzie się chciała zatrudnić w F&D było łatwe do przewidzenia, natomiast o ich kolejnym spotkaniu "face to face" nie napiszę, bo przeczytacie o tym w czwartkowym rozdziale. Dziękuję dziewczyny za komentarze. Wszystkie serdecznie pozdrawiam. :) |
MalgorzataSz1 2014.09.21 17:59 |
Lectrice Błędy postaram się zaraz poprawić. Co do treści, to tak naprawdę nie wiem, czy będzie się musiał aż tak bardzo męczyć. Tak naprawdę Marek jest dobrym człowiekiem, ale ten toksyczny związek z Pauliną sprawił, że stał się nerwowy i obcesowy. Nie panuje też czasem nad słownictwem. Pamiętaj, że od czasu ich rozstania do czasu tej rozmowy kwalifikacyjnej minęło około dwóch lub trzech miesięcy. Miał czas, by się uspokoić i wyciszyć. Dzięki za korektę i komentarz. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.09.21 20:54 |
Cos mi sie wydaje, ze Mareczkowi to bedzie zalezalo ale bedzie musial sie nagimnastykowac by Ula zmiekkla... |
MalgorzataSz1 2014.09.21 22:31 |
Lectrice Markowi zawsze zależy i więcej już nic nie napiszę, bo usiłujesz ode mnie wyciągnąć dalszy rozwój sytuacji. Cierpliwości. Do czwartku niedaleko. :) |
justynka29 (gość) 2014.09.22 10:49 |
Ciekawie się zapowiada to opowiadanie. wpadłam tu tylko na chwilę .czekam na ciąg dalszy .Najbardziej jestem ciekawa jaką dycyję podejmię Ula czy będzie pracować w tej firmie czy nie i jak będzie przebiegać spotkanie. bo poprzednienie należały do najmilszych. Ale miłość ma różne początki więc czekam co dalej. |
MalgorzataSz1 2014.09.22 12:57 |
Justyna Dziękuję, że wpadłaś i dziękuję za komentarz. O tym jak ułożą się relacje Uli i Marka już w następnym, czwartkowym rozdziale, na który serdecznie Cię zapraszam. Pozdrawiam. :) |
Madzian (gość) 2014.09.22 15:02 |
Jak to do czwartku nie daleko??? Ja się osobiście nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów! A każdy dzień oczekiwania dłuży mi się niemiłosiernie ;) |
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.09.22 21:05 |
Witaj Małgosiu, Wiem, że nie często się odzywam, ale żyję. Jutro na cysiolove.blogspot.com ukaże się mini. Tak wiem, że wszyscy się cieszą Bardzo się ciesze, że do nas wróciłaś bo ten czas bez twoich opowiadań był prawdziwą katorgą. Juz miałam fajnie rozplanowany czas, wiedziałam kiedy czas na opowiadania a teraz? Musze znów wprowadzić te nawyki. Widzę że wątek powoli się rozkręca, no i bardzo dobrze, już się nie mogę doczekać kolejnej części, z która pewnie zapoznania się dopiero w sobotę Na nieidaelna.blogspot.com nowe posty. Zapraszam serdecznie |
MalgorzataSz1 2014.09.22 21:27 |
Madzian Dasz radę. Już jutro wtorek. Zleci jak nic. Natalia Zaglądałam na Twój blog i czytałam tę mądrą notkę o profesorze. Nie miałam jednak czasu skomentować. Z tym blogiem jestem raczej na bieżąco. Super, że zaczęłaś coś pisać na tym drugim. Dobra i mini, chociaż wolałabym kolejny rozdział opowiadania. W ogóle, to chyba muszę przeczytać je pd początku, bo słabo pamiętam. Już główka nie pracuje tak jak kiedyś. Fajnie, że wpadłaś. Dziękuję też za wpis i serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.09.22 21:49 |
Na ciąg dalszy opowiadania póki co nie ma szans. Musiałabym je pisać po raz kolejny. Niestety technika zawodną jest i mój laptop odmówił posłuszeństwa. |
MalgorzataSz1 2014.09.22 22:09 |
Natalia Ale ja mówię o "Zakochanych", których wstawiłaś już 4 rozdziały na blogu. to chyba nie jest koniec tego opowiadania? |
jute (gość) 2014.09.22 22:30 |
Witaj Małgosiu. Chciałam powiedzieć,że jutro DOPIERO jest wtorek.No al e punkt widzenia zależy jak zawsze od miejsca gdzie siedzi d..pa. Co tu tak cicho? |
MalgorzataSz1 2014.09.22 22:47 |
Jute Już Ci kiedyś pisałam, że chyba wszyscy przenieśli się na blog bezkonkurencyjnej Amicus, bo u mnie frekwencja słaba. Ale nic to. Może sobie przypomną i o mnie, jak nie będą mieli co czytać. Wiem, że czas od niedzieli do czwartku się dłuży, ale już nie chcę zmieniać dni publikacji. Niech już będzie tak jak przed wakacjami. Dwa rozdziały na tydzień to i tak sporo. Jakoś wytrzymacie. :) |
Madzian (gość) 2014.09.22 22:52 |
To może wynagrodzisz chociaż naszą cierpliwość i wstawisz w środę rozdział? :) To zawsze dzień krócej oczekiwania :) |
jute (gość) 2014.09.22 23:32 |
Wytrzymam,bo muszę.Tak właściwie to martwię, się całkiem czym innym.No Małgosiu, puść farbę .Czy wreszcie z tej prawej strony, wiesz tam gdzie tak kolorowo coś się zjawi, no coś nowego ? |
MalgorzataSz1 2014.09.22 23:35 |
Madzian Przynajmniej od roku dodaję rozdziały w czwartki i w niedziele. Tłumaczyłam, chyba Tobie, dlaczego nie mogę dodawać codziennie lub co drugi dzień. To awykonalne, bo musiałabym co miesiąc pisać nowe opowiadanie, a nie tryskam pomysłami. Jeśli wstawię opowiadanie od razu, żeby wynagrodzić Wam czekanie, to dopiero będzie rozczarowanie, dlaczego nie pojawia się kolejne, a może tak być, że kolejnego już nie będzie, jeśli szybko nie wymyślę dobrego tematu. Nie naciskajcie więc. Inne autorki dodają rzadziej niż co trzy miesiące i jakoś nikt się nie skarży, że za rzadko. Trzy dni odstępu między rozdziałami to naprawdę niewiele. Pozdrawiam. :) |
MalgorzataSz1 2014.09.22 23:37 |
Jute Poza ostatnim wystawionym tytułem nie mam nic więcej a najgorsze jest to, że nie mam pomysłu nawet na kontynuację miniatur Biedronki. Mam nadzieję, że szybko to się zmieni i wreszcie wpadnie mi coś do głowy. Oby! |
jute (gość) 2014.09.22 23:58 |
Dziewczyno nie strasz mnie! .Nie potrafię sobie wyobrazić,że twoje pisanie może się zakończyć!.Nawet tak nie myśl!No,non,nein,niet,ne,igen,ochi,ej,nem,nuk! |
MalgorzataSz1 2014.09.23 11:40 |
Jute Nie mam zamiaru Cię straszyć, ale kiedyś musi nadejść taki moment, że człowiek stwierdza, że się wypalił. Myślę, że u mnie nastąpi to już wkrótce, chociaż wcale tego nie chcę. Uwielbiam pisać, ale też muszę mieć o czym, a z tym jest gorzej. |
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.09.23 16:33 |
Nie Małgosiu, to nie koniec. Opowiadanie jest juz w pełni napisane, ale nie mam aktualnie do niego dostępu. Dziś około godziny 18:30 zarówno na cysiolove.blogspot.com jak i na nieidaelna.blogspot.com pojawia się nowe posty, na które serdecznie zapraszam |
jute (gość) 2014.09.24 22:59 |
No , następna część tuż tuż. Zima chyba też,dzisiaj rano na trawie była szadż.Czas schować balerinki,szpilki,tudzież inne lekkie obuwie.Na trapery czas.Witaj Małgosiu, o jakiej porze będzie jutro świerzynka? |
MalgorzataSz1 2014.09.24 23:33 |
Witaj Jute. Najprawdopodobniej rano koło 10-tej, lub nieco wcześniej. Przed 11-stą muszę wyjść z domu i trochę mnie nie będzie, więc rozdział dodam niemal skoro świt. :) |
jute (gość) 2014.09.25 00:19 |
Fajnie ,to akurat przerwa na drugą kawę .Dobranoc |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz