Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"NOWY POCZĄTEK" - rozdział 8

09 październik 2014
ROZDZIAŁ 8


Marek usiadł obok Uli i objął ją ramieniem. Była spięta, ale starała się zachować spokój.
- Kiedy przyjechaliśmy do Ameryki, najpierw zwiedzaliśmy ją. Potem dotarliśmy do Nowego Jorku i wynajęliśmy mieszkanie. Zaczęliśmy szukać pracy. Ja znalazłam ją dość szybko w jednym z banków na Wall Street, ale Igor nie miał tyle szczęścia. W końcu zniechęcony przestał szukać. Motywowałam go i dopingowałam. Przekonywałam, że ciężko nam będzie wyżyć z jednej pensji, ale niespecjalnie się tym przejął. Całe dnie siedział w domu, gapił się bezmyślnie w telewizor i popijał piwo. Zabierał mi pieniądze. Poznał jakieś szemrane towarzystwo składające się z alkoholików, narkomanów i kobiet lekkich obyczajów. Zaczął brać narkotyki i w krótkim czasie uzależnił się od nich. Potrafił znikać z domu na kilka dni zabierając mi wszystkie oszczędności. Nawet nie miałam pieniędzy na jedzenie nie mówiąc już o czynszu. Ja harowałam, a on mnie okradał. Wszystko, co ode mnie wyciągał przeznaczał na prochy i wódę. Zdradzał mnie z tymi dziwkami. Rzeczywiście zaszłam z nim w ciążę. Któregoś dnia wrócił i domagał się pieniędzy. Nie chciałam mu ich dać. Wtedy pobił mnie i zgwałcił. Ta ciąża była właśnie z gwałtu. Niestety sytuacja w niedługim czasie się powtórzyła i po dwóch miesiącach poroniłam, bo zbyt mocno mnie pobił. Odeszłam od niego, ale wiedział gdzie pracuję. Przez niego musiałam odejść z banku, bo nachodził mnie tam i wszczynał awantury domagając się pieniędzy na prochy. Wynajęłam adwokata, który doprowadził do rozwodu. Miałam waszego syna po dziurki w nosie, bo zgotował mi tam na obczyźnie prawdziwe piekło. Po rozwodzie naprawdę nie obchodził mnie jego los i nie wiem co się z nim działo. Potem poznałam Marka. Dzięki niemu odżyłam. Mam spokojny dom i rodzinę. Mamy dziecko i wierzcie mi, że nigdy już nie chcę pamiętać tego amerykańskiego epizodu. Nie chcę pamiętać waszego syna. Sam był sobie winien. Wiem, że nie żyje, że zaćpał się na śmierć, bo doniósł mi o tym mój adwokat, kiedy byliśmy już w Polsce. Mam nadzieję, że zaspokoiłam waszą ciekawość. Mogliście mieć wnuka, gdyby wasz syn nie pastwił się nade mną kopiąc mnie gdzie popadnie, również w brzuch. Michał jest synem moim i Marka. Wasz wnuk byłby znacznie starszy. Prawie o rok starszy. To wszystko, co miałam wam do powiedzenia.
Milczeli przez dłuższą chwilę, wreszcie odezwała się Śliwińska.
- Przepraszamy cię Ula za naszego syna. Nie zasłużyłaś sobie na to wszystko, co cię spotkało. Cieszymy się, że teraz jesteś szczęśliwa. Nie będziemy cię już nachodzić. Powiem jeszcze tylko, że sprowadziliśmy ciało Igora do Polski. Pochowany jest na cmentarzu czerniakowskim, ale po tym co od ciebie usłyszeliśmy nie sądzę, byś chciała odwiedzić jego grób. – Podnieśli się z kanapy. – Przepraszamy raz jeszcze za najście. Byliśmy niemal pewni, że zostało dziecko po Igorze, tymczasem okazało się, że mamy po nim tylko jego mogiłę. Dobranoc Ula. Niech wam się wiedzie.
Zamknęła za nimi drzwi i osunęła się na podłogę. Zaniosła się rozpaczliwym szlochem. Marek podszedł do niej, podniósł ją i mocno przytulił. Długo płakała mocząc mu koszulę i nie potrafiła się uspokoić. Wreszcie ochłonęła nieco i spojrzała mu w oczy. Wyraz jej własnych wstrząsnął nim. Drżącym od płaczu głosem mówiła.
- Do śmierci nie zdołam ci się odwdzięczyć, że nie zaprotestowałeś, że nie zaprzeczyłeś tym kłamstwom, ale uwierz mi, że nie mogłam inaczej. Sama czuję się z tym podle, że musiałam ich okłamać, ale gdybym wyznała im prawdę jestem pewna, że poszliby z tym do sądu. Amerykańskie prawo jest dość jasne i tam być może nie mieliby szans na odebranie mi dziecka, ale tutaj w Polsce wszystko jest możliwe. Wystarczy mieć pieniądze i dobre koneksje, a sprytny adwokat odwróciłby kota do góry ogonem i mogliby wygrać. Nie mogłam do tego dopuścić.
- Wiem Ula, wiem i wcale cię nie potępiam. Na twoim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. Nie obwiniaj się, bo postąpiłaś słusznie. Michał jest twój i to nigdy się nie zmieni.
Posiedział z nią jeszcze chwilę do momentu aż zasnęła. Okrył ją kocem i wyszedł z domu cicho zamykając za sobą drzwi.

We wtorek w firmie rozpętało się prawdziwe piekło. Kiedy Paulina zorientowała się, że dodatki do kreacji będą w postaci sztucznej, a nie prawdziwej biżuterii, dostała wścieklizny. Wparowała z wielkim hukiem do gabinetu Marka wszczynając karczemną awanturę.
- Co to ma być do jasnej cholery?! – Rzuciła mu garścią błyskotek w twarz. – To ja już nie mam nic do powiedzenia w tej firmie?! Co ty sobie wyobrażasz, że wystawię tę taniochę?! Po moim trupie! Masz natychmiast to odkręcić i sprowadzić precjoza od jubilera!
Pomny słów Uli, że krzykiem nic nie wskóra odpowiedział spokojnie.
- Ani mi się śni.
Tymi słowami spowodował jeszcze większą eskalację furii u panny Febo. Nacisnął guzik w telefonie i powiedział.
- Ula przyjdź do mnie i weź ze sobą wszystkie wyliczenia dotyczące pokazu. A ty siadaj – rzucił do Pauliny. Ula weszła z plikiem kartek i zajęła miejsce w fotelu. – Powiedz Paulinie ile oszczędzamy na biżuterii.
- Siedemdziesiąt tysięcy.
- No właśnie. Firmy nie stać na twoje fanaberie. Sztuczna biżuteria jest równie dobra i sprawdzi się świetnie. Za pieniądze zaoszczędzone na jubilerze będę mógł zakupić najlepsze materiały do kolekcji wiosenno-letniej.
- Guzik mnie to obchodzi! Nie będę sygnować własnym nazwiskiem tego chłamu! Ciekawe, że w poprzednich sezonach nie było takiego problemu.
- Nie było, bo nie miałem tak genialnej asystentki. Zdecydowanie za dużo wydajemy na pokazy i czas z tym skończyć. Firma tylko na tym zyska.
- Wręcz przeciwnie. Skompromitujesz ją. Nie sądzisz, że stracimy na wiarygodności? Rozumiem, że to pani jest autorką tego „dzieła” – rzuciła pogardliwie wskazując na plik kartek, które Ula trzymała w dłoni.
- Owszem i jeśli pani nie zgadza się z tym, mam dla pani propozycję. Zapewne jest pani biegła w finansach, a ja chętnie się uczę od kogoś, kto na ich temat ma większą wiedzę niż moja. Zaraz dam pani kopię budżetu. Do pokazu zostały trzy dni. Jeśli prześledzi pani uważnie każdą pozycję i znajdzie taką, która pozwoli zaoszczędzić firmie te siedemdziesiąt tysięcy, to ja z przyjemnością załatwię wynajem klejnotów u tego jubilera.
Paulina siedziała wypięta jak struna i patrzyła na Ulę z tępym wyrazem twarzy.
- Pani chyba żartuje! Ja miałabym się zajmować budżetem? Ani myślę, ale wie pani co? Mój brat jest świetnym ekonomistą i on na pewno przyjrzy się temu dokładnie. Poproszę o tę kopię. Ja tego tak nie zostawię Marek i zobaczysz, że dopnę swego.
- Powodzenia – rzekł znudzonym głosem.

Stukając niebotycznie wysokimi obcasami udała się wprost do gabinetu dyrektora finansowego. Energicznie weszła do środka rzucając mu na biurko plik kartek. Zdziwiony spojrzał na nie, a potem na nią.
- Co to jest sorella?
- Budżet pokazu sporządzony przez asystentkę Marka, tę Cieplak. Czy wiesz co ona wymyśliła? Biżuterię od jubilera zamieniła na jakieś szkiełka twierdząc, że firma zaoszczędzi na tym siedemdziesiąt tysięcy. Marek to poparł i powiedział, że ponoć nie stać firmy na moje fanaberie. Szczyt wszystkiego!
- Żartujesz? – Spojrzał na nią zdziwiony, bo nie sądził, że można było wygenerować tak duże oszczędności, a nie dlatego, że czuł się równie oburzony jak jego siostra.
- Ani mi w głowie! Sam sprawdź.
Pozbierał rozrzucone kartki i zagłębił się w treść.
- Niewiarygodne. Jak ona tego dokonała? – Spojrzał na Paulinę i rzekł. – Sorella, to najlepszy budżet jaki ta firma miała od lat. Wreszcie ten cymbał zrobił coś odpowiedzialnego i zatrudnił genialnego fachowca. Oprócz tych siedemdziesięciu tysięcy wygenerowała oszczędności na kolejne pięćdziesiąt. Jest niesamowita.
- Możesz przestać się nią zachwycać? Masz mi znaleźć jakąś pozycję, która dałaby takie same oszczędności, jakie dała ta biżuteria. Chcę mieć na pokazie oryginały. – Alex pokręcił głową.
- Zgłupiałaś? Tu wszystko jest dopięte do złotówki. Nie ma takiej pozycji, z której moglibyśmy zrezygnować na rzecz twoich błyskotek. To niczym nieuzasadniony wydatek tylko po to, żeby zaspokoić twoje wygórowane ambicje. Nie lubię Marka, ale tu muszę się z nim zgodzić. Spasuj, bo nic nie ugrasz. Nawet jakbyś poszła do Krzysztofa, on poparłby ten budżet w całej rozciągłości. Przestań się już nakręcać i pogódź się z tym. Ja jak najbardziej zgadzam się z tymi wyliczeniami.
Wyszła od niego kompletnie rozczarowana. Nie takiej reakcji się spodziewała z jego strony. Sądziła, że poprze ją, a tymczasem on stanął po stronie swojego największego antagonisty. Miała dość. Nie będzie się już użerać ani z Markiem, ani z jego asystentką. Niech się dzieje co chce. Skoro tak bardzo pragną kompromitacji, ona nie będzie im przeszkadzać i cierpliwie poczeka na tę piękną katastrofę.

Po wyjściu Pauliny oboje odetchnęli. Marek uśmiechnął się do Uli.
- Chyba załatwiliśmy ją bez mydła. Alex jaki by nie był, jest człowiekiem rozsądnym. Jestem przekonany, że będzie pod wrażeniem tego budżetu, bo jest najlepszy od lat. Dzięki tobie. – Zarumieniła się.
- Dzięki nam.
- Co zrobisz z Michałem w sobotę? Mam nadzieję, że będziesz na tym pokazie?
- Oczywiście, że będę. Michała zawiozę rano do Rysiowa. Już rozmawiałam z tatą.
- Zamówię taksówkę i pojedziemy do Łazienek razem. Bankiet skończy się późno, a poza tym musimy uczcić ten pokaz, bo on będzie naprawdę wyjątkowy. Pshemko się postarał.

Istotnie taki się właśnie okazał. Pshemko triumfował. Wybieg, na którym stał kłaniając się nisko publiczności zasypany był kwiatami. Niemal się popłakał z nadmiaru szczęścia. Potem zawisł na szyi Krzysztofa, który gratulował mu geniuszu, by następnie wpaść w ręce Marka, który klepiąc go po plecach powtarzał w kółko.
- Dziękuję ci przyjacielu. Jesteś najlepszy. Jesteś mistrzem. To był piękny pokaz. Dziękuję.
Potem jeszcze wywiady dla prasy i już mogli zacząć świętować. Ula bardzo się postarała. Catering był idealny, podobnie trunki. Zamówiony kwartet przygrywał do tańca. Jedna Paulina siedziała przy stoliku ze skwaszoną miną i przeżywała swoją porażkę. Towarzyszący jej Alex spojrzał na nią i rzekł.
- Rozchmurz się sorella. To był naprawdę udany pokaz, który przyniesie firmie krocie, a to ważniejsze niż jakieś błyskotki. Chodź, zatańczymy. Nie będziemy tutaj siedzieć jak para sztywniaków. – Podał jej dłoń i ruszył z nią na parkiet.
Marek stał wraz z rodzicami i rozglądał się po sali. Wreszcie dostrzegł swoich asystentów i dał znać Maćkowi, żeby podeszli. Przywitali się z seniorami, a Marek zagaił.
- Pozwólcie, że przedstawię wam moich asystentów. To Urszula Cieplak, genialny ekonomista i finansista. Pracowała w Nowym Jorku na Wall Street. Stworzyła dla firmy najlepszy budżet od lat, który przyniósł nam sto dwadzieścia tysięcy oszczędności. A to Maciek Szymczyk, równie wybitny jak Ula. Opracowuje najlepszą strategię dla firmy, którą w niedługim czasie będziemy wdrażać. Ula, Maciek, to są moi rodzice, Helena i Krzysztof Dobrzańscy. – Wszyscy uścisnęli sobie dłonie. Krzysztof szczególną uwagę zwrócił na Ulę. – Piękna kobieta. Zjawiskowa i chyba nie jest obojętna Markowi. Patrzy na nią z żarem w oczach. No, no… - Miło to słyszeć synu, że tak bardzo staracie się dla firmy. To wspaniale, że zechcieliście oboje państwo dla nas pracować. Efekty widoczne są gołym okiem, bo pokaz był wielce udany, a my jesteśmy bardzo dumni z ciebie Marek. – Wzruszył się, bo od zawsze pragnął usłyszeć od ojca te słowa.
- Dziękuję tato. Teraz, jeśli pozwolicie, to chciałbym zatańczyć z Ulą. Ty Maciek też się rozejrzyj, bo pełno tu dzisiaj pięknych panien.
Porwał Ulę na parkiet i niezmordowanie tańczył z nią przez prawie godzinę. Potem trochę odpoczęła i coś zjadła. W czasie, gdy Marek rozmawiał z jakimś gościem pokazu, podszedł do jej stolika Alex Febo. Ukłonił się jej i poprosił o taniec. Nie chciała mu odmawiać. Objął ją wpół i wolno ruszył.
- Wie pani, kim jestem? Nie mieliśmy jeszcze okazji być sobie przedstawieni.
- Pan Febo, dyrektor finansowy.
- Właśnie. Miałem okazję przejrzeć budżet pokazu sporządzony przez panią i muszę przyznać, że zaimponowała mi pani wiedzą i kompetencjami. To prawdziwa rzadkość i bardzo się cieszę, że podjęła pani pracę w tej firmie. Zatrudnienie Pani to najrozsądniejsza decyzja Marka jaką kiedykolwiek podjął. Pani kolega też jest taki zdolny?
- Zdolniejszy. Zdecydowanie zdolniejszy. Na pewno będzie pan miał okazję się o tym przekonać. A wracając do budżetu, to mam nadzieję, że pańska siostra nie jest na mnie bardzo zła za tę sztuczną biżuterię? Nie chciałabym sobie robić tu wrogów.
- Bez obawy. Wyjaśniłem jej w czym rzecz i mam nadzieję, że zrozumiała. Paulina ma czasem zbyt wygórowane ambicje, które niosą za sobą nieuzasadnione koszty. Tak było w przypadku tej biżuterii. Sama się przekonała, że to, czy ona jest sztuczna, czy prawdziwa, jest bez znaczenia, bo i tak nikt nie zwraca na to uwagi.
- Tak właśnie pomyślałam tworząc ten budżet, że nikt się nawet nie domyśli, że ona nie jest oryginalna.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, a po skończonym tańcu Alex odprowadził ją na miejsce. Ucałował jej dłoń mówiąc.
- Bardzo dziękuję za ten taniec i mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się układała pomyślnie i zgodnie. – Zarumieniona spojrzała mu w oczy.
- I ja mam taką nadzieję panie Febo.
- Alex. Po prostu Alex.
- W takim razie Ula. Bardzo mi miło.



Monisia (gość) 2014.10.09 12:33
Super czekam na kolejny rozdał
MalgorzataSz1 2014.10.09 12:52
Dziękuję i zapraszam w niedzielę. :)
Gaja (gość) 2014.10.09 14:33
Witam Małgosiu,
no, no, no, … będzie się działo?! Aleks rywalem Marka?! Co tu dużo mówić, w takim wykonaniu ma duże szanse, jest rozsądny, rzeczowy, miły, przystojny i przede wszystkim nie ciągnie się za nim widmo Casanowy. Ula o Marku dość dużo wie, i tych dobrych rzeczy, ale też i tych złych. Osobiście mogła się przekonać jak Marek potrafi się zachować, jak ostatni cwaniaczek i cham oraz furiat i złośliwiec, ale też jak cudowny i taktowny przyjaciel, który wie kiedy i jak należy pomóc, mądry przełożony, po prostu fajny facet . Nie można zapomnieć, że Ula jest dość mocno doświadczona przez super faceta - świnię miała już za męża. Ale i Marek nie ma zbyt dobrego zdania o kobietach, zwłaszcza po Paulinie.
Ula Aleksa zna tylko z opowiadań Marka, i te informacje nie działają na korzyść Aleksa. Dotychczas nie miała możliwości wyrobienia sobie własnego zdania odnośnie jego osoby. A tu taka niespodzianka, Aleks czarusiem? Aleks przyjacielem?
Widać, że Marek faktycznie lubi Michasia, spędzanie wspólnego czasu sprawia im obu ogromną frajdę. Miło, że to nie jest gra na zdobycie Uli. Wzajemna znajomość Uli i Marka rozwija się powolutku, dobrze, że Marek nie jest nachalny, ale myślę, że taniec Uli i Aleksa może nie spodobać się Markowi, czyżby szykował się napad zazdrości?
Serdecznie pozdrawiam Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.10.09 14:46
Gaju

W tym opowiadaniu Alex nie będzie demoniczny. Owszem trwa w stałym konflikcie z Markiem i ma go za dupka, ale jest też rozsądny jeśli chodzi o sprawy firmy.
Oczywiście, że Marek będzie zazdrosny z powodu tego tańca, ale powstrzyma się od złośliwości i nie będzie nikomu robił awantury. Zresztą awanturowanie się raczej nie leży w jego charakterze. To Paulina miała patent na awantury.
Następny rozdział będzie, że tak powiem zaczątkiem czegoś wyjątkowego. Niebagatelną rolę odegra tu Michał, ale o tym w niedzielę.

Bardzo Ci dziękuję za kolejny, długi komentarz. Czytam z prawdziwą przyjemnością.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
K. (gość) 2014.10.09 14:54
Się dzieje. Sprawa z rodzicami Igora zamknięta i dobrze. Marek jest Ulką coraz bardziej zafascynowany, ona na razie takich objawów nie ma :). Natomiast pojawia się Alex, któremu Ulka chyba wpadła w oko. Czyżby jakaś rywalizacja o jej względy. Ciekawe, ciekawe. Pozdrawiam.
Anonimowy (gość) 2014.10.09 15:58
Małgosiu! Już od jakiegoś czasu regularnie czytam Twoje opowiadania, ale do tej pory brakowało mi odwagi, żeby zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Przeczytałam wszystkie Twoje historie, ale nie włączałam się w dyskusję, bo nie miałam za dużo czasu by coś sensownego napisać, a poza tym (jak już wcześniej wspomniałam) nie miałam na tyle odwagi. Teraz postanowiłam to zmienić i przynajmniej raz na jakiś czas naskrobać parę zdań :) Wiem, że każdy kolejny komentarz jest dodatkową motywacją dla autora. To taki dowód, że to co się robi mam sens.;)
Przede wszystkim chciałam napisać, że bardzo, ale to bardzo podobają mi się Twoje opowiadania. One są po prostu cudowne, fantastyczne, genialne, rewelacyjne, piękne, wzruszające i bardzo emocjonujące. Czytając każdy rozdział po prostu na chwilę odrywałam się od rzeczywistości. Te historie są po prostu doskonałą odskocznią od tego szaroburego, złego, brudnego świata. Oczywiście nie zawsze wszystko mi się podobało(np. uczłowieczanie Aleksa. Dla mnie Febo jest tym złym i koniec. Ale to Ty jesteś tutaj autorką, więc masz prawo zmieniać charakter bohaterów i ja doskonale to rozumiem.), niemniej jednak z wielkimi wypiekami na twarzy pochłaniałam każdą następną cześć i odliczałam dni między jednym, a drugim rozdziałem. Nie wyobrażam sobie momentu, w którym mogłoby zabraknąć wpisów na blogu. Czytając komentarze pod poprzednimi rozdziałami zmartwiłam się, kiedy napisałaś, że nie masz pomysłu na następne opowiadania i liczysz się z tym, że możesz przestać pisać. Ja nie dopuszczam do siebie takiego obrotu spraw i liczę, że wena znowu Ciebie 'nawiedzi'. Serdecznie pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2014.10.09 16:06
K.

Nie będzie rywalizacji o względy Uli i Marek może być spokojny. Febo jest tylko pod wrażeniem jej zmysłu ekonomicznego i profesjonalizmu. On kochał tylko jedną kobietę i na tym zakończył.

Anonimowy.

W Twoim komentarzu padło tyle przymiotników pod adresem mojego pisania, że zaczęłam się rumienić.
Bardzo to miłą świadomość, że ujawniła się kolejna czytelniczka, a jeszcze milsza, że podoba Ci się to, co piszę.
Żeby było trochę optymistyczniej, to powiem, że coś zaczęłam, ale czy to będzie dobre, naprawdę nie wiem. Pomysły nadal nie szaleją w mojej głowie, ale może jednak w końcu zaczną. Bardzo nie chciałabym zakończyć działalności na blogu i wierz mi, że robię wszystko, żeby tak się nie stało.

Wielkie podziękowania za długaśny, wspaniały komentarz.

Serdecznie Cię pozdrawiam licząc rzecz jasna na kolejne. :)
lectrice (gość) 2014.10.09 18:21
Malgosiu, ja o Tobie nie zaomnialam ale dopiero co wrocilam i jeszcze musze wyjsc... przeczytam, skomentuje ale za jakic czas.
Pozdrowionka
Michał (gość) 2014.10.09 19:04
Swietny pomysł na całkiem inny scenariusz Brzyduli;) miło się czyta, bez większych trudów. Tekst jest całkiem przyjemny więc pewnie i to sprawia, że już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału
MalgorzataSz1 2014.10.09 19:23
Lectrice

W porządku. Nie śpiesz się. Ja nigdzie się nie wybieram. :)

Michał.

Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam. :)
jute (gość) 2014.10.09 20:22
Witaj Małgorzato.Popatrz znowu nie wigilia a Aleks przemawia ludzkim głosem.Jeszcze trochę a facet zacznie mi się podobać.Gdyby mu ten placek na głowie trochę potarmosić ,to można by pomyśleć co dalej.Jeżuniu,Małgosiu,wszystko przez Ciebie.Strzyka mnie w kościach,syndrom SKS w pełni rozwinięty, a tu jakieś kudłate myśli mi łażą po głowie. Nic to .Jak powiedział ktoś mądry wszystkie kudłate myśli kiedyś wyłysieją.Widzę ,że Ula już całkiem zawojowała Marka.Facet poczuł ,że słaba kobietka potrzebuje opieki i będzie się nią opiekować.Tylko u Ulki to nie jest jakaś taktyczna zagrywka i dziewczyna może się w pewnym momencie zdziwić, że Marek ma już dla ich znajomości całkiem konkretne plany.Ale wiem,że wszystko się dobrze skończy i to jest najwspanialsze .Kończę Małgosiu ,bo muszę jeszcze zejść na dół .Zaplanowałam dzisiaj sobie strzelić ..ciasto.Przynajmniej tyle.Pozdrawiam i czekam do niedzieli.
jute (gość) 2014.10.09 20:30
Ło matulu.! Jakiś rodzynek nam się objawił. A ja tu takie bezeceństwa wypisuję. No to mam nauczkę.
Michałku, mam nadzieję,że jesteś pełnoletni?.Jak nie, to zamknij oczy kiedy czytasz moje wpisy.
MalgorzataSz1 2014.10.09 20:50
Jute

Ja też już cierpię na SKS od dawna, więc witaj w klubie kochana. Co do Michałka, to chyba jednak jakiś spamer, których nie znoszę, bo reklamują na blogach różne usługi. Jego adres mailowy wygląda dość podejrzanie, ale ponieważ tylko ja mam do niego dostęp nie będę usuwać tego komentarza. Być może, że Michał to też miłośnik Brzyduli.
Jego imiennik nieco namiesza w kolejnym rozdziale i da Uli sporo do myślenia, ale zanim do tego dojdzie będę pisać trochę o Maćku. W końcu Szymczyk też jest wybitny i musi nieco błysnąć intelektem.

A jakie ciasto pieczesz?
Pozdrawiam Jute. :)
lectrice (gość) 2014.10.09 21:38
i oni nadal nic... a gdzie momenty....
Byczkow nie dojrzalam....
Strasznie oni grzeczni.... Mareczek blyska oczkami tylko...
A ona nadal nic... nic a nic...
Aleks tu nie jest zagrozeniem choc tak konczysz jakby byl....
Zaniepokojenie mnie ogarnia..... a moze Aleks jej zaproponuje randke... taka jawna... do Mareczka sie troszke przyzwyczaila, no wlasnie... przyzwyczaila...
Oj, do niedzieli, cos sie moze wyjasni....
Moze niech ida do jakiegos parku z nierownymi kraweznikami i niech Ula sie potknie i w ramiona Mareczek ja zlapie... no pomoz im bo jacys niegramotni... :)

Pozdrawiam...

lectrice (gość) 2014.10.09 21:49
Dlaczego Jute poluje na ciasto wieczorowa pora ?
MalgorzataSz1 2014.10.09 22:55
Lectrice

Cierpliwości kobieto!!! Momenty też będą. Jak czytam to co piszesz, to myślę sobie, że właściwie mogłam trzasnąć jeden rozdział i zawrzeć w nim wszystko. Miałabyś i początek i końcóweczkę. Takie dwa w jednym.
Żadna randka z Alexem. Ulka jest już oswojona przez Mareczka. Przywykłą do jego towarzystwa, a inni faceci jej nie obchodzą i nawet się za nimi nie rozgląda. Musi jeszcze tylko uświadomić sobie, lub musi ktoś jej uświadomić, że Marek jest tym jedynym i będzie po sprawie.

Cieszę się, że nadal brak czterokopytnych.'
Dziękuję i pozdrawiam. :)
jute (gość) 2014.10.09 23:02
No i już.Bounty piekłam.Wiesz cienki ciemny biszkopt,potem sporo kokosu a na górę gorzka czekolada.Da się jeść
Lectrice ,jak brak grubego zwierza to muszę ustrzelić przynajmniej ciasto. A że wieczorem?.Tłumaczyłam.Jestem pół pyra.Czyli jestem skąpa (albo rozsądna,możesz wybrać).Piekarnik jest na prąd.A tańsza ,nocna taryfa zaczyna się o 21.Kumasz?
jute (gość) 2014.10.09 23:11
Ty ,Małgosiu widzisz jakie nasza Lectrice,ma opracowane taktyki? Szkoda że jestem już lekko stetryczała bo może na jakoweś nauki bym do pani psorki poszła? No ale tak właściwie,to podobno na naukę nigdy nie jest zbyt póżno i nigdy jej dość.Lectrice a obcas Ci kiedyś nie trzasął,albo nie trafił się jakiś farmaceuta .No wiesz on nie zajarzył a Ty obiłaś sobie swój tylny atawizm?
MalgorzataSz1 2014.10.09 23:37
Jute

Przesadzasz z tym stetryczeniem. Jeszcze poruszasz się o własnych siłach, więc nie jest tak źle.
Poza tym sprecyzuj sformułowanie "tylny atawizm"? hahaha.
lectrice (gość) 2014.10.09 23:42
Jute, ja jestem z tych duuzych i raczej nieobcasowych... nie mialo sie co lamac...
Za to kiedys ze schodow zlecialam... i to dwa razy... i zadnego nie bylo obok by ratowac... zle moment wybralam...
A ciacho noca fajna rzecz... szczegolnie lizanie garnkow przed snem....
jute (gość) 2014.10.10 00:17
Małgosiu.Elegancko i właściwie kość ogonowa,obiegowo dupa.Od lizania garnków jest kto inny.Tez już lekki wybrak z napęczniałym kaloryferkiem i ufajdaną czekoladą pidżamką.Nie chce ktoś? odstąpię .
Justynka29 (gość) 2014.10.10 12:23
Świetny rozdział. Ula i Marek dobrze się dogadują zarówno w sprawach służbowych jak i prywatnych. Zaskoczyłaś z tym ,że pojawili się rodzice Igora. Czy oni jeszcze się pojawią? Czekam na ciąg dalszy .Jakoś nie umiem sobie wyobrazić Aleksa jako dobrego.Pozdrawiam .
MalgorzataSz1 2014.10.10 14:37
Justyna

Przecież nie pierwszy raz opisuję Febo jako w miarę porządnego człowieka. Każdy może się zmienić zarówno pod wpływem drugiego człowieka jak i pod wpływem ciężkich przeżyć.
Dzięki, że czytasz. Pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.10.10 20:51
Jute, co do tylniego atawizmu , to ja nie tylko sobie go kiedys obilam ale i polamalam.... Jak lecialam z tych schodow to zaden rycerz sie nie pojawil.... a ja mialam mimo wszystko nadzieje... i nastepnego dnie poslizgnelam sie na tych samych schodkach... rycerz ksiazecy nadal mial mnie gdzies lecz kosc ogonowa sie zbiesila i mnie pokarala....
jute (gość) 2014.10.10 23:37
Biedna Lectrice ze strzaskaną dupą.Ty sobie swja miotełkę puchem gęsim chyba teraz mościsz? Ale tak poważnie to lepiej upaść na dupę niż na głowę i wysokość mniejsza i urazy mimo ,że bolesne to mniej niebezpieczne. Miałaś szczęście w nieszczęściu. Mam nadzieję ,że ktoś Ci to ała potem podmuchał ,no bo podobno wtedy mniej boli.Ja często zaliczam glebę zwłaszcza zimą.Stromo tu jak diabli i często pługi nie dają rady odgarniać śniegu.( ja sama wychodząc z domu odgarniam śnieg do bramki a wracając robię to samo w druga stronę bo znowu tego cholerstwa nasypało).Pod śniegiem jest często miejscami prawdziwe lodowisko..Jak klapnę na swój wielki rozmiar ,to potem już tylko się rozglądam,na którym płocie się lepiej zatrzymać.Za pierwszym razem przeżyłam szok,ale teraz jakoś mniej się boję tych upadków, tak właściwie to szkodzą tylko mojemu ego i portkom.
Magda (gość) 2014.10.10 23:40
Hej! Trafiłam tu przypadkiem, ale już wiem, że będę miała dość długą lekturę. Zaciekawiłaś mnie i już umieram z ciekawości co dokładniej się działo od początku. zaraz wracam do lektury, ale wpierw pogratuluje, bo naprawdę super rzecz Ci wyszła :) Czyta się lekko i przyjemnie bez przynudzania - brawo! Pozdrawiam!
MalgorzataSz1 2014.10.11 12:31
Magda

A ja bardzo się cieszę, że dołączyłaś do grona moich czytelniczek. Mam nadzieję, że zaliczysz też wcześniejsze opowiadania i być może spodobają Ci się. Na kolejną część tego zapraszam Cię już jutro do południa.

Dziękuję za miły wpis i serdecznie Cię pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2014.10.11 12:48
Jute, tylek strzaskalam jak bylam na studiach... potem na kole ratunkowym siedzialam jak sierota boza... i bylo to zima i schodki byly oblodzone... po pierwszym upadku wypuscili mnie z przychodni... nastepnego dnia troche sie zdziwili, ze mnie widza.... no ale wtedy to juz bylam polamana... a tylka w gips nikt nie chce ladowac.... A ze zlaman to jeszcze zaliczylam maly palec u nogi.. tez w gips nie laduja... skad ten moj wstret do gipsu????
Uwazaj na lodzie... zima idzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz